Skocz do zawartości


Zdjęcie

Fałszywi mistrzowie


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
31 odpowiedzi w tym temacie

#1

Nosferatoo.
  • Postów: 298
  • Tematów: 40
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 3
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Dołączona grafika

Imperia duszy – ban guru…

Amerykańscy i indyjscy ban-guru budują nowe imperia duszy, używając metod sprawdzonych w wielkim amerykańskim biznesie monetarnym. W dawnych czasach osiągnięcie duchowej doskonałości kojarzyło się ze spartańskim stylem życia i zakonnym ubóstwem. Mistycy odrzucali wygody, a nawet – jak Gautama Budda – całe królestwa i zamykali się na lata w odosobnieniu oraz ascezie, by w ciszy medytować nad życiem i śmiercią. Nie dbali o poklask tłumów ani ilość wielbicieli. Uczniowie z wielkim trudem ich znajdowali i do nich dołączali, ujęci przykładem i mądrością mistrzów. Tak pisze się w wielu książkach o autentycznych mistrzach duchowych! Zdarzali się jednak awatarowie czy prorocy jak Kryszna, Mojżesz czy Aśoka, którzy pociągali całe narody i wygrywali wielkie bitwy.

Każdy ban-guru z ambicjami musi opracować coś, co w biznesie nazywa się unikatową cechą produktu. Maharishi Madesh Yogi miał medytację transcendentalną wyrwaną z kontekstu całej himalajskiej jogi. Śri Śri Ravi Shankar ukradł joginom z aszramu Sathya Sai Baba specjalną darmową metodę oddychania – można się jej nauczyć, także w Polsce, na komercyjnych kursach oferowanych przez jego sekciarską fundację Art of Living.
Osho proponował “medytację dynamiczną” złożoną z czterech faz: rytmiczne oddychanie, krzyk i machanie rękami, podskoki oraz odpoczynek. Mother Meera pozwala się adorować przez oglądanie jej schizofrenicznej postaci, co oszukańczo nazywa darszanem. Mooji z Jamajki lubi turystyczno-erotyczne podróże do Indii ze swoimi seks-króliczkami. Vishwananda z Mauritius oparł się na chennelingu z Babaji, co w Indii uważane jest za rodzaj czarnej magii i satanizmu, ale zachodni New Age łyka temat bez zadławienia. Tak zwany Yogi Bhajan i jego sekta 3HO wmawia ludziom, że elementy religii sikhijskiej są kundalini jogą, co samo w sobie jest kłamliwym absurdem, ale ludzie kasę płacą i myślą,że są ekspertami od kundalini, chociaż są konwertytami nawróconymi podstępnie na religię sikhijską. Kasa płynie dużym strumieniem, postępów w rozwoju duchowym u adeptów zwykle brak lub są bardzo niewielkie. Zatem muszą jeszcze więcej płacić za rozliczne zajęcia. A nawet w chrześcijaństwie odpłatne odpusty krytykowano za komercję wieki temu. Ludzie ciągle są naiwni myśląc, że jak zajęcia droższe to lepsze.

Prawdziwi guru (mistrzowie, eksperci) starożytnego typu, otoczeni garstką wiernych mieszczącą się przy jednym ognisku, wciąż istnieją, lecz wiedzą o nich tylko nieliczni wtajemniczeni. Podobno mamy takich nawet w Polsce, ale trudno ich znaleźć bo nie reklamują się w skomercjonalizowanym fitnessie pod hasłami typu “joga-joga”, które zresztą z jogą nie mają oprócz nazwy zwykle nic wspólnego. Komercyjny rząd dusz sprawują dzisiaj menedżerowie-celebryci, sprawnie wykorzystujący media i najbardziej wpływowych wyznawców czy zwolenników. Dorobili się ponadnarodowej sławy oraz bajecznych, często miliardowych majątków. Trzeba oczywiście wziąć pod uwagę to, że ludzi jest znacznie więcej, zatem także wielbicieli i wyznawców różnych kultów jest liczebnie więcej, komunikacja jest łatwiejsza, zatem wrażenie wielkości i liczebności także, gdyż bez internetu nie słyszelibyśmy o większości mistrzów z Kalifornii, Azji czy Afryki. Wedle nauk indyjskich, prawdziwy mistrz (guru), nie ma więcej niż 10 tysięcy uczniów, których uczy bezpośrednio z ust do ucha, czyli metodą ustnego przekazu praktyk i tradycji. Kto 12 lat przebywa z mistrzem non-stop, żyjąc i pracując w drużynie mistrza, ten jest prawdziwym uczniem. Tylko z iloma osobami można żyć, mieszkać i pracować nieustannie przez 12 lat razem?
Dołączona grafika

Szlak umasowienia i komercjalizacji jogi czy rozwoju duchowego przetarł z jednej strony zmarły przed trzema laty Maharishi Mahesh Yogi a z drugiej zamerykanizowany Śrila Prabhupada. Mahesh Yogi zaczynał jako sekretarz w jednej ze świątyń w indyjskich Himalajach, potem zajął się nauczaniem fragmentów wed, świętych ksiąg hinduizmu. Kiedy pod koniec lat 60-tych XX wieku znudzona protestami antywojennymi i wymęczona psychodelicznymi eksperymentami młodzież z Zachodu zaczęła “poszukiwać siebie” i masowo sprowadzać przewodników duchowych z Azji – hinduistycznych guru, rosich zen, lamów tybetańskich – Maharishi był już na miejscu. W 1959 roku przybył do USA, gdzie zaczął propagować medytację transcendentalną. “Nie ma pieniędzy, o nic nie prosi. Jego majątek mieści się w garści” – zachwycał się “Honolulu Star Bulletin”. Cztery dekady później należące do międzynarodowego konglomeratu Maharishiego nieruchomości wyceniano na 3,6-5 mld dolarów, jego osobisty majątek na miliard, a roczny dochód na 10 mln. Kontrolowana przez rodzinę mistrza Maharishi Group posiada m.in. szkoły, elektrownię słoneczną, farmy zdrowej żywności, fabryki biżuterii.

Dźwignią sukcesu Maharishiego był jego krótki związek z Beatlesami, którzy w 1968 roku – w szczycie sławy – ogłosili go swym nauczycielem i wyjechali do Riszikesz. Wrócili po kilku tygodniach ‘zniesmaczeni’ zakazem seksualnej rozwiązłości i ‘zakazem zboczeń’ ze strony mistrza, który nie dawał im bzykać się z Mią Farrow w aszramie, a także – jak wyznał John Lennon – ich “zainteresowaniem sławą, celebrytami i pieniędzmi”. Głównym źródłem dochodów firmy Maharishi Yogi są bardzo drogie kursy medytacji oraz darowizny. Głośny film Davida Sievekinga “David chce odlecieć” ujawnia, że po to, by dostać się na szkolenie dla radżów (lokalnych liderów), trzeba wpłacić milion dolarów. Reżyser rozmawiał z kilkoma odstępcami od transcendentalnej wiary, w tym amerykańskim wydawcą Earlem Kaplanem, który podarował 150 mln dolarów na budowę centrum medytacyjnego w Indiach, gdzie 10 tysięcy latających joginów miało zaprowadzić pokój na świecie. Sama medytacja transcendentalna jest bardzo dobrą techniką praktyki wyrwaną z kontekstu oryginalnych treningów duchowego rozwoju w jodze, takich jak radża joga czy krija joga, jednak ograniczenie się tylko do tej techniki nikogo nie poprowadzi na wyższe stopnie duchowego wzrostu!

Relacje z VIP-ami są w branży komercyjnej pseudo duchowości bardzo ważne, podobnie jak jest to w praktyce religii i wyznań chrześcijańskich rodem z Ameryki. Za celebrytami idzie popularność danego wyznania czy grupy rzekomo charyzmatycznej. Pewien tybetański lama “odkrył” wcielenie zmarłego mistrza w Stevenie Seagalu, załatwiając sobie w ten sposób przepustkę do Hollywood. Politycy są nieocenieni przy załatwianiu gruntu pod nową inwestycję lub przy tuszowaniu skandali. Do wielbicieli Satha Sai Baba zaliczają się premier Indii Atal Bihari Vajpayee, prezydent i ojciec indyjskiej bomby atomowej Abdul Kalam oraz liczni ministrowie czy wojskowi.

Starsi Hindusi pamiętają Dhirendrę Brahmachari, rzekomego “latającego” nauczyciela jogi i kochanka Indiry Gandhi, którego wpływy w Delhi były ponoć takie jak Rasputina na dworze ostatniej cesarzowej Rosji. Jogin miał nielegalną fabrykę broni i prywatny odrzutowiec, w którym zginął dziesięć lat po śmierci Indiry Gandhi. Warto wreszcie zabiegać o biznesmenów, potencjalnie niewyczerpane źródło funduszy. Zdarzało się, że przedsiębiorczy ban-guru podstępem zdobywali plan podróży jakiegoś prezesa, by zarezerwować koło niego miejsce w klasie biznes. Właściciele imperium dusz tak samo jak inni biznesmeni dbają często o wykoszenie konkurencji i marzą o zamknięciu rynku, na którym dominują. Zabraniają swoim wielbicielom uczestnictwa w programach zajęć oferowanych przez innych nauczycieli, w obawie przed konkurencją.

Dołączona grafika
Swami Vishwananda

Wyznawcy pseudo guru z Mauritius znanego jako Swami Vishwananda znani są w Polsce z tego, że wynajmują na zajęcia sale od rozmaitych organizacji, ale zapominają za sale zapłacić, a do tego robią syfiarski bałagan, zapominają posprzątać czy poustawiać krzeseł po swoich zajęciach. Za to za marny program kilku ćwiczeń, które można znaleźć w intenecie lub licznych książkach – pobierają wielkie honoraria za rzekomą Atma Kriya. Tylko, że sam Vishwananda nigdy nie był wtajemniczony w linię Krija mistrza Mahavatar Babaji znaną w Indii jako Giri Tirtha. Ale za to miał trochę satanistycznych channelingów z astralnymi duchami niskiej jakości.

Liczne skandale seksualne Vishwanany z Mauritius dały mu przydomek “Penis Baba”, a znany jest z tego, że lubi dobre nocne kluby w Dubaju i Las Vegas oraz młodych chłopców, jak to pederaści we zwyczaju mają. Jego działalność w Wielkiej Brytanii załamała się po ujawnieniu licznych afer seksualnych obejmujących około 200 pokrzywdzonych chłopców. Wtedy przeniósł swoją siedzibę do Niemiec, gdzie dalej od naiwnych zbiera wielkie pieniądze na rzekomy aszram, tylko, że raz już je uzbierał żyjąc w Anglii. Widać przegrał w kasynach albo płaci grzywny, gdyż w Szwajcarii został przyłapany na kradzieżach w drogich sklepach i surowo ukarany grzywnami.

Aktualnie Vishwananda zdziera ze swych wielbicieli skórę na miliony Euro, a w ofercie nie ma nawet podstaw ćwiczeń Atma-Krija, które oferuje, bo sam ich dobrze nie zna, gdyż nie uczył się od kompetentnych mistrzów. Jego channeling z Mahavatar Babaji jest w Indii powszechnie uważany za rodzaj satanistycznego pomylenia umysłowego. Dlatego zaliczany jest Vishwananda do tzw. ban-guru, czyli oszustów duchowych udających guru i roszczących sobie pretensje do boskiej czci, co jest chorobą znaną w środowiskach pederastycznych rodem z Indii, które z aktorskim talentem odgrywają wyimaginowane sobie role guru dla zdobycia pieniędzy i wielbicieli. Jak na razie aktorska gra robienia za rzekomego guru i szołmena od duchowości idzie dobrze dając duży zysk. Przy okazji trochę osób zwiedzionych albo świadomie wchodzących w ten interes zarabia dobrze na rzekomych inicjacjach oraz naukach, które obok prawdziwej Krija Jogi i techniki Atma Kriya Mahavatara Babaji nigdy nie stały.

W Indii przestrzega się nawet przed przyjmowaniem “uczniów” Vishwananda z Mauritius, gdyż osoby przychodzące do takiego oszusta same mogą mieć podobne tendencje do popadania w mroki działań oszukańczych. Indyjscy guru często bywają wybredni i nie chcą na uczniów kiepskiego materiału z utrwalonymi cechami prymitywnego oszustwa i zwiedzenia w dziedzinach duchowych. Wiele osób pamięta głupie roszczenia i występy Vishwananda w czasie jego pobytu w Aszramie Sathya Sai Baba, skąd jego renoma jako tzw. masta i pomylonego umysłowo kuglarza obiegła całe Indie. Sathya Sai Baba nie uznał rzekomych “doświadczeń duchowych” Vishwananda i uznał je za rojenia chorej głowy, objaw chorobliwych roszczeń i zaburzeń psychicznych. Czczenie w Polsce “Swami” Vishwananda, który wcale nie jest Swamim, a jedynie zwodzicielem tłumów jakoś pasuje do ogólnego klimatu powszechnej religijnej obłudy i hipokryzji w kraju nad Wisłą.
Dołączona grafika
Mother Meera

Znana oszustka Mother Meera z Niemiec organizuje swoje sabaty, chociaż w Indii na początku lat 70-tych XX wieku wywieziono ją z Aszramu Auroville do zakładu psychiatrycznego po tym, jak po śmierci aszramowej Matki Miry, zaczęła się chorobliwie i histerycznie podawać za jej wcielenie. Miała wtedy około 13 lat i jest to dobrze znana historia w Indii, dzięki której hindusi do tej międzynarodowej chorej psychicznie oszustki nie przyjdą nigdy po naukę. Tam wiedzą, że osoba zachowująca się ekscesywnie i roszczeniowo, osoba popadająca w obłęd pseudo mistyczny w cudzych aszramach ma chore ego i wymaga długotrwałego leczenia psychiki, a nie adoracji i wielbienia. W Polsce też mamy trochę pomylonych umysłowo, co to tworzą nowe znaki reiki albo podają się za “żony Sai Baby” z poprzedniego wcielenia. Tacy co “mają kanał” bezpośrednio do jakiegoś mistrza z punktu jogi czy tantry uważani są w Indii za “mastów” czyli zwyczajnie chorych psychicznie, obłąkańców, a nie za wiedzących czy oświeconych. Niektórzy nie mogą przyjąć do wiadomości, że modyfikowanie dawnych systemów nauk i praktyk duchowych oraz “kanałowe” nawiedzenie najczęściej bywa destrukcyjne i szkodliwe.

Dołączona grafika
Yogi Bhajan

Harbhajan Singh Puri (1929-2004) – zwany jest ‘biznesowym potworem’ sikhijskim pochodzącym z Pendżabu, z części terytorium znajdującego się we współczesnym Pakistanie. Często, w robieniu zamętu wokół swojej osoby porównywany do Maharishi Madesh Yogi. Jego Stowarzyszenie 3HO pod szyldem Kundalini Jogi i Białej Tantry promuje podstawy religii sikhijskiej. Z powodów biznesowych zabrania uczestnikom swoich kursów chodzić na zajęcia do innych liderów duchowych. Komercyjne kursy nauczycielskie owej pseudo kundalini jogi kosztują po 7 tysięcy złotych za kilka dni zajęć, gdzie osoba staje się zaledwie kimś w rodzaju początkującego wyznawcy sikhizmu. Nie ma za to pojęcia o praktykowaniu oryginalnej Kundalini Jogi. Nazwa Kundalini jest dla działalności tego biznesmena pseudo duchowego jedynie szyldem mającym przyciągnąć jak najwięcej ludzi, bo hasło Kundalini jest ciągle modne, chociaż prawie nieznane. Yogi Bhajan jest bardzo krytykowany przez współwyznawców swej sikhijskiej religii za podstępne zdobywanie nowych wyznawców w komercyjny sposób. Jednak dobrze opłaca się jego organizacja wspólnocie sikhijskiej, tak, że za pieniądze przymyka się oko na liczne przekręty mające miejsce pod szyldem kundalini joga i biała tantra.

Yogi Bhajan został wykształcony w katolickiej szkole misyjnej, chociaż jego rodzice byli wyznawcami sikhizmu. Żonaty od 1954 roku, posiada troje dzieci. Posiada tytuł magistra z ekonomii gospodarczej czyli profesjonalne przygotowanie do biznesu. W Indii pracował przez wiele lat jako oficer w Straży Granicznej. Dyscyplinarnie wyrzucony z pracy, porzucił żonę i dzieci aby medytować w Amristarze – w świątyni sikhizmu. Historia o tym, że się w dzieciństwie uczył kundalini jogi jest fikcją wymyśloną na użytek komercyjnej reklamy. W rzeczywistości doraźnie uczył się sikkhizmu od swojego dziadka. Temat zna z kilku książek wydanych na Zachodzie i to bardzo pobieżnie. Nie zna praktycznych ćwiczeń Kundalini Jogi ani Białej Tantry, gdyż generalnie takie praktyki są zabronione wśród ortodoksyjnych sikhów i uważane za zgubną herezję. Od 1968 roku na emigracji w Kanadzie, a potem w USA tworzy pierwsze świątynie sikhijskie na Zachodzie. Jest wiernym uczniem sikhijskich kapłanów religijnych, ale realnie nie ma doświadczenia w jodze ani tantrze. W latach 90-tych XX wieku staje się jednym z liderów biznesu zdrowotnego typu New Age w Kanadzie i USA. Częścią tego biznesu zdrowotnego jest fikcyjna “kundalini joga” i rzekoma “biała tantra” za naukę której pobierane są niedozwolone wysokie opłaty. W Indii, każdy kto pobiera opłaty za naukę Kundalini jest uważany za oszusta i zboczeńca, gdyż pobieranie opłat za podnoszenie Kundalini jest surowo przez dharmę zakazane.

Oszustom z Indii prawa dharmy jakoś nie przeszkadzają na Zachodzie oszukiwać ludzi i wciskać im kit pod szyldem o którym widocznie nie mają nawet zielonego pojęcia. Byle zarobić na modnym szyldzie i naiwnych ludziach. Yogi Bhajan to przykład świetnego oszusta, który dla zysku potrafi użyć modnego szyldu, aby sprzedawać pod nim inny towar, drogi i kiepskiej jakości sikhizm. Yogi Bhajan uważał się za “Słońce sikhizmu na Zachodzie”, jednak w Indii ma opinię niebezpiecznego oszusta i furiata, który samozwańczo proklamował się mistrzem Kundalini Jogi. Znawcy tematu podejrzewają także, że jako były oficer wojskowy miał również związki z indyjskim wywiadem zagranicznym. Yogi Bhajan nigdy nie uzyskał żadnej pozycji duchowej ani jako nauczyciel jogi ani jako mistrz tantry, zatem wszelkie jego roszczenia do tytułów takich jak Mahan Tantric są absurdalnymi pomysłami jego widać chorej głowy. Nawet Osho Rajneesh szydził publicznie z tego w jaki sposób Haribhajan Singh wpadł na pomysł ogłoszenia się wielkim Guru, kiedy pracując jako bagażowy na lotnisku w Delhi nosił walizki Swami Muktanandy i jego uczniów z USA. O ile Swami Muktananda był autentcznym Swamim i mistrzem jogi, o tyle Haribhajan Singh był jego małpą, zwykłym oszustem, który wykorzystując niewiedzę ludzi ogłosił się na Zachodzie.

Jakim prymitywnym i amoralnym typem jest tzw. Yogi Bhajan świadczą proste fakty. Kiedy wyjeżdżał na emigrację do Indii, od znajomego pożyczył 10 tysięcy rupii na bilet, co było znaczną kwotą w 1968 roku, jak teraz dla Polaka 10 tysięcy złotych. Nigdy nie oddał tych pieniędzy. Kupił sobie bilet do Kanady i wyjechał na koszt znajomego i jego rodziny. Prawo nakazuje zwracanie tego, co zostało pożyczone, szczególnie dharmiczne prawo Indii, w tym także sikhizmu. Dwadzieścia lat później, kiedy Yogi Bhajan był już sławny i bogaty przyleciał do Indii. Przyszła do niego córka owego znajomego z prośbą o zwrot długu jej ojca. Prawo dharmiczne nakazuje oddać dzieciom to, co pożyczyliśmy od ich rodziców. Zamiast oddać pożyczone pieniądze, bezczelny pseudojogin zaśmiał się złośliwie, szyderczo, i ryknął swym prymitywnym głosem: “Kobito, masz już 40 lat, a ciągle żyjesz MAJĄ (Iluzją)!”. Kawał sukinsyna zepsutego przez amerykański biznes newageowy, a nie jogin – jak widać. Tacy niemoralni i pozbawieni skrupułów są właśnie antyduchowi oszuści według autentycznej indyjskiej Kundalini Jogi…

Dołączona grafika
Dołączona grafika
Ruch Osho Rajneesh’a

Międzynarodowa Fundacja Osho – sławnego i kontrowersyjnego mistrza zmarłego w 1990 roku – doskonale poradziła sobie bez niego. Osho Rajneesh znany jest z bezkompromisowego odsłaniania chrześcijańskiej obłudy i niemoralności. Przyczynił się do ujawnienia i nagłośnienia skandalu pedofilskiego w Kościele katolickim w USA. Pierwszy mawiał o księżach i biskupach jako o “dzieciojebcach”, kiedy stykał się z licznymi w USA ofiarami molestowania seksualnego w kościołach. Stery przejęła grupa “uczniów” z Zachodu, którzy zaczęli zarządzać Fundacją Osho jak przedsięwzięciem stricte komercyjnym. W miejscu aśramy w Punie pod Bombajem na 25 hektarach powstał luksusowy ośrodek wypoczynkowy – “tropikalna oaza, gdzie natura i XXI wiek łagodnie ze sobą koegzystują” (cytat ze strony internetowej).

“To chyba jedyne miejsce w Indiach, gdzie obcokrajowcy mogą bezpiecznie pić wodę z kranu” – zachwycało się jedno z pism turystycznych. Można tu zażywać masaży, medytacji i nauk duchowych, ale też uczestniczyć w przyjęciach i potańcówkach. Obowiązkowy test na HIV zapowiada nie tylko duchowe przyjemności. Osho seks wręcz zalecał, byle bezpieczny. Tyle, że Osho zalecał seks w związkach miłosnych i małżeństwach, a nie przypadkowo, z byle kim. O tym ‘uczniowie’ już zapomnieli. Starzy uczniowie mówią, że dzisiejszy Ruch Osho nie ma wiele wspólnego z tym, co robił Osho Rajneesh za swojego życia. Tak samo jak katolicyzm czy protestantyzm nie ma nic wspólnego z tym, co robił Jezus Chrystus za swojego życia.

Nic dziwnego, że bilet wstępu do Puna SPA kosztuje 980 rupii (60 zł) – większość atrakcji i zakwaterowanie płatne ekstra. W szczycie sezonu przebywa tu 8 tysięcy osób, znacznie więcej niż za życia dżainistycznego guru Rajneesha. Dodatkowy dochód dają filie na całym świecie, opłacając franczyzę i prawa autorskie. W łonie ruchu od lat toczą się spory o władzę, majątek i prawo do używania marki Osho, ale karawana zarabia dalej. Roczny dochód fundacji oszacowano na kilkadziesiąt milionów dolarów.

Dawniej Osho nazywał się Rajneesh. Bardziej niż medytacja rozsławiła go kolekcja 90 rolls-royce’ów, które zgromadził, nim w 1985 roku deportowano go z USA za rzekomo fałszywe zeznania w urzędzie imigracyjnym. Nie chcąc wracać do Indii, gdzie zalegał fiskusowi na kilka milionów dolarów, bez powodzenia próbował załatwić sobie pobyt w jakimś kraju trzecim. Ostatecznie wrócił do Puny, zmieniwszy nazwisko, jednak w USA został podtruty talem, gdyż amerykańskie konserwatywne chrześcijaństwo nie godzi się na wschodnią duchowość nawet w jej tandetnym wydaniu. Osho padł ofiarą walki z religijną konkurencją chrześcijańskiej prawicy, a jego medytacyjne pole namiotowe na 300 tysięcy osób do dziś jest uważane za wzór dobrej organizacji.

Zdobytych klientów przywiązuje się przy użyciu niekiedy perfidnych metod. Pod pretekstem walki z przeludnieniem Osho zachęcał swoich uczniów, by poddawali się sterylizacji. Bezdzietni mogli się poświęcić wspólnocie całym sercem i portfelem. Na plus trzeba Osho Rajneeshowi zapisać szczerość. – Nie kultywuję ubóstwa – mówił Osho. – Rollsy mają tego dowieść. Nikt przede mną nie miał odwagi tego wyznać. Papież nie powie, że szanuje bogactwo, chociaż jest najbogatszym człowiekiem na ziemi. – Tu znalazłam spokój umysłu – wyznała mi kiedyś w Punie jedna z klientek ośrodka Osho. – Wszystkie moje problemy zostały w domu. Czuję się świetnie.

Osho Rajneesh pewnie się w grobie przekręca, jeśli widzi co się dzieje w jego ruchu – jeśli o moralność dharmiczną w jego ruchu chodzi.

Dołączona grafika
Baba Ramdev

Najmodniejszy żyjący mistrz Hatha Jogi to Baba Ramdev. Wzorem amerykańskich ewangelizatorów karierę zbudował na telewizji. Zaczął w 2003 roku od programów o jodze w indyjskim religijnym kanale Aastha, potem doszły pogadanki w kolejnych dwóch stacjach. Ramdev ma szkoły jogi, spa, firmę produkującą medykamenty ajurwedyczne, apteki. Wartość koncernu to zaledwie 245 mln dolarów. Krytycy oskarżają go o ambicje polityczne. Baba Ramdev sympatyzuje z opozycyjną hinduską prawicą, także tą skrajną o ciągotach nacjonalistycznych. W lecie podjął “protest głodowy aż do śmierci” (przerwany siłą po dziewięciu dniach) przeciw korupcji w rządzie Indii. Władze natychmiast oskarżyły go o unikanie podatków.

Baba Ramdev nawołuje do bojkotu zagranicznych produktów – śladem Mahatma Mohandas Gandhi, dla którego była to droga walki o niepodległość Indii. “Z wyjątkiem samolotów używam produkty w 100 procentach indyjskie” – zachwala w ulotce jogin będący właścicielem odrzutowca made in USA oraz wyspy w Szkocji, “a przede wszystkim te produkowane przez moją aśramę, robione z najlepszych składników po najniższych cenach”. Zdaniem krytyków niskie ceny to efekt zaniżania płac robotników w fabrykach Ramdeva. Jego firma wybudowała szpital, ale za pobyt w nim trzeba słono płacić. Na działalności osób popularnych w Indii takich jak Baba Ramdev czy Sathya Sai Baba cierpią misjonarze chrześcijańscy, gdyż tysiące nawróconych na chrześcijaństwo dzięki nim powraca do duchowej kultury indyjskiej, do tradycji wedyjskiej oraz do jogi czy autentycznej medytacji.

Dołączona grafika
Kościół Scjentologiczny

Najpoważniejszym amerykańskim biznesem duchowym niemającym korzeni w Indiach (choć czerpiącym z filozofii hinduizmu) jest Kościół scjentologiczny. Założony w USA w latach 50-tych XX wieku dorobił się opinii sekty i zakazu działalności w kilku krajach Europy, chociaż jest w swej istocie szkołą nowoczesnej psychoterapii z nurtu transpersonalizmu. Przy zdobywaniu członków scjentolodzy stosują techniki wpływu psychicznego, jak każda inna komercyjna organizacja biznesowa.

Zdaniem Janet Reitman, autorki książki “Inside Scientology”, jest to przedsiębiorstwo posługujące się metodami sprzedawców samochodów. Porównanie wydaje się krzywdzące dla firmy z przychodem szacowanym na kilkaset milionów dolarów. Jego największym źródłem są opłaty członkowskie oraz dobrowolne wpłaty – Tom Cruise, od chwili gdy związał się z Kościołem, ofiarował na jego rzecz około 25 mln dolarów. Jego pieniądze, jego prawo wydawać kasę na to co ma ochotę. Wyznawcy muszą płacić także za sesje, podczas których są oczyszczani z problemów (tzw. audyty) – zazwyczaj 500 dolarów za godzinę. Absurdalnym jest wymaganie 2 tysięcy złotych w Polsce, co wynika z przeliczania walut, zamiast kształtowania relacji cen wedle poziomu relanych płac kraju.

Scjentologów wyróżnia brak charyzmatycznego lidera-boga. Reszta przypomina sposoby działania chrześcijańskich kaznodziejów i amerykańskich psychoterapeutów: zawiła ideologia, nacisk na werbowanie celebrytów i bogaczy, pokazowa działalność dobroczynna, alergiczna reakcja na krytykę. Kościół jest zorganizowany na zasadzie franczyzny. Nowo powstające oddziały muszą płacić mu za know-how – metodologię prowadzenia kursów, pozyskiwania członków. Kojarzy się to z piramidą finansową, która po to, by zarabiać, rozprzestrzenia się po świecie.

Naczelna zasada rynkowa stosuje się do sprzedawców rzekomej nirwany tak samo jak do wytwórców mrożonek – trzeba zaoferować produkt lub usługę, na którą jest popyt. Potrzeba nowej wiary, przewodnika duchowego, siły, która pokieruje naszym zbyt skomplikowanym życiem, jest tak stara jak ludzkość. Największe Kościoły już dawno straciły monopol na ten biznes, pomimo starań watykańskiej sekty Opus Dei o odzyskanie władzy w wielu krajach starego zgniłego Zachodu, w tym w Polsce.

Sjentologia jest zasadniczo jedną z nowoczesnych szkół psychoterapii i psychoedukacji, a zarejestrowana jest w USA jako Kościół głównie z powodów podatkowych. Usługi terapeutyczne pod szyldem religii nie są bowiem w USA opodatkowane. Było jedno z najlepszych rozwiązań jakie scjentolodzy zastosowali w obronie przed horrendalnymi podatkami. Stało się jednak powodem oskarżeń pod adresem scjentologów ze strony ośrodków antysektowych.

Dołączona grafika
Ayahuasca Aldony Mirońskiej

Najlepiej zarabiają jednak rodzimi narkotykowi szamani-dilerzy kasujący ludzi za imprezy z koktajlami o wdzięcznych nazwach jak Ayahuasca, gdzie jest szkodliwy narkotyk DMT, a także inne substancje narkotyczne. Polska dilerka Aldona Mirońsky oficjalnie promuje swój biznes narkotykowy w internecie jako zabiegi szamańskie, co w zasadzie wymaga interwencji brygad antynarkotykowych. Jednak widać ma dobre krycie w policji, gdyż biznes dilerski żyje sobie od lat wraz z reklamą i udaje sesje duchowego rozwoju w rzekomej ścieżce szamańskiej. Aya oznacza złego ducha, demona, zatem ów “napój złych duchów” widać spożywają rodzime ćpuny jako swój satanistyczny nektar rodem z lokalnych peruwiańskich odmian satanizmu importowanego do Polski pod chwytliwym szyldem szamanizmu. Sekta Mirońskiej oferuje też własne pseudopiramidki dla celów rzekomo duchowym i inne wymysly New Age rodem z Kalifornii. Szerzenie narkomanii pod szyldem szamanizmu to nie jest nowy wynalazek, gdyż w USA jest już kościół Pejotl jako pseudoszamańska grupa “religijnych narkomanów”.


Wiesław Kornalewicz – Psychotroniczne Zakodowanie

Psychotroniczne szkółki rzekomego rozwoju duchowego od wielu lat miewają się w Polsce dobrze. Jedna z takich grup działa od przynajmniej 1981 roku, ma siedzibę w Opolu, a jej szefem i jedynym w praktyce liderem jest wiekowy już Wiesław Kornalewicz. Pytanie tylko jakie duchy stoją za tym rzekomym rozwojem duchowym i czemu tak naprawdę służy działalność liderów takich jak Wiesław Kornalewicz. Z wyglądu i zachowania Wiesław Kornalewicz to sympatyczny i dobroduszny staruszek, a i wcześniej przez lata miał opinię sympatycznego, dobrodusznego, że ‘do rany przyłóż’. Ludzie chwytają się takich słodkich osobowości o pewnej wiedzy i tajemniczości, gdyż myślą, że taki słodki i dobry charakter to mają ludzie uduchowieni.

Niestety najsłodsi i najmilsi, wręcz cudowni to są najbardziej oszuści matrymonialni i finansowi, jak agent Tomek, co powszechnie wiadomo. Oczywiście do czasu aż znikną, ale dla kolejnej ofiary też są mili, a nawet dla wielu jednocześnie. Ludzie dają się łatwo nabierać na lep słodyczy, miód z ust, miłość, przebaczenie. Tak było szczególnie na tak zwanym pierwszym i drugim stopniu wtajemniczenia u Wiesława Kornalewicza. Zresztą bardzo początkowe medytacje wprowadzają dobry nastrój w każdym miejscu i chyba z każdym prowadzącym takowe, chociażby i najbardziej nieudolnie, bo prowadzeni i tak się przecież na tym nie znają. A Wiesław Kornalewicz dba o to, żeby ludzie nie mieli pojęcia jak wygląda rozwój duchowy i medytacje w wydaniu innych liderów. Zresztą inni psychodeliczni liderzy jak Aldona i Jerzy Mirońscy, Andrzej Struski, Swietłana Bogdanienko czy Leszek Żądło także dbają o te sprawy należycie.

I o to w tym psychotronicznym biznesie chodzi, żeby tak trochę oszukiwać, ale po ludzku. Lider jest wtajemniczony, zna nawet siedem poziomów rozwoju, a jak trzeba to i 77. I nie potrzeba już do nikogo innego chodzić, żeby sobie energii nie pomieszać ani umysłu nie zmącić. Wszystko inne, włącznie z najprostszymi nawet medytacjami i asanami jogi jest złe i niedobre, rzekomo szkodzi i prowadzi do szpitala psychiatrycznego, ale jak po medytacjach u Wiesława Kornalewicza trafia się do szpitala psychiatrycznego, to jest tam tylko uzdrawianie symptomów chorobowych z przeszłości. Właśnie tak działa taka psychosekta, a ściślej jej lider i kilka zafiksowanych tym liderem uroczych z prezencji osób. Uroku nie można odmówić, ani liderowi, Wiesławowi Kornalewiczowi ani jego gorliwym sympatykom.

Niestety przyjemna prezencja nie świadczy o stopniu rozwoju duchowego, a najczęściej o oszukaństwie i łudzeniu. Tak niestety jest i stosują się do tego wszyscy oszuści matrymonialni, zawsze nienaganni, kochający wybaczający swej ofierze wszystkie wpadki, aż oszust zniknie. W rozwoju psychoduchowym oszust znika po bardzo wielu latach, znika wraz ze śmiercią, a uwiedzione, cyrografem zdobyte dusze zabiera wraz ze sobą prosto w objęcia Lucyfera czy Mefistofelesa. Demony te bardzo lubią jak wszystko jest milutkie i bardzo przyjemniutkie, kochające i przebaczające, ale tylko z tego powodu, że służy to dobremu zdrowiu i dużej liczbie zwolenników, których zwyczajnie na ten miód-cud daje się uwieść.

Zaliczywszy trochę więcej niźli dwa pierwsze poziomy wtajemniczenia jeszcze w latach 80-tych XX wieku można się przy odrobinie wysiłku było zastanowić dlaczego Wiesław Kornalewicz tak mocno koduje swoich klientów, aby tylko do niego przychodzili, aby poważnie potraktowali rozwój duchowy, bo tylko u niego oczywiście można się rozwijać w całej pełni. Jak się grupa dowie, że ktoś był u innego lidera z innej szkoły rozwoju duchowego, to już aura jest w kiepskim stanie, umysł pomieszany, rozwój spada, jedzie w dół. Taka reprymenda przy 2-3 innych członkach grupy jest poufnie zabójcza. Trzeba wybrać tylko Wiesia i z Wiesiem się rozwijać, a na żadne inne kursy rozwoju ani duchowości nie jeździć, a najbardziej to na zen czy jogę nie wolno było jeździć, ani nawet przypadkiem chodzić. Chyba, że Wiesław kogoś zaufanego wysłał, żeby jakiegoś haka znalazł do krytykowania konkurencji, poufnie w swoim gronie, jakie to straszne rzeczy się dzieją u innych liderów na rozwoju duchowym.

W duchowości Wschodniej, tej z Indii i Tybetu, Chin czy Japonii, tak z buddyzmu, dżinizmu jak hinduizmy wynika, że lider jest opętany przez demony zazdrości i działa jak właściciel haremu, tylko, że jego zazdrość jest niejako przeniesiona ze sfery płci na dziedzinę duchową, demon chce być właścicielem dusz. Tak działa Lucek czyli Lucyfer, a Lucka znamy, lubi być młody, piękny, szczęśliwy, bogaty i bardzo nie lubi się namęczyć nad rozwojem duchowym. najlepiej, żeby ktoś wahadłem albo różdżką podniósł Luckowe dziecię na wyższy stopień niczym dowartościowywaną i dopieszczaną kochankę. Poważni jasnowidze oglądali wiele razy Wiesława Kornalewicza, tak na żywo jak i na zdjęciach z kursów, w różnych latach, ale zawsze widzieli Luckowe dziecię z piekła rodem jako towarzyszące Wiesławowi, a także wielu z jego zaawansowanych adeptów rzekomego rozwoju duchowego. Jednego ducha zatem mamy, pobielane kości z grobu zwanego Ciemnym Dołem jak uczy ezoteryka, tym razem ta bardziej prawdziwe, nieautorska, ale praktykowana od tysięcy lat.

Drugi duszek też jest nieciekawy, wygląd typowego Mefistofelesa, ubrany w cylinder i smoking. Teraz w amerykańskiej terminologii to się nie mówi demon czy diabeł, tylko zwyczajnie, nowocześnie, Pan w Czerni, czyli gościu wysokiego wtajemniczenia reptiliańsko-jaszczurczego, Czarna Loża Oriona i takie tam. Właśnie takie tam, zatem bezpiecznie jest dla działalności Wiesława Kornalewicza, aby jego słodyczą omamieni adepci gadający o zdrówku i rozwiązywaniu problemów życiowych nie chodzili na realne kursy jasnowidzenia astralnego do innych liderów rozwoju duchowego, gdyż mogliby go potem razem z Luckowa i Mefistową ferajną sobie obejrzeć i zdemaskować. Demony sterujące z ukrycia demonicznymi aktywnościami wpuszczania ludzi w maliny, na bezdroża pseudorozwoju bardzo nie lubią ich demaskowania. Ale wielu jasnowidzów nie może się mylić, szczególnie takich, co nie mają w tym interesu, bo konkurencją lokalnie nie są, gdyż nie działają w sferze językowej polskiej, a zawsze warto dla obiektywizmu pytać przykładowo japońskiego jasnowidza, co podgląda duchowe powiązania ludzi w astralu, a w Polsce nigdy nie był inaczej niż turystycznie, gdyż na rozwoju duchowym ani jasnowidzeniu nie zarabia ani nie dorabia.

Pewnie gdyby nie paranoiczne oszczerstwa pod adresem jogi, wspomnienia z demonicznym niestety Wiesławem Kornalewiczem nie wypłynęłyby na światło dzienne, acz nie jest to jedyny psychotroniczny, bardzo miły i uprzejmy psychol, który bardzo nienawidzi wszystkiego, co służy rozwojowi duchowemu jak chociażby zen, joga czy wschodnie buddyjskie medytacje. Mefistofeles potrzebuje jednak takich słodkich psycholi i ich zidiocającej mózg ideologii, żeby mieć wielu sympatyków i oddanych tumanów, którzy będą karmić go swoją energią życiową. Mefistofeles to piekielny władca wampirów, zatem musi mieć z czego żyć i na czym żerować. Takie psychotroniczne grupki uważające się za szkoły rozwoju duchowego często są stowarzyszone z demonami pokroju Mefistofelesa czyli prościej i po ludzku mówiąc, ludzie uczestniczący w takich kursach, są pastwiskiem dla wampiryzujących demonów, które żywią się tym miodowym nektarem przyjemniutkiej energii przypominającej opiekę nad niesprawnymi jeszcze dziećmi w żłobku. Nie jest to jednak żłobek dla dusz, ale typowy żłób z którego karmi się wampiry piekielnego rodzaju oraz daje się swój umysł we władanie Lucyfera, który ustami lidera grupy i jego klonów zasieje w naiwnych ludziach oszukańcze myśli, takie jak jadowita i złośliwa dyskredytacja jogi oraz buddyjskiej medytacji w wydaniu Agnieszki Malik na łamach ezoterycznego miszmaszu czyli Nieznanego Świata.

Znam wiele osób, które nawet po 10-ciu czy więcej latach od pojedynczych wczasów u Wiesława Kornalewicza jadowicie zwalczają wszystko co tylko chociaż trochę lepiej mogłoby służyć rozwojowi duchowemu człowieka niźli dość w sumie tandetne kursy Wiesława i jego haremu dusz uwiedzionych dla Lucyfera i Mefista. To jadowite zwalczanie polega na silnym sugestywnym zniechęcaniu do wszystkich innych liderów rozwoju duchowego, których nawet w Opolu jest kilkoro do wyboru, a wśród nich Wiesław Kornalewicz należy do tych z najniższej półki, a nie z najwyższej. Wiele wartościowych ludzi zostało odciągniętych od tradycyjnych szkół duchowego rozwoju z tradycjami w autorskie badziewie, bo trzeba wiedzieć, że autorskie kursy i badanie wahadłem stopnia rozwoju duchowego to jest ośmieszanie się takiego kiepskiego psychometry, gdyż metody radiestezyjnej i wahadlarskiej psychometrii nie mają zastosowania do rozwoju duchowego i badania ludzkiej duszy. Za to pomiary po ciemnej stronie, stopień zjednoczenia z Lucyferem czy Mefistofelesem, demonami żerującymi na astralnym planie, jak najbardziej można i po tym wahadłowaniu stopnia rozwoju duchowego na skali psychometrycznej czy jak kto woli radiestezyjnej poznajemy, że mamy do czynienia z magikiem, ale takim z pod ciemnej gwiazdy.

Problem ciemnej ścieżki wiodącej prosto w paszczę demonów, starannie zresztą ukrywanych przed gawiedzią i światem jest tego rodzaju, że demoniczna działalność nie kojarzy się ze złem, a na początku bywa bardzo inspirująca i często daje szybkie i spektakularne rezultaty, chociażby w postaci wyzdrowienia. Schody zaczynają się później, kiedy zaakceptowany i zdeklarowany zwolennik staje się pastwiskiem dla żerujących demonów wampirskich, które w ten przymilny sposób znajdują sobie źródełka dla podtrzymania swej upadłej aktywności. Wiedza ezoteryczna, okultystyczna, zdolności jasnowidzenia i podobne pozwalają kursy ala Kornalewicz omijać dużym łukiem, chociaż bajera ciemnej strony, mamienie i wciąganie w pułapkę jest jak najbardziej ciekawym tematem wartym zapoznania, chociaż z takim nastawieniem trzeba zwieść Wiesława Kornalewicza i jego podświadomość oraz otaczające go astralne pijawki czyli demony, z których tylko dwa opisuję, a resztę niech sobie jasnoniedowidzące psychotroniczne towarzystwo samo detektuje. Inaczej nie przejdzie się owego osławionego drugiego poziomu, ale kilku osobom się to udało i bawią się dobrze demaskując mnemotechniki psychotroniczne służące głównie utrzymaniu klienta dla pasożytujących na liderze i jego najbardziej wtajemniczonych demonach z ósmej sfery astralnych czeluści.

Swoją drogą, szkoda, że redakcja osławionego bzdurnymi rekomendacjami Nieznanego Świata tak kiepsko już finansowo stoi, że nie stać jej na 2-3 dobrych jasnowidzów, którzy obejrzeliby sobie tę jasnawo-szarawą, lucyferyczną aurę Wiesława Kornalewicza, która od ponad 30 lat już ciągle w opolu i na kursach świecie, a przecież w każdej prawie książce o kolorach aury pisze, jaki to syfiasty jest kolorek u mamicieli, oszustów i wampiryzujących demonków udających Światło, Dobro oraz Rozwój Duchowy. Współcześnie cukierki też są słodyczą oszukaną, pustymi kaloriami i szkodliwą dla zdrowia mazią, tak samo jak współczesna pseudoduchowość satanistycznych w swej istocie autorskich kursów rzekomego rozwoju duchowego. Duchy są, tylko, że są to złe duchy, demony wiodące do upadku, wyniszczenia i nawet zabicia duszy w piekłach. Zaślepieni ludzie jednak prawdy nie zechcą usłyszeć ani przyjąć do wiadomości, bo są zwyczajnie zakodowani, na co w oszołomieniu wydali przyzwolenie. Kiedyż mówiono o takiej sytuacji, że podpisało się cyrograf z diabłem.

Wyrazy wdzięczności dla Agnieszki Malik z Nieznanego Świata, numer 7/2012 za przypomnienie tej toksycznej ideologii Wiesława Kornalewicza i jego jasno-szarawego jak Lucyfer omamienia w swej istocie zajadle, z pasją zwalczającego wszystko co autentycznie wiedzie do rozwoju duchowego, w tym zen, buddyzmu oraz jogi. Kursy u Wiesława to była nauka jak 20 procent kursu w subtelny sposób poświęcić na złowienie ludzi w sieci ideologicznej awersji do wszystkich innych kursów i metod rozwoju duchowego. Jeśli pozostał tam jeszcze ktoś myślący to pewnie wie, że powinien poszukać sobie coś lepszego, ale zaćpanie się z demonami ajahuaski u Aldony Mirońskiej to jeszcze gorsze szambo, a opętanie przez kodującego umysł Andrzeja Struskiego to przyzwolenie na zrobienie z siebie ZOMBI, ale o tym są w sieci i na portalu także inne artykuły, bo temat powszechnie znany. Mnie odkodowanie z demonicznego zakodowania przez Wiesława Kornalewicza i uwolnienie od demonów tego pseudorozwoju kosztowało zaledwie 6 miesięcy pracy z trzema różnymi specjalistami i traktuję to jako epizod poznawczy, ale kilkoro znajomych musiało się z tym biedzić znacznie dłużej. Powodzenia.

Dołączona grafika
Swietłana Charisma Bogdanienko

To kolejna twórczyni opętanych niczym Zombi imperium dusz, które posiada i którymi zarządza w wiadomym sobie celu. Mechanizmy i schematy bardzo oraz identyczne podobne jak opisane u Kornalewicza. Swietłana Bogdanienko pochodzi z Ukrainy, jest niespełnioną artystką, a sposoby w jakie próbowała zrobić karierę w świecie mody i sztuki mogły wywrzeć dodatkowe nieprzyjemne piętno na jej i tak lucyferycznej duszy. Uchodzi za wybitną adeptkę magii chaosu, jej zwolennicy z Warszawy i Gdańska ciągają ludzi ją krytykujących po sądach, grożą czarnomagicznymi klątwami. Kobieta podaje się za reinkarnację Króla Artura, także jako Lana Bogini oraz Lama Charisma, udając znaną aktorkę, co raczej pokazuje na syndrom Napoleona i konieczność leczenia, podobnie jak w wypadku coraz to liczniejszych w Polsce “inkarnacji” Jezusów, Mojżeszów, Zachariaszów czy Maryjek.

W 2012 roku Swietłana Bogdanienko aka Charisma założyła “Międzynarodową Akademię Rozwoju Osobowości”, która w stylu prowadzenia i działalności najbardziej przypomina skompromitowany w latach 90-tych Antrovis Edwarda Mielnika. Uważa się za dziecko indygo z zaburzeniami ADHD, co pokazuje, że mogła mieć ciężkie dzieciństwo, a duchowość i pozowanie na awatara oraz wcielenie Króla Artura może być psychotycznym sposobem pracy z wyrównywaniem deficytu własnej wartości i godności. Z praktyki wynika, że osobo podające się za awatary, ale nie zweryfikowane ani potwierdzone przez indyjskich mistrzów są zwykle poważnie zaburzone w kierunku psychotycznym i wymagają stosownego leczenia. Częstym powodem takich pseudo objawień u kobiet jest ciężki syndrom menopauzy oraz głęboka trauma rodzina wymagająca profesjonalnej psychoterapii i pomocy psychologa. Słowem chaos robi się w głowie.

Swietłana Charisma Bogdanienko, faktycznie Світлана Богданенко to Ukrainka, która podobnie jak wiele osób z obszaru byłego ZSRR może być oprócz mieszania ludziom w głowach zaangażowana jako płatna agentka lub pracowniczka służb specjalnych typu rosyjskiej FSB. Jej otoczenie, to głównie osoby związane z tak zwanym chaosem i rzekomą magią chaosu, czyli z magią czarną oraz szarą, satanistyczną i lucyferiańską. Niektórzy rzekomo znają ją jako specjalistkę od czarnej magii z Ukrainy. Oficjalnie Bogdanienko Swietłana prowadzi agencję modelek Viva-Art, żyje ze sprzedaży dziewcząt do biznesu modelek oraz powiązanego z nim biznesu pornograficznego, gdzie modelki często kończą. Także rzekomo prowadzi działalność projektowania w zakresie mody dla modelek.

Dołączona grafika
Mooji – Tony Moo Young z Jamajki i Londynu

Mooji, Tony Moo – właściwie Anthony Paul Moo-Young, ur. 29 stycznia 1954 roku w Port Antonio na Jamajce. Mooyoung w 1969 wyemigrował do Londynu, gdzie rzekomo przez wiele lat pracował jako artysta, w rzeczywiśtości malował rzemieslniczo portrety na ulicy, a w późniejszym okresie również jako pozalekcyjny nauczyciel podstaw rysunku w Brixton College. Mooji jest obecnie uważany za duchowego lidera New Age z Londynu. Twierdzi, że pobierał nauki od Papaji. Mieszka na stałe w Anglii, ale równie często podróżuje po całym świecie nauczając o njuejdżowej duchowości wedle własnego pomysłu. Znany jest z rzekomo prostoty przekazu oraz radosnego sposobu w jaki przemawia do słuchaczy. Jak wiadomo, tzw. proste przekazy skierowane są do ludzi naiwnych, o niskiej inteligencji, łatwych do omotania i zmanipulowania. Mooyoung nigdy nie został wtajemniczony jako Swamin ani nauczyciel adwaita wedanty, zatem na pewno nie reprezentuje indyjskiego nauczania duchowego, pod które się podszywa. Pozy przybierane przez Mooyoung’a przypominają skrzyżowanie Mahatma Gandhi z Bobem Marley’em i są powszechnie obśmiewane w brytyjskich kręgach duchowości wschodniej. Mooji, lepiej znany jako Tony Moo, zażera się kilogramami kurczaków i kaczek, które zjada w najlepszych restauracjach w czasie swoich rzekomo duchowych podróży. W Indii powiada się, że ludzie zażerający się górą mięsiwa dziennie mają tyle wspólnego z duchowością i oświeceniem, co gówno z perfumami.

Mooji czy Mooyoung to facet który w ludziach wywołuje raczej negatywne odczucia, wygląda jak jakiś dyktator czy kacyk z Ugandy czy innego afrykańskiego kraju z buszem. To pewnie zwyczajny wytrzeszcz, jaki ma 80 procent długoletnich narkomanów, w tym Hindusów, co całe życie ćpają gandzie i nie wiedzą jak się nazywają. Jamajka jak wiadomo słynnie z powszechnego zaćpania i jest jednym z producentów dragów. Czasami pierwsze wrażenie jest niezwykle istotne, czasami to może być resentyment. Choć w przypadku rzadko zawodzi, nie mniej jednak staram się osiągnąć dystans do tego typu przeczuć, gdyż w istocie ważne jest tylko Jestem, zycie chwilą, jak to u narkomanów i osób z mózgami wypranymi przez wiele lat ćpania. Facet ciekawie opowiada o mniemaniu swojego oświecenia, że mianowicie niby dostał prostą formułkę od swojego mistrza i potem specjalnie nie zajmował się duchowością. Poświęcił się rzekomo pracy, aby utrzymać rodzinę, chociaż w rzeczywistości rodzinę zaniedbał. Lata mijały i nawet zapomniał o duchowych naukach. Powtarzał rzekomo tylko prostą mantrę i wierzył w swoje przeznaczanie urzeczywistnienia. Rzekome oświecenie przyszło do niego całkiem niespodziewanie, jakby spełniła się przepowiednia, jednak nikt z mistrzów adwaita wedanty tego nie sprawdził ani nie potwierdził. Jak wielu New Age’owych nawiedzonych i pomylonych, Mooji sam ogłosił swoje oświecenie. Jest zatem samozwańcem, typowym oszustem grasującym w nurtach New Age. W sumie to nawet nikt nie może potwierdzić, aby miał jakiegoś mistrza, zatem może być totalnym oszustem. Kolejny wielki szarlatan, który ze swojego życia próbuje stworzyć mit samego siebie? Wygląda troszeczkę na cwaniaka, daje proste rady – uwierz, a wszystko będzie w porządku, tylko uwierz, jeszcze bardziej naiwnie niż w kościołach i sektach religijnych. Koleś proponuje prostą receptę, wkręcaj sobie, że jestes Atamanem, a wszystko przyjdzie do ciebie jak wiosna po mroźnej zimie albo komornik po zaniedbaniach płatniczych.

Mooji Mooyoung podaje się za nauczyciela adwaita wedanty, jednak w przedmiocie zarówno adwaita jak i wedanty nie ma nic do powiedzenia. Prawdopodobnie nie rozumie nawet tych pojęć, co one znaczą ani nie wie jaka tradycja duchowego nauczania się za nimi skrywa. Bełkot o miłości i akceptacji nie jest przedmiotem adwaitawedanty, ale jest bełkotem schizofrenicznych i narkomańskich nurtów ciemnej strony New Age! Widać potrzeba Mooyoung’owi i jego krewnym czy kolejnym kochankom środków na przeżycie. Za pieniądze zarobione w Wielkiej Brytanii i Europie na pewno dobrze się żyje całej rodzinie na Jamajce. A dzieci z porzuconej rodziny zapewne wymagają alimentów. Czy alimenciarz może być nauczycielem duchowym? Czy wierzymy w kogoś, kto nie umie sobie poradzić z problemami we własnej rodzinie? Wielu liderów umie pięknie i górnolotnie bajerować o miłości, jednak nazwane jest to zjawisko bombardowaniem miłością i zwolennicy Mooji takim love bombingiem się parają. Uczestnicy zajęć z Mooji często powtarzają, że on im daje miłość zamiast oświecenia. Wyjątkowo okrutna to karykatura adwaity i wedanty. Krzyczą o miłości, ale głosu rozsądku już z miłością słuchać nie chcą. Tylko oni mają rację, miłość nie oświecenie, nikt inny. Reszta to sekty, złe wibracje i jednostki zmanipulowane. Mamy zatem chyba kolejną sektę, chociaż psycholodzy nie zdołali jeszcze przebadać ani obecnych ani byłych członków Mooji Sangha, gdyż zbyt nowe to zjawisko na rynku sekt, kultów i newage’owych psychopatologii czy nawiedzeń udających duchowość i oświecenie.

Rzekome przebudzenie Mooyounga Mooji’Ego przypomina jak żywo satanistyczne nawiedzenia oraz opętania przez duchy znane z patologicznych grup chrześcijańskich. W 1987 roku, po spotkaniu w jednej z nawiedzonych grup czy raczej sekt chrześcijańskich, doświadczył spontanicznej zmiany świadomości i stał się zupełnie innym człowiekiem. Dość powiedzieć, że chodzi o jednego z nawiedzonych, biznesowych pastorów amerykańskich, jacy wtedy grasowali po Europie. W swej istocie, owe nawiedzenia w sektach chrześcijańskich miewają silny rys duchowości schizofrenicznej, ale szczęśliwie owe schizo zwykle nie są zbyt niebezpieczne dla otoczenia, najwyżej dla osoby uwiedzonej rzekomym duchem świętym. Wraz z rzekomym przebudzeniem jego “świadomości duchowej”, zaczęła się głęboka transformacja, która rozwijała się w formie wielu rzekomo cudownych doświadczeń i wglądów rzekomo mistycznych. Wkrótce potem opuścił, ściślej porzucił dom, porzucił rodzinę i przez kolejne sześć lat dryfował w stanie rzekomo spontanicznej medytacji i zapomnieniu o zewnętrznym świecie. W życiorysie oficjalnym pana Mooji zapomniano napisać, że opuszczenie domu, to porzucenie żony i dzieci, które zostały głodne, bo się tatusiowi życia narkomańskiego wagabundy zachciało. Osoby, które pamiętają Mooyounga z lat 80-tych XX wieku, wspominają, że uciekł z domu w stanie zaćpania. W Indii podobnież przystał do grupy wędrownych narkomanów udających Swamich, co jest zakałą indyjskiej duchowości. Nie dziwią zatem dzisiejsze nerwice i ataki agresji jakie Mooji przejawia. To charakterystyczne przy zespole abstynencyjnym, a przecież nie można za dużo brać, gdy chce się wykłady prowadzić. Ludzie powinni się nauczyć, że mistrz adwaitawedanty, to prowadzi satsangi siedząc przez 2-3 godziny w pozycji lotosu z prostymi plecami. Tego niestety Mooji nie umie, co pokazuje na posługiwanie się hasłami wedanta czy adwaita, bez znajomości tego, co się za pojęciami kryje!

W Polsce ukrywa się fakt, że Mooji w rzeczywistości opiera się o chrześcijańską transformację pseudo mistycznego nawiedzenia w stylu New Age, bardzo popularnego od lat 70-tych XX wieku, a nie w oparciu o rzeczywiste nauki czy praktyki Adwaita Wedanty! Wychodzi, że jest liderem jednej z chrześcijańskich sekt, której głównym zadaniem jest odciąganie ludzi od duchowości wschodniej poprzez płytki bełkot o miłości, akceptacji i szacunku. I do tego bełkotu sprowadza się chrześcijańska teologia sekty Mooyoung, kolejnego po Mo i Moon’ie nawiedzonego pseudo zbawiciela, który prawie już nie ukrywa, że jest tym jedynym prawdziwych chrystusem, zbawicielem i oświeceniem. Nie dziwi zatem programowa agresja zwolenników sekty Mooji pod adresem przedstawicieli rzeczywistej duchowości wschodniej rodem z Indii, jaką można spotkać w internecie na rozmaitych forach i grupach. Lata prania mózgu w chrześcijańskiej sekcie, od 1983 roku do 1993, ze stąpieniem tzw. ducha świętego i świętym bełkotem w nieznanych językach zrobił swoje. Dziwi się temu pomyleniu nawet jego chrześcijsńaki brat, tenisista z Jamajki. Takie nawiedzone i pomylone ruchy chrześcijańskie to jednak rzecz popularna w środowiskach w których obraca się Tony Moo-Young. Artystyczne pastorowanie w wydaniu Tony Moo jest dobrze znane w Brixton z lat 80-tych XX wieku.

Zwolennicy Mooji czyli Tony Moo zapominają podać, że owych kilka miesięcy z Papaji, to zaledwie niecałe dwa miesiące pobytu w Indii, od końca listopada 1993 do początku stycznia 1994 w czasie których Mooyoung odwiedził Papaji zaledwie na kilka godzin. Oficjalnie to trzy miesiące, rzeczywiście, ostatnie dni listopada, cały grudzień i parę dni stycznia! Nic zatem dziwnego, że nie wiele zdołał się nauczyć, gdyż Papaji udzielał wówczas nauk zwykle raz w miesiącu. Tysiące ludzi z Polski bywa u rozmaitych oświeconych w Indii znacznie dłużej i wiele razy po kilka miesięcy, ale nie są tak bezczelni, żeby się samozwańczo ogłaszać oświeconymi i pleść na spotkaniach z zainteresowanymi, że oświecenie najprawdopodobniej nie istnieje. Jak się czegoś nie ma, to wtedy to widać nie istnieje! Kolejny raz Mooji widział Papaji przez kilka dni w 1997 roku, a że mistrz był już chory, to znowu nic się nie zdołał nauczyć. Z ciekawszy rzeczy, wieloletni uczniowie Papaji z Indii zupełnie nie kojarzą owego Mooji, co może oznaczać, że był tam jednym z licznych turystów, o ile wogóle był. Na pewno nie był uczniem Papaji, gdyż ci są w Aśramie zwyczajnie zapisani. Za to podawanie się za ucznia świetnie się nadaje, żeby liczne rzesze nawiedzonych na swoje oszustwo przyciągnąć i chrześcijański love-bombing zrobić dla zakręcenia naiwnych. W końcu alimenty dla porzuconych dzieci z czegoś trzeba płacić.

Warto się zastanowić czy jest nauczycielem duchowym typ z pod ciemnej gwiady, którego dziecko umiera z głodu i biedy na zapalenie płuc, bo ów typ, Jamajski nierób lubiący odbrze pojeść kaczki i kurczaczki, popić piwsko i poćpać, porzucił rodzinę, porzucił dzieci, żeby sobie ćpać w Indii rozmaite świństwa i udawać, że się rozwija duchowo? Tak, właśnie, to odrzuca od takich “duchowych” drani, co doprowadzają do śmierci z głodu i biedy własne dziecko. Czy to dobrze, że wielbiciele owego Mooji raczą ‘zapomnieć’ w polskiej reklamie swego pseudo guru napisać takich istotnych informacji, które cały Brixton w Londynie zna od lat? W szkole średniej na Jamajce, młody Mooyoung zajmował się kulturystyką, pakował muskuły jako młody macho, startował w zawodach dla atletów, robiąc za lokalną gwiazdę. W miarę dobrze śpiewał w lokalnym szkolnym zespole. Miał dużo dziewcząt, które zmieniał co kilka dni, jak to młody macho. Prowadził życie, jakiego nie miewają mistrzowie duchowi z urodzenia, guru czy awatarowie. Prowadził życie rozpustnego młodego macho, delikatnie mówiąc. Rodzina z Jamajki, w tym jego brat, nie chce go znać. Oficjalnie milczą o powodach, ale młody macho ewakuował się z Jamajki po skandalach seksualnych z nieletnimi i podejrzeniach o udział w lokalnym gangu narkotykowym. Taki los macho z Jamajki, a jak uciekał przed prawem z jamajki miał ledwie 16 lat. Młodzież tam wcześnie dojrzewa!

Trauma Tony Moo jest wielka, acz nie wszyscy wiedzą, że nie tylko o doprowadzenie do śmierci własnego najstarszego synka chodzi. Siostra Tony Moo, Cherry, została złapana na rabowaniu sklepów i postrzelona w zamieszkach w Brixton w 1985 roku, wskutek postrzału została sparaliżowana. Potem synek zaniedbany i porzucony przez tatusia nawiedzonego nieroba umiera na zapalenie płuc w czasie jego pobytu w Indii. Straszna trauma czy straszne zaniedbania nieodpowiedzialnego rodzica wobec własnej rodziny? To nie koniec mrocznej historii z mistycznym chrześcijaństwem w tle. Oficjalnie ojciec Mooyounga umiera w jego dzieciństwie, a matka gwałtownie ucieka z Jamajki do Londynu. Wedle kroniki policyjnej na Jamajce, matka była podejrzana o zabójstwo męża, uciekła przed aresztowaniem i uwięzieniem. Podobnież młody synalek troszeczkę pomagał mamusi w zabójstwie i zakopaniu tatusia. Był jednak zbyt młody, aby objęły go zarzuty. A mamusia uciekła do Wielkiej Brytanii, gdzie żyła pod fałszywym nazwiskiem, aż się ściganie przedawniło. Synek gdy stał się prawie dorosły, wyjechał, a właściwie uciekł, także do matki do Londynu. Całkiem możliwe, że duchowość Mooji to odreagowanie poważnej traumy ze skomplikowanego życia. Wedle nauk z Indii, żaden ojcobójca ani dzieciobójca nie osiągnie oświecenia w tym samym wcieleniu w którym zabił ojca lub w tym pomagał. Pozostaje chora miłość, ideologia miłości i próby nauczania jako pokutowanie za wszelką traumę jaka w życiu powstała? W każdym bądź razie, przypadek dobry do studiów dla psychologów, psychoanalityków i specjalistów od wiktymologii, a nie jako ekspert od duchowości.

Mooji znany jest ze skandalicznych artykułów w indyjskiej prasie, która między innymi złapała go jak profanował miejsca, w których kąpią się w Gangesie święci sadhu. Kąpał się tam wspólnie z seksownymi panienkami, czyli tak zwanymi króliczkami (bunnies) ze swego otoczenia. Stroje panienek rozerotyzowanych i to kilku naraz pokazywały jednoznacznie nieduchowe cele w jakich ten pseudo guru zażywał kąpieli w czasie turystyczno-wypoczynkowej podróży do Indii, po trudach “duchowego” nauczania w Europie. Skandal szeroko relacjonowały stacje indyjskiej telewizji, niestety w językach, które mało są znane w Europie. Seksualne panienki prasa indyjska ochrzciła mianem: ezoteryczno-seksualnych króliczków Mooyounga! Hinduscy specjaliści adwaita wedanty generalnie radzą, aby od wykładów z Mooji trzymać się z daleka! Szczególnie prawdziwi uczniowie Papaji uważają, że Mooji to współczesny seksualny skandalista, który o duchowości nie ma pojęcia, bo go zbytnio żądze seksualne do ezoseksualnych króliczków absorbują.

Dołączona grafika
Sathya Sai Baba – najuczciwszy z Guru

U Ssthya Sai Baba, otoczonego boskim kultem przez około 100 mln wyznawców, bywali znani indyjscy sportowcy i aktorzy, w tym legendarny Amitabh Bachchan, jednak bazuje on na osobistej charyzmie i nie ma u niego komercyjnych zajęć. Jak potężne imperium można wyczarować z niczego, dowiódł Sathya Sai Baba. We wsi Puttaparthi wybudował ogromną aśramę, dwa szpitale, dwa stadiony, uniwersytet, instytut muzyczny i muzeum Sai Baby, jednak wszystko z datków wielbicieli, a nie za komercyjne opłaty. Na lotnisku co dzień lądowały boeingi z Bombaju i Madrasu. Sri Sathya Sai Central Trust zarządza setką darmowych szkół, uniwersytetem oraz misjami na całym świecie.

Majątek został zgromadzony z dobrowolnych datków wiernych, ziemię podarował rząd. Pierwszy szpital w 1992 roku stanął za pieniądze Isaaca Burtona Tigretta, założyciela sieci Hard Rock Cafe, który twierdzi, że guru Sathya Sai kilka razy wyratował go od śmierci. Sathya Sai Baba należał zatem do tych uczciwych guru z Indii, guru, którzy nauczali duchowo w zamian za datki, dakszinę, a nie za komercyjne opłaty z zajęć. Trzeba podkreślić brak jakiegokolwiek przymusu: tydzień spędzony w aśramie Sai Baby w 2000 roku kosztował grosze, udział w zajęciach był w pełni dobrowolny, każdy przyjeżdżał i wyjeżdżał, kiedy chciał.

Śmierć guru będącego w roli “prezesa” jest dla budowanych na kulcie jednostki firm poważnym ciosem. Do Puttaparthi ludzie w większości przyjeżdżali tylko po to, by obcować z Sathya Sai Babą i jego cudami. Wiadomo, że wkrótce zostanie znalezione jego nowe wcielenie – Sathya Sai Baba zapowiadał to za życia. Ale nawet jeśli starzy wielbiciele będą dalej przyjeżdżać, to dopływ nowych może zostać zahamowany. Noworodek nie zaprosi na audiencję, nie stworzy w powietrzu zegarka, jak robił to Sathya Sai Baba. Nie jest pewne, co się stanie majątkiem szacowanym na 9 mld dolarów. Roszczenia zgłosił trust powołany przez Sathya Sai Babę, część jego rodziny, a także jeden z uczniów, któremu guru miał przekazać rzekomo jakieś tajne instrukcje. Ludzi z takimi roszczeniami do kontynuacji działalności guru nigdy nie brakuje, jednak w Indii zwykle zarząd powierzany jest fundacjom czy poprzez powiernictwo.

Sathya Sai Baba materializował święty popiół – wibuti pokazując cechy Siddha Guru. Inna z uczciwych jeszcze guru, “Matka” Mata Amritanandamayi oferuje uściski (objęła już 35 mln ludzi). Sathya Sai baba jest znienawidzony przez rodzimych działaczy sekty Opus Dei i antysekciarzy dominikańskich za to, że jego organizacja czynnie zwalcza w Indii handel dziećmi, dziecięcą prostytucję i pedofilskie burdele zakładane w Indii przez księży i pastorów misjonarzy. Sathya Sai Baba z powodu walki z pedofilią księży w Indii stał się celem katolickich bojówek antysektowych, które nie chcą mu darować nagłośnienia skali problemu zsyłania księży i pastorów pedofilów na misje w Indii. Zamknięto przecież setki chrześcijańskich szkół prowadzonych przez księży pedofilów jako ich placówki edukacyjne dla dzieci.

Jak być dochodowym pseudo mistrzem – radzi bloger Jag Venugopal i inni

Korzystaj z gotowej franczyzy: ogłoś, że jesteś wcieleniem jakiegoś znanego świętego. Tak zrobił multi oszust z Mauritius, niejaki Swami Vishwananda.

Stwórz legendę wokół swych narodzin i dzieciństwa – co najmniej kilka cudów i bezpośrednich kontaktów z bogami.

Ubieraj się odpowiednio. Najlepiej w szafranową suknię i turban.

Buduj relacje z celebrytami i politykami. Wizyta sławnego sportowca zapewni ci miejsce w kolorowych magazynach, jego fani mogą zostać twoimi wyznawcami. Politycy podarują ci ziemię pod aśramę w zamian za błogosławieństwo przy urnie wyborczej.

Mów niejasno. Niezrozumiały lider jest bardziej szanowany, najwidoczniej przemawia przez niego bóg. Aby cię zrozumieć, ludzie będą płacić za książki i płyty z wykładami.

Bądź synkretyczny. Wyrażaj się ciepło o wszystkich religiach, nie wiadomo, skąd się trafią klienci.

Przyciągnij jak najwięcej wyznawców z Zachodu. To najlepsi donatorzy. Hindusi przyjdą za nimi, bo utożsamiają białą skórę z wyższością.

Pamiętaj o społecznej odpowiedzialności biznesu. Nakarm biednych, ufunduj szkołę lub szpital swojego imienia – to się przełoży na dobrą prasę i wartość marki. Na stronie internetowej w widocznym miejscu umieść zdjęcie lekarza ze stetoskopem.

Mów łamanym angielskim. Wykształcony mistrz jest podejrzany. Najlepiej wtrącaj słowa z sanskrytu lub podobnie brzmiące – i tak nikt tego języka nie zna.

Buduj filie zagraniczne, a przynajmniej odwiedzaj swoich najbogatszych wyznawców z Europy i Ameryki, to przydaje prestiżu i pieniędzy.

Nie daj się przyłapać na niegodnym zachowaniu. Powołaj własną służbę bezpieczeństwa do tłumienia krytyki i ratowania wizerunku.



Wszystkie informacje wnioski i przemyślenia należą do autora niejakiego ,,El Mo,,
Strona z której zaczerpnąłem tekst
Nie twierdze że zgadzam się bądź nie zgadzam z tym tekstem, na ile informacja tu zawarta jest godna uwagi....oceńcie sami.
  • 7

#2

Dexter.
  • Postów: 306
  • Tematów: 11
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Cóz, na ten temat mogę powiedzieć tyle, że nigdy nie ufałem tym kolorowym gościom, nie wierze w żadne oświecenia, chociaż oni wmawiają, ze jest nawet gdy nie wierze(świetna manipulacja). Ten cały oświecony wschód to według mnie sekciarski syf z którym nie chce mieć nic wspólnego. Pewien człowiek którego bardzo szanuję jako jednego z nielicznych ludzi wschodu powiedział mądrze "Musisz być światłem dla samego siebie, nie światłem profesorów albo psychiatrów, psychologów, światłem Jezusa czy światłem Buddy. Musisz być światłem dla samego siebie" i tym sie staram kierować. Tylko ja znam prawdę o sobie i tylko ja mogę ją znaleźć a nie da mi jej jakiś kolorowy, uśmiechnięty gostek z Youtuba, który po spotkaniach idzie sie obrzerać i bawić w domach publicznych.
Taką ciekawostkę mogę dać, ze w samych Indiach jest kilka tysięcy pomniejszych religii.
  • 0



#3

Staniq.

    In principio erat Verbum.

  • Postów: 6631
  • Tematów: 766
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 28
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Niezła kompilacja, naprawdę niezła. Pozostało w cieniu jeszcze kilka sekciarskich religii.
Dam + bo warto.



#4

PTR.
  • Postów: 958
  • Tematów: 135
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 2
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Po owocach ich poznacie :D good art.
Jedynie co do Mooji mam drobne wątpliwości bo ma sporo fajnych wykładów.
  • 0



#5 Gość_ayalen

Gość_ayalen.
  • Tematów: 0

Napisano

zapomniano wymienic zalozyciela jednej z najwiekszych w dziejach swiata sekt- Jezusa. Zapomniano o kilku innych, chocby o inicjatorze ruchu zwanego buddyzmem, ktory wymyslil jego zalozenia, jakby nie patrzec- zerujac na ludzkiej szczodrosci. Artykul uwazam za tendencyjny,i nieobiektywny; jak we wszystkim- mozna przemilczec to co dobre uwypuklajac negatywy i podciagajac pod nie calosc. Mozna odwrotnie, co rowniez jest nonsensem. Idealow nie ma i kazdy kto w nie wierzy wczesniej lub pozniej sie rozczaruje. Tak zwani ,,przewodnicy duchowi''to zwykli ludzie, jadajacy, trawiacy i wydalajacy jak wszyscy. Z ludzkimi wadami, slabosciami - i zaletami. To takze ludzie w slowach ktorych mozna odnalezc cos dla siebie, jeden z drogowskazow lub potwierdzenie swoich doswiadczen. Utozsamianie sie z czyims sposobem odkrywania siebie prowadzi na manowce, na tym zeruje wielu cwaniakow. Ale uznanie wszystkich za oszustow- coz, kazda epoka ma takich prorokow na jakich zasluguje. I na ile potrafi z ich madrosci czerpac dla siebie.
Wspomniano o owocach...czy ktos kaze je zjadac z robakiem, ogryzkiem, lub niemyte?
  • 0

#6

Staniq.

    In principio erat Verbum.

  • Postów: 6631
  • Tematów: 766
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 28
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Wspomniano o owocach...czy ktos kaze je zjadac z robakiem, ogryzkiem, lub niemyte?

Nie. Nikt nie wspomina też, czy je gryźć, czy łykać w całości...



#7

Mika’el.
  • Postów: 810
  • Tematów: 34
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja Zła
Reputacja

Napisano


Wspomniano o owocach...czy ktos kaze je zjadac z robakiem, ogryzkiem, lub niemyte?

Nie. Nikt nie wspomina też, czy je gryźć, czy łykać w całości...



No fakt, bardzo to śmieszne.

Zawsze irytują mnie maluccy chcący poprzez wyszydzanie innych dowartościować siebie, ale skoro innej drogi dla siebie już nie widzą...


p.s.Gdzieś tam żyje plemię cośtam oddające pokłony kałuży własnego zbiorowo zlewanego moczy i mnie to baaardzo przeszkadza, a prawda jest taka, że tylko ja wiem!
  • -1

#8 Gość_ayalen

Gość_ayalen.
  • Tematów: 0

Napisano

czemu Cie to irytuje, skoro im to odpowiada...Zadziwia fakt ze gdy brakuje argumentow rzeczowych, rozpoczynaja sie ataki personalne, jak gdyby madrosc wykluczala czlowieczenstwo w pelnym jego aspekcie- nie tylko krysztalowo swietlanym.
To prawda, nikt nie mowi gryzc po kawalku czy lykac, swoja droga chcialabym zobaczyc kogos lykajacego arbuz na przyklad...To roznica pomiedzy: czerpac ze zrodla albo wlezc do nie swojego i utonac. Zrodlo jest w kazdym z nas i kazdy z nas jest mistrzem - w odniesieniu do siebie, slowa innych moga stanowic jedynie wskazowki jak tego nauczyciela, mistrza odnalezc w sobie. Nie da sie isc nie swoja droga, i ci ktorzy wmawiaja bliznim ze ich droga jest jedyna sluszna -faktycznie albo sa manipulantami albo sami nie wiedza co mowia. Ale tez nie sadze - wylaczajac sekty stosujace psychomanipulacje- aby ktos byl w stanie zmusic srednio rozgarnietego, myslacego czlowieka do slepego podazania swoim sladem.
Szczerze mowiac- nie znam
,,nauk'' osob przedstawionych w artykule, poza niektorymi tekstami Oshona, ktore sa mi batdzo bliskie- jako potwierdzenie moich doswiadczen, co nie znaczy tozsame. Ale tez nie czynie z Osha bostwa, byl czlowiekiem, madrym co nie wyklucza ludzkich slabosci i przewar, zreszta Jezus tez niejedno mial za uszami, swietych nie ma , sa tylko ludzkie ich wyobrazenia . A sam artykul, coz-moim zdaniem uwidacznia roznice pomiedzy konstruktywna krytyka a zwyklym krytykanctwem.

Użytkownik ayalen edytował ten post 20.04.2013 - 06:57

  • 1

#9

żaba.
  • Postów: 1070
  • Tematów: 32
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano



Wspomniano o owocach...czy ktos kaze je zjadac z robakiem, ogryzkiem, lub niemyte?

Nie. Nikt nie wspomina też, czy je gryźć, czy łykać w całości...



No fakt, bardzo to śmieszne.

Zawsze irytują mnie maluccy chcący poprzez wyszydzanie innych dowartościować siebie, ale skoro innej drogi dla siebie już nie widzą...


odezwał się ten, co nie wyszydzał nigdy :D jak sam siebie irytujesz, to proponował bym zdjąć wszystkie lustra w domu
  • 2

#10

Kagetsu.
  • Postów: 34
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Miał ktoś styczność z Ramathą i jego Białą Księgą?
  • 0

#11

Nosferatoo.
  • Postów: 298
  • Tematów: 40
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 3
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Miał ktoś styczność z Ramathą i jego Białą Księgą?


Przytoczę tu wywód na temat Białej Księgi, znaleziony gdzieś na innym forum internetowym, autor to niejaki ,,Greg Ka,,

,,Właśnie skończyłem czytać Białą Księgę. Teraz zgodnie z obietnicą spróbuję Wam opisać moje wrażenia.

To było jak powrót do domu po bardzo długiej podróży.
Czytając, co chwilę wykrzykiwałem do siebie (w myślach):
Tak przeczuwałem/czułem!
Tak myślałem!
Wiedziałem!
Wzruszyłem się wiele razy.
Oczywiście dowiedziałem się także wielu rzeczy, które nigdy nie przyszłyby mi do głowy, gdyby nie nauki Ramthy.
Rzadko musiałem wracać, by ponownie przeczytać jakieś zdanie - chyba, że dla czystej przyjemności i radości delektowania się jego znaczeniem. Przekaz, wbrew zapowiedziom we wstępie i wyjaśnieniom w epilogu, wydał mi się bardzo czytelny i prosty, co zapewne zawdzięczmy też ciężkiej pracy tłumacza. Co ważne, całą treść wykładu odebrałem, jako nadzwyczaj spójną i kompletną, czego nie można powiedzieć o wielu innych przekazach „firmowanych” przez różne religie, gdzie roi się od zagadek, niedomówień i niekonsekwencji.
Od jakiegoś czasu byłem pewien, że poznanie Boga nie może być tak trudne jak to sugeruje wielu nauczycieli – musi być „dla każdego”. I Ramtha to potwierdza. Mówi mniej więcej tak: Jeśli ja, barbarzyńca, mogłem tego dokonać to Wy też możecie! To naprawdę proste!
Ramtha odrzuca cały religijny i szamański sztafaż, i mówi wprost, że ceremoniały, formuły, procedury, tajemnice, symbole i koncentrowanie się na przeszłości są niepotrzebne, i mnie to przekonuje.
Wszystkie podstawowe pryncypia jego nauczania spełniają, a nawet przekraczają moje najśmielsze oczekiwania i nadzieje, które kiedykolwiek miałem "wobec" Boga.
Nie doczytałem epilogu, bo nie chciałem żeby mi zepsuł wrażenia. Poczułem jakby ktoś, kto nie zrozumiał prostoty przekazu, próbował mi wyjaśniać coś, co sam Mistrz wyjaśnił już w przemyślany i najprostszy możliwy sposób, poprzez dodanie całej masy wyjaśnień, które tylko komplikują i zaciemniają przekaz. Gdyby Ramtha uznał to za celowe to pewnie sam posłużyłby się taką terminologią i wyjaśnieniami jak autor/ka epilogu.

Postanowiłem od razu poszukać informacji o dostępności wersji angielskiej, bo w polskiej pozostało trochę błędów redakcyjnych, które nieco obniżają przyjemność czytania. Poza tym z doświadczenia wiem, że wersje bliższe oryginałowi czyta się przyjemniej, choć może z większym wysiłkiem. No i kolejna miła niespodzianka: wersja angielska wydana w Kanadzie, ukazała się pod redakcją Stevena Lee Weinberga – laureata nagrody Nobla w dziedzinie fizyki w roku 1979, i autora jednej z moich ulubionych książek z czasów młodości tj. „Pierwsze trzy minuty”. To jest rekomendacja, która dla mnie osobiście ma wielką wartość. Ten człowiek uwiarygodnia dodatkowo to, co i tak jest dla mnie jak ponowne objawienie dawno zapomnianych, ale niegdyś dobrze znanych prawd.
Niedługo przeczytam Księgę ponownie, aby uchwycić więcej cennych szczegółów i utrwalić te, które już zapamiętałem.
,,

,,Biała Księga,, w oczach autora postu, zdaje się być jak najbardziej cenna...

Tutaj fragment tego dzieła...

.. nic oprócz prawdy..

jakiekolwiek nauki ,słyszane czy czytane ,pochodzące ze źródła nauczającego o prawach ograniczające człowieka ,dzielące Jedność na dobro i zło czy też mówiące że Bóg jest jednostką i nie Jestnością wszystkiego co istnieje -wszelkie nauki tego typu pochodzą od istot ,które po prostu zaakceptowały je jako prawdę i chcą zmusić cały świat do jej uznania.

taka jest ich prawda ,,mistrzu,, i nie są w błędzie .Jednak wspanialsza, doskonalsza prawda to fakt ,że każdy kto naucza że życie jest w jakiś sposób ograniczone nie rozwinął ,,zrozumienia,, do takiego stopnia jak osiągneli inni.

każdy rozwija wiedzę ,,mistrzu,, tylko do takiego stopnia do jakiego pragnie i pozwala sobie ją rozwinąć .W twojej rzeczywistości wiedza jest oparta przede wszystkim na strachu ,chęci przetrwania i zrozumieniu opartym na polaryzacji.

jest oparta na sądach i segregacji ludzi.

to co z całą pewnością osiagniesz dzieki tym wszystkim nauczycielom ,,mistrzu,, to zrozumienie że ty sam jesteś twoim najwspanialszym nauczycielem ponieważ tylko ty wiesz co jest dla ciebie najleppsze.

jak ktokolwiek inny mógłby to wiedzieć jeżeli każdy jest zajęty swoim życiem i określaniem prawdy z własnego punktu widzenia ? tylko ty w twojej duszy wiesz ,jakie doświadczenie jest ci potrzebne aby osiagnąć twoje własne spełnienie. tylko ty mozesz zadeklarować twoją własną prawdę ponieważ prawda jest wybrana i ustanowiona wyłącznie przez ciebie.

ta prawda nie zostanie odkryta przez naukowe czy intelektualne zrozumienie ale raczej przez zrozumienie emocjonalne ponieważ prawda jest emocją ,przeczuciem -ona nie jest intelektualna ,Znać własną prawdę to wiedzieć ,co odczuwasz jako prawdę.

uczeń: Ale Ramtha ,jak możesz czuć że cos jest prawdą jeśli nie jest ona podparta dowodami a nawet może być w opozycji do tego ,co nauka odkryła jako prawdę.?

Ramtha: mistrzu ,nic nie może być potwierdzone przez to co nazywasz dowodami ,ponieważ ulegają one zmianie w miarę rozwoju i przeobrażeń w ludzkiej świadomości. wszystko jest domniemaniem ponieważ rzeczywistość znajduje sie w nieustannym procesie ewolucji oraz kreacji za pośrednictwem myśli i emocji. fakty są tylko aktualną materialną manifestacją zbiorowej świadomości ,kolektywnej myśli która została objęta emocjonalnie przez całą rasę ludzką.

Dowód znajduje sie w uczuciach ,w emocjach ponieważ przede wszystkim to właśnie one nadały faktowi realność.

W cokolwiek zdecudujesz sie uwierzyć tak będzie. wybierz wiec to co jest właściwe dla ciebie , w co chcesz wierzyć.


,,śmierć iluzją tego wymiaru,,

… każda istota ,zanim tutaj nie wróci ,wie ,że nie wraca ,aby być wielką pięknością ,bogaczem czy też nędznym żebrakiem. Wraca ,ponieważ cjce tutaj żyć i pogrąząć sie w uczuciowym doswiadczeniu tego poziomu ,aby uzyskać emocjonalne zrozumienie ,którego pragnie osiagnąć wewnątrz swojego jestestwa .

zrozumienie emocjonalne to prawdziwy skarb uzyskany z twoich doświadczeń życiowych -tutaj ,czy też w innych rzeczywistościach i wymiarach -ponieważ ono jest wszystkim ,co pozostanie tobie na wieki. Ramtha

uczeń- czy aby tutaj wrócić musimy narodzić sie za pomocą kanału biologicznego?

zanim odpowiem ci na to pytanie chciałbym ,abyś najpierw zrozumiała ,że znajdujesz sie na płaszczyźnie istnienia ,która jest odbierana w trzech wymiarach .na tym poziomie myśl jest widzialna w trójwymiarowej formie zwanej materią. ta płasczyzna istnienia posiada gęstosć materii ,ponieważ częstotliwość myśli rozwineła sie najpierw w częstotliwość wibracyjną zwaną światłem ,która później została obniżona do jego najgęstrzej formy.. aby to wszystko tutaj miało tę samą gęstosć musi wibrować z tą samą częstotliwością .

w ten sposób twoje ciało wibruje z tą samą częstotliwościa co krzesło na którym siedzisz… jesteś świadoma tego poziomu ,ponieważ zmysły twojego ciała zostały zaprojektowane w taki sposób ,żebyś mogła odebrać najniższą częstość światła zwaną materią…

jeśli chcesz przynależeć do tej czestotliwości musisz posiadac fizyczne ciało i wnim zamieszkać. jedna z dróg aby je uzyskać prowadzi przez kanał biologiczny.

jedyna inna droga ,aby mieć ciało w celu doświadczenia tej rzeczywistosci to narodzenie sie przez kanał biologiczny ,utrzymanie w pełni integralności ,,ja,, i całkowite uaktywnienie organu zwanego mózgiem. kiedy całkowicie uaktywnisz mózg do jego pełnej wydajności ,bedziesz w stanie ,kiedy tylko zechcesz, nakazać swojemu ciału aby podniosło swoją częstotliwość do takiego stopnia ,że przekroczy ona częstość materii i twoje ciało przeniesie sie do egzystencji świetlnej…

… śmierć to takze droga ,aby tam dotrzeć ale oznacza że pozwolisz strukturze ciała zestarzeć sie ,umrzeć i przestać istnieć.. w ten sposób nie bedziesz miała ciała. wniebowstapienie jest zabraniem ciała ze sobą..

…kiedy jesteś wstanie zabrać ciało ze sobą to oznacza ,że mozesz podnieść czy też obniżyć jego częstotliwość w zależnosci od twojej woli… tak wiec jesli zechcesz wrócić do tej częstotliwości juz nigdy nie bedziesz musiała szukać innego ciała , z innym ego ,aby mieć jeszcze jedno życie ,w innej rodzinie ,w innym kraju.

nigdy już nie będziesz musiała urodzić sie ponownie w tej rzeczywistości o ograniczonym poziomie świadomości społecznej i walczyć o prawo do ekspresji siebie, by odzyskać twoje obeznanie ..

wtedy kiedykolwiek zapragniesz pojawić sie tutaj ,wszystko co musisz zrobic to obniżyć czestotliwość twojego ciała do stopnia ,w którym bedzie ono wibrowało tak jak ta rzeczywistość i sie tutaj znajdziesz…

nie będziesz musiała sie uczyć od początku ze ta rzeczywistość to tylko iluzja i gra
,,

Ramtha ,,biała księga,,

Myślę że ten post skłania mnie do głębszego zapoznania się z ,, Białą Księgą,,...
Nie biorę przed siebie autorytetów, ale nauki szukam wszędzie...
  • -1

#12 Gość_ayalen

Gość_ayalen.
  • Tematów: 0

Napisano

przepiekne slowa, w innym watku PTR przytoczyl rownie piekne slowa Buddy. Pamietam - gdy czytalam po raz pierwszy tekst Osho, ze wzruszeniem, z ogromna przyjemnoscia i nie mniejszym zdumieniem odkrywalam w nich siebie, to co drzemalo we mnie. Z rownym wzruszeniem czytam Biblie, inne teksty. Wszystkie one zawieraja nauki jedynego.Nauczyciela i Mistrza- Zycia, tego ktorym wszyscy jestesmy. Ten Mistrz w kazdym z nas czeka za go.uslyszymy, czasami dopiero slowa innych pozwalaja odnalezc siebie.
Kiedys mialam taki okres w zyciu, chyba mistyczny, choc szczerze mowiac nie wiem co to znaczy- dla mnie oznacza to poglebione przezywanie, postrzeganie; kilka dni, jednych z najpiekniejszych.i najwazniejszych w moim zyciu, gdy we wszystkim.co do mnie docieralo, co widzialam, co slyszalam, w kazdej czastce wszechswiata brzmiala prawda, nie trzeba bylo niczemu zaprzeczac, niczego odrzucac- to co zbedne, niepotrzebne stalo sie na tyle nieistotne ze az niedostrzegalne. Ta prawda, prawda zycia jest we wszystkim, jest w nas, dlaczego wiec ustawiamy sie twarza w strone nieprawdy, na niej skupiajac uwage? Tracac z oczu prawde? Jesli nie odnajdziemy jej w sobie- nie bedzie jej poza nami. Jesli odrzucimy ja - jak odnajdziemy ja w sobie? Jezus tak pieknie powiedzial: to ja jestem droga i prawda...to my nia jestesmy, kazdy z nas. Nie trzeba szukac nieprawdy, wystarczy odnalezc siebie, to co nie jest prawdziwe odpadnie samo.
  • 2

#13

Nosferatoo.
  • Postów: 298
  • Tematów: 40
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 3
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Bardzo mądrze napisane ayalen...
Zycie prowadzi nas przez ogrom doświadczeń, w których jeśli tylko wyrazimy taka wole, odnajdziemy mądrość. Dla każdego indywiduum, które jest niczym innym, jak wyobrażeniem jednej i tej samej świadomości, wszechświat tworzy wciąż nowe sposobności do nauki.

Jakiś czas temu, byłem bardzo chory, ból w okolicach prawego boku i gorączka....atak ten trwał 3 może 4 dni...nie mogłem położyć się normalnie ani wyprostować, przeżywałem naprawdę ciężkie chwile. W końcu nastał poranek ostatniego dnia tej ,,choroby,, i odczułem ulgę...ból delikatnie ustępował i gorączka znikła...a ja, tak jak bym zatęsknił, za tym potężnym bólem jaki przeszywał moje ciało, jak bym wcale nie cierpiał jeszcze poprzedniej nocy...dlaczego? Wiem że muszę szukać lekcji w każdym doświadczeniu, kiedy ogarniała mnie choroba, nic innego nie istniało, byłem tylko ja i ten moment...jedyne myśli które mi towarzyszyły to by ból znikł...tak więc, w moim rozumieniu, ta udręka która trzymała mój umysł w ,,tu i teraz,, wyostrzyła uwagę mojej świadomości i pomogła mi docenić wiele.

Ktoś powie, że sporo dzieje sie w mojej głowie, to moja wyobraźnia i wyimaginowany żyjący wszechświat, który rozumie mój obłąkany umysł.

Możliwe :) ale jak mi się z tym dobrze żyje...to mnie uduchawia...czy nie o to chodzi:)

Każdy moment naszego życia niesie z sobą cała gamę nieprzypadkowych kolorów.
  • 0

#14 Gość_ayalen

Gość_ayalen.
  • Tematów: 0

Napisano

Wszystko co nam sie zdarza jest swiatelkiem w drodze, o ile potrafimy je dostrzec. Jednym z najmadrzejszych przekazow jaki trafil do.mnie - byl przekaz od bardzo bliskiej mi osoby, juz po jej smierci. Powiedziala.mi, wlasciwie przekazala, w tamtej przestrzeni niepotrzeba klapac dziobem, po prostu informacje splywaja- ze tam gdzie jest- nie konkretyzujac gdzie jest- to wszystko co tu oceniamy jako dobre lub zle- tam jest odbierane zupelnie inaczej. Nie oceniane a wlasnie odbierane. Jakkolwiek by nie potraktowac tego przekazu, byl jednym z najwazniejszych swiatelek. Wciaz je zbieramy, czasem dostrzegajac z opoznieniem, potrzebnym na zrozumienie tego co doswiadczamy. Z kazdym krokiem widzac jasniej - szerzej. Mysle ze bardzo wazna jest rownowaga pomiedzy uwaga skoncentrowana do wewnatrz a skierowana na zewnatrz, wielu mistykow skupionych na ,,in''zapomina o swiecie zewnetrznym. Odrywaja sie od zycia. Ale tez przezywanie wylacznie tego co zewnetrzne, czyni zycie plytkim, jalowym. To czego doswiadczamy jest impulsem ktory przetwarzamy w wiedze. Choc w gruncie rzeczy
nie ma zadnego ,,in'', ,,on'', ten rozdzial sluzy wlasnie przeksztalceniu ilosci splywajacych informacji w jakosc wiedzy. W madrosc?
  • 0

#15

Kagetsu.
  • Postów: 34
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Cóż ja zacząłem czytać tę książkę, gdzieś koło 100 strony tknęło mnie aby poszukać informacji o "medium" przez które przemawia Ramtha. Na youtubie trafiłem na ten filmik



Jeden z ciekawszych komentarzy.
"I spent $1500 dollars in the 90's to watch a freak show. The warehouse we slept in smelt like dirty smelly farm. She has about 1000 people sleep on a hard floor close to one another. I ate moldy cheese for one week. Went into a field of dreams and blew magic air to clear for 8 hours in a field blinded folded searching for my dream that never happened. Went into a Labyrinthine blind folded and bumped into people for about 8 hours scared as hell."
  • 0


 

Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych