Skocz do zawartości


Zdjęcie

Tu mogą być ukryte skarby!


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
73 odpowiedzi w tym temacie

#31

Zaciekawiony.
  • Postów: 8137
  • Tematów: 85
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 4
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Tymczasem Wołoszański ma dużo wątpliwości co do tematu złotego Pociągu. Na blogu pisze:

 

 

„Złoty pociąg”? Naprawdę?

Przez cały czas zauroczenia skarbem odpowiadałem dziennikarzom, którzy do mnie dzwonili zapraszając do studia telewizyjnego/radiowego, albo prosząc o wypowiedź dla prasy: „Nie, dziękuję”. Dlaczego?

Doskonale wiem, jak bardzo dziennikarskie relacje mogą zniekształcać rzeczywistość, a one były jedynym źródłem wiedzy o rzekomym znalezisku. A w nich nic mi się nie składało.

Czytałem o 300 tonach złota! Skąd, na boga taki zapas złota w upadającej III Rzeszy?! A skąd na Dolnym Śląsku sztaby złota? Z banku we Wrocławiu? Złoto przechowywano tylko w banku centralnym, a z Reichsbanku w Berlinie zostało wywiezione do kopalni w Merkers, gdzie znaleźli je żołnierze amerykańscy.

A pociąg pancerny w podziemnym tunelu?

W Muzeum Kolejnictwa można obejrzeć niemiecki pociąg pancerny z (bodajże) 1943 roku. A właściwie jego część, gdyż zazwyczaj była to o wiele większa bojowa maszyna, w której opancerzona lokomotywa (lub lokomotywy) pchała platformę z zapasowymi szynami i podkładami, ciągnęła wagon artyleryjski, wagon desantowy dla piechoty, wagon dla pojazdów, koniecznych do prowadzenia zwiadu w pobliskim terenie. Była tam też pancerna drezyna (zwykle przystosowany do jazdy po szynach samochód pancerny).

Taki pociąg, opancerzony, uzbrojony w armaty, karabiny maszynowe, działka przeciwlotnicze był nadzwyczaj groźny. Dowódca, który podjąłby decyzję o wycofaniu tak cennej broni z walki zostałby rozstrzelany. A w dodatku, jak czytałem, na platformach tego pociągu mają być działa samobieżne. Czyżby niemieccy dowódcy i ich chcieli się pozbyć?

I skąd ta wiedza? Czyżby z dokumentów? Na wszelki wypadek osoba, która tym papierom dała wiarę uwierzyła powinna zapoznać się z historią dzienników Hitlera kupionych w latach 1981-83 przez redakcję tygodnika Stern za ponad 9 mln marek. Ich autentyczność potwierdziło kilku wybitnych znawców, ale pomylili się. Dzienniki napisał fałszerz. Ot i było głupio.

Nie słyszałem, żeby jakieś naukowe autorytety potwierdzały znalezienie pociągu, a wątpliwości – wiele.

Jak skład „złotego pociągu” można było dostrzec na obrazie georadaru? A dlaczego nie użyto magnetometru? Pociąg pancerny, o działach samobieżnych nie wspominając, to tak duża masa stali, że za pomocą tej techniki łatwo zostały namierzony.

Widziałem z jaką prędkością wiertnia wbijała się w grunt koło tzw. Muchołapki. Wydrążenie otworu w 70-cio metrowej warstwie skał, pod którą jest tunel z pociągiem mogłoby zająć kilka, może kilkanaście godzin. A potem wystarczałoby wpuścić kamerę i moglibyśmy zobaczyć ten złoty pociąg.

Wszystkie odnalezione po wojnie skarby ukrywano tak, aby w miarę łatwo je wydobyć. Tak było w Merkers, gdzie złoto i dzieła sztuki złożono w kopalnianej sztolni, a wejście zamurowano cegłami. Liczne skarby odnalezione na terenie Austrii spoczywały w skrytkach na zboczu góry. A wystarczało odgarnąć warstwę ziemi i ponieść drewnianą klapę. Kto by chował je do tunelu, wypełniał minami i zawalał tonami skał, których usunięcie wymagałoby wielotygodniowej pracy ciężkiego sprzętu? A jak najpierw rozbroić miny, żeby nie eksplodowały w łopacie koparki?

Spotkałem kiedyś na Dolnym Śląsku radiestetę, który za pomocą różdżki wykrył dwanaście foteli ze złota. Nie ujawnię, gdzie je wykrył, bo znowu się zacznie.

A tak naprawdę chciałbym bardzo, żeby ten pociąg istniał i żeby go odnaleziono. Byłoby to piękne znalezisko dla Muzeum Kolejnictwa, a samobieżne działa dla Muzeum Wojska Polskiego, czego obydwu muzeum z całego serca życzę.

Tyle, że pytany przeze mnie jeden z eksploratorów odpowiedział krótko: „to już czwarty pociąg odkryty na Dolnym Śląsku. Ostatni znaleziono w górze Sobiesz, a jeden z ministrów nawet podpisał ze znalazcami umowę”…

http://www.woloszans...s/Zloty-pociag/

 

Eksperci mają też wątpliwości co do zdjęć z georadaru:

 

Wyniki badań georadarem z miejsca gdzie ma się znajdować "złoty pociąg" budzą wątpliwości ekspertów. Michał Mleczko ze Stowarzyszenia na Rzecz Ratowania Zabytków "Sakwa" zwraca uwagę, że na wydruku z badań nie można zobaczyć wagonów i innych elementów dowodzących, że w okolicach Wałbrzycha znaleziono pociąg.

- Georadar nie służy do namierzania przedmiotów i określania jak one wyglądają. To urządzenie do pokazywania anomalii w strukturze gleby. Może nam pokazać ewentualnie pustkę lub jakieś fundamenty. Natomiast pokazanie na wydruku z georadaru pociągu z wagonami, a nawet z wieżyczkami, jak możemy przeczytać w prasie, jest po prostu niemożliwe. Georadar nie służy do tego i ma inne funkcje - twierdzi Michał Mleczko.

 

Dla przykładu, obraz georadarowy podziemnej sztolni:

_sztolnia%201%20kol.jpg


Użytkownik Zaciekawiony edytował ten post 03.09.2015 - 01:06

  • 0



#32

Staniq.

    In principio erat Verbum.

  • Postów: 6631
  • Tematów: 766
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 28
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Fajnie by było, gdyby znaleźli dzieła, które zaginęły w czasie wojny. Przypomnę kilka z nich:

 

Portret Młodzieńca

 

Bezapelacyjnie najbardziej poszukiwanym, a zarazem największym skarbem w zbiorach polskich było arcydzieło słynnego włoskiego malarza doby renesansu - Rafaela Santi. "Portret Młodzieńca" (1514) przed wojną stanowił ozdobę kolekcji Czartoryskich w Krakowie.

 

rafael_434.jpeg

Wikipedia / Rafael Santi

 

raf2_434.jpeg

Wikipedia / Rafael Santi

 

Obraz znajdował się na liście obiektów przeznaczonych do zaplanowanego przez Hitlera Muzeum Sztuki w Linzu, jednak na rozkaz Hansa Franka trafił na Wawel. Zaginął podczas ewakuacji Urzędu Generalnego Gubernatora.

 

Czy odnalezienie dzieła Rafaela w "złotym pociągu" jest możliwe?

Fundacja Książąt Czartoryskich co prawda chętnie oceni znalezione w nim skarby, jednak prezes fundacji dr Marian Wołkowski-Wolski sceptycznie stwierdził , że "Portret Młodzieńca" jest przypuszczalnie "ukryty w sejfie, w prywatnych zbiorach".

 

Na pytanie o szanse odnalezienia innych bezcennych dzieł dodał jednak: - Trudno stwierdzić. Wszystkiego dowiemy się, gdy rozpoczną się kompleksowe badania znaleziska.

Jeśli zatem nie arcydzieło Rafaela, to co innego możemy znaleźć w pancernym składzie?

 

Diana i Kallisto

 

Na liście zgub nie brakuje nazwisk równie wielkiego formatu. Jednym z nich jest Peter Paul Rubens - malarz flamandzki, jeden z najwybitniejszych artystów epoki baroku. Jego obraz "Diana i Kallisto"został skradziony w 1940 roku i wywieziony w nieznanym kierunku. Wcześniej, należał do Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Poznaniu.

 

diana_i_kallisto_640.jpeg

kolekcje.mkidn.gov.pl / Peter Paul Rubens

 

Madonna Wieluńska

 

Kolejną zgubą jest jedno z najwspanialszych dzieł sztuki złotniczej przełomu gotyku i renesansu - Madonna Wieluńska. Ten srebrny relikwiarz do wybuchu II wojny światowej przechowywany był w Kościele św. Michała Archanioła w Wieluniu.

 

madonna_wielunska_434.jpeg

Wikipedia

 

Ukryty w Gumniskach koło Częstochowy, został przez Niemców odnaleziony, a następnie zamknięty w sejfie bankowym w Wieluniu. Po wyzwoleniu miasta przez Rosjan figury nie odnaleziono.

 

Piękna Madonna z Torunia

 

W obawie przed zbliżającą się Armią Czerwoną, wywieziona została przez Niemców w nieznane miejsce gotycka rzeźba Piękna Madonna z Torunia. To jeden z najcenniejszych pod względem artystycznym pełnoplastycznych wizerunków Madonny z Dzieciątkiem wykonanych na przełomie XIV i XV wieku.

 

torun434.jpeg

Wikipedia

 

Do 1944 r. dzieło znajdowało się w katedrze Świętych Janów w Toruniu.

 

Autoportret

 

Na liście zaginionych po wojnie dzieł nie brakuje także czołowych nazwisk polskiego malarstwa, w tym Jacka Malczewskiego - jednego z głównych przedstawicieli symbolizmu przełomu XIX i XX wieku.

 

autoportret_434.jpeg

kolekcje.mkidn.gov.pl / Jacek Malczewski

 

"Autoportret", przedstawiający artystę w ogrodzie, należał do Muzeum Śląskiego w Katowicach. On także zniknął w nieznanych okolicznościach.

 

Sprzedaż amuletów

 

amuletow_434.jpeg

Wikipedia / Henryk Siemiradzki

 

Do wybuchu Powstania Warszawskiego na ścianie salonu w pałacyku przy Mokotowskiej 25 w Warszawie (obecnie Instytut Adama Mickiewicza), wisiała "Sprzedaż amuletów" - dzieło z 1875 r. wielkiego polskiego akademika, Henryka Siemiradzkiego. Obraz prawdopodobnie został skradziony.

 

Studium - Popiersie młodej kobiety

 

studium434.jpeg

kolekcje.mkidn.gov.pl / Leon Wyczółkowski

 

W nieznanych okolicznościach zaginęła również praca czołowego przedstawiciela Młodej Polski i malarstwa realistycznego, Leona Wyczółkowskiego. Obraz "Studium - Popiersie młodej kobiety" od 1900 roku należał do kolekcji Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych. Zdeponowany został w 1939 r. w Muzeum Narodowym w Warszawie.

 

Widok Krakowa

 

Prawdopodobnie pod koniec 1944 r. zaginął z kolei "Widok Krakowa" (1896) jednego z najwybitniejszych polskich akwarelistów - Juliana Fałata.

 

widok640.jpeg

kolekcje.mkidn.gov.pl / Julian Fałat

 

Akwarela stanowiła własność Państwowych Zbiorów Sztuki na Wawelu do momentu konfiskaty w 1939 roku. Następnie została przeniesiona do niemieckiej siedziby komendantury dystryktu krakowskiego w Pałacu pod Baranami.

 

Źródło: r1g32a.jpg





#33

Staniq.

    In principio erat Verbum.

  • Postów: 6631
  • Tematów: 766
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 28
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

mapa_skarbow_michal_mlotek625.jpeg

Google/www.zdziennikaodkrywcy.pl

 

Pod tym adresem ( https://www.google.c...GA.k4SHsvAtY4sY ) można znaleźć mapę skarbów, która zawiera blisko 100 lokalizacji miejsc, o których wiadomo, że w przeszłości dokonano tam przypadkowych odkryć zabytkowych monet, biżuterii. Mapę wykonano, analizując prasowe doniesienia sprzed wieku.

 

 





#34

D.B. Cooper.
  • Postów: 1179
  • Tematów: 108
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 2
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Znamy odkrywców "złotego pociągu".

 

Na antenie TVP, rzekomi znalazcy pancernego pociągu, ujawnili swoje nazwiska i wydali specjalne oświadczenie. Andreas Richter i Piotr Koper zapewnili, że mają niezbite dowody na istnienie pociągu.

 

wywiad


  • 1



#35

Staniq.

    In principio erat Verbum.

  • Postów: 6631
  • Tematów: 766
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 28
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Sensacyjne znalezisko na Dolnym Śląsku. Podziemne pomieszczenia i tunele.

 

Sensacyjne znalezisko związane z projektem "Riese" na Dolnym Śląsku. Odkryto pomieszczenia i tunele, które stanowią część "podziemnego miasta Hitlera".

- Zgłoszenia, które trafiły do Starostwa Powiatowego w Wałbrzychu, dotyczą znalezienia przeze mnie trzech obiektów, które łączą się ze sobą. Związane są z obiektem Włodarz, czyli projektem „Riese”. Są to dwa tunele kolejowe prowadzące od byłego dworca w Walimiu do obiektu Włodarz oraz blok A, znajdujący się w nieznanej dotąd części „Riese”. W najpłytszym miejscu, znalezisko znajduje się ok. 20 metrów pod skałą – mówi Krzysztof Szpakowski, znalazca obiektów na terenie „Riese” a zarazem prezes Stowarzyszenia Riese.

 

Znalezisko na terenie gminy Walim w powiecie wałbrzyskim potwierdził starosta wałbrzyski, Jacek Cichura, który całą sprawę przekazał swojemu zastępcy, wicestaroście Krzysztofowi Kwiatkowskiemu.

 

- Nie ukrywam, że sprawa „złotego pociągu” przyspieszyła moją decyzję o zgłoszeniu znaleziska w obiekcie Włodarz. Poszukiwaniami związanymi z projektem „Riese” zajmuje się już kilkadziesiąt lat i z roku na rok obserwuję coraz większe zainteresowanie tą sprawą. Przyjeżdżają ludzie, którzy chcą się podzielić jakąś wiedzą dotyczącą „Riese” – dodaje Szpakowski.

 

„Riese” to gigantyczny kompleks podziemnych pomieszczeń i korytarzy znajdujący się w Górach Sowich na Dolnym Śląsku. Jego łączną powierzchnię szacuje się na 200 ha. Niemcy rozpoczęli jego budowę w roku 1943 i kontynuowali aż do ostatnich dni drugiej wojny światowej. Kompleks Włodarz to jedna z części projektu, znajdująca się w masywie góry Włodarz.

 

- Wewnątrz znalezionych pomieszczeń mogą znajdować się urządzenia techniczne, uzbrojenie, a także infrastruktura typowa dla schronów. Należy pamiętać, że Riese miało stanowić schron atomowy dla Hitlera i kilkudziesięciu tysięcy „wybrańców”, miało to być swoiste podziemne miasto wodza III Rzeszy;. Mamy zatem nadzieję, że znajdziemy tam wszystko, co mogłoby być potrzebne im do przetrwania. Przykładowo myślimy o turbinach, które miały zaopatrywać kompleks w prąd – tłumaczy Krzysztof Szpakowski.

 

- O znalezisku poinformowaliśmy już Generalnego Konserwatora Zabytków, Wojewodę Dolnośląskiego, Ministerstwo Skarbu, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a także Premier Ewę Kopacz. Od władz centralnych oczekujemy jedynie wsparcia w działaniach związanych ze znaleziskiem – mówi Krzysztof Kwiatkowski, wicestarosta wałbrzyski.





#36

Zaciekawiony.
  • Postów: 8137
  • Tematów: 85
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 4
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Wygląda na to, że szum wokół pociągu zrobi jedną dobrą rzecz - wiele doniesień o skarbach, tunelach i komorach zostanie przynajmniej wstępnie zweryfikowanych, a legend i nadzwyczajnych pogłosek jest w tym temacie bardzo dużo. I dobrze by było je wreszcie posprawdzać.


  • 0



#37

Staniq.

    In principio erat Verbum.

  • Postów: 6631
  • Tematów: 766
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 28
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Niemiecki urzędnik ukrywał bezcenne dzieła. Czy znamy już wszystkie skrytki?

 

W 1942 r. Niemcy zdecydowali o ukryciu najcenniejszych dóbr kultury przed wrogiem. Zadanie skatalogowania wartościowych dzieł i znalezienia dla nich odpowiednich skrytek powierzono dolnośląskiemu konserwatorowi zabytków Güntherowi Grundmannowi. Tuż po wojnie, we Wrocławiu znaleziono jego zapiski, które pozwoliły na sporządzenie listy wspomnianych skrytek. Lista Grundmanna jest od wielu dziesiątek lat tematem licznych dyskusji, opracowań i poszukiwań. Wielu znawców tematu uważa jednak, że wiemy tylko o części kryjówek, w których zdeponowano cenne dzieła.

 

wiki_bundesarchiv_625.jpeg

fot. Wikimedia Commons / Bundesarchiv

 

Günther Grundmann większość swojego życia do 1945 r. spędził na Dolnym Śląsku. Urodził się w 1892 r. w Jeleniej Górze (wówczas Hirschberg im Riesengebirge). W 1916 r. obronił doktorat na uczelni w Strasburgu – jego domeną była historia sztuki, w szczególności sztuki Śląska. W 1918 r. trafił jako nauczyciel do szkoły snycerskiej w Bad Warmbrunn, czyli obecnych Cieplicach. Od 1932 r. piastował posadę prowincjonalnego konserwatora zabytków sztuki na Dolnym Śląsku, a trzy lata później rozpoczął wykłady na wrocławskich uczelniach – Uniwersytecie oraz w Wyższej Szkole Technicznej.

 

Słynna „lista Grundmanna” ściśle wiąże się z zajmowanym przez niego stanowiskiem konserwatora zabytków na Dolnym Śląsku. Warto wiedzieć, że Grundmann był człowiekiem świetnie zorientowanym w zasobach dzieł sztuki w regionie i ich rozmieszczeniu, znał także bardzo dobrze ich wartość. Z racji zajmowanego urzędu w 1942 r. przydzielono mu niezwykle ważną misję – uchronić dobra kultury przed wrogiem, a w szczególności Armią Czerwoną.

 

Dzieła znajdujące się w 1942 r. na Dolnym Śląsku podzielono na trzy kategorie: zbiorów państwowych, dzieł pochodzących z kościołów i obiektów sakralnych oraz kolekcji prywatnych. Ich skatalogowanie i ukrycie Niemcy powierzyli właśnie Grudmannowi. Będąc konserwatorem zabytków znał wielu miłośników dzieł sztuki, co pozwoliło mu na rozesłanie jeszcze w 1942 r. 250 listów z prośbami o dokonanie spisu cennych zbiorów należących do owych dolnośląskich kolekcjonerów. W efekcie otrzymał ponad 160 odpowiedzi, w których łącznie zgłoszono ok. 550 obrazów, 90 rzeźb, ponad 370 sztuk mebli oraz tysiące grafik i sztuk rzemiosła artystycznego.

 

Często kryjówkami, gdzie Grundmann zdecydował się umieścić skarby Dolnego Śląska, były liczne w tym regionie zamki – ich zakamarki pozwalały na skuteczne ukrycie obrazów, grafik lub rzeźb. Dzieła trafiały również do skrytek w zabudowaniach kościelnych – plebaniach, kryptach. Znane z listy Grudmanna skrytki znajdują się wyłącznie na terenie obecnych województw dolnośląskiego i opolskiego. Wybór lokalizacji mógł pochodzić z przeświadczenia, że po zakończeniu działań wojennych, bez względu na ich rezultat, Niemcy powrócą na Dolny Śląsk. Dobrze wiemy, że tak się nie stało.

 

W pierwszych latach wojny, niemiecka metoda ukrywania ruchomych dóbr kultury nakazywała przeniesienie ich do piwnic lub innych podziemnych kondygnacji budynku, w którym się znajdowały. Zmodyfikowano ją na wywózkę dzieł do skrytek oddalonych od miast i celów strategicznych dla przeciwnika. Specjaliści twierdzą bowiem, że Grundmann nie tyle zabezpieczyć miał owe dobra kultury przed rabunkiem, co przed ich zniszczeniem z powodu nalotów bombowych lub ostrzału artyleryjskiego.

 

Wspomniane było, że na liście skrytek znaczną część stanowią zamki – ich właściciele nie mieli jednak konkretnych instrukcji, co robić z ukrytymi dziełami w przypadku wkroczenia wrogich wojsk. Wiadomo natomiast, że z biegiem miesięcy nie brakowało chętnych, którzy zgłaszali się do Grundmanna z propozycją utworzenia skrytki w podziemiach ich budynków. Konserwator z własnej kieszeni pokrywał specjalne wyposażenie podziemnych pomieszczeń na potrzeby umieszczenia tam dzieł sztuki.

 

Szacuje się, że w latach 1942-1945 na Dolnym Śląsku przeprowadzono ponad 200 transportów dzieł sztuki do zaaranżowanych skrytek. Ich lokalizację zdradza właśnie słynna lista Grundmanna. W ruinach budynku przy Gartenstrasse 74 (dziś Piłsudskiego), w którym mieścił się urząd konserwatora zabytków, znalezione zostały w 1945 r. zaszyfrowane dokumenty. Ich rozkodowaniem zajął się polski historyk sztuki Józef Gębczak, który w maju 1945 r. został skierowany do Wrocławia na polecenie prof. Stanisława Lorentza, ówczesnego dyrektora Naczelnej Dyrekcji Muzeów i Ochrony Zabytków.

 

Lista utworzona na podstawie dokumentów zawierała wykaz 80 lokalizacji na terenie Dolnego Śląska i Opolszczyzny wraz z wypisem dóbr tam ukrytych. Ostatni wpis został wykonany 21 czerwca 1944 r. Niezwłocznie po jej rozszyfrowaniu we wskazane w niej miejsca udała się komisja rewindykacyjna pod kierownictwem Witolda Kieszkowskiego. Kieszkowski w późniejszym raporcie zanotował, że „ani jedna ze znanych mi składnic nie zachowała się w stanie nietkniętym. Wszystkie w mniejszym lub większym stopniu uległy plądrowaniu, zapewne jeszcze w czasie działań wojennych”.

 

W praktyce okazywało się, że oprócz kolekcji wyszczególnionych w liście, w składnicach znajdowano inne dzieła, nierzadko też te zrabowane z terenów Polski czy Związku Radzieckiego, które prawdopodobnie pochodziły z transportów kierowanych w głąb Rzeszy, a zatrzymywanych właśnie na Dolnym Śląsku. Przykładem może być odkrycie dokonane w sierpniu 1945 r. w Bibliotece Schaffgotschów w Cieplicach koło Jeleniej Góry – znajdowało się tam bowiem 19 skrzyń z polskimi dobrami kultury pochodzącymi z Katedry Wawelskiej, Wilanowa, Łazienek Królewskich, krakowskiego Muzeum Narodowego czy Muzeum Czartoryskich. Kolejne składnice, w których odnajdowane polskie dobra, znajdowały się m.in. w Przesiece koło Jeleniej Góry czy Morawie niedaleko Świdnicy.

 

Warto zwrócić uwagę także na kilka innych skrytek, w których zabezpieczono dzieła pochodzące głównie z kolekcji wrocławskich. Do takich zaliczyć należy na pewno te w Kamieńcu Ząbkowickim, gdzie trafiły zbiory z wrocławskiego Muzeum Sztuk Pięknych (Museum der bildenden Künste) oraz Biblioteki Uniwersyteckiej, w Henrykowie – gdzie skierowano zabytki z wrocławskiego muzeum diecezjalnego i Kapituły Katedralnej, oraz w Nowym Kościele czy Mietkowie.

 

Lista Grundmanna jest niemal obowiązkową lekturą dla wszystkich poszukiwaczy tajemnic i skarbów. Wielu znawców tematu twierdzi, że lista Grundmanna opracowana przez Gębczaka jest niepełna i nie zawiera opisu wszystkich skrytek znajdujących się na terenie Dolnego Śląska. Szacuje się, że składnic, które nie znalazły się na liście może być około setki, a Grundmann mógł ich wykaz uzupełniać do początku 1945 r. Na razie jednak na ślad kolejnych części listy Grudmanna nie natrafiono.

 

Sama działalność Grundmanna przez historyków i pasjonatów historii i historii sztuki oceniana jest dwojako. Z jednej strony bowiem starał się on ochronić przed zniszczeniem wiele bezcennych dzieł sztuki i zdaniem części historyków nie można mówić tutaj o ukrywaniu dóbr kultury przez Grundmanna, a ich zabezpieczaniu. Z drugiej jednak strony zarzuca mu się, że „przykładał rękę” do wywożenia w głąb Rzeszy dzieł zrabowanych przez Niemców na terenach okupowanych.

 

link: http://wiadomosci.wp...l?ticaid=115922





#38

Staniq.

    In principio erat Verbum.

  • Postów: 6631
  • Tematów: 766
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 28
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Nie tylko ''złoty pociąg'', czyli na tropie depozytu ukrytego w Górach Sowich.

 

Riese, czyli Olbrzym

 

jpeg_35676_do__podmiany.jpeg.jpg

Czy tak chowano depozyty w Górach Sowich?/fot. Wydawnictwo Technol

 

Pod koniec II wojny światowej w leżących na Dolnym Śląsku Górach Sowich powstała sieć podziemnych obiektów. Budowano je w ramach projektu "Riese" (Olbrzym). Począwszy od 1946 roku, dziennikarze, badacze i eksploratorzy prześcigali się w opisywaniu kolejnych zagadek związanych z ich historią. Była więc mowa o wciąż nieodkrytych fragmentach sztolni czy wręcz całych zamaskowanych przez Niemców podziemnych kompleksach. Dyskutowano o domniemanym przeznaczeniu drążonych potajemnie podziemi. Rozprawiano też o zagadkowych transportach, które pod sam koniec wojny widywano w rejonie Gór Sowich, i o tym, co na niemieckich ciężarówkach mogło być przewożone.

 

W początkowym etapie mojego zainteresowania zagadką "Riese" kwestia ukrywanych tam podczas wojny skarbów zupełnie mnie nie interesowała. Historie o bursztynowej komnacie, "złotym pociągu", "szczelinie jeleniogórskiej" czy "złocie Wrocławia" wydawały mi się bowiem mniej ciekawe od zagadek dotyczących niemieckiej Wunderwaffe. Tak było do pewnego czasu...

 

Ukryty ładunek

 

jpeg_35670_2.jpeg.jpg

Zalane wodą wejście do sztolni nr 3, stan na lipiec 2007 roku/fot. Bartosz Rdułtowski

 

W styczniu 2007 roku intensywnie zbierałem materiały do mojej pierwszej książki o "Riese" pt. "Podziemne tajemnice Gór Sowich". Wówczas udało mi się skontaktować z dwójką eksploratorów: Mariuszem Mirosławem z Jedliny-Zdroju i jego kolegą Tomaszem Witkowskim ze Świdnicy. Nasze dyskusje sprawiły, że obaj eksploratorzy zaczęli na nowo przeżywać emocje, których doświadczyli podczas badań sowiogórskich sztolni. To właśnie jedno z takich wspomnień nakierowało naszą rozmowę na historię, która od razu mnie zaintrygowała. 

 

- Być może w prasie pojawiły się jakieś krótkie i lakoniczne opisy, ale całości historii nikt nigdy nie opublikował - zaczął Mariusz Mirosław. - A szkoda, bo jest tego warta. Jeżeli mówią ci coś opowieści o konwojach niemieckich ciężarówek z zagadkowymi ładunkami podążających pod koniec wojny w Góry Sowie, to zdarzenie, o którym ci opowiem, dotyczy właśnie takiej sprawy: dostarczonego w Góry Sowie i ukrytego tam transportu. A my na dziewięćdziesiąt procent wiemy, gdzie ów ładunek wciąż się znajduje. Kilka lat temu poznaliśmy byłego oficera Wojska Polskiego.

 

''Historia niemal żywcem wyjęta z filmu szpiegowskiego''

 

jpeg_35670_3.jpeg.jpg

Obetonowane wejście do sztolni nr 3, stan na sierpień 2015 roku/fot. Bartosz Rdułtowski

 

- To on wtajemniczył nas w tę historię. Zaraz po wojnie facet współpracował z pewnym niemieckim inżynierem, który wcześniej był kierownikiem robót w jednej ze sztolni w Górach Sowich. Pewnego dnia tenże Niemiec stał się bezpośrednim świadkiem ukrywania ładunku przywiezionego pod sztolnię przez trzy ciężarowe ople. Oczywiście ukrywania w tej sztolni.

 

- Po wojnie Niemiec wszedł w układ ze wspomnianym wojskowym i razem podjęli próbę dotarcia do tego "depozytu". Tyle mogę ci powiedzieć dzisiaj. Jak koledzy się zgodzą, zdradzę wszystkie znane nam szczegóły. Ale nie ukrywam, że byłoby najlepiej, gdybyś do nas przyjechał. Pewnych informacji dobrze wysłuchać w terenie. Gdy będziesz patrzył na miejsce, o którym opowiadam, poczujesz prawdziwy klimat tych wydarzeń.

 

Przyjaźń na budowie

 

jpeg_35670_4.jpeg.jpg

Sztolnia nr 3 widoczna po pokonaniu zawału, sierpień 2013 roku/fot. Bartosz Rdułtowski

 

Do dziś nie wiem, czemu streszczona przez Mariusza opowieść o ukrytym transporcie tak bardzo mnie zainteresowała. Być może powodem było to, że pierwszy raz czułem się wtajemniczony w skarbową historię, o której - jak sądziłem - wiedzieli tylko wybrani. Czy tak właśnie działa mechanizm wciągający dziesiątki osób w poszukiwanie skarbów? Kto wie. 

 

W każdym razie kilka miesięcy później spotkałem się z Mariuszem i Tomkiem w Górach Sowich. Kiedy dotarliśmy na ogromną platformę na Gontowej, moim oczom ukazał się ciemny otwór ziejący mrokiem z wnętrza góry. Wyczuwając chyba, że moment jest ku temu odpowiedni, Tomek i Mariusz rozpoczęli relacjonowanie historii, którą poznali od byłego oficera Wojska Polskiego. A była to historia niemal żywcem wyjęta z filmu szpiegowskiego. Nawet do głowy mi wówczas nie przyszło, że kilka lat później historię tegoż żołnierza będę poznawał ze zgoła innego źródła - z setek stron tajnych przez wiele lat dokumentów, w tym z akt z pieczęciami "rok 1946"! Nieświadom tego, że właśnie rozpoczyna się jedno z moich najciekawszych i najdłuższych śledztw, stałem niczym zahipnotyzowany przed ciemnym otworem "trójki". Tymczasem Mariusz i Tomek zaczęli opowiadać...

 

Zaczęło się od papierosa

 

jpeg_35670_5.jpeg.jpg

Prace wewnątrz sztolni nr 3 na Gontowej. Łukasz Orlicki (po lewej), Bartosz Rdułtowski (po prawej)/fot. Andrzej Klimas]

 

- Wspomniany przez nas oficer Wojska Polskiego nazywał się Grabowski. To był jeden z pierwszych polskich "osiedleńców" na tych terenach. W tamtych latach był młokosem. Ponieważ przybył tu razem z armią - służył w Ludowym Wojsku Polskim - to już tu został. Przed zwierzchnikami zataił tylko swoją przygodę z AK. Historię ukrytego depozytu Grabowski poznał zaś od niejakiego Moschnera, austriackiego inżyniera, który służył w niemieckiej armii. Obaj - Grabowski i Moschner - byli w podobnym wieku. Ich znajomość zaczęła się podczas prac budowlanych przy moście w Ludwikowicach Kłodzkich. Grabowski był w randze porucznika. To było dość dziwne, bo on był wtedy szczylem. Ale pewnie były to takie czasy, kiedy można było szybko awansować. Po wojnie Grabowskiego zostawiono tu z zadaniem stworzenia polskiej placówki wojskowej. Jak nam opowiadał, czasy były paskudne - a tu nie było praktycznie niczego.

 

Grabowski dostał zadanie postawienia mostu w rejonie Ludwikowic Kłodzkich - takiego wysokiego wiaduktu. Do dyspozycji otrzymał niemieckich robotników, w tym pewnego inżyniera. Był nim właśnie Moschner. Grabowski palił papierosy jak komin Batorego. Pewnego dnia Moschner powiedział do niego: "Teraz nie obowiązuje mnie już rozkaz i mogę ruszyć żelazną porcję fajek". Następnie poczęstował go swoim papierosem.

 

''Chodź, coś ci pokażę''

 

jpeg_35670_6.jpeg.jpg

Prace naziemne. Bartosz Rdułtowski z odnalezioną kotwą górniczą/fot. Andrzej Klimas

 

Między Polakiem i Niemcem zaczęło się budować wzajemne zaufanie. Grabowski był wykształconym człowiekiem, ale nie był inżynierem, który mógłby zaprojektować most. Most w Ludwikowicach zaprojektował więc Moschner. Z budową musieli się spieszyć, bo rozkaz mówił, że most ma być postawiony błyskawicznie, aby jak najszybciej mogły po nim jeździć pociągi. Podczas tej wspólnej pracy - a budowa trwała przecież dłużej niż tydzień - Grabowski i Moschner zaprzyjaźnili się. Jeden młody i inteligentny, drugi młody i inteligentny; ten oficer Wehrmachtu, a ten oficer Wojska Polskiego. Na dodatek obaj nie brali udziału w akcjach bojowych, nie strzelali z karabinu do wroga. 

 

Mimo bardzo świeżej pamięci II wojny światowej, w której stali po przeciwnych stronach "barykady", młodzieńcy znaleźli wspólny język. Poza tym w trakcie prac przy budowie mostu Moschner stał się prawą ręką Grabowskiego, jego zaufanym człowiekiem. A że Grabowski był równym facetem - nad niemieckimi pracownikami się nie znęcał, traktował ich sprawiedliwie i zawsze wynagradzał wykonaną pracę, a jedzenia też nie żałował - Moschner miał dodatkową motywację, aby mu zaufać. Pewnego dnia Moschner zagaił do Grabowskiego: "Posłuchaj, coś ci pokażę. W czasie wojny pracowałem w Górach Sowich jako inżynier. Nadzorowałem drążenie sztolni w pewnym zboczu. Jak chcesz, to cię do niej zaprowadzę. To jest wyjątkowa sztolnia. Ma swoją tajemnicę".

 

Ładunek do podziału

 

jpeg_35670_7.jpeg.jpg

Bartosz Rdułtowski wewnątrz sztolni Hellmuth - jednego z wielu górniczych obiektów znajdujących się w rejonie Gontowej/fot. Bartosz Rdułtowski

 

Nieraz się zastanawialiśmy, co mogło zainspirować Moschnera do wyjawienia Grabowskiemu tej historii. On chyba widział, co się dzieje w tym kraju, i zdawał sobie sprawę, że trzeba będzie stąd jak najszybciej pryskać. A do tego trzeba się było jakoś ustawić - mieć odpowiednie fundusze. W każdym razie Moschner opowiedział Grabowskiemu następujące zdarzenie z czasów wojny. Pewnego razu w okolice sztolni, której budową kierował, przyjechały ciężarówki. Najpierw wszystkich pracujących w podziemiach skierowano do tyłu - kazano się im wycofać z tego terenu.

 

Potem Moschner dostał rozkaz wycofania pozostałych ludzi. Na miejscu mogła pozostać jedynie ekipa przybyła z transportem. Następnie ciężarówki podjechały pod samą sztolnię, a ich ochrona zaczęła je rozładowywać. Przywieziony "bagaż" był wnoszony i ukrywany w jakimś bocznym odcinku (odnodze) głównego chodnika. Kiedy ładunek został ukryty, dowodzący konwojem rozkazał, aby ludzie wrócili do pracy i nie interesowali się tym bocznym odcinkiem, w którym oni pozostawili ładunek. Grabowski wysłuchał opowieści Moschnera. Zainteresowała go. Cały czas miał do dyspozycji zatrudnionych przez siebie Niemców, którzy pracowali przy budowie mostu. Tymczasem Moschner wyszedł niespodziewanie z konkretną propozycją: "Posłuchaj, pokażę ci dokładnie, gdzie jest ta sztolnia. Może razem coś wymyślimy. Moglibyśmy dotrzeć do tego ładunku i jakoś się nim podzielić". I tak też się stało.

 

Odstrzelony wlot do sztolni

 

jpeg_35676_8.jpeg.jpg

Bartosz Rdułtowski (po lewej) i Łukasz Orlicki (po prawej) podczas badań w sztolni nr 3 na Gontowej/fot. Andrzej Klimas

 

Moschner zaprowadził Grabowskiego do sztolni i wskazał miejsce, gdzie wewnątrz znajdował się zawał. Powstał on po odstrzeleniu bocznej odnogi sztolni z ukrytym wewnątrz ładunkiem. Grabowski nie wahał się długo. Wiedział, co należy zrobić. Miał ludzi, więc było bez znaczenia, czy wszyscy będą pracować na wcześniejszej budowie, czy też część zajmie się nowym zadaniem. Odkomenderowani do pracy przy zasypanej sztolni Niemcy zaczęli powoli odgarniać zawał. Prace postępowały typowo górniczą techniką - odkopywanie fragmentu zawału, usuwanie urobku i szalowanie odsłoniętego odcinka. Ponieważ materiału budowlanego było w okolicy sporo, a i ścięcie jakiegoś drzewa na stemple nie stanowiło problemu, to nikogo nie trzeba było o nic prosić. Pozornie praca mogła być zatem prowadzona bez zbytniego rozgłosu.

 

Robota systematycznie posuwała się naprzód, choć Niemcy pracowali bardzo wolno, starając się robić wszystko z niemiecką dokładnością. Aż pewnego dnia - Grabowski powtarzał nam to wielokrotnie - pod świeżo odsłoniętym zawałem ukazała się warstwa koców. Ich widok zaskoczył Grabowskiego. Kiedy wspominał nam tę historię, ciągle do tego wracał. Wciąż powtarzał pod nosem: "Ale po co koce? Na co one tam były?". Powolna praca Niemców sprawiła, że Grabowskiemu zaczęły się kończyć kartki. A te stanowiły coś w rodzaju jego funduszy, którymi płacił Niemcom za pracę. Ale nie był to jeszcze najgorszy problem.

 

Mozolne śledztwo

 

jpeg_35676_9.jpeg.jpg

Bartosz Rdułtowski przed sztolnią nr 3 na Gontowej w marcu 2011 roku/fot. Andrzej Klimas

 

Pewnego dnia Grabowski dostał bowiem cynk, że w Nowej Rudzie toczy się już śledztwo w sprawie Niemców, którzy wraz z nim biorą udział w tajemniczych poszukiwaniach w jakieś sztolni. Pierwsze, co usłyszał Grabowski, to że Urząd Bezpieczeństwa ma namiar na Moschnera i chce go "zwinąć". Grabowski błyskawicznie go o tym poinformował, mówiąc: "Posłuchaj. Urząd Bezpieczeństwa jest zainteresowany twoją osobą. W twojej sprawie toczy się już śledztwo. Jak cię dorwą, to po tobie! Musisz uciekać, i to szybko!". Grabowski wyposażył Moschnera w rzeczy na drogę i ułatwił mu ucieczkę do Niemiec. Więcej mieli się już nie zobaczyć.

 

Wiele lat później Grabowski otrzymał z Niemiec list, w którym Moschner informował, że żyje, i dziękował za pomoc w ucieczce. Kolejny list Grabowski dostał od kogoś z jego rodziny. Donosił on o śmierci Moschnera. Tymczasem jakiś czas po ucieczce Moschnera Urząd Bezpieczeństwa zainteresował się również Grabowskim. W toku śledztwa wyszło na jaw, że w czasie wojny służył w AK. To wystarczyło. Grabowski został zamknięty i otrzymał wyrok śmierci. Oczekiwał na jego wykonanie w więzieniu w Kłodzku. Trwało to ponad trzy lata. W tym czasie był systematycznie katowany do nieprzytomności. Najczęściej ubowcy bili go pałkami po plecach i po głowie tak długo, aż zemdlał. Jak nam opowiadał, było mu już wszystko jedno - czy przeżyje, czy umrze. Wolał nawet, żeby go w końcu zatłukli na śmierć. Ale przeżył.

 

Niemiecka dokładność

 

jpeg_35670_okladka.jpeg.jpg

wyd. Technol

 

Mało tego, prawdopodobnie dzięki amnestii jego wyrok został anulowany i wyszedł na wolność. Po wyjściu wrócił na swoje dawne miejsce, chyba do Bartnicy. Wspomnienia o tajemniczej sztolni i ukrytym w niej przez Niemców ładunku nie dawały mu spokoju. W końcu postanowił sprawdzić, co słychać w jego podziemiach. Miał jednak problemy z trafieniem w to miejsce i nie dotarł do niego za pierwszym razem. Ostatecznie odnalazł "swoją" sztolnię. Na miejscu zobaczył, że jej wlot jest odstrzelony. Domyślił się, że to robota Urzędu Bezpieczeństwa. Z tą chwilą temat sztolni stał się dla niego zamknięty.

 

Grabowski zaczął sobie układać nowe życie. Nie miał wątpliwości, że kiedy kilka lat wcześniej Moschner uciekł do Niemiec, a on został zamknięty, pracownicy Urzędu Bezpieczeństwa dopadli resztę zatrudnianych przy sztolni Niemców i poddali ich wyczerpującemu przesłuchaniu. Ktoś musiał pęknąć i wieść o ich potajemnych próbach dotarcia do sztolni przestała być dla Urzędu Bezpieczeństwa tajemnicą. Czy podjęto próbę dotarcia do zakopanego podczas wojny ładunku, czy go znaleziono - tego Grabowski nie wiedział. W każdym razie Urząd Bezpieczeństwa postanowił sztolnię "zabezpieczyć", a to najprościej było osiągnąć, odstrzeliwując jej wlot.

 

Zaginiony konwój

 

jpeg_35676_10.jpeg.jpg

Bartosz Rdułtowski (po lewej) i Krzysztof Krzyżanowski (po prawej) podczas badań na terenie na terenie Gontowej w kwietniu 2015 roku/fot. Andrzej Klimas

 

Cała sprawa dalszych poszukiwań "skarbu", czymkolwiek on był, stała się niemożliwa do kontynuowania. Grabowski nie miał już władzy i możliwości, którymi dysponował przed laty. Na tym historia się praktycznie skończyła. My pojawiliśmy się u Grabowskiego kilkadziesiąt lat później. Opowiedziana mi w 2007 roku przez Tomasza Witkowskiego i Mariusza Mirosława historia zaowocowała wieloletnim śledztwem. Jego pierwsze efekty opisałem rok później w jednej z moich książek. Jednak najciekawsze fakty udało mi się zdobyć dopiero w ciągu minionych dwóch lat, kiedy to śledztwo w sprawie depozytu ukrytego na Gontowej prowadziłem już razem z Łukaszem Orlickim z magazynu "Odkrywca", twórcą i szefem GEMO.

 

Nie ukrywam, że śledztwo to było bardzo skomplikowane i mozolne. Nasze zmagania z zagadką Gontowej można podzielić na cztery części. Pierwszą stanowiły badania eksploracyjno-terenowe. Realizowaliśmy je zarówno na ziemi jak i pod ziemią - zasadniczo na obszarze Gontowej. Niezwykle pomocna, wręcz trudna do przecenienia, była dla nas możliwość ostatecznego wejścia do sztolni numer trzy na Gontowej. Wszystko za sprawą firmy Margo oraz właściciela magazynu "Odkrywca", którzy wspólnie sfinansowali bardzo kosztowne prace górnicze. Ich efektem było pokonanie zawałów, jakie powstały, gdy kilka lat po wojnie nieznani sprawcy wysadzili wejście do sztolni. Będąc już wewnątrz "trójki" mogliśmy się naocznie przekonać, czy komendant Bohdan Grabowski faktycznie szukał tam depozytu...

 

Namierzony przez UB

 

(...)

 

Osobną część śledztwa stanowiła kwerenda w archiwach w tym np. w IPN-ie i Archiwum Straży Granicznej. Istotną okazała się też kwerenda prasowa. Dzięki wielu dniom spędzonym w kilku bibliotekach dotarłem do szeregu artykułów prasowych, które historię Grabowskiego opisywały jeszcze na początku lat 90. Co ciekawe, brzmiała ona w nich nieco inaczej, niż w relacjach eksploratorów. Niezwykle ważnym fragmentem naszego dochodzenia była też praca w terenie polegająca na poszukiwaniu świadków, którzy mogliby do zagadki wnieść nowe fakty. Tu szczęście nam również dopisało!

 

Wiele informacji zdobytych podczas kilku lat badań zagadki Gontowej było dla nas przełomowych. Największe zaskoczenie przeżyliśmy jednak przeglądając ponad 600 stron pewnej teczki z IPN-u. Wynikało z niej bowiem niezbicie, że tuż po wojnie w rejonie Gontowej faktycznie doszło do bezprecedensowych wydarzeń! Między innymi o tym opowiada nasza książka "Zaginiony konwój do Riese. Na tropie depozytu ukrytego w podziemiach Gór Sowich".

Bartosz Rdułtowski

 

Fragment publikujemy dzięki uprzejmości autora i wydawnictwaTechnol.

link: http://ksiazki.wp.pl...ch,galeria.html





#39

Staniq.

    In principio erat Verbum.

  • Postów: 6631
  • Tematów: 766
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 28
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Tajemniczy tunel w Górach Kamiennych. Kolejne znalezisko na Dolnym Śląsku

 

Kolejne znalezisko na Dolnym Śląsku. Gmina Mieroszów skierowała do Starostwa Powiatowego w Wałbrzychu zawiadomienie o możliwości istnienia tajnego tunelu pod górą Dzikowiec.

W poniedziałek Gmina Mieroszów skierowała na ręce Starosty Wałbrzyskiego oficjalne zawiadomienie o możliwości istnienia tajnego tunelu prowadzącego pod górę Dzikowiec. To trzecie w ostatnim okresie znalezisko na terenie powiatu wałbrzyskiego – po „złotym pociągu” oraz nieznanych dotąd fragmentach kompleksu „Riese” w Górach Sowich.

 

 

fb_gmina_mieroszow_tunel_625.jpeg

Facebook / Gmina Mieroszów

 

Czego dokładnie dotyczy najnowsze znalezisko? „Do obiektów zainteresowań dołączył ostatnio tunel kolejowy w Unisławiu Śląskim o długości 262 metrów, wydrążony pod wzgórzem Podlesie (603 m n.p.m.) w latach 1875-1877. Z przekazów historycznych wynika, że w tunelu istniała zwrotnica kolejowa, która miała kierować składy pociągów pod górę Dzikowiec (836 m n.p.m.), oddaloną od tunelu o ok. 1 km” – czytamy w komunikacie umieszczonym przez Gminę Mieroszów na Facebooku.

 

Przedstawiciele gminy informują o wzmożonym zainteresowaniu obiektem ze strony eksploratorów. Podczas dokonanych oględzin orzeczono, że w tunelu jest miejsce, gdzie mógł istnieć wjazd do tunelu prowadzącego w kierunku Dzikowca. Zaobserwowano tam również ślady po dokonaniu nielegalnych odwiertów, o czym gmina powiadomiła Straż Ochrony Kolei.

 

„ W zaistniałej sytuacji konieczne będzie wykonanie badań geofizycznych. Gmina Mieroszów, w porozumieniu z odpowiednimi instytucjami, jest gotowa do ich przeprowadzenia we własnym zakresie” – dowiadujemy się z komunikatu na Facebooku.

 

Kilka lat temu pojawiły się domniemania, że masyw Dzikowca wiąże się w jakiś sposób z oddalonym o kilkadziesiąt kilometrów kompleksem „Riese”. Tej informacji jednak jak dotąd nie potwierdzono, choć w 2006 r. zajmujący się tą sprawą odkrywcy wskazywali na podobieństwo zakresu prac przy „Riese” i pod Dzikowcem.

 

link: http://wiadomosci.wp...l?ticaid=11595a

 





#40

Zaciekawiony.
  • Postów: 8137
  • Tematów: 85
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 4
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Tymczasem wyszła na jaw pewna medialna pomyłka - słynne zdjęcie georadarowe, przedstawiane jako obraz złotego pociągu, okazało się nie związane ze znaleziskiem:

 

 

Niedawno TVN24 zainteresował się pewną kontrowersją związaną z postem umieszczonym na stronie internetowej Piotra Kopera i Andreasa Richtera, odkrywców domniemanego „złotego pociągu”. Otóż przy opublikowanym tam zdjęciu z georadaru znalazł się znacznik „złoty pociąg” – teraz nie sposób go znaleźć, za to w opisie fotografii umieszczono zdanie: „Badanie NIE przedstawia pociągu”.

- Zdjęcie to przedstawia szyb o głębokości 50 metrów i ma ono niejako prezentować możliwości sprzętu, którym się posługujemy. Zdjęcie jest bardzo dokładne, bowiem wyraźnie widać nawet znajdujące się kilkadziesiąt metrów pod ziemią przegrody tego szybu. W żadnym wypadku nie jest to jednak zdjęcie „złotego pociągu” – mówi Piotr Koper w rozmowie z Wirtualną Polską.

Co w takim razie może znajdować się w przedstawionym na zdjęciu szybie?

- Niewątpliwie może tam się znajdować coś cennego, ale jest to temat naszych następnych badań – odpowiada Koper.

http://wiadomosci.wp...,wiadomosc.html

 

Podejrzewałem coś takiego. Zdjęcie, będące właściwie komputerową grafiką modelowaną na podstawie kilku skanowań, pokazuje obłe obiekty wyglądające jak połączenie kilku wydłużonych dzwonów. Takie właśnie dzwonowate sygnały daje w georadarze dowolna anomalia. Pytanie tylko co takiego właściwie przedstawiono konserwatorowi zabytków, bo na razie wychodzi na to, że odkrywcy robili wszystkich w balona za dowód przedstawiając coś, co pociągu nie dotyczy.


  • 0



#41

Kronikarz Przedwiecznych.

    Ten znienawidzony

  • Postów: 2247
  • Tematów: 272
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 8
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Odkrywcy pokazali zdjęcie złotego pociągu

 

Miesiąc i 2 mln zł - tyle potrzeba zdaniem Andreasa Richtera i Piotra Kopra, odkrywców złotego pociagu, aby wydobyć skład spod zwałów ziemi, w których ukryli go Niemcy pod koniec II Wojny Światowej na 65. kilometrze torów pod Wałbrzychem. Odkrywcy złotego pociągu Andreas Richter i Piotr Koper zorganizowali w piątek konferencję prasową. Mężczyźni przedstawili dowód na istnienie tajemniczego skarbu nazistów. Zaprezentowali zdjęcie z georadaru prezentujące legendarny pojazd.
Złoty pociąg znajduje się 8 metrów pod ziemią na 65. km trasy między stacjami Świebodzice a Szczawienko pod Wałbrzychem. Według spekulacji mógł on przewozić m.in. wrocławskie złoto, cywilne depozyty czy kosztowności.  Zarys jednego z wagonów odkrywcy pokazali na biało - czarnej odbitce. – Widać wyraźnie na nim między innymi klapy, które chornią żołnierza przed ostrzałem. To jest pociąg pancerny lub pociąg, który wiózł działo przeciwlotnicze – wyjaśniał Piotr Koper, pokazując zdjęcie. – Takiego kształtu nie stworzyła ziemia sama z siebie – zaznacza. – Poszczególne wagony mają różny kształt. Widać też jakby coś na nich poukładano – uzupełnia Andreas Richter.

Jak sam przyznał, sam na początku podchodził do sprawy złotego pociągu z dużym dystansem. – Myślałem, że to bajka, ale jak posłuchałem świadków, jak przeprowadziliśmy badania georadarem, to stał się on realny – mówi Piotr Koper.
I ma pretensie do władz, wraz z Krzysztofem Szpakowskim, który zgłosił odkrycie podziemnych hal w obrębie kompleksu Włodarz (element projektu Riese), że są traktowani jak przestępcy. Cała trójka znalazców jest przekonana, że działała legalnie. Bronią ich prawnicy, którzy twierdzą, że swoimi badaniami nie wyrządzili żadnych szkód, dlatego ciężko jest ich o cokolwiek oskarżać.

Piotr Koper i Andreas Richter domagają się 10 proc. znaleźnego. Ma on być obliczony przez... londyńską giełdę, która zajmuje się wycenianiem przedmiotów. Tym razem będą mieli niezły orzech do zgryzienia, gdyż jeszcze nikt w przeszłości nie wyceniał złotego pociągu. Znaczną część pieniędzy chcą przeznaczyć na stworzenie muzeum ich znaleziska, które miałoby powstać dokładnie tam, gdzie teraz stoi, a więc przy 65. km trasy między Wałbrzychem a Świebodzicami. – Nie ma sensu przewozić go do Warszawy czy nawet do Starej Kopalni w Wałbrzychu. To jest historia tego miejsca i tu powinien on zostać – mówi Piotr Koper.

To i inne znaleziska pokazały zdaniem odkrywców, że nikt nie jest przygotowany ujawnienie na tajemnice Gór Sowich. – Słyszeliśmy zarzuty, że zdjęcia z georadaru nie są prawdziwe. A ja chciałbym się zapytać jaki materiał porównawczy do nich mamy. Żaden. To badanie złomu, który ma kilkadziesiąt lat, waży kilkaset ton i na dodatek przeleżał w ziemi. Nikt jeszcze niczego takiego nie wydobywał – mówi Piotr Koper.

 

http://www.fakt.pl/w...uly,574174.html


  • 0



#42

pishor.

    sceptyczny zwolennik

  • Postów: 4740
  • Tematów: 275
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 16
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Fajnie by było, gdyby znaleźli dzieła, które zaginęły w czasie wojny. Przypomnę kilka z nich:

 

Portret Młodzieńca

 

Bezapelacyjnie najbardziej poszukiwanym, a zarazem największym skarbem w zbiorach polskich było arcydzieło słynnego włoskiego malarza doby renesansu - Rafaela Santi. "Portret Młodzieńca" (1514) przed wojną stanowił ozdobę kolekcji Czartoryskich w Krakowie.

Właśnie czytam powieść Miłoszewskiego (no - książkę) na ten temat. "Bezcenny" się to to nazywa i o dziwo, czyta się bardzo dobrze (nie tak jak trylogię o Szackim ale jednak)

Polecam.

Na początku zapachniało mi to Alistairem Macleanem ale obecnie dochodzę do wniosku, że to jednak Łysiak - z tych jego dobrych lat 80-tych.
 


  • 0



#43

Zaciekawiony.
  • Postów: 8137
  • Tematów: 85
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 4
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Kolejne zgłoszenie skarbu w Wałbrzychu - tym razem zgłoszenie wysłała Niemka, mająca informację o podziemnych pomieszczeniach w kilku miejscach na terenie miasta.  Oczywiście też chce 10% znaleźnego jeśli w tych pomieszczeniach będą jakieś cenne przedmioty:

http://www.prw.pl/ar...-tez-znaleznego

 

Wygląda na to że wszystkie legendy o podziemiach w tamtej okolicy zostaną wreszcie sprawdzone.


  • 0



#44

Staniq.

    In principio erat Verbum.

  • Postów: 6631
  • Tematów: 766
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 28
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Kolejne znalezisko na Dolnym Śląsku - podziemia ewangelickiej świątyni

 

Do Starostwa Powiatowego w Polkowicach wpłynęło zgłoszenie dotyczące kolejnego znaleziska na terenie Dolnego Śląska. Tym razem chodzi o podziemia dawnej świątyni ewangelickiej w Jędrzychowie. Zgłaszający roszczą sobie prawa do znaleźnego, które chcą przekazać na cel dobroczynny.

 

fb_lowcy_przygod_jedrzychow_625.jpeg

Facebook / Łowcy Przygód/Mateusz Stanisławczyk

 

Marcin M. Drews oraz Mateusz Stanisławczyk, redaktorzy kanału Łowcy Przygód TV, skierowali do Starosty Polkowickiego pismo, w którym informują o dokonaniu znaleziska związanego z powstałą w XVIII w. na gruzach piastowskiego zamku świątynią ewangelicką w Jędrzychowie.

 

„Zgłaszamy zatem oficjalnie obecność podziemi we wzgórzu, na którym zbudowana jest świątynia. Dowodem ich obecności jest zapadlisko na terenie świątyni przed wejściem do obiektu. Zapadlisko to widoczne jest na planach publikowanych w oficjalnych opracowaniach dotyczących obiektu. Dodatkowym dowodem jest obecność otworu okiennego w murze, który nie jest widoczny z zewnątrz, a wewnątrz przez większą część roku przykryty jest bluszczem” – czytamy w skierowanym do starosty zgłoszeniu.

 

Jak podkreślają zgłaszający, odkrycia tego dokonali już w roku 1989, jednak wówczas nikt tym znaleziskiem nie był zainteresowany. Do tego dochodzi jednak jeszcze jedna kwestia.

 

„Fakt, iż po roku 1989 instytucjonalny właściciel obiektu łamał za wiedzą lokalnych władz i konserwatora zabytków przepis z art. 110 ustawy o ochronie zabytków (mówiący o konsekwencjach dla właściciela lub posiadacza zabytku, który nie zabezpieczył go w należyty sposób przed uszkodzeniem, zniszczeniem, zaginięciem i kradzieżą – przyp. red.), zdecydował, iż żaden urząd nie zainteresował się znaleziskiem, by nie wchodzić w konflikt z właścicielem” – można przeczytać w treści zgłoszenia

 

Zgłaszający wnioskują o natychmiastowy nadzór nad tym miejscem i przeprowadzenie badań georadarowych. Przytaczają opinie świadków oraz znawców historii Dolnego Śląska o tym, że od 1945 nikt nie dostał się do podziemi pod świątynią, a jeszcze w latach 70. XX w. na jej terenie znajdowały się zwłoki żołnierza Wehrmachtu – ma to wiązać się z doniesieniami o ładunku ukrytym przez Niemców w podziemiach.

 

Co mogłoby się tam znajdować? Sami zgłaszający, Marcin Drews i Mateusz Stanisławczyk, przytaczają w dokumencie fragment informacji z jednego z lokalnych mediów, w którym mowa jest o domniemanym ukryciu w podziemiach kościoła ewangelickiego w Jędrzychowie kilkunastu skrzyń w lutym 1945 r. Mogą się w nich znajdować zrabowane dzieła sztuki, broń lub mapy, jednak nie jest to w żaden sposób potwierdzone.

 

„Wnosimy o podjęcie działań zmierzających do profesjonalnego zbadania podziemi. Wszelkie znalezione artefakty powinny znaleźć się w muzeum. Jednocześnie informujemy, iż rościmy sobie prawa do znaleźnego, które w naszym imieniu stosowne władze powinny przekazać na wskazany przez nas cel dobroczynny” – piszą redaktorzy kanału Łowcy Przygód TV.

 

O sprawie kościoła ewangelickiego w Jędrzychowie zrobiło się głośno w ubiegłym roku po filmie przygotowanym przez redakcję Łowców Przygód oraz artykule Marcina M. Drewsa. Opisał proceder profanacji 21 zwłok znajdujących się tamtejszej kaplicy grzebalnej, do którego doszło w latach 90. XX w. Dodatkowo zaznaczył, że obiekt ulega dewastacji poprzez wynoszenie drewnianych elementów jego konstrukcji przez okolicznych mieszkańców. Miały one stanowić materiał opałowy.

 

„W efekcie naszych licznych interwencji w mediach ogólnopolskich dotychczasowy właściciel zabytku zabezpieczył wstępnie obiekt i zrezygnował z prób jego sprzedaży, przekazując go na ręce stowarzyszenia Nowe Kazamaty (…). Brak jakichkolwiek informacji na temat stowarzyszenia, a także fakt, iż nie legitymuje się ono długim stażem działalności, bowiem zarejestrowane zostało w KRS 12 września 2014 r., osiem dni po naszej interwencji w Polskim Radiu Wrocław, każe nam powątpiewać, czy obecny właściciel ma wystarczające doświadczenie w zabezpieczaniu zabytków. Tym bardziej, iż otrzymaliśmy zdjęcia dokumentujące, iż wstępne zabezpieczenie obiektu nie zminimalizowało możliwości bezprawnego wejścia na teren zapadliska i prowadzenia przez nieuprawnionych poszukiwaczy prac niezgodnych z prawem” – czytamy w skierowanym do Starosty Polkowickiego zgłoszeniu.

 

Źródło:wp.wroclaw wp_w_winiety_wroclaw.png

link: http://wiadomosci.wp...l?ticaid=115a45





#45

Morningstar.

    לוציפר

  • Postów: 412
  • Tematów: 25
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Mieszkam kilka km. Od Jedrzychowa. W tym roku zamurowali wejścia wiec do środka niestety już nikt nie wejdzie a szkoda bo bylem widziałem, trumny itd. Zapadlisko jest, i sam ciekaw jestem co może się tam znajdować:)
  • 0




 

Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych