Skocz do zawartości


Zdjęcie

Challenger gotowy do startu - czyli samookłamanie.


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

#1

Zbeeanger.
  • Postów: 504
  • Tematów: 67
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 9
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Zadajmy sobie pytanie, czy ci, którzy wbrew stanowczym ostrzeżeniom o prawdopodobnym niebezpieczeństwie, zadecydowali o wystrzeleniu wahadłowca, nie byli ofiarami samookłamywania?

Dołączona grafika

Bo jak inaczej można wyjaśnić decyzję zezwalającą na start, wydana przez ludzi, którzy wiedzieli o istniejącym ryzyku?
Start wahadłowca 28 stycznia 1986 roku oglądały miliony widzów na ekranach telewizyjnych jak i rodziny kosmonautów, obserwujący wydarzenie na żywo wraz z resztą wielbicieli kosmicznych eksploracji. Media poświeciły mu szczególną ze względu na osobę jednego członka załogi jakim była
Christa McAuliffe.
Dołączona grafika
Telewizyjna widownia obejmowała wiele dzieci, wraz z klasą astronautki. Zaplanowała przeprowadzenie lekcji z przestrzeni kosmicznej. W dwudziestej siódmej sekundzie lotu jej marzenie zostało tylko marzeniem, wahadłowiec eksplodował, cała załoga ( 7 osobowa) przebywająca na pokładzie zgineła.
Dołączona grafika
Dołączona grafika

Wieczór poprzedzający start Challengera, grupa inżynierów z Morton Thiokol (M.T.), firmy, która zbudowała rakiety nośne, oficjalnie zaleciła odroczenie startu, ponieważ zapowiadane na noc niskie temperatury mogły poważnie zmniejszyć elastyczność gumowych pierścieni uszczelniających. Będąc świadomym zagrożenia i konsekwencji spowodowanej przez taką awarię ( wydobywające się paliwo mogłoby spowodować eksplozję) inżynierowie z M.T. zadzwonili do Narodowej Agencji do spraw Areonautyki i Przestrzeni Kosmicznej (NASA), jednogłośnie żądając opóźnienia startu zaplanowanego na następny ranek.

Sam termin startu był przesuwany już trzykrotnie, tym samym naruszając obietnice NASA, o rzekomych przewidywalnych rozkładów lotów wahadłowców. Lawrence Mulloy, szef programu rakietowego NASA, spierał się z inżynierami z M.T., twierdząc że brakuje wystarczających dowodów, iż niskie temperatury uszkodzą pierścienie uszczelniające. Mulloy rozmawiał tego wieczora z szefem M.T. Bobem Lundem który potem składał zeznania przed komisją prezydencką powołaną do zbadania przyczyn katastrofy Challengera. Lund zeznał, że Mulloy powiedział mu wtedy, by założył na swoją głowę czapkę menadżerską zamiast inżynierskiej. Prawdopodobnie idąc za tą radą, Lund wycofał swój sprzeciw wobec startu, podejmując decyzję wbrew opiniom i ostrzeżeniom podległych mu inżynierów. Mulloy kontaktował się również z Joe Kilministrem, jednym z wiceprezesów M.T., prosząc go jednoczesnie o podpisanie zgody na start. Kilminister zrobił to o 23.45, wysyłając faxem do NASA pozwolenie na start. Allan McDonald, który był dyrektorem programu rakietowego w M.T. , odmówił podpisania oficjalnej zgody na wystrzelenie wahadłowca( dwa miesiące później miał opuścić tę firmę).
Dołączona grafika
L.Mulloy


Komisja prezydencka wraz z postępem śledztwa odkryła, że czterem kluczowym członkom wyższej kadry kierowniczej w NASA, odpowiedzialnym za zezwolenie na start, nigdy nie powiedziano o sporze pomiędzy inżynierami z M.T. i zespołem kierującym programem rakietowym NASA, tego wieczora kiedy podjęto decyzje o starcie wahadłowca.
Byli to: Robert Sieck, szef wahadłowca w Centrum Kosmicznym im. Kennedy’ego; Gene Thomas, dyrektor odpowiedzialny za wystrzelenie wahadłowaca w Centrum Kennedy’ego; Arnold Aldrich, szef systemów transportowych w Centrum Kosmicznym im Johnsona w Houston i dyrektor wahadłowca Moore. Wszyscy oni mieli później zeznać, że nie poinformowano ich o sprzeciwie inżynierów M.T. wobec decyzji startu.

Dołączona grafika

Jak Mulloy mógł wysłać wahadłowiec w powietrze, będąc świadomy możliwości jego eksplozji?
Jednym z nasuwających się wyjaśnień jest możliwość samookłamywanie, którego stal się ofiarą w warunkach bardzo dużej presji, istotnie dochodząc do przeświadczenia, że inżynierowie wyolbrzymiają ryzyko, które w rzeczywistości można zaniedbać. Jeśli Mulloy naprawdę był ofiarą samookłamywania, to czy możemy obciążać go odpowiedzialnością za błędne decyzje?

Dołączona grafika

Przypuśćmy, że ktoś inny okłamał go i powiedział mu, że nie ma żadnego niebezpieczeństwa. Z pewnością wtedy nie obwinilibyśmy Mulloya za podjęcie błędnej decyzji. Czy jest jakaś różnica, jeśli to on sam siebie okłamał? Myślę, że chyba nie, jeśli naprawdę to zrobił. Problem polega na tym, czy było to samo okłamanie czy błędna ocena, która została dobrze zracjonalizowana.
Musimy porównać to co wiemy o Mulloyu, z jednym z wyrazistych przykładów samookłamywania, rozważanych przez specjalistów, aby odpowiedzieć na powyższe pytanie.

Pacjent śmiertelnie chory na raka, który wierzy, że wyzdrowieje, choć jest wiele oznak szybko rozwijającego się nowotworu, podtrzymuje fałszywe przekonanie. Podobnie czyni Mulloy, wierząc, że wahadłowiec może bezpiecznie wystartować w swoją podróż.( Można wykluczyć ewentualność, że Mulloy był pewny, że dojdzie do eksplozji). Pacjent chory na raka wierzy w wyleczenie wbrew wyraźnym faktom. Wie, że coraz bardziej traci siły, a ból staje się coraz bardziej dotkliwy, ale obstaje przy tym że to chwilowe pogorszenie stanu jego zdrowia. Mulloy również podtrzymuje swoje fałszywe przekonanie wbrew faktom( znał opinie inżynierów), że niska temperatura może uszkodzić pierścienie uszczelniające i wyciekające paliwo może przyczynić się do eksplozji rakiety. Tym nie mniej odrzuca ich opinie jako przesadzone.
Wbrew temu co napisano powyżej, nie mówi nam, czy pacjent cierpiący na raka, albo też Mulloy, to świadomy kłamca czy ofiara samookłamywania. Koniecznym warunkiem, by można tak było mówić o samookłamywaniu, jest niezdawanie sobie sprawy przez człowieka, który wprowadza siebie w błąd, z motywu skłaniającego go do podtrzymywania fałszywego przekonania. Pacjent cierpiący na raka nie jest świadomy tego, że jego samookłamywanie bierze się z niezdolności stawienia czoła lękowi przed bliską śmiercią. Ten element- czyli niezdawanie sobie sprawy z motywacji leżącej u podstaw samookłamywania- nie występuje w wypadku Mulloya.

Kiedy Mulloy powiedział Lundonowi, by ten założył swoją czapkę menadżerską, pokazał, że jest świadomy, co trzeba zrobić dla podtrzymania przekonania, iż start nie należy wstrzymywać.
Richard Feynman, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki, który został członkiem prezydenckiej komisji badającej katastrofę Challengera, napisał o menedżerskiej mentalności, która wyznaczyła poczynania Mulloya:
Kiedy zakończono program lotów na Księżyc, NASA (musiała)… przekonać kongres, że istnieje program, który tylko oni są w stanie zrealizować. By tak się stało, konieczne jest( przynajmniej konieczne było w tym wypadku- przesadzanie: przesadzanie jak ekonomiczny byłby wahadłowiec, przesadzanie, jak często mógłby latać, przesadzanie, jak bardzo byłby bezpieczny, wyolbrzymianie faktów naukowych, które zostałyby odkryte”.
Magazyn „Newsweek” napisał: „ W pewnym sensie Agencja wydała się ofiarą swojej własnej rozdmuchanej reklamy, zachowując się w taki sposób, jak gdyby lot kosmiczny rzeczywiście był sprawą równie banalną, co wycieczka autobusowa”.

Dołączona grafika

Mulloy był tylko jednym z wielu w NASA, którzy podtrzymywali te przesadzone wizje. Musiał obawiać się reakcji Kongresu, gdyby trzeba było po raz czwarty opóźnić start wahadłowca. Zła prasa, podważająca przesadzone twierdzenia Agencji, mogłaby wpłynąć na przydział funduszy w przyszłości. Miażdżąca krytyka ze strony mediów po kolejnym przełożeniu terminu startu mogła się wydawać nieunikniona. Niebezpieczeństwo związane z pogodą nie było rzeczą pewną. Nawet sami inżynierowie, którzy sprzeciwiali się wystrzeleniu wahadłowca, nie mieli absolutnej pewności, że nastąpi eksplozja. Niektórzy z nich relacjonowali później, że zaledwie na sekundy przed wybuchem myśleli, iż być może do niej nie dojdzie.

Powinniśmy potępić Mulloya za jego błędną ocenę, za przedłożenie względów menedżerskich nad obawy inżynierów. Hank Shuey, specjalista od bezpieczeństwa rakiet, który analizował dane na prośbę NASA, powiedział; To nie był błąd w projekcie. To był błąd w ocenie”. Nie powinniśmy wyjaśniać czy usprawiedliwiać błędnych sądów odwołując się do samookłamywania. Mulloy zasługuje również na potępienie za niepoinformowanie przełożonych, do których należało ostatnie słowo w sprawie startu, co robi i dlaczego.

Dołączona grafika

Feynman przedstawia przekonywujące wyjaśnienie, dlaczego Mulloy wziął odpowiedzialność na siebie. „ Faceci, którzy próbują przekonać Kongres do swoich projektów, nie chcą słuchać takiego gadania( o problemach, ryzyku). Wolą nie słyszeć, bo wtedy mogą być bardziej”uczciwi”, nie chcą znaleźć się w takim położeniu, że okłamują Kongers. Tak więc dość szybko postawy zaczynają się zmieniać: nie przyjemna informacja ‘z dołu’ – Mamy problem z uszczelkami-powinniśmy to naprawić, zanim polecimy- jest blokowana przez grube ryby i szefów średniego szczebla, którzy mówią:- Jeśli powiesz mi o problemach z uszczelkami, będziemy musieli powstrzymać start wahadłowca i naprawić to-. Albo –Nie, kontynuujcie procedure startową, bo inaczej będzie źle wyglądało-, lub –Nie mów mi, nie chcę o tym słuchać-. Być może nie mówią otwarcie: - Nie mów mi- ale zniechęcają do komunikowania, co sprowadza się do tego samego”

Decyzja Mulloya, by nie informować przełożonych o ostrym sporze wokół wystrzelania wahadłowca, mogłaby być uważana za kłamstwo pominięcia. Skoro kłamanie ma miejsce wtedy, kiedy ktoś w sposób zamierzony, z wyboru, wprowadza w błąd drugą osobę bez żadnego uprzedzenia, że to nastąpi. Nie ma znaczenia, czy do kłamstwa dochodzi w wyniku powiedzenia czegoś nieprawdziwego, czy też pominięcia istotnej informacji. Różnice są tylko w sposobie, bo efekt jest ten sam.

Kwestia uprzedzenia jest bardzo istotna. Aktorzy nie są kłamcami, w przeciwieństwie do ludzi podszywających się pod kogoś innego, ponieważ widownia jest uprzedzona, że będzie odgrywana jakaś rola. Nieco mniej jednoznaczny jest poker, w którym reguły gry zezwalają na pewien rodzaj oszukiwania, jakim jest blef. Podobnie w kupowaniu nieruchomości nikt nie powinien oczekiwać, że sprzedający na samym początku szczerze ujawni swoją rzeczywistą cenę.

Jeżeli Feynman ma rację, jeśli ludzie z wierzchołka kadry kierowniczej NASA zniechęcali do komunikowania, w istocie rzeczy dając do zrozumienia: - Nie mów mi-, to mogłoby to być uznane za uprzedzenie. Mulloy i przypuszczalnie inni w NASA wiedzieli, że złe wieści i trudne decyzje nie powinny być przekazywane „górze”. Jeżeli tak było, to Mulloy nie powinien być uważany za kłamcę z powodu niepoinformowania przełożonych, ponieważ oni pozwolili na oszukiwanie i wiedzieli, że nie zostaną powiadomieni. Przyczynili się do powstania okoliczności prowadzących do wydania przez niego błędnego sądu i do jego decyzji, by ich nie angażować.

Dołączona grafika

Dołączona grafika

Źródło - LINK na podstawie
Telling Lies: Clues to Deceit in the Marketplace, Politics, and Marriage.
  • 4



Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych