Włochy – kronika zabójstwa
Istnieje mit, że we Włoszech nie ma już psychiatrii zamkniętej, gdyż zlikwidowano ją tam w czasie tzw. reform, które przeprowadzono w połowie lat 1970. Niestety – co innego udowadniają niedawno upublicznione nagrania kamery szpitalnej, która zarejestrowała zabójstwo mężczyzny „leczonego” przymusowo w ub. roku w jednym z włoskich zakładów psychiatrycznych.
Film: Zatorturowany przez psychiatrów i „personel pomocniczy”
http://www.youtube.com/watch?v=rdt8RNn2Rb4
„Franco Mastrogiovanni był nauczycielem szkoły podstawowej z Castelnuovo Cilento. Umarł z rękoma i nogami przywiązanymi do łóżka. Miał 58 lat. 31. czerwca dowieziono go na podstawie nakazu sądowego wg. "Trattamento sanitario obbligatorio" (T.S.O., ustawa 180/1978 o przymusowym leczeniu – przyp.: tł.) do szpitala psychiatrycznego San Luca di Vallo della Luciania. Cztery dni później, porankiem 4 sierpnia, jego śmierć zauważają pielęgniarze.”
Źródło
http://articolo-21.s...izia per Franco
„Nazywał się Franco Mastrogiovanni, był przeciwnikiem systemów totalitarnych i 4 sierpnia 2009 roku został stracony w jednej z najbardziej brutalnych, kryminalnych i totalitarnych placówek, podlegających kontroli państwowej – w szpitalu psychiatrycznym. To kolejne morderstwo wykonane przez państwo nie może być przemilczane, jak w innych przypadkach i jak za każdym razem przemilczane są takie morderstwa, a sprawcy pozostają bez kary.”
Źródło
http://rebstein.word...anni-anarchico/
Norwegia – psychiatria torturuje nieletnią
Przed Walnym Zgromadzeniem ONZ występuje 25 lutego 2010 roku Manfred Nowak. Jest on... „Specjalnym Sprawozdawcą ONZ ds. tortur oraz innego okrutnego, nieludzkiego lub poniżającego traktowania albo karania”. Tak! Taka funkcja istnieje, tylko niewyobrażalne wyda się nam, cóż może ona mieć wspólnego z tak niby świetnie rozwiniętym systemem opieki medycznej w Norwegii?! Skandynawia chwali się niby wyjątkowo pro-obywatelskim systemem psychiatrycznym. A jednak... W swoim Dokumencie nr: A/HRC/13/39/Add. 1 (str. 277) Nowak dokumentuje zarzuty tortur, stosowanych na 16-letniej uczennicy:
W roku 2005 dziewczynka zostaje pod przymusem skierowana do psychiatryka przez „doradcę szkolnego”, który podejmuje decyzję o jej przymusowej „hospitalizacji”, co odbywa się bez konsultacji z rodzicami oraz bez poinformowania ich o tym wydarzeniu. W przeszłości nie było nawet przesłanek o „agresywnym lub innym destrukcyjnym zachowaniu” uczennicy. Według wypowiedzi matki, jej córka przechodziła „bardzo trudny okres życiowy”, co związane było z gwałtem, którego dziewczynka padła ofiarą kilka miesięcy przed zamknięciem w psychiatryku. Sprawa była zgłoszona na policję, urzędowo jednak zamknięto śledztwo z powodu „braku dowodów”. Dziewczynka, pomimo protestów rodziców, była na siłę faszerowana neuroleptykami (psychoaktywne substancje chemiczne, stosowane w „leczeniu” Schizofreników – przyp.: A.S.), przy czym wielokrotnie zmieniano jej „diagnozę”.
Od momentu przymusowego zamknięcia dziewczynki w psychiatryku jej stan zdrowia pogarszał się w błyskawicznym tempie pod wpływem podawanych substancji. Niezmiernie cierpiała na skutek bolesnych skurczów, akatyzji (niemożność usiedzenia w jednym miejscu), jej oczy wykręcały się w oczodołach (dystonia), przerażające były zaniki pamięci i brak kontroli nad wydzielaniem moczu i kału. Dziewczynka popadała w stany „lęków psychotycznych” (tak określa się stan, w którym „pacjent” uskarża się np. na prześladowanie). Na skutek nieprzerywalnego zapalenia dziąseł traciła ona uzębienie, doszło też do dużego wzrostu wagi ciała. „Z powodu szerokiego zastosowania neuroleptyków można domniemać poważnych uszkodzeń mózgu” – donosi w swoim dokumencie Nowak.
Matka zaczyna upominać się o córkę publicznie i krytykuje psychiatryczne metody „leczenia”. Skutkuje to ograniczeniem jej prawa do odwiedzin, które zostaje jej zupełnie odebrane na półtora roku w latach 2006/2007 oraz na kolejny rok w roku 2008. Również ojcu ogranicza się prawo odwiedzin twierdząc, że... to „dla dobra pacjentki”. Po kolejnej skardze sprawą zajmuje się we wrześniu 2008 specjalna Komisja Kontrolna, która stwierdza nielegalność takiego postępowania „szpitala”, przymus „leczenia” zostaje jednak kontynuowany, a każde następne odwołania rodziców są oddalane. Sam „szpital” odrzuca stawiane wobec niego zarzuty twierdząc, że wszystko „odbywa się według standardów norweskich i międzynarodowych, i żadne przepisy nie zostały złamane”.
Norweskie Ministerstwo Zdrowia i Opieki przejmuje w końcu ten przestępczy przypadek pod kontrolę, jednakże nie informuje o szczegółach ze względu na... „poufność sprawy”.
Źródło
http://www2.ohchr.or...9.Add.1_EFS.pdf
Chiny – kto krytykuje... ląduje w psychiatrii
Kto próbuje w Chinach poskarżyć się na temat przeżytej niesprawiedliwości może szybko trafić w sieci przymusu psychiatrycznego i być tam przez lata przetrzymywany, faszerowany psychotropami i torturowany elektrowstrząsami. Niemiecki magazyn informacyjny 1. programu telewizji publicznej (ARD) „Tagesthemen” donosi 22 czerwca br. o jednym z takich przypadków i trafnie określa „psychiatryczne zakłady zamknięte” jako „bezprawną przestrzeń”. Niestety, jak zwykle, pomija się w takiej relacji fakt, że i niemieckie psychiatryki również taką bezprawną „przestrzeń” stanowią...
„Tagesthemen” z 22.6.2010: „Wciąż potępiany jest fakt, że w Chinach na wiele sposobów deptane są prawa człowieka. /.../ Jednak w przypadkach, kiedy mamy do czynienia z osobami niewygodnymi politycznie, Chiny mają jeszcze jeden sposób, aby takich osób się pozbyć: przymusowe leczenie w psychiatrii. Przymus takiego „leczenia” spotyka np. ludzi, którzy ujawniają korupcję w zakładzie pracy lub w samorządzie terytorialnym, ale także proste petycje, w których obywatele protestują przeciwko doznawanej niesprawiedliwości, kończą się przymusowym lądowaniem w bezprawnej przestrzeni psychiatrii przymusowej.”
Źródło
http://www.tagesscha...56808_res-.html
YouTube:
„Prawa człowieka w Chinach. Kto wypowiada krytykę musi być zamknięty w psychiatrii. Chińskie urzędy często dowolnie decydują o losach swoich obywateli. Kto domaga się swoich praw jest torturowany, może być aresztowany lub zamknięty pod przymusem w psychiatrii. Rodziny poszkodowanych są bezsilne, gdyż często po prostu nic nie widzą o losie zaginionych bliskich.”
Źródło
http://www.tagesscha.../china1000.html
Źródło: http://www.anty-psyc...ury.php?lang=DE
Dodam od siebie, że te materiały są dość szokujące, niestety ludzi, którzy są nie wygodni traktuje się jak dzikie zwierzęta, które należy zamknąć w klatach. Swego czasu był taki eksperyment. Poniżej zamieszczam tekst.
Eksperyment Rosenhana – jak łatwo zostać schizofrenikiem
„Zdrowy w chorym otoczeniu” – tak brzmiał tytuł pracy prof. Rosenhana, opublikowanej w magazynie naukowym „Science”*. Mowa w niej o ośmiu uczestnikach niebywałego dotąd eksperymentu, który po opublikowaniu nieźle wstrząsnął psychiatrią. Prof. David Rosenhan był amerykańskim profesorem psychologii na Uniwersytecie Stanford i już w 1968 roku jako 40-latek zadał sobie pytanie, czy rzeczywiście istnieje różnica pomiędzy byciem „normalnym” i kimś potocznie nazywanym „wariatem”. Aby poszukać odpowiedzi na to pytanie zorganizował on 4-letnie badania, które przeszły do historii psychologii, jako „Eksperyment Rosenhana”. W tej iście szerlokoholmskiej pracy towarzyszyło mu 7 osób (czterech mężczyzn i trzy kobiety): trzech psychologów, jeden lekarz pediatra, student psychologii, malarz i gospodyni domowa. Francuski filozof Michel Foucault po zakończeniu badań życzył Rosenhanowi „Nagrody Nobla za humor naukowy”…
Plan Rosenhana wydawał się w miarę prosty i miał odpowiedzieć na pytanie, jak długo psychiatria będzie potrzebowała aby orzec, że w przypadku tej ósemki ma do czynienia z „normalnymi” ludźmi, którzy faktycznie nigdy wcześniej nie mieli żadnych form tzw. zaburzeń psychicznych. „To pytanie nie jest ani niepotrzebne, ani zwariowane” napisze on później we wspomnianej publikacji. „Nawet jeżeli jesteśmy osobiście przekonani, że potrafimy rozgraniczyć, co jest normalne, a co nienormalne, to nie ma na to przekonywujących dowodów.”
Co prawda Księga Diagnostyczna (DSM) Zjednoczenia Psychiatrów Amerykańskich dzieli pacjentów na kategorie według symptomów, co ma umożliwić odróżnienie osoby zdrowej od „chorej psychicznie”, ale w Rosenhanie pojawiło i umocniło się zwątpienie w sens tak stawianych diagnoz. Stwierdził on, że „choroba psychiczna” nie jest diagnozowana na bazie obiektywnych symptomów, a na subiektywnym postrzeganiu „pacjenta” przez obserwującego lekarza. Wierzył, że do rozjaśnienia problemu przyczyni się właśnie jego eksperyment, w którym sprawdzone będzie, czy ludzie nigdy nie cierpiący na żadne „choroby psychiczne” zostaną w szpitalu rozpoznane, jako zdrowe i jeśli tak, to na jakiej zasadzie to się odbędzie.
PRZYGOTOWANIA
Przygotowania do eksperymentu wyglądały zawsze tak samo: pan profesor oraz współuczestnicy projektu przez kilka dni nie myli zębów, panowie się nie golili, następnie pseudopacjenci ubierali się w nieco przybrudzone ciuchy, pod fałszywym nazwiskiem umawiali telefonicznie z wybraną kliniką psychiatryczną i krótko po tym pojawiali się tam twierdząc podczas przyjęcia, że… słyszą głosy. Było to oczywiście nieprawdą, tak jak nieprawdziwe były podane przez nich nazwiska i zawody. Mało tego, nawet opisywane przez pseudopacjentów „głosy” nie miały odniesienia do znanych w psychiatrii opisów, gdyż nie ma głosów „pustych”, „próżnych” i „głuchych”, jak to z premedytacją przedstawili uczestnicy eksperymentu w pierwszej rozmowie z lekarzem…
Po diagnozie, która w siedmiu przypadkach brzmiała „schizofrenia”, a w jednym „zespół depresyjno-maniakalny”, nasi „pacjenci” zaczynali zachowywać się już tak, jak na co dzień w normalnym życiu, o głosach więcej nie wspominali, przestrzegali regulaminu, byli kooperatywni wobec lekarzy i personelu oraz mili i rzeczowi w swoich wypowiedziach. Ich zadaniem było przecież jak najszybsze przekonanie lekarzy i personelu szpitalnego o swoim zdrowiu psychicznym i wyjście z kliniki bez pomocy z zewnątrz.
Jak się szybko okazało ich wzorowe zachowanie nie zmieniło niestety postaci rzeczy, a raz wypowiedziana diagnoza okazała się już nieodłączną i stygmatyzującą etykietą pacjenta. Naukowcy z niepokojem obserwowali nagminnie pojawiającą się psychiczną i fizyczną brutalność personelu wobec hospitalizowanych. Eksperyment okazał się więc już w początkowej fazie bardzo niebezpieczny, przez co część jego uczestników poczuła wyraźny strach „przed pobiciem lub gwałtem”. W efekcie tych pierwszych doświadczeń do projektu dokooptowano prawnika, z którym ustalono plan ewentualnego działania na wypadek okaleczenia lub śmierci któregoś z uczestników eksperymentu i dopiero wtedy grupa „ruszyła” na kolejne kliniki. Ogólnie eksperyment przeprowadzono w 12 szpitalach, po części tych starszych, o ściśle konwencjonalnym podejściu do „pacjenta”, a po części w nowoczesnych, nastawionych badawczo.
WSZYSCY SĄ CHORZY
Nikogo nie rozpoznano, jako zdrowego a pobyt w szpitalach psychiatrycznych trwał średnio blisko 3 tygodnie (od 7 do 52 dni). W czasie eksperymentu pseudopacjenci otrzymali 2100 różnych leków antypsychotycznych, które po kryjomu wypluwali; były to różne preparaty na za każdym razem te same objawy. Grupie badaczy aż niewiarygodny wydawał się fakt braku zainteresowania ze strony lekarzy i personelu, którzy „przechodzą koło człowieka, jakby go nie było”. Okazało się, że po raz wypowiedzianej diagnozie nikt już nie traktuje pacjenta, jak człowieka, a jego zachowania, jakie by nie były, będą już zawsze odbierane, jako symptom „choroby psychicznej”. Notatki na przykład, które początkowo nasi pseudopacjenci robili w tajemnicy i szmuglowali poza szpital, już po krótkim czasie mogły być czynione bez kamuflażu, gdyż ani lekarze, ani obsługa szpitala się tym nie interesowali. Z raportów szpitalnych wynikało później, że ciągłe prowadzenie notatek było jednym z symptomów choroby psychicznej.
NIE WYJDZIESZ, AŻ SIĘ NIE PRZYZNASZ!
Rosenhan w swoim eksperymencie podkreśla szczególny problem władzy psychiatrii nad „pacjentem”. Zdiagnozowanie u pseudopacjentów (w jednej rozmowie!) „schizofrenii” oznaczało nieuchronne zaszufladkowanie ich, utratę podstawowych praw i od tego momentu nie tylko każde ich (bądź co bądź normalne) zachowanie było interpretowane już, jako choroba, ale do diagnozy dopasowywany był cały ich życiorys! Jeden z uczestników eksperymentu odnotował pół żartem pół serio, że w klinice miał poczucie „bycia niewidzialnym”, gdyż statystycznie 71 proc. psychiatrów i 88 proc. sióstr i sanitariuszy w ogóle nie reagowało na proste pytania, które zadawał im w ciągu dnia, jako „pacjent”, a jeśli była jakakolwiek reakcja to wyglądało to tak, jak w poniższym przykładzie:
Pacjent: Przepraszam, panie doktorze… Mógłby mi pan powiedzieć, kiedy będę mógł skorzystać z możliwości spaceru w ogrodzie?
Lekarz: Dzień dobry Dave. Jak się pan dzisiaj czuje? (Lekarz odchodzi nie czekając na odpowiedź…)
Samo wyjście ze szpitala psychiatrycznego okazało się w każdym przypadku niemożliwe bez przyznania się „pacjenta” do tego, że… jest chory. Dopiero po takim określeniu się nasi pseudopacjenci opuszczali szpitale. Dodajmy tylko, iż nie, jako „zdrowi”, ale ze zdiagnozowaną „schizofrenią w remisji” (czyli zaleczoną na pewien czas)…
REAKCJA
Wielkie oburzenie psychiatrii konwencjonalnej jakie wybuchło po upublicznieniu badań Rosenhana przyniosło za sobą niespodziewanie drugą fazę eksperymentu, przy czym pierwsza jego część została odrzucona przez rozzłoszczonych psychiatrów, jako „wybrakowana metodycznie”. Dyrekcja jednego ze szpitali psychiatrycznych stwierdziła wtedy w debacie publicznej, że „w naszej klinice coś takiego nie mogłoby mieć miejsca”, na co Rosenhan odpowiedział eleganckim wyzwaniem na pojedynek obiecując, że na przestrzeni następnych 3 miesięcy wyśle tam swoich pseudopacjentów.
Trzy miesiące później, kiedy doszło do weryfikacji drugiej fazy „Eksperymentu Rosenhana” okazało się, że wyzwany na pojedynek szpital ze 193 ogólnie przyjętych w tym czasie pacjentów określił 41, jako podejrzanych o bycie pseudopacjentami Rosenhana i kolejnych 42, jako zdemaskowanych pseudopacjentów. Tylko, że druga faza projektu prof. Rosenhana polegała na tym, jak się okazało, że… nikogo tam nie wysłał…
Jako materiał uzupełniający który bardziej „po polsku” traktuje sprawę, dołączam i polecam do obejrzenia poruszającą sztukę Teatru Telewizji, pt.: „Kuracja”, według książki Jacka Głębskiego (reż.: Wojtek Smarzowski, w roli głównej: Bartek Topa). Sztuka opowiada o psychiatrze naukowcu, który chcąc poznać tajniki swoich podopiecznych postanawia symulować schizofrenię, stając się „zwykłym pacjentem psychiatryka”. O eksperymencie mało kto wie, a sytuacja szybko wymyka się spod kontroli…
Źródło: http://wolnemedia.ne...chizofrenikiem/