Dwa satelity wielkości mikrobusu każda, spadły ostatnio z orbity na Ziemię i nikt nie ma pojęcia gdzie spadło to, co zostało z nich po przejściu przez atmosferę ziemską. Lub…. może raczej nie chce nam o tym powiedzieć. Podobnie jak nie mówi się nam wielu innych rzeczy. W końcu traktuje się nas jak dzieci, które nie tylko nie powinny wiedzieć ale także nie mają prawa zapytać o to, jaka naprawdę wygląda sytuacja w której się znajdujemy. Ta skrywana tajemnczość jest być może związana z tym, że jesteśmy jako Ziemanie – na progu wielkich odkryć w przestrzeni kosmicznej, które w sposób znaczący zmienią życie każdego mieszkańca naszej planety. Jest niemalże pewne, że coś niezwykłego czai się tuż u naszych bram gdzieś w kosmosie, bo jak inaczej wytłumaczyć np. radykalny pomysł prezydenta Kennedy’ego aby lecieć na Księżyc? W tamtych czasach Ameryka miała wiele ważniejszych spraw do zalatwienia niż ekscentryczna wyprawa na Srebrny Glob. Świat stał w oczekiwaniu na najstraszniejszą wojnę nuklearną w historii a niecierpliwe palce decydentów nie raz prześlizgiwały sie po guzikach, których naciśnięcie mogło wywołać holokaust na nieznaną do tej pory skalę – łącznie z wyginięciem całej ludzkości. W środku tego zamieszania Kennedy nieoczekiwanie zdecydował, że trzeba lecieć na Księżyc mimo, że USA w dniu ogłoszenia tego planu nie miały nawet technicznych środków by tam się dostać a na zewnątrz szalała nieobliczalna w swoich skutkach Zimna Wojna. Pytanie więc brzmi dlaczego? Co takiego znaleziono w przestrzeni kosmicznej, że dokonano gigantycznego zrywu technologicznego aby tam się dostać?
Na orbicie okołoziemskiej krąży szamoczący się w potrzasku satelita Fobos-Grunt, który miał w planach polecieć w kierunku Marsa. Teoretycznie wyprawa ta nie ma już żadnych szans aby osiągnąć cel swojej misji o ile…. o ile nie jesteśmy okłamywani. Tak Rosjanie jak i Amerykanie mają do swojej dyspozycji tą samą przestarzałą, opartą fizyce Newtona technologię rakietową (rakiety chemiczne), którą wykorzystuje się do oficjalnych wypraw na Marsa. Taki typ rakiety wykorzystano tak w przypadku niedawnego startu laboratorium Curiosity jak i do odpalenia sondy Fobos-Grunt. Ale tu konczą się podobieństwa i to nie tylko z tego powodu, że Amerykanom udał się start a Rosjanie utknęli. Planując taką wyprawę wyznacza się okno czasowe w którym położenie Ziemi wobec innych planet a w szczególności Marsa ustalone jest na tyle precyzyjnie, że pedząca w stronę Marsa rakieta nie będzie go szukać po orbicie a spotka się z nim w odpowiednim i przewidzianym wcześniej momencie. Takie okna czasowe zazwyczaj nie trwają zbyt długo. Pytanie więc brzmi: jak to się stało, że rosyjskie okno czasowe wypadło 2 tygodnie wcześniej niż amerykańskie? Oba statki kosmiczne miały lecieć dokladnie w tym samym kierunku. Oznacza to, że ktoś tu nie mówi całej prawdy….
Podobna w założeniach technologia lotów kosmicznych jaką używają Amerykanie i Rosjanie sprawia, że tak poważna różnica w ustalaniu okna czasowego, pozwalającego w optymalnym momencie poleciec w stronę Marsa jest praktycznie niemożliwa. To skłania do stworzenia zupełnie innego wniosku. Być może awaria to ściema i Rosjanie wysłali Fobos-Grunt na orbitę okołoziemska absolutnie rozmyślnie? I zaparkowali tam czekając na realne okno czasowe, które otworzy się dla zupełnie innego celu niż marsjański księżyc Fobos?
Być może wyprawa na Fobosa była tylko zasłoną dymną dla bacznie obserwujących poczynania Rosjan Amerykanów, Chińczyków a także innych nacji z kosmicznymi aspiracjami. Zasłona ta stała się kompletnie szczelna, gdy przez dwa tygodnie Rosjanie „nie mogli” nawiązać kontaktu ze swoim satelitą. Wreszcie udało się to przy pomocy radaru ESA-y w australijskim Perth. Można się zastanawiać, czy taka akcja Rosjan była ruchem zaplanowanym od dawna i trzymanym w tajemnicy przez lata, w obawie, że ktoś storpeduje supertajne przedsięwzięcie albo…. decyzję taką podjęto dosłownie w ostatniej chwili, na wysokim szczeblu, w okolicy miejsca z którego rządzi Putin. O tym możemy jedynie spekulować. Jednak trzytygodniowa odyseja rosyjskiej sondy na okołoziemskiej orbicie do takich spekulacji prowokuje. Media szybko kupiły historię o tym, że los Fobos-Grunt jest przesądzony i jest tylko kwestią czasu kiedy spali się w atmosferze. Tymczasem jak na dwa tygodnie milczenia satelita bez problemów rozłożył panele słoneczne, utrzymując wszystkie swoje systemy w pełnej gotowości. Teoretycznie satelita powinien także coraz bardziej obniżać swoją orbitę by w końcu spaść na Ziemię. Tymczasem po trzech tygodniach Fobos-Grunt jest o ok. 16 km wyżej niż był na początku. Co oznacza, że coś stabilizuje go lot i niewątpliwie jego silniki odpalają na chwilkę aby skorygować położenie pojazdu.
Sam Fobos jest niezwykle intrygującym księżycem i tak Amerykanie jak i Rosjanie poświęcają mu dużo uwagi. Przyczyna jest oczywista, bo wszystko wskazuje na to, że Fobos jest tworem sztucznym i być może wrakiem bazy kosmicznej jaka została stworzona miliony lat temu, przez bliżej nieznaną cywilizację (Pisałem o tym w art. „Fobos – strach przed nieznanym”). Rosjanie w 1988 r wysłali w jego stronę dwa statki kosmiczne – Fobos-1 i Fobos-2. Fobos-1 po miesiącu lotu w stronę Marsa utracił łączność z centrum kontroli w Moskwie. Powodem miała być awaria paneli słonecznych – w co trudno uwierzyć. Fobos-2 dotarł szczęśliwie do księżyca Fobosa i dokonał wielu interesujących obserwacji jego powierzchni, przy użyciu podczerwieni. Do dziś panuje wiele teorii na temat tego, co się stało z tym sputnikiem, który nieoczekiwanie przerwał łączność i zniknął. Jedna z ostatnich fotografii zrobionych z tej satelity pokazywała powierzchnię Marsa i… cień jakiegos potężnego pojazdu…tuż za rosyjską sondą. Niektórzy do dziś są przekonani, że satelitę zestrzelił pojazd kosmitów, jednak wszystko wskazuje na to, że był to cień Fobosa rzucony na Czerwoną Planetę. Wbrew pozorom nie jest to najbardziej interesujące zdjęcie zrobione przez rosyjski pojazd kosmiczny. Najciekawsza jest ostatnia fotografia jaką sonda wysłała do centrum kontroli lotów i przedstawia ona zbliżający się statek kosmiczny wyglądem przypominający ołówek. Ciekawe w tej historii jest to, że Rosjanie nie kryli tego spotkania a nawet wysłali jednego ze swoich kosmonautów na co większe konferencje poświęcone UFO, aby opowiedział tą niezwykłą historię. Taka chęć kooperacji ze strony zawsze skrytych Rosjan jest bardzo podejrzana i śmiało można uznać, że cala ta historia jest częścią dezinformacji.
Źródło:http://nowaatlantyda.com/2011/12/01/marsjanska-konspiracja-cz-1/