Skocz do zawartości


Zdjęcie

Efekt placebo


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
14 odpowiedzi w tym temacie

#1

Nosferatoo.
  • Postów: 298
  • Tematów: 40
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 3
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Dołączona grafika
Bruno Klopfer, uważano go niemal za geniusza w dziedzinie testu Rorschacha; był autorem podstawowej, trzy-tomowej pracy na ten temat.

W przemówieniu wygłoszonym w 1957 roku do członków Towarzystwa Technik Projekcyjnych (był jego przewodniczącym) podzielił się doświadczeniami w tej dziedzinie, prezentując swe poglądy na temat zmiennych psychologicznych występujących w przebiegu raka.
Bruno był człowiekiem skromnym, więc zamiast mówić o sukcesach, wolał szczegółowo przedstawić jedną ze swych porażek.Był to przypadek sympatycznego pana Wrighta, który zaintrygował Bruna do tego stopnia, że często o nim opowiadał. [...] Oryginalną historię pana Wrighta opisał jeden z jego osobistych lekarzy, doktor Philip West, godny zaufania obserwator, który zresztą odegrał w niej znaczącą rolę

U pana Wrighta występował rozległy i mocno zaawansowany złośliwy nowotwór węzłów chłonnych – mięsak limfatyczny. W końcu nadszedł dzień, gdy pacjent przestał reagować na wszelkie znane środki uśmierzające ból. Jego pogłębiająca się anemia uniemożliwiała stosowanie tak radykalnych metod jak promieniowanie rentgenowskie czy iperyt azotowy, które można by wypróbować w innej sytuacji. Ogromne guzy wielkości pomarańczy znajdowały się pod pachami, w pachwinach, na szyi, klatce piersiowej i brzuchu. Śledziona i wątroba przybrały gigantyczne rozmiary. Przewód piersiowy był niedrożny. Co drugi dzień z jego klatki piersiowej ściągano od 1 do 2 litrów mlecznego płynu. Często korzystał z maski tlenowej i odnosiliśmy wrażenie, że znajdował się w stanie terminalnym, a jedynym sposobem leczenia mogło być podawanie środków uśmierzających ból.

Mimo że lekarze stracili nadzieję, pan Wright wciąż ją miał, a było tak dlatego, iż oczekiwał pojawienia się nowego, ponoć zbawiennego leku, o którym już donosiła prasa. Preparat nazywał się krebiozen i jak się później okazało, był zupełnie nieskuteczny.
Dołączona grafika
Dołączona grafika

Pacjent dowiedział się w jakiś sposób, że nasza klinika została przez Towarzystwo Lekarskie wytypowana do przetestowania tego leku. Przeznaczono dla nas dawki wystarczające, by leczyć dwunastu wybranych pacjentów. Pan Wright nie zaliczał się do nich, ponieważ warunki umowy były następujące: choroba wprawdzie powinna być tak zaawansowana, że standardowa terapia nie mogła przynieść korzyści, ale przewidywany okres życia pacjenta musiał wynosić co najmniej trzy, a najlepiej sześć miesięcy. Oczywiście pan Wright nie spełniał tego drugiego warunku – nawet rokowanie, że pożyje dłużej niż dwa tygodnie, wydawało się bardzo optymistyczne.

Kilka dni później dostarczono preparat i zaczęliśmy szykować program testowy, który nie obejmował pana Wrighta. Gdy ten usłyszał, że rozpoczynamy leczenie krebiozenem, jego entuzjazm nie miał granic i, choć usilnie starałem się mu to wyperswadować, tak gorąco błagał, by dać mu tę niezwykłą szansę, że wbrew swoim poglądom i niezgodnie z warunkami postawionymi przez Komisję do spraw Krebiozenu zadecydowałem, iż włączę pana Wrighta do programu.

Zastrzyki miały być podawane trzy razy w tygodniu. Pamiętam, że pierwszy zaaplikowaliśmy mu w piątek. Nie widziałem go potem aż do poniedziałku, a gdy szedłem do szpitala, myślałem, że pacjent albo kona, albo już umarł.

Jakaż oczekiwała mnie niespodzianka! Zostawiłem go w gorączce, oddychającego z trudem, całkowicie złożonego chorobą. Teraz chodził po oddziale, wesoło gawędził z pielęgniarkami i z każdym, kto tylko zechciał słuchać, dzielił się swym dobrym nastrojem. Natychmiast pobiegłem do innych pacjentów, którzy w tym samym czasie dostali swój pierwszy zastrzyk. Okazało się, że nie nastąpiło ani polepszenie, ani pogorszenie ich stanu. Nadzwyczajna poprawa widoczna była tylko u pana Wrighta. Guzy zaczęły znikać jak topione na gorącym piecu kule śniegowe i przez tych kilka dni zmniejszyły się o połowę. Regresja ta była znacznie większa, niż gdyby najbardziej wrażliwego na promieniowanie guza poddawać codziennie bombardowaniu promieniami rentgenowskimi. Wcześniej zresztą przekonaliśmy się, że guzy naszego pacjenta nie reagują na naświetlanie. Poza jednym, nieskutecznym przecież zastrzykiem nie otrzymał on żadnych innych leków.
Dołączona grafika

Fenomen ten wymagał wyjaśnienia i zmusił nas raczej do otwarcia się na nową wiedzę niż do prób tłumaczenia. Dalej, tak jak zaplanowaliśmy, podawaliśmy zastrzyki trzy razy tygodniowo ku wielkiej radości pacjenta i naszemu rosnącemu zakłopotaniu. W ciągu dziesięciu dni [pana Wrighta] wypuszczono z “łoża śmierci” – wszystkie objawy jego choroby zniknęły w tak krótkim czasie. Brzmi to nieprawdopodobnie, ale ten śmiertelnie chory człowiek, kiedyś chwytający hausty powietrza przez maskę tlenową, teraz nie tylko normalnie oddychał, ale był w pełni aktywny i bez problemów przeleciał swym samolotem na wysokości 12 000 stóp.

Ta nieprawdopodobna sytuacja zaistniała na samym początku testowania krebiozenu. Po około dwóch miesiącach zaczęły się pojawiać sprzeczne doniesienia. Wszystkie kliniki, które wypróbowały lek, donosiły o jego nieskuteczności. Natomiast twórcy preparatu uparcie zaprzeczali zniechęcającym faktom, które wychodziły na jaw.

Tygodnie wolno mijały, a wieści o krebiozenie bardzo martwiły naszego pana Wrighta. Choć nie był on bardzo wykształcony, jego sposób rozumowania był logiczny i prawie naukowy. Pacjent zaczął tracić wiarę w to, co stanowiło jego ostatnią nadzieję i ratunek, a nie zostało mu już nic, czego mógłby pragnąć. Gdy rezultaty, o których pisano, zaczęły wyglądać beznadziejnie, zniknęło także przekonanie pana Wrighta o skuteczności leku. Po dwóch miesiącach doskonałej formy wrócił do poprzedniego stanu, stał się bardzo przygnębiony i ponury.

Wówczas dostrzegłem możliwość powtórnego sprawdzenia leku i być może również odkrycia sposobu, w jaki znachorzy osiągają wyniki, które sobie przypisują (a wiele ich wypowiedzi można rzetelnie udowodnić). Znając już wrodzony optymizm mego pacjenta, -świadomie go oszukałem. Zrobiłem to z powodów czysto naukowych. Chciałem wykonać ściśle kontrolowany eksperyment, który mógł przynieść odpowiedź na wszystkie kłopotliwe pytania związane z przypadkiem pana Wrighta. Co więcej, test mój nie mógł w żaden sposób pogorszyć jego stanu – tego byłem pewien; ponadto nie znałem niczego, co mogłoby mu pomóc.

Gdy pan Wright próbował walczyć z rozpaczą ogarniającą go z powodu nawrotu choroby, który nastąpił mimo “cudownego leku”, zdecydowałem się wykorzystać szansę i odegrać rolę znachora. Celowo skłamałem, mówiąc mu, żeby nie wierzył w to. co piszą gazety, bo lek mimo wszystko jest niezwykle obiecujący. “Jaka więc – spytał – jest przyczyna mojego pogorszenia?” “Po prostu specyfik w tej postaci utracił swoją siłę – odparłem. – Jutro prawdopodobnie otrzymamy nowy, doskonale rafinowany produkt o podwójnej mocy, który być może podziała dwukrotnie silniej niż pierwsze zastrzyki”.

Wiadomość ta stała się dla pana Wrighta prawdziwym objawieniem. Ciężko chory pacjent znów jaśniał optymizmem i chęcią rozpoczynania wszystkiego od początku. Przesunąłem o kilka dni datę nadejścia przesyłki, co sprawiło, że pan Wright oczekiwał jej jak zbawienia. Gdy oznajmiłem, że niedługo zaczniemy nową serię zastrzyków, był pełen wiary i prawie wpadł w ekstazę.

Pierwszy zastrzyk podałem z wielkimi fanfarami i odgrywaniem przedstawienia (w tych warunkach uznałem to za dopuszczalne). “Nowy preparat o podwójnej mocy” składał się wyłącznie z wody. Wyniki eksperymentu były dla nas zaskakujące, choć skoro go robiliśmy, musieliśmy oczekiwać jakichś rezultatów.

Wydobycie się pacjenta ze stanu agonalnego miało teraz przebieg jeszcze bardziej dramatyczny niż za pierwszym razem. Guzy rozpłynęły się, zniknął płyn w klatce piersiowej, pacjent powrócił do pracy zawodowej, a nawet znowu zaczął latać. Stanowił w owym czasie okaz zdrowia. Przez ponad dwa miesiące nie występowały u niego żadne objawy. Później w prasie ukazał się komunikat AMA (Amerykańskiego Towarzystwa Medycznego): “przeprowadzone w całym kraju testy dowiodły, że krebiozen nie przedstawia żadnej wartości jako lek na raka”.

Kilka dni po ukazaniu się tego raportu pana Wrighta ponownie przyjęto do szpitala w stanie agonalnym. Utracił wiarę, zniknęła nadzieja. Po dwóch dniach umarł.

Opis osobowości pana Wrighta, dokonany przez Klopfera i zapisany po badaniu testem Rorschacha, jest następujący (Klopfer, 1957, s. 339):

Protokół z badania testem Rorschacha sporządzono, zanim nastąpiło przejście od optymizmu do pesymizmu. Odzwierciedla on osobowość, w której występuje – jak to kiedyś określiłem – płynna organizacja ego. Widać to w obecnym zachowaniu pacjenta i wielkiej łatwości, z jaką najpierw poddał się sugestii płynącej z reklamy leku, a później sugestiom lekarza podczas celowo zaplanowanego eksperymentu; nie przejawiał oznak ani obrony, ani nawet krytycyzmu. Jego ego po prostu płynie i dlatego cała jego życiowa energia jest wolna – wywołała zatem taką reakcję na lek, która wydawała się czymś w rodzaju cudu.

Niestety, sytuacja ta nie mogła trwać dłużej, ponieważ nie stabilizowało jej dobrze zakorzenione centrum osobowości, w którym długofalowa perspektywa zapobiegłaby katastrofalnym konsekwencjom rozczarowania lekiem. Używając symbolicznej analogii, można powiedzieć, że podczas pływania po powierzchni wody pod wpływem optymistycznej autosugestii lub sugestii pacjent zamienił się w ciężki kamień i bez walki poszedł na dno w chwili, gdy siła owej sugestii przestała działać.

Przypadek pana Wrighta aż nadto żywo ilustruje sukcesy i porażki prób komunikowania się między psychiką a ciałem oraz uzdrawiania na obecnym poziomie wiedzy. Jeszcze nic rozumiemy wszystkich istotnych czynników, które występują w każdej konkretnej sytuacji, i mamy jedynie niejasne pojęcie o tym, jak wspomagać niezawodne uzdrawianie. Jak dotąd wiemy na ten temat niewiele więcej, niż wiedziano 30 lat temu, gdy pan Wright zaprezentował swym lekarzom potęgę optymizmu.

Wiemy dziś na przykład, że układ odpornościowy może kontrolować rozwój raka; ulepszając ten układ, można by doprowadzić do zmniejszenia przezeń nowotworu. Układ odpornościowy pana Wrighta był z całą pewnością pobudzony przez jego wiarę w wyleczenie. Nieprawdopodobne tempo, w jakim wracał do zdrowia, sugeruje, że jego układy autonomiczny i hormonalny były podatne na sugestię i pomagały mu zmobilizować układ krwionośny z taką niezwykłą skutecznością, że doszło do usunięcia toksycznych płynów i innych pozostałości szybko malejącego nowotworu. Jak się później okaże, dzisiaj wiemy więcej o układzie limbiczno-podwzgórzowym mózgu, który jest głównym łącznikiem między psychiką a ciałem, modulującym aktywność układów odpornościowego, autonomicznego i hormonalnego w odpowiedzi na sugestię psychiczną i autosugestię.

Podsumujmy: doświadczenie pana Wrighta dowodzi, że jego głębokie przekonanie o skuteczności bezwartościowego leku, jakim był krebiozen, wywołało uzdrawiający efekt placebo, spowodowało aktywizację głównych systemów komunikacji między psychiką a ciałem.

Ernest L. Rossi – Hipnoterapia. Psychobiologiczne mechanizmy uzdrawiania

Nie traćmy wiary...
  • 2

#2

The Truth Is Out There.

    Internetowy Alvaro

  • Postów: 276
  • Tematów: 42
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 1
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Nie wiem czemu efekt placebo kojarzy mi się z taką sytuacją, że nauczyciel daje pierwszemu uczniowi do rozwiązania zadanie z matematyki mówiąc mu, że tego zadania nie da się zrobić. On próbuje je zrobić, ale nic mu nie wychodzi będąc przekonanym, że faktycznie nie da się go zrobić.
Drugiemu daje to samo zadanie nic nie mówiąc. On je rozwiązuje, bo nie wiedział, że tego zadania się nie da zrobić.
  • 0



#3

adrenalinaprank.
  • Postów: 51
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

No w sumie dobre skojarzenie , podświadomość i autosugestia mogą czasem zdziałać wielkie rzeczy :P
  • 0

#4

Cannabinol.
  • Postów: 360
  • Tematów: 19
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Dobre skojarzenie, ale bardziej pasuje pod hipnozę. Sam efekt placebo ma zawsze charakter pozytywny.
Bardzo ciekawy przypadek, pacjent walczący ze złośliwym chłoniakiem, aż nie chce się wierzyć, że tyle było zwrotów. Jak widać nasz organizm, sam w sobie posiada wystarczające mechanizmy żeby pozbyć się guzów nowotworowych. Wiara czyni cuda, jest takie powiedzenie, że jak pacjent się uprze żeby żyć to nawet medycyna jest bezradna :)

Użytkownik Cannabinol edytował ten post 19.04.2013 - 01:33

  • 0

#5

Robakatorianin.
  • Postów: 1732
  • Tematów: 41
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 1
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Dorzucę filmik:






Ludzki umysł potrafi ze swym ciałem robić cuda-chemia jest mu potrzebna głównie w postaci pokarmu i witamin.
  • 2

#6

Nosferatoo.
  • Postów: 298
  • Tematów: 40
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 3
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Nazwał bym to wszystko ,,wyrażeniem woli absolutnej,, Nasza wola byśmy na przykład wyzdrowieli, wiara w to i wizja tego plus myśli o tym i odczucie tego, intencja... daję efekt jakim jest przywołanie bądź wykreowanie sytuacji w której na przykład wyzdrowieliśmy....
  • 0

#7

Endinajla.

    Empatyczny Demon

  • Postów: 2169
  • Tematów: 162
  • Płeć:Kobieta
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Pojawiła mi się na języku krosta, która okropnie mnie piekła. Położyłam się na plecach. Zamknęłam oczy i skupiłam się mentalnie na miejscu bólu. Wyobraziłam sobie, że mam tą moc samouzdrawiania i mogę go zniwelować. Uwierzyłam we własną moc. Oczekiwałam ulgi i...nagle stało się coś niemożliwego. Czułam jak pieczenie ustępuje, aż całkowicie ustąpiło. Próbowałam tego, gdy czułam ćmiący ból zęba , czy głowy. Ból albo się zmniejszał albo całkowicie ustępował. Kiedy opowiadałam o tym innym ludziom, patrzyli na mnie z niedowierzaniem. Niektórzy widzieli we mnie uzdrowiciela, inni, że mam do tego predyspozycje.  Ale czy mieli rację?

 

Sądzę, że w połowie tak. Dlaczego? Dlatego, że ja nie posiadam tego daru, ale wiara tych ludzi w moją moc, może sprawić, że będę mogła  ich uzdrowić, w sensie np. zniwelować ból.  Nie dowierzacie? Tak działa placebo. Jeżeli święcie wierzymy, że coś nas uzdrowi to tak się stanie. I nie ważne czy będzie to zabieg, lek czy szamańskie modły. Wszystko powinno przynieść podobny efekt, pod warunkiem, że jesteśmy podatny na placebo.  Jednak nie wszyscy mogą znajdować się w tej grupie szczęściarzy. To czy jesteśmy podatni na sugestie czy nie, zależy od chemii m.in poziomu dopaminy w mózgu i naszego DNA np. gen COMT.

 

Wiele osób na tym forum, zwłaszcza sceptycy szybko podważyli by działanie magii i szamanizmu, bo w to nie wierzą, a jak nie są podatni na placebo to jeszcze to potwierdzą dowodami, w sensie doświadczą tego i na swoim przykładzie pokażą , że to nie działa. Jednak może się znaleźć tutaj zwolennik, który wierzy w tą moc, ma predyspozycje do ulegania efektowi placebo i też przetestuje to na sobie i... potwierdzi działanie tego czegoś.

 

Jeśli nasz organizm potrafi się sam uzdrawiać np. z bólu, to może dobrze było by się przyjrzeć temu fenomenowi. Wiemy, że informacja o bólu dociera z najbardziej pierwotnych struktur mózgu, a oczekiwanie czyli placebo zaczyna swoja drogę z zaawansowanych czynnościowo regionów mózgu. Dochodzi do zderzenia tych informacji i w wyniku tej kolizji pojawiają  się nasze odczucia.   Czy teraz można wątpić w relacje ludzi szczęśliwie uzdrowionych?  NIE. Można wątpić w uzdrowicieli, ale nie w to co mówią ci ludzie. Prawda jest taka, że to nie cudowna moc uzdrowiciela ich wyleczyła, a dokonała tego ich własna biologia i ogromna wiara, która jest potrzebna do tego by ten mechanizm się aktywował i nastąpił rozruch.  Nasza wiara i oczekiwania, to taki pedał gazu ku samouzdrawianiu.  ;)


  • 1



#8

Wszystko.
  • Postów: 10021
  • Tematów: 74
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 1
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Z bólami to tak jest że przez pewien czas boli mocno, innym razem tylko trochę, a kiedy indziej może nie boleć wcale. Bóle zęba też tak wyglądają, o ile to nie jest spowodowane jakimś ogromnym uszkodzeniem, to raz może boleć mocno a innym razem wcale. Czy twoje myślenie o tym żeby ból znikną miało wpływ na to że tak się stało. Raczej tak. Bo autosugestia jest dobrą metodą walki z bólem, ale trzeba być podatnym na ten proces wmawiania sobie pozytywnych uczuć. To działa. Ale lepiej jest jak ktoś hipnotyzuje, wtedy efekty są przeważnie lepsze. Hipnozę stosuje się np. przy porodach. 

I oczywiście nasze organizmy prawie zawsze same walczą z chorobami, trzeba w tym często pomagać. Od tego mamy przeciwciała. Przeciwciała są najważniejszym elementem układu odpornościowego, który odpowiada za ochronę organizmu przed wszelkimi atakującymi go patogenami.

Ale my tego nie kontrolujemy świadomie, to dzieje się bez naszej woli.

Czy teraz można wątpić w relacje ludzi szczęśliwie uzdrowionych?  NIE

 

Wiadomo że uzdrowienia się zdarzają. Przyczyny mogą być czasem niemożliwe do wytłumaczenia. Ale co będzie tym cudownym wyzdrowieniem? jeśli ktoś chorował na przeziębienie i nie brał żadnych lekarstw, ale wyzdrowiał. Czy to był cud? Zdarzają się przypadki że ktoś miał raka, ale nie był leczony i wyzdrowiał. Ale zazwyczaj bywa tak że wierzący w moc placebo/siłę wyższą/boga etc. przypisze to działaniu zjawisk niewyjaśnionych niż zwykłej terapii której był w chorobie poddawany.

Placebo ma moc tylko że nie jest w stanie pokonać każdej choroby. Jeśli by tak było to księża którzy zapadają na nowotwory by z nich wychodzili tylko stosując modlitwę+terapie antyrakowe. A jak wiemy tak nie jest. 


  • 0



#9

Endinajla.

    Empatyczny Demon

  • Postów: 2169
  • Tematów: 162
  • Płeć:Kobieta
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

@Up

 

Bo autosugestia jest dobrą metodą walki z bólem, ale trzeba być podatnym na ten proces wmawiania sobie pozytywnych uczuć. To działa. Ale lepiej jest jak ktoś hipnotyzuje, wtedy efekty są przeważnie lepsze. Hipnozę stosuje się np. przy porodach.

Byłam świadkiem tego jak mój ból ustępuje.  Hipnoza  wpływa od razu na podświadomość a z tego co wiemy to efect placebo , bywa zarazem świadomy, jak i nieświadomy i sterowany jest przez nasze ciało, naszą chemię i to ona warunkuje naszą podatność na uleganie placebo. Placebo oddziałuje w sposób nieświadomy również, a więc hipnoza może w tej kwestii zdziałać więcej , bo sugestia trafia w naszą podświadomość. A może nawet dosięga tego co w nas nieświadome, gdzieś głębiej zakorzenione a więc bardziej umocnione jeśli chodzi o niwelowanie tego co świadome np. bólu

 

 

Wiadomo że uzdrowienia się zdarzają. Przyczyny mogą być czasem niemożliwe do wytłumaczenia. Ale co będzie tym cudownym wyzdrowieniem? jeśli ktoś chorował na przeziębienie i nie brał żadnych lekarstw, ale wyzdrowiał. Czy to był cud? Zdarzają się przypadki że ktoś miał raka, ale nie był leczony i wyzdrowiał. Ale zazwyczaj bywa tak że wierzący w moc placebo/siłę wyższą/boga etc. przypisze to działaniu zjawisk niewyjaśnionych niż zwykłej terapii której był w chorobie poddawany.

Powiem Ci tak. Nasz układ immunologiczny działa automatycznie. Jest napędzany nieświadomością i szczerze to działa niezależnie od nas. Jednak efekt placebo to również pewien mechanizm, który powstaje w mózgu i nakierowywany jest naszymi oczekiwaniami - wiarą. Ta informacja zderza się z np. informacją bólu i niweluje ją. Dlatego odczucie bólu tak łatwo ulega działaniu placebo. Układ immunologiczny zdaje się również ulegać działaniu placebo czy nocebo. Pewna kobieta długo leczyła się  i zmagała z ostrą postacią gorączki siennej i astmą, przyszła do lekarza. Jednak sprytny lekarz, tuż przed przybyciem tej pacjentki na wizytę, postawił w swoim gabinecie różę. Kiedy kobieta się zjawiła dostała ataku astmy. Tak zadziałała na nią róża. Wszystko było by o'k , gdyby nie fakt , że kwiat był sztuczny.  Widzisz jaką moc ma ludzka psychika?  Ta historia z tą kobietą to fakt  zaczerpnięty z książki. 

 

Można rzec, że placebo i nocebo definiują nas, nasze życia. Jednego człowieka położono na łóżku i powiedziano mu, że na tym samym łóżku leżała osoba, która zmarła niedawno na cholerę. Człowiek , którego położono na tym łóżku szybko zaczął okazywać objawy tej choroby i po kilku godzinach zmarł. Ta historia to też nie mój wymysł, a fakt.

 

Zobacz jaką moc mają nasze oczekiwania. I właśnie na tym polegają różne zabobony, czary, uzdrawiania, gusła, wróżenia etc. To nic innego jak sugestia. Hipnoza również polega na sugestii. :)

 

 

Placebo ma moc tylko że nie jest w stanie pokonać każdej choroby. Jeśli by tak było to księża którzy zapadają na nowotwory by z nich wychodzili tylko stosując modlitwę+terapie antyrakowe. A jak wiemy tak nie jest.

Sądzę, że nowotwory są trudniejszą kwestią, ale tak nie do końca. Jeśli jeszcze nie przyjmą postaci ostrej zapewne placebo jest w stanie wpłynąć jako tako na zmniejszenie się problemu. Uwierz, że witamina B17 czyli Amigdalina naprawdę niszczy komórki rakowe. Zacznij spożywać jabłka z pestkami w dużych ilościach z tą wiarą, że Amigdalina zrobi swoje. Po jakimś czasie zaobserwujesz, że zmniejszył ci się pieprzyk. To działa. Coś o tym wiem ;)


Użytkownik Endinajla edytował ten post 03.05.2018 - 15:17

  • 1



#10

Wszystko.
  • Postów: 10021
  • Tematów: 74
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 1
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Jedzenie amigdaliny jest szkodliwe dla organizmu bo rozpada się ona na cyjanek i níszczy zdrowe komórki. Żadna poważna organizacja naukowa zajmująca się oceną skutecznością terapii antynowotworowych nie zaleca stosowania tzw. Witaminy b17. Pieprzyki na ciele zwyczajowo nie mają charakteru nowotworowego więc zmiejszenie jednego z nich to przypadek.
  • 0



#11

Endinajla.

    Empatyczny Demon

  • Postów: 2169
  • Tematów: 162
  • Płeć:Kobieta
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

No tak, ale w sumie, kto umarł od jedzenia jabłek z pestkami? :D No chyba, że ktoś bardzo w to wierzy, że od tego można paść, to wtedy zadziała antagonizm placebo, czyli nocebo i wtedy faktycznie może się rozchorować. ;)


  • 0



#12

Wszystko.
  • Postów: 10021
  • Tematów: 74
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 1
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Leczenie raka tą witaminą to oszustwo medyczne, podobnie jak homeopatia.
Żeby placebo mogło działać, to ten co dostaje musi o tym wiedzieć, że dostaje jakiś lek.
O amigdalinie dobrze pisze autor tego bloga. Prosto wyjaśnia że to ściema i pseudoterapia.
http://blogdebart.pl...-w-cudzyslowie/
Jeśli chodzi o te historie o kolesiu na łóżku i kobiecie która miała uczulenie na kwiat to możesz podać jakieś źródła tych zdarzeń?
  • 0



#13

Endinajla.

    Empatyczny Demon

  • Postów: 2169
  • Tematów: 162
  • Płeć:Kobieta
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

@Up

 

 

Leczenie raka tą witaminą to oszustwo medyczne, podobnie jak homeopatia.
Żeby placebo mogło działać, to ten co dostaje musi o tym wiedzieć, że dostaje jakiś lek.
O amigdalinie dobrze pisze autor tego bloga. Prosto wyjaśnia że to ściema i pseudoterapia.

Niekoniecznie musi wiedzieć, że to lek, ale musi być przekonany, że to pomaga.

* placebo - zadowolę

* nocebo - zaszkodzę

Dlatego wiele osób wierzących w takie rzeczy jak "ręce, które leczą", zdrowiało. Nie dlatego, że to miało jakąś moc, ale wiara w to pobudzała umysły tych osób do stworzenia informacji placebo. Wierzący w Boga zwykle przeżywają dużej, niż niewierzący. Dlaczego? Bo wierzą, że Bóg ich ocali. W tym momencie efektem placebo, stało się oczekiwanie cudu.

 

Z tym zmniejszeniem u siebie bólu, to nie koniecznie musi być efekt placebo, ale również autohipnoza.  Jednak 10% ludzi jest bardzo podatnymi, jak i 10% społeczeństwa są całkowicie odporni na te zabiegi.

 

 

Jeśli chodzi o te historie o kolesiu na łóżku i kobiecie która miała uczulenie na kwiat to możesz podać jakieś źródła tych zdarzeń?

Ogólnie to zostały przytoczone przez autora książki " Potęga sugestii"  :)  Autor jest dziennikarzem naukowym.


  • 1



#14

Wszystko.
  • Postów: 10021
  • Tematów: 74
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 1
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Niekoniecznie musi wiedzieć, że to lek, ale musi być przekonany, że to pomaga.

 

Właśnie, skoro ma być przekonany że to pomaga to znaczy że placebo nie może być działaniem kiedy ktoś jest tego nieświadomy. Bo pacjent który jest całkowicie nieprzytomny u będzie dostawał czyste placebo a nie standardowe leki to nie ma szans żeby mu to pomogło. Chyba  że dojedzie do tzw. reemisji którą ciężko przewidzieć ale to jest jedynie liczenie na szczęście.

Nie słyszałem o tej potędze sugestii. Postaram się to gdzieś znaleźć. Może mi się uda.


  • 0



#15

Endinajla.

    Empatyczny Demon

  • Postów: 2169
  • Tematów: 162
  • Płeć:Kobieta
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

@Up.

Efekt placebo i nocebo to reakcja mózgu na oczekiwanie. Taka typowa zależność przyczynowo - skutkowa. Kiedy następuje impuls w postaci informacji - np. "Ta tabletka to najlepszy lek jaki wynaleziono na ból głowy" . Ta informacja dociera do świadomości człowieka. Człowiek zaczyna ufać przekazowi a w tym momencie w mózgu zaczynają tworzyć się nowe informacje, które zderzają się z informacją o bólu. W konsekwencji dochodzi do zniwelowania odczucia bólu, za które w dużej mierze odpowiedzialny jest mózg, no i cała jego chemia. ;)


  • 1





Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych