Skocz do zawartości


Zdjęcie

Cała prawda o Św. Mikołaju


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
7 odpowiedzi w tym temacie

#1

dżek.

    Muzyka Śnieżnych Pól

  • Postów: 1196
  • Tematów: 280
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 39
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

W kalendarzu liturgicznym wspominamy go 6 grudnia. Podania o jego życiu podkreślają, iż był wymodlonym dzieckiem bardzo bogatych rodziców. Po ich śmierci - jako gorliwy kapłan, który nie tylko zgłębiał Słowo Boże, ale wprowadzał je w życie - majątek rozdawał ubogim i potrzebującym. Pomagał dyskretnie i nie oczekiwał wdzięczności. Wręcz się przed nią wzbraniał! Jak podają legendy - mało komu udawało się go „złapać na gorącym uczynku”. To św. Mikołaj z Myry, biskup - na licznych wizerunkach przedstawiany z symbolami tego urzędu. Chyba nie ma drugiego świętego, którego postać byłaby od ponad 1700 lat tak bardzo obecna w naszej rzeczywistości. Ale czy to nadal ten sam.. Mikołaj? Święty? Biskup?

Musiało być coś w tym biskupie - postaci niewątpliwie historycznej - że do swoich potrzeb naginają go różne czasy i ideologie. Bo każdy czas potrzebuje obdarowywania. Czy zawsze jednak towarzyszy mu tylko bezinteresowna miłość...? Kiedyś przeżywaliśmy odwiedziny Dziadka Mroza, dziś - gdzie nie spojrzeć - pohukujące przerośnięte krasnale w czerwonych uniformach z przekrzywioną czapką z pomponem (wymyślone przez Haddona Sundbloma w 1931 r. na potrzeby reklamowe Coca-Coli), koniecznie kierujące zaprzęgiem reniferów, albo żeńskie odmiany tego stwora - zgrabne Śnieżynki.

Szał zaczyna się w połowie listopada, a kończy w styczniu. Tłumy przebierańców przewijają się przez ulice, dworce i sklepy. - Wiadomo - biznes - rzuca krótko ks. Jerzy Horzela z sanktuarium św. Mikołaja w Pierśćcu koło Skoczowa. - Św. Mikołaj ma swoją uroczystość 6 grudnia. A rozciągnięcie tego wszystkiego na czas, kiedy nie ma jeszcze Adwentu, ma tylko jeden cel - jak najwięcej na tym zarobić. Niektóre przedsiębiorstwa produkują „mikołajowe” gadżety tylko po to, żeby w tym czasie zwiększyć sprzedaż.

„Na Mikołaju” można zarobić nie tylko doklejając owego krasnala na opakowaniu jakiegokolwiek produktu. Ks. Horzela opowiada, jak to niedawno dostał ofertę zakupu figurki Mikołaja wspinającego się po linie, którą można zamontować na wieży kościoła. Komercjalizacja Świętego postępuje, a pojawiają się coraz nowsze pomysły. W jednej z gazet ukazało się ogłoszenie: „Pilnie poszukujemy emerytów lub rencistów mających dobry kontakt z dziećmi do pracy w charakterze św. Mikołaja na terenie hipermarketu (...). Oferujemy stałą pracę (4-6 godzin dziennie) przez cały grudzień, Wymagania: miłe, pogodne usposobienie, naturalny brzuszek, niekaralność”.

W Internecie już od dobrych kilku lat swoje usługi - w roli Mikołaja - proponują - studenci. Informują ze szczegółami, że wizyta trwa 20 minut: „Jest to czas w zupełności wystarczający na wysłuchanie wierszyków, kolęd i rozmowę z domownikami oraz, co najważniejsze, na wręczenie prezentów. Zazwyczaj w tej chwili Święty przestaje już być ważny. Cichutko w towarzystwie jednej z dorosłych osób zostaje odprowadzony do drzwi, gdzie następuje przekazanie wcześniej ustalonej sumy (prosimy, aby pieniądze były odliczone, ponieważ Mikołaj nie nosi ze sobą kasy i nie może wydać reszty)”.

Wizyta musi być oczywiście dopracowana w szczegółach. „Mikołaje” nadmieniają: „muszą dokładnie zostać omówione zasady przekazania prezentów z miejsc, gdzie były ukryte, do worka, z którego zostaną w odpowiednim czasie wyciągnięte. W praktyce zwykle prezenty odbierane są od sąsiadów lub jeden z rodziców o umówionej porze spotyka się z Mikołajem np. na klatce schodowej lub w piwnicy. Następnie rodzic wraca do domu, a po kilku minutach do drzwi dzwoni upragniony gość”.

Można też znaleźć receptę na to jak poznać „prawdziwego” św. Mikołaja: „kurtka z czerwonego materiału wykończonego białym futerkiem. Zapinana pod samą szyję na wielkie białe guziki. Spodnie czerwone, głębokie, wpuszczane kieszenie po bokach. W pasie spodnie są opięte na wystającym brzuchu. Włosy, broda i wąsy muszą być długie i mieć białosrebrny kolor. Czapka czerwona wykończona białym futerkiem. Na czubku biały pompon. Pas powinien być szeroki i czarny, buty wysokie z cholewami także czarne. Worek zrobiony z naturalnych materiałów, wykończony jest czerwoną taśmą”.

Ks. Jerzy Horzela nie ukrywa poirytowania, opowiadając, jak kilka lat temu przedszkolanka w telewizji tłumaczyła dzieciom, skąd się wziął Święty. „To taki mały Smurf - mówiła - niebieskie paskudztwo. W głowie mu się pomyliło i wszystko zaczął rozdawać. Papa Smurf bardzo się trapił, przyrządził dla niego miksturę i oto mamy św. Mikołaja”.

Skąd pochodzi św. Mikołaj?

Odpowiadając na to pytanie, dzieci najczęściej mówią o Finlandii, a i zdecydowana większość dorosłych tak odpowiada. W latach 20. XX wieku jeden z dziennikarzy fińskich wymyślił tę historię podczas programu dla dzieci i tak zostało... Kilkanaście lat temu minister spraw zagranicznych Finlandii uroczyście przekazał Laponię Mikołajowi. Głównym celem tysięcy turystów bywa jej stolica, Rovaniemi. 8 km od miasta znajduje się wioska Świętego Mikołaja. Jest tutaj Główne Biuro, Poczta Główna, restauracja, Oficjalny Port Lotniczy Świętego Mikołaja. Swoje „siedziby” Mikołaja mają niemal wszystkie kraje skandynawskie... Gdzie w tym wszystkim dyskrecja i unikanie rozgłosu, którymi zasłynął święty biskup Myry? Czy ktoś myśli jeszcze o tej postaci, mówiąc „Święty Mikołaj”? Urodził się ok. roku 270 w Patarze w Licji (w Azji Mniejszej), zmarł ok. 345-352 r. Rodzice jego należeli do jednego z najznakomitszych rodów i słynęli z bogactw i pobożności. Był ich jedynym synem. Za ich zgodą wybrał stan duchowny. Około 300 roku wielka zaraza zabrała rodziców. Ale on nie unikał kontaktów z chorymi, pomagał i pocieszał.

Podanie głosi, że w czasie prześladowań, jakie spotykały chrześcijan za czasów cesarza Dioklecjana i Maksymiana, Święty został uwięziony. Ale jego sława już wtedy rozeszła się po całym świecie chrześcijańskim, tak że sędziowie pogańscy nie mieli odwagi skazać go na śmierć za to, że był gorliwym chrześcijaninem - poprzestali na wygnaniu z miasta. Gdy na tron wstąpił Konstantyn, Mikołaj wrócił, zjednując wielu pogan dla Chrystusa.

Na powszechnym soborze w Nicei w roku 325, w czasie którego ustanowiono dogmat Trójcy Świętej, miał podobno ostro wystąpić przeciw Ariuszowi. Uderzył go w twarz, za co został wtrącony do więzienia. Tu - jak głosi legenda - odwiedzili go Pan Jezus i Matka Boża - umacniając w walce z herezjami.

Jak pisze ks. Wincenty Zaleski SDB w „Świętych na każdy dzień”, przez wiele lat św. Mikołaj był jednym z najbardziej znanych i czczonych w Kościele świętych. Ciało Świętego zostało pochowane w Myrze, gdzie przetrwało do 1087 roku. 9 maja tego roku zostało przewiezione do włoskiego Bari (dziś Święty jest głównym patronem miasta). 29 września 1089 r. papież Urban II uroczyście poświęcił jego grobowiec w bazylice wystawionej ku jego czci. Tu właśnie przy grobie św. Mikołaja odbył się w roku 1098 synod, który miał za celu połączenie Kościołów Wschodniego i Zachodniego.

W Bari znajduje się dokument z XII wieku, opisujący dokładnie dzieje sprowadzenia relikwii Świętego. W Myrze byli już wówczas Turcy. Przebywający niedaleko kupcy z Bari wpadli na pomysł wykradzenia relikwii. Pomysł się powiódł, ale do dziś dwa narody, przez które Mikołaj otaczany jest największym kultem - Grecy i Rosjanie - mają co do tego faktu odmienne opinie. Dla Greków było to świętokradztwo, dla Rosjan - wypełnienie Bożego zamiaru.

Obecna bazylika św. Mikołaja w Bari pochodzi z XII wieku. Krypta tejże bazyliki kryje grób Świętego z jego obrazem, który jest uważany za łaskami słynący. Z kości Świętego nieustannie wydobywa się czysta chemicznie i bakteriologicznie woda, zwana „manną”. Co roku 9 maja (kiedy świętuje się pamiątkę sprowadzenia jego relikwii) w obecności wiernych otwierany jest sarkofag i przez specjalne okienko pobiera się dwie, trzy szklanki płynu, rozlewając następnie po kropli do buteleczek z wodą święconą.

Dwa razy w roku Bari urządza uroczystość ku czci św. Mikołaja: 9 maja i 6 grudnia. Podczas uroczystości majowej odtwarza się pamiątkę sprowadzenia relikwii. Największy i najpiękniej przystrojony statek wiezie złoconą, dwumetrową figurę Świętego w asyście mnóstwa statków, stateczków i łodzi z Włoch, a także Grecji, krajów byłej Jugosławii i Albanii. Następnie obwozi się ją po mieście w przygotowanym powozie.

Aż do dziś Mikołaj uważany jest za wielkiego orędownika zarówno Kościoła Wschodniego, jak i Zachodniego - stąd tak wiele jego wizerunków zarówno w prawosławnych cerkwiach, jak i zachodnich świątyniach. Do Bari pielgrzymowali zostawiając tu swe dary carowie rosyjscy i władcy zachodnioeuropejscy.

Św. Mikołaj jest patronem całej Rusi. W rosyjskich wsiach niejednokrotnie - nazywany św. Mikołajem Cudotwórcą - był utożsamiany z samym Panem Bogiem. Jego wizerunek był rozpowszechniony niemal na całym terytorium byłego imperium rosyjskiego. W dłonie prawosławnych zmarłych wkładano list do Świętego, zaświadczający, że zmarły jest chrześcijaninem. Na obrazach występuje przeważnie w stroju biskupim, otoczony scenami cudów, jakie wydarzyły się za jego pośrednictwem. Nierzadko towarzyszą mu wizerunki trojga ocalonych przez niego dzieci w cebrzyku, trzech panien trzymających podarowane im kule ze złota czy też okrętów i marynarzy. Był wzywany we wszystkich naglących potrzebach - stąd chyba tak liczna grupa stanów i profesji, którym patronuje.

Św. Mikołaj dzisiaj

Nie przestaje być jednym z najpopularniejszych Świętych, chociaż postać tę wypaczono, robiąc z niej zabawnego, dobrotliwego staruszka. Dobrze przynajmniej, że coraz rzadziej straszy się dzieci rózgami, które ponoć przynosi niegrzecznym zamiast prezentu... Z jednej strony 6 grudnia towarzyszy nam krzycząca kolorami i dzwoneczkami komercja, z drugiej - na szczęście - tajemniczość i zagadkowość, która kryje nierzadko zaskakujące bezinteresowne obdarowywanie. W Internecie trwają trochę infantylne dyskusje na temat, czy św. Mikołaj istnieje, czy też nie. „Nie chcecie, to nie wierzcie, zostawcie tę przyjemność innym” - napisała jedna z internautek.

źródło

Użytkownik alf dżekson Ÿ edytował ten post 06.12.2012 - 15:12

  • 3



#2

Tytus84.
  • Postów: 220
  • Tematów: 1
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Rodzice uświadomili mnie w kwestii Mikołaja jak miałem około 5 lat. Do dziś pamiętam jak w pierwszej klasie podstawówki sprawiłem że połowa klasy się rozbeczała, kiedy nieświadomy tego że ktoś w takim wieku nadal może o tym nie wiedzieć, wypaliłem przy wszystkich na Mikołajkach że to przecież rodzice się przebierają :D

Użytkownik Tytus84 edytował ten post 06.12.2012 - 15:24

  • 0

#3

Kardamon.
  • Postów: 365
  • Tematów: 7
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

A Gwiazdor?

Gwiazdor jest dla Wielkopolski tym czym dla reszty kraju Święty Mikołaj, ino w nieco bardziej zwariowanej wersji. Przedstawiany był jako starzec z futrzaną czapką na głowie, kożuchem ubranym na odwyrtkę i twarzą umazaną sadzą. Odpytywał dzieci z pacierza i znał dobre oraz złe uczynki dzieci - grzecznym gzubom dawał geszenki, a rojberom – pydy.

Gwiazdor odwiedza tylko tereny Wielkopolski, Kujaw, Kaszub i Kociewia - ogólnie mówiąc, te ziemie które znajdowały się kiedyś pod zaborem pruskim bądź należały do Rzeszy. Jego wpływy sięgały mniej więcej do granicy zaboru pruskiego z rosyjskim, choć wojna, przesiedlenia i późniejsza swoboda przemieszczania spowodowała upowszechnienie się Świętego Mikołaja w całej Polsce – nadal jednak do wielu domów na zachodzie kraju 24 grudnia przybywa właśnie Gwiazdor. Mikołaj (nie zawsze święty) bywa u nas przejazdem szóstego grudnia, zostawiając w wypastowanych butach łakocie – np. bonbonsy. Taka rozgrzewka przed oprezentowaniem reszty Europy.

Nazwa postaci prawdopodobnie wzięła się od symbolu dawnych lokalnych grup kolędników - obracającej się białej gwiazdki. Osobę, która ją trzymała nazywano Gwiazdorem. Poza nim grupy składały się z wielu postaci – między innymi Anioła, Diabła, Żyda, Turka. Z czasem jedyną postacią pozostał Gwiazdor i okazjonalnie towarzysząca mu, ubrana na biało – Gwiazdka.

Wigilia Bożego Narodzenia powszechnie nazywana jest „gwiazdką” prawdopodobnie właśnie dzięki tej postaci - bądź od zwyczaju siadania przy stole po pojawieniu się na niebie pierwszej gwiazdy.

Gwiazdor nie ma nic wspólnego z legendami, jakoby został wymyślony na potrzeby władz Polski Ludowej chcących zastąpić świętego Mikołaja postacią świecką. Gwiazdor obecny był w wielkopolskiej kulturze na wiele pokoleń lat przed narodzinami Marksa – i reklama jednego ze sklepów stylizujących go na Mikołaja, też tu niewiele zmienia. (;

źródło
  • 2

#4

Staniq.

    In principio erat Verbum.

  • Postów: 6631
  • Tematów: 766
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 28
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Jak to w Poznaniu mi kiedyś powiedzieli, masz bejmy, to Gwiazdorek Ci coś znajdzie. Pod warunkiem, że go szkieły nie ścigną...



#5

Nick.
  • Postów: 1527
  • Tematów: 777
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 2
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Mroczne legendy, rabusie grobów, medycyna sądowa. Zagadki życia i śmierci św. Mikołaja

 

Wszyscy znają opowieść o biskupie, który podarował ojcu pieniądze, aby uchronić córki przed hańbą, a majątek rozdał biedakom. Legenda przetrwała do dziś i w wigilię dnia św. Mikołaja obdarowujemy się prezentami. Niewielu jednak wie, że była jeszcze druga, bardziej mroczna historia. A jeszcze więcej ciekawych rzeczy działo się po śmierci świętego…]

Hojny biskup

 

Pocieszny, rubaszny brodacz w czerwonym kubraczku przynoszący prezenty dzieciom z całego świata i zapowiadający nadejście świąt na czele kordonu ciężarówek koncernu produkującego napoje? Nie, to nie prawdziwy św. Mikołaj, lecz jedynie popkulturowa wersja średniowiecznego biskupa, którego imię stało się synonimem bezinteresownego obdarowywania się.

Zgodnie z żywotami świętych Mikołaj był jedynakiem i już w dzieciństwie został przeznaczony do stanu duchownego. Cuda i dobroczynność, jakie czynił, były doskonale znane w jego czasach, czyli w IV wieku naszej ery. Zgodnie z legendą jako biskup Myry anonimowo przekazał pewnemu biedakowi złoto, by uchronić jego trzy córki przez niesławą. Oto zapis owej historii:

 

mikolaj.jpg

Św. Mikołaj był wybitną postacią swoich czasów.

Współcześnie stał się raczej popkulturową „wydmuszką”.

 

 

Legenda o ojcu i córkach, którym biskup zapewnił posag jest powszechnie znana, ale jest jeszcze druga – znacznie bardziej makabryczna i tę już rzadko opowiada się dzieciom. Otóż zgodnie z nią w trakcie klęski głodu pewien rzeźnik zwabił do swojego domu i zamordował troje dzieci, których ciała następnie porąbał i zamarynował. Gdy biskup odwiedzał owe tereny i dowiedział się o tej straszliwej zbrodni, modlitwą przywrócił dzieci do życia.

Szczątki świętego tułają się po świecie

 

Po śmierci 6 grudnia ok. I poł. IV w. Mikołaj został według legendy pochowany w rodzinnym mieście. Pielgrzymi tłumnie ciągnęli do jego grobu. Dziś w bizantyjskim kościele w tureckim mieście Demre znajduje się sarkofag, w którym złożono kości świętego, ale one same już tam nie spoczywają. Dlaczego?

 

W roku 1087 sarkofag otwarto, a szczątki wykradziono. Zrobili to włoscy żeglarze (miejmy nadzieję, że ich patron nad nimi czuwał), na szczęście w dobrej wierze, gdyż kościół ucierpiał po najeździe muzułmańskim. Rabusie zabrali kości do katedry w Bari we Włoszech, gdzie zasłużony dla chrześcijańskiego świata biskup miał wreszcie zaznać wiecznego odpoczynku.

 

Dziś właśnie w Bazylice św. Mikołaja w Bari można oglądać relikwie św. Mikołaja, wystawione na widok publiczny (choć kilkanaście innych miejsc na świecie rości sobie prawo do uważania się za miejsce przechowywania relikwii świętego). Z kości wydobywa się ponoć oleista substancja, znana jako Manna di S. Nicola lub santa manna, której przypisuje się działanie lecznicze. Nadal pozyskuje się ją – z wielkim ceremoniałem – raz do roku, w dniu 9 maja, choć sceptycy poddają fakt jej istnienia w wątpliwość.

 

st-nicholas-bones-tomb-225x300.jpg

Św. Mikołaj – za życia oddawał biednym

wszystko, co miał. Po śmierci czerpie się zyski

z wystawiania na widok publiczny jego doczesnych

szczątków.

 

Co ciekawe, w latach 50. przeprowadzono badanie kości oraz próbę rekonstrukcji twarzy na podstawie czaszki i ustalono, co następuje:

 

 

    święty miał ponad 70 lat (zgodnie ze źródłami historycznymi zmarł w wieku 75 lat), był przeciętnego wzrostu (1,67 cm) i budowy szczupłej do średniej;

    czoło i twarz miał szerokie, oczodoły dość duże, mocno wysunięty podbródek oraz średni nos;

    mocne zęby wskazywały, że dieta św. Mikołaja była głównie wegetariańska;

    szkielet dowodził pobytu w wilgotnych więzieniach (zgodnie ze źródłami wtrącono go do lochów na kilka lat, gdy miał 51 lat);

    św. Mikołaj cierpiał z powodu atretyzmu kręgosłupa i miednicy, a czaszka wskazywała na zgrubienia, które mogły powodować chroniczne bóle głowy.

 

Luigi Martino podjął także próby rekonstrukcji wyglądu świętego na podstawie fotografii czaszki. Otrzymano dość ascetyczną, wąską twarz z dużymi oczyma i czołem, która może być zbliżona do powszechnych wyobrażeń. Najbliższym, jak uznali badacze, jest przedstawienie z Kaplicy św. Izydory w Bazylice św. Marka w Wenecji.

 

 

face-martin2-sm-214x300.jpg

Tak zdaniem badaczy wyglądał prawdziwy

św. Mikołaj. Nieco inaczej od rubasznego

brodacza w kubraczku, prawda?

 

 

Czy św. Mikołaj wróci do domu po latach tułaczki? Turcy domagają się zwrotu skradzionych szczątków świętego. Kilka lat temu archeologowie tureccy, którzy zbadali grób w Demre, zaczęli coraz głośniej mówić o sprowadzeniu kości biskupa, uważanego za „miejscowego”. Cytują jego słowa i zarazem ostatnie życzenie, zgodnie z którym św. Mikołaj urodził się, żył i chciał być pogrzebanym na terenie Anatolii. Problem w tym, że tegoroczne ustalenia archeologiczne podważyły te prawa, gdy stwierdzono, że zmarł i został pochowany na wyspie Gemile z dala od tureckiej ziemi… Ale można to było przewidzieć – przecież święty Mikołaj jest również patronem podróżników!

 

Źródła:

L. Martin, Ricognizione anatomica e studio antropometrico delle reliquie ossee di San Nicola di  Bari, Bollettino di san Nicola, April – December 1957

B. Gładysz, Życiorysy wybitnych świętych z uwzględnieniem ich symboliki, Poznań  Warszawa, Księg. św. Wojciecha, 1921, s. 49-50

 

źródło

 


  • 1



#6

Taper.
  • Postów: 293
  • Tematów: 44
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Ciekawe, na ile badacze odtwarzając wygląd prawdziwego pana M. kierowali się współczesnym wizerunkiem świętego. Bo. nie da się ukryć, podobny jest.Tylko ponury jakiś taki. :)
  • 0

#7

hansel.
  • Postów: 104
  • Tematów: 29
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Rodzice uświadomili mnie w kwestii Mikołaja jak miałem około 5 lat. Do dziś pamiętam jak w pierwszej klasie podstawówki sprawiłem że połowa klasy się rozbeczała, kiedy nieświadomy tego że ktoś w takim wieku nadal może o tym nie wiedzieć, wypaliłem przy wszystkich na Mikołajkach że to przecież rodzice się przebierają :D

W audycji Klub Ludzi Ciekawych Wszystkiego było bardzo fajnie wytłumaczone dlaczego lodzie uważają że to święty mikołaj daje im prezenty na Borze Narodzenie mimo że on zmarł tyle lat temu. Polecam wszystkim jej posłuchać https://www.polskier...KLCW-Sw-Mikolaj


  • 0

#8

Nick.
  • Postów: 1527
  • Tematów: 777
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 2
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Kod świętego Mikołaja

 

Wiadomo, kto przynosi prezenty dzieciom na Gwiazdkę. Ale skąd się wziął święty, który firmuje tę uroczą mistyfikację? To historia jak z Dana Browna.

 

Był rok 1087. Niedaleko miasta Myra w Anatolii, praktycznie już odebranego Bizancjum przez wojowniczych seldżuckich Turków, pojawili się żeglarze z Italii. Pochodzili z Bari, ówczesnej handlowej potęgi i teoretycznie sojusznika wschodnich chrześcijan. Ci mieszkańcy Myry, którzy sądzili, że barijczycy przypłynęli im z pomocą, byli jednak w wielkim błędzie. Żeglarze mieli bowiem inne zadanie – wykraść sławne wśród średniowiecznych chrześcijan relikwie św. Mikołaja.

 

Szczątki te uznawano za bezcenne. Wydobywała się z nich tzw. manna – oleisty pachnący płyn o rzekomo cudownych właściwościach leczniczych. Relikwie miały błogosławiony wpływ nie tylko na ich posiadaczy. Rozsławiały również miejsce, w którym je przechowywano, i przyciągały tłumy pielgrzymów, a wraz z nimi – brzęczące monety.

 

Barijczycy pewnie już słyszeli w wyobraźni ten upragniony brzęk, gdy znaleźli się koło katedry św. Mikołaja, znajdującej się nieco poza murami Myry. Wiedzieli, że na szczątki świętego zasadzała się już konkurencja z innego miasta Italii – Wenecji. Musieli więc działać szybko i sprawnie. Najpierw wysłali dwóch ludzi na przeszpiegi, a ci wrócili z wieścią, że wokół świątyni nie ma żadnych zbrojnych. Wtedy 47 średniowiecznych żeglarzy z Bari na moment przeobraziło się we współczesnych komandosów. Przebrali się za skromnych pielgrzymów, ukryli broń i podreptali do katedry. Na miejscu poprosili mnichów, by wpuścili ich do wnętrza świątyni, pozwolili zebrać trochę manny oraz pokazali prawdziwe miejsce spoczynku świętego – nie sarkofag, którym mamiono naiwniaczków. Istotnie, kości świętego spoczywały pod nim, pod mozaikową posadzką.

 

Mnisi nabrali jednak podejrzeń, że przybyszom chodzi nie tylko o cudowny płyn i oddanie hołdu świętemu. Zaczęli dopytywać, czy aby pielgrzymi nie chcą wykraść im relikwii. Zarzekali się, że woleliby zginąć, niż na to pozwolić. Barijczykom nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Błysnęły wyjęte spod pielgrzymich łachmanów miecze i sztylety. Zakonnikom pozostały jedynie błagania, by barijczycy odstąpili od swojego planu. Żeglarze mogli nawet mieć chwilę zwątpienia, a mnisi myśleli już o ucieczce i wezwaniu na pomoc mieszczan zza murów Myry, jednakże doszło do cudu. A przynajmniej tak opisywał to świadek, pochodzący z Bari niejaki Niceforus. Otóż szklane naczynie ze świętą manną nagle zsunęło się z kamiennej kolumny na posadzkę – lecz się nie rozbiło.

 

Wówczas mnisi przyznali, że rok wcześniej mieli wizję, w której pojawił się św. Mikołaj i zapowiedział, że jego kości zostaną przeniesione. W tej sytuacji barijczycy już się nie wahali. Jeden z nich, niejaki Mateusz, żwawo chwycił za młot i zaczął rozbijać marmurową posadzkę nad miejscem spoczynku Mikołaja. Kiedy inni drżeli przed rozbiciem trumny – bojąc się, że spotka ich coś strasznego – on uderzył z całej siły i odsłonił kości świętego, całe w cudownym płynie. W powietrzu rozszedł się iście rajski zapach.

 

Barijczycy owinęli szczątki w jedwabną tkaninę i zanieśli na statek, gdzie czekało ich 15 towarzyszy gotowych już do drogi. Niceforus zapewniał, że szli na okręt w procesji, po drodze śpiewając. Jednak to już na pewno można włożyć między bajki – barijczycy bez wątpienia nie podejmowaliby zbędnego ryzyka. Zabrali zdobyty skarb i odpłynęli.

 

Po 20 dniach dotarli do swojego miasta. Tam dla szczątków, które miały mu przynieść błogosławieństwo, sławę i pieniądze, postawiono niebawem bazylikę pod wezwaniem św. Mikołaja Cudotwórcy.

 

 

5a3bba8f8c1bf.jpg

św. Mikołaj z Miry. Domena publiczna

 

Ułamki świętego

 

Barijczycy wznieśli bazylikę dla szczątków z Myry, a dokładnie dla 75% z nich. Jak się bowiem okazało, „komandosi” nie zabrali wszystkich kości. Działali w zbyt dużym pośpiechu. Dlatego w 1099 r. pojawili się w Myrze żeglarze z Wenecji, zazdrośni o osiągnięcia barijczyków. Płynęli na krucjatę do Ziemi Świętej, a przewodził im Jan, syn weneckiego doży Witalisa Michała. „W czasie wyprawy, pełnej dramatycznych przygód, wśród których nie zabrakło i bitew, i szturmów, Wenecjanie […] w zniszczonej katedrze rozpoczęli poszukiwania relikwii św. Mikołaja – pisał prof. Tomasz Jasiński. – Po zakrojonych na szeroką skalę poszukiwaniach, burzeniu ścian, przekopywaniu terenu, a nawet torturowaniu strażnika świętego miejsca Wenecjanie natrafili w końcu na święte relikwie. Następnie z cenną zdobyczą, drogą przez Cypr, Jaffę, dotarli do Jerozolimy, aby później wziąć udział w oblężeniu i zwycięskim szturmie Hajfy”. Gdy wrócili ze zwycięskiej krucjaty do domu, relikwie złożyli w klasztorze św. Mikołaja na Lido.

 

Powyższą historię opisał na początku XII w. nieznany z imienia mnich z Lido, którego niektórzy badacze utożsamiają z… Gallem Anonimem, późniejszym dziejopisem na dworze Bolesława Krzywoustego.

 

Krążyły też opowieści o palcu świętego, który jakimś cudem przyplątał się z francuskim krzyżowcem do Lotaryngii. Inne drobne fragmenty trafiły do Nowego Świata – do greckiej cerkwi św. Mikołaja w Nowym Jorku. Przekazał je w geście pojednania z prawosławiem papież Paweł VI w latach 70. XX w. Niestety, wspomniana cerkiew stała nieopodal WTC i nie przetrwała ataku terrorystycznego z 11 września. Dziś trwa odbudowa przybytku. W końcu to Nowy Jork, czyli miasto, które w grudniu nie może żyć bez prezentów! I miejsce, w którym św. Mikołaj – ten w biskupich szatach i z pastorałem w ręku – przepoczwarzył się w Santa Clausa – zażywnego staruszka w czerwonym kubraku, znanego z reklam, hollywoodzkich filmów i galerii handlowych.
 

Swój amerykański przydomek święty zawdzięcza Holendrom. Nowy Jork był jeszcze w połowie XVII stulecia Nowym Amsterdamem. Holendrzy nazywali zaś św. Mikołaja „Sinter Klaas”. Gdy zanglicyzowano to określenie, narodził się „Santa Claus”. Na początku XIX w. Nowojorskie Towarzystwo Historyczne uznało Mikołaja za patrona miasta, a ówczesna literacka gwiazda Washington Irving napisał humorystyczną historię Nowego Jorku, opisując Santa Clausa jako wesołego staruszka, latającego zaprzęgiem nad drzewami i rozwożącego dzieciom prezenty. Ta metamorfoza stała się pełna, gdy średniowieczną manię posiadania relikwii zaczęło zastępować współczesne szaleństwo zakupów i obdarowywania się upominkami.

 

Pominęliśmy jednak jedną kluczową sprawę. Jak się ten trwający ponad tysiąc lat świętomikołajowy szał rozpoczął?

 

Jeszcze więcej cudów

 

Odpowiedź na to pytanie przynoszą nie dokumenty, ale średniowieczne hagiografie. Możemy się z nich dowiedzieć, że Mikołaj urodził się około roku 270 w Patarze, niedaleko Myry. Gmina wyznawców Jezusa z Nazaretu działała tam bardzo sprawnie. Chlubiła się tym, że kiedyś zawitał do miasta sam św. Paweł.

 

Mikołaj wzrastał w chrześcijańskim duchu. Według hagiografów jeszcze jako berbeć zdradzał oznaki wyjątkowości (np. wyjątkowo posłusznie i regularnie ssał pierś matki!). Dorastając, unikał aroganckich rówieśników, nie podrywał dziewcząt. Wystrzegał się angażowania w świat polityki i skorumpowanego biznesu. A były to czasy bardzo niespokojne i niebezpieczne dla chrześcijan. Mieszkały ich w cesarstwie zaledwie 2 mln. „Reprezentowali nielegalną i prześladowaną mniejszość” – pisze historyk Adam C. English w swojej biografii świętego. W połowie III w. żarliwie zwalczał ich cesarz Decjusz. Natomiast pod koniec tego samego stulecia uwziął się na nich Dioklecjan.

 

To właśnie ten władca 23 lutego 303 r. wydał rozkaz, na mocy którego wszystkie egzemplarze Pisma Świętego miały zostać zarekwirowane i spalone, kościoły zrównane z ziemią, a wierni zmuszeni do oddania hołdu starym bóstwom. Chrześcijanie, ze swoją wiarą w jednego Boga, po prostu nie pasowali do pragmatycznego świata Rzymian, w którym boski panteon rozrastał się, bo bez szemrania przyjmowano do niego kolejne bóstwa, byle państwo rosło w siłę, ludziom żyło się dostatnio, a cesarz mógł skupić się na ważniejszych sprawach.

Męczenników za sprawę jednego Boga nie brakowało. Kończyli torturowani, mordowani, paleni. Kiedy krew zamęczonych umocniła chrześcijan w ich przekonaniach, a Rzym zaprzestał represji, wyznawcy nowej wiary przystąpili do niszczenia pogańskich przybytków. To właśnie Mikołaj obrócił w perzynę świątynię Artemidy w Myrze.

 

Jednakże chrześcijanie zdobywali uznanie przede wszystkim dzięki swojej solidarności. Stąd opowieść o młodym Mikołaju, który podrzucał pieniądze pewnemu ubogiemu niedowiarkowi, którego nie stać było na posagi dla trzech córek. Święty musiał działać, bo w innym przypadku groziła dziewczętom sprzedaż do domu rozpusty. Ojciec biednych panien, któremu udało się podejrzeć Mikołaja podczas wrzucania pieniędzy przez okno, nie posiadał się z wdzięczności, ale dobroczyńca zabronił mu ujawnić prawdę.

 

Wkrótce nasz bohater został wybrany na biskupa Myry. Uczestniczyć miał też w słynnym soborze nicejskim, zwołanym przez cesarza Konstantyna Wielkiego. Ponoć Mikołaj pokłócił się przy tej okazji o kwestie teologiczne z „heretykiem” Ariuszem i doszło między nimi do bójki. Nie bał się również interweniować w sprawach karnych – stanął w obronie trzech żołnierzy niesłusznie skazanych na śmierć.

 

Gdy on sam umierał, otaczał go już nimb świętości. Miał zapewne poczucie dobrze wykonanej apostolskiej roboty, ponieważ w Imperium Rzymskim były już nie 2, ale 34 mln chrześcijan! Stanowili ponad połowę mieszkańców cesarstwa.

Mikołaj zmarł 6 grudnia, ale nie wiadomo, którego roku – po prostu gdzieś w połowie IV w. Rzecz w sumie nieistotna, bo to nie był koniec jego działalności. Niczym superbohater pojawiał się z zaświatów, by ratować dzieci, żeglarzy etc. Lista tych, na których wdzięczność zasługiwał, rosła. O cnotach świątobliwego biskupa Myry wspominano w V w. W przekazach z VI stulecia czytamy już o kościołach poświęconych Mikołajowi. W IX w. powstają zaś jego pierwsze hagiograficzne żywoty.

 

Jest tylko jeden kłopot. Nie ma właściwie przekonujących dowodów, by św. Mikołaj z Patary, biskup Myry, w ogóle istniał.

 

Zapomniany Bazyli

 

Przechowywane w Myrze kości mogły należeć do kogoś innego. Nie zachowały się też dokumenty bezpośrednio świadczące o posłudze biskupiej Mikołaja ani o uczestnictwie w soborze nicejskim. Nic więc dziwnego, że we współczesnych katolickich encyklopediach nikt żarliwie nie broni historyczności św. Mikołaja, celebrowanie zaś wspomnienia o nim 6 grudnia w Kościele rzymskim jest opcjonalne.

 

Z drugiej strony, jeśli nie istniał, to skąd rosnąca popularność imienia Mikołaj po IV w.? Samo imię, oznaczające „zwycięstwo ludu”, było jeszcze w III w. bardzo rzadkie. Dlaczego szturmem zdobyło Anatolię, następnie Konstantynopol, Grecję, a wreszcie resztę chrześcijańskiego świata?

 

Badacze przypuszczali kiedyś, że popularność zdobyło za sprawą innego św. Mikołaja, syna Epifaniusza i Nonny. Faktycznie, żył on w okolicy, ale dopiero w V–VI stuleciu. I raczej otrzymał imię na cześć legendarnego biskupa, niż sam był źródłem legend. Chociaż… możliwe, że niezależnie od tego, czy w ogóle istniał jakiś świątobliwy Mikołaj z Patary, spłynęły na niego laury za działalność wielu innych duchownych. A także przylgnęły do niego fakty z ich życia.

 

Wśród jego możliwych „prototypów” szczególną uwagę zwraca św. Bazyli. Urodził się w 329 r. w Cezarei Kapadockiej, a więc również w Azji Mniejszej. Wiadomo, że pochodził z religijnej rodziny, która doświadczyła prześladowań za czasów Dioklecjana i mocno przekonywała kolejne pokolenia do nowej wiary. Tak bardzo, że na ołtarze trafił nie tylko Bazyli, ale też jego rodzeństwo: bracia Grzegorz i Piotr oraz siostra Makryna.

 

Nie pociągała go wielka kariera. Wolał rozmyślać, a w razie potrzeby pomagać potrzebującym. „Zachowana korespondencja jasno poświadcza, że bardzo interesowały go sprawy dotyczące zbawienia, ale także bieżące dolegliwości życia codziennego” – pisze biograf świętego ks. Antoni Żurek. Bazyli zajmował się działalnością charytatywną, opiekując się pielgrzymami i chorymi. Propagował życie monastyczne i zwalczał „herezje” (krytykował arianizm, nawet gdy jednoznacznie opowiadał się za nim cesarz Walens).

 

Wcześniej jednak Bazyli musiał stanąć naprzeciw największego w jego czasach oponenta chrześcijaństwa: cesarza Juliana Apostaty. Władca ów, rządzący w latach 361–363, próbował odnowić wiarę w starych bogów w Imperium Rzymskim. Obaj spotkali się, gdy mieli po dwadzieścia kilka lat, podczas studiów Bazylego w Atenach, nim jeszcze przyjął święcenia. „Przynajmniej przez rok ich ścieżki ateńskie przecinały się. Uczęszczali do tych samych mistrzów” – pisze ks. Żurek.

 

Ponoć to właśnie ta dawna znajomość ośmieliła Bazylego, by lata później skrytykować cesarza – za atak na zaadresowane do władcy krytyczne dzieło Apolinarego z Laodycei W obronie prawdy. Julian powiedział o tej książce: „Przeczytałem, pojąłem, potępiłem”. Bazyli zaś wysłał cesarzowi list ze słowami: „Przeczytałeś, ale nie pojąłeś, bo gdybyś pojął, tobyś nie potępił”. Tyle że Julian nie bawił się w takie ceregiele i gierki słowne. Kiedy uznał, że Cezarea Kapadocka, skąd pochodził Bazyli, jest bastionem gorliwych chrześcijan, zaczął ją gnębić. „Miasto zostało znienawidzone przez tego cesarza, bo w zdecydowanej większości zamieszkiwali je chrześcijanie, którzy wiele lat wcześniej zburzyli znaczną część znajdujących się w mieście świątyń pogańskich. Natomiast już za czasów tego cesarza zniszczono świątynię Fortuny – pisze ks. Żurek. – W odwecie Julian nakazał ograbić tamtejsze kościoły ze wszystkich kosztowności, wpłacić okup do skarbnicy państwowej, a na wszystkich chrześcijan nałożył surowe podatki”. Cezarei odebrano status miasta. Natomiast notabla zamieszanego w zniszczenie świątyni Fortuny cesarz skazał na śmierć.

 

Jednakże Julian Apostata nie wyrugował chrześcijaństwa, a niebawem zginął w bitwie z Persami. Św. Bazyli zaś kilka lat później dokonał jednego ze swoich najsławniejszych czynów. Oto podczas klęski nieurodzaju w 368 r. wyprzedał mienie własne i kościelne, aby kupić groch i mięso dla głodujących. Może nie był to heroizm, ale właśnie takie czyny ludzie długo pamiętają.

 

Jeśli więc przyjrzymy się życiorysom historycznie niepoświadczonego św. Mikołaja z Patary oraz poświadczonego św. Bazylego, widzimy podobne elementy. A może Bazyli miał w sobie tyle skromności, że było mu na rękę przypisywanie jego zasług komuś innemu, fikcyjnemu? Chyba nie da się tego wykluczyć? Dodajmy jeszcze, że w tradycji greckiej (bizantyjskiej) to właśnie św. Bazyli, a nie św. Mikołaj, obdarowuje dzieci prezentami! Tyle że nie w grudniu, ale 1 stycznia.

 

Nowej krucjaty nie będzie

 

Nawet jeśli to nie przypadek, nikt tego przesadnie nie roztrząsa. W świecie prawosławnym ważni są i Bazyli, i Mikołaj. A miłośnicy tradycyjnego wizerunku świętego z Myry skupiają się na krytykowaniu Santa Clausa jako symbolu skomercjalizowanego świata, kapitalistycznej rozpusty. Czy słusznie? „Warto sobie uświadomić, że i święty Mikołaj, i Karol Marks mają białe, bujne brody i uważają, że ludziom trzeba dać to, czego im potrzeba, nie dbając o koszty. Ponadto święty Mikołaj zawsze ubiera się na czerwono, a jest to przecież symboliczny kolor komunizmu” – piszą przekornie autorzy zbioru 101 postaci, które zmieniły świat, choć nigdy nie żyły.

 

Cóż, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Poza tym – jakkolwiek zabrzmi to banalnie – wszystko się zmienia. Myra to obecnie Demre, w Turcji. Cezarea Kapadocka to Kayseri, w tym samym kraju. Patara zamieniła się w malownicze ruiny. Także święci muszą podlegać transformacjom.

 

Kiedy więc kolejny raz przeczytamy, że na podstawie szczątków przechowywanych w Bari zrekonstruowano PRAWDZIWĄ twarz św. Mikołaja (ze złamanym nosem, efektem bójki z Ariuszem!), podejdźmy do tego z dystansem. Podobnie jak do informacji o rzekomych pamiątkach po świętym w Demre (Myrze), na których zarabiają teraz Turcy. Równie to wszystko pewne, jak domki św. Mikołaja na dalekiej północy – np. urokliwa chatka odwiedzana przez podekscytowane dzieci w Drøbak pod Oslo. Kto by jednak chciał rozpoczynać krucjatę w imię historycznej prawdy, jeśli miałaby pozbawić nasz świat resztek magii? O tym, ile dzieci wylałoby wtedy łez, nawet szkoda gadać.

https://przekroj.pl/...-adam-weglowski


Użytkownik Nick edytował ten post 08.01.2018 - 20:49

  • 0





Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych