Skocz do zawartości


Zdjęcie

Nasze historie...


  • Please log in to reply
104 replies to this topic

#1

M. L. B..
  • Postów: 98
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Cześć wszystkim :)
Otóż na samym początku do tematu pozwolę sobie na króciuśki wstęp. Krew się we mnie gotuje, gdy widzę tematy, w którym ktoś nawymyśla sobie, że jego dom jest nawiedzony i usiłuje zmusić innych użytkowników, by przyznali mu „OMG! MASZ DUCHA W DOMU!”. Na serio zaroiło się od tego typu tematów i większość z nich to zwykła bujda. Nie twierdzę, że nie zdarzają się tutaj takie tematy, które pisane są naprawdę („Są na tym świecie rzeczy...”, więc wiadomo), ale czasem te trolle trochę przeginają :)
A więc wstęp nieco nawiązuje do tego, co chcę zawrzeć w tym właśnie temacie. Otóż wiem, że niektórzy ludzie mają historie, o których chcieliby opowiedzieć na tym forum, ale trochę głupio byłoby zakładać na to oddzielny temat. Sama mam kilka takich historii, których wyjaśnień ABSOLUTNIE nie chcę słuchać, ale chciałabym, aby ktoś je przeczytał :) Przeglądałam te forum i wiem, że nie było tu na 99% tematu takiego jak ten, który chcę wam zaproponować.
A więc temat ten chciałabym założyć (mam nadzieję, że pożyje troszkę dłużej ^^), aby użytkownicy mogli podzielić się w nim swoimi historiami, które znają od swoich babć, sąsiadów, ciotek, matek, Mietka żony brata rodzonego; bądź też przeżyli je sami. Ale również prosiłabym, aby nikt nie próbował opisanych tu zjawisk jakoś wyjaśniać, bo to nie ma za bardzo sensu i doprowadzi tylko do głupich dyskusji :) Mam nadzieję, że ktoś będzie się tu w ogóle udzielał :)
Nie wymagam tu, by było to opisane tak jak creepypasta, albo książki Stephena Kinga, ale chciałabym, aby każdy pisał jak umie, ale o rzeczach logicznych (tzn. bez trollingu) ;) Mam nadzieję, że temat się spodoba.

A więc z doświadczenia wiem, że jak nie zacznę ja, to nikt nie zacznie, więc lecę z historią usłyszaną od sąsiadki i jedną własną ;)

Sąsiadka (kobieta około 60 lat) opowiadała mi, że jakieś 30 lat temu, któregoś wieczoru, musiała pilnować dzieci swojego brata, który musiał wyjechać na jedną noc. Dzieciaki (małe jeszcze, po jakieś 2-3 latka) spały, a sąsiadka sobie szydełkowała. Koło północy nagle coś łomotnęło w szybę. Była podwójna, więc zbiła się tylko ta zewnętrzna szyba, a okno dalej się trzymało. Za oknem nie było widać nikogo ani niczego, co mogłoby zbić to okno, a że szyba dalej była na swoim miejscu, sąsiadka zbagatelizowała to, obiecując sobie, że rano tą sprawę obejrzy. Szydełkuje sobie dalej, a tu jakiś brzęk w kuchni. To poszła już sprawdzić i zobaczyła, że pękła szybka od piekarnika. Tym razem już porządnie przestraszona wróciła do pokoju i zaczęła się zastanawiać co to. Po kilku godzinach gdybania zrobiła się głodna, więc poszła do kuchni, zrobić sobie kanapkę. Gdy smarowała kromkę masłem, ostrze noża pękło w poprzek. Jeść się jej odechciało i do rana czekała jak na szpilkach, aby ktokolwiek przyszedł do domu. Rano wrócił brat z wiadomością, że w nocy ich tata miał wylew i zmarł. To okno, które pękło- wstawiał ojciec; piekarnik ojciec naprawiał przed śmiercią; a pęknięty nóż ostrzył na dzień przed zgonem.

No i historia moja:

W Andrzejki, ja i moja koleżanka zorganizowałyśmy sobie nocleg w moim domu. Byłyśmy same, bo moich rodziców nie było w domu, a że ponażerałyśmy się przenajróżniejszych chipsów i ciastek, poszłyśmy rozprostować kości. Tak się składało, że gdy wychodziłyśmy z domu było nieco przed północą. No i poprowadziłam moją koleżankę obok takiego opuszczonego straszydła, któremu tak dla żartów przykleiłam łatkę „nawiedzonego” (ten dom i to co w nim przeszłam to materiał na sterty innych historii :D). No i akurat jak tamtędy szłyśmy zrobiła się równiutko północ. Ja, żeby nastrój zrobić, zaczęłam opowiadać mojej koleżance o tym, że właściciel tego domu nie żyje, a tu SRU!- latarnia zgasła. My w śmiech, ale tak serio to aż nogi się pod nami ugięły. Przeszłyśmy parę kroków, a tu mój pies, który z nami był zaczął podkurczać uszy i uciekać. Do tego dosłownie w sekundę przestał wiać wiatr, a blacha na dachu domu (albo coś innego, metalowego), zaczęła paskudnie trzaskać, jakby coś po niej łaziło. Dopiero wtedy udałyśmy się w ślad za moim psem i zaczęłyśmy uciekać, gdzie pieprz rośnie :)

No i z mojej strony byłoby to tyle. Mam nadzieję, że ten temat będzie rozwijał się w miarę prawidłowo.
Proszę tylko o to, by nie wysnuwać teorii co to mogło być, ani nie podsuwać mi racjonalnych wytłumaczeń, bo nawet nie chcę ich znać ;) Proszę też, aby każdy dopisał coś od siebie, bo na pewno każdy zna jakąś fajną historyjkę, gdzieś zasłyszaną :)
Pozdrawiam serdecznie :)
  • 18

#2

Aquila.

    LEGATVS PROPRAETOR

  • Postów: 3221
  • Tematów: 33
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 2
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Zgodnie z prośbą użytkowniczki - ten temat będzie służył jedynie do zamieszczania swoich historii. Wszelkie komentarze proszę zamieszczać wyłącznie w temacie "Komentarze do tematu "Nasze historie..."
  • 0



#3

ptaq.
  • Postów: 303
  • Tematów: 6
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

No to ja również wstawię historyjkę - zasłyszaną od mamy. Gdzieś tu na forum chyba pisałem, ale nie pamiętam dokładnie.

Jak moja mama była dzieckiem (chodziła chyba do liceum) to zmarł jej dziadek. Wiadomo, że wszyscy to przeżywali. Dzień przed pogrzebem, a właściwie noc przed pogrzebem, mojej mamie przyśnił się właśnie dziadek, który mówił jej, żeby trumny w której ma spoczywać, nie śrubować tylko zabić gwoździami. Rano, gdy już wszyscy zjedli śniadanie i pojechali na pogrzeb, okazało się że śruby w trumnę nie wchodzą. Po prostu nie dają się wkręcić, więc w końcu trumnę zabito gwoździami.

Użytkownik ptaq edytował ten post 06.01.2012 - 11:16

  • 5

#4

ZielonyKubek.
  • Postów: 39
  • Tematów: 4
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Mi kiedyś mama opowiadała historię, jaka przydarzyła się jej ojcu. Mieszkał razem z żoną w sporym domu na wsi, spali w jednej sypialni ale mieli oddzielne łóżka (jak to dziadkowie). Łóżka stały pod ścianami, jedno po lewej stronie, drugie po prawej, po środku pokoju stół, krzesła, tego typu rzeczy.
Dziadek obudził się w środku nocy i zobaczył, że przy stole siedzi kobieta ubrana na biało i w ogóle jakoś tak... jasna. Jakby biła od niej jakaś poświata. Dziadek się nie wystraszył, spytał kim ona jest. Kobieta bez słowa wstała i wyszła z pokoju, więc dziadek za nią. Przeszła przez kuchnię, wyszła na korytarz i... zniknęła w ścianie. Generalnie koniec historii, ale o ile jest prawdziwa to aż mnie dreszcz przechodzi jak sobie pomyślę ile razy chodziłam tym korytarzem w nocy w kompletnych ciemnościach ;)
  • 1

#5

Joan.
  • Postów: 3
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Witam :>
Czekałam na taki temat, bo już od dawna czaję się, żeby coś napisać, ale właśnie głupio było zakładać do tego nowy ;]
Oto kilka historii ode mnie, straszne/niestraszne, w każdym razie dosyć dziwne i do tej pory nie potrafię logicznie wytłumaczyć tego, co się dzieje w moim mieszkaniu.

Pierwsza zagadka, której nie potrafię wytłumaczyć, dosyć znana wszystkim - zniknięcie przedmiotu.
Działo się to ponad 10 lat temu, byłam jeszcze młoda i piękna...no dobra, czasy podstawówki. Miałam taką latarkę z gazety dla dzieciaków i zostawiłam ją na środku stołu w kuchni (co by jej nie zgubić). Wyszłam dosłownie na chwilę do swojego pokoju, a gdy wróciłam, latarki nie było :o Byłam w domu jedynie ze swoją babcią, reszta rodzinki gdzieś wybyła, nie mieliśmy też żadnego zwierzaka, który mógł by tą latarkę zabrać. Przez tą chwilę nikogo nie było w kuchni, słyszała bym i widziała czy babcia tam wchodzi, ponieważ, żeby przejść do kuchni musiała by minąć mój pokój, a wciąż siedziała w swoim więc to nie ona. Żeby było śmieszniej do dziś latarki nie znalazłam.

Kolejna historia miała miejsce całkiem niedawno-ok 2 lata temu.
Spałam sobie smacznie w łóżku, gdy nagle ok godziny 3 w nocy (wiem bo spojrzałam na zegarek z resztą nie tylko ja) obudziło mnie uderzenie w nogi a następnie głośny huk! Ze strachu aż bałam się spojrzeć co się stało i gdy tylko się uspokoiłam zasnęłam. Rano okazało się, że z szafki wypadł depilator mojej siostry. A teraz parę szczegółów: depilator znajdował się w szafce, która znajduje się mniej więcej nad moimi nogami, leżał za kosmetykami (zawsze tam jest), więc nie miał prawa sam spaść, tym bardziej w środku nocy i to w taki sposób, do tego nie spadło nic więcej :o Wszyscy zastanawialiśmy się jak to się stało, obmyśliliśmy każdy, nawet najmniej prawdopodobny scenariusz, jednak dalej nas to dziwi.

Następna historia ze spadającym przedmiotem i tu już jest dwoje świadków - ja i moja siostra.
W domu byłyśmy we dwie z psem. Przygotowywałyśmy coś do jedzenia na obiad stojąc przy kuchence gazowej, aż tu nagle słyszymy i widzimy kątem oka, że coś spada z pieca kaflowego, oddalonego od nas o 2-3 metry. Tym przedmiotem była szczotka od miotły do zamiatania podłogi, którą nasza mama położyła na piecu rano. Przez pół dnia leżała spokojnie na piecu i nagle postanowiła, że skoczy sobie na bungee bez liny x]

I najdziwniejsze...
Zwykle przesiaduję do późna przy komputerze, kiedyś oglądając też filmy w tv, czy czytając jakąś książkę, co wiąże się z tym, że jest już raczej dość ciemno w pokoju. I tak pewnej nocy zauważyłam na wprost łóżka dziecko! Nie spalam, nawet nie byłam zmęczona, może to była wyobraźnia lub jakieś omamy wzrokowe, nie wykluczam tego. Ale pamiętam, głowę na wysokości mojego pasa mniej więcej, jakąś sukienkę, rozłożystą i rozpuszczone włosy do ramion. Widziałam też kiedyś mniejszego chłopca ale to też po ciemku więc może to zwykła wyobraźnia. Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że tamtą dziewczynkę widziała też moja siostra.
To również nie działo się zbyt dawno, 1-2 lata temu. Siostra wracała ze szkoły czy skądś, nie miała kluczy, więc poszłam otworzyć jej drzwi. Standardowo, poszłam do korytarza otworzyłam, cześć cześć... Siostra zrobiła jakąś głupią minę i mówi, że wydawało jej się, że stoi za mną, po prawej stronie, opierając się o ścianę dziewczynka! Opisała ją i okazało się, że opis jest bardzo podobny do opisu dziewczynki, którą ja widziałam. To działo się już w środku dnia było jasno, więc trochę dziwne, żeby miała jakieś przywidzenia, chociaż kto to wie ;)

Kuchnia w ogóle jest dziwnym miejscem w tym mieszkaniu...jakieś prądy, fale czy żyła wodna? Nie wiem ale zawsze mnie przerażała i do dziś, każdy kto wchodzi do kuchni ma jakieś zawroty głowy i różne inne dolegliwości. Nawet radia nie można dobrze ustawić a telefony i internet gubią zasięg.
O i przy okazji ciekawostka o kuchni:
Najgorszym miejscem było zawsze przejście/drzwi/próg między pokojami a kuchnią. Kiedy tam stajesz robi ci się czarno przed oczami, kręci w głowie itp. Dowiedziałam się, że to właśnie w tym miejscu zmarł mój dziadek krótko przed moimi urodzinami.
Dodam tylko, że najwięcej dziwnych rzeczy dzieje się przy mnie i może to potwierdzić parę osób :D

Na chwilę obecną nie mogę sobie nic więcej przypomnieć, ale na pewno dopiszę jakieś historie, jak tylko mnie olśni :>

Mam też pewną historię a snach ale nie wiem czy to tutaj wpisać...
  • 8

#6

Baphomet666.
  • Postów: 14
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Dzięki uprzejmości kuzyna... z jego konta...
taka historia zasłyszana podczas pobytu w szpitalu.

Pielęgniarka tam pracująca opowiadała, ze któregoś razu, gdy ustawiała wózek ze zmarłym w szpitalnej kostnicy, ktoś nagle znienacka klepnął ją w pupę. Od razu się odwróciła podejrzewając żart któregoś z sanitariuszy, ale za nią nikogo nie było. Zwiała stamtąd o mało nóg nie gubiąc.

Pozdrawiam

Daniel

Użytkownik Baphomet666 edytował ten post 10.01.2012 - 18:26

  • 4

#7

martin87.
  • Postów: 24
  • Tematów: 3
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Historie opowiedziana przez moją mamę i przez moją babcię, a i ja przeżyłem to na własnej skórze.

Po wojnie kiedy moi dziadkowie przyjechali na Dolny Śląsk, każdy wybierał w moim mieście sobie dom w którym chce mieszkać, mieli jakieś układy z burmistrzem mojego miasta i mogli wybrać dom po Niemcach na jednej z powiedzmy bogatszych ulic. Wybrali duży dom gdzie był tylko parter i poddasze na które nie mogli nigdzie znaleźć wejścia. Urządzili sobie dom zajęli się gospodarką i stwierdzili, że kiedyś zajrzą na to poddasze. Po jakimś czasie zaczęli czuć okropny fetor i domyślili się, że jest to smród rozkładających się zwłok. Długie poszukiwania wejścia na poddasze przyniosły skutek i wchodząc na poddasze mój dziadek zobaczył 4 powieszone osoby. Dwóch mężczyzn kobieta i dziewczynka około 13-14 lat. Oczywiście milicja, władze miasta poinformowane i pochowali ich na cmentarzu itd. Jako, że parter im w zupełności wystarczał zamknęli wejście na górę i przestali tam chodzić.

Od tamtej pory (od dnia ich pochówku) systematycznie jestem pewien, że do dzisiaj chociaż bardzo dawno mnie u dziadków nie było bardzo często słychać jak ktoś chodzi na górze. Normalne kroki, skrzypiąca podłoga. Doskonale wiemy jak słychać czyjś kroki jak ktoś chodzi, biega piętro nad nami. Na początku dziadkowie bardzo się wystraszyli, chcieli nawet by ksiądz przyszedł poświęcić to poddasze, ale i to nie przyniosło skutku. Od tamtej pory przyzwyczaili się do tego tak bardzo, że nawet nie zwracają na to uwagi. Poddasza nie używają do dzisiaj, zostawili w spokoju dla nich :)

Użytkownik martin87 edytował ten post 10.01.2012 - 19:07

  • 8

#8

Draco.
  • Postów: 15
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Znam kilka fajnych historii związanych z dziwnymi zdarzeniami. Większość należy do takich co to babcia lub dziadek opowiadają nam w zimowe wieczory przy kominku. Sam również byłem świadkiem kilku ciekawych zdarzeń. Jednak na początek zacznę właśnie od tych zasłyszanych opowiadań.

Kolega mieszka dość głęboko w lesie. Droga do jego domu prowadzi przez wąwóz. Na końcu drogi jest skrzyżowanie kilku dróg. Jedna prowadzi dalej w głąb lasu, druga do kolegi a trzecia do kilku innych domów. Właśnie na tym skrzyżowaniu miało miejsce ciekawe zjawisko. W latach 80 w letnie noce można było słyszeć płacz dziecka. W niektóre dni łkanie było tak głośne, że nawet dało się je słyszeć, przy otwartych oknach, siedząc w domu. W końcu, pewnego sobotniego południa, ludzie zebrali się i przeczesali teren w poszukiwaniu źródła płaczu. Nic nie znaleźli. Nikt nie odważył się szukać w nocy. Dopiero po zorganizowaniu procesji z księdzem w to miejsce i odprawieniu tam mszy wszystko się uspokoiło. Wiele razy przechodziłem przez to skrzyżowanie, w dzień, w nocy jednak nic się niezwykłego nie wydarzyło.

Użytkownik Draco edytował ten post 07.02.2012 - 11:55

  • 1

#9

NO_NAME.
  • Postów: 614
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Mojej św. pamięci prababci przyśniło się kiedyś że skreśla liczby w Toto-Lotka, konkretne liczby które po przebudzeniu pamiętała. Rodzina namawiała ją aby zagrała ale prababcia nie chciała, stwierdzając że szkoda pieniędzy i w ogóle nie wierzy w "takie zabobony". Oczywiście jak się potem okazało były to wylosowane potem liczby. Ech, jedyne czego zabrakło do wygranej to odrobiny wiary ;)
  • 1

#10

Hoofmagic.
  • Postów: 7
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Witam wszystkich.
Forum przeglądam od kilku dni i powiem szczerze, że lubię czytać historie tutaj opisywane. Postanowiłam dziś założyć konto, bo chciałabym podzielić się z Wami pewną historią mojego wujka. Usłyszałam ją dokładnie 31 sierpnia zeszłego roku, czyli w ostatni dzień wakacji. Potem bardzo bałam się sama spać. Ale do rzeczy
Mój wujek przeżył te zdarzenia jakieś 40 lat temu. Mieszkał w pewnej wsi na Pomorzu. Przed II wojną światową w jednym z tamtejszych miejsc stała figura Matki Boskiej. Za nią stał dom, w którym mieszkali jakaś dobra rodzina. Jednak kiedy nastały czasy wojny, Niemcy przyjechali do Osowa(tak się nazywa ta miejscowość) i zabili rodzinę. Na dodatek nie podobała im się święta figura, toteż postanowili ją uszkodzić, a potem wyrzucić. Jakiś czas później z niewyjaśnionych przyczyn jeden z Niemców dostał, delikatniej mówiąc "świra", tak, że zabijał wróble, a potem je jadł.. Drugiego zaś napadła jakaś dziwna choroba, krótko po niej zmarł.
Wujek twierdzi, że nie bez przyczyny Niemców spotkał taki los. Nietrudno się domyślić jaka boska moc za tym stała

Druga historia, tym razem mój wujek nie znał ją z opowieści, a sam ją przeżył.
Miał jakieś 10-11 lat, kiedy to się zdarzyło. Jego matka pojechała do sąsiedniej wsi i kazała mu przyjechać po nią z powrotem. Wujek więc wziął rower(nie pytajcie jak miał ją potem udźwignąć tym rowerem, bo może było inaczej, sama nie pamiętam dokładnie) i ruszył w stronę pobliskiej wsi. Droga ciągnęła się ładnie, gdy nagle coś zobaczył. Ujrzał jasne jak słońce promienie bijącą z jakiejś rzeczy. Zamknął oczy, otworzył - to samo! Jednak uznał to za zwykłe przywidzenie i brnął dalej. I wtedy.. zobaczył z bliższej odległości "Złotą" skrzynię z wielkimi promieniami, które świeciły coraz to mocniej. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby.. Bah! Tuż przed tajemniczym obiektem wujka rower dosłownie OBRÓCIŁ SIĘ o 180*!! Według opowiadań wujka wynika, że ta skrzynia spowodowała ten nagły obrót. Wujek nie wahał się ani chwili dłuzej i wrócił czym prędzej do domu, nie oglądając się za siebie. Mogę tu jeszcze dodać jedną istotną rzecz. Miejsce(polna droga), w którym była to skrzynia to nic innego jak dawniejsze miejsce figury Matki Boskiej. Czy to nie dziwne??
Jeszcze kilka dziwnych rzeczy działo się w tym miejscu, ale zwyczajnie tego nie pamiętam.

Wujek opowiadał też, że nieraz widział duchy swojej babci i prababci. Jak to słyszałam to oniemiałam..
Mam nadzieję, że nic nie pominęłam i z chęcią poczytacie.

Pozdrawiam
  • -1

#11

malina035.
  • Postów: 90
  • Tematów: 0
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

To ja opiszę historię ze swojej okolicy.
Niedaleko mojej miejscowości znajduje się mała miejscowość w której niezwykle gęsto przy drogach rozlokowane są krzyże. Znajdują się one również przy drogach polnych co sugeruje ich nietypowe jak na przydrożne krzyże pochodzenie. I kiedyś mojej koleżance babcia opowiedziała taką historię, a ona powtórzyła ją mnie naturalnie (tak wiem historia z drugiej ręki, ale zasłyszana z powodu zainteresowania się tą ciekawostką) tak więc podobno w tej miejscowości dosyć często widywano ogromnego czarnego psa z długim łańcuchem idącego za człowiekiem. Kiedy ktoś wracał w nocy z pola, kościoła czy... wiadomo skąd. to bardzo często goniony był właśnie przez rzeczonego psa. I tak aby zaradzić dłuższemu nękaniu ludzie stawiali krzyże wszędzie tam gdzie psisko było widziane, aż z czasem stały przy każdej drodze. Ile w tym prawdy nie wiem. Nie wiem nawet czy rzeczone krzyże jeszcze tam się znajdują.
  • 1

#12

justynanowak.
  • Postów: 2
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Babcia opowiadała mi, że jak była dzieckiem, któregoś dnia wracała z rodzicami i dwoma sąsiadami z pola. Sąsiedzi byli tam, aby pomóc prz zbieraniu siana, czy jakiejś innej pracy polowej. Nieważne. Było lato, jeszcze ciepło, około godziny 21.30, bo po skończonej pracy, zostali jeszcze na polu mniej więcej godzinę (sąsiedzi pili wódkę, jak to zwykle na wsiach bywa). To mogłabyć końcówka lat 40tych. Aut wtedy nie było, więc jechali wozem, z końmi. Wracali więc przez różne wsie, między innymi przez niewielki lasek, taką dróżką. W pewnym momencie, zerwał jakiś dziwny wiatr, trwał może kilka sekund, potem ustał. Wszystkich przeszył dreszcz z zimna, ale jechali dalej. W pewnym momencie, konie zatrzymały się i zaczęły głośno rżeć. Pląsały nogami, "stanęły dęba" i ni cholery nie chciały iść dalej. Ojciec babci, wraz z tymi sąsiadami zeszli z wozu, żeby zobaczyć, czemu zwierzeta tak dziwnie się zachowują. Obeszli cały wóz dookoła, aż ich uwagekupiło jakieś pudełko, bardziej "zawiniątko" owiniete jakimiś szmatami. Męzczyzni chcieli zobaczyc, co to jest, rozwineli te materialy, a tam bylo... martwe niemowle.

Wierzcie w to, albo nie. Ja wiem, jedno, na pewno jest to prawda i własnie dlatego, ta historia przeraża mnie bardziej niz wszytskie inne razem wziete...

Kolejną "historią", która chciałabym wam jeszcze ujawnić:

Moja babcia (tak właśnie ta o której wyzej pisałam) mieszkała sobie ze swoim synem, Pawłem i moją mamą. Rzecz działa się w 1999 roku, więc ja miałam wtedy dopiero 6 lat. Mieszkaliśmy, jak już wspomniałam w domu dziadków, całkiem spokojnie i bez większych zmartwień. Aż do marca, kiedy to mój wujo (brat mamy) zginął w wypadku samochodowym (stało się to w okolicach Łęczycy, jeśli ktoś kojarzy te tereny). Samochód go potrącił, kierowca zbiegł z miejsca wypadku. Z racji wieku, nie pamiętam już szczegółów, ale... Kiedy rodzina się o tym dowiedziała, oczywiście zapanowała rozpacz. Babcia, jako matka uczestniczyła w ubieraniu zwłok, przekładaniu do trumny, etc. Właśnie tutaj, dzieje się rzecz dość "dziwna". Jak powszechnie wiadomo, zmarły podczas pochówku ręcę ma "złożone". Nie jest tajemnicą, że ktoś musi te dłonie tak właśnie spleść. Kiedy pracownicy firmy pogrzebowej (bo chyba oni sie tym zajmowali), chcieli podjac sie tego zadania, okazalo sie ono niemozliwe... Palce były sztywne, w żaden sposób nie dało się ich poruszyć, a co dopiero spleść. Zasanie okazlo sie tak trudne, ze samą moją babcię (jego matkę) poinformowano, że chyba nie da się nic w tej kwestii zrobić, ponieważ palce mogą się połamac. I tutaj dzieje się rzecz niezywkła... Babcia przyjechała, wziela palce swojego syna w swoje i.... w jednej chwili ręka wuja "puściła", nie była już sztywna, palce bez problemu splotły się... Mało tego, babcia nie czuła na rękach chłodu, a.. ciepło. Wiem, że może nie jest to przerażające, ale prawdziwe. Pokazuje, jakie "cuda" może zdziałać relacja, miłość matki do syna...
  • 2

#13

Chykyta5.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Moja historia miala jakby swoja kontunuacje po kilku latach. Mialam 10 lat kiedy zmarla moja sasiadka. Kilka miesiecy wczesniej zmarl moj dziadek i czesto prosilam, by w moim pokoju palila sie lampka dopoki nie zasne. Kobieta zmarla w palmowa niedziele. Bylo mi jakos dziwnie i poprosilam wieczorem mame, by polozyla sie kolo mnie dopoki nie zasne. W nocy zbudzilo mnie pukanie w szybe. Moje lozko bylo ustawione tak ze lezac widzialam okno. Zobaczylam w nim opierajaca sie o parapet za oknem i osuwajaca co chwila w dol sasiadke, z mokrymi od deszczu wlosami, Niebo mialo charakterystyczny czerwonawy odcien (mozna czasem zauwazyc taka mglisto-deszczowa aure w nocy). Obok zobaczylam spiaca mame. Sasiadka pukala w okno, slyszlam wyraznie jej charakterystyczny glos. Wolala moje imie i blagala zebym otworzyla okno, pozwolila jej wejsc, poniewaz jej rodzina juz jej nie potrzebuje. Pamietam jak siadalam na lozku, probowalam zbudzic moja mame, przekrecalam sie z boku na bok, zakrywalam koldra, ale sasiadka wciaz pukala. Wydawalo mi sie, ze trwa to cala wiecznosc. Obudzilam sie rano i spojrzalam za okno. Byla piekna sloneczna pogoda. Powiedzialam do mamy, ze widzialalam , ze w nocy padalo i ze mama spala razem ze mna, ale widocznie to tylko sen. Jednak mam potweirdzila, ze polozyla sie ze mna na chwile a zbudzila sie dopiero nad ranem i padal deszcz. Opowiedzialam co widzialam w nocy. Mam nic nie skomentowala. Jednak od tamtej chwili przestalam miewac taki wewnetrzny niepokoj, nie zasypialam wiecej przy zapalonym swietle, rzadziej tez prosilam, by mama byla w boblizu poki nie zasne, czym ja bardzo zaskoczylam. Bedac juz na studiach dowiedzialam sie o samobojczej smierci chlopaka z bloku obok. Byl on sasiadem mojej przyjaciolki i znalismy sie praktycznie na czesc. Wiadomo, ze wiadomosc wywarla na mnie jakies wrazenie, ale nie bylam z nim emocjonalnie zwiazana i nie rozpamietywalam tego jakos szczegolnie. Niemal dokladnie rok po jego sierci polozylam sie spac i zamknelam oczy. Zobaczylam jego twarz z takim glupkowatym usmiechem. Doslownie chwila. Otworzylam oczy zdumiona. Co to bylo? Skad nagle on? Nie uplynely chyba 2 tyg jak dowiedzialam sie o smierci jego mamy. Nie dostrzegalam niezwyklosci w tych ''zdarzeniach'' dopoki nie odwiedzialam kolezanki mieszkajacej w tej samej klatce co ja. Rozmawialysmy sobie i jakos temat nasunal sie temat o snach. Zaczelam opowiadac jej opisane powyzej historie. ona przerwala mi i zawolala swoja mame , by rowniez posluchala. Byl to zimowy wieczor. W trakcie zaczal szczekac pies, zerwal sie i podbiegl do drzwi wejsciowych . Jej mama poderwala sie i mowi oj czekajcie ktos idzie. Otworzyla dzrzwi za ktorymi nikogo nie bylo. Swiatlo na klatce bylo zgaszone. Wrocila do nas, ja kontynuowalam opowiesc i historia z psem i drzwiami sie powtorzyla. Mama zaczela rugac psa. Za chwile kiedy dalej opowiadalam zgaslo swiatlo w mieszkaniu. Tata kolezanki sprawdzil korki w mieszkaniu. wszystko bylo wporzadku. Po jakichs 5 min swiatlo sie zapalilo. Za chwile historia ze swiatlem sie powtorzyla tak samo jak z psem. Wrocilam do domu i pytam mojej mamy co dzilo sie z tym swiatlem, na co wielce zaskoczona odpowiedziala, ze siedzi w kuchni, ma wlaczone radio od kilku godzin i caly czas swiatlo sie pali. Wcale nie gaslo. Czyzby potwierdzenie, ze to co widzialam nie bylo moja bujna wyobraznia? dodam jeszcze, ze nie bylam na pogrzebie sasiadki, ale po kilku latach bedac na cmentarzu zaczelam o niej myslec i weszlam nie wiem czemu w alejke, ktora nie zamierzalam isc, bo byla w przeciwnym kierunku niz powinnam isc. Po chwili zobaczyam nagrobek sasiadki.
  • 4

#14

maddie.
  • Postów: 4
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Gdy byłam małym dzieckiem, widziałam w swoim pokoju postać, którą wg mojej mamy opisałam jako "pani w białej sukni". Mama nikogo tam nie widziała. Cóż, podobno dzieci widzą więcej, niestety nie pamiętam tego spotkania ;)

Może to nie jest jakaś mrożąca krew w żyłach historia, powiedziałabym że jest raczej pozytywna. Kilka lat temu zmarł mój ukochany dziadek, wszyscy bardzo przeżyliśmy jego śmierć. Zawsze powtarzał że chce być pochowany ze swoimi rodzicami, w rodzinnej miejscowości, a nie tam, gdzie przez większość życia mieszkał. Niestety stało się inaczej, i dziadek został pochowany nie tam gdzie pragnął. Trochę się tym przejmowałam, wiedziałam jednak że ja nic nie zrobię, a reszta rodziny miała inne sprawy na głowie. Którejś nocy po pogrzebie dziadka miałam sen. Śniło mi się, że wykopywaliśmy jego trumnę i chcieliśmy ją przenieść. Po chwili zobaczyłam, że dziadek stoi koło mnie. Zapytał nas, co robimy, na co ja mu odpowiedziałam, że "przecież chciałeś leżeć gdzie indziej, chcemy Cię przenieść". Dziadek położył mi rękę na ramieniu i powiedział "To nie przeszkadza, nie przejmujcie się tym. Wszystko jest w porządku, to już nie ważne". Zdaję sobie sprawę, że siła sugestii robi swoje, wyobraźnia i tęsknota za bliskim zmarłym też, ale obudziłam się z poczuciem spokoju, że mimo niespełnienia woli dziadka, nie ma do nikogo pretensji.

Kolejna historia wiąże się z babcią mojej znajomej. Nie mam dowodów, że to była ona, tutaj ingerencja wyobraźni jest jeszcze bardziej prawdopodobna, ale pewnej nocy w okresie świąt Bożego Narodzenia, już leżąc w łóżku usłyszałam charakterystyczne kroki, jakby ktoś szedł, powolutku, szurając kapciami. Ten ktoś (jeśli naprawdę tam był), przystanął na chwilę w drzwiach pokoju w którym spałam, i zniknął. Następnego dnia wypytywałam wszystkich domowników czy o takiej i takiej porze wstawali do łazienki, wszyscy zaprzeczyli. W ciągu dnia zadzwoniła znajoma z informacją, że jej babcia w nocy zmarła. Wtedy zaczęłam sobie układać wszystko w całość. Może naprawdę przyszła się pożegnać, kto wie?
  • 2

#15

Agnieszka81.
  • Postów: 321
  • Tematów: 29
  • Płeć:Kobieta
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Moja historia może nie będzie zawierała jakiś specjalnych paranormalnych zjawisk, ale chcę opisać jedno ciekawe spotkanie, które zmieniło moje nastawienie do ludzi, których spotykam na swej drodze. Relacja będzie w formie krótkiego artykułu, który swego czasu został napisany dla NPNu.

Do tej pory nigdy na to nie zwracałam uwagi, aż do pewnego zadziwiającego spotkania, do którego doszło kilka dni temu. Samo to spotkanie jest czymś zaskakującym dla mnie, ale także i rozmowa, która wówczas miała miejsce.

Jako, że moja mama pracuje (w chwili pisania artykułu jeszcze pracowała, obecnie jest już na emeryturze) w szpitalu, zdarza się, że czasem tam chodzę, mając jakąś sprawę do mamy. Czasem muszę czekać, aż będzie miała wolną chwilę. Do zdarzenia, które chcę opisać doszło właśnie podczas takiego oczekiwania. Dzień był słoneczny i ciepły, tak więc postanowiłam poczekać na ławce przed szpitalem. Siedząc i obserwując co dzieje się na pobliskim parkingu nawet nie zauważyłam, jak obok mnie usiadła starsza kobieta. Wyglądała na przygnębioną i szczerze mówiąc, gdy na nią spojrzałam, zrobiło mi się smutno, mimo że jeszcze przed chwilą byłam pełna radości i optymizmu, rozkoszując się pięknym dniem. W pewnej chwili powiedziała coś takiego: „Życie jest takie krótkie, a żaden rodzic nie powinien chować swojego dziecka” (znaczenie słów było podobne). Byłam bardzo zaskoczona i nie bardzo wiedziałam co powiedzieć. Wpatrywałam się w tą kobietę w milczeniu, oczekując wyjaśnienia czy raczej sprecyzowania tego, co usłyszałam wcześniej. Jednak kobieta siedziała w milczeniu. Dopiero po około minucie powiedziała prawie szeptem: „Mój syn odszedł.” Wyciągnęła z portfela małe, czarno-białe i lekko podniszczone zdjęcie, które wsunęła mi w dłoń. Na fotografii ujrzałam uroczego chłopca w blond włosach. Mógł mieć około 7 lat. Wydusiłam tylko, że strasznie mi przykro i wówczas kobieta zaczęła opowiadać swoją zadziwiającą, ale i jakże smutną historię z lat 80-tych. Miała syna, Roberta, który miał 5 lat. Któregoś dnia zachorował i trzeba go było hospitalizować. Jako, że jego stan był ciężki, czasem któryś z rodziców czuwał przy nim nocą. Do tego zadziwiającego zdarzenia doszło którejś nocy, kiedy z synem pozostał mąż kobiety. Wróciła ona do domu, w którym był pies jej syna. Ze względu na zaistniałą sytuacje, nie mogła zmrużyć oka, a pies leżał w pokoju dziecka. W pewnym momencie, między godziną 2-3 zaczął przeraźliwie wyć. Gdy kobieta starała się uspokoić zwierzę, usłyszała dzwonek do drzwi. Poszła otworzyć, sądząc że to mąż wrócił do domu. Ku swojemu zaskoczeniu zobaczyła, że za drzwiami nie było nikogo. Po chwili zadzwonił mąż z informacją, że ich syn właśnie odszedł. Czy ów dzwonek do drzwi był sygnałem pożegnania? Czy pies wyczuł, ze jego pan odchodzi? Bardzo prawdopodobne, że właśnie tak to można interpretować.

Gdy kobieta to opowiadała, była bardzo spokojna, zapatrzona gdzieś w dal. Ja za to czułam się ogromnie poruszona. Mimo, że rozmowa ta nie trwała długo, miałam wrażenie, że siedziałam wspólnie z tą kobietą co najmniej godzinę. Potem dopiero po krótkiej analizie tego spotkania, doszłam do wniosku, że mogło to trwać około 10-15 minut. Po tej opowieści, kobieta spojrzała w moim kierunku i powtórzyła słowa, które powiedziała na początku: „Żaden rodzic nie powinien chować swojego dziecka.” Schowała zdjęcie syna i usłyszałam tylko:” Do widzenia pani”. Po czym opuściła teren szpitala, udając się w kierunku targowiska handlowego.

Nie mam pojęcia jaki cel był w tym spotkaniu? Kobieta zupełnie mi obca siada obok mnie na ławce i zaczyna opowiadać tragiczną historię z życia, a do tego tak niezwykłą. Nie odczułam zupełnie nic negatywnego. Za to historia, którą opowiedziała, dała mi do myślenia. Samo to spotkanie dało mi do myślenia. Zaczęłam zwracać baczniejszą uwagę na ludzi, których poznaję. Czy ma to jakieś znacznie, kogo poznamy? Czy jest to ustalone gdzieś „u góry”? Czy takie spotkania mają na celu nas zmienić? No i te słowa, które powtórzyła dwukrotnie:”Żaden rodzic nie powinien chować swoich dzieci”… Nie wiem, co o tym myśleć. To było niezwykłe spotkanie, które wprawiło mnie w zadumę i skłoniło do refleksji. Być może ktoś z Was również przeżył coś podobnego?
  • 10


 

Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych