Skocz do zawartości


Zdjęcie

Tu mogą być ukryte skarby!


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
73 odpowiedzi w tym temacie

#1

Staniq.

    In principio erat Verbum.

  • Postów: 6626
  • Tematów: 764
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 28
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Tunel między zamkami w Bobolicach i Mirowie


Polska jest pełna tajemniczych miejsc, z którymi wiążą się opowieści o zaginionych skarbach, zakopanych kosztownościach czy zamurowanych dziełach sztuki. Część z nich opiera się na historycznych faktach, a reszta to tylko fascynujące legendy. Najnowszy Newsweek Historia przedstawia ich 30, natomiast my wybraliśmy dla Was 7 najciekawszych obiektów w Polsce, które rozpalają wyobraźnię poszukiwaczy skarbów.

Jednym z ciekawszych miejsc na Szlaku Orlich Gniazd są położone w odległości 1 km od siebie zamki w Bobolicach i Mirowie. Pierwszy został zbudowany za panowania Kazimierza Wielkiego w drugiej połowie XIV w. i należał do systemu obronnego warowni królewskich, broniących zachodniej granicy państwa od strony Śląska. Istnieje legenda, że z zamkiem w Mirowie, będącym jedną z najstarszych warowni na terenie Jury Krakowsko-Częstochowskiej, łączył go podziemny tunel. Został wykopany przez braci bliźniaków – właścicieli obu majątków, którzy ukryli w nim skarb. Rozumieli się doskonale do momentu, gdy pokłócili się o kobietę – zazdrosny bliźniak zamordował brata, a niewierną kochankę zamurował wraz ze skarbem we wspomnianym tunelu. Kosztowności do dziś nie zostały odnalezione.

Dołączona grafika

Sieniawa


Sieniawa (woj. podkarpackie), miasto w południowej części Kotliny Sandomierskiej, kryje zespół pałacowo-parkowy rodziny Czartoryskich. Został zbudowany w XVIII wieku, następnie znacznie przekształcony i uzyskał późnobarokowy charakter, który można podziwiać do dziś. W przeciwieństwie do innych majątków Czartoryskich, którzy były mecenasami i kolekcjonerami sztuki, nie było tu bogatych zbiorów. Jednak podczas II wojny światowej to właśnie tu ukryto szkatułę królewską ze zbiorem pamiątek władców Polski. Do dziś nie wiadomo, co się stało ze skarbem, po tym jak wpadł w ręce Niemców. Może ukryli go gdzieś na terenie majątku?

Dołączona grafika

Chęciny


Nad miejscowością Chęciny (woj. świętokrzyskie) góruje zamek królewski z przełomu XIII i XIV wieku. Z warownią wiąże się masa legend – w nocy na murach pojawia się Biała Dama, a wspinając się na zamek stromą ścieżką wśród skał można usłyszeć tajemniczy tętent kopyt. Wyobraźnię turystów rozpala także historia skarbu królowej Bony. Podobno opuszczała zamek w Chęcinach w wielkim pośpiechu i pozostawiła w lochach wiele kosztowności. Część z nich miała także utonąć w rzece Nidzie, gdy most załamał się pod ciężarem wozu z królewskim złotem.

Dołączona grafika

Pasłęk


Pasłęk (woj. warmińsko-mazurskie), miasto na północnym skraju Pojezierza Iławskiego, może pochwalić się zamkiem krzyżackim z XIV wieku. Jest to jedno z najważniejszych miejsc w Polsce dla poszukiwaczy skarbów - istnieje duże prawdopodobieństwo, że to właśnie tu ukryto słynną Bursztynową Komnatę. Badania potwierdziły, że w zaminowanej i zamurowanej części piwnic znajdują się duże ilości bursztynu. Do potencjalnej komnaty wciąż jednak nie udało się dotrzeć ze względów finansowych.

Dołączona grafika

Zamek Książ


Zamek Książ to największa tego typu budowla na Dolnym Śląsku, trzecia pod względem wielkości w Polsce i jedna z najpotężniejszych w Europie twierdz. Można tu podziwiać zabytkowe wnętrza, wieżę, tarasy w stylu francuskim, park angielski, hipodrom, krytą ujeżdżalnię koni, ruiny starego zamku oraz pobliską palmiarnię. W podziemiach warowni, znajdującej się na Szlaku Zamków Piastowskich, mogą znajdować się liczne skarby. Mówi się m.in. o ukrytym tam depozycie z Monte Cassino, a także o Archiwum Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy.

Dołączona grafika

Smoleń


W Smoleniu (woj. śląskie) znajdują się ruiny gotyckiego zamku z XIV wieku. Należąca do rodu Pileckich warownia została zniszczona w XVII wieku przez Szwedów – dziś można zobaczyć pozostałości murów obronnych oraz wieży. Z ruinami wiąże się dramatyczna historia – podobno tatarscy jeńcy kopiąc studnię na terenie zamku trafili na skrzynię ze skarbem. Wszyscy, którzy brali udział w odkryciu zostali straceni – wrzucono ich do wykopanej studni, która jest zasypana do dziś. Co stało się ze skarbem – nie wiadomo.

Dołączona grafika

Międzyrzecki Rejon Umocniony


Niesamowitym zabytkiem architektury militarnej jest Międzyrzecki Rejon Umocniony. Jest to potężny, rozciągający się na przestrzeni 100 km system fortyfikacji, którego najważniejszym elementem są podziemne tunele o długości ponad 30 km. W 1945 roku Rosjanie odnaleźli tu skarbiec z wieloma dziełami sztuki. Poszukiwacze skarbów wierzą, że to jeszcze nie wszystko, czym zaskoczy MRU. Turyści mogą dziś zwiedzać system fortyfikacji - dla najodważniejszych istnieje możliwość zorganizowania nawet 8-godzinnej wyprawy w głąb schronów, które prawdopodobnie kryją jeszcze wiele tajemnic.

Dołączona grafika

______________________

To oczywiście nie wszystko. Wiem, że posiadacie dużo więcej wiadomości niż ja i będziecie się chcieli nimi z nami podzielić.


Źródło: wp.pl



#2

Astro1004.
  • Postów: 107
  • Tematów: 2
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

To gdzie i kiedy organizujemy wyprawę :D.
A na poważnie to serio się postaram wybrać do tego pierwszego,bo mam najbliżej.
Dodam od razu,że na skarb raczej nie liczę,ale zawsze jakieś zajęcie.

Użytkownik stas19 edytował ten post 27.07.2012 - 19:37

  • 0

#3

Staniq.

    In principio erat Verbum.

  • Postów: 6626
  • Tematów: 764
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 28
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Gdzie są skarby czerniejewskiego pałacu?
Dołączona grafika

Czerniejewo nie jest tworem enigmatycznym jak większość tzw. „skarbów”, jest miastem o wiekowej historii, już w XIII wieku (najpóźniej1263 r. – „Krótki opis Czerniejewa” - Ks. Jan Bąk – 1905 r.) mieliśmy tutaj kościół parafialny pod wezwaniem św. Idziego - o czym informuje też okazały obelisk z tablicą obok parku gdzie kiedyś stał, a jego następca, sytuowany w tym samym miejscu kościół p.w. Wszystkich Świętych został rozebrany „z powodu braku funduszy” (ks. Jan Bąk) na początku wieku XIX. Oczywiście mamy i obecnie swoją świątynię parafialną – kościół pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela z XVI w. a piękny bo stylowy kościół luterański, który stał na rynku, rozebrano „do podłogi” w latach sześćdziesiątych. Mamy tu oczywiście zespół pałacowy Lipskich z XVIII w. przejęty następnie poprzez mariaże przez Skórzewskich i przez tą rodzinę do końca ich rządów (1939 r.) rozbudowywany i wyposażany.
Dołączona grafika
Jest rzeczą zrozumiałą, że ośrodek o takim znaczeniu i to nie tylko dla okolicznych osad i wsi, musiał gromadzić dobra oraz przedmioty zbytku, tak było bez wątpienia i o tym właśnie coś postaram się powiedzieć.

Wszystko co już napisałem i jeszcze napiszę, jest i będzie prawdą, jedno tylko zastrzeżenie. Nie mogę podać precyzyjnych dat tych zdarzeń, bo aczkolwiek wiele z nich dobrze pamiętam, to kiedy się działy nie myślałem o internecie ani o możliwości publikacji czegokolwiek dzisiaj...

Bezpośrednio po wojnie
w byłym pałacu Skórzewskich urządzono Państwowy Dom Dziecka. Na początku przebywały tu głównie dzieci ofiar z kresów wschodnich, czasowo przechowane w Pieskowej Skale. Ja zacząłem swoją edukację w roku 1955 i jest to o tyle istotne, że wraz z kolegami z Domu Dziecka docierały do szkoły rozmaite artefakty z pałacu. Były to np. wyszperane gdzieś w pałacowych zakamarkach banknoty którymi się wymieniano i dzisiaj tylko się zastanawiam jak to było możliwe w sytuacji, gdy przed wojną pracownicy majątku nie otrzymywali często do ręki pieniędzy, tylko „kartkę do Żyda” - czyli rodzaj bonu do zrealizowania w konkretnym miejscu. Cóż, stare papiery to zwykle nie skarby o jakich marzymy, oczywiście.
Dołączona grafika
Pamiętam jednak jak w drodze wzajemnych zabiegów handlowych wszedłem w posiadanie brązowego medalionu (nie daję głowy, bo minęło już 50 lat) ale był tam o ile pamiętam tekst łaciński oraz zarówno na awersie, jak i rewersie była wycyzelowana sylwetka popiersia jakichś postaci i chyba wiem gdzie on jest dzisiaj, bo wątpię czy go ktoś odnalazł. Zabrałem go mianowicie na kolonie letnie do Lubawki w Sudetach i wypadł mi z łóżka za listwę podłogową. Sprawdzałem w internecie i budynek ten niezmiennie spełnia tą samą funkcję – nadal jest ośrodkiem kolonijnym - polecam poszukiwaczom skarbów.

Pamiętam też mosiężną pieczęć z napisem w języku polskim, o jakimś „Wojewodzie Bnińskim” bo taka była między innymi treść napisu na niej, ale losu tego przedmiotu nie potrafię dzisiaj opisać. Oczywiście, że to co napisałem dotychczas to epizody z lat mojego dzieciństwa, a o skarbach hurtem, czyli ukrytych depozytach napiszę teraz.

Pałacowe zbiory
Rozmaite źródła podają że pałac posiadał wielkie zbiory numizmatów oraz bardzo bogaty księgozbiór, z pewnością również ściany zdobiły cenne obrazy, wspomniany zaś ks. Bąk wspomina w swojej pracy o zabytkach związanych z miejscem, m.in. o żelaznej chorągiewce z wieży pierwszego kościoła z wybitą na niej datą (1263). Oczywiście ludzie posiadający tak wielkie dobra i dysponujący adekwatnym majątkiem ruchomym, mieli liczne kontakty i posiadali świadomość zagrożeń. Nikt już się dzisiaj nie dowie co i gdzie ukryli, oraz co udało się w porę wywieźć i dokąd, a że takie działania podjęli, to fakt nie zaprzeczalny, bo „skarby” bez wątpienia wydłubano.

Na pewno stało się to przynajmniej dwa razy, przy czym za pierwszym razem odszukano raczej dwie skrytki i wtedy zrobili to miejscowi „eksperci” (jeden, Pan D. był intendentem w ośrodku i był mózgiem operacji, ale nie pochodził z Czerniejewa). Piszę że byli to eksperci, bo przecież w czasie okupacji pałac był w rękach Niemców, a po wojnie – Rosjan i przynajmniej tych skrytek nie odnaleziono.

Depozyt został namierzony w piwnicach i kiedy „sprawa się rypła”, coś tam odzyskano, ale nikt nie jest w stanie powiedzieć co skradziono. Według świadectwa mojej ś.p. cioci która wtedy tam pracowała „przy okazji” złodzieje zniszczyli wielkie wazy z porcelany które były w „szyjach” zalane woskiem, co zawierały? Bóg raczy wiedzieć. Same były zbyt duże i trudne do zbycia. Ciocia opowiadała też, że na miejscu widziała metalowe „figurki” i inne drobiazgi które widocznie nie znalazły zainteresowania eksploratorów.
Dołączona grafika
Jak wspomniałem powyżej, pałac czerniejewski nie był lada dworem, był wieloobiektową rezydencją magnacką oraz siedzibą możnych rodów, które gromadziły swoje dobra przez całe wieki. Kataklizm ostatniej wojny oraz radykalne zmiany ustrojowe po niej, były pierwszymi na taką skalę wydarzeniami, które definitywnie przerwały wiekową tradycję dziedziczenia dóbr.

Mijały lata…
Państwowy Dom Dziecka zlikwidowano i w latach siedemdziesiątych odrestaurowano pałacowe obiekty, przypuszczalnie w tamtych właśnie latach (pamiętam to dobrze, ale daty nie zanotowałem) z zamurowanego okna wschodniej oficyny wyjęto po wykuciu wielkiej pionowej dziury jakieś „skarby” - podobno były to cenne porcelany. I tu sprawa jest do ustalenia, bo dokonano tego w majestacie prawa i ponoć ze wskazania byłego pracownika dworu. Dziura z potężnymi półkami świeciła jeszcze długo i można ją było oglądać do woli, bo odsłonięcia dokonano od strony parku, pozostawiając ścianę wewnętrzną w całości.

Tyle o skarbach z czerniejewskiego pałacu. Wszystko co tu napisałem jest zgodne z prawdą ale oczywiście nie jest to prawda cała, któż ją jednak zna?

Szczepan Kropaczewski

Źródło:PiastowskaKorona.pl



#4

Staniq.

    In principio erat Verbum.

  • Postów: 6626
  • Tematów: 764
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 28
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Polska wyspa skarbów

Szukanie skarbów działa jak narkotyk. Gdy raz się zacznie, nie ma szansy na odwyk. Pierwszy zgrzyt saperki o kawałek metalu, stara moneta umazana ziemią – od tego człowiek się po prostu uzależnia. Każda sztolnia, tunel, dziura w ziemi staje się wyzwaniem. To opinia wszystkich eksploratorów. Odkrywaniem skarbów zajmują się zarówno inteligentni pasjonaci o wiedzy, która zadziwia profesorów historii i archeologii, jak i cyniczni szubrawcy, którzy niszczą zabytki, okradają dla zysku stanowiska archeologiczne i rozkopują prywatny teren. Wszyscy jednak mają ten sam błysk w oczach, gdy namierzają wykrywaczem jakiś przedmiot ukryty pod warstwą ziemi.
Podobno w Polsce skarbów szuka prawie 100 tys. osób, ale nikt tak naprawdę nie wie, skąd wzięła się ta liczba. Statystyk się nie prowadzi, a skarbem może być wszystko – stara butelka po atramencie, kawałki porcelany z pałacowego śmietnika, działko wyciągnięte z rzeki, zardzewiała broń, słoiki z banknotami czy poniemieckie motory. Głównie takie rzeczy znajduje się w Polsce – twierdzi Rafał Kruk, twórca internetowego portalu dla poszukiwaczy i organizator corocznych „branżowych” zlotów.
Wraz ze zmianami ustrojowymi w Polsce pojawiła się większa swoboda w docieraniu do informacji i dokumentów, łatwiej też kupić wykrywacze metalu. – Wiele osób odkryło, że szukanie może być opłacalne. Giełdy staroci zapełniły się przedmiotami z „wykopków” – twierdzi dr Maciej Trzciński z Katedry Kryminalistyki Uniwersytetu Wrocławskiego.

Ciężar eksploracyjnego ataku najmocniej odczuły tereny należące przed 1945 r. do III Rzeszy. Głównie Dolny Śląsk, który pod koniec II wojny światowej został uznany przez Niemców za bezpieczny na tyle, by wykorzystać go do ukrywania dzieł sztuki i dokumentów. W zamkach, pałacach i podziemiach Niemcy deponowali: prywatne kolekcje, zbiory muzealne, biblioteczne, wyposażenia kościołów. Bogusław Wróbel, dokumentalista i redaktor naczelny branżowego pisma Explorator, ustalił, że z samego Wrocławia wyjechało 207 transportów ze „skarbami”, co firma spedycyjna przeliczała na jednostkę długości, a nie wagi. W tym wypadku było to... 2 km wozu meblowego. Tylko prywatni kolekcjonerzy zgłosili ukrycie 552 obrazów, 90 rzeźb, 373 sztuk mebli, 11 tek grafik i kilku tysięcy sztuk rzemiosła artystycznego. Tymczasem Polacy odnaleźli zaledwie kilometr. Drugiego kilometra skarbów ciągle brakuje, a to działa na wyobraźnię każdego poszukiwacza.

Magii ukrytego złota ulegli też politycy. W czerwcu 1981 r. generał Wojciech Barański, szef Głównego Zarządu Szkolenia Bojowego Wojska Polskiego, i generał Czesław Kiszczak z Wojskowej Służby Wewnętrznej powołali grupę operacyjną do poszukiwań poniemieckich skarbów. Na pierwszy ogień poszły Karkonosze, w których hitlerowcy mieli ukrywać dzieła sztuki, a następnie gigantyczny kompleks pocysterski w Lubiążu pod Wrocławiem. Przy pomocy wojska szukano podziemnej fabryki i rzekomo zdeponowanych w niej dóbr. Zamiast na tony złota operator koparki trafił na niewielką skrzynkę zamkniętą na kłódkę. Wewnątrz były monety. Sprawę utajniono, a odkrywcę służby wojskowe zobowiązały do milczenia. Wyceny monet, których wartość wynosiła 61 393 tys. dolarów, dokonano na podstawie katalogów aukcyjnych. Wkrótce część skarbu oficerowie wywiadu sprzedali nielegalnie za granicę. W Polsce zostały 543 monety. Analiza skarbu wykazała, że został on ukryty około 1740 r.
Choć szukanie jest stare jak świat, za oficjalną datę odkrycia „polskiej wyspy skarbów” można uznać 24 maja 1988 r. Wtedy to w Środzie Śląskiej na Dolnym Śląsku pracownicy budowlani przez przypadek natrafili na gliniane skorupy, wśród których połyskiwały monety. Stojący obok ludzie rzucili się, by zbierać skarb. O odkryciu powiadomiono specjalistów z Wrocławia, ale ci przyjechali dopiero następnego dnia. Odpowiednie służby zwlekały z działaniem, tymczasem na wysypisku, gdzie wywożono gruz z budowy, ludzie zaczęli znajdować fragmenty złotej biżuterii. Zabytkowe monety ukradzione z wykopu w centrum Środy sprzedawano niemieckim turystom. Srebrny grosz praski pochodzący z wieków średnich można było kupić już za 5 czekolad Milka.
– Kopano pod osłoną nocy, aby nikt nie zobaczył. Wszyscy próbowali trzymać sprawę w tajemnicy. Jednak mieszkańcy Środy doskonale wiedzieli, kto kopał i u kogo można kupić skarby – opowiada Tomasz Bonek, autor książki Przeklęty skarb, która opowiada o znalezisku ze Środy.
Skandal był zbyt duży, by dało się utrzymać sprawę w tajemnicy. Ustalono, że klejnoty mogły należeć do Blanki de Valois, pierwszej żony Karola IV Luksemburskiego, króla czeskiego i niemieckiego. To ona prawdopodobnie przywiozła klejnoty z Sycylii, jako wiano. Policja odzyskała sporo fragmentów złota: osiem segmentów korony, zwieńczonych sześcioma orłami i spiętych sześcioma szpilami z kwiatonami, kolistą zaponę z kameą (jedną z największych na świecie). Wśród klejnotów znalazły się też dwie pary zapinek, w tym jedna zdobionych obustronnie, a także bransoleta, trzy ozdobne pierścienie i wąska taśma ze złotej blachy oraz 3 924 monety srebrne i 39 złotych. A reszta? Wypadało tylko czekać, kiedy pojawi się pozostała część skarbu.
Kiedy wydawało się, że sprawa jest zamknięta, nieoczekiwanie wybuchła sensacja. W 1992 r. pojawił się człowiek, który miał jeszcze jednego, siódmego orzełka z korony średzkiej. Dostał go w zamian za 30 tys. dolarów, które pożyczył koledze. Bezcenne dzieło sztuki trzymał w komodzie i bał się ujawnić – legenda mówiła bowiem, że średzki skarb jest przeklęty.

Badacze domyślali się, że gdzieś jeszcze muszą znajdować się fragmenty królewskich klejnotów. I rzeczywiście. Dwa lata temu olsztyńska policja zatrzymała mieszkańców Torunia, którzy mieli przy sobie pozawijane w chusteczki kosztowności łącznej wartości 6,5 mln złotych! Był wśród nich kolejny orzeł z pierścieniem w dziobie pochodzący z korony. Wkrótce okazało się, że już dwa lata wcześniej usiłowano sprzedać te elementy. – Dostałem wtedy ofertę zakupu dwóch fragmentów skarbu – orła z perłami i kwiatonu – wspomina współpracujący z muzeami kolekcjoner, który nie chce ujawniać swojego nazwiska. – Oferta wpłynęła od człowieka, którego znam z giełdy staroci. Nigdy nie pokazał mi tych przedmiotów, miałem w rękach tylko ich zdjęcia. Właściciel zażądał za precjoza 15 tys. euro.
– Jestem przekonany, że część skarbu wciąż znajduje się w Środzie. Mogą go ukrywać mieszkańcy miasteczka, którzy znaleźli złoto w latach 80. – dodaje Tomasz Bonek. Mogą też leżeć pod nawierzchnią pewnej ulicy, której podbudowę wykonano z gruzu dowożonego z miejsca, gdzie skarb był ukryty.
Choć poszukiwacze bez przerwy penetrują tajemnicze zakątki, skarby jak ten ze Środy Śląskiej, jakby na złość, pojawiają się zupełnie przez przypadek. W 1987 r. dwaj działkowicze z Głogowa znaleźli ponad 20 tys. całych monet i ich fragmentów, siedem srebrnych sztabek i jedną grudkę srebra. Wśród monet rozróżniono 31 typów, w większości polskich denarów pochodzących ze Śląska z XII
i początków XIII w. Trzy lata później podczas rutynowych prac wrocławscy archeolodzy natrafili na 100 tys. srebrnych monet – królewskich denarów Władysława Warneńczyka i Kazimierza Jagiellończyka. Stanowiły jedną wielką bryłą ukrytą w dzbanie. W XV w. za jego zawartość można było kupić 300 wołów albo 50 tys. bochenków chleba. Czeladnik musiałby pracować na takie pieniądze 160 lat!
– Trzeba pamiętać, że tzw. skarby wiążą się na ogół z jakąś ludzką tragedią, pospiesznym ukrywaniem, może dlatego rządzą się swoimi prawami – tłumaczy Rafał Kruk. Większość poszukiwaczy liczy więc na szczęście. Jeżdżą po wioskach, rozpytują, słuchają opowieści. W jednej opowieści na tysiąc może się znaleźć informacja, która doprowadzi do skarbu. W ten sposób nurkowie z gdańskiego klubu „Rekin” odnaleźli myśliwca z czasów II wojny światowej. Messerschmitt Bf 109 leżał na dnie jeziora Trzebuń. Wydobyto go za pomocą dwustulitrowych beczek napompowanych powietrzem.
W ubiegłym roku ekipa zwołana przez Piotra Lewandowskiego, prawnika z Warszawy, wyciągnęła spod wiaduktu w Grzegorzewie koło Konina niekompletne działo szturmowe z czasów II wojny światowej. Była to pierw-sza tego rodzaju całkowicie oficjalna akcja. Kilkudziesięciu pasjonatów przy pomocy wojska walczyło z zatopionym w rzecznym mule pojazdem.
Tadeusz Słowikowski, emerytowany górnik z Wałbrzycha, od kilkunastu lat szuka pociągu opancerzonego zaginionego w maju 1945 roku. Skład wyjechał ze Świebodzic, celem był Wałbrzych, ale wagony nigdy tam nie dotarły. Jakby rozpłynęły się we mgle. Tadeusz Słowikowski doszedł do wniosku, że pociąg musiał wjechać do podziemnego tunelu prowadzącego do pobliskiego zamku Książ. Tunel został zamknięty i zamaskowany, zaś wagony z tajemniczą zawartością, być może skarbami albo bezcennymi surowcami, nadal czekają na odkrywców. Żeby przekonać świat do swojej teorii, były górnik zbudował specjalną makietę z torami, tunelem i jeżdżącym pociągiem.
Tadeusz Słowikowski, starszy pan, gdy idzie w teren, zamienia się w żwawego chłopca. Kolejowej tajemnicy poświęcił pół życia i gdy zawiodły wszelkie środki – pisma do urzędów, petycje i prośby – sam chwycił za łopatę i wraz z kolegą, policjantem Andrzejem Gaikiem, zabrali się za rozkopywanie nasypu. Pracowali przez kilka sezonów. Potem w sprawę wmieszali się kolejni poszukiwacze, usiłując znaleźć wlot do tunelu w innej części trakcji. Prywatny sponsor dał pieniądze na wynajęcie koparki. Nowej ekipie brak było dokładności Słowikowskiego. Kilka lat później okazało się, że mylnie zinterpretowali dźwięk detektorów i kopali w pobliżu rury z gazem... A może to Słowikowski dobrze określił miejsce?

Skarby, które przyprawiają poszukiwaczy o przyspieszone bicie serca, wśród archeologów i konserwatorów nie wywołują szczególnych emocji. Mimo to hobbyści i zawodowcy stoją po przeciwnych stronach barykady.
– Na poszukiwania z wykrywaczem potrzebne są dwie zgody: właściciela terenu, na którym prowadzi się poszukiwania, oraz konserwatora zabytków. Tymczasem rzadko zabiega się o takie zezwolenia – tłumaczy dr Maciej Trzciński, archeolog i prawnik z Uniwersytetu Wrocławskiego, który zajął się opracowaniem problematyki dotyczącej przestępczości przeciwko zabytkom archeologicznym. – Zgodnie z ustawą wszystko, co znajduje się pod powierzchnią ziemi, jest własnością Skarbu Państwa. W ten sposób zarówno średniowieczny miecz, jak i łyżeczka znaleziona na polu są w świetle prawa zabytkami. Ich odnalezienie powinno być więc zgłoszone odpowiednim służbom, ale tak naprawdę kogo obchodzi powojenna łyżeczka?
Każdy eksplorator ma wykrywacz metalu i niemal żaden nie zważa na pozwolenia. Oficjalnie zapytany o to, co znalazł, zawsze odpowiada tak samo: szukam, szukam i nic. Przynajmniej ośmiu na dziesięciu kłamie. Albo opowiada, że tylko słyszało o tym, że ktoś właśnie coś znalazł. Że, na przykład, ekipa spod Bolesławca miała szczęście. Po prostu wybrali się na łąki dawnej hrabiowskiej rezydencji i sprawdzali teren wokół drzew. Piii, piii, jest! Słoik z zegarkami, kilkanaście monet, pierścionki.

Podzielili się skarbem między sobą. Dwa lata temu w twierdzy w Srebrnej Górze wykopano skrzynię z dokumentami. Nie wiadomo, dokąd trafiły. W ziemiance na polu koło Wrocławia poszukiwacze znaleźli trzy zakonserwowane niemieckie motocykle. Prawdopodobnie powiększyły zachodnią kolekcję. Nikt, absolutnie nikt, nie słyszał o skrytce z czasów II wojny światowej na Dolnym Śląsku, z której od kilku miesięcy wypływają obrazy.
– Źle skonstruowane polskie prawo zepchnęło poszukiwania do podziemia. Ze stratą dla wszystkich, bo wśród hobbystów są też profesjonaliści pracujący na zlecenie – twierdzi dr Trzciński. – Nikt w Polsce nie prowadzi zbiorczej statystyki, nikt nie wie, co nam zostało ukradzione. O takich sprawach dowiadujemy się przypadkiem. Tylko w zeszłym roku odnotowano 2 247 przestępstw przeciwko zabytkom: kradzieże, kradzieże z włamaniem, paserstwa. Niestety, policyjne statystyki najczęściej dotyczą zabytków sztuki sakralnej bądź zabytków znajdujących się w muzeach i prywatnych kolekcjach. Wciąż nie wiemy, jaka jest realna skala przestępczości przeciwko zabytkom archeologicznym. Co innego włamać się do muzeum, a co innego przekopać porzucony pałac.
Tymczasem na zachodnich aukcjach można obserwować miecze z Polski, fragmenty zbroi. Nawet w złym stanie, zniszczone i przerdzewiałe osiągają wysokie ceny. W jednym tylko internetowym serwisie aukcyjnym w ciągu dwóch miesięcy sprzedano takich przedmiotów za 120 tys. złotych!
– Nam nie chodzi o zysk. Prawo zapewnia jakąś minimalną nagrodę odkrywcy i dyplom. Jakbym chciał nagrodę, to bym sprzedał, co znalazłem, a jakbym chciał dyplom, to bym sam sobie wydrukował. A ja chciałbym tabliczkę w muzeum, że to moje znalezisko, że doceniono moją pasję – przekonuje Rafał Kruk. – Gdyby zabrakło poszukiwań, takich małych skarbów, to życie wielu z nas po prostu straciłoby sens.

Skarb ze Środy Śląskiej
Wartość samej tylko biżuterii znalezionej w Środzie Śląskiej wyceniona została na 50 mln dolarów! A to i tak tylko część skarbu, na który 24 maja 1988 r. natrafili pracownicy budowlani. – Do wykopu rzucił się każdy, kto był w pobliżu, kilkadziesiąt osób – wspomina Sebastian, wówczas uczeń miejscowej szkoły. – Jeden drugiemu wydzierał monety z rąk. Ludzie pakowali je do kieszeni.
Policja odzyskała sporo: osiem segmentów korony (poniżej), kilka sztuk biżuterii, 3 924 monety srebrne (z prawej) i 39 złotych. Kilka lat później odzyskano jeszcze dwa orzełki z korony i nieco kosztowności. Ale świadkowie zdarzeń z 1988 r. opowiadają o złotym pasie podobnym do sędziowskiego, z oczkami z drogich kamieni wielkości fasoli, o mieczu, broszach, pierścieniach. Wszystko to zniknęło.

Źródło: National Geographic Polska



#5

Staniq.

    In principio erat Verbum.

  • Postów: 6626
  • Tematów: 764
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 28
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Polskie skarby. Te prawdziwe i te wymarzone

Często można spotkać się z opinią, że Polska pod względem archeologicznym jest nudna. Ciężko tu o ukryte w ziemi przez tysiące czy setki lat dzieła sztuki, skarby monet, pałace albo chociaż grobowce dawnych królów.
Archeologiczne odkrycia czasami próbują zadawać kłam tym twierdzeniom. Niedawno było głośno o znalezieniu w piwnicy na Starym Mieście w Warszawie skarbu ponad 1200 monet z XVII-XVIII w. Podobnej wielkości skarb monet, ale o mniej więcej 500 lat starszy znaleźli archeolodzy w Dąbrowie Górniczej w 2006 r. Jak więc widać skarby zdarzają się i na naszych ziemiach. A te najświeższe przykłady wszak nie wyczerpują listy skarbów odkrytych nad Wisłą i Odrą.

Wymienione wyżej dwa znaleziska były dla odkrywców totalnym zaskoczeniem. Nikt nie podejrzewał, że te skarby istnieją. Jest jednak w Polsce wiele skarbów, że tak je nazwę, „oczekiwanych”. Listę stu takich skarbów sporządził w postaci mapy „Skarby ukryte w Polsce” jeden z najbardziej znanych polskich poszukiwaczy Włodzimierz Antkowiak z Międzynarodowej Agencji Poszukiwawczej z siedzibą w Toruniu. Choć trzeba zastrzec, że słowo skarb jest w tym wypadku rozumiane niezwykle szeroko, jako ciekawe rzeczy i miejsca do odkrycia.

Są w tej setce skarby, o których mówi się od lat. Są też i takie, które nie są powszechnie znane. Aż 70 powstało podczas drugiej wojny światowej. Nie ma jednak w tym nic dziwnego. Za większością skarbów kryją się właśnie wojny. Prawdę tę najlepiej ukazały statystyki odnajdywanych skarbów rzymskich monet. Okazało się, że najwięcej takich ukrytych fortun pochodzi z okresów wojen domowych i barbarzyńskich najazdów.

Podczas II wojny światowej ukrywano przeróżne rzeczy: zbiory muzealne, prywatne dobra, archiwalia czy broń. Do tajnych schronów trafiały nawet całe zakłady przemysłowe. Źródłem dla wielu opowieści o wojennych skarbach stały się budowane przez Niemców podziemne bunkry i różne sztolnie, a także wojskowe transporty przyjeżdżające ze skrzyniami do zamków i położonych w górach kopalń. Pierwszych poszukiwaczy przyciągały już w ostatnich miesiącach wojny. Było to jednak niezwykle niebezpieczne hobby. Zaraz po wojnie kilku żołnierzy radzieckich zginęło w Wałbrzychu od wybuchu miny pułapki, gdy szukali sztolni, do której Niemcy mieli znieść dziesiątki skrzyń. Czasami poszukiwania takie prowadzono na szeroką skalę. W latach 40. radzieckie wojsko otoczyło rozległy teren w Kotlinie Kłodzkiej, gdzie Niemcy mieli ukryć m.in. duże zapasy platyny przemysłowej. Efektu poszukiwań nie znamy.

W kolejnych dekadach za skarbami uganiali się nie tylko prywatni poszukiwacze, którzy działali nawet w czasach PRL, czy archeolodzy, ale też Służba Bezpieczeństwa i wojsko. Na przykład w latach 80. specjalna grupa wojskowa poszukiwała na rozkaz generała Wojciecha Jaruzelskiego podziemi pod klasztorem cysterskim w Lubiążu, w których Niemcy zorganizowali zakłady zbrojeniowe. Podziemi co prawda nie odkryto, ale znaleziono za to przypadkiem skarb złożony z ponad 1300 srebrnych i złotych monet, które cystersi ukryli najpewniej w XVIII w.

Wiele razy te powojenne poszukiwania kończyły się odkryciem schowanych przez Niemców muzealiów. Tak w polskie ręce trafiła np. Berlinka, czyli Pruska Biblioteka Państwowa, którą znaleziono w 1945 r. w budynkach klasztoru benedyktynów w Krzeszowie.

Jednym z najczęściej szukanych w Polsce skarbów jest Bursztynowa Komnata – najgłośniejszy nieodkryty skarb z II wojny światowej. Jak podliczył Włodzimierz Antkowiak jako miejsce jej ukrycia w Polsce wskazywano już co najmniej 17 lokalizacji – są to m.in. zamki w Bolkowie, Lidzbarku Warmińskim, Pasłęku i Człuchowie, wrak statku „Wilhelm Gustloff” czy twierdza Srebrna Góra.

- Nie można wykluczyć obecności Bursztynowej Komnaty na terenie Polski. To jest możliwe. Mam przekonanie, że komnata istnieje i że Niemcy doskonale wiedzą, gdzie jest ukryta – mówi Antkowiak.

Ale skarby ukrywali nie tylko Niemcy. Gdzieś na leśnej polanie w Bodzentynie partyzanci mieli zakopać złotą biżuterię i inne cenne przedmioty, które Niemcy zrabowali Polakom, ale utracili w walce z partyzantami. Trzy osoby, które znały dokładne miejsce ukrycia kosztowności, wkrótce potem zginęły i skarb – jeśli istnieje – wciąż tkwi gdzieś w ziemi. Na terenie twierdzy w Grudziądzu polscy żołnierze mieli zaś zakopać w 1939 r. biżuterię żon oficerów. Za skarb można też uznać dokumenty dotyczące życia w warszawskim getcie ukryte w trzech miejscach w 1943 r. Z trzech części archiwum odkryto tylko dwie. Nie odnaleziono też wciąż ukrytego w Warszawie archiwum powstańczego z 1944 r. z tysiącami zdjęć.

Wiele tych wojennych skarbów może być jedynie dziełem wyobraźni. Kosztowną porażką okazało się np. zawierzenie informacjom pewnej osoby, że w górze Sobiesz znajduje się pociąg wypełniony złotem, brylantami i elementami Bursztynowej Komnaty. Informacjami zainteresowali się w latach 90. wysocy urzędnicy państwowi, w tym minister środowiska, i biznesmeni, którzy wyłożyli pieniądze na poszukiwania. Niczego jednak nie znaleziono.

- Istnienie części skarbów z tej setki należy uznawać za dość wątpliwe – przyznaje Włodzimierz Antkowiak. – Ludzie czasem zmyślają, najczęściej nie z chęci wprowadzenia kogoś w błąd, tylko żeby się popisać, przydać sobie ważności. Tym niemniej uważam, że warto wszystko odnotować, bo co wydrukowane, to już nie zaginie, ta informacja przetrwa. Nawet jeśli teraz nie ma możliwości technicznych, to ktoś kiedyś będzie je miał i sprawdzi to – twierdzi Antkowiak.

W Polsce mają się jednak kryć też dużo starsze skarby. Krążą opowieści o skrzyniach zakopywanych przez napoleońskich żołnierzy, arsenałach i złocie powstańców styczniowych czy skarbie Łokietka zatopionym w Jeziorze Sadłużek.

Są też nieodkryte zabytki, których istnienie potwierdzają dawne relacje. Do tej grupy należą m.in. krzyżackie statki, które zatonęły w Jeziorze Drużno oraz w Zalewie Wiślanym, albo bombarda wielkiego księcia litewskiego Witolda, która najpewniej wciąż leży gdzieś w Jeziorze Gołubskim.

- Informacje dotyczące ostatniej wojny często dostawałem od ludzi z pierwszej ręki, dziś już wielu z nich nie żyje. MAP przygotowuje się teraz do poszukiwania „trofeów” Napoleona, zrabowanych z Moskwy i porzuconych w czasie odwrotu w 1812 roku. Będziemy szukać (jeśli otrzymamy zgodę Rosjan i Białorusinów) w oparciu o informacje wyłuskiwane, czasem po jednym zdaniu, z dzienników i pamiętników żołnierzy Wielkiej Armii – na szczęście panowała wówczas moda na pisanie dzienników i wielu żołnierzy robiło zapiski, wielu też – jeśli przetrwali – pisało pamiętniki. Dziś, po dwustu latach, są to dla nas bezcenne wskazówki. Dlatego uważam, że warto zapisywać informacje także dzisiaj, bo za 50, 100 czy 200 lat nasze notatki będą miały podobną wartość dla poszukiwaczy, którzy przyjdą po nas – mówi o swojej liście Antkowiak.

Źródło: archeowiesci.pl - Wojciech Pastuszka – 22 września 2010

Użytkownik Staniq edytował ten post 01.08.2012 - 16:56




#6

Yoh.
  • Postów: 617
  • Tematów: 11
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Międzyrzecki Rejon Umocniony wydaje się być naprawdę niesamowitym miejscem - być może wybiorę się tam, kiedy będę miał kilka dni wolnych od pracy i jakieś pieniądze na podróż. Z chęcią dokładniej bym zwiedził to miejsce - już niekoniecznie dla jakichś skarbów, w których istnienie śmiem powątpiewać - ale dla samej satysfakcji poprzemieszczania się tymi niesamowitymi tunelami. Ciekawą kopalnią informacji mógłby być również Zamek Książ, a wyprawą o charakterze lekko paranormalnym, ruiny zamku w Smoleniu.

Do potencjalnej komnaty wciąż jednak nie udało się dotrzeć ze względów finansowych.

Zawsze zawadzają te nieszczęsne pieniądze! Jeżeli prawdopodobieństwo ukrycia tego miejsca jest największe, właśnie w Pasłęku, to nie powinny ograniczać ich pieniądze. Poza tym, nawet jeżeli nic takiego by tam nie było to warto szukać - zawsze istnieje szansa na to że nie trafimy podczas poszukiwań na nic ciekawego, a równie dobrze, możemy trafić na coś niezwykłego.

Szkoda, że interesuje to niewielką grupę osób. Czekam na więcej o tych całych skarbach, Staniq ;)

@EDIT
@DOWN

Cóż, nie wątpię.
Źle sformułowałem wypowiedź - miałem na myśli niewielkie zainteresowanie tematem na forum. Niestety, trochę za późno zaczynam się tłumaczyć, więc sobie to daruje ;)

Użytkownik Yoh edytował ten post 01.08.2012 - 21:26

  • 0



#7

noxili.
  • Postów: 2849
  • Tematów: 17
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Szkoda, że interesuje to niewielką grupę osób. Czekam na więcej o tych całych skarbach, Staniq ;)

Zdziwił byś sie ile ludzi naprawdę zajmuje się poszukiwaniami. Jednak z powodu takiego a nie innego prawa w Polsce nikt rozsadny nie bedzie się chwalił wiedzą czy osiagnięciami.
  • 0



#8

Staniq.

    In principio erat Verbum.

  • Postów: 6626
  • Tematów: 764
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 28
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Skarb znaleziony w Rogoźnie

128 elementów srebrnych monet
i ozdób zakopanych
w czasach Mieszka I



W sierpniu 2009 roku całą Polskę obiegła sensacyjna informacja, podawana przez telewizje i radio. W Rogoźnie dokonano jednego z największych odkryć archeologicznych ostatnich lat - odkopano skarb pochodzący z czasów Mieszka I.
Autorami odkrycia są poznańscy archeolodzy Mirosław i Małgorzata Andrałojć, inicjatorami rogozińscy pasjonaci historii na czele z Mariuszem Mathiasem. Całość badań sfinansowały władze miasta, a swoje pole udostępnił uczonym Tadeusz Morzy z Cieśli.
Jak do tego doszło? To długa historia, wynikająca z mało spotykanego gdzie indziej zainteresowania rogoźnian dziejami swojego miasta, mądrej polityki władz oraz skrupulatnej, ciężkiej pracy uczonych.

1. Odnaleziony gród kasztelański
Przed ponad pięciu laty, z inicjatywy burmistrza Bogusława Janusa, rozpoczęto pracę nad nową kanalizacją w starej części Rogoźna. Płytko kładziono drogą instalację przepompowo-membaranową, gdyż brano pod uwagę możliwość naruszenia konstrukcji wiekowych budynków starego miasta. Jednocześnie, na koszt gminy, rozpoczęto archeologiczne prace ratunkowe. Historycy i archeolodzy obawiali się, że podczas kanalizowania naruszy się nieodwracalnie warstwy ziemi, które mogą w sobie przechowywać ślady starego Rogoźna, pozwalające odtworzyć dzieje miasta.
Ratunkowych prac archeologicznych podjęła się poznańska firma Refugium, którą kierują Mirosław i Małgorzata Andrałojć. Kopali wzdłuż rowów kanalizacyjnych, z których jeden profil był już najczęściej zniszczony przez starą kanalizację. Nie mieli prawa robić dodatkowych wykopów, stąd wyniki były wyrywkowe, aczkolwiek zaskakujące.
Pierwszą rzeczą, którą odkryli uczeni, była lokalizacja wczesnośredniowiecznego grodu kasztelańskiego. W średniowieczu gród znajdował się na dwóch pagórkach - na jednym stał kościół, a na drugim dwór kasztelański. Archeolodzy dokopali się do pierwocin grodu kasztelańskiego, jego warstwy najgłębszej. Sam dwór był dotąd różnie datowany, najczęściej na wiek XIII. Wg archeologów jest to datacja słuszna, gdyż nie odkryli na jego terenie wcześniejszych materiałów.
Odkryto jednak dziwne konstrukcje drewniane, które najprawdopodobniej pochodzą z okresu kultury łużyckiej, z czego można wnosić, że XIII-wieczny gród został zbudowany na miejscu o ponad tysiąc lat starszego, co jest częstą sytuacją w Wielkopolsce.
Czy wokół grodu kasztelańskiego istniała osada podgrodowa? Zdaniem archeologów - i tak, i nie. Osadę tam znaleziono, ale starszą, z wieku mniej więcej X. Jej pozostałości odnaleziono zarówno obok kościoła, jak i po drugiej stronie Wełny. To utwierdziło uczonych w mniemaniu, że przeprawa przez Wełnę w tym miejscu była we wczesnym średniowieczu rzeczą pewną. Gród znajdował się w miejscu przeprawy przez rzekę, niedaleko Jeziora Rogozińskiego.
Najprawdopodobniej pierwszy gród wczesnośredniowieczny na terenie Rogoźna powstał jeszcze w pierwszej połowie X wieku, po drugiej stronie Wełny. Był to jednak około 50-letni epizod, po którym gród przestał funkcjonować. Wełna był północną granicą macierzy piastowskiej, w początkowej fazie istnienia państwa Polan.
Przypuszczalnie podczas walk granicznych, likwidując zagrożenia na północnej rubieży państwa, Mieszko doprowadził do opuszczenia przez mieszkańców, leżącego tuż za graniczną rzeką i zagrażającego mu militarnie, pierwotnego grodu.

2. Rynek został przesunięty
Druga niespodzianka pojawiła się podczas prac nad kanalizacją wokół Placu Powstańców. Okazało się, że zabudowa północnej części rynku starego miasta nie była ustawiona na obecnej osi placu. Świadczy to o tym, że w średniowieczu dochodziło w Rogoźnie do zmian siatki ulic.
Dzisiejsza ulica Kilińskiego nie wychodzi zresztą dokładnie z boku rynku, tylko jest nieco cofnięta na południe. Archeolodzy wyłapali moszczenie z belek i mierzwę na starej ulicy Kilińskiego, ale w połowie ulicy mierzwa skręcała na południe i nie wchodziła na rynek. To już było podejrzane. Następnym elementem, który brano pod uwagę był fakt, że niegdyś, podczas budowy stacji benzynowej na obecnym rynku, natrafiono na belki i naczynia wczesnośredniowieczne. Na ulicy Wielkiej Szkolnej, dochodzącej do rynku od zachodu, odkryto grubą warstwę mierzwy, sięgającą 2 metrów. Warstwa dochodzi do rynku, ale się urywa.
Niewątpliwie wszystkie te odkrycia, jak również przebieg współczesnych dróg, wskazują na to, że pierwotny rynek był przesunięty jeden sektor na południe. Przeniesienie rynku nie było niczym wyjątkowym w średniowieczu. Gdyby udało się przeprowadzić badania wykopaliskowe na południowej części trawnika, pośrodku obecnego rynku, przypuszczalnie można by odkryć nienaruszone pozostałości zabudowy średniowiecznej - dawnej pierzei pierwotnego rynku. Byłby to wielkie odkrycie, gdyż bardzo rzadko się zdarza możliwość przebadania nienaruszonej zabudowy, najczęściej domy są budowane na miejscu tych z poprzednich wieków. Ewentualne wykopanie całego sektora zabudowy średniowiecznej byłoby sensacją w skali Polski.
Była też trzecia niespodzianka. W północno-wschodniej części rynku, w pobliżu ulicy Kilińskiego, archeolodzy natknęli się na fosę z palisadą, z materiałem, który wskazywałby, że istniała ona przed założeniem miasta. Być może była to fosa osady podgrodowej, przeczy jednak temu fakt, że palisada otaczała teren późniejszego miasta.
Jedynym wytłumaczeniem, zdaniem Mirosława Andrałojcia, jest hipoteza, że to pozostałość pierwszej, nieudanej lokacji Rogoźna z roku 1251, wzmiankowanej w źródłach pisanych. Konstrukcja palisady wskazuje na to, że poczyniono wówczas dość duże nakłady finansowe.
W 1280 zakładając miasto powtórnie, najprawdopodobniej wykorzystano rozplanowanie poprzedniej, nieudanej lokacji. Wówczas poszło lepiej i miasto zaczęło się rozwijać. Zdaniem archeologów - wbrew opinii części historyków - wykopaliska jednoznacznie wskazują, że pierwotna lokacja Rogoźna z 1251 roku miała miejsce tam, gdzie funkcjonowało późniejsze miasto.
Z jakiego czasu pochodzi obecny układ Rynku? Na pewno jest już na mapie z końca XVIII wieku. Rogoźno tak często płonęło, drewniana zabudowa było niszczona niekiedy co 10 lat, że przesunięcie rynku w ramach siatki ulic, która już funkcjonowała, to nie był duży problem. Palisada i pozostałości średniowiecznych ulic zostały ponownie zakopane i czekają na wznowienie badań.
Archeolodzy natrafili też na najstarszy i do XIX wieku jedyny murowany dom w Rogoźnie. Zbudowano go w 1590 roku. Nie stał on jednak przy rynku, ale w połowie długości ulicy Wielkiej Szkolnej.

3. Poszukiwanie skarbu
Państwo Andrałojć swoją pracą i odkryciami na terenie miasta zyskali zaufanie lokalnych pasjonatów historii. Rogoźnianie więc poinformowali uczonych, że na polu przy Wełnie, na pograniczu Rogoźna i Cieśli, znajdowane są drobne kawałki srebra. Wielki miłośnik historii miasta oraz archeologii, Mariusz Mathias wskazał dokładne miejsce.
Traf chciał, że państwo Andrałojć od ponad 15 lat zajmowali się skarbami na terenie Wielkopolski. Opublikowali już dwie książki poświęcone temu tematowi. Dotychczas przeszukiwali miejsca, gdzie wcześniej znaleziono jakieś elementy większego odkrycia, o czym dowiadywali się przeszukując archiwa.
Rogoziński skarb był do tej pory w nauce całkowicie nieznany, więc tym bardziej cenny. W całej Wielkopolsce przez ostatnie 200 lat odkryto 88 skarbów. W północnej części regionu wykopano dotąd tylko cztery - w Tarnowie Pałuckim, Kuźnicy Czarnkowskiej, Nojewie pod Szamotułami i Obrzycku. Wszystkie je łączy wspólna, wczesna chronologia. Pochodzą mniej więcej z połowy X wieku. Większość skarbów wielkopolskich odkryto jeszcze w wieku XIX, gdy stosowano głęboką orkę.
Skarb z Rogoźna jest pierwszym, który odnaleziono w XXI wieku. Nasi archeolodzy stwierdzili wcześniej, że lokalizacja skarbów na terenie Wielkopolski jest powtarzalna - zawsze poza osadami, nad wodą, na stoku wzgórza. Nie na samym wzgórzu, ale w górnych lub środkowych partiach stoku. Skarb w Rogoźnie nie różnił się swoją lokalizacją od pozostałych.

Skarb został odnaleziony przy współczesnej granicy administracyjnej Rogoźna, niedaleko wodociągów, na terenie gospodarstwa Tadeusza Morzy w Cieślach. Pan Morzy nie stawiał żadnych przeszkód i odniósł się bardzo życzliwie do projektu wykopalisk na jego polu. Na terenie gospodarstwa znajduje się bardzo wyraźny cypel, wchodzący w Wełnę.
Archeolodzy przeprowadzili tam najpierw w lutym rozpoznanie, a następnie Rogozińskie Centrum Kultury wystąpiło do konserwatora zabytków o zgodę na badania. Po krótkich przepychankach politycznych, przy poparciu burmistrza i większości radnych, miasto znalazło fundusze i w sierpniu ekipa archeologów przystąpiła do pracy.
Oczywiście skarby nie po to są chowane, żeby je ktoś znalazł. Warunki w Rogoźnie były najbardziej ekstremalne, na jakie do tej pory państwo Andrałojć natrafili. Skarby zazwyczaj zostają rozwleczone podczas orki pola. Największe rozwleczenie, jakie spotkali, to było 8 arów.
Tutaj było jeszcze gorzej. Nie dosyć, że skarb został rozwleczony przez orkę - podczas której ujawniło się kilka jego elementów - to niegdyś wykopywano w tym miejscu piasek. Ziemię orną odsunięto, wybrano żwir i zasypano z powrotem. Skarb musiał zostać naruszony już podczas orki, a następnie został przepchnięty z wierzchnią warstwą ziemi, podczas wydobywania żwiru.

Dołączona grafika

4. Odnalezienie skarbu
Archeolodzy przekopali półtora ara, głównie przeszukując cienkimi warstewkami wierzchnią ziemię orną. Po zdjęciu pięciocentymetrowych warstewek, szukali drobnych fragmentów wykrywaczem metalu. Każdy znaleziony przedmiot był zaznaczany punktowo, w ramach specjalnie wytyczonej siatki. Jak się okazało, skarb znajdował się płytko, na głębokości do 20-30 cm.
Wykopano srebrne monety arabskie, tak zwane dirhemy, oraz srebrne ozdoby. Zarówno dirhemy, jak i ozdoby zostały celowo bardzo poniszczone, pocięte, czy połamane. Zdarzają się niekiedy całe monety, są fragmenty większe, ale przeważają bardzo drobne. Niektóre ważą 0,01 grama.
Srebro okazało się bardzo dobrej próby, przez wieki nie korodowało. Wyciągało się je z ziemi, oczyszczało i wyglądało zupełnie jak nowe. Złota nie odnaleziono.
Archeolodzy od pasjonatów z Rogoźna otrzymali pierwsze 23 fragmenty skarbu, jeszcze przed wstępnymi wykopami. Łącznie znaleziono 128 elementów. 20 fragmentów to biżuteria razem ze srebrną sztabką, 108 są to fragmenty monet.
Srebro znalezione w lutym, podczas rekonesansu, wstępnie oceniła Dorota Mularczyk z Instytutu Orientalistyki Uniwersytetu Jagielońskiego. Najstarsza moneta pochodzi sprzed 815/816 roku, najmłodsza mogła zostać wybita między 912 a 942 rokiem.

Dorota Mularczyk zgadza się z odkrywcami, że skarb został zakopany około połowy X wieku - dokładniej w latach pięćdziesiątych lub sześćdziesiątych X wieku, a więc za panowania Mieszka I.
Odnaleziono zapewne tylko część pierwotnego skarbu. Przede wszystkim nie odkopano naczynia, w którym przechowywano kosztowności. Jeden z kolczyków zachował się w nieco większych fragmentach. Są kawałki naszyjników, jedna część sztabki srebrnej. Nie znaleziono żadnego fragmentu monet europejskich.

Dołączona grafika

5. Kto zakopał skarb i dlaczego go zniszczył?
Ozdoby znalezione w Rogoźnie były misternej roboty, ich wykonanie wymagało wielkiego nakładu pracy. Dlaczego je siekano i niszczono? Jest parę sprzecznych hipotez na ten temat.
Być może arabskie pieniądze miały zbyt dużą wartość i podczas obrotu handlowego siekano je, by uzyskać mniejszą wagę kruszcu. Gdyby jednak podzielone monety służyły do drobnych transakcji, to występowały by często podczas wykopalisk na osadach, na przykład gubione przez mieszkańców. Tymczasem poza skarbami, drobne części monet nie są w Wielkopolsce znajdowane na terenie osad.
Według drugiej koncepcji całe srebro, które pojawiało się w X i XII wieku było natychmiast chowane w skarbach i miało służyć jedynie wymianie zewnętrznej, a na wewnętrznym rynku nie było używane. Jednak w handlu dalekosiężnym nie było tak drobnych transakcji, które wymagałyby dzielenia monet. Interpretacje ekonomiczne są więc słabo uzasadnione, zwłaszcza że Małopolska czy Czechy nie były w X wieku słabiej rozwinięte gospodarczo od Wielkopolski, a tam tego typu skarbów nie odnaleziono.
Dlatego interpretacje archeologów poszły w kierunku ówczesnych obyczajów i kultu. Przypuszczalnie zwyczaj siekania monet nie był związany z ekonomią. Dawniej sądzono, że ten, kto posiada bogactwo musi je ukryć, gdyż grozi mu niebezpieczeństwo. Srebro było zagrożeniem dla właściciela. Było obce, ze świata zewnętrznego, pochodziło z daleka, przechodziło przez wiele rąk.
Tego typu skarby, w podobny sposób posiekane i poniszczone - najstarsze z początku X wieku - znajdowane są w tylko i wyłącznie w strefie bałtyckiej oraz Anglii i Irlandii. Także w części Polski - na Pomorzu i w Wielkopolsce. Gdy więc mówimy o wierzenia, przesądach - rodzi się pytanie o nosicieli takich dziwnych zwyczajów.
Mirosław i Małgorzata Andrałojć stawiają tezę, że strefa występowania podobnych skarbów z X oraz XI wieku pokrywa się z terenami, na których pojawiają się Wikingowie. Wiadomo, że srebro arabskie dopływało do Wikingów przez opanowaną przez skandynawskich Waregów Ruś oraz za pośrednictwem muzułmańskich kupców. Występuje często na terenie półwyspu skandynawskiego.
Jednak według klasycznej polskiej historiografii, na terenie Polski nie było Wikingów. Była to swego czasu odpowiedź na XIX-wieczne tezy historiografii niemieckiej, według której państwo Polan zostało założone przez germanów - Wikingów, a sam Mieszko miał skandynawski rodowód. Dzisiaj, gdy względy ideologiczne odłożono na bok, polscy badacze są skłonni przyznać, że Wikingowie pojawiali się także na naszych ziemiach. Trudno jednak rozpoznać ślady ich pobytu.
Na Rusi odnaleziono osadnictwo Waregów, dynastia Rurykowiczów wywodziła się niekwestionowanie ze Skandynawii.
W Polsce pojawiali się tyko skandynawscy wojownicy, nie ma śladów osadnictwa, archeolodzy odnajdują jedynie pozostałości specyficznego dla Wikingów uzbrojenia. Wikingowie, którzy pojawiali się w Polsce X wieku, byli najprawdopodobniej najemnikami - najlepszymi z możliwych wojowników tych czasów. Coraz więcej śladów archeologicznych wskazuje na to, że stanowili niejako gwardię przyboczną Mieszka I, podstawę jego siły zbrojnej. Nie byli powiązani z lokalnymi układami rodowymi i plemiennymi. Jeżeli Mieszko nie skończył podczas walk wewnętrznych z mieczem w plecach, to zapewne głównie dzięki nim - z uśmiechem dodaje Mirosław Andrałojć.
W obyczajowości Wikingów, co można wyczytać w sagach, ojciec nie przekazywał synowi bogactwa, a jedynie miecz. Młody wojownik sam musiał zdobyć majątek i poważanie. Według skandynawskich wierzeń, w Walhalli, gdzie najdzielniejsi wojownicy udawali się po śmierci, mogli korzystać z bogactw, jeżeli te spłonęły z nimi na stosie, albo wcześniej zakopali je w ziemi. Być może Rogoźna dotyczy ten drugi wariant. Archeolodzy nie upierają się przy nim, ale twierdzą, że jest to bardzo możliwe.
Według Mirosława i Małgorzaty Andrałojć zarówno dostawcami, jak i odbiorcami srebra z Rogoźna byli zapewne Wikingowie. Sądzą oni, że skarb nie został zakopany po to, aby go kiedyś wykopać. Były elementem obrządku pogrzebowego, który każdy wojownik za życia przygotowywał sobie na pośmiertną drogę. Wskazuje też na to lokalizacja zakopanego skarbu - poza osadą, w miejscu odosobnionym, bardziej przypominającym cmentarz.

6. Dalsze plany
Archeolodzy chcą, aby cały skarb trafił, po przebadaniu go przez uczonych, do muzeum regionalnego w Rogoźnie. Zgodę na to musi wyrazić jeszcze konserwator zabytków. Niewątpliwie miastu się on należy - dzięki wielu pasjonatom i mądrości władz, Rogoźno może świecić przykładem w całym regionie, w jaki sposób należy dbać o swoje zabytki i być dumnym z historycznego dziedzictwa.
Zapytaliśmy państwa Andrałojć, czy są inne miejsca na terenie Ziemi Obornickiej, w których można spodziewać się jeszcze podobnych odkryć. Jest takich miejsc sporo. Przypuszczalnie należałby się zająć problemem występowania monet rzymskich. Mamy informacje, że są one na tym terenie znajdowane, w związku z tym należałoby zbadać te okolice. Jest powszechnie znane Kowalewko i innych kilka miejsc. Nie możemy jednak podać innych nazw, bo byłoby to ze szkodą dla tych stanowisk - mówią archeolodzy.

Źródło: oborniki.com.pl

Użytkownik Staniq edytował ten post 03.08.2012 - 19:00




#9

Staniq.

    In principio erat Verbum.

  • Postów: 6626
  • Tematów: 764
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 28
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Złoto generała Aleksandra Samsonowa
Wielbark może kryć skarb

W dzisiejszej, wakacyjnej wyprawie po skarby wyjedziemy poza Podlasie – na pobliskie Mazury. To tam pod koniec 1914 roku rozbita została przez Prusaków jedna z armii
rosyjskich, dowodzona przez gen. Aleksandra Samsonowa.

Niefortunny generał uniesiony honorem popełnił samobójstwo, zaś jego sołdaty albo dostali się do niewoli, bądź też w popłochu wycofali się z powrotem na wschód.

Wśród szeregu zagadek związanych z epopeją gen. Samsonowa i jego żołnierzy w lasach mazurskich, jedna jest szczególnie zajmująca. Co właściwie stało się z kasą armijną. Przed wyruszeniem w bój miała ona zawierać ok. 1 milion rubli. Pieniądze te przeznaczone były na wydatki związane z aprowizacją wojska, transportem itp.

Część pieniędzy została zapewne rozdysponowana po drodze. W rękach kwatermistrza armii mogła jednak jeszcze pozostać do końca jakieś 200 tysięcy złotych w 5-rublówkach. To właśnie one budzą od lat zainteresowanie rozmaitych poszukiwaczy skarbów.

Według jednej z licznych wersji gen. Samsonow, widząc swoją beznadziejną sytuację polecił kwatermistrzowi zakopać armijną kasę wraz z taczanką, do której była przymocowana. Gdzie to nastąpiło – dokładnie nie wiadomo!

Inna znowu opowieść głosi, iż w czasie chaotycznej ucieczki Rosjan wóz ze złotem eskortowali tylko dwaj żołnierze. Na drodze wiodącej do miasteczka Wielbark, w lesie zwanym Uścianek, pocisk wystrzelony z niemieckiego działa trafił umykającą taczankę. Wóz wywrócił się, koń zaś został zabity. Nie widząc innego wyjścia żołnierze postanowili zakopać kilkadziesiąt kilogramów złota i cenne symbole wojskowe, również znajdujące się pod ich opieką, w pobliskim lesie. Tak też uczynili. Następnie, piechotą, kontynuowali marsz w kierunku granicy. Tylko jednemu z nich udało się przekroczyć ją żywym. On też miał stać się później źródłem informacji na temat losów złota Samsonowa.

Poszukiwania zaginionego w tajemniczych okolicznościach generała oraz jego armijnej kasy rozpoczęły się jeszcze w trakcie wojny. Grób Samsonowa chciała odnaleźć koniecznie jego żona, z kolei śladem ukrytego gdzieś na Mazurach złota, podążali prawdopodobnie ci, którzy mieli o nim jakieś konkretne wiadomości

Oficerskiej małżonce udało się ponoć trafić do miejsca, w którym jej mąż został pochowany przez mazurskich chłopów. Odzyskała nawet niektóre drobiazgi będące jego własnością. Czy druga sprawa znalazła wówczas swój szczęśliwy koniec? – raczej nie.

Od lat bowiem mieszkańcy okolic Wielbarku opowiadają o wizytach różnych ludzi, którzy zawsze rozpytywali o czasy I wojny światowej i szukali rozmaitych, dziwnych miejsc. Niektórzy utrzymywali przy tym, że są byłymi żołnierzami armii Samsonowa, inni podawali się za ich potomków. Chodząc po lasach z wykrywaczem metali i jakimiś planami, starali się trafić na spoczywającą pod ziemią, legendarną już kasę. Sukcesu jednak raczej nie odnieśli. W ciągu kilkudziesięciu lat zmienił się las, zmieniło się otoczenie.

W poszukiwaniach skarbu Samsonowa nic nie wskórali także żołnierze, stacjonujący swego czasu na pobliskim poligonie. Kiedy dotarła do nich wieść o ukrytej pod ziemią fortunie, obeszli szmat lasu z wykrywaczem min. Trafili na masę żelastwa, nawet z czasów I wojny, złotych rubli jednak nie znaleźli.

Żeby powrócić jeszcze w nasze strony, przytoczę Państwu krótki cytat wyszperany w przedwojennym Echu Białostockim: „Jest na szosie Sokółka – Grodno przepiękna skała z piaskowca. Składa się ona z trzech części. Przy odrobinie imaginacji jasno widać kamienną ropuchę z wyciągniętymi olbrzymimi łapami. Legenda głosi, że kiedyś stała tu karczma przydrożna. Wokół był las nie do przebycia. W karczmie tej schronienie mieli rozbójnicy. Pod karczmą były lochy podziemne. Rozbójnicy zebrali ogromne bogactwa i schowali pod karczmą. Z biegiem czasu gniazdo zbójeckie rozpadło się, a skarby pozostały”.

Zainteresowanym wakacyjnym poszukiwaniem życzę odnalezienia wspomnianego miejsca i choć jednego zbójeckiego dukata.

Źródło: poranny.pl



#10

Staniq.

    In principio erat Verbum.

  • Postów: 6626
  • Tematów: 764
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 28
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Malinowice - odległość od Będzina ok. 10 km na północ.

Do końca XV w. zwała się Maliniowice o czym mówią dokumenty: dokument kupna księstwa Siewierskiego z 1442 r. i Liber Benefic Długosza. Ponieważ w roku 1326 płaciła świętopietrze do fary w Wojkowicach Kościelnych, to istniała już prawdopodobnie w wieku XIII.
Około roku 1460 Malinowice posiadały trzech właścicieli. Na jednej części siedział Jan Gołqski herbu Sztemberk, na drugiej Mikołaj Dąbski herbu Sztemberk, zaś na trzeciej jakiś Andrzej nieznanego bliżej rodu. Do XVI wieku dotychczasowi właściciele wyzbyli się swych części, bo już w pierwszej połowie XVII wieku siedzą tu Kmitowie, którzy zaraz po wojnach szwedzkich wyzbyli się dziedzictwa na rzecz Krasuskich. Pod koniec XVIII w. znikli Krasuscy, a miejsce ich zajęli Błeszyńscy i Porębscy. W r. 1874 nabył Malinowice książę Hohenlohe. Od niego nabyło wioske w roku 1900 Towarzystwo Górniczo-Przemysłowe SATURN, które w roku 1929 przystąpiło do parcelacji obszaru dworskiego. Ośrodek majątku, tj. pewną część roli wraz z dworem kupił Edmund Olszewski. Wioska posiadała 4 łany kmiece i 2 zagrodnicze, dwie karczmy, jedna koło dworu, druga w lesie przy dawnej drodze wiodącej z Psar do Goląszy. Pierwotny dwór modrzewiowy z czterema basztami w narożnikach, został spalony przez Szwedów w r. 1655. Drugi murowany, wzniesiony w drugiej połowie XVII w. został zburzony przez dzierżawcę Jaszewskieg, który jak opowiadają mieszkańcy poszukiwał skarbów Kmity.
Dworek położony na wzgórku, otoczony parkiem. Park łączył się od strony zachodniej z lasem, którego tylko pozostały resztki.
Około 1860 r. istniała w Malinowicach kopalnia węgla. Leżała nad potokiem po prawej stronie drogi wiodącej do Sarnowa i na pograniczu wsi. Jest ona widoczna na mapach Szenszyna i Hempla z roku 1856.

ZAKOPANE SKARBY

W lasku, przytykającym do dworu stoi odwieczny buk. Buk ten z małym placem w około, po ogrodzeniu, został wydzielony z parcelacji i oddany gminie w opiekę przez Towarzystwo SATURN. Na buku umieszczono metalową tabliczkę pamiątkową z odpowiednim tekstem, która w kilka dni później została przez nieznanych sprawców skradziona. W czasie potopy szwedzkiego Buk już był staruszkiem. Imci Pan Kmita dziedzic malinowic upodobał sobie drzewo i często w rodziną zażywał w upalne dni chłodu w jego olbrzymim cieniu. Pod konarami w porze letniej spędzał całe dnie najmłodszy synek pana Kmity, baraszkując z piastunką czy guwernantką.
Aż tu pewnego dnia i całkiem niespodziewanie zwaliła się na wioskę ćma żołdactwa. Rozpoczął się rabunek i pożoga. Dworek stojący na uboczu, zakryty drzewami i broniony niskim murem, zwrócił uwagę najeźdźców, którzy kupą rzucili się nań spodziewając się niezłego łupu. Pan Kmita z garścią służby stanął do obrony swej siedziby. Po krótkiej ale zaciętej walce padli obrońcy dworku, a dzicz szwedzka z piekielnym wrzaskiem wpadła do wnętrza. W ostatniej chwili piastunka widząc co się dzieje, pochwyciła najmłodszą latorośl pana Kmity i uciekła w las w stronę starego buka. Równocześnie stary lokaj pozbierawszy w worek srebra i cenniejsze rzeczy, pobiegł za piastunką niedostrzeżony przez nikogo. Inny sługa chwyciwszy szkatułę z pieniędzmi zbiegł do piwnicy, i tam gdzieś ją ukrył. Szwedzi opanowawszy dworek, wymordowali całą rodzinę i służbę Kmity, a dokonawszy rabunku i spaliwszy budynek i folwark, ruszyli w dalszą drogę. Ów sługa, który skrył się ze szkatułą w piwnicach dworku udusił się od dymu i żaru, zabierając do grobu tajemnice miejsca ukrycia pieniędzy. Stary lokaj zakopawszy srebra gdzieś w pobliżu starego buka, też przepadł bez wieści. Pozostała tylko piastunka z małym Kmitą, której lokaj zanim się z nią rozstał, powiedział o zakopanych srebrach i o tem że szkatułę wyniesiono w ostatniej chwili do piwnic.
Za parę dni powróciła z lasów piastunka z chłopcem, lecz zastała tylko kupę zgliszcz i popiołu. Krewni małego Kmity zaopiekowali się nim i piastunką. Gdy chłopiec podrósł stara piastunka powiedziała mi o srebrze zakopanym w lesie, i szkatułce ukrytej w piwnicy.
Kmita zaczął szukać skarbów lecz ich nie znalazł. Zniechęcony zupełnie, sprzedał swą posiadłość i wyniósł się w inne strony.

Źródło: Portal Poszukiwania.pl

Użytkownik Staniq edytował ten post 12.08.2012 - 18:06




#11

Staniq.

    In principio erat Verbum.

  • Postów: 6626
  • Tematów: 764
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 28
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Trochę z innej beczki, chociaż w dalszym ciągu o skarbach.

Potop szwedzki pozbawił nas najcenniejszych dóbr


Z polskich pałaców, dworów i kościołów w czasie potopu szwedzkiego najeźdźcy wywieźli tysiące dzieł sztuki, ksiąg i kosztowności. Grabież ta pozbawiła nas najcenniejszych dóbr - uważa dyrektor Zamku Królewskiego w Warszawie prof. Andrzej Rottermund.

Paradna zbroja króla Zygmunta Augusta; portret Jana Kazimierza pędzla Daniela Schultza; popiersia Jana Kazimierza i Ludwiki Marii dłuta Giovanniego Francesco Rossiego; chorągwie wojskowe; portret przyszłego Władysława IV z warsztatu Petera Paula Rubensa; miecz przypasany mu przez papieża Urbana VIII - to przykłady polskich obiektów utraconych podczas potopu szwedzkiego, które znajdują się w szwedzkich zbiorach królewskich i państwowych.
Z inwentarza Zamku Królewskiego w Sztokholmie, sporządzonego w 1656 r., wynika, że najeźdźcy zabrali z Warszawy ok. 200 obrazów, kilkadziesiąt dywanów i namiotów tureckich, instrumenty muzyczne, meble, brązy, marmury, chińską porcelanę, broń, tkaniny, książki i rękopisy.

Warszawa w czasie potopu szwedzkiego ucierpiała najbardziej. Najeźdźcy zdobyli i złupili miasto trzykrotnie, zabierając z jego zamków i pałaców wszystko, co miało jakąkolwiek wartość. Ich łupem padły nie tylko dobra kultury, ale podobno także wyrywane ze ścian framugi czy suknie pokojówek. Szwedzkie wojsko ogołociło też z całego wyposażenia zamek Lubomirskich w Wiśniczu, zdobycze wywożąc na 150 wozach.

Z zagrabionych przez Szwedów dóbr do naszego kraju nie powróciło prawie nic. Dyrektor Zamku Królewskiego w Warszawie prof. Andrzej Rottermund przypomniał o unikatowym fryzie przedstawiającym wjazd Konstancji Habsburżanki do Krakowa, który przekazał Polsce w formie daru premier Szwecji Olof Palme w 1974 r. Ten dekoracyjny pas długi na 15 m można oglądać obecnie na Zamku Królewskim w Warszawie.

W szwedzkich zbiorach można również znaleźć inne pamiątki po ślubie austriackiej księżniczki z Zygmuntem III w 1605 r., m.in. bogato zdobioną uprząż oraz chorągiew, przedstawioną zresztą na fryzie. Prawnicy twierdzą, że niezgoda na kradzież dóbr kultury podczas wojen, choć niezapisana, obowiązywała już w doktrynie wojennej z XVII w. Według nich daje to Polsce prawo do domagania się zwrotu dóbr kultury zrabowanych przez Szwedów, zwłaszcza że klauzulę zobowiązującą do tego zawarto w traktacie pokojowym, podpisanym w Oliwie w 1660 r.

- Gdybyśmy chcieli tę doktrynę zastosować, to by Luwru nie było - powiedział PAP prof. Rottermund. Według niego literalne traktowanie doktryn prawnych doprowadziłoby do zburzenia porządku w muzealnictwie na świecie. Restytucja byłaby też trudna do przeprowadzenia ze względu na opór instytucji.

Profesor nie jest też do końca pewien, czy nakaz zwrotu zapisany w traktacie oliwskim dotyczy wszystkich dóbr kultury czy tylko dokumentów. - Strasznie trudno jest coś stwierdzić do końca na podstawie paragrafów, ponieważ one są do interpretowania - powiedział. Dyrektor Zamku Królewskiego nie przekreśla jednak szans na odzyskanie poloników ze szwedzkich zbiorów królewskich i państwowych.

- Być może w pewnym momencie społeczeństwa dojdą do przekonania, że rzeczy kradzionych nie powinno się wystawiać we własnych muzeach - podkreślił. W opinii profesora ogromną wagę do kwestii własności przywiązują muzea w Stanach Zjednoczonych, reszta może pójść za ich przykładem.

Prof. Rottermund podkreślił, że Szwedzi nie ukrywają proweniencji dzieł, które znajdują się w zbiorach królewskich i państwowych. Dokładna liczba łupów wojennych nie jest jednak znana. - Ziemią nieznaną są zbiory prywatne - powiedział dyrektor zamku. W Szwecji wciąż żyje wiele rodów arystokratycznych, których rezydencje są skarbnicami o niezbadanych zasobach. - Tam mogą znajdować się łupy wojenne, bo gdy jakaś rodzina pozyskała dzieło w poł. XVII w., to prawdopodobnie do dziś je posiada - wyjaśnia profesor.

Przed wiekami na polskich dworach zatrudniano artystów z zagranicy. Polskim możnowładcom nie zależało na zatrudnianiu rodzimych artystów, których zresztą nie było zbyt wielu, lecz na sprowadzeniu sławnego nazwiska z zagranicy. Wielką renomą cieszyli się szczególnie architekci i malarze włoscy. Dlatego w przypadku niektórych dóbr kultury, które znalazły się w Szwecji wskutek grabieży, trudno jest orzec, z jakiego kraju zostały wywiezione. Obok polskich łupów wojennych w szwedzkich kolekcjach znajdują się przecież także dobra zagrabione w czasie najazdów na inne kraje.

- Załóżmy, że znajdujemy w jakimś szwedzkim domu bardzo piękny wyrób ze srebra warsztatu jednego z najznakomitszych renesansowych płatnerzy Kunza Lochnera z Norymbergii. Być może on jest polską własnością, ale bez dokładnego opisu nie możemy tego udowodnić - mówił profesor.

Dzieła sztuki związane z polską kulturą trafiły do szwedzkich zbiorów nie tylko w wyniku grabieży. Wazowie rządzili Polską i Szwecją przez niemal dwa stulecia, związki dynastyczne między oboma państwami dawały więc wiele okazji do wymiany dyplomatycznych darów.

- Jest bardzo trudno orzec, czy dany obiekt rzeczywiście jest owocem grabieży - powiedział prof. Rottermund.

Do Szwecji w czasie potopu szwedzkiego trafiły też przedmioty zagrabione wcześniej przez Polaków, m.in. chorągwie kozackie. W 2002 r. szwedzkie łupy wojenne można było oglądać na wystawie "Orzeł i Trzy Korony. Sąsiedztwo polsko-szwedzkie nad Bałtykiem w epoce nowożytnej" na Zamku Królewskim w Warszawie. Szwedzi wypożyczyli wówczas polonika, które mają w swoich zbiorach, potem obiekty powróciły na drugi brzeg Bałtyku.

Źródło: Magdalena Cedro (PAP)



#12

Staniq.

    In principio erat Verbum.

  • Postów: 6626
  • Tematów: 764
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 28
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Muzeum zaginionych zabytków

Okazuje się, że kradzież dzieł sztuki jest dla złodziei bardzo dochodowym interesem. Co roku na świecie giną skarby kultury, których łączna wartość przekracza sześć miliardów dolarów.

Interpol, który kilka lat temu stworzył listę najbardziej poszukiwanych dzieł sztuki donosi, że Polska pod względem kradzieży w Europie zajmuje niechlubne piąte miejsce.

Poza poszukiwanym pierwodrukiem najsłynniejszego dzieła Mikołaja Kopernika oraz "Madonny z Dzieciątkiem" Lucasa Cranacha, polska policja próbuje odnaleźć inne, równie bezcenne skarby.

Zobacz galerię zabytkowych eksponatów, które ciągle znajdują się w rękach złodziei.

Żeleźce z Wawelu

Dołączona grafika

Jest to metalowe zakończenie lontownicy, używanej do odpalania armat. Wykuty ze stali element, nabijany srebrem i złotem, pochodzi z XVI wieku. Grot ma długość 27 cm, a rozwartość prętów wynosi 18,8 cm.

Żeleźce są bogato zdobione scenami myśliwskimi, kwiatami oraz zwierzętami.

"Niewiasta Apokaliptyczna"

Dołączona grafika


Dzieło pochodzi z przełomu XVI i XVII wieku. Ten nieocenionej wartości kulturowej i historycznej obraz przedstawia Madonnę na półksiężycu z Dzieciątkiem na rękach. Postacie okrywa srebrna sukienka. Wokół główpostaci znajdują się złote aureole.

Ponad 500-letnie dzieło zostało skradzione w nocy z 3 na 4 października 2002 roku. Złodzieje włamali się do kościoła w podpłockim Daniszewie i wynieśli cenny skarb.

Zabytek został skradziony z sali ekspozycyjnej Skarbca na Wawelu w marcu 2005 roku. Przedmiot był wystawiony za specjalną szybą. Złodziej wykorzystał nieuwagę strażników. Podstępnie ominął zabezpieczenia, a cenny element lontownicy schował pod ubraniem i wyniósł.

Portret Johanna Larassa

Dołączona grafika


Rzeźba, autorstwa Adolfa Wildta, powstała w drugiej połowie XIX wieku. Przedstawia postać Johanna Larassa, ogrodnika pracującego niegdyś w należącym do pruskiej rodziny von Rose majątku w Dylewie. Portret jego głowy został wkuty w marmurowym bloku o wymiarach 130 x 110 cm i 50 cm grubości.
Rzeźbę podziwiać można było w parku dworskim w Dylewie (woj. mazowieckie). W listopadzie 2001 roku została skradziona.


Dzieło Mikołaja Kopernika

Dołączona grafika


"De Revolutionibus Orbium Coelestium" ("O obrotach sfer niebieskich") Mikołaja Kopernika ukazało się po raz pierwszy drukiem w Norymberdze w 1543 roku w oficynie J.Petreriusa. Dzieło przedstawia rewolucyjny wykład na temat heliocentrycznej budowy świata.

Unikatowy egzemplarz przechowywany był w Bibliotece Polskiej Akademii Nauk w Krakowie. 24 listopada 1998 roku około godz. 14.40 zuchwały złodziej wykradł bezcenny pierwodruk.

Mężczyzna wszedł do Instytutu posługując się fałszywym dowodem tożsamości i wypożyczył dzieło Kopernika do czytania. Z obwoluty wyciął środek księgi. Karty wykładu włożył za pazuchę, a resztę odłożył na miejsce. Potem spokojnie wyszedł.

Kradzież pierwszego wydania działa Kopernika jest największym takim przestępstwem w dziejach naszej kryminalistyki. Za informacje, które pozwolą ustalić i zatrzymać złodzieja wyznaczona została nagroda w wysokości 20 tysięcy złotych.

"Madonna z Dzieciątkiem"

Dołączona grafika


Jest to najcenniejszy obraz Lucasa Cranacha. Jego wartość mogłaby sięgnąć nawet kilku milionów dolarów. Namalowany został w 1530 roku.

Niezwykły obraz Cranacha był przechowywany w kościele w Sulmierzycach. Dzieło zostało skradzione w październiku 1995 roku. "Madonna z Dzieciątkiem" jest obecnie najbardziej poszukiwanym przez polską policję obrazem.

Matka Boża Rudecka

Dołączona grafika


Ikona Matki Bożej Rudeckiej została wykonana przez nieznanego artystę pod koniec XV lub na początku XVI wieku. Namalowano ją temperą na płótnie, które później zostało przyklejone na lipową deskę.

Królowa Bieszczadzka, bo tak potocznie jest nazywana ikona, została skradziona w październiku 1992 roku z kościoła w Jasieniu (woj. podkarpackie).

Relikwiarz Drzewa Krzyża Świętego

Dołączona grafika


Wykonany został ze złoconego srebra. Ma 105 cm. najprawdopodobniej wykonano go w XVIII wieku.

Dzieło znajdowało się w Bazylice Mniejszej oo. Dominikanów w Lublinie. Pielgrzymowali tam liczni wierni, by się przed nim pokłonić.

W nocy z 9 na 10 lutego 1991 roku relikwiarz skradziono. W klasztorze dominikanów pozostał tylko fragment drzewa z krzyża, który odłamał się raz podczas wcześniejszej konserwacji.

Monstrancja

Dołączona grafika


Piękna monstrancja, autorstwa Samuela Grewe'a, powstała w pracowni złotnika w 1723 roku. Naczynie do wystawiania hostii wykonane jest ze srebra, a wierzch jest pokryty złotem. Pośrodku znajduje się wizerunek Najświętszej Marii Panny, a całość przybiera kształt drzewa lipowego.

Monstrancja wystawiana była w mazurskim Sanktuarium Maryjnym w Świętej Lipce. W październiku 1980 roku została skradziona. Aktualnie wierni mogą podziwiać tylko replikę oryginału.

Obraz Św. Małgorzata z Antiochii

Dołączona grafika


Dzieło nieznanego autora pochodzi z drugiej połowy XVII wieku.

Obraz zdobił kaplicę cmentarną w Piaskach (woj. łódzkie). W nocy z 28 na 29 października 2009 roku bezcenne historycznie dzieło padło łupem zuchwałych włamywaczy.

"Zdjecie z krzyża" z pracowni Rubensa

Dołączona grafika


Było to jedno z najcenniejszych dzieł sztuki znajdujących się w Polsce. Zamówione zostało przez związanego z Kaliszem posła i sekretarza Zygmunta III Wazy Piotra Żeromskiego. Istnieją przypuszczenia, że Rubens prawdopodobnie nigdy nie otrzymał za niego zapłaty - 1125 dukatów.

Pochodzący z 1620 roku obraz znajdował się w kościele św. Mikołaja w Kaliszu. W nocy 13 na 14 grudnia 1973 roku w świątyni wybuchł pożar. Przypuszcza się, że obraz nie spłonął, a został w tym czasie skradziony. Jeden z kapłanów zeznał, iż przy części ramy obrazu pozostał skrawek płótna, który nie był nadpalony, lecz obdarty.

Mimo tych wątpliwości, obraz jest wciąż jednym z najbardziej poszukiwanych w Polsce. Znajduje się także na światowej liście zaginionych zabytków sporządzonej przez Interpol.

"Ukrzyżowanie"

Dołączona grafika

Autorem obrazu jest Anthony Van Dyck. Dzieło powstało około roku 1630.

Obraz należał do ekspozycji Muzeum Narodowego w Gdańsku. Został skradziony w listopadzie 1977 roku.

"Kobieta przenosząca żar"

Dołączona grafika


Obraz Pietera Bruegela pochodzi z pierwszej połowy XVI wieku.

Dzieło tego wybitnego artysty można było oglądać w Muzeum Narodowym w Gdańsku. Niestety tylko do kwietnia 1974 roku. Potem zostało skradzione i ślad po nim zaginął.

Źródło: nasygnale.pl



#13

Staniq.

    In principio erat Verbum.

  • Postów: 6626
  • Tematów: 764
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 28
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Skarb monet odkopano na warszawskiej starówce

1211 monet ze stopu srebra i miedzi ważących trochę ponad 4 kg znaleźli archeolodzy w środę w piwnicach Muzeum Historycznego m.st. Warszawy na Starym Mieście. Odkryte numizmaty pochodzą z lat 1663–1702 r.

- Okoliczności odkrycia były dość specyficzne – wyjaśniał na piątkowej konferencji prasowej Ryszard Cędrowski, archeolog, który wykonuje prace w piwnicach muzeum. Monety kryły się pod brukiem z połowy XVIII w. w nienaruszonych warstwach z XVII i XVIII w. Po rozebraniu bruku, który będzie po zakończeniu badań na nowo ułożony, archeolodzy natknęli się na fragmenty dzbana wykonanego ze staliwa. – Obok niego pokazał się zielonkawy nalot – opisuje moment znalezienia skarbu archeolog. – Okazało się, że to są monety.

Znajdowały się one w płóciennym woreczku. Jego fragmenty zachowały się dzięki rdzy z naczynia, która związała część materiału. Dodatkowo trzy monety były przyklejone do naczynia, a jedna znajdowała się w środku. – Mieliśmy jedyną w swoim rodzaju możliwość znalezienia pełnego skarbu – cieszy się Ryszard Cędrowski. Jak powiedział, odnalezienie całego skarbu w ziemi to ewenement.

Odkryty skarb tworzy 1211 monet – szóstaki, orty (moneta wartości 1/4 talara) i tymfy (srebrne monety z połowy XVII w.). Najstarsza z nich to ort Jana II Kazimierza z 1663 r., a najmłodsza to moneta Augusta II z 1702 r. Ponadto w skarbie znajdują się także monety Jana III Sobieskiego, króla Pruskiego Fryderyka Wilhelma i arcyksięcia Austrii Leopolda VI. – Ilość monet i ciężar sugerują, że jest to jednostka rozliczeniowa – tłumaczy archeolog. – Tak jak obecnie w bankach dają banknoty w banderoli.

Dołączona grafika
Szóstaki ze skarbu (fot. Z. Kubiatowski)

Dołączona grafika
Skarb w pełnej okazałości. W kopertach leżą charakterystyczne pojedyncze egzemplarze monet (fot. Z. Kubiatowski)

Archeolodzy uważają, że monety zostały zakopane po 1702 roku – Prawdopodobnie złożono go w czasie wojny północnej, kiedy Warszawa przechodziła z rąk Sasów (Augusta II) w ręce Szwedów (Karola XI) albo wojsk Stanisława Leszczyńskiego – wyjaśnia Ryszard Cędrowski. – Właściciel kamienicy, bądź właściciel skarbu, musiał schować część swojego kapitału i potem już go nie znalazł.

Co ciekawe, dzięki dokumentom historycznym, dokładnie wiemy, do kogo należała kamienica w tamtym czasie. W 1680 roku ówczesny właściciel Piotr Korycki gruntownie przebudował kamienicę. W 1703 roku budynek przeszedł w ręce greckiego winiarza Krzysztofa Kisza, a następnie około 1713 roku zajęli go jezuici. Badacze sugerują, że skarb mógł należeć do winiarza.

Dołączona grafika
1206 monet ze skarbu (fot. Z. Kubiatowski)

Obecnie odkryty skarb nie jest pierwszym zbiorem monet znalezionym na Starym Mieście. Podczas odbudowy po II wojnie światowej odnaleziono kilkaset monet, które obecnie znajdują się w Muzeum Historycznym.

– Ewenementem jest także fakt, że – o ile się orientuję – jest to drugie znalezisko typu skarb w Polsce, które zostało odkryte w trakcie badań archeologicznych – mówił podczas konferencji Cędrowski.

–To przedsmak tego co jest tutaj gdzieś pochowane – komentował wiceprezydent Warszawy Włodzimierz Paszyński.

Skarb odkryto podczas remontu zabytkowych piwnic prowadzonego w ramach projektu „Renowacja i adaptacja na cele kulturalne piwnic Staromiejskich Warszawy na obszarze wpisu na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO”. W wyniku projektu powstanie „Szlak Kulturalny Piwnic Staromiejskiej Warszawy” umożliwiający dostęp do oryginalnych fragmentów budowli. Zaś sam skarb po badaniach numizmatycznych i konserwacji trafi do Muzeum, w którego piwnicach go znaleziono.

Tekst: Julia Chyla

Źródło: archeowiesci.pl



#14

Slaw.
  • Postów: 127
  • Tematów: 14
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

najgorsze jest to że za samo szukanie skarbów np. z wykrywaczem metali mamy już sporą kare finansową. Gdy tylko ktoś ujawni się że takowy skarb znalazł dostaje nawet kare pozbawienia wolności. Polskie przepisy :)

Nie zdziwiłbym się jakby te opisywane skarby były już odnalezione i trzymane w głębokim ukryciu, albo sprzedane po cichu jakiemuś bogatemu kolekcjonerowi.
Gdyby w Polsce można było szukać skarbów na własną rękę i odsprzedawać po normalnych pieniądzach państwu (jak np. w Anglii) to nasze muzea były by dużo lepiej zaopatrzone.

Użytkownik Slaw edytował ten post 27.08.2012 - 22:08

  • 0

#15

Staniq.

    In principio erat Verbum.

  • Postów: 6626
  • Tematów: 764
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 28
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Najcenniejsze polskie skarby to bez wątpienia regalia królewskie, które do drugiej połowy XVIII wieku spoczywały na Wawelu. W Skarbcu Królewskim znajdowały się m.in.

a) korona Bolesława Chrobrego (zwieńczenie ozdobione kilkuset drogocennymi kamieniami)

b) tzw. korona królowych

c) korona Władysława Łokietka

d) tzw. korona węgierska królowej Jadwigi

e) tzw. korona szwedzka Zygmunta III Wazy

f) 4 berła królewskie

g) 5 jabłek królewskich

h) 4 cenne miecze używane przez Królów polskich

i) 4 łańcuchy

j) dwa relikwiarze

k) miecze przekazane Władysławowi Jagielle przez Wielkiego Mistrza przed bitwą grunwaldzką

l) chorągiew Zygmunta Augusta

Te drogocenne dla polskiej kultury skarby spoczywały na Wawelu prawdopodobnie do roku 1795 kiedy to na rozkaz pruskiego gubernatora Antoniego von Hoyma zrabowano insygnia. Na rozkaz Fryderyka II miały one trafić do Wrocławia, a następnie do Berlina. Podobno jeszcze na początku XIX wieku spoczywały one w skarbcu berlińskiego dworu, ale decyzją Fryderyka Wilhelma III regalia miały zostać przetopione. Prawdopodobnie do tej decyzji zmusiła Wilhelma III utrata dużej części ziem polskich, które przejął po II i III rozbiorze. Jako sprzymierzeniec Napoleona musiał "odpokutować" klęskę pod Austerlitz.

Jedną z osób, która widziała polskie insygnia na dworze Fryderyka Wilhelma III był książe August Fryderyk de Sussex, przyjaciel Niemcewicza. Z jego relacji wynika, że regalia spoczywały na początku XIX wieku w berlińskim skarbcu pruskiego monarchy. Mimo przekazów historycznych nie wszystkie przedmioty pochodzące ze skarbca królów Polski zostały zniszczone. Wiadomo, że w chwili przejęcia Wawelu przez Austriaków w Skarbcu Królewskim spoczywały miecze Urlicha von Jungingena oraz "Szczerbiec". Ponadto Prusacy pozostawili o dziwo inne cenne przedmioty, które udało się uratować przed grabieżą Tadeuszowi Czackiemu. Te wyjątki, jak również odnalezione w okresie późniejszym elementy Skarbca Królewskiego mogą skłaniać ku tezie, że regalia królewskie ocalały. Istnieje bowiem kilka informacji sugerujących, że Polakom udało się uratować dużą cześć narodowego dziedzictwa. Sprawę tą porusza Wojciech Krzysztoforski w swojej książce "Współcześni poszukiwacze skarbów". Powołując się na "Dzieje skarbca koronnego" Feliksa Kopera oraz inne relacje uważa, że kustoszowi skarbca ks. Sebastianowi Sierakowskiemu przy udziale kilku osób udało się wynieść i ukryć królewskie regalia zanim dotarli do nich zaborcy. Informację tą miał również potwierdzić Joachim Lelewel oraz inni historycy powołując się m.in. na relację dotyczącą pokazania insygniów Tadeuszowi Kościuszce.

Jak pisze Krzysztoforski regalia mieli przewieźć Polacy do klasztoru kapucynów we Włodzimierzu, a dalej skarb miał być wywieziony w nieznanym kierunku przez jakiegoś szlachcica. Czy hipoteza o uratowaniu skarbu królów polskich może być prawdziwa? Owszem, wiele wskazuje na to, że posiada ona duże znamiona prawdopodobieństwa. Świadczy o tym m.in. fakt odnalezienia w kilka lat (1818 roku) po rzekomym przetopieniu regaliów przez Fryderyka Wilhelma III, miecza koronacyjnego - Szczerbca. Zloty kielich z XI wieku, który stanowił część skarbu królów polskich odnaleziono w po wojnie (w latach 60) w opactwie tynieckim. Ocalał również srebrny kielich Kazimierza Wielkiego oraz łańcuch Zygmunta I Starego.

W latach 60 XX wieku Ministerstwo Kultury i Sztuki prowadziło intensywne prace poszukiwawcze spowodowane listem Józefa S., który przekazał informację o tym, że zna dzieje i miejsce ukrycia skarbu. Badania nie przynoszą pozytywnych rezultatów. Kolejny świadek pojawia się w latach 70 powołując się na wspomnienia zesłańca, który miał być jakoby potomkiem kustosza wawelskiego skarbca ks. Sebastiana Sierakowskiego. Poszukiwania skarbu znowu nie przyniosły spodziewanego rezultatu. Inna relacja mówi o przejęciu tego cennego majątku przez hitlerowców, którzy dotarli jakimś sposobem do skrytki i zrabowali regalia. Zostały one następnie przekazany Hansowi Frankowi, a pod koniec 1944 roku w czasie ewakuacji ponownie trafiły w ręce Polaków. Ciężarówka z cennym depozytem ginie jednak po raz kolejny i wojenny ślad regaliów królewskich jest ostatnim jaki dotyczy tego bezcennego skarbu narodowego. Może gdzieś w zamurowanych podziemiach klasztoru, piwnicach szlacheckiego dworu lub innej kryjówce wciąż spoczywają najcenniejsze skarby narodu polskiego?

edit: literki

Użytkownik Staniq edytował ten post 31.08.2012 - 23:32





 

Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych