Skocz do zawartości


Wilkołak na stosie


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
6 odpowiedzi w tym temacie

#1 Gość_penelopam

Gość_penelopam.
  • Tematów: 0

Napisano

Torturowano go rozgrzanymi do czerwoności szczypcami, łamano kołem, ręce i nogi strzaskano kijami i młotkami (by nie wstał z grobu). Na koniec ścięto go toporem, a jego bezgłowe ciało spalono na stosie.

Dla przestrogi w miejscu egzekucji postawiono wysoki drewniany słup. Umieszczono na nim koło tortur, z którego można było dostrzec zwisające części ciała skazańca. Na kole postawiono krótki pal z nabitą głową Petera, rzeźbę wilka i tyle kawałków drewna, ile było jego ofiar. W płomieniach i na torturach towarzystwa dotrzymywała mu kochanka i córka, skazane za współudział w zbrodniach oraz rozpustę.

W taki sposób 31 października 1589 r. w Bedburgu w rejonie Kolonii (Niemcy) zginął Peter Stump (Peeter Stubbe). Historia szesnastowiecznego skazańca pewnie szybko zostałaby zapomniana, gdyby nie to, że uznano go za wilkołaka. Jego zbrodnie były straszliwe. Ujęty, przyznał się do wielu morderstw popełnionych w ciągu około 25 lat. Fragmenty ciał jego ofiar odnajdowano w całym regionie, co utwierdzało ludzi w przekonaniu, iż mają do czynienia z rozszarpującym je wilkołakiem. Oskarżono go o zamordowanie trzynaściorga dzieci i dwóch ciężarnych, którym jakoby wyrwał płody z brzucha. Według przekazów, zjadał serca swoich ofiar. Zabił również własnego syna – zwabił go do lasu, rozbił mu czaszkę i zjadł mózg. Utrzymywał kazirodczy stosunek z siostrą i córką, zgwałcił wiele kobiet i rzekomo współżył z samym diabłem (ale nie był homoseksualistą, gdyż demon przychodził do niego pod postacią kobiety). Sam twierdził, że dzięki czarodziejskiemu pasowi, który wręczył mu diabeł, przemieniał się w wilka. Rok po śmierci Petera Stumpa w Londynie opublikowano broszurkę opisującą jego występne życie, przestrzegając przed stosowaniem czarów i utrzymywaniem konszachtów z diabłem oraz pouczając na przykładzie Petera, jaki los czeka mordercę w ciele wilka.


Dołączona grafika


Bestie w ludzkim ciele

Wilkołak. Bohater współczesnej popkultury, w przeszłości siejący postrach w sercach mieszkańców Europy. Nie był jedynie fikcyjną projekcją zabobonnych chłopów, potworem z ludowych opowieści czy reliktem pogańskich wierzeń. Wielu wilkołaków osądzono i spalono na stosie, choć nie były to osoby o nadprzyrodzonych mocach, ale zwykli mordercy, kanibale, gwałciciele i sataniści, których bestialstwo tłumaczono sobie ich zwierzęcą naturą.

Liczba przekazów dotyczących wilkołaków czy też likantropów (od grec. lukos – wilk i anthropos – człowiek) i zasięg ich występowania jest zdumiewający. We Francji nazywano ich loup-gorou, w Niemczech währ-wölffe, we Włoszech lupo manaro. Cechy wilkołaków mieli wikińscy wojownicy zwani ulfhednar (wilcze płaszcze), a wierzenia z nimi związane pojawiały się u Słowian, Germanów czy starożytnych Daków. Ci ostatni zawdzięczają wilkowi nawet nazwę swojego ludu (dahae – wilk).

Gdyby bezkrytycznie wierzyć źródłom historycznym, wilkołactwo było plagą nowożytnej Europy. Mnożyły się liczne procesy wilkołaków, dyskutowali o nich teolodzy i uczeni. W latach 1591–1686 ukazało się 14 traktatów poświęconych wyłącznie wilkołakom. W 1508 r. powstało o nich nawet kazanie, autorstwa Johana Geilera Keiserberga. Znany siedemnastowieczny szwedzki historyk, biskup Uppsali Olaus Magnus, podał taką definicję wilkołaka: „kiedy zechce, może zmieniać swoją ludzką postać na całkowicie wilczą, idąc do swojej piwnicy lub ukrywając się w lesie. Po jakimś czasie pozbywa się postaci, wcześniej przybranej, i dla swojej uciechy powraca do ludzkich kształtów”. Inny historyk, Richard Verstegen, pisał na początku XVII w.: „wilkołaki to pewnego rodzaju czarownicy, którzy namaściwszy swoje ciało maścią zrobioną dzięki podszeptom diabła lub nałożywszy na siebie zaczarowany pas, nie tylko innym wydają się wilkami, ale według nich samych mają postać i naturę wilków, tak długo aż noszą owy pas. I rzeczywiście zachowują się jak prawdziwe wilki w niepokojeniu i zabijaniu większości ludzkich stworzeń”.

Olaus Magnus pisze, że ludzie w Prusach, Kurlandii i na Litwie od wieków cierpią przez stada wilków napadające na ich bydło, jednak jest to niczym wobec tego, czego doświadczają od wilkołaków, a co w jego opisie przypomina sceny rodem z dzisiejszych horrorów. „W Wigilię Bożego Narodzenia, w nocy, wielu mężczyzn przemienionych w wilki zbiera się w pewnym miejscu, wcześniej przez siebie ustalonym, a następnie rozchodzi się, by szaleć w straszliwej dzikości na szkodę ludzkich istot i tych zwierząt, które nie są dzikie. Miejscowi cierpią większe szkody od nich niż od prawdziwych wilków. Ponieważ kiedy ludzkie domostwo odizolowane w lesie zostanie przez nich wykryte, oblegają je z wielką zawziętością, usiłując wyważyć drzwi, a kiedy im się to uda, pożerają wszystkie ludzkie istoty i każde zwierzę, które znajdą w środku. Włamują się też do piwnic i tam opróżniają beczki z piwem i miodem. Beczułki układają w stosy, jedna na drugiej, na środku piwnicy, pokazując tym samym różnicę z naturalnymi i prawdziwymi wilkami”.

Zarówno średniowieczni, jak i nowożytni uczeni nie byli zgodni, czy człowiek rzeczywiście może zmienić się w wilka. Powołując się na autorytet św. Augustyna, twierdzono np., że przeobrażenie człowieka w zwierzę nie jest możliwe, a wilkołak to zwykły wilk lub czarownik podający się za niego i mamiący ludzi czarami. Takie stanowisko przyjęto w słynnym „Młocie na czarownice”, dodając, że wilkołakiem może stać się człowiek opętany przez demona. Keiseberg przekonywał w kazaniu, że wilkołaki to zwykłe wilki zjadające ludzi z siedmiu powodów: głodu, dzikości, starości (wilk na starość robi się leniwy i łatwiej mu upolować człowieka), doświadczenia (kto raz posmakował ludzkiego mięsa, słodszego od jakiegokolwiek innego, będzie go stale pożądał), szaleństwa (wścieklizna), diabła (szatan może przybrać postać wilka) lub nakazu Boga (jako kara za grzechy).

Inni natomiast powoływali się na autorytet Tomasza z Akwinu i przekonywali, że realna przemiana człowieka w zwierzę jest możliwa. Jean Bodin pod koniec XVI w. tłumaczył, że i aniołowie, i diabły mogą dowolnie przemienić ciało człowieka. Według niego wilkołak był więc człowiekiem przybierającym postać wilka za sprawą diabelskiej ingerencji. Ten rozdźwięk panował bardzo długo, a w nowożytnej Europie nie brakowało uznanych autorytetów wierzących w realność wilkołactwa. Wiara ta była również powszechna wśród prostych ludzi.


Na ławie oskarżonych

W średniowieczu rzadko dochodziło do procesów w sprawie wilkołactwa. Najwcześniej pojawiły się one w Szwajcarii. Tam już w 1407, 1448 i 1459 r. sądownie skazano na ścięcie kilku domniemanych wilkołaków. Prawdziwy wysyp wilczych procesów nastąpił dopiero w renesansowej i oświeconej Europie. Prym wiodła w nich, obok wspomnianej Szwajcarii, zwłaszcza Francja, gdzie liczbę kobiet i mężczyzn spalonych na stosie za wilkołactwo liczono w setkach. W samych okolicach Pirenejów za likantropię zgładzono co najmniej 200 osób. Z dokumentów zachowanych z procesów wilkołaków bardzo często wynika, że oskarżeni byli winni. Oczywiście nie rzeczywistej przemianie w drapieżnika, ale poważnym zbrodniom, za które i dzisiaj groziłby im najwyższy wymiar kary. Oskarżenie o likantropię było zapewne odbiciem racjonalnych i irracjonalnych lęków przed wilkami, wrogami każdego chłopa i hodowcy bydła.

Zresztą, część zbrodni przypisywanych wilkołakom popełniały wilki. Pierwsza znacząca plaga tych drapieżników w Europie miała miejsce podczas epidemii Czarnej Śmierci (lata 1348–1352), kiedy populacja tych zwierząt znacznie się powiększyła i agresywne watahy doprowadziły do wyludnienia całych wiosek i porzucenia ziem uprawnych. Później zdarzało się, że miejscową ludność terroryzowało jedno rozszalałe zwierzę-ludojad. W 1685 r. w regionie Ansbach (Niemcy) dzika bestia zabiła wiele kobiet, dzieci i sztuk bydła. Nie mogąc uwierzyć, że tego wszystkiego dokonało zwierzę, uznano, że był to wilkołak, wcielenie niedawno zmarłego i powszechnie znienawidzonego burmistrza. Wilka w końcu schwytano i zabito, a myśliwi przebrali zwierzę w kostium imitujący ludzkie ciało, zakryli mu pysk maską i przyozdobili brodą oraz peruką, upodobniając czworonoga do zmarłego burmistrza. Wreszcie ciało domniemanego wilkołaka wystawiono na publiczny widok, by pokazać, że sprawiedliwości stało się zadość.

Wilki ludojady pojawiały się również we Francji. W latach 1764–1767 na południu tego kraju grasowała tzw. bestia z Gévaudan, jak powszechnie wierzono, wilkołak. Historia o niej stała się podstawą jednej z największych produkcji francuskiego kina ostatnich lat, „Braterstwa wilków” (2001). Bestia była w rzeczywistości parą wielkich wilków, o niezwykłej maści, bezpośrednio odpowiedzialnych za śmierć ponad 60 osób. Na bestie urządzono wielkie polowanie z udziałem 20 tys. ludzi, w trakcie którego zabito około tysiąca wilków, lecz nie było wśród nich ludojadów. W końcu bestie, każdą z osobna, zgładzono w 1767 r.

Jednak o wiele częściej za zbrodnie przypisywane wilkołakom odpowiadali ludzie. W 1598 r. w Angers odbył się proces niejakiego Jacques’a Rouleta. Według zachowanych dokumentów tego trzydziestopięcioletniego włóczęgę znaleziono nagiego w krzakach, pomazanego krwią i ze śladami ludzkiego ciała pod paznokciami. Obok niego spoczywało ciało potwornie zmasakrowanego piętnastoletniego chłopca. Świadkowie zeznali, że natknęli się na zbrodniarza, gdy ten był na wpół przemieniony w wilka. Oskarżony przyznał się do makabrycznej zbrodni, popełnionej 8 sierpnia 1598 r., szczegółowo opisując swoją ofiarę i okoliczności mordu. Na jego niekorzyść przemawiało, że był żebrakiem i włóczęgą, a więc osobą żyjącą na marginesie społeczeństwa. Takie osoby zawsze uważano za podejrzane. Sąd skazał go na śmierć. Wyroku jednak nie wykonano, gdyż Jacques odwołał się do Parlamentu (instytucja sądownicza) w Paryżu, który zamienił mu karę na dwuletni pobyt w zakładzie dla obłąkanych w St-Germain-des Prés. Na podstawie jego zachowań można się domyślać, że Roulet był chory na umyśle, a na dodatek cierpiał na epilepsję. Choć sędziowie Parlamentu akurat w jego sprawie okazali wielką przenikliwość, dalecy byli od negowania realności wilkołaków i ich zbrodni. W tym samym roku za przemianę w wilkołaka na śmierć skazali krawca z Châlons. Oskarżono go o porywanie i zjadanie dzieci, których kości przechowywał w skrzyni. Akta z tego procesu zawierały tyle okropieństw, że nakazano je spalić.


Pustelnik w ciele wilka

Jednym z najsłynniejszych wilkołaków nowożytnej Europy był Gilles Garnier, eremita z Dole. Jego przypadek zajmuje nie tylko dzisiejszych etnologów – studiowali go także ówcześni uczeni, starający się zrozumieć świat na drodze empirycznej. Garniera spalono żywcem na stosie 18 stycznia 1574 r., za zbrodnię likantropii, zamordowanie kilkorga dzieci i kanibalizm. Tragiczna historia zaczęła się od zdarzenia z 8 listopada 1573 r. Wtedy jeden z chłopów, wracający przez las do domu, pospieszył z pomocą krzyczącej dziewczynce, broniącej się przed ogromnym wilkiem, który ponoć przypominał mieszkającego nieopodal pustelnika Gillesa. Dokładnie tydzień później zaginął chłopiec z wioski, a wkrótce po tym w okrutny sposób zamordowano dwie dziewczynki i jednego chłopca. Na mieszkańców z Dole padł prawdziwy strach. Wkrótce pojawiły się podejrzenia, że mają do czynienia z wilkołakiem. Tajemnicze zdarzenia mnożyły się, pojawiły się też doniesienia o zaatakowanych przez bestię (wilki?) dorosłych.

W końcu sąd przy Parlamencie w Dole wydał zezwolenie na zorganizowanie polowania na wilkołaka. Łowy skończyły się, kiedy znaleziono Gillesa ciągnącego do lasu zwłoki chłopca. Pustelnik przyznał się do zarzuconych mu czynów, a podczas spowiedzi tuż przed śmiercią wyznał, że to szatan skłonił go do morderstw. Swoje ofiary miał pożerać, po ich uprzednim rozebraniu, co było cechą przypisywaną wilkołakom (dzikie zwierzęta rozszarpują zwłoki w ubraniu). Wyznał również, że do niektórych zbrodni zainspirowała go miłość małżeńska, a mięso swoich ofiar przynosił żonie. Nie ulega wątpliwości, że Gilles był odpowiedzialny za zabójstwo przynajmniej jednego chłopca, choć niekoniecznie za śmierć wszystkich zaginionych. Widzenie w nim wilkołaka było jednak tym łatwiejsze, że Gilles był outsiderem, dziwnie się zachowywał i miał niespotykany wygląd – głęboko osadzone oczy, długą szarą brodę i krzaczaste brwi zrośnięte na czole. Poza tym sam głęboko wierzył, że potrafi przemieniać się w dzikie zwierzę.


Rodzina siejąca postrach

W annałach historii zapisała się również rodzina maniakalnych zabójców, prawdopodobnie dotkniętych chorobą psychiczną. Pierwsza z rodziny zbrodni dopuściła się Pernette Gandillon. W 1598 r. grasowała po całej okolicy Jury (Francja), wierząc, iż jest wilkiem. Podczas jednej z wypraw napadła i zamordowała dwoje dzieci, dziewczynkę i chłopca. Chłopcu w furii przegryzła gardło. To wystarczyło, by miejscowi uznali ją za kobietę-wilkołaka, za co została przez nich rozerwana na strzępy. Wkrótce po tym o wilkołactwo oskarżono brata oprawczyni, Pierre’a. W wyniku śledztwa udowodniono, że był on odpowiedzialny za kilka morderstw, zarzynanie bydła, smarowanie się maścią mającą przemieniać go w wilkołaka i odprawianie sabatów. Do zbrodni przyznał się również jego syn, Georges, i córka Antoinette, twierdząc, że uczestniczyli w sabatach i krążyli po okolicy pod postacią wilków oraz napadali na ludzi. W więzieniu Pierre i Georges zachowywali się jak szaleńcy. Biegali po celi i wyli jak wilki. Na całym ciele ojca i syna były rany od pogryzień psów, które otrzymali podczas swoich wilczych eskapad. Całą trójkę powieszono i spalono.

Najmłodszym znanym wilkołakiem był trzynastoletni Jean Granier, osądzony za likantropię przez Parlament w Bordeaux w 1603 r. Chłopiec potwierdził zeznania świadków, iż mordował psy i małe dzieci. Raczył się krwią zwierząt i ludzi, a ponoć nic mu nie smakowało bardziej niż ciała pięknych dziewcząt. Zbrodni dokonywał po uprzednim nasmarowaniu się maścią zmieniającą go w wilkołaka. Sąd uznał chłopca za niespełna rozumu i osadził go w odosobnieniu w miejscowym klasztorze.


źródło: wiz.pl
  • 3

#2 Gość_Kochanie

Gość_Kochanie.
  • Tematów: 0

Napisano

7 lipca 1901 roku o żywotności wilkołaczych podań przekonał się − dosłownie − na własnej skórze pewien żebrak. W niewielkiej wsi Myscowa, w dzisiejszym powiecie krośnieńskim, ludzie utrzymywali się głównie z rolnictwa i hodowli owiec. Kiedy pasterze doglądali stada pasącego się nieopodal lasu, zwierzęta ni stąd, ni zowąd zaatakował wilk. Wyskoczył spomiędzy drzew, schwycił jedną owcę i umknął w ostępy. Pasterze, chcąc ratować powierzone ich pieczy zwierzę, rzucili się za porywaczem. Kiedy już niemal go pochwycili, wilkowi udało się zgubić pogoń na rozstajach. Zamiast niego na drodze nagle pojawił się… miejscowy żebrak, niejaki Iwan Karczmarczyk. Choć mężczyzna ów był zniedołężniałym starcem, chodzącym od wsi do wsi za jałmużną, pasterze nieumiejący sobie inaczej wytłumaczyć całej sytuacji, z miejsca wzięli go za wilkołaka, który ich zdaniem zdążył wrócić do swej ludzkiej postaci.

Domniemany wilkołak zebrał od pasterzy solidne cięgi. Mężczyźni uparcie domagali się zwrotu porwanej owcy. Karczmarczyk próbował salwować się ucieczką, ale rozwścieczeni opiekunowie stada dopadli go w opłotkach. Strach myśleć, jak by się skończyła cała sprawa (w końcu pasterze byli przekonani, że maltretują podstępnego potwora!) gdyby nie nadszedł żandarm. Funkcjonariusz uratował życie Bogu ducha winnemu, domniemanemu wilkołakowi i zawiadomił o całej sytuacji swoich przełożonych oraz sąd grodzki.

Przeprowadzono dochodzenie, zbadano okoliczności całego zajścia, przesłuchano wszystkich świadków i w końcu sąd wydał wyrok. Wszyscy oskarżeni zostali uznani winnymi bestialskiego pobicia niewinnego dziada proszalnego. 25 listopada 1901 roku sąd skazał ich na dziesięć i pięć dni aresztu. Jak okazało się w toku postępowania, nawet wójt Myscowej, niejaki Solenka, był święcie przekonany o wilkołactwie Karczmarczyka i bez najmniejszych skrupułów uczestniczył w pobiciu.

Jeśli chodzi o samego Iwana Karczmarczyka, to miał on wyjątkowego pecha i szczęście zarazem. Najpierw znalazł się w złym miejscu, w wyjątkowo złym czasie, przez co posądzono go o likantropię i boleśnie mu pokazano, co to znaczy głęboko zakorzeniony przesąd ludowy. Później na jego szczęście (i nieszczęście pasterzy) w odpowiedniej chwili pojawił się przedstawiciel „szkiełka i oka”, który nie dał wiary opowieści o wilkołactwie i uratował żebrakowi życie.


Myślę, że to jedna z wielu opowieści krążących po polskich wsiach, i miasteczkach. Gdyby więcej poszukać znaleźlibyśmy mnóstwo takich legend. (Leszek Słupecki - "Wojownicy i Wilkołaki" ). Najgorsze w tym wszystkim jest, to że ginęli niewinni ludzie, zarówno ofiary jak i domniemani oprawcy.

Źródło: ciekawostki historyczne

Użytkownik Kochanie edytował ten post 10.04.2013 - 10:19

  • 0

#3

szoferzdz.
  • Postów: 10
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Torturowano go rozgrzanymi do czerwoności szczypcami, łamano kołem, ręce i nogi strzaskano kijami i młotkami (by nie wstał z grobu). Na koniec ścięto go toporem, a jego bezgłowe ciało spalono na stosie.
Dla przestrogi w miejscu egzekucji postawiono wysoki drewniany słup. Umieszczono na nim koło tortur, z którego można było dostrzec zwisające części ciała skazańca.


Na kole tortur mozna bylo dostrzec czesci ciala skazanca? te ktore wczesniej spalono? nie ogarniam...
  • 0

#4

pishor.

    sceptyczny zwolennik

  • Postów: 4740
  • Tematów: 275
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 16
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Nie NA kole, tylko Z koła :P
Co nie zmienia faktu, że i tak jest dziwnie, bo trzeba by je traktować jako swojego rodzaju platformę widokową :D
Ale nie czepiałbym się, bo artykuł jest naprawdę ciekawy... (+)

A tak na poważnie, to najprawdopodobniej chodzi o to, że ciało spalone nie oznacza ciała spopielonego, więc jakieś jego resztki spokojnie można porozwieszać na wspomnianym kole "z którego" są one widoczne...
  • 0



#5 Gość_Kochanie

Gość_Kochanie.
  • Tematów: 0

Napisano

Ja tego artykułu nie pisałam tylko jakiś wieszcz :P a przesłanie było takie jak mój komentarz na dole. :/
  • 0

#6

noxili.
  • Postów: 2849
  • Tematów: 17
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Nie NA kole, tylko Z koła :P
Co nie zmienia faktu, że i tak jest dziwnie, bo trzeba by je traktować jako swojego rodzaju platformę widokową :D
Ale nie czepiałbym się, bo artykuł jest naprawdę ciekawy... (+)

A tak na poważnie, to najprawdopodobniej chodzi o to, że ciało spalone nie oznacza ciała spopielonego, więc jakieś jego resztki spokojnie można porozwieszać na wspomnianym kole "z którego" są one widoczne...

Dołączona grafika

Dołączona grafika

Przy okazji palenie zazwyczaj nie konczyło sie całkowitym spopieleniem ciała.Np w czasie domniemanej egzekucji Joanny Dark najpierw pierwszy stos spopielił skazaną tak, że pozostały resztki . Potem jeszcze raz je spalono na następnym stosie i dopiero wtedy wrzucono do Sekwany. Standardowa objetość drewna uzywana do stosu -dwa wozy (do 6 kubików drewna) niewystarczała do zniszczenia ciała. Zresztą było by to nie rozsadne- zwłoki miały byc zawsze widocznym dowodem co się dzieje jeżeli popełnimy daną zbrodnię.Zwłoki po wstepnym "spaleniu" zazwyczaj kat musiał jeszcze dodatkowo sprofanować np oddając na nie mocz czy kał(publicznie) Taki los spotkał np zwłoki Jana Husa spalonego w Konstancji.Nieraz w drodze wyjątkowej łaski rodzina zabierała resztki i chowała w własnym grobowcu. Jaki los miał spotkać zwłaoki po egzekucji opisywała sama sentencja wyroku.
  • 0



#7

pishor.

    sceptyczny zwolennik

  • Postów: 4740
  • Tematów: 275
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 16
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Zwłoki po wstepnym "spaleniu" zazwyczaj kat musiał jeszcze dodatkowo sprofanować np oddając na nie mocz czy kał(publicznie)

urocze...
Rozumiem - dziki tłum, który poniewiera zwłokami (dość częste obrazki nawet teraz - niestety) ale kat, to jednak, było nie było, przedstawiciel wymiaru sprawiedliwości...
  • 0





Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych