Skocz do zawartości


Zdjęcie

Kennedy'ego zabił własny ochroniarz?


  • Please log in to reply
15 replies to this topic

#1

pishor.

    sceptyczny zwolennik

  • Postów: 4740
  • Tematów: 275
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 16
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

John F. Kennedy został zastrzelony przez własnego ochroniarza? Taką wersję sugeruje najnowszy dokument poświęcony zamachowi na amerykańskiego prezydenta. Ile w nim prawdy?
(...)
Film dokumentalny "The Smoking Gun" stawia nową tezę: prezydent Kennedy miał być przypadkowo postrzelony przez niezdarnego agenta tajnych służb.
Chodzi o agenta George’a Hickeya, który feralnego dnia był jednym z ochroniarzy prezydenta. Według twórców filmu, w momencie, gdy Lee Harvey Oswald otworzył ogień w kierunku Kennedy’ego, Hickey sam przypadkowo pociągnął za spust.
Prawda o tym zdarzeniu miała zostać świadomie przykryta, by zaoszczędzić wstydu agencji bezpieczeństwa.
(...)
źródło : http://wiadomosci.on...chroniarz/qlmt4


To mogłoby jakoś tłumaczyć teorię "wędrującej kuli"... 8)



Przy okazji, inny ciekawy artykuł dotyczący tego tematu:

Tajemnicze kule i śmierć JFK
Wybitni eksperci domagają się ponownego zbadania pocisków, które zabiły Kennedy\'ego

Być może John F. Kennedy padł jednak ofiarą spisku. Ekspertyzy, świadczące, iż tylko jeden zamachowiec strzelał do prezydenta, są całkowicie błędne.
Tak przynajmniej twierdzi William Tobin, przez 20 lat pracujący dla FBI jako główny specjalista od analiz metalurgicznych. Tobin nie jest ekscentrycznym zwolennikiem teorii konspiracyjnych, lecz cieszy się opinią znakomitego eksperta. Badał dowody w spektakularnych sprawach, takich jak atak bombowy na gmach federalny w Oklahoma City w 1995 r. i katastrofa boeinga linii TWA, który w 1996 r. eksplodował nad Long Island. Kiedy Tobin odszedł z Federalnego Biura Śledczego, zdobył wielki rozgłos, podał bowiem w wątpliwość metodę, za pomocą której FBI przez dziesięciolecia określała zawartość ołowiu w pociskach z broni palnej, aby w ten sposób zidentyfikować podejrzanych. W 2003 r. Narodowa Akademia Nauk USA uznała wnioski Tobina za słuszne i FBI zrezygnowała z kontrowersyjnego sposobu analiz.
Tobin postanowił, że wykorzysta najnowsze zdobycze nauki,aby rzucić nowe światło na największą zagadkę historii Stanów Zjednoczonych - tajemnicę śmierci Johna F. Kennedy\'ego.

(...)

autor: Krzysztof Kęciek

źródło: http://www.przeglad-...kule-smierc-jfk
  • 1



#2

daxx.
  • Postów: 558
  • Tematów: 116
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Nie wierzę w taką wersję wydarzeń. Facet nie byłby w stanie żyć przez 50 lat ze świadomością, że zabił prezydenta. A odpowiednie służby pozbyły by się niewygodnego świadka.

Zobaczcie jakie napięcie w ludziach nastąpiło po "katastrofie Smoleńskiej". Same samobójstwa.
  • 1



#3

pishor.

    sceptyczny zwolennik

  • Postów: 4740
  • Tematów: 275
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 16
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

nie mówię, że ja wierzę :roll:
Niemniej, koncepcja - mocno nowatorska. Chyba przyznasz.
A co do życia z poczuciem winy... No cóż... Jak sobie przypominam, to takich na przykład bonzów hitlerowskiego aparatu zagłady, próbowano latami wyłapywać w różnych egzotycznych krajach - nie przypominam sobie wielu przypadków, w których zgłaszaliby się oni do odpowiednich organów z powodu doskwierającego im poczucia winy.
Wiem, że porównanie może mało adekwatne - chodziło mi raczej o to, że różni ludzie maja różną wrażliwość. To, co jednemu mocno doskwiera, inny wytłumaczy sobie w sposób odpowiednio mu pasujący i będzie wygodnie żył w poczuciu, że wszystko jest fajnie...
  • 2



#4

Manajuma.
  • Postów: 192
  • Tematów: 15
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Nie wierzę w taką wersję wydarzeń. Facet nie byłby w stanie żyć przez 50 lat ze świadomością, że zabił prezydenta.



Należy jednak pamiętać o podstawowej kwestii. W chwili zamachu na FBI miało jakieś 50 lat, a służby bezpieczeństwa mające zapewnić prezydentowi ochronę korzystały z opracowanych przez lata rozwiązań. Żeby zostać ochroniarzem głowy państwa już wtedy trzeba było spełnić dziesiątki kryteriów, a to oznacza, że ludzie, którzy zostali do tego wybrani, byli najlepszymi agentami ze wszystkich. Testy psychologiczne wyłaniały tylko najtwardszych psychicznie ludzi, którzy będą w stanie znieść najgorsze, czyli np. takie zdarzenia jak to opisane w temacie.

To zawiła teoria, ale jest prostsze rozwiązanie. W przypadku wątpliwości moralnych zrobiliby z ukrycia zdjęcia jego córce, dając tym samym solidny argument do zachowania ciszy. Czy jest ktoś znający metody pracy służb wywiadowczych, kto by nie uległ takiej sile perswazji?

Użytkownik Manajuma edytował ten post 30.07.2013 - 22:28

  • 0

#5

coley.
  • Postów: 120
  • Tematów: 1
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

rozumiem ze chodzi o tego ochroniarza ktory siedział w samochodzie przez Kennedym ?

nie jestem ekspertem ale wydaje mi się ze to musiał by byc jakis potężny kaliber, zeby z broni krótkiej nawet z tak bliskiej odległości praktycznie urwać człowiekowi głowe a ochroniarze i policja zazwyczaj kojarzą mi sie z malymi kalibrami w stylu 9mm
  • 0

#6

pishor.

    sceptyczny zwolennik

  • Postów: 4740
  • Tematów: 275
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 16
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

rozumiem ze chodzi o tego ochroniarza ktory siedział w samochodzie przez Kennedym ?

No i właśnie to jest ciekawe.
W samochodzie, oprócz JFK i Jackie (kanapa z tyłu), siedziało tylko cztery osoby. Gubernator Connally z żoną (fotele w środku) oraz ochroniarz z kierowcą (przednie fotele).
Wokół samochodu nie było agentów, a tylko kilku motocyklistów z eskorty (jadących nieco z tyłu). Jedyny agent (poza tym siedzącym obok kierowcy) pojawił się przy samochodzie dopiero po strzale, który trafił Kennediego w głowę. I na pewno nie miał w ręku żadnej broni - inaczej nie udałoby się mu wdrapać na tylną maskę auta. Przypadkowy strzał w trakcie tej wspinaczki więc odpada.
Podobnie, przypadkowo nie mógł wystrzelić ten agent siedzący z przodu - widać by to było na filmie Zaprudera http://www.youtube.c...h?v=-r0JojdpJoI
O jakim więc agencie mowa?

Użytkownik pishor edytował ten post 31.07.2013 - 12:49

  • 0



#7

erebeuzet.
  • Postów: 865
  • Tematów: 31
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Ciekawy komentarz do tej wiadomości zamieszczono na onecie. Nie pamietam gdzie, ale już się z tym zetknąłem.
Może ktoś mnie oświeci i przypomni lub podważy ową teorię...

OTO PRAWDA, DLACZEGO PREZYDENT J.F. KENNEDY MUSIAŁ ZGINĄĆ - czy za próbę likwidacji FRB czyli żydowskiego Federalnego Banku Rezerw? - z cyklu fakty i mity o Ameryce

Niedawno minęła 45 rocznica zamordowania prezydenta Johna Kennedy'ego. W środkach masowego przekazu wiele mówiło się o teoriach konspiracyjnych. Mówiono również o Oswaldzie, o kubańskiej mafii, o rosyjskim wywiadzie, o wojnie w Wietnamie itd. Jednak nikt nie odważył się powiedzieć, że w 1963 r. Stany Zjednoczone znalazły się w bardzo podobnej pozycji do tej dzisiejszej. Tuż przed śmiercią, J.F.Kennedy dowiedział się o czymś makabrycznym o czym próbował poinformować Amerykanów.

12 listopada 1963 r., przemawiając do studentów Uniwersytetu Columbia Kennedy miał powiedzieć: ...że stanowisko prezydenta zostało użyte do zorganizowania spisku, który zniszczy wolność. Zanim opuszczę Biały Dom - muszę o tym poinformować amerykańskich obywateli. W dziesięć dni później został zamordowany.

Kennedy widział, że Stany Zjednoczone zostały porwane i wykorzystywane do zniewalania innych narodów, w imię bogacenia się małej grupy ludzi. Jednym z najpoważniejszych, choć głęboko ukrywanych problemów Ameryki, była jej ekonomia, a w zasadzie nazywany „ekonomią" system otwartego rabunku wspieranego aktami prawnymi. Kennedy, w przeciwieństwie do wielu amerykańskich prezydentów był człowiekiem inteligentnym. Szybko zorientował się, że Stany Zjednoczone, wskutek machinacji finansowych, utraciły niepodległość i wiedział, że proces uzdrawiania Ameryki musi się rozpocząć od uzdrowienia jej finansów. Aby wytłumaczyć bliżej jak funkcjonował i nadal funkcjonuje twór, który nazywa się amerykańską ekonomią, proponujemy uważnie zastanowić się nad następującym opisem.

KTO TU ZWARIOWAŁ?

Wyobraźmy sobie wygodne życie, które znajduje się w zasięgu naszej ręki. Najpierw zdecydujmy, jaka kwota miesięcznie będzie nam wystarczała na prowadzenie takiego życia. Powiedzmy, iż wystarczy nam 12,500 dolarów tygodniowo. Wszyscy Państwo zgodzicie się chyba, że można za to spokojnie i wygodnie żyć.

Aby w pełni korzystać z życia, które za te pieniądze można kupić, życzymy sobie otrzymywać pieniądze codziennie. I tak, w poniedziałek, zasiadamy rano do biurka, wyjmujemy książeczkę czekową i wypisujemy czek na 2,500 dolarów. Idziemy do sklepu. Kupujemy to, czego nam potrzeba, a resztę bierzemy w gotówce. Na tym kończy się nasza poniedziałkowa praca. Teraz możemy zająć się przyjemnościami.
We wtorek rano, wyjmujemy książeczkę czekową i wypisujemy czek na 5,000 dolarów. Idziemy do sklepu, zamieniamy go na gotówkę i wysyłamy 2,500 dolarów do banku, dla pokrycia naszego poniedziałkowego długu. Reszta jest nasza i ponownie możemy się pogrążyć w słodkim nic nieróbstwie, po dniu „ciężkiej pracy". W środę rano wypisujemy czek na 7,500 dolarów. Idziemy do sklepu, zamieniamy na gotówkę, wysyłamy 5,000 do banku a 2,500 jak codziennie, wydajemy na nasze przyjemności. W sobotę i w niedzielę nie wypisujemy czeku, przecież nie możemy ciężko pracować w weekend? Wreszcie czas na odpoczynek i używanie życia.

Piękne życie, prawda? Każdy z nas tak by chciał. Najcięższą pracą jest wypisanie czeku i pofatygowanie się do sklepu, a potem już sielanka. Dlaczego więc nie możemy tak żyć? Ponieważ bank w pewnym momencie powie: „Kolego, znajdź sobie inną dojną krowę. Oddawaj forsę, bo jak nie to ci zamykamy kredyt". Ale zaraz, zaraz. Czy bank może tak zrobić? Nie! Bank musi trzymać otwarty kredyt, dokąd będziemy spłacali dług. A my przecież codziennie spłacamy dług z poprzedniego dnia. Więc kiedy ta sielanka może się skończyć? W momencie, gdy dojdziemy do limitu wysokości naszego kredytu.

Ale zaraz, zaraz. Komputer bankowy, liczący napływające pieniądze jest całkowicie ogłupiały. Dlaczego? Ponieważ kilka dni musi upłynąć od momentu kiedy wymienimy nasz czek na pieniądze w sklepie, do momentu, kiedy bank dostanie faktyczne pieniądze. Więc czas, po którym bank zorientuje się, że jest oszukiwany, znacznie się wydłuży.

Sielanki dopełniłby mały, niewiele znaczący fakcik... - gdybyśmy posiadali możliwość regulowania wysokością naszego kredytu (podnosić go w nieskończoność). Wtedy dopiero moglibyśmy tę naszą „ciężką pracę" (wypisywanie czeków), przekazać, jako biznes rodzinny dzieciom.

W ekonomii, to nasze wypisywanie czeków nazywa się „możliwością kreowania kredytu". Możliwość ta potrafi mylić wszystkich. Kasjer w sklepie wierzy, że posiadamy pieniądze na pokrycie naszego czeku. My, płacąc do banku udowadniamy, że posiadamy dobre intencje spłacenia naszego długu. Skoro nasze intencje są uczciwe, to bank też nie będzie miał do nas pretensji, a będzie zadowolony, że ma dobrego klienta, który obraca pieniędzmi. Na koncie zawsze będą pieniądze na pokrycie naszego czeku. Więc po co całą sprawę nagłaśniać? A poza tym, przecież tak działa całe państwo amerykańskie.

Skarb Stanów Zjednoczonych sprzedaje ludziom swoje akcje skarbowe (treasury bills), zanim zbierze w podatkach pieniądze na ich pokrycie. Wielkie korporacje funkcjonują w taki sam sposób. Gdy przychodzi do zapłaty długu, korporacje te po prostu dokonują bankowego refinansowania. Podczas tego procesu część długu jest umarzana. Zarówno Stany Zjednoczone, jak i wielkie biznesy, stosują te praktyki dzień po dniu. Kiedy czeki są za duże żeby można je było wymienić na gotówkę w jednym sklepie, do biznesu włącza się następny sklep, i następny, i następny i tak dalej...

Skarb państwa, od 1971 r., tworzy bezwartościowe papiery, nazywane ‘bondami’. Następnie wymienia je w banku na gotówkę, wypisuje nowe i zastawia w banku, jako zabezpieczenie na te stare. Tyle, że te nowe bondy są coraz większe.

Bankierzy, gdy zorientowali się, że w tym systemie są „nabijani w butelkę", zaczęli się bronić. Zaczęli kreować dolary - czyli papier bez pokrycia. Papier ten nie posiada w niczym żadnego zabezpieczenia, ani nie można za niego zapłacić. W ten sposób banki mogły kupować od nas, zwykłych obywateli dając za naszą pracę kawałek bezwartościowego papieru. My nie możemy domagać się, by banki wykupiły ów bezwartościowy papier od nas, za coś rzeczywiście wartościowego, ale banki mogą domagać się byśmy natychmiast po wypisaniu czeku oddali jego równowartość. Taki system jest doskonały do momentu, kiedy nie zamknie się kredytu. Wtedy trzeba zacząć spłacać zaciągnięte długi.

W międzyczasie - długi się kumulują. W naszym przykładzie, pod koniec roku musielibyśmy wypisywać dzienne czeki o wartości 620 tys. dolarów. Wypisując czeki i nic nie wnosząc do ekonomii, zabieralibyśmy codziennie z rynku, zupełnie za darmo 2,500 dolarów. W ten sposób, każdego dnia, kreowalibyśmy sztuczne zapotrzebowanie na towary za 2,500 dolarów. To z kolei, spowodowałoby zachwianie równowagi ekonomicznej i w konsekwencji utratę wartości dolara. Czyli inflację.

Normalna ekonomia powinna funkcjonować zupełnie odwrotnie. Zanim wypisalibyśmy czek, musielibyśmy mieć w banku pieniądze na jego pokrycie. Dlatego, stąd, dla gospodarki światowej, jest już tylko równia pochyła, prowadząca w przepaść.

Poprzez wykreowanie sztucznego zapotrzebowania na produkty, czyli pieniądze kredytowe i zachwiania równowagi gospodarczej, zaczynamy negatywnie oddziaływać na wolny rynek. Za nieistniejące pieniądze kredytowe kupujemy towar, który nie powinien zostać wyprodukowany, lub; który należeć powinien do kogoś innego, (kto dysponuje prawdziwymi pieniędzmi). Aby zrównoważyć tę sytuację produkuje się dolary, które nie mają i nigdy nie będą posiadały żadnego pokrycia w towarze.

W takiej sytuacji produkcja jest skrzywiona poprzez sztuczne zapotrzebowanie. Jakbyśmy dolali wody do benzyny. Im większe jest sztuczne zapotrzebowanie (woda) tym słabsza jest benzyna, której siła powinna być kształtowana w oparciu o zasadę wolnego rynku (popytpodaż). Im benzyna jest słabsza, tym bardziej traci na wartości. Im bardziej traci na wartości, tym więcej musimy lać do baku i więcej musimy płacić. Tak samo z dolarami. Im są słabsze, tym więcej musimy ich wydać, by nabyć coś konkretnego. W ekonomii nazywa się to „zwyżką cen", a naprawdę powinno się nazywać „zmniejszeniem wartości dolara".

W chwili, gdy na rynek wystawione zostaje coś, co nie posiada prawdziwej wartości, otwierają się nieskończone możliwości manipulacji i korupcji. Wolny rynek może być kontrolowany i podrabiany. Jedyną obroną wolnego rynku byłoby zastosowanie czegoś, co posiada realną wartość, jako odpowiednik wartości pieniądza. Tradycyjnie są to metale szlachetne. I tak, analiza ceny srebra informuje nas, że tylko w latach 1964 (rok po śmierci Kennedy'ego) do 1971, wolny rynek został podrobiony o 97%.

Powróćmy jeszcze raz do naszego przykładu. Wiemy już, że pod koniec pierwszego roku naszego „nowego biznesu", musimy codziennie wypisywać czeki na 620 tys. dolarów. Okazuje się jednak, że w celach bezpieczeństwa sklep może przyjąć tylko czeki o wartości 20,000 dolarów. Oznacza to że pod koniec roku aby prowadzić dalej nasz biznes, musimy korzystać z 31 sklepów. Liczba ta z dnia na dzień musi się zwiększać. W pierwszym roku wymienialiśmy czeki w 31 punktach. W następnym musieliśmy to robić w 62 punktach itd. Jak długo mogłoby to trwać, zanim okaże się, że założone przez nas 2,500 dolarów naszego dziennego zysku nie wystarcza już na papier, na czeki i wynajem ludzi, którzy biegają po sklepach, by czeki puścić w obieg, a następnie do banku, by wpłacić pieniądze?

Po dość krótkim czasie okaże się, aby wyjąć nasze 2,500 dolarów, musimy ponieść koszty w wysokości 180 tys. dolarów dziennie. Matematyka jest matematyką, ekonomia ekonomią i obie rządzą się twardymi zasadami. Czy teraz już widzimy, że taki system może prowadzić tylko w przepaść? Jeżeli cała ekonomia bazuje na kredycie, to może zrobić tylko jedno - zbankrutować! Tylko jak może zbankrutować światowa ekonomia?
Widząc straszliwe niebezpieczeństwo, prezydent Kennedy, wykorzystując swe specjalne prezydenckie uprawnienia, uiścił rozkaz wykonawczy E.O. 11 110. Rozkazem tym prezydent starał się zwrócić Stany Zjednoczone, odebrane amerykańskim obywatelom.

Każdy prezydent Stanów Zjednoczonych posiada możliwość wydania nadzwyczajnego rozkazu. Wydaje go w momencie, gdy istnieje realne zagrożenie i nie ma czasu, by uchwalić ustawę, która by to zagrożenie zmniejszyła, lub zażegnała.

8 czerwca 1798 roku, prezydent George Washington napisał pismo do przedstawicieli rządu, w którym nakazał sporządzenie raportu: by mnie zadziwić pełnym, precyzyjnym i wyraźnym określeniem, co się dzieje na polu polityki Stanów Zjednoczonych na polu działania każdego przedstawiciela rządu. Pismo to stało się zaczątkiem czegoś, co obecnie znane jest jako prezydencki rozkaz wykonawczy Executive Order. Przodkami tego typu rozkazów były proklamacje prezydenckie i inne prezydenckie instrumenty których zadaniem było nakazanie podjęcia bezpośredniej akcji.

Rozkazy wykonawcze wykorzystują w pełni przywileje prezydenckie. Kierowane są do agencji i departamentów rządowych, albo uiszczane w sytuacji zagrożenia, kiedy nie ma czasu na uchwały parlamentu. Np. prezydent Roosevelt wydał rozkaz wykonawczy (E.O. 9066) 19 lutego 1942 r., który nakazywał internowanie obywateli amerykańskich japońskiego pochodzenia. Rozkazy wykonawcze charakteryzują się tym, że, na bazie konstytucji USA, muszą zostać wykonane.

Jedynym rozkazem wykonawczym, który został całkowicie zignorowany, był rozkaz E.O. 11 110, wydany przez J. F. Kennedy'ego, 4 czerwca 1963 roku, a więc na kilka miesięcy przed zabójstwem.

ROZKAZ WYKONAWCZY E.O. 11 110

Pierwszy powojenny, realny zamach na Amerykę przeprowadził prezydent Harry Truman w 1951 roku. Wydał rozkaz wykonawczy E.O. 10 289. W rozkazie czytamy: Sekretarz Skarbu jest tu i teraz odpowiedzialny za wykonywanie następujących opisanych poniżej funkcji prezydenckich bez aprobaty, zatwierdzenia, ratyfikacji czy innej akcji prezydenta. Następnie rozkaz wymienia i opisuje wszystkie te funkcje. Wynika z nich, że od tego momentu Sekretarz Skarbu może i powinien wykonywać zadania bez angażowania nimi prezydenta. Zadania te dotyczą polityki ekonomicznej i monetarnej. Oznacza to że całą władzę nad ekonomią USA i ich systemem monetarnym oddano w ręce elity finansowej. Elita ta mogła rządzić bez powiadamiania o swych krokach prezydenta USA, nie mówiąc już o takim „drobiazgu", jak parlament. Całą władzę nad finansami przejęła organizacja zwana „Federalny Bank Rezerw" (Federal Reserve Bank - FRB).

Prezydent Kennedy zorientował się, czym grozi taka sytuacja. Chcąc ratować resztki ekonomii i wykupywanej własności Stanów Zjednoczonych, uiścił E.O. 11 110. W zasadzie była to poprawka do E.O. 10 289 Trumana, ale wywracała ona całą elitę finansową. Kennedy rozkazał, by Skarb USA wypuścił certyfikat na posiadane srebro. Na każdą posiadaną uncję srebra musiałby być wystawiony rachunek. Tylko takiego rachunku można by było używać jako pieniądza. Innymi słowy, wyprodukowano by tylko taką ilość dolarów, jaka miałaby pokrycie w srebrze. Kontrola tej produkcji znajdowałyby się w rękach rządu. Kennedy zdecydował się na srebro zamiast złota, ponieważ rynek srebra jest dużo trudniej kontrolować, tym samym trudniej go podrobić. Kennedy postanowił wypuścić w obieg 4,3 miliarda dolarów, powstałych w oparciu o realną wartość posiadanego srebra, w oparciu o skarb państwa, a nie FRB (kredyty).

Ten ruch natychmiast wyrzuciłby z biznesu organizacje finansowe, oczyściłby giełdę ze spekulantów i zmusił do zawieszenia spekulacyjnej działalności FRB. Ukrywa się też fakt, że tego samego dnia, kiedy Kennedy podpisał E.O. 11 110, podpisał również ustawę o zmianie rewersu amerykańskiego dolara, na złoty. Ustawa dotyczyła pieniędzy o nominale 1 i 2 dolary. Do dzisiaj są w Stanach Zjednoczonych osoby, które posiadają takie pieniądze. Po zabójstwie Kennedy'ego natychmiast wycofano je z użycia. Najwyraźniej E.O. 11110 był tylko pierwszym krokiem prezydenta do całkowitego uzdrowienia amerykańskiej ekonomii i wydarcia jej z rąk międzynarodowej finansjery.

Przeciętny Amerykanin myśli, że Federalny Bank Rezerw jest urzędem rządu amerykańskiego. Nic bardziej mylnego! FRB jest monopolistyczną prywatną organizacją, która żeruje na rządzie USA i na amerykańskich obywatelach. Korzyści w tym układzie odnoszą tylko amerykańscy i zagraniczni członkowie wielkiej finansjery, posługującej się ułudą pieniędzy, a faktycznie działającej na nieograniczonych kredytach. W ten sposób, kontroluje się „demokratyczne" wybory na wszystkich szczeblach, oraz parlamenty i ustawy prawne. Naczelnym zadaniem mediów jest takie przedstawianie współczesnego świata, aby w żadnym wypadku nie dotknąć tych schematów - byście Państwo nie zaczęli rozumieć, że to Wy za to wszystko płacicie, podczas gdy ktoś inny siedzi i wypisuje czeki.

W aktach Biblioteki Kongresu USA, znajduje się bardzo ostra wypowiedź Louisa McFaddena, szefa kongresowej komisji bankowej.

10 czerwca 1932 r. tak przedstawił zaistniałą sytuację:
Panie Marszałku! Posiadamy w naszym kraju jedną z najbardziej skorumpowanych instytucji, jaka kiedykolwiek istniała na świecie. Mówię o Federalnych Bankach Rezerw. Banki te... wyciągnęły od rządu Stanów Zjednoczonych i obywateli USA wystarczającą ilość pieniędzy, byśmy spłacili nasze narodowe zadłużenie spłacili po kilka razy. Te diabelskie instytucje doprowadziły mieszkańców Stanów Zjednoczonych do życia w biedzie i ruiny, doprowadziły same siebie do bankructwa - i praktycznie doprowadziły do bankructwa rząd Stanów Zjednoczonych. Stało się to poprzez administrowanie prawem... i przez skorumpowane działania spragnionych pieniędzy sępów, które je kontrolują.

Siła elit finansowych w USA jest prawie nie do pomyślenia. Rząd dał pozwolenie elitom na drukowanie pieniędzy, które elity te, następnie pożyczają z powrotem rządowi na całkiem pokaźny procent. Rząd używa podatków, by pokryć ten procent. Czyje więc są Stany Zjednoczone? Czy tych, którzy za to płacą (zwykli obywatele)? Czy tych, którzy pośredniczą w wymianie pieniędzy (rząd)? Czy może tych, którzy pieniądze produkują i pożyczają (wypełnij sam...)?

Kennedy przewidywał, że tak się stanie. Próbował temu zapobiec, więc musiał zostać usunięty. Oto cała teoria konspiracyjna. Reszta (mafia, wywiady, wojny itd.) to są tylko pochodne.


  • 11

#8

manitoris.
  • Postów: 790
  • Tematów: 4
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

ludzie sa tak oglupieni i zastraszeni dniem powszednim ze tego nie rozumieja i nawet nie probuja zrozumiec tylko neguja z uporem..
  • 1

#9

daxx.
  • Postów: 558
  • Tematów: 116
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

nie mówię, że ja wierzę :roll:
Niemniej, koncepcja - mocno nowatorska. Chyba przyznasz.

(...)

A co do życia z poczuciem winy... No cóż... Jak sobie przypominam, to takich na przykład bonzów hitlerowskiego aparatu zagłady, próbowano latami wyłapywać w różnych egzotycznych krajach - nie przypominam sobie wielu przypadków, w których zgłaszaliby się oni do odpowiednich organów z powodu doskwierającego im poczucia winy.
Wiem, że porównanie może mało adekwatne - chodziło mi raczej o to, że różni ludzie maja różną wrażliwość. To, co jednemu mocno doskwiera, inny wytłumaczy sobie w sposób odpowiednio mu pasujący i będzie wygodnie żył w poczuciu, że wszystko jest fajnie...


Bardzo nowatorska koncepcja i rozumiem, że tylko informujesz nas o niej i możesz się z nią nie zgadzać.

Faktycznie porównanie do zbrodniarzy niekoniecznie trafione. Tamci to jednak okrutni zwyrodnialcy byli. Tu jak ktoś wspomniał ludzie mocno wyselekcjonowani, najlepsi z najlepszych.

Upierać się jednak będę, że życie z takim piętnem, byłoby ciężkie.
  • 0



#10

Avenarius.
  • Postów: 894
  • Tematów: 12
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

O ile przypadkową śmierć prezydenta możnaby jeszcze rozważać, o tyle zgony dwóch jego braci (jednego również zamordowanego, drugiego uznano za zmarłego, po tym jak wyparował w trakcie lotu swoją awionetką) wyraźnie wskazują że tu nic przypadkowego nie ma. Erebeuzet, jak to mówią amerykanie, "has nailed it". Zdecydowanie międzynarodowa elita bankowo-biznesowa, operująca niewyobrażalnymi kwotami jest kilką w granicach której możliwości leży eliminacja nawet samego prezydenta USA. Na dobra sprawę, gdyby poskładać wszystkie elementy układanki, to wyłoni nam sie obraz w którym liberalna demokracja z ludem pełniącym funkcję suwerena, stanowi tylko parawan, za którym ukrywają się reżyserowie centralnie sterowanego spektaklu zwanego światową polityką. Ten stan rzeczy jest zresztą logiczną konsekwencją demokratyzacji mechanizmów sprawowania władzy. O ile w średniowieczu władza arystokracji feudalnej opierała się na niepodważalnych podstawach własnej siły militarnej rycerstwa oraz własnosćiowym posiadaniem lwiej części nieruchomości, o tyle pozycja władzy demokratycznej, elekcyjnej, kadencyjnej, zależnej od nastrojów ciemnego ludu jest bez porównania słabsza. Można nawet stwierdzić że demokratyzacja doprowadziła do powstania swoistej próżni, w której lud głosujący jest po prostu zbyt głupi żeby pełnić wyznaczoną przez system funkcję, natomiast wybierany przezeń rząd nie ma niezbędnego oparcia dla spełnienia swojej esencjalnej roli, czyli po prostu rządzenia. W tę próżnię weszli posiadający jedyną realną władzę w takim układzie, czyli pieniądze. Pieniądze nie tylko odziedziczone, jak w przypadku elity feudalnej która na dłuższą metę okazała się niezdolna aby dziedziczne bogactwa zachować, i wypadła z "gry o tron" kiedy rewolucja przemysłowa zmieniła jej zasady, ale bogactwa zdobyte własnym ponadprzeciętnym sprytem i cwaniacwem. Nic przeto dziwnego, że tacy ludzie, z łatwoscią wyłuskali kontrolę z rak motłochu, a z jego demokratycznych reprezentantów uczynili powolne kukły, wykonujące ściśle wszystkie polecenia, w zamian za okruchy z pańskiego stołu (które jednak ze względu na samą objętość "stołu" są i tak sumami nieosiągalnymi dla uczciwie charujących prostaczków). Co prawda od czasu do czasu znajdzie się jakaś drzazga w trybach tej globalnej maszynerii wyzysku i tyranii, ale jak pokazują przypadki Kennedyego czy Kaczyńskiego nie są to przeszkody których na dłuższą metę, z większym lub mniejszym nakładem wysiłków nie dałoby sie usunąć.
  • 0

#11

daxx.
  • Postów: 558
  • Tematów: 116
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Zestawiłeś w jednym zdaniu dwa nazwiska: Kennedy i Kaczyński. Eeeh...
  • 1



#12

Avenarius.
  • Postów: 894
  • Tematów: 12
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Kaczyńskiego co prawda najprawdopodbniej zlikwidowali z zemsty Rosjanie, ale ta śmierć przyśpieszyła proces przejmowania władzy absolutnej przez kukiełki które nadzoruje miniser finansów z importu.

Pamiętaj, że bardzo niewiele brakuje Ci do urlopu. Kolejna wypowiedź nie na temat zostanie odpowiednio wynagrodzona.
Dołączona grafika
edycja:
ultimate

  • 0

#13

pishor.

    sceptyczny zwolennik

  • Postów: 4740
  • Tematów: 275
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 16
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Wracam do tego tematu, bo wreszcie udało mi się (na Discovery Historia) oglądnąć dokument "The Smoking Gun", o którym pisałem w pierwszym poście.
Post nosi tytuł tematu, bo powinien być jego początkiem - niestety, tak się złożyło, że kiedy go pisałem, nie miałem możliwości oglądnięcia filmu, mogłem tylko przeczytać krótką wzmiankę o nim.
Teraz to naprawiam.


Film jest tak niesamowity, że aż dech zapiera - tzn. nie tyle sam film, co teoria w nim przedstawiona.
A brzmi ona, najkrócej mówiąc, tak - JFK nie zginął od kul Lee Harvey'a Oswalda.
I są w nim na to przedstawione dowody.
MOCNE dowody. Postaram się je przedstawić w tym poście.
Ale po kolei.

KENNEDY'EGO ZABIŁ WŁASNY OCHRONIARZ?

0. WSTĘP

"W piątek 22 listopada około godziny 11.50 samochody z prezydentem Kennedym, jego żoną Jacqueline, a także gubernatorem Teksasu Johnem Connallym i jego małżonką, ruszyły z lotniska Love Field. Limuzynę marki Lincoln prowadził agent Secret Service William R. Greer, a obok niego siedział jego kolega po fachu Roy H. Kellerman. Tuż za limuzyną prezydenta jechał tzw. „samochód tropiący”, w którym znajdowało się ośmiu agentów Secret Service. Za agentami ochrony jechał samochód z drugą parą i gubernatorem Ralphem Yarborough i kolejny samochód z ochroną wiceprezydenta".

źródło 

Głównym bohaterem filmu jest Howard Donahue, któremu, jako jedynemu, udało się sprostać testowi, jaki w 1967 r. zainicjowała telewizja CBS, która postanowiła sprawdzić, czy przy użyciu broni, z jakiej strzelał Oswald, w czasie, w jakim (podobno) oddał trzy strzały, jest możliwe aby trzykrotnie trafić do poruszającego się celu. Wybudowano wieżę strzelniczą odpowiadającą wysokości na jakiej znajdowało się stanowisko Oswalda, a następnie kazano 11 ochotnikom strzelać do tarczy strzelniczej, poruszającej się po torze odpowiadającym trasie przejazdu limuzyny prezydenckiej. Tylko Donahue sprostał temu zadaniu. Wprawdzie udało mu się to dopiero przy trzeciej próbie ale w czasie 5,6 sec. trzykrotnie trafił do tarczy. Wkrótce po tym teście, popularny magazyn dla mężczyzn "True Man's Magazine" (poświęcony głównie polowaniom) poprosił go o skomentowanie efektów pracy Komisji Warrena.
Tak zaczęła się (trwająca 25 lat) przygoda Howarda Donahue ze sprawą zabójstwa JFK. Film, poświęcony jest głównie jego śledztwu i jego efektom.

Drugim bohaterem jest Colin McLaren, emerytowany śledczy policji australijskiej, który po 18 latach służby zainteresował się efektami śledztwa Donahue i uzupełnił je swoimi odkryciami, w śledztwie prowadzonym po decyzji o odtajnieniu dokumentów z zamachu w Dallas przez administrację Billa Clintona. Duża część ustaleń zaprezentowanych w filmie jest efektem jego śledztwa.

Bohaterem trzecim, jest agent Secret Service, z ochrony prezydenta - George Hickey.

1. SECRET SERVICE
Agenci z bezpośredniej ochrony JFK nie popisali się tego dnia - to pewne. Ciekawe jest jednak, że w noc, poprzedzającą zamach, wykazali się jeszcze większym brakiem profesjonalizmu. Spędzili ją mianowicie na popijawie ze striptizerkami, w hotelowym barze, która trwała do piątej nad ranem (służbę rozpoczynali o 7-ej). Pytany o to przed Komisją Warrena ich szef James Rowley, nie był jakoś szczególnie zaszokowany. Jego zdaniem, sytuacja że agenci Secret Service nie wysypiają się przed służbą, nie jest niczym nadzwyczajnym. O skutkach spożywania alkoholu - nie wspominał. Chociaż przewodniczący komisji - Warren, wręcz sugerował, że mogło to mieć duży wpływ, na fakt, iż nie potrafili dostrzec Oswalda w oknie składnicy (co udało się przynajmniej kilku świadkom). Dziwne było też zachowanie agentów po zamachu. W szpitalu w Parkland, po stwierdzeniu zgonu prezydenta, agenci za wszelką cenę i jak najszybciej starali się nie dopuścić do przeprowadzenia autopsji na miejscu, wbrew przepisom federalnym, a lekarzowi, który chciał ich powstrzymać przed przewiezieniem zwłok na lotnisko, zagrozili, że zrobią to "choćby po jego trupie"

2. ZAMACH
Jak wiadomo, na podstawie śledztwa i dochodzenia Komisji Warrena, do JFK oddano trzy strzały. Wersja oficjalna mówi, że strzelał Lee Harvey Oswald, który korzystał z karabinku włoskiej produkcji Manllicher Carcano model 91/38, kaliber 6,5 mm. Oddał z niego trzy strzały, w przeciągu 5-6-ciu sec. Dwa z nich (pierwszy i trzeci) trafiły do celu, a jeden był chybiony (drugi). Zabójca strzelał z okna składnicy książek ulokowanego na 6-tym piętrze budynku.
Komisja Warrena stwierdziła, że Oswald był JEDYNYM zamachowcem i to na nim ciąży zarzut zabójstwa prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Praktycznie od samego początku, wersja oficjalna była podważana.  
Jej przeciwnicy uważali, że mało prawdopodobnym jest by strzelec o takich umiejętnościach jak Oswald, przy pomocy broni tak zawodnej jak karabin Carcano, w czasie tak krótkim (6 sec.), był w stanie:
po pierwsze - wogóle oddać trzy strzały
po drugie - trafić, chociażby dwukrotnie, do ruchomego celu
Kwestia ilości strzałów była o tyle sporna, że karabin Carcano, nie był jakimś szczególnym cudem techniki. Była to dość przestarzała konstrukcja (produkowano go w latach 1891-1945), przeznaczona dla wojska, mająca na dodatek tendencję do zacinania się.
Został on zakupiony przez Oswalda w sklepie wysyłkowym i, co ciekawe, był on najtańszym modelem z tych, które miał do wyboru - razem (z dość prymitywnym celownikiem) kosztował niecałe 20 dolarów.
Kwestia umiejętności Oswalda była niemniej sporna. Wprawdzie służył on w U.S. Marines ale jego osiągnięcia na strzelnicy, (w trakcie służby) były dość przeciętne. Na dodatek, miejsce z którego strzelał nie było optymalne. Wprawdzie samochód, w którym jechał JFK poruszał się z niewielką prędkością (12 - 18 km/h) ale oddalał się od strzelca, a jego trasa prowadziła po lekkim łuku (co ciekawe, strzały nie padły wtedy, kiedy samochód wchodził w zakręt (mniejsza prędkość - cel dużo bliżej, bo ok 30 m) na wprost okna z którego strzelał Oswald ale wtedy kiedy z niego wychodził (i przyspieszał - cel dużo dalej, śmiertelny strzał z odległości ok 80 m). Pozycja Oswalda też nie była szczególnie komfortowa - strzały oddawał z okna składnicy tylko częściowo odsłoniętego, opierając swój karabin na tekturowych pudłach.
Liczbę strzałów (trzy) ustalono na podstawie relacji świadków i ilości łusek znalezionym w pomieszczeniu, z którego strzelał Oswald.

3. KOLEJNOŚĆ STRZAŁÓW
Komisja Warrena ustaliła, że oddano trzy strzały, przy czym celne były tylko dwa z nich.
Pierwszy, który trafił JFK w podstawę szyi, wyszedł tuż pod "jabłkiem Adama", następnie trafił gubernatora Conallego w plecy, poniżej prawej pachy, roztrzaskał mu piąte żebro, strzaskał prawy nadgarstek, by ostatecznie utkwić w jego lewym udzie. I trzeci - ten, który roztrzaskał prezydentowi głowę. Strzał drugi miał być niecelny.
Tymczasem pojawiły się pewne nieścisłości.
Gubernator Conally, zarówno zeznając przed Komisją Warrena (która nie zgodziła się z tym zeznaniem) jak i później, 23 października 1966 r.  w oficjalnym wystąpieniu, zaprzeczał, żeby został trafiony podczas pierwszego strzału. Jednocześnie zeznał, że od strzału tego ucierpiał prezydent.
Conally powiedział: cyt. "Jestem przekonany ponad wszelką wątpliwość, że nie zostałem ugodzony pierwszą kulą. Usłyszałem pierwszy strzał, obróciłem się w prawo, nic nie zobaczyłem i zacząłem obracać się w lewo, kiedy ugodziła mnie druga kula. Pierwszy pocisk sięgnął prezydenta ale nie mnie".
Zdaje się to potwierdzać agent Secret Service - Kellerman, jadący w prezydenckiej limuzynie obok kierowcy. Zeznał on, że po pierwszym strzale odwrócił się w stronę prezydenta, zobaczył, że podniósł on rękę do twarzy i usłyszał jak krzyknął  "Boże, zostałem trafiony".
Donahue twierdzi, że był to wynik niecelnego strzału, którego rykoszet (np. odprysk krawężnika) musiał trafić JFK - gdyby to był efekt strzału, który przebił szyję prezydenta, to ten nie zdołałby nic powiedzieć.

4. ŁUSKI
Na miejscu zamachu (w pomieszczeniu, z którego strzelał Oswald) znaleziono trzy łuski. Dwie, leżące obok siebie i jedną, leżącą nieco dalej. Fakt pozornie bez znaczenia ale jednak dość istotny. W przypadku gdyby Oswald faktycznie oddał trzy strzały, wszystkie łuski powinny były znajdować się mniej więcej w tym samym miejscu. W końcu po strzale następuje wyrzucenie łuski z komory, a ta upada w określonej odległości od pozycji strzelca. Dlaczego jedna leżała dalej? Wyjaśnienie tej kwestii może być banalne. Jedna z tych łusek nie była efektem oddanego strzału - stanowiła ona zabezpieczenie komory, swoistego rodzaju "zaślepkę" zapobiegająca dostawaniu się wilgoci do komory. Oswald przed rozpoczęciem ostrzału wyjął ją z komory, odrzucił (dlatego leżała dalej niż dwie pozostałe) a dopiero później załadował karabin i zaczął strzelać. Tą tezę potwierdzałyby inne zarysowania / uszkodzenia tej konkretnej łuski, różniące się od tych zaobserwowanych na dwóch pozostałych.
Wniosek?
Oswald oddał nie trzy ale tylko dwa strzały. Kto oddał trzeci?

5. KULE
Jak ustalono podczas śledztwa, Oswald używał pocisków pełno płaszczowych z ołowianym rdzeniem. Pociski te charakteryzują się tym, że pozostawiają czyste i niewielkie rany. Ich kaliber to, jak wspomniano 6,5 mm, więc otwór wlotowy powinien być nieco większy. Tymczasem, o ile rana wlotowa u podstawy szyi JFK miała średnicę ok 7 mm, o tyle rana w tylnej części głowy prezydenta (będąca efektem śmiertelnego strzału) miała średnicę tylko 6 mm. Czyli była mniejsza niż kaliber broni z jakiej strzelał Oswald. Komisja Warrena nie zwróciła na to uwagi. Co więcej, w roku 1968, okazało się, że raport z sekcji zwłok zawiera poważny błąd. A mianowicie źle zlokalizowano otwór wlotowy po trzecim (śmiertelnym) strzale. Główny patolog stanu Maryland, Russel Fisher, który na polecenie gubernatora generalnego analizował raport z sekcji zwłok, ustalił, że rana po pocisku znajdowała się aż o 10 cm wyżej niż ustalono to podczas sekcji i bliżej lewej strony jego głowy. Wykluczało to strzał z okna składnicy.
Wniosek?
Śmiertelny strzał, nie mógł być oddany z broni Oswalda i przez niego. Musiał on paść zza pleców Kennedyego, z jego lewej strony. Kto zatem oddał śmiertelny strzał?

6. RANY
Jak ustaliła Komisja Warrena, przyczyną śmierci JFK było bezpośrednie trafienie w głowę - skutek trzeciego strzału. Problem z tą raną polegał na tym, że głowa prezydenta praktycznie eksplodowała. Wskazywałoby to na użycie innego rodzaju pocisku, niż te, których używał Oswald. Pocisku rozpryskowego. Przeprowadzający autopsję patolog James Joseph Humes, stwierdził, że na zdjęciu rentgenowskim czaszki prezydenta, widać było ok. 30 - 40-tu kawałków pocisku, które utkwiły w jego mózgu.
Potwierdzałoby to tezę o innym strzelcu i innym rodzaju broni.

7. ZAPACH PROCHU
10-ciu świadków zamachu (w tym kilku agentów Secret Service) zeznało, że po trzecim (śmiertelnym) strzale, czuło zapach prochu.
Najbardziej istotnym świadkiem jest tu policjant stojący na wiadukcie pod którym przejeżdżała kolumna prezydencka po zamachu, który zeznał, że poczuł wtedy zapach prochu. Warto przypomnieć, że wiatr wiał od strony wiaduktu , w kierunku składnicy, z której strzelał Oswald - gdyby to on oddał trzeci strzał, to zapach prochu nie miałby szans na dotarcie do wiaduktu, bo musiałby się przemieszczać pod wiatr. Wskazywałoby na to, że zapach prochu ciągnął się za przejeżdżającymi samochodami, a zatem, trzeci strzał musiała oddać osoba siedząca w jednym z nich. Jedynymi uzbrojonymi osobami w kolumnie byli agenci Secret Service.

8. KARABIN
Donahue, zaskoczony tą możliwością, napisał pismo do Secret Service, w którym zapytał - jacy agenci jechali  w samochodach za limuzyną prezydencką i w jaką broń byli uzbrojeni. W odpowiedzi otrzymał zdawkową informację, że agenci z ochrony prezydenta, byli uzbrojeni tylko w broń krótką (szef Secret Service - James Rowley, pytany o to samo przed Komisją Warrena, również próbował przekonywać, że agenci nie mieli broni automatycznej, a przyciskany przez przewodniczącego komisji, zaczął udzielać wymijających odpowiedzi).
To nie była prawda.
Tuż za limuzyną prezydencką, poruszało się auto z ośmioma agentami Secret Service. Na podłodze tego samochodu, zabezpieczony ale gotowy do strzału, leżał karabin AR 15, kalibru 5,56 mm (przypomnijmy, że otwór w czaszce prezydenta miał średnicę 6 mm)
Jedenastu świadków widziało agenta z tą bronią w ręku, w tym dwóch - w momencie kiedy padł trzeci strzał. Siedmiu z tych świadków było agentami Secret Service.

Agentem, o którym mowa był George Hickey

HICKEY.jpg
Jedyne zdjęcie z dnia zamachu na JFK, na którym widać agenta Hickey'a z karabinem.

George Hickey był, "świeżym nabytkiem" w ochronie prezydenta - pracował w niej zaledwie od 4 miesięcy i jego głównym zadaniem było dbanie o samochody jeżdżące w kolumnie prezydenckiej. Tego dnia, wyjątkowo zajął miejsce snajpera, w samochodzie z agentami, jadącym za limuzyna prezydencką, dlatego to on miał po ręką karabin automatyczny. W swoich zeznaniach, spisanych kilka dni po zamachu, potwierdził, że sięgnął po karabin ale twierdził, że zrobił to dopiero PO trzecim strzale.
Świadkowie twierdzą co innego.
Z ich zeznań wynika, że karabin w rekach Hickeya pojawił się już po strzale pierwszym. Jeden z nich zeznał nawet, że widział agenta z bronią automatyczną, który stał w samochodzie jadącym za limuzyną prezydencką, rozglądając się na boki i ZACHWIAŁ się, kiedy samochód przyspieszył, a następnie OPADŁ na siedzenie. Hickey twierdził również, że karabin NIE BYŁ naładowany (jego kolega, agent Kellerman zeznał coś przeciwnego - karabin był gotowy do strzału i tylko zabezpieczony).
Prawdopodobny przebieg zdarzeń wyglądał zatem tak, że Hickey słysząc pierwszy strzał, sięgnął po karabin, wstając (wtedy padł strzał drugi) odbezpieczył go, a kiedy samochód gwałtownie przyspieszył - odruchowo nacisnął na spust, przypadkowo trafiając prezydenta w głowę.
Co ciekawe, te rewelacje ukazały się w mediach trzykrotnie.
Po raz pierwszy w latach siedemdziesiątych, jako artykuł w gazecie "The Sun Magazine".
Przeszedł on bez echa i bez żadnej reakcji Hickey'a (może dlatego, że piszący go Donahue nie podał wtedy jego nazwiska - napisał tylko, że strzał został oddany przez agenta Secret Service).
Po raz drugi w latach dziewięćdziesiątych (1992 r.), kiedy to wydano książkę pt. "Mortal Error" autorstwa Bonara Menningera, opisującą ustalenia ze śledztwa Donahue.
Wtedy już nazwisko Hickey'a padło. Przed wydaniem książki, zarówno Menninger, jak i jego wydawca, próbowali skontaktować się z nim, żeby poznać jego wersję i zamieścić ją w niej. Bez skutku.
Dopiero trzy lata po pojawieniu się książki na rynku, Hickey zdecydował się na pozew sądowy. Został on oddalony, ze względu na zbyt długi odstęp czasu, który minął od pojawienia się książki na rynku.
Sytuacja zmieniła się w roku 1996 kiedy to książka pojawiła się w kolejnym wydaniu. Hickey podał jej autora i Howarda Donahue do sądu. Sprawa zakończyła się ugodą - autorzy książki chcieli uniknąć kosztownego procesu sądowego.

George HIckey zmarł w roku 2005.

Nigdy nie wypowiedział się na temat zarzutów o przypadkowe zastrzelenie prezydenta, ani nie udzielał żadnych wywiadów na temat samego zamachu.

P.S.
Miałem w planach jeszcze trzy punkty, które roboczo nazwałem:

9. SEKCJA ZWŁOK
O autopsji ciała prezydenta przeprowadzonej w skandalicznych warunkach w szpitalu marynarki wojennej w Bethesda i zastraszaniu przez agentów Secret Service lekarzy ją przeprowadzających.

10. ZACIERANIE DOWODÓW
O działaniach Secret Service, które ukryło lub zniszczyło ważne dla śledztwa dowody min. zdjęcia rentgenowskie czaszki prezydenta, jego mózg, a także dokumenty z dnia zamachu (te zniszczono akurat tydzień przed odtajnieniem przez administrację Clintona)

11. ŚWIADKOWIE
O tym ilu i jak ważnych świadków nie stanęło przed komisją Warrena, nawet wtedy, kiedy chciał ich powołać przewodniczący tej komisji.

...zorientowałem się jednak, że wychodzi z tego zbyt duży elaborat, który może zniechęcić do jego przeczytania.
Zainteresowanych odsyłam zatem do filmu.


  • 2



#14

Cmb.
  • Postów: 332
  • Tematów: 2
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Prof. Młodziejowski czyli nasz dość już sławny kryminalistyk pracował przy rekonstrukcji feralnego wydarzenia i z tego co mi opowiedział wynika:

-oddano nie 3 lecz więcej strzałów, nie pamiętam w tej chwili dokładnie ale pamiętam że dźwięki dwóch są na siebie nałożone w tym samym momencie,

-jeden z pocisków trafił w metalową tablicę (reklamę czy nazwę ulicy, nie pamiętam także) i zostawił w niej dziurę stąd wiadomo że stała między Kennedym a strzelcem

 

Nie pamiętam teraz dokładnie szczegółów bo zajęcia z profesorem miałem już jakiś czas temu, ale potwierdzić można śmiało że Oswald nie był jedynym strzelcem o ile był nim w ogóle, nie można też wykluczyć roli pracownika w zabójstwie (felerne nałożenie się dźwięków wystrzału, mógł on strzelić w tamtym momencie). Teraz ciężko cokolwiek o tym powiedzieć bo zadbano o to by zniszczyć większość środków dowodowych (w tym i samego Oswalda...).


  • 1

#15

pishor.

    sceptyczny zwolennik

  • Postów: 4740
  • Tematów: 275
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 16
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Prof. Młodziejowski czyli nasz dość już sławny kryminalistyk pracował przy rekonstrukcji feralnego wydarzenia...

 

Najprawdopodobniej chodzi ci o te badania

Do wniosku, ze Oswald nie był jedynym strzelcem, doszła już w 1979 r Komisja Izby Reprezentantów (powołana 2,5 roku wcześniej), orzekając, że był spisek na życie JFK.

Jednak nie potrafiła zidentyfikować drugiego strzelca.

Młodziejowski, w swoich badaniach poszedł krok dalej (trzech strzelców) ale, obawiam się, że nie wziął pod uwagę kilku istotnych kwestii.

Kwestia główna, to rany głowy odniesione przez JFK.

Przy jednoczesnym trafieniu z przodu i z tyłu, wyglądałyby one zupełnie inaczej.

Druga sprawa, to lokalizacja zamachowców, strzelających z przodu i z tyłu. Filmy nakręcone tego dnia pokazują zarówno jedną, jak i drugą lokalizację i właściwie wykluczają obecność zamachowców w tych właśnie miejscach. Podobnie, jak zeznania świadków zebrane  jeszcze w dniu zamachu.

Trzeci problem dotyczy kolejności trafień. W świetle zeznań Connely'ego i agenta Kellermana, jadących w limuzynie JFK niemożliwe jest żeby pierwszy strzał trafił prezydenta w szyję (pisałem o tym wyżej).

 

Więcej na ten temat (jeżeli ktoś byłby zainteresowany) można znaleźć w tym dokumencie (mniej więcej od 16 min). Jest to analiza kierunków ewentualnych strzałów i skutków jakie musiałyby one wywołac.

Polecam również ten film - zostały w nim poddane analizie nagrania (odnowione i oczyszczone) wykonane z tego dnia - chociaż z jego konkluzją się zupełnie nie zgadzam.

Pozostają jeszcze drobiazgi typu dziura po pocisku w tablicy informacyjnej (klatki 214-215) - nie widać jej na filmie Zaprudera , czy kwestia rany uda gubernatora Connely'ego. W rzeczywistości kula utkwiła w jego lewym, a nie prawym udzie, jak to napisano w artykule (ale to akurat nieistotny dla tych rozważań detal).

 

Teraz ciężko cokolwiek o tym powiedzieć bo zadbano o to by zniszczyć większość środków dowodowych (w tym i samego Oswalda...).

 

Tu, zgadzam się w zupełności. Na pytanie, kto tego dokonał, starałem się odpowiedzieć w poście wyżej.


  • 2




 

Użytkownicy przeglądający ten temat: 2

0 użytkowników, 2 gości, 0 anonimowych