Slowa, ktore uwazam za jedne z najpiekniejszych i najmadrzejszych jakie zdarzylo mi sie uslyszec, siegajace istoty naszego czlowieczenstwa. Pewien czlowiek pomogl dwojgu obcokrajowcow, znanych mu wlasciwie tylko z widzenia. Pomogl tak naturalnie i oczywiscie jakby bylo absolutnie niemozliwym ze moze odmowic. Faktem jest ze mogl tej pomocy udzielic, faktem jest takze ze nie wiedzac wlasciwie nic o ludziach ktorym pomogl, ryzykowal. Gdy mu o tym powiedzialam, zdziwil sie ze mozna zakladac z gory czyjas nieuczciwosc, pomoc bowiem byla pozyczka. Podziekowania przyjal machnieciem reki, slowa ze niewielu ludzi zrobiloby to co on, skwitowal krotko: jezeli moge komus pomoc, dlaczego mialbym tego nie zrobic? Nie powodowala nim falszywa skromnosc - wiedzial ze nam pomogl, dla niego rzeczywiscie byla to rzecz normalna, niewarta gadania. Nie dla wdziecznosci, nie dla nagrody w niebie, nie po to by zamanifestowac swoja laskawa dobroc, nie temu ze tak mu nakazuje religia; zrobil to bo nie wyobrazal sobie ze mozna nie pomoc, ze mogac - mozna nie chciec. Dlatego te slowa: jesli moge cos zrobic, dlaczego tego nie zrobic - uwazam za tak istotne, Zrobic cos dla kogos, nie dlatego ze tak wypada, zeby nie okazac sie zlym, zeby inni widzieli nasza dobroc, zeby zdobyc miejscowke w kolejce do nieba, zeby, zeby...zrobic cos dla kogos bez " zeby", bez oczekiwan na wzajemnosc, na wdziecznosc na odplacenie tym samym, bez oczekiwan na nagrode w niebie, bez kija i marchewki. Zrobic cos dla kogos ot tak, po prostu, po ludzku. Bo jesli mozna - czemu nie? Jezeli mozna....zawsze mozna cos dla kogos zrobic. Czemu wiec nie?
Rozwijajac nieco temat - jesli sprawia mi przyjrmnosc rozmowa z kims, jesli cieszy mnie czyjas obecnosc, jesli podziwiam czyjas madrosc, doceniam towarzystwo - dlaczego nie wyrazic tego? Czasami mam wrazenie ze latwiej nam chlostac chocby slowem w rozmowie, niz poglaskac, ze zatrzymujemy w sobie te dobre uczucia, bez skrupulow rzucajac mniej dobrymi. A kazdy chyba woli glaski niz ciosy. Wiec czemu nie wyrazamy siebie poprzez to co czujemy do osob z ktorymi jest nam po drodze, ktore dziela nasz sposob widzenia swiata, nasza wrazliwosc. Zadziwiajaco skapimy slow uznania, usmiechow, rozrzucajac nieufne, podejrzliwe spojrzenia, ironiczne usmieszki, zimne, oschle slowa. Jakbysmy tkwili zamknieci w naszym strachu przed zranieniem, nie potrzebujac nikogo i niczego, aby nie zostac odtraconym, wysmianym, niedocenionym. Jakby sciana strachu przeslaniala to co w nas najcenniejsze - nasze ludzkie cieplo plynace z serca, wrazliwe na innych. Reagujace gdy trzeba zareagowac. Nie skapiace siebie nikomu, nie wydzielajace i nie pozyczajace, a zwyczajnie dzielace sie tym co ma z tymi ktorzy potrzebuja tego. Pol na pol; kromka chleba, dobrym slowem, usmiechem. Wsparciem gdy jest potrzebne, i pomocna dlonia. Jestesmy tacy.
I zupelnie nie widze powodu zeby nie podziekowac Mag za jej obecnosc tu, za jej przecudnie ciepla, zlocista energie ktora mnie tu przyciagnela. Zeby nie powiedziec Aidil ze podziwiam jej swiatlo, ktore jest promieniem morskiej latarni wskazujacym droge zblakanym wedrowcom. Zeby nie wyrazac radosci ze spotkania z madrymi, wrazliwymi, niezwyklymi ludzmi ktorych spotykam na swojej drodze. Wlasciwie spotykam glownie takich, innych staram sie zrozumiec.
I bardzo jestem ciekawa opinii, refleksji, innych punktow widzenia na temat: jezeli moge cos zrobic dla kogos, dlaczego tego nie zrobic. Najmniejsze cos to zawsze wiecej niz nic.
Użytkownik aya edytował ten post 22.08.2013 - 23:40