Skocz do zawartości


Zdjęcie

Genesis jeszcze raz


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
84 odpowiedzi w tym temacie

#16

dj_cinex.

    VRP UFO Researcher

  • Postów: 3305
  • Tematów: 412
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 20
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

NASIENIE ŻYCIA


Ze wszystkich tajemnic, przed jakimi staje ludzkość poszukująca wiedzy, największą jest tajemnica zwana życiem.

Teoria ewolucji wyjaśnia, jak życie rozwijało się na Ziemi, począwszy od najwcześniejszych jednokomórkowców do Homo sapiens; nie tłumaczy jednak, jak na Ziemi powstało życie. Poza pytaniem, czy jesteśmy sami, zachodzi pytanie bardziej zasadnicze: czy życie na Ziemi jest czymś wyjątkowym, czymś nie mającym precedensu w Układzie Słonecznym, w naszej Galaktyce, w całym Wszechświecie?

Według Sumerów, życie zostało przyniesione do Układu Słonecznego przez Nibiru; to właśnie Nibiru przekazało "nasiono życia" Ziemi podczas Niebiańskiej Bitwy z Tiamat. Współczesna nauka przebyła długą drogę, żeby dojść do tego samego wniosku.

Ażeby wyrobić sobie wyobrażenie, w jaki sposób na pierwotnej Ziemi mogło zacząć się życie, naukowcy musieli ustalić, a przynajmniej założyć, warunki, jakie panowały na nowo powstałej Ziemi. Czy była na niej woda? Czy była atmosfera? Czy na młodej Ziemi były dostępne główne surowce budulcowe życia, konieczne do powstania pierwszych żywych organizmów – związki wodoru, węgla, tlenu, azotu, siarki i fosforu? Suche powietrze na Ziemi zawiera obecnie 79% azotu (N2), 20% tlenu (O2) i 1 % argonu (Ar) oraz śladowe ilości innych pierwiastków (w skład atmosfery oprócz suchego powietrza wchodzi para wodna). Nie odzwierciedla to stosunków ilościowych pierwiastków w Kosmosie, gdzie wodór (87%) i hel (12%) tworzą 99% składu wszystkich pierwiastków. Uważa się dlatego (a także z innych powodów), że obecna atmosfera ziemska nie jest oryginalnym produktem Ziemi. Zarówno wodór, jak i hel są bardzo lotne; ich zmniejszona zawartość w atmosferze ziemskiej, a także stwierdzony w niej niedobór gazów "szlachetnych", takich jak neon, argon i ksenon (w stosunku do częstości ich występowania W Kosmosie), sugeruje naukowcom, że Ziemia doświadczyła "epizodu termicznego" jakieś 3,8 mld lat temu – wydarzenia znanego już moim czytelnikom...

Ogólnie mówiąc, naukowcy uważają obecnie, że atmosfera ziemska odtwarzała się początkowo z gazów wyrzucanych w czasie konwulsji wulkanicznych zranionej Ziemi. Gdy wyemitowane tymi erupcjami chmury okryły Ziemię, para wodna, w miarę jak planeta stygła, skraplała się i spadała gwałtownymi deszczami. Utlenianie skał i minerałów nasyciło atmosferę Ziemi tlenem; życie roślinne na koniec zwiększyło jeszcze bardziej zasoby tlenu i dodało dwutlenek węgla (CO2) do atmosfery; zaczęła się wtedy wymiana azotu (przy udziale bakterii).

Godne uwagi jest, że teksty starożytne w tym względzie pokrywają się z ustaleniami współczesnej nauki. Piąta tabliczka Enuma elisz, mimo że poważnie uszkodzona, opisuje tryskającą lawę jako "ślinę" Tiamat i umieszcza aktywność wulkaniczną w czasie poprzedzającym utworzenie się atmosfery, oceanów i kontynentów. Ślina – twierdzą teksty – w miarę wylewania się "zalegała warstwami". Opisana jest faza "stygnięcia" i "zbierania się chmur wodnych"; potem wzniesione zostały "posady" Ziemi i zebrały się oceany – wersję tę powtarzają wersety Genesis. Dopiero potem pojawiło się na Ziemi życie: "ziele" na kontynentach i "mrowie istot" w wodach.

Żywe komórki, nawet te najprostsze, składają się ze skomplikowanych cząsteczek, utworzonych z różnych związków organicznych, nie zaś z atomów pierwiastków. W jaki sposób cząsteczki te powstały? Jako że wiele tych związków znaleziono w innych miejscach Układu Słonecznego, przypuszcza się, że uformowały się samorzutnie, mając na to dość czasu. W 1953 roku dwóch naukowców z Uniwersytetu Chicagowskiego, Harold Urey i Stanley Miller, przeprowadzili coś, co od tamtej pory nazywane jest "najbardziej frapującym eksperymentem". W naczyniu ciśnieniowym zmieszali proste cząsteczki organiczne, złożone z metanu, amoniaku, wodoru i tlenu, rozpuścili tę miksturę w wodzie, co miało symulować "prazupę", i poddali to wszystko działaniu iskier elektrycznych, odtwarzają w ten sposób wpływ pierwotnych błyskawic. W rezultacie tego eksperymentu powstało kilka aminokwasów i hydroksykwasów – surowiec budulcowy białka, tak istotnego dla materii żywej. Później inni badacze sporządzali podobne mikstury i w odpowiedniej temperaturze naświetlili je promieniami ultrafioletowymi, poddali radiacji jonizującej, naśladującej promieniowanie słoneczne, oraz różnym promieniowaniom innego rodzaju, obecnym w pierwotnej atmosferze ziemskiej i mrocznych wodach planety. Otrzymali takie same rezultaty.

Jednakże czym innym jest wykazanie, że sama natura może w pewnych warunkach stworzyć surowiec budulcowy – nie tylko proste, lecz nawet złożone związki organiczne; inną zaś rzeczą jest tchnięcie życia w powstałe w ten sposób związki, które pozostały bezwładne w swej martwocie w komorach ciśnień. "Życie" definiowane jest jako zdolność do przyjmowania pokarmów (jakiegokolwiek rodzaju) i do rozmnażania się, a nie jako fakt samej tylko egzystencji. Nawet biblijna opowieść o stworzeniu zaznacza, że kiedy najbardziej skomplikowana na Ziemi istota – człowiek – uformowana została z "gliny", konieczna była boska interwencja, ażeby "tchnąć ducha/dech życia" w tę istotę. Bez tego, obojętne jak pomysłowo byłaby stworzona, ani nie poruszyłaby się, ani by nie żyła.

Podobnie jak astronomia w kwestiach kosmicznych, biochemia w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych odsłoniła wiele tajemnic dotyczących życia na Ziemi. Prześledzono najtajniejsze procesy żywych komórek, zrozumiano kod genetyczny, który rządzi reprodukcją, i dokonano syntezy wielu złożonych związków, wchodzących w skład najmniejszych jednokomórkowców czy komórek stworzeń bardziej rozwiniętych. Związany z tymi badaniami Stanley Miller, obecnie na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Diego, powiedział: "Nauczyliśmy się tworzyć związki organiczne z materii nieorganicznej, następnym krokiem będzie rozszyfrowanie, w jaki sposób powstają z tych związków komórki rozrodcze".

Hipoteza mrocznych wód, prazupy, zakłada, że wielkie ilości tych najwcześniejszych cząsteczek organicznych pływały w oceanie, zderzając się ze sobą, co powodowało falowanie wody, prądy czy zmiany temperatury, i ostatecznie, dzięki siłom naturalnego przyciągania, połączyły się w grupy, z których w końcu powstały polimery – substancje złożone z wielu cząsteczek, będące kluczowym budulcem organizmów żywych. Ale co wszczepiło tym komórkom pamięć genetyczną, ścisłą wiedzę, jak postępować nie zdając się na los szczęścia, jak się mnożyć, powodując wzrost całego organizmu? Konieczność włączenia w grę kodu genetycznego przy przejściu organicznej materii nieożywionej do stanu życia legła u podstaw hipotezy "stworzony z gliny".

Wylansowanie tej teorii przypisuje się wystąpieniu badaczy z Ames Research Center, ekspozytury NASA w Mountainview w Kalifornii w roku 1985, faktycznie jednak pogląd, że glina na wybrzeżach mórz pierwotnych odegrała ważną rolę w powstaniu życia na Ziemi, sformułowano publicznie na Pacyficznej Konferencji Chemików w październiku 1977 roku. James A. Lawless, szef zespołu badaczy z NASA Ames, zrelacjonował tam eksperymenty, w których proste aminokwasy (chemiczny surowiec białek) i nukleotydy (chemiczny surowiec genów) – przy założeniu, że powstały już w mrocznej oceanicznej "zupie pierwotnej" – zaczęły tworzyć łańcuchy, gdy potraktowano je gliną, zawierającą śladowe ilości metali, takich jak nikiel czy cynk, i pozwolono im wyschnąć.

Badaczy szczególnie uderzył fakt, że nikiel działał wybiórczo tylko na dwadzieścia typów aminokwasów – na te, które są wspólne wszystkim organizmom żywym na Ziemi, natomiast zawarty w glinie cynk pomagał łączyć się nukleotydom, czego efektem był związek analogiczny do kluczowego enzymu (zwanego polimerazą DNA), który spaja fragmenty materiału genetycznego we wszystkich żywych komórkach.

W roku 1985 naukowcy z Ames Research Center donieśli o znaczących postępach w zrozumieniu roli gliny w procesie prowadzącym do powstania życia na Ziemi. Odkryli, że glina ma dwie istotne dla życia właściwości: zdolność kumulowania i przekazywania energii. W warunkach pierwotnych źródłem energii poza innymi możliwymi procesami mógł być rozpad pierwiastków radioaktywnych. Wyzwalając skumulowaną energię, glina działała być może jako laboratorium chemiczne, w którym materia nieorganiczna przetwarzana była w bardziej złożone cząsteczki. Co więcej, jeden z naukowców, Armin Weiss z Uniwersytetu Monachijskiego, zawiadomił o eksperymentach, w których kryształy gliny zdawały się reprodukować z "kryształu macierzystego" – w przebiegu prymitywnego powielania; natomiast Graham Cairns-Smith z Uniwersytetu w Glasgow wyraził pogląd, że nieorganiczne protoorganizmy w glinie były "formami kierowniczymi", czyli "szablonami", z których w końcu powstały organizmy żywe.

Wyjaśniając te zagadkowe właściwości gliny – nawet tej zwykłej – Lelia Coyne, kierująca jednym z zespołów badawczych, powiedziała, że zdolność gliny do przechwytywania i transmitowania energii wynika z "błędów" w budowie kryształów gliny. Te wady mikrostruktury gliny działają jak akumulatory energii; są to miejsca, skąd wypływają chemiczne dyrektywy sterujące powstawaniem protoorganizmów.

"Jeśli ta teoria znajdzie potwierdzenie – komentował "The New York Times" – będzie wyglądać na to, że akumulacja chemicznych nieprawidłowości doprowadziła do życia na Ziemi". Mimo postępu w badaniach, jaki wnosi, teoria "życie-z-gliny" oferuje, podobnie jak teoria "pierwotnej zupy", inicjację zależną od ślepych przypadków – tutaj są to wady mikrostruktury, tam zaś przypadkowe uderzenia piorunów i zderzenia cząsteczek – co ma wyjaśnić przejście od pierwiastków do prostych cząsteczek organicznych, następnie do złożonych cząsteczek organicznych i wytłumaczyć proces przemiany materii nieożywionej w materię żywą.

Ta ulepszona teoria potrąciła okazuje się jeszcze inną strunę, co nie przeszło nie zauważone. "Teoria ta – kontynuował ťThe New York TimesŤ – kojarzy się z biblijną historią Stworzenia. W Genesis napisano: ťUkształtował Pan Bóg człowieka z prochu ziemiŤ, w zwykłym znaczeniu zaś pierwotny proch ziemi nazywany jest gliną." Nowa koncepcja i zawarta w niej analogia do historii biblijnej zasłużyły na artykuł wstępny w szacownej gazecie. Pod nagłówkiem "Niezwykła glina" wydawca napisał:

"Zwykła glina, jak się okazuje, ma dwie zasadnicze właściwości istotne dla życia. Może zachowywać energię, a także ją przekazywać. Naukowcy wnioskują więc, że glina mogła spełniać rolę ťfabryki chemicznejŤ przetwarzającej materię nieorganiczną w cząsteczki bardziej złożone. Z tych złożonych z wielu części cząsteczek zrodziło się życie – a pewnego dnia powstał człowiek.

To, że Biblia mówi od początku, że człowiek powstał z ťprochu ziemiŤ, czyli z gliny, jest oczywiste. Zachodzi wszelako intrygujące pytanie, jak często powtarzaliśmy to między sobą, nie wiedząc, o czym mówimy".

Teoria prazupy i związana z nią teoria życie-z-gliny daleko bardziej, z czego niewielu zdaje sobie sprawę, uzasadnia zapisy starożytnych. Dalsze eksperymenty, przeprowadzone przez Lelię Coyne wraz z Noamem Lahabem z Uniwersytetu Hebrajskiego w Izraelu, wykazały, że glina musi przejść proces namoczenia i wyschnięcia, aby mogła działać jak katalizator w powstawaniu krótkich łańcuchów aminokwasów. Taki proces wymaga środowiska, gdzie występuje woda na przemian z suszą; może to być suchy ląd poddany cyklicznym opadom deszczu lub przypływom i odpływom morza. Wynikające z tych eksperymentów wnioski, poparte poszukiwaniem "protokomórki", czego się podjęto w Instytucie Ewolucji Molekularnej i Komórkowej na Uniwersytecie w Miami, skłoniły badaczy do wytypowania prymitywnych glonów jako pierwszych jednokomórkowych organizmów żywych na Ziemi. Wydaje się, że znajdowane wciąż w sadzawkach i podmokłych miejscach glony niewiele się zmieniły mimo upływu miliardów lat.

Ponieważ jeszcze kilkadziesiąt lat temu nie znano żadnego przykładu świadczącego, że życie na lądzie jest starsze niż 500 mln lat, przypuszczano, iż życie, które rozwijało się z glonów, ograniczało się do oceanów. "W oceanach były glony, ląd jednak pozbawiony był życia" – twierdziły na ogół podręczniki. Ale w roku 1977 zespół naukowy pod kierownictwem Elso S. Barghoorna z Harvardu odkrył w skałach osadowych w Afryce południowej (w Suazi, w miejscu zwanym Figtree) szczątki mikroskopijnych organizmów jednokomórkowych, ocenionych na 3,1 (a być może 3,4) mld lat; były podobne do dzisiejszych błękitnozielonych glonów i przesunęły czas ewolucji pierwszych bardziej złożonych form życia na Ziemi o miliardy lat wstecz.

Do tamtej pory uważano, że ewolucyjny postęp dokonywał się głównie w oceanach, a gatunki lądowe rozwinęły się z form morskich przez pośrednią fazę życia ziemnowodnego. Jednakże obecność zielonych glonów w tak starych skałach osadowych nakazywała zrewidować tę teorię. Mimo że nie ma jednomyślności co do klasyfikacji glonów, jako że te rośliny (czy nierośliny) wykazują podobieństwo do bakterii z jednej strony, z drugiej zaś do najwcześniejszych form fauny, nie ulega wątpliwości, że zarówno zielone, jak i błękitnozielone glony są prekursorami roślin chlorofilnych – roślin, które potrzebują światła słonecznego do przetwarzania swych pokarmów w związki organiczne w procesie uwalniającym tlen. Zielone glony, choć nie mają korzeni, łodyg czy liści, zapoczątkowały florę, zieloną rodzinę, której progenitura pokrywa teraz Ziemię.

Śledzenie teorii naukowych dotyczących rozwoju życia na Ziemi pomaga należycie ocenić ścisłość zapisów biblijnych. Żeby mogły ewoluować formy życia bardziej złożone, potrzebny był tlen. Tlen stał się dostępny dopiero po rozprzestrzenieniu się glonów czy protoglonów na suchym lądzie. Te zielone, roślinopodobne formy potrzebowały środowiska skał zawierających żelazo, aby zużytkować i uwolnić tlen, żelazo bowiem "wiąże" tlen (bez tego same uległyby utlenieniu; wolny tlen był wciąż trucizną dla tych form życia). Naukowcy uważają, że gdy takie "związane żelazem formacje" osiadły na dnie oceanów (skały osadowe), jednokomórkowce rozwinęły się w wodzie w organizmy wielokomórkowe. Innymi słowy, pokrycie lądów zielonymi glonami musiało poprzedzić wyłonienie się życia oceanicznego.

I to właśnie mówi Biblia: ziele – stwierdza – stworzone zostało trzecie, go dnia, życie w wodzie natomiast nie wcześniej, aż nastał dzień piąty. Trzeciego "dnia", czyli w trzeciej fazie stworzenia, Elohim powiedział:

"Niech się zazieleni ziemia zieloną trawą,
wydającą nasienie i drzewem owocowym,
rodzącym według rodzaju swego owoc".


Obecność owoców i nasion, gdy wegetacja roślinna rozwinęła się od traw do drzew, zaznacza też przejście od rozmnażania bezpłciowego do reprodukcji płciowej. Także tutaj Biblia w swym naukowym zapisie odnotowuje przełom, jakiego według zdania uczonych dokonały glony jakieś 2 mld lat temu. Stało się to wtedy, gdy "ziele" zaczęło zwiększać ilość tlenu w atmosferze.

Wtedy, według Genesis, nie było żadnych "istot żywych" na naszej planecie – nie było ich w wodzie, w powietrzu ani na suchym lądzie. Aby w końcu mogły pojawić się kręgowce, Ziemia musiała nastawić zegary biologiczne, które wyznaczają cykl życia wszystkich form żywych na Ziemi. Konieczne było osadzenie Ziemi w jej orbitalnym i rotacyjnym wzorcu i poddanie jej wpływom Słońca i Księżyca, co początkowo manifestowało się jako okresy światła i ciemności. Tę organizację Księga Genesis wiąże z "dniem" czwartym; zaczęły wtedy następować powtarzające się okresy roku, miesiąca, dnia i nocy. Dopiero gdy wszystkie uwarunkowania i cykle astronomiczne oraz ich wpływy mocno się ustabilizowały, pojawiły się w wodzie, w powietrzu i na lądzie istoty żywe.

Współczesna nauka nie tylko potwierdza scenariusz biblijny, może też wyjaśnić powód, dlaczego starożytni autorzy w streszczeniu naukowym zwanym Genesis umieścili niebiański "rozdział" ("dzień czwarty") między "dniem trzecim" ewolucji – czasem pojawienia się najwcześniejszych form Życia – a "dniem piątym", w którym pojawiły się "istoty żywe". Taką lukę, czas mniej więcej 1,5 mld lat – od około 2 mld do 750 mln lat temu – rejestruje też współczesna nauka, mająca niewielką wiedzę o tym okresie z braku danych geologicznych i skamielin. Nauka nazywa tę erę "prekambrem"; starożytni uczeni zapełnili brak danych opisem ustanowienia relacji astronomicznych i związanych z nimi cyklów.

Chociaż nauka uważa następny okres, kambr (nazwany tak od regionu Walii, gdzie znaleziono pierwsze dane geologiczne dotyczące tego okresu), za pierwszą fazę ery paleozoiku ("dawnego życia"), nie był to jeszcze czas kręgowców – form życia wyposażonych w szkielet wewnętrzny. Pierwsze kręgowce, które Biblia nazywa "istotami żywymi", pojawiły się w wodzie około 500 mln lat temu, na lądzie zaś około 100 mln lat później, w okresach od ordowiku do karbonu. Pod koniec karbonu, jakieś 225 mln lat temu (il. 45), były już ryby i rośliny morskie, a zwierzęta ziemnowodne wychodziły na ląd. Przyciągała je roślinność lądowa, co miało znaczenie dla ich przemiany w gady; dzisiejsze krokodyle są pozostałością tej fazy ewolucyjnej.

Dołączona grafika


Następna era, mezozoik, obejmuje okresy od około 185 mln do 60 mln lat temu i bywa często nazywana "erą dinozaurów". Obok jaszczurek morskich i różnych gatunków zwierząt ziemnowodnych ewoluowały na lądzie, z dala od rojnego życia w oceanach, dwie główne linie gadów: latające, z których powstały ptaki; oraz wielka rozmaitość tych, które wędrując zdominowały Ziemię jako dinozaury, czyli "straszne jaszczury" (il. 46).

Dołączona grafika


Nie sposób czytać wersetów biblijnych z otwartym umysłem, nie uświadamiając sobie, że w opisie stworzenia w "dniu" piątym Genesis przedstawia wyżej wymieniony rozwój wydarzeń:

"Potem rzekł Elohim:
Niech zaroją się wody mrowiem istot żywych,
a ptactwo niech lata nad ziemią pod sklepieniem niebios.
I stworzył Elohim wielkie gady
i wszelkie istoty żywe, które pełzają
i które pływają w wodach,
według ich rodzajów,
nadto wszelkie ptactwo skrzydlate według rodzajów jego.
I błogosławił im Elohim mówiąc:
Rozradzajcie się i rozmnażajcie się,
i napełniajcie wody w morzach,
a ptactwo niech się rozmnaża na ziemi".


Nie można przeoczyć w tych wersetach Genesis intrygującej wzmianki o "wielkich gadach", co jest określeniem dinozaurów. Użyty tu termin hebrajski, taninim (liczba mnoga rzeczownika tanin), różnie jest tłumaczony jako "wąż morski", "potwory morskie" albo "krokodyl". Pod tym hasłem czytamy w Encyclopaedia Britannica: "Krokodyle są ostatnim żyjącym ogniwem łączącym dzisiejszą faunę z prehistorycznymi gadami (dinozaurami); są jednocześnie najbliżej spokrewnione ze współczesnymi ptakami". Całkiem słuszny wydaje się wniosek, że mówiąc "wielkie Taninim" Biblia określa nie po prostu wielkie gady, lecz dinozaury – nie dlatego, że Sumerowie widzieli dinozaury, lecz dlatego, że naukowcy Anunnaki z pewnością byli świadomi przebiegu ewolucji na Ziemi, przynajmniej na tyle, co dzisiejsi uczeni.

Nie mniej intrygujący jest porządek, w jakim starożytny tekst wymienia te trzy gromady kręgowców. Przez długi czas naukowcy wyrażali pogląd, że ptaki rozwinęły się z dinozaurów, gdy te gady zaczęły przystosowywać się do szybowania, aby ułatwić sobie skoki z gałęzi na gałąź w poszukiwaniu pokarmu. Inna teoria głosi, że przodkami ptaków były ciężkie, "przykute" do ziemi dinozaury, które wykształciły zdolność do szybszego biegu dzięki rozwojowi worków powietrznych w kościach, co obniżyło ich wagę. Znaleziona skamielina Deinonychusa ("o strasznych pazurach"), szybkiego biegacza, którego szkielet ogona przybrał kształt pióra (il. 47), zdaje się potwierdzać tę drugą wersję powstania ptaków. Inne odkryte skamieniałe szczątki, zwierzęcia zwanego teraz Archeopteryksem ("dawne pióro" – il. 48a), uznano za "brakujące ogniwo", które łączy dinozaury z ptakami, z czego rozwinięto teorię, że te dwie grupy – dinozaury i ptaki – miały dawnego wspólnego przodka na lądzie w początkach triasu. Lecz nawet takie przesunięcie wstecz czasu pojawienia się ptaków zaczęto kwestionować, gdy znaleziono więcej skamielin Archeopteryksa (w Niemczech); wynikało z nich, że ten stwór był ogólnie rzecz biorąc w pełni rozwiniętym ptakiem (il. 48b), który nie ewoluował z dinozaurów, lecz raczej bezpośrednio ze znacznie wcześniejszego przodka, żyjącego kiedyś w morzu.

Dołączona grafika

Dołączona grafika

Dołączona grafika


Źródła biblijne zdają się być świadome wszystkich tych zjawisk. Biblia nie wylicza dinozaurów przed ptakami (jak robili to uczeni przez pewien czas); wymienia ptaki przed dinozaurami. Dysponując tak skąpą liczbą odkrytych skamielin i niekompletnymi danymi, paleontolodzy mogą jeszcze znaleźć świadectwa wskazujące na to, że pierwsze ptaki miały więcej wspólnego z życiem morskim niż z pustynnymi jaszczurkami.

Jakieś 65 mln lat temu nadszedł gwałtowny kres ery dinozaurów; teorie dotyczące przyczyn tego końca są różne. Mówi się o zmianach klimatycznych, epidemii wirusowej, zagładzie spowodowanej "Gwiazdą Śmierci". Bez względu na przyczynę, był to wyraźny koniec jednego okresu ewolucyjnego i początek następnego. Wedle Genesis, był to poranek "dnia" szóstego. Współczesna nauka nazywa tę erę kenozoikiem ("nowym życiem"); rozprzestrzeniły się wtedy na Ziemi ssaki. Biblia tak o tym mówi:

"Potem rzekł Elohim:
Niech wyda ziemia istotę żywą
według rodzaju jej:
bydło, płazy,
i dzikie zwierzęta
według rodzajów ich.
I tak się stało.
I uczynił Elohim dzikie zwierzęta
według rodzajów ich,
i bydło według rodzajów jego,
i wszelkie płazy ziemne według rodzajów ich".


Biblia jest tu w pełni zgodna ze współczesną nauką. Konflikt między kreacjonistami a ewolucjonistami zawęźla się wokół interpretacji tego, co nastąpiło później – wokół kwestii pojawienia się człowieka na Ziemi. Zajmiemy się tym tematem w następnym rozdziale. W tym miejscu można by się spodziewać, że prymitywne, czyli nieświadome rzeczy społeczeństwo, widząc jak bardzo człowiek przewyższa zwierzęta, mogłoby sądzić, że człowiek jest najstarszym stworzeniem na Ziemi, a więc najbardziej rozwiniętym, najmądrzejszym. Warto zauważyć, że Księga Genesis wcale tego nie mówi. Przeciwnie, zapewnia, że człowiek pojawił się późno na Ziemi. Nie jesteśmy najdawniejszą historią ewolucji, lecz tylko jej kilkoma ostatnimi stronicami. Współczesna nauka z tym się zgadza.

Dokładnie tego uczyli Sumerowie w swoich szkołach. Jak czytamy w Biblii, dopiero po przebiegu wszystkich tych "dni" stworzenia, dopiero po "wszelkich rybach morskich, wszelkim ptactwie skrzydlatym, wszelkich zwierzętach na ziemi i wszelkich płazach pełzających po ziemi stworzył Elohim Adama".

Szóstego "dnia" stworzenia praca Boga na Ziemi dobiegła końca.

"Tak – stwierdza Genesis – zostały ukończone niebo i ziemia."

A więc do chwili stworzenia człowieka współczesna nauka i starożytna wiedza idą wspólną drogą; lecz nakreślając kurs ewolucji, nauka współczesna pominęła wyjściową kwestię powstania życia jako rzecz odrębną od jego przemiany i rozwoju.

Teorie prazupy i życia-z-gliny sugerują jedynie, że dysponując surowcem i warunkami, życie mogło powstać samorzutnie. Ów pogląd, że elementarne surowce na stworzenie życia, takie jak amoniak i metan (najprostsze związki stałe azotu i wodoru oraz węgla i wodoru) mogły powstać same w procesach natury, wydaje się znajdować wsparcie w niedawnym odkryciu, iż te związki występują, i to nawet obficie, na innych planetach. Ale jak te związki chemiczne zaczęły żyć?

To, że taki wyczyn jest możliwy, jest oczywiste; życie pojawiło się na Ziemi, są na to dowody. W rozważaniach na temat istnienia życia w takiej czy innej formie w innym miejscu Układu Słonecznego i prawdopodobnie w innych galaktykach, zakłada się możliwość przemiany materii nieożywionej w materię żywą. A więc kwestią jest nie to, czy taka rzecz może się wydarzyć, lecz to, jak to się stało tutaj na Ziemi?

Dla życia, jakie widzimy na Ziemi, konieczne są dwa podstawowe związki organiczne: białka, które spełniają wszystkie złożone funkcje przemiany materii żywych komórek, oraz kwasy nukleinowe, które są nośnikami kodu genetycznego i sterują procesami zachodzącymi w komórkach. Te dwa związki organiczne funkcjonują w jednostce zwanej komórką, która sama w sobie jest organizmem bardzo skomplikowanym, zdolnym wyzwalać nie tylko własną reprodukcję, lecz odtworzenie całego osobnika, stanowiąc zaledwie jego pojedynczą, drobniutką część. Aby stać się białkami, aminokwasy muszą utworzyć długie i skomplikowane łańcuchy. W komórce wykonują swoje zadanie według instrukcji zawartych w kwasie nukleinowym (DNA – kwas dezoksyrybonukleinowy) i przekazywanych przez inny kwas nukleinowy (RNA – kwas rybonukleinowy). Czy przypadkowość warunków przeważająca na pierwotnej Ziemi mogła spowodować, że aminokwasy złożyły się w łańcuchy? Mimo najróżniejszych usiłowań i teorii (głośne eksperymenty przeprowadził Clifford Matthews z Uniwersytetu w Illinois), wszystkie próbowane przez naukowców drogi wymagały bardziej "skoncentrowanej energii" niż była dostępna wówczas na Ziemi.

Czy w takim razie DNA i RNA istniały na Ziemi wcześniej niż aminokwasy? Postępy w genetyce i odsłonięcie tajemnic żywej komórki powiększyło raczej niż zmniejszyło liczbę problemów. Odkrycie przez Jamesa D. Watsona i Francisa H. Cricka w 1953 roku struktury DNA w formie podwójnej spirali uwidoczniło ogromną złożoność budowy tych kluczowych dla życia substancji. Stosunkowo wielkie cząsteczki DNA tworzą dwa skręcone łańcuchy, połączone "szczeblami" złożonymi z bardzo skomplikowanych związków organicznych (oznaczanych na wykresach początkowymi literami nazw tych elementów, A-G-C-T). Owe cztery nukleotydy mogą łączyć się w pary w sekwencjach nieskończenie zróżnicowanych; wiążą je związki rybozy (il. 49) występujące na przemian z fosforanami. Kwas nukleinowy RNA jest nie mniej skomplikowany; tworzą go cztery nukleotydy, oznaczane literami A-G-C-U; może zawierać tysiące kombinacji.

Dołączona grafika


Ile czasu potrzebowała ewolucja, żeby wytworzyć na Ziemi tak złożone związki, bez których życie jakie znamy nigdy by się nie rozwinęło? Wiek skamieniałych szczątków znalezionych w 1977 roku w Afryce południowej określono na 3,1 do 3,4 mld lat. Odkrycie tych mikroskopijnych, jednokomórkowych organizmów było sensacją; w roku 1980 w Australii zachodniej znaleziono jednak coś jeszcze bardziej zdumiewającego. Zespół pod kierownictwem J. Williama Schopfa z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles odkrył skamieniałe szczątki organizmów, które oprócz tego, że znacznie starsze – 3,5 mld lat – były nadto wielokomórkowe i wyglądały pod mikroskopem jak złożone z segmentów włókna (il. 50). Organizmy te były już, 3,5 mld lat temu, wyposażone zarówno w aminokwasy, jak i w skomplikowane kwasy nukleinowe – związki przekazujące informację genetyczną; reprezentowały zatem nie początek rozwoju życia na Ziemi, lecz jego zaawansowane stadium.

Dołączona grafika


Znaleziska owe zapoczątkowały coś, co można nazwać poszukiwaniem pierwszego genu. W coraz większym stopniu naukowcy skłaniają się do opinii, że przed glonami były bakterie. "Trudno w to uwierzyć, ale patrzymy na komórki, które są bezpośrednimi, morfologicznymi szczątkami samych insektów" – stwierdził Malcolm R. Walter, australijski członek zespołu. "Wyglądają jak dzisiejsze bakterie" – dodał. Ściślej mówiąc, wyglądały jak pięć różnych gatunków bakterii, których budowa "była niemal identyczna z budową kilku współczesnych gatunków".

Pogląd, że reprodukcja na Ziemi zaczęła się wraz z bakteriami, które poprzedzały glony, wydał się bardziej dorzeczny, odkąd postępy w genetyce odsłoniły fakt, że wszelkie życie na Ziemi, od form najprostszych do najbardziej złożonych, charakteryzują te same "składniki" genetyczne i około dwudziestu tych samych zasadniczych aminokwasów. Tak więc wiele wczesnych badań i eksperymentów doskonalących techniki inżynierii genetycznej przeprowadzono na skromnej bakterii Eschericha coli (w skrócie E. coli); która powoduje biegunkę u ludzi i zwierząt. Ale nawet ta maleńka, jednokomórkowa bakteria, która nie rozmnaża się płciowo, lecz przez podział, ma prawie 4000 różnych genów!

To, że bakterie odegrały rolę w postępie ewolucyjnym, wynika nie tylko z faktu, iż tak wiele wodnych, roślinnych i bardziej rozwiniętych, zwierzęcych organizmów potrzebuje bakterii do wielu ważnych procesów życiowych, lecz także z odkryć – najpierw w Pacyfiku, potem w innych morzach – że dzięki bakteriom możliwe są głębinowe formy życia, których przemiana materii nie zależy od fotosyntezy, lecz polega na wymianie związków siarki. Nazywając takie bakterie "archeobakteriami", zespół prowadzony przez Carla R. Woese'a z Uniwersytetu w Illinois datował je na 3,5 i 4 mld lat. Wiek ten potwierdziły odkrycia dokonane w 1984 roku w jeziorze australijskim przez Hansa Fricke z Instytutu Maxa Plancka oraz przez Karla Stettera z Uniwersytetu w Ratyzbonie.

Osady znalezione na Grenlandii zachowały ślady chemiczne wskazujące na przebieg fotosyntezy już 3,8 mld lat temu. A więc wszystkie te odkrycia wykazują, że w tych czterech niezgłębionych miliardach lat, w początkowym okresie kilkuset mln lat były na Ziemi płodne bakterie i archeobakterie o znacznym zróżnicowaniu gatunków. Jeszcze świeższe badania ("Nature" z 9.11.1989) skłoniły dostojne grono naukowców pod przewodnictwem Normana H. Sleepa z Uniwersytetu Stanforda do wniosku, że "okno czasu", w którym pojawiło się życie na Ziemi, obejmowało 200 mln lat między 4 a 3,8 mld lat temu. "Wszystko, co żyje dzisiaj" – stwierdzili – ewoluowało z organizmów, które powstały w tamtym Oknie Czasu": Nie próbowali jednak ustalić, jak powstało wówczas życie.

Opierając się na różnych dowodach, włącznie z bardzo miarodajnymi wskazaniami izotopów węgla, naukowcy konkludują, że bez względu na to, w jaki sposób powstało życie, zaczęło się ono około 4 mld lat temu. Dlaczego właśnie wtedy, a nie wcześniej, kiedy formowała się planeta, jakieś 4,6 mld lat temu? Wszystkie badania naukowe prowadzone na Ziemi, a także na Księżycu, wskazują na czas 4 mld lat, wszystko zaś, co współczesna nauka może zaoferować w próbie wyjaśnienia, mieści się w pojęciu jakiegoś "kataklizmu". Żeby wiedzieć więcej, trzeba przeczytać teksty sumeryjskie...

Odkąd skamieliny i inne dowody wykazały, że komórkowe organizmy zdolne do reprodukcji (bakterie czy archeobakterie) istniały już na Ziemi zaledwie 200 mln lat po inicjalnym otworzeniu się okna czasu, naukowcy zaczęli poszukiwać "esencji" życia raczej niż organizmów będących jego produktami: zaczęli szukać śladów samych DNA i RNA. Wirusy, które sącząstkami kwasu nukleinowego, starającymi się znaleźć odpowiednie komórki, aby się w nich mnożyć, przeważają nie tylko na lądzie, lecz także w wodzie, co skłoniło niektórych do przypuszczeń, że wirusy mogły istnieć przed bakteriami. Ale co sprawiło, że są zbudowane z kwasu nukleinowego?

Nowy kierunek badań zapoczątkował kilka lat temu Leslie Orgel z Instytutu Salka w La Jolla w Kalifornii, gdy rzucił myśl, że prostszy RNA mógł poprzedzać bardziej skomplikowany DNA. Choć RNA tylko przekazuje informacje genetyczne zawarte w planie działania DNA, inni badacze, a wśród nich Thomas R. Cech i jego współpracownicy z Uniwersytetu w Kolorado, a także Sidney Altman z Uniwersytetu Yale, wnioskowali, że jakiś rodzaj RNA mógł katalizować samoistnie w pewnych warunkach. Wszystko to doprowadziło do badań komputerowych, jakim poddano pewien rodzaj RNA (transfer-RNA), co przedsięwziął Manfred Eigen, laureat nagrody Nobla. W rozprawie opublikowanej w "Science" 12.05.1989 on i jego koledzy z niemieckiego Instytutu Maxa Plancka podali, że sytuując transfer-RNA na Drzewie Życia, doszli do ustalenia wieku kodu genetycznego na Ziemi; wynosi on nie więcej niż 3,8 mld lat, z dokładnością do 600 mln lat. W tamtym czasie – powiedział Manfred Eigen – mógł się pojawić pierwotny gen, "którego posłaniem było zalecenie biblijne ťRozradzajcie się i rozmnażajcie się, i napełniajcie ziemięŤ". Jeśli margines przesunięcia w czasie miałby być, jak na to wygląda, dodatni – czyli określałby większą liczbę lat niż 3,8 mld – "można by to wyjaśnić tylko pozaziemskim powstaniem życia", dodali autorzy uczonej rozprawy.

W podsumowaniu czwartej Konferencji o Pochodzeniu Życia Lynn Margulis przewidziała tę zdumiewającą konkluzję. "Uznajemy obecnie, że jeśli nasz reprodukujący się system powstał na wczesnej Ziemi, to musiał pojawić się bardzo szybko – w przeciągu milionów, nie miliardów lat" stwierdziła. I dodała:

"Główny problem, inspirujący te konferencje, być może zdefiniowany nieco lepiej, pozostaje jak dotychczas nie rozwiązany. Czy nasza materia organiczna powstała w przestrzeni międzygwiazdowej? Znajdująca się w powijakach nauka radioastronomii dostarczyła dowód, że pewna ilość drobniejszych cząsteczek organicznych tam istnieje".

Piszący w 1908 roku Svante Arrhenius (World in the Making) postawił hipotezę, że zarodniki niosące życie dotarły na Ziemię dzięki ciśnieniu fal światła gwiazdy z innego układu planetarnego, gdzie życie rozwinęło się o wiele wcześniej niż na Ziemi. Pogląd ten stał się znany jako "teoria panspermii"; zaniknął na peryferiach oficjalnej nauki, ponieważ w tamtym czasie skamielina po skamielinie zdawały się potwierdzać teorię ewolucji jako niepodważalne wyjaśnienie powstania życia na Ziemi.

Odkrywanie skamielin wnosiło jednak nowe pytania i mnożyło wątpliwości do tego stopnia, że w roku 1973 laureat nagrody Nobla (obecnie Sir) Francis Crick wraz z Leslie Orgelem w rozprawie zatytułowanej "Zamierzona panspermia" ("Icarus", t. 19) wskrzesili ideę zasiania Ziemi pierwszymi organizmami czy zarodnikami ze źródła pozaziemskiego – jednakże nie przypadkiem, lecz w wyniku "zamierzonego działania pozaziemskiego społeczeństwa". Podczas gdy nasz Układ Słoneczny uformował się zaledwie 4,6 mld lat temu, inne układy planetarne we Wszechświecie mogły powstać 10 mld lat wcześniej; okres między utworzeniem się Ziemi a pojawieniem się życia na Ziemi jest o wiele za krótki, czego nie można powiedzieć o sześciu miliardach lat danych temu procesowi w innych układach planetarnych. "Taka ilość czasu wystarcza, żeby zaawansowane technologicznie społeczeństwa zaistniały w jakiejś galaktyce nawet przed powstaniem Ziemi" – twierdzą Crick i Orgel. Sugerują więc, żeby społeczność naukowa "rozważyła nową teorię ťinfekcjiŤ, a mianowicie możliwość rozmyślnego zasiania prymitywnej formy życia na Ziemi przez zaawansowane technologicznie społeczeństwo z innej planety". Uprzedzając zarzut krytyki – jaki rzeczywiście podniesiono – że żadne żyjące zarodniki nie mogłyby przetrwać w rygorach przestrzeni kosmicznej, przedstawili hipotezę, iż te mikroorganizmy nie płynęły swobodnie w przestrzeni, lecz były umieszczone w specjalnie zaprojektowanym statku kosmicznym i odpowiednio chronione w środowisku podtrzymującym życie.

Mimo nie kwestionowanej legitymacji naukowej Cricka i Orgela, ich teoria zamierzonej panspermii spotkała się ze sceptycyzmem, a nawet drwiną. Ale nowsze postępy naukowe zmieniły te postawy; nie tylko z powodu zwężenia Okna Czasu do zaledwie 200 mln lat, co niemal wyklucza (z braku czasu) możliwość ewolucji na Ziemi istotnego materiału genetycznego. Zwrot w opinii nastąpił także dzięki odkryciu, że spośród niezliczonego mnóstwa aminokwasów, jakie istnieją, tylko około dwudziestu wchodzi w skład wszystkich organizmów żywych na Ziemi, bez względu na typ tych organizmów i czas ich ewolucji; i że ten sam DNA, utworzony z tych samych nukleotydów – tych i nie innych – obecny jest we wszystkim, co żyje na Ziemi.

Dlatego właśnie uczestnicy przełomowej ósmej Konferencji o pochodzeniu życia, zorganizowanej w 1986 roku w Berkeley w Kalifornii, odrzucili dotychczasowy pogląd o przypadkowym powstaniu życia, zawarty w hipotezach prazupy i życia-z-gliny, ponieważ według obu tych hipotez wraz z różnorodnością form życia powinna zaistnieć różnorodność kodów genetycznych. Zamiast tego – zgodzili się wszyscy uczestnicy konferencji – "wszelkie życie na Ziemi, od bakterii przez sekwoje do ludzi, rozwinęło się z pojedynczej komórki, odziedziczonej po przodkach".

Ale skąd się wzięła ta pojedyncza, odziedziczona po przodkach komórka? Dwustu osiemdziesięciu pięciu naukowców z dwudziestu dwóch krajów nie zaaprobowało sugestii, wysuwanej przez niektórych, że w pełni uformowane komórki zostały zasiane na Ziemi z przestrzeni kosmicznej. A chociaż wielu było skłonnych rozważyć możliwość "zwiększenia podaży organicznych prekursorów życia z Kosmosu". Kiedy wszystko zostało już powiedziane i zrobione, zgromadzonym naukowcom pozostał tylko jeden kierunek badań, jaki mógłby spełnić nadzieję znalezienia odpowiedzi na zagadkę pochodzenia życia na Ziemi: eksploracja Kosmosu. Proponowano, żeby badania te objęły przestrzeń od Ziemi do Marsa, Księżyca, Tytana (satelity Saturna), bo ich mniej skażone środowiska mogły lepiej zachować ślady początków życia.

Oczywiste jest przy tym, że obranie takiego kierunku badań odzwierciedla akceptację założenia, iż życie nie ogranicza się do Ziemi. Pierwszą przyczyną tego założenia jest obfitość dowodów, że związki organiczne przenikają Układ Słoneczny i przestrzeń poza Układem. Dane dostarczone przez sondy kosmiczne omówione zostały w poprzednim rozdziale; dane wskazujące na obecność w Kosmosie związków organicznych i pierwiastków wchodzących w skład takich związków są tak obszerne, że musimy ograniczyć się tutaj do kilku tylko przykładów. W 1977 roku międzynarodowy zespół astronomów pracujący w Instytucie Maxa Plancka odkrył cząsteczki wody poza naszą Galaktyką. Gęstość pary wodnej była taka sama jak w Galaktyce ziemskiej; według Otto Hachenberga z Bońskiego Instytutu Radioastronomii odkrycia te dają podstawę do wnioskowania, że "w jakimś innym miejscu istnieją warunki, które są, podobnie jak warunki ziemskie, odpowiednie dla życia". W roku 1984 naukowcy z Goddard Space Center znaleźli "oszałamiająco wiele cząsteczek, włącznie z zaczątkami chemii organicznej" w przestrzeni międzygwiazdowej. Odkryli, jak powiedział Patrick Thadeus z Instytutu Badań Kosmicznych Centrum Goddard Space, "skomplikowane cząsteczki, złożone z tych samych atomów, które wchodzą w skład żywej tkanki"; "uzasadnione jest przypuszczenie, że te związki zostały złożone na Ziemi w czasie, gdy się formowała, i że ostatecznie dały one początek życiu". W roku 1987, by powołać się na jeszcze jeden przykład, aparatura NASA wykryła, że eksplodujące gwiazdy (supernowe) wyrzucają większość z dziewięćdziesięciu kilku pierwiastków, włącznie z węglem, jakie są zawarte w żywych organizmach na Ziemi.

W jaki sposób te istotne dla życia związki, w postaci umożliwiającej rozwój życia na Ziemi, dotarły na Ziemię z dalszego czy bliższego Kosmosu? Wchodzą tu w grę jak zwykle komety, meteory, meteoryty i uderzające planetoidy. Szczególne zainteresowanie naukowców budzą meteoryty zawierające krystaliczne skupienia węgla, uważane za przykłady najbardziej pierwotnej materii w Układzie Słonecznym. W roku 1969 znaleziono taki chondryt w pobliżu Murchison w stanie Wiktoria w Australii; meteoryt ten ujawnił szereg związków organicznych, włącznie z aminokwasami i zasadami azotowymi, które obejmowały wszystkie związki występujące w DNA. Według Rona Browna z Uniwersytetu Monasha w Melbourne, badacze znaleźli nawet w tym meteorycie "struktury przypominające prymitywną formę komórki".

Do tamtej pory chondryty węglowe, zebrane po raz pierwszy we Francji w 1806 roku, uważano za dowód bezwartościowy, ponieważ, jak tłumaczono, ich przypominające formy życia związki są zanieczyszczeniami pochodzenia ziemskiego. Ale w roku 1977 dwa meteoryty tego typu znaleziono zagrzebane w lodowym pustkowiu Antarktyki, gdzie nie było możliwości zanieczyszczenia. Te oraz inne fragmenty meteorytów, zebrane w innym miejscu Antarktyki przez naukowców japońskich, okazały się bogate w aminokwasy i zawierały co najmniej trzy nukleotydy (A, G i U z genetycznego "alfabetu"), które tworzą DNA i/lub RNA. Roy S. Lewis i Edward Anders wnioskowali ("Scientific American", sierpień 1983), że "chondryty węglowe, meteoryty najbardziej pierwotne, złożone są z materii powstałej poza Układem Słonecznym, włącznie z materią wyrzucaną przez supernowe i inne gwiazdy". Datowanie węglem radioaktywnym ustaliło wiek tych meteorytów na 4,5 do 4,7 mld lat, co oznacza, że są równie stare jak Ziemia lub nawet starsze.

Wskrzeszając niejako dawne wierzenia, iż komety powodują plagi na Ziemi dwóch wybitnych naukowców brytyjskich, Sir Fred Hoyle i Chandra Wickramasinghe, wysunęło w "New Scientist" z 17.11.1977 sugestię, że "życie na Ziemi zaczęło się wtedy, gdy zabłąkana kometa, niosąca surowiec budulcowy życia, uderzyła w pierwotną Ziemię". Mimo krytycznej postawy innych naukowców, uczeni ci nalegali na dalsze rozpracowywanie tej teorii na konferencjach naukowych; domagali się tego w swych książkach (Lifecloud i innych) i publikacjach, oferując za każdym razem coraz bardziej ważkie argumenty na poparcie swej tezy, "że około 4 mld lat temu życie pojawiło się wraz z kometą".

Przeprowadzone niedawno bliższe badania komet, jak np. Halleya, wykazały, że komety, podobnie jak inni posłańcy z dalekiej przestrzeni kosmicznej, zawierają wodę oraz inne życiodajne związki. Odkrycia te skłoniły innych astronomów i biofizyków do uznania uderzeń komet za czynnik, który mógł odegrać rolę przy powstawaniu życia na Ziemi. Mówiąc słowami Armanda Delsemme z Uniwersytetu w Toledo: "duża liczba komet uderzających w Ziemię mogła wprowadzić substancje potrzebne do utworzenia aminokwasów; cząsteczki obecne w naszych ciałach znajdowały się prawdopodobnie kiedyś w kometach".

Gdy postępy naukowe umożliwiły bardziej zaawansowane badania meteorytów, komet i innych obiektów astronomicznych, okazało się, że zawierają one jeszcze więcej związków istotnych dla życia. Naukowcy nowej szkoły, nazywani "exobiologami", znaleźli w tych ciałach niebieskich nawet izotopy i inne pierwiastki świadczące o tym, że te ciała pochodzą sprzed czasu powstania Układu Słonecznego. A zatem pochodzenie życia spoza Układu w którym ostatecznie ewoluowało, jest hipotezą coraz bardziej akceptowaną. Spór między zespołem Hoyle-Wickramasinghe a innymi koncentruje się teraz wokół zagadnienia, czy "zarodniki" – prawdziwe mikroorganizmy – raczej, czy sam tylko surowiec budulcowy związków organicznych, zostały dostarczone na Ziemię za pośrednictwem komet i meteorytów.

Czy "zarodniki" mogłyby przetrwać promieniowanie i zimno panujące w przestrzeni kosmicznej? Sceptycyzm wobec tej możliwości został wydatnie rozwiany eksperymentami przeprowadzonymi w Holandii na Uniwersytecie w Zejdzie w roku 1985. Pisząc o tym w "Nature" (t. 316), astrofizyk J. Mayo Greenberg i jego współpracownik Peter Weber zauważyli, że byłoby to możliwe, gdyby "zarodniki" podróżowały w otoczce z cząsteczek wody, metanu, amoniaku i tlenku węgla – wszystkie te związki są łatwo dostępne na innych ciałach niebieskich. Panspermia, stwierdzili, była więc możliwa.

A co można powiedzieć o panspermii zamierzonej, rozmyślnym obsianiu Ziemi przez inną cywilizację, co sugerowali wcześniej Crick i Orgel? W ich ujęciu "otoczka" chroniąca zarodniki nie składała się z niezbędnych związków, lecz była statkiem kosmicznym, w którym mikroorganizmy podróżowały zanurzone w odżywkach. Nie zrażeni tym, że ich propozycja zakrawa na science fiction, ci dwaj naukowcy mocno obstają przy swoim "teoremacie". "Chociaż brzmi cokolwiek fantastycznie – napisał Sir Francis Crick w ťNew York TimesŤ z 26.10.1981 – teza ta z naukowego punktu widzenia jest całkowicie do przyjęcia." Jeśli się przewiduje, że ludzkość mogłaby pewnego dnia wysłać "nasiona życia" do innych światów, dlaczego nie miałaby tego zrobić w dalekiej przeszłości jakaś wyższa cywilizacja w innym miejscu Kosmosu?

Lynn Margulis, pionierka konferencji o pochodzeniu życia, a obecnie członkini U.S. National Academy of Sciences, twierdzi w swych pracach i wywiadach, że wiele organizmów, gdy napotka niesprzyjające warunki, "wytwarza mocną otoczkę – nazwaną przez Margulis propagule – jaka może zapewnić bezpieczne przeniesienie materiału genetycznego w bardziej gościnne środowisko" ("Newsweek" z 2.10.1989). Jest to naturalna "strategia przetrwania", która tłumaczy "kosmiczny wiek zarodników"; znajdzie zastosowanie w przyszłości, ponieważ była stosowana w przeszłości.

W szczegółowym raporcie w "The New York Times" z 6.09.1988 dotyczącym poczynionych ostatnio postępów na tym polu badań, pod nagłówkiem "NASA szuka w niebie wskazówek do rozwiązania zagadki pochodzenia życia na Ziemi" Sandra Blakeslee podsumowała najnowszą myśl naukową w taki sposób:

"Niedawne odkrycie, że komety, meteory i pył międzygwiazdowy przenoszą duże ilości złożonych substancji organicznych, a także niezbędnych dla żywych komórek pierwiastków, wytycza nowy kierunek poszukiwań śladów początków życia.

Naukowcy uważają, że Ziemia i inne planety zostały zasiane z Kosmosu tymi potencjalnymi elementami budulcowymi życia".

"Zasiane z Kosmosu" – to samo napisali tysiące lat temu Sumerowie!

Godne uwagi jest, że w swych pracach Chandra Wickramasinghe często odwoływał się do pism greckiego filozofa Anaksagorasa, który około 500 lat prz. Chr. głosił, że "nasiona życia" przenikają Wszechświat, gotowe się uaktywnić i stworzyć życie, gdziekolwiek znajdą odpowiednie środowisko. Anaksagoras pochodził z Azji Mniejszej i jak wielu wczesnych greckich uczonych czerpał z mezopotamskich pism i tradycji.

Po sześciu tysiącach lat wędrówki okrężną drogą współczesna nauka powróciła do sumeryjskiego scenariusza, w którym przybysz z dalekiego Kosmosu przynosi nasiono życia do Układu Słonecznego i przekazuje Gai podczas Niebiańskiej Bitwy.

Anunnaki, zdolni do podróży kosmicznych pół miliarda lat przed nami, odkryli ten fenomen odpowiednio wcześniej niż my; w tym względzie współczesna nauka po prostu dogania starożytną wiedzę.

C.D.N.


  • 0



#17

zoltan.
  • Postów: 27
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Jeszcze, please! :smile:
  • 0

#18

dj_cinex.

    VRP UFO Researcher

  • Postów: 3305
  • Tematów: 412
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 20
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

ADAM: NIEWOLNIK STWORZONY DO POSŁUCHU


Z oczywistych powodów biblijna opowieść o stworzeniu człowieka jest punktem spornym debaty między kreacjonistami a ewolucjonistami, dyskutowanym szczególnie zaciekle w chwilach jej kulminacji – niekiedy w sądach, zawsze zaś w komisjach, radach i ławach szkolnych. Jak była już o tym mowa, konflikt ten ucichłby na dobre, gdyby obie strony jeszcze raz przeczytały Biblię (w oryginale hebrajskim): gdyby ewolucjoniści uznali naukowe podstawy Genesis, a kreacjoniści uświadomili sobie, co ów tekst naprawdę mówi.

Gdy odłoży się na bok naiwne mniemanie niektórych, że w relacji stworzenia "dni" Księgi Genesis są dosłownie okresami dwudziestu czterech godzin, a nie erami czy fazami, kolejność wydarzeń przedstawiona w Biblii nie pozostawia wątpliwości – jak powinno to jasno wynikać z poprzednich rozdziałów – że jest to opis ewolucji, zgodny z ustaleniami współczesnej nauki. Problemem nie do przezwyciężenia jest uporczywe twierdzenie kreacjonlstów, że my, ludzie, Homo sapiens sapiens, zostaliśmy od razu stworzeni przez "Boga", bez żadnych ewolucyjnych poprzedników. "Ukształtował Pan Bóg człowieka z prochu ziemi i tchnął w nozdrza jego dech życia, a wtedy stał się człowiek istotą żywą". Tak brzmi opowieść o stworzeniu człowieka podana w rozdziale 2 (werset 7) Księgi Genesis (według angielskiej wersji Biblii króla Jakuba) – i w to właśnie mocno wierzą gorliwi kreacjoniści.

Gdyby przestudiowali tekst hebrajski – który ostatecznie jest oryginałem – odkryliby przede wszystkim, że akt stworzenia przypisany jest pewnym Elohim – liczba mnoga tego terminu powinna być tłumaczona jako "bogowie", a nie "Bóg". Po drugie, uświadomiliby sobie, że cytowany werset wyjaśnia też, dlaczego "Adam" został stworzony: "Ponieważ nie było żadnego Adama do uprawy ziemi:" Są to dwie ważne – i rozsadzające tradycyjną egzegezę – wskazówki do zrozumienia, kto i po co stworzył człowieka.

Inny problem pojawia się w rozdziale pierwszym Genesis (26-27), gdzie podana jest inna, wcześniejsza wersja stworzenia człowieka. Najpierw (według Biblii króla Jakuba) rzekł Bóg: "Uczyńmy człowieka na obraz nasz, podobnego do nas"; potem powiedziane jest: "I stworzył Bóg człowieka na obraz swój. Na obraz Boga stworzył go. Jako mężczyznę i niewiastę stworzył ich". Biblijna relacja komplikuje się dalej w następującej w rozdziale 2 opowieści, według której "Adam" był sam, dopóki Bóg nie obdarzył go partnerką, stworzoną z żebra Adama.

Podczas gdy kreacjoniści mogliby mieć duże trudności w próbie rozsądzenia, która z tych wersji jest zasadą sine qua non, wciąż pozostaje problem liczby mnogiej. Myśl o stworzeniu człowieka pochodzi od istoty mnogiej, która zwraca się do słuchaczy, mówiąc: "Uczyńmy Adama na obraz nasz, podobnego do nas". O co – muszą sobie zadać pytanie ci, którzy wierzą w Biblię – tutaj chodzi?

Zarówno orientaliści, jak i bibliści wiedzą obecnie, że Księga Genesis jest zredagowanym przez kompilatorów streszczeniem znacznie wcześniejszych i daleko bardziej szczegółowych tekstów zapisanych w Sumerze. Teksty te, z podaniem wszystkich źródeł, przejrzane i szeroko cytowane w Dwunastej Planecie, odsyłają stworzenie człowieka do Anunnaki. Z długiego tekstu, zwanego Atra Hasis, dowiadujemy się, że wydarzyło się to, gdy szeregowi astronauci, którzy przybyli na Ziemię wydobywać złoto, zbuntowali się. Mordercza praca w kopalniach złota w Afryce południowej stała się nie do zniesienia. Enlil, ich dowódca, wezwał władcę Nibiru, swego ojca Anu, na Zgromadzenie Wielkich Anunnaki i zażądał surowych kar dla buntującej się załogi. Ale Anu był bardziej wyrozumiały. "O co my ich oskarżamy?" – zapytał, gdy wysłuchał skarg buntowników. "Ich praca była ciężka, ich niedola wielka!" Czy jest jakiś inny sposób otrzymywania złota? – zastanawiał się głośno.

Tak – powiedział inny syn, Enki (brat przyrodni Enlila i jego rywal), utalentowany główny naukowiec Anunnaki. Można uwolnić Anunnaki od nieznośnej harówki przydzielając tę trudną pracę komuś innemu: stwórzmy prymitywnego robotnika!

Pomysł ten trafił do przekonania zgromadzonym Anunnaki. Im dłużej go omawiali, tym głośniej domagali się takiego prymitywnego robotnika, Adamu, aby wyręczył ich w ciężkiej pracy. Zastanawiali się jednak, jak można stworzyć istotę wystarczająco inteligentną, by potrafiła posługiwać się narzędziami i wykonywać rozkazy. W jaki sposób osiągnięto ów cel stworzenia, czyli "zrodzenia" prymitywnego robotnika? Czy było to w ogóle wykonalne?

Sumeryjski tekst unieśmiertelnił odpowiedź, jakiej udzielił Enki nie dowierzającym Anunnaki, którzy widzieli w stworzeniu Adamu rozwiązanie problemu przygniatającej ich pracy:

"Stworzenie, którego nazwę wymieniliście -
ISTNIEJE!"

Nie jest jednak gotowe do czekających je zadań – dodał. – Aby to sprawić:

"Obleczcie je w obraz bogów".

W tych słowach leży klucz do rozwiązania zagadki stworzenia człowieka, magiczna różdżka, która usuwa konflikt między ewolucjonizmem a kreacjonizmem. Anunnaki, Elohim z wersetów biblijnych, nie stworzyli człowieka z niczego. Ta istota była już na Ziemi, i była produktem ewolucji. Aby podnieść ją do wymaganego poziomu możliwości i inteligencji, trzeba było tylko "oblec ją w obraz bogów", obraz samych Elohim.

Stworzenie, które już istniało, nazwijmy dla uproszczenia małpoludem Przewidziany przez Enki proces polegał na "obleczeniu" istniejącej istoty w "obraz" – wewnętrzną, genetyczną strukturę – Anunnaki; innymi słowy Enki chciał podnieść istniejącego małpoluda za pomocą manipulacji genetycznej. Wyprzedzając w ten sposób pochopnie ewolucję, chciał powołać do istnienia "człowieka" – Homo sapiens.

Termin Adamu, który jest oczywistą inspiracją do ukucia biblijnego imienia "Adam", oraz termin "obraz" użyty w tekście sumeryjskim; co zostało bez zmiany powtórzone w tekście biblijnym, nie są jedynym tropem wskazującym na sumeryjskie/mezopotamskie pochodzenie historii stworzenia człowieka, jaką znamy z Genesis. Stosowanie w Biblii zaimka w liczbie mnogiej oraz opis grupy Elohim osiągającej porozumienie i w rezultacie podejmującej odpowiednie działanie także przestaje być zagadkowe, gdy weźmiemy pod uwagę źródła mezopotamskie.

W źródłach tych czytamy, że zgromadzeni Anunnaki postanowili zrealizować ów projekt i wyznaczyli do tego, idąc za radą Enki, Ninti – przełożoną służb medycznych:

"Poproszono boginię, żeby przyszła,
położną bogów, mądrą Mami,
[mówiąc:]
ťStwórz robotników!
Stwórz prymitywnego robotnika,
który może dźwigać jarzmo!
Niech on dźwiga jarzmo nałożone przez Enlila,
niech robotnik ponosi trud bogów!Ť"


Trudno powiedzieć z pewnością, czy to właśnie z tekstu Atra Hasis, z którego pochodzą wyżej cytowane wersy, czy ze znacznie wcześniejszych tekstów sumeryjskich redaktorzy Genesis zaczerpnęli materiał do swojej skróconej wersji. Mamy tu jednak zarysowane tło wypadków, które doprowadziły do poszukiwania prymitywnego robotnika, mamy zgromadzenie bogów, propozycję konkretnego działania i decyzję podjęcia tego działania, mającego na celu stworzenie robotnika. Jedynie uświadamiając sobie źródło biblijnego tekstu, możemy zrozumieć biblijną opowieść o Elohim Wzniosłych, "bogach" – mówiących: "Uczyńmy człowieka na obraz nasz, podobnego do nas", aby zaradzić sytuacji, w której "nie było żadnego Adama do uprawy ziemi".

W Dwunastej Planecie była mowa o tym, że dopóki Biblia nie zaczęła relacjonować genealogii i historii Adama, konkretnej osoby, Księga Genesis nazywa nowo powstałą istotę ogólnym terminem Adam. Nie wymienia przez to osoby zwanej Adam, lecz określa gatunek, dosłownie "Ziemianin", bo właśnie takie jest znaczenie słowa "Adam". Pochodzi ono z tego samego źródłosłowu, co Adamah – "Ziemia". Można tu jednocześnie zauważyć pewną grę słów; dam bowiem oznacza "krew" i odzwierciedla, jak wkrótce zobaczymy, sposób, w jaki Adam został "wyprodukowany".

Sumerowie określali "człowieka" terminem LU. W swym źródle słowo to nie oznacza jednak "istoty ludzkiej", lecz raczej "robotnika, sługę", w połączeniu zaś z nazwami zwierząt wyraża pojęcie "udomowiony". Język akadyjski, w którym napisano tekst Atra Hasas (i z którego wyrastają wszystkie języki semickie), stosuje na oznaczenie nowo stworzonej istoty termin lulu, co znaczy, podobnie jak w sumeryjskim, "człowiek", ale komunikuje przy tym pojęcie "zmieszania". Tak więc słowo lulu w swym pełnym znaczeniu wyraża "mieszańca". Zwraca przez to uwagę na sposób, w jaki Adam – "Ziemianin", a także "Ten z krwi" – został stworzony.

Liczne teksty w różnym stanie przetrwania czy fragmentacji znaleziono na tabliczkach glinianych w Mezopotamii. W Dwunastej Planecie zostały przejrzane "mity" innych ludów o stworzeniu człowieka, zarówno ze Starego, jak Nowego Świata; wszystkie one zachowały w pamięci proces zmieszania pierwiastka boskiego z ziemskim. W połowie przypadków pierwiastek boski określa się jako "esencję" pochodzącą z krwi boga, pierwiastek ziemski zaś jako "glinę", czyli "muł". Nie może być wątpliwości, że wszystkie te podania próbują opowiedzieć tę samą historię, ponieważ wszystkie mówią o Pierwszej Parze. Nie ma wątpliwości, że pochodzą z Sumeru; w sumeryjskich tekstach znajdujemy najstaranniej opracowane opisy i wielką liczbę szczegółów dotyczących tego cudownego czynu: zmieszania "boskich" genów Anunnaki z "ziemskimi" genami małpoludów przez zapłodnienie jaja samicy małpoluda.

Było to zapłodnienie in vitro – w szklanej kolbie, jak przedstawia ten proces wizerunek na pieczęci cylindrycznej (il. 51). A więc, jak powtarzam, odkąd współczesna nauka i medycyna dokonała wyczynu zapłodnienia in vitro, Adam był pierwszym dzieckiem z próbówki...

Dołączona grafika


Jest powód, by przypuszczać, że gdy Enki wysunął swoją zaskakującą sugestię stworzenia prymitywnego robotnika metodą manipulacji genetycznej, był już przekonany, że dokonanie tego jest możliwe. Jego propozycja zaangażowania Ninti do tego zadania także nie była przypadkowym pomysłem.

Przygotowując grunt dla nadchodzących wypadków, tekst Atra Hasis zaczyna historię człowieka na Ziemi od wyznaczenia zadań dowódcom Anunnaki. Gdy rywalizacja między dwoma przyrodnimi braćmi, Enlilem i Enki, nasiliła się niebezpiecznie, Anu zarządził losowanie. W rezultacie Enlil objął zarząd nad starymi osadami i przejął kontrolę nad działaniami prowadzonymi w E.DIN (biblijny Eden), Enki zaś wyruszył do Afryki nadzorować AB.ZU, kraj kopalni. Jako że był wybitnym naukowcem, Enki nie zaniedbywał badań miejscowej flory i fauny; interesowały go też skamieliny, kopalne szczątki, jakie mniej więcej 300 000 lat później odkrywał Leakeys i inni paleontolodzy w Afryce południowo-wschodniej. Podobnie jak współcześni naukowcy, także Enki zapewne zastanawiał się nad przebiegiem ewolucji na Ziemi. Doszedł do wniosku – czytamy w sumeryjskich tekstach – że z tego samego "nasienia życia", które przyniósł ze sobą Nibiru ze swej dalekiej niebiańskiej siedziby, rozwinęło się życie na obu planetach; znacznie wcześniej na Nibiru, a później na Ziemi, gdy ta druga została zasiana podczas zderzenia.

Stworzeniem, które z pewnością fascynowało go najbardziej, był małpolud – istota przewyższająca inne formy naczelnych, hominid poruszający się już w postawie wyprostowanej i posługujący się ostrymi kamieniami, protoczłowiek – nie w pełni jeszcze rozwinięty. Enki zapewne nie oparł się pokusie wypróbowania swych sił w intrygującej "zabawie w Boga" i przystąpił do eksperymentów z manipulacją genetyczną.

Dobierając sobie pomocnika, Enki poprosił Ninti, aby przybyła do Afryki i pozostała przy nim. Oficjalny powód był racjonalny; Ninti była przełożoną służb medycznych, jej imię znaczyło "Pani Życie" (później przezwano ją Mammi, źródło uniwersalnej mamy/matki). Z pewnością istniała potrzeba działalności służby medycznej w trudnych warunkach pracy w kopalniach. Ale był jeszcze inny powód: od samego początku Enlil i Enki starali się pozyskać względy Ninti, jako że obaj pragnęli męskiego potomka od przyrodniej siostry, którą dla nich była. Wszyscy troje byli dziećmi Anu, władcy Nibiru, ale z różnych matek; a według praw sukcesji Anunnaki (przyjętych później przez Sumerów i odnotowanych w biblijnych opowieściach o patriarchach) syn urodzony przez przyrodnią siostrę z tej samej królewskiej linii miał pierwszeństwo do legalnego dziedziczenia, bez względu na to, czy był pierworodnym. Sumeryjskie teksty opisują gorącą miłość, jakiej oddawali się Enki i Ninti (jednakże bez pomyślnych rezultatów: wszystkie dzieci z ich związku były dziewczynkami); a więc było coś więcej niż tylko wzgląd naukowy w motywach, jakie skłoniły Enki do wezwania Ninti i przydzielenia jej odpowiedniego zadania.

Wiedząc to wszystko i czytając teksty o stworzeniu, nie powinniśmy być zdziwieni, że Ninti oświadczyła po pierwsze, że nie może wykonać tego w pojedynkę, musi więc otrzymać radę i pomoc od Enki; po drugie zaś, że próba stworzenia musi się odbyć w Abzu, gdzie są dostępne odpowiednie materiały i urządzenia. Tych dwoje przeprowadzało razem eksperymenty zapewne już przedtem, znacznie wcześniej, nim na zgromadzeniu Anunnaki padła sugestia "stworzenia Adamu na nasz obraz". Niektóre starożytne wizerunki przedstawiają "ludzi-byków" w towarzystwie nagich małpoludów (il. 52) lub ludzi-ptaków (il. 53). Sfinksy (byki lub lwy z ludzkimi głowami), które zdobiły wiele starożytnych świątyń, były może czymś więcej niż płodami wyobraźni; gdy Berossus, kapłan babiloński, spisywał dla Greków kosmogonię sumeryjską i opowieści o stworzeniu, opisał okres, w którym "pojawiali się ludzie z dwoma skrzydłami" lub mający " jedno ciało, ale dwie głowy", albo jednocześnie z męskimi i żeńskimi organami jak też "z nogami i rogami kóz", oraz inne zwierzęco-hominidalne krzyżówki.

Dołączona grafika

Dołączona grafika


To, że stwory te nie były wybrykiem natury, lecz powstały w rezultacie zamierzonych eksperymentów Enki i Ninti, wynika w sposób oczywisty z sumeryjskich tekstów. Teksty te opisują, jak tych dwoje stworzyło istotę, która nie miała ani męskich, ani żeńskich organów, człowieka, który nie mógł zatrzymać moczu, kobietę niezdolną do rodzenia dzieci i osobników z innymi rozlicznymi wadami. Ostatecznie, nie bez nuty złośliwości w swym wyzywającym oświadczeniu, Ninti – jak zapisano to w tekstach – powiedziała:

"Jak dobre albo jak złe jest ciało człowieka?
Jak serce mi podpowiada,
Mogę uczynić jego los dobrym lub złym".


Osiągnąwszy poziom, na którym manipulacja genetyczna była dostatecznie udoskonalona, aby zdeterminować dobre lub złe cechy cielesne, Enki i Ninti poczuli, że mogliby się podjąć przeprowadzenia eksperymentu wieńczącego ich dotychczasowe wysiłki: zmieszania genów hominidów, małpoludów, nie z genami innych stworzeń ziemskich, lecz z genami samych Anunnaki. Wyzyskując całą wiedzę, jaką zgromadzili, tych dwoje Elohim wtrąciło się w proces ewolucji, przyspieszając go. Człowiek współczesny tak czy inaczej z pewnością rozwinąłby się w końcu na Ziemi, podobnie jak rozwinęli się pochodzący z tego samego "nasienia życia" Anunnaki na Nibiru. Lecz od stadium hominidów do poziomu rozwoju Anunnaki sprzed 300 000 lat prowadziła wciąż długa droga, zajmująca ogromnie dużo czasu. Gdyby w przeciągu 4 mld lat proces ewolucyjny na Nibiru zaczął się tylko 0 1% tego czasu wcześniej, ewolucja na Nibiru wyprzedzałaby ewolucję na Ziemi o 40 mln lat. Czy Anunnaki przyśpieszyli pochopnie proces ewolucji na naszej planecie o milion czy dwa miliony lat? Nikt nie może powiedzieć z pewnością, ile czasu potrzebowałby Homo sapiens, by rozwinąć się naturalnie na Ziemi z wczesnych form hominidów, ale 40 mln lat byłoby okresem na pewno wystarczająco długim.

Wezwany do zrealizowania misji "uformowania służących dla bogów" "aby dokonało się wielkie dzieło mądrości", mówiąc słowami starożytnych tekstów – Enki wydał Ninti następujące instrukcje:

"Domieszaj do rdzenia glinę
z fundamentu ziemi,
dokładnie nad Abzu,
i nadaj jej kształt rdzenia.
Znając młodych Anunnaki, którzy doprowadzą
tę glinę do właściwego stanu, zrobię, co trzeba".


W Dwunastej Planecie zanalizowałem etymologię sumeryjskich i akadyjskich terminów, które zwykle tłumaczone są jako "glina" lub "muł", i wykazałem, że pochodzą one z sumeryjskiego TI.IT, dosłownie "to, co jest z życiem", nabywając następnie pochodnych znaczeń: "glina", "muł", a także "jajo". A więc pierwiastkiem ziemskim w procesie "oblekania" istoty, która już istniała, w "obraz bogów" było żeńskie jajo tej istoty – komórka płciowa małpoluda.

Wszystkie teksty opisujące to wydarzenie wyjaśniają, że Ninti polegała na kompetencjach Enki, spodziewając się, iż dostarczy on pierwiastek ziemski, czyli jajo żeńskiego małpoluda z Abzu w Afryce południowowschodniej. W powyższym cytacie rzeczywiście podana jest specyficzna lokalizacja: nie ten sam rejon, w którym były kopalnie (zidentyfikowany w Dwunastej Planecie jako Rodezja południowa, obecnie Zimbabwe) lecz miejsce "nad" nim, położone bardziej na północ. Na tym obszarze, jak wykazały to niedawne odkrycia, faktycznie wyłonił się Homo sapiens...

Zadaniem Ninti było dostarczenie pierwiastków"boskich". Potrzebne były dwa ekstrakty pochodzące od jednego z Anunnaki; starannie wybrano na ten cel młodego "boga". Według instrukcji Enki, Ninti miała otrzymać krew boga oraz sziru; przez zanurzenie w "oczyszczającej kąpieli" miano uzyskać ich "esencje". Z krwi zamierzano pobrać coś, co teksty określają terminem TE.E.MA, tłumaczonym w najlepszym wypadku jako "osobowość", co wyraża sens tego słowa: jest to coś, co sprawia, że osoba ma indywidualność i odróżnia się od każdej innej. Jednak słowo "osobowość" pozbawione jest naukowej precyzji tego terminu, który w języku sumeryjskim znaczył "to, co jest domem tego, co wiąże pamięć". Nazywamy to dzisiaj "genem".

Drugi element, dla którego wybrano młodego Anunnaki, sziru, powszechnie tłumaczony jest jako "ciało". Z czasem słowo to w zróżnicowanym zakresie swej konotacji nabrało znaczenia "ciało", ale we wczesnym sumeryjskim odnosiło się do płci czy do organów płciowych; podstawowym znaczeniem jego źródłosłowu było "wiązać", "to, co wiąże". Ekstrakt sziru wzmiankowany jest w innych tekstach, traktujących o potomstwie pochodzącym ze związków Anunnaki z ludźmi, jako kisru; wydzielina męskiego członka, co oznacza "nasienie", spermę.

Te dwa boskie ekstrakty miały być starannie zmieszane przez Ninti w kąpieli oczyszczającej, i jest pewne, że epitet lulu ("mieszaniec"), jakim obdarzono później prymitywnego robotnika, pochodził od tej mieszającej procedury. Posługując się współczesną terminologią, nazwalibyśmy go hybrydem.

Cały ten proces musiał przebiegać w warunkach ściśle higienicznych. Jeden z tekstów zaznacza nawet, że Ninti umyła ręce, zanim dotknęła "gliny". Odbywało się to w specjalnym budynku, nazywanym po akadyjsku Bit Szimti, co, pochodząc od sumeryjskiego SHI.IM.TI, znaczyło dosłownie "dom, gdzie tchnienie życia jest zaczerpywane" – będąc niewątpliwie źródłem biblijnego stwierdzenia, że po uformowaniu Adama z gliny Elohim "tchnął w nozdrza jego dech życia". Tym biblijnym terminem, tłumaczonym czasem jako "dusza" raczej niż "dech życia", jest nephesh. Identyczny termin pojawia się w akadyjskim opisie tego, co wydarzyło się w "domu, gdzie dech życia jest zaczerpywany", po ukończeniu procesu oczyszczania i ekstrakcji:

"Bóg, który oczyszcza napishtu, Enki,
przemówił.
Usiadł przed nią [Nimi] i jej podpowiadał.
Gdy wyrecytowała słowa magiczne, przyłożyła
swoją rękę do gliny".


Wizerunek na pieczęci cylindrycznej (il. 54) może dobrze zilustrować ów starożytny tekst. Ukazuje siedzącego Enki, "podpowiadającego" Ninti (dającą się rozpoznać dzięki swemu symbolowi, pępowinie), za którą stoją kolby-"probówki".

Dołączona grafika


Zmieszanie "gliny" ze wszystkimi wymaganymi ekstraktami i "esencjami" nie oznaczało jeszcze końca procedury. Jajo żeńskiego małpoluda zapłodnione w "oczyszczającej kąpieli" spermą młodego Anunnaki złożono następnie do "formy", w której "wiązanie" miało dojść do końcowego skutku. Ponieważ ta część procesu jest opisana później w związku z determinowaniem płci opracowywanej istoty, można przypuszczać, że taki był właśnie cel owej fazy "wiązania".

Nie jest powiedziane, jak długo zapłodnione jajo przebywało w tym stadium w "formie", ale wiadomo dokładnie, co należało zrobić potem. Zapłodnione i odpowiednio przygotowane jajo miało być implantowane w macicy – lecz nie żeńskiego małpoluda. Miało być implantowane w macicy "bogini", żeńskiego Anunnaki! Jedynie w tym przypadku, co jest oczywiste, można było osiągnąć pożądany rezultat.

Czy eksperymentatorzy, Enki i Ninti, mogli być pewni, że po wszystkich próbach i błędach, jakie popełnili usiłując stworzyć hybrydy, otrzymają tym razem doskonałego lulu, implantując zapłodnione i spreparowane odpowiednio jajo w macicy jednej z Anunnaki? Czy nie zachodziła obawa, że bogini urodzi potwora, a jej życie będzie śmiertelnie zagrożone?

Rzecz jasna, nie mogli mieć absolutnej pewności; i jak bywa to często w przypadku naukowców, którzy przeprowadzają niebezpieczne eksperymenty najpierw na świnkach morskich, potem zaś na ochotnikach, Enki obwieścił zebranym Anunnaki, że jego własna żona, Ninki ("pani ziemi"), podjęła się dobrowolnie tego zadania. "Ninki, moja bogini-żona – oświadczył – wykona tę pracę"; miała ona zdeterminować los nowej istoty:

"Nowo narodzonego los orzekniecie;
Ninki zwiąże z nim obraz bogów;
ťczłowiekŤ jest tym, kim będzie".


Żeńskie Anunnaki, wybrane do roli bogiń narodzin, gdyby eksperyment się powiódł, powinny, według zaleceń Enki, pozostać na miejscu i obserwować przebieg całej operacji. Teksty wyjawiają, że nie był to prosty, gładko przebiegający proces narodzin:

"Boginie narodzin trzymane były razem.
Ninti siedziała, licząc miesiące.
Zbliżał się dziesiąty miesiąc rozstrzygnięcia,
dziesiąty miesiąc nadszedł -
czas otwarcia łona upłynął".


Dramatu stworzenia człowieka dopełniła, jak się okazuje, ciąża przenoszona; wymagało to medycznej interwencji. Świadoma sytuacji Ninti "nakryła głowę" i przyrządem, którego kształt jest na glinianej tabliczce zamazany, "uczyniła otwarcie". A wtedy "to, co było w łonie, wyszło". Porywając na ręce nowo narodzone dziecko, była przejęta radością. Podniosła je w górę, aby wszyscy mogli zobaczyć (jak przedstawia to il. 51), i wykrzyknęła triumfalnie:

"Stworzyłam!
Moje ręce to zrobiły!"
Urodził się pierwszy Adam.


Pomyślne narodziny Adama – samego, jak oznajmia początkowa wersja biblijna – potwierdziły prawidłowość procedury i otworzyły drogę do kontynuacji tego przedsięwzięcia. Przygotowano teraz odpowiednią ilość "zmieszanej gliny", aby spowodować ciążę u czternastu bogiń narodzin jednocześnie:

"Ninti oderwała czternaście kawałków gliny,
Siedem złożyła po prawej stronie,
Siedem złożyła po lewej stronie;
W środku umieściła formę".


Metodami inżynierii genetycznej zdeterminowano płeć noworodków; miało od razu przyjść teraz na świat siedmiu chłopców i siedem dziewczynek. Na innej tabliczce glinianej czytamy, że

"Dwakroć siedem bogiń narodzin się zebrało,
Mądrych i uczonych.
Siedem urodziło męskie niemowlęta,
Siedem urodziło żeńskie niemowlęta;
Boginie narodzin przyniosły
Dech tchnienia życia".


Nie ma zatem konfliktu między różnymi biblijnymi wersjami stworzenia człowieka. Najpierw Adam został stworzony sam; potem zaś, w następnej fazie, Elohim rzeczywiście stworzyli pierwszych ludzi: "mężczyznę i niewiastę".

W tekstach o stworzeniu nie mówi się, ile razy powtórzono proces "masowej produkcji" prymitywnych robotników. W innych źródłach czytamy, że Anunnaki domagali się głośno większej ich liczby i że w końcu Anunnaki z Edin – Mezopotamii – wyruszyli do Abzu w Afryce i przemocą uprowadzili ze sobą tłumy prymitywnych robotników, żeby obarczyć ich pracą fizyczną w Mezopotamii. Dowiadujemy się też, że z czasem Enki, chcąc uwolnić się od konieczności nieustannego angażowania bogiń narodzin, przedsięwziął następną manipulację genetyczną, aby umożliwić hybrydycznym ludziom samodzielne rozmnażanie się; historia ta jest jednak tematem następnego rozdziału.

Uprzytomnienie sobie, że te starożytne teksty dotarły do nas mostem czasu ciągnącym się wstecz przez tysiąclecia, wzbudza podziw dla dawnych skrybów, którzy zapisywali, kopiowali i tłumaczyli najwcześniejsze teksty – świadomi lub równie często nieświadomi tego, co pierwotnie oznaczał ten czy inny termin techniczny, zawsze jednak trzymając się wiernie tradycji, wymagającej jak najdokładniejszego i precyzyjnego tłumaczenia kopiowanych tekstów.

Na szczęście w ostatniej dekadzie XX wieku, erze powszechnej informacji, dobrodziejstwa współczesnej nauki są po naszej stronie. "Mechanizmy" reprodukcji komórki i rozmnażania się człowieka, funkcjonowanie i kod genów jako przyczyna wielu dziedzicznych chorób i ułomności – wszystko to i wiele innych procesów biologicznych zostało dzisiaj zrozumiane; zapewne jeszcze niecałkowicie, lecz w wystarczającym stopniu abyśmy mogli ocenić tę starożytną opowieść pod względem jej naukowej wartości.

Dysponując całą wiedzą współczesnej nauki, jaki werdykt moglibyśmy wydać co do rzetelności starożytnej informacji? Czy starożytni fantazjowali, zmyślali nieprawdopodobieństwa? Czy współczesna nauka mogłaby potwierdzić realność tych procedur i procesów, opisywanych z taką dbałością o terminologię?

Z pewnością mogłaby potwierdzić; w taki sam sposób postępowalibyśmy dzisiaj – a ściślej mówiąc, postępujemy już w ostatnich latach.

Wiemy dziś, jak spowodować, żeby ktoś "powstał" lub coś "powstało na "obraz" i "podobieństwo" istniejącej istoty (drzewa, myszy czy człowieka); nowe stworzenie musi mieć geny swego stworzyciela, inaczej wyłoni się ktoś zupełnie inny. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu nauka wiedziała na ten temat tylko tyle, że istnieją, ukryte w każdej żywej komórce, garnitury chromosomów, które przekazują zarówno fizyczne, jaki i psychiczne cechy potomstwu. Teraz jednak wiemy, że chromosomy są zaledwie łodygami, do których są doczepione długie łańcuchy DNA. Dysponując tylko czterema nukleotydami, DNA może składać niezliczone kombinacje, zawierające w krótkich lub długich odcinkach szeregi sygnalizatorów chemicznych, wysyłających instrukcje "nie działaj" lub "działaj" (albo "powstrzymaj działanie"). Produkowane są enzymy, które zachowują się jak intryganci, wyzwalając procesy chemiczne i posyłając RNA do roboty; tworzą się w ten sposób białka budujące ciało i mięśnie, powstają miriady zróżnicowanych komórek żyjącej istoty, uaktywnia się układ odpornościowy, a także, oczywiście, uruchamia się mechanizm prokreacji, dzięki któremu potomstwo zachowuje obraz i podobieństwo.

Za inicjatora genetyki jako nauki uważa się obecnie Gregora Johana Mendla, austriackiego mnicha, który eksperymentując z krzyżówkami roślin opisał cechy dziedziczne pospolitego grochu w studium opublikowanym w 1866 roku. Pewien rodzaj inżynierii genetycznej praktykowany był naturalnie w ogrodnictwie (w hodowli kwiatów, warzyw i drzew owocowych) za pomocą techniki zwanej szczepem, polegającej na łączeniu części rośliny o pożądanych cechach z inną rośliną, naciętą w tym celu tak, aby mogła przyjąć dodawany element. Technikę szczepu próbowano później stosować w królestwie zwierząt, nie uzyskano jednak zadowalających rezultatów, ponieważ system immunologiczny organizmu przyjmującego odrzucał obce ciało.

Następnym krokiem, który wzbudził przez chwilę wielkie zainteresowanie opinii publicznej, była technika zwana klonowaniem. Jako że każda komórka – powiedzmy ludzka komórka – zawiera wszystkie informacje genetyczne potrzebne do reprodukcji człowieka, można jej użyć do zapłodnienia żeńskiego jaja, tworząc w ten sposób osobnika identycznego z dawcą komórki. Teoretycznie, klonowanie umożliwia powołanie na świat dowolnej liczby Einsteinów lub, nie daj Bóg – Hitlerów.

Eksperymenty z klonowaniem zaczęto przeprowadzać najpierw na roślinach, traktując to jako ulepszoną metodę szczepu; sam termin klonowanie pochodzi od greckiego słowa klon, co oznacza "gałązkę". Z początku przeszczepiano jedną komórkę rośliny-dawcy do rośliny przyjmującej. Później rozwinięto tę technikę do tego stopnia, że nie potrzebowano żadnej rośliny przyjmującej; wystarczyło odżywiać wyselekcjonowaną komórkę trzymając ją w specjalnym roztworze, do czasu aż zaczęła rosnąć, dzielić się i formować w końcu całą roślinę. W latach siedemdziesiątych jedną z nadziei, jakie pokładano w tej technice, było stworzenie w probówkach całych lasów drzew, identycznych z wybranym egzemplarzem, a następnie wyekspediowanie ich na działkę w wybranym miejscu, aby je tam zasadzić i kultywować.

Zastosowanie tej metody w świecie zwierząt okazało się bardziej problematyczne. Po pierwsze, klonowanie jest rozmnażaniem bezpłciowym. U zwierząt, które zapładniają jajo plemnikiem, komórki rozrodcze (jajo i plemnik) różnią się od wszystkich innych komórek tym, że nie zawierają pełnych par chromosomów (łodyg z zaczepionymi nitkami genów), lecz tylko jedną część garnituru. A zatem w zapłodnionym jaju człowieka (zygocie) czterdzieści sześć chromosomów, które składają się na pełny garnitur dwudziestu trzech par, pochodzi w połowie od matki (z jej gamety – komórki jajowej), w połowie zaś od ojca (z jego gamety – plemnika). Klonowanie polega na chirurgicznym usunięciu chromosomów z gamety żeńskiej i zastąpieniu ich kompletnym zestawem par chromosomów, nie z plemników, lecz z jakiejkolwiek innej komórki ludzkiej. Jeśli jajo przetrwa ten zabieg, umieszczane jest w macicy; jeśli się zagnieździ, powstaje zarodek, a potem dziecko – identyczne z osobą, od której pobrano wszczepioną komórkę.

Były jeszcze inne problemy związane z tą metodą, zbyt techniczne, by Je tu wyszczególniać; ale powoli je przezwyciężano w miarę postępów W zrozumieniu procesów genetycznych, zwiększania liczby eksperymentów i ulepszania narzędzi. Jednym z intrygujących odkryć, jakie miało wpływ na skuteczność eksperymentów, było zaobserwowanie faktu, że im młodsze jest źródło transplantowanego jądra komórki, tym większe szanse są powodzenia. W roku 1977 naukowcom brytyjskim udało się sklonować żaby z komórek kijanki; procedura wymagała usunięcia jądra z komórki żaby i wstawienie na to miejsce jądra komórki kijanki. Dokonano tego metodami mikrochirurgii; o sukcesie operacji przesądził rozmiar omawianej komórki, znacznie większy niż, powiedzmy, ludzkiej. W latach 1980-1981 naukowcy chińscy i amerykańscy donieśli o sklonowaniu ryby podobnymi metodami; eksperymentowano także na muchach.

Gdy zdecydowano się włączyć do tych doświadczeń ssaki, wybrano myszy i króliki, ze względu na ich krótki cykl rozrodu. Problem z ssakami polegał nie tylko na stopniu złożoności ich komórek i jąder tych komórek, wynikał też z konieczności zagnieżdżenia zapłodnionego jaja w macicy. Osiągano lepsze rezultaty, gdy jądra nie usuwano z jaja chirurgicznie, lecz naświetlano promieniami radioaktywnymi; jeszcze lepszą metodą okazało się chemiczne "eksmitowanie" jądra i chemiczne wprowadzanie nowego. Procedura ta opracowana przez J. Dereka Bromhalla z Uniwersytetu w Oksfordzie, dokonującego eksperymentów na komórkach jajowych królika, stała się znana jako fuzja chemiczna.

Inne doświadczenia, jakie w tym zakresie robiono na myszach, zdawały się wskazywać, że jajo ssaków, aby mogło zostać zapłodnione i zacząć się dzielić, a co ważniejsze, zacząć proces różnicowania (wykształcania wyspecjalizowanych komórek, które stają się różnymi częściami ciała), potrzebuje czegoś więcej niż tylko garnituru chromosomów dawcy. Eksperymentujący w Yale Clement L. Markert doszedł do wniosku, że to coś, co wyzwala te procesy, zawarte jest w plemniku. Istnieje poza chromosomami; "plemnik może wprowadzać jakiś niezidentyfikowany bodziec, który stymuluje rozwój zapłodnionego jaja".

Żeby nie dopuścić do zmieszania się chromosomów męskiej gamety z chromosomami komórki jajowej (co byłoby raczej normalnym zapłodnieniem, nie klonowaniem), jądro gamety żeńskiej musi być usunięte chirurgicznie przed wprowadzeniem nowego zestawu chromosomów i "pobudzeniem" go środkami fizycznymi lub chemicznymi do podwojenia swojego składu. Jeśli wprowadza się chromosomy z plemnika, embrion, który się rozwinie, może być męski lub żeński; jeśli zaś transplantuje się i podwaja chromosomy z komórki jajowej, płód zawsze będzie żeński. W czasie gdy Markert kontynuował swoje eksperymenty nad metodami przeszczepiania jąder komórek, dwaj inni naukowcy (Peter C. Hoppe i Karl Illmensee) ogłosili w 1977 roku, że w Jackson Laboratory w Bar Harbor, Maine, doszło do pomyślnego przyjścia na świat siedmiu myszy "z jednej myszy-wzorca". Stało się to jednak w przebiegu procesu, jaki należałoby nazwać partenogenezą, "dzieworództwem" raczej niż klonowaniem, ponieważ eksperymentatorzy spowodowali podwojenie oryginalnego składu chromosomów w komórce jajowej samicy myszy. Trzymali to jajo z pełnym garniturem chromosomów w pewnych roztworach, a potem, gdy komórka podzieliła się kilka razy, wprowadzili ją do macicy myszy. W dodatku przyjmująca jajo mysz musiała być inną samicą, nie tą, której komórkę pobrano do doświadczenia.

Niemałe poruszenie wywołała opublikowana na początku 1977 roku książka, mająca być rzekomo relacją o tym, jak pewien ekscentryczny amerykański milioner, dręczony obsesją śmierci, poszukiwał nieśmiertelności planując powielenie swojej osoby w postaci klona. Książka głosiła, że jądro komórki pobranej od milionera umieszczono w komórce jajowej kobiety, która zgłosiła się na ochotnika i po stosownym okresie urodziła szczęśliwie chłopca. Gdy ukazała się książka, dziecko miało ponoć czternaście miesięcy. Choć napisana w charakterze autentycznej relacji, opowieść ta spotkała się z niedowierzaniem. Powodem sceptycyzmu społeczności naukowej nie była niemożliwość samego wyczynu – prawie wszyscy zainteresowani zgadzali się, że opanowanie techniki klonowania ludzi jest tylko kwestią czasu. Wątpliwości dotyczyły sprawców; nie chciano wierzyć, żeby jakiemuś nieznanemu zespołowi na Karaibach się to udało, gdy najlepsi badacze mogli się pochwalić jedynie dzieworództwem myszy. Nieprawdopodobny wydawał się też fakt sklonowania osobnika dorosłego, wszystkie eksperymenty wykazywały bowiem, że im starsza komórka dawcy, tym mniejsze widoki na sukces.

W powszechnej świadomości straszliwych krzywd wyrządzonych ludzkości przez hitlerowskie Niemcy inspirowane ideologią "rasy panów" wizja możliwości klonowania wybranych jednostek w charakterze narzędzi zbrodni jest szczególnie przerażająca (jest to temat bestselleru Iry Levina The Boys from Brasil); wystarczająco, żeby ostudzić zapał badaczy doskonalących techniki manipulacji genetycznej. Niemniej głośnemu pytaniu: "Czy człowiek powinien odgrywać rolę Boga?" przeciwstawiono alternatywne: "Czy nauka powinna odgrywać rolę małżonka?" Zaowocowało to fenomenem "dzieci z probówki".

Badania prowadzone na Uniwersytecie Teksaskim A & M w 1976 roku wykazały, że jest możliwe usunięcie zarodka ssaka (w tym przypadku pawiana) w przeciągu pierwszych pięciu dni po zapłodnieniu i reimplantowanie go w macicy innej samicy pawiana, co prowadzi do prawidłowej ciąży i porodu. Inni badacze opracowali metody pobierania komórek jajowych od małych ssaków i zapładniania tych komórek w probówkach. Te dwie techniki, przeszczepienie zarodka i zapłodnienie in vitro, zastosowano w operacji, która w lipcu 1978 roku przeszła do historii medycyny, gdy w Oldham w Anglii północno-zachodniej, w District General Hospital urodziła się Louise Brown. Pierwsze z wielu innych dzieci z probówki zostało poczęte w naczyniu szklanym, nie przez rodziców, lecz technikami zastosowanymi przez lekarzy Patricka Steptoe'a i Roberta Edwardsa. Dziewięć miesięcy wcześniej użyli narzędzia z własnym źródłem światła i pobrali dojrzałą komórkę jajową z jajnika pani Brown. Zanurzone w kąpieli składników odżywczych, pobrane jajo zostało "zmieszane" – jak wyraził się dr Edwards – ze spermą męża pani Brown. Gdy doszło do skutecznego zapłodnienia, przeniesiono komórkę jajową do naczynia z innymi odżywkami, gdzie zaczęła się dzielić. Po pięćdziesięciu godzinach podzieliła się na osiem komórek; w tej fazie implantowano zarodek w macicy pani Brown. Pod ścisłą obserwacją i fachową opieką embrion rozwijał się prawidłowo; ukoronowaniem tego wyczynu było cesarskie cięcie. Małżonkowie, którzy dotychczas nie mogli mieć dziecka z powodu nieprawidłowej funkcji jajników żony, mieli teraz normalną córkę.

"Mamy dziewczynkę, jest doskonała!" – krzyczeli ginekolodzy, którzy wykonali cesarskie cięcie i podnieśli dziecko.

"Stworzyłam, moje ręce to zrobiły!" – wykrzyknęła Ninti, gdy po cesarskim cięciu wzięła na ręce Adama eon wcześniej...

Długą drogę prób i błędów przebytą przez Enki i Ninti przypominał też fakt, że ów "przełom" w medycynie, na temat którego media oszalały (il. 55), dokonał się po dwunastu latach udanych i nieudanych eksperymentów; w tym czasie zarodki, a nawet dzieci, okazywały się defektywne. Odkrywając, iż dodanie surowicy krwi do mieszanki odżywek i spermy jest warunkiem powodzenia przedsięwzięcia, lekarze i badacze zapewne byli nieświadomi tego, że postępują według tych samych procedur, które stosowali Enki i Ninti...

Dołączona grafika


Chociaż to osiągnięcie przyniosło nową nadzieję kobietom bezpłodnym (otworzyło też drogę do macierzyństwa zastępczego, zamrażania embrionów, banków spermy oraz nowych powikłań prawnych), było tylko przysłowiową "dziesiątą wodą po kisielu" w porównaniu z dokonaniami Enki i Ninti. Nie obyło się też bez użycia technik, o jakich czytaliśmy w starożytnych tekstach – naukowcy angażujący się w przeszczepianie jąder komórek odkryli na przykład, że dawca musi być młody, co podkreślają teksty sumeryjskie.

Najbardziej widoczną różnicą między wariantami zapłodnienia zewnętrznego a procedurami opisywanymi przez starożytne teksty jest to, że w tym pierwszym przypadku imituje się naturalny proces prokreacji: zapładnia się spermą mężczyzny kobiecą komórkę jajową, która następnie rozwija się w macicy. W przypadku stworzenia Adama zmieszano materiał genetyczny dwóch różnych (i raczej niepodobnych) gatunków, aby otrzymać nową istotę, sytuującą się gdzieś pośrodku między swymi "rodzicami".

W ostatnich latach nauka współczesna poczyniła znaczne postępy w tego rodzaju manipulacji genetycznej. Z pomocą coraz bardziej wyrafinowanego oprzyrządowania, komputerów i miniaturyzowanych wciąż instrumentów naukowcy potrafią "czytać" kod genetyczny organizmów żywych włącznie z kodem człowieka. Stało się już możliwe nie tylko odczytywanie "liter" A-G-C-T z DNA i A-G-C-U genetycznego "alfabetu", lecz także rozpoznawanie trzyliterowych "słów" kodu (jak AGG, AAT, GCC, GGG – i tak dalej w miriadach kombinacji). Rozróżnia się też segmenty nitek DNA, które formują geny, determinujące na przykład kolor oczu, wzrost lub przenoszące chorobę dziedziczną. Naukowcy odkryli również, że niektóre ze "słów" kodu spełniają funkcję sygnału, wskazującego kiedy proces replikacji komórek ma się zacząć, a kiedy skończyć. Stopniowo naukowcy wypracowali sposób transkrypcji kodu genetycznego na alfabet komputera i nauczyli się rozpoznawać w wydrukach (il. 56) znaki "stop" i "idź". Następnym krokiem było żmudne rozszyfrowywanie funkcji każdego segmentu, czyli genu – których prosta bakteria E. coli ma około 4000, człowiek zaś dobrze ponad 100 000. Zamierza się teraz sporządzić "mapę" kompletnego zespołu struktury genetycznej człowieka ("genomu"); ogrom tego zadania i zakres zgromadzonej już wiedzy można ocenić, uprzytamniając sobie, że gdyby pobrać wszystkie cząsteczki DNA z wszystkich komórek człowieka i włożyć je do pudełka, pudełko nie musiałoby by większe niż kostka lodu; lecz gdyby rozciągnąć poskręcane nitki DNA w linii prostej, linia ciągnęłaby się przez 75 mln km...

Dołączona grafika


Mimo tych zawiłości, stało się możliwe przecinanie za pomocą enzymów nitek DNA w dowolnym miejscu, usuwanie "zdań", które tworzą gen, a nawet wstawianie obcego genu w DNA; można usuwać tymi technikami cechy niepożądane (powodujące np. chorobę) czy dodawać konkretną cechę (jak np. gen hormonu wzrostu). Postępy w zrozumieniu tej fundamentalnej chemii życia i sterowaniu jej procesami zostały uhonorowane w 1980 roku, gdy przyznano nagrodę Nobla w dziedzinie chemii Walterowi Gilbertowi z Harvardu i Federickowi Sangerowi z Cambridge za opracowanie szybkich metod odczytywania dużych segmentów DNA; nagrodę Nobla otrzymał też Paul Berg z Uniwersytetu Stanforda za pionierską pracę w zakresie "łączenia genów". Innym terminem używanym na określenie tej procedury jest "technologia rekombinacji DNA", jako że łączenie DNA polega na wprowadzaniu nowych segmentów DNA, zmieniających postać genu.

Te możliwości otworzyły drogę do terapii genowej – usuwania lub poprawiania w ludzkich komórkach genów powodujących choroby czy ułomności dziedziczne. Rozwinęła się też biogenetyka: techniki manipulacji genetycznej skłaniające myszy czy bakterie do produkowania żądanych substancji (jak insulina) na potrzeby medycyny. Takie osiągnięcia technologii rekombinacji są możliwe, ponieważ wszelki DNA we wszystkich żywych organizmach na Ziemi ma tę samą strukturę, a więc nitka DNA bakterii przyjmie (zrekombinuje się) segment DNA człowieka. (Co więcej, amerykańscy i szwajcarscy badacze donieśli w lipcu 1984 0 odkryciu segmentów DNA, które występują zarówno u ludzi, jak u much, glist, kur i żab – co jest dalszym potwierdzeniem, że wszelkie życie na Ziemi powstało z jednego źródła.)

Hybrydy, takie jak muły, które są krzyżówką osła z koniem, mogą się zrodzić z parzenia tych zwierząt, ponieważ mają podobne chromosomy (hybrydy jednak nie mogą się rozmnażać). Owca i koza, choć są dość bliskimi krewnymi, nie mogą się parzyć, chociaż ich genetyczne pokrewieństwo umożliwiło na drodze eksperymentów stworzenie (w roku 1983) formy mieszanej (il. 57) kozoowcy – owcy obrośniętej wełnistą sierścią, lecz z kozimi rogami na głowie. Takie mieszane, czyli "mozaikowe" istoty nazywane są chimerami od potwora z greckiej mitologii – Iwa z łbem kozy na grzbiecie i ogonem smoka (il. 58). Skrzyżowanie owcy z kozą uzyskano techniką "fuzji komórek", zlania zarodka owcy z zarodkiem kozy we wczesnej fazie podziału, kiedy każdy z nich składał się z czterech komórek; połączone komórki umieszczono w inkubatorze z odżywkami. Gdy embrion się rozwinął, wszczepiono go do macicy owcy, która przyjęła rolę matki zastępczej.

Dołączona grafika

Dołączona grafika


Dokonując fuzji komórek, nawet jeśli potomstwo będzie zdolne do życia, nigdy nie można przewidzieć wyniku; jest to całkowicie kwestią przypadku, które geny trafią na te, a nie inne chromosomy i jakie cechy – "obrazy" i "podobieństwa" zostaną przejęte z komórki dawcy. Raczej nie ulega wątpliwości, że potwory w greckiej mitologii, włącznie ze sławnym Minotaurem z Krety (pół bykiem, pół człowiekiem), były wspomnieniami opowieści przekazanych Grekom przez Berossusa, kapłana babilońskiego; jego zaś źródłem były teksty sumeryjskie, dotyczące błędnych eksperymentów Enki i Ninti, którzy produkowali wszelkie typy chimer.

Postępy w genetyce skierowały biotechnologię na inne tory niż nieprzewidywalne kreowanie chimer przedsięwzięte przez Enki i Ninti; nauka współczesna poszła alternatywną – choć trudniejszą – drogą. Technologia rekombinacji umożliwia wyszczególnienie i celowy wybór cech, jakie mają być usunięte lub dodane przez wycięcie albo połączenie segmentów nitek DNA. Kamieniami milowymi na drodze postępu inżynierii genetycznej były udane próby wszczepienia genów bakterii w rośliny, żeby uodpornić te drugie na pewne choroby, a później (w roku 1980) wszczepienie szczególnych genów bakterii w materiał genetyczny myszy. W roku 1982 geny wzrostu szczura wprowadzono w kod genetyczny myszy (dokonały tego zespoły pod kierownictwem Ralpha L. Brinstera z Uniwersytetu Pensylwańskiego i Richarda D. Palmitera z Instytutu Medycznego Howarda Hughesa), czego rezultatem było przyjście na świat "potężnej myszy", dwukrotnie większej od normalnej. W 27 lipca 1985 roku napisano w "Nature", że w kilku ośrodkach naukowych eksperymentatorom udało się wszczepić funkcjonujące ludzkie geny wzrostu w kod genetyczny królików, świń i owiec. A 17 września 1987 roku ("New Scientist") naukowcy szwedzcy w podobny sposób stworzyli superłososia. Do tej pory przeszczepiano w takich "transgenowych" rekombinacjach geny wnoszące obce cechy między bakteriami, roślinami i ssakami. Mając na uwadze terapię chorób, opracowano nawet techniki sztucznego wytwarzania związków, które doskonale naśladują określone funkcje genów.

U ssaków zapłodniona komórka jajowa musi być w końcu implantowana w macicy matki zastępczej – według tekstów sumeryjskich funkcję tę przydzielano "boginiom narodzin". Zanim można było to zrobić, należało znaleźć sposób wprowadzenia pożądanych cech genetycznych dawcy do komórki jajowej żeńskiego biorcy. Najbardziej rozpowszechnioną metodą jest mikroiniekcja, polegająca na tym, że pobiera się już zapłodnioną gametę żeńską i wszczepia określoną cechę; po krótkim okresie inkubacji w szklanym naczyniu komórkę implantuje się w macicy matki zastępczej (próbowano tej techniki na myszach, świniach i innych ssakach). Jest to trudna procedura, nastręczająca wiele problemów; niewielki odsetek prób kończy się pomyślnie – jakkolwiek bywa skuteczna. Inną techniką jest wyzyskanie wirusów, które zgodnie ze swoją naturą atakują komórki i zlewają się z ich materiałem genetycznym: skomplikowanymi metodami wszczepia się w wirusy wybrane geny, które mają przeniknąć do komórki. Nie można jednak przewidzieć, w jakim miejscu wszczepiony gen połączy się chromosomem, dlatego rezultatem tej techniki są najczęściej chimery.

W czerwcu 1989 zespół naukowców włoskich pod kierownictwem Corrado Spadafory z Instytutu Technologii Biomedycznej w Rzymie ogłosił w "Cell", że udało im się użyć plemnika jako nośnika nowego genu. Opisana procedura polegała na przełamaniu naturalnej odporności plemników wobec innych genów, a następnie namoczeniu ich w roztworze zawierającym nowy materiał genetyczny, który wniknął w ich jądra. Te zmienione plemniki użyto do zapłodnienia samicy myszy; potomstwo urodziło się z nowym genem w chromosomach (w tym przypadku był to pewien enzym bakteryjny).

Użycie najbardziej naturalnego medium – plemników – do wprowadzenia nowego materiału genetycznego do komórki jajowej zdumiało społeczność naukową swą prostotą i trafiło na czołówki gazet (nawet w "The New York Times"). Później, 11 sierpnia 1989, doniesiono w "Science" o wspólnym sukcesie innych naukowców, którzy posłużyli się tą samą techniką. Wszyscy badacze zaangażowani w technologie rekombinacji przyznali, że po pewnych modyfikacjach i ulepszeniach ta nowa technika – najprostsza i najbardziej naturalna – rokuje największe nadzieje.

Niektórzy wskazali na to, że zdolność plemników do przyjęcia obcego DNA była sugerowana już w 1971 roku, po eksperymentach z plemnikami królika. Niewielu sobie uświadamia, że tę technikę opisano jeszcze wcześniej w tekstach sumeryjskich, relacjonujących stworzenie Adama przez Enki i Ninti, którzy zmieszali w probówce komórkę jajową żeńskiego małpoluda ze spermą młodego Anunnaki w roztworze zawierającym też surowicę krwi.

W 1987 roku dziekan antropologii na Uniwersytecie we Florencji wywołał burzę protestów duchownych i humanistów, gdy ujawnił, że dokonuje się zaawansowanych eksperymentów, które mogą doprowadzić do "stworzenia nowej rasy niewolników, antropoidów zrodzonych z samicy szympansa i człowieka". Jeden z moich fanów przysłał mi wycinek prasowy na ten temat, opatrzony jego komentarzem: "No cóż, Enki, historia się powtarza!"

Myślę, że jest to najlepsze podsumowanie osiągnięć współczesnej mikrobiologii.

OSY, MAŁPY I PATRIARCHOWIE BIBLIJNI

Wiele z tego, co działo się na Ziemi, włącznie z najwcześniejszymi wojnami, wyniknęło z prawa sukcesji Anunnaki, pozbawiającego pierworodnego syna dziedzictwa, jeśli władcy urodził się syn z przyrodniej siostry.

Te reguły dziedziczenia, przyjęte przez Sumerów, odnajdujemy w historiach patriarchów hebrajskich. Biblia relacjonuje, że Abraham (który pochodził z miasta Ur, sumeryjskiej stolicy) poprosił swoją żonę Sarę (imię to znaczyło "księżniczka"), żeby podawała się za jego siostrę, a nie żonę, gdy spotkają cudzoziemskich królów. Choć nie było to w pełni prawdą, nie było też kłamstwem, bo, jak wyjaśnia Księga Genesis 20, 12: "ona jest naprawdę siostrą moją, jest córką ojca mojego, choć nie córką matki mojej; pojąłem ją za żonę".

Sukcesorem Abrahama nie był syn pierworodny, Ismael, zrodzony z niewolnicy Hagar, lecz Izaak, syn siostry przyrodniej Abrahama, Sary, choć urodził się znacznie później.

Ścisłe przestrzeganie tych praw dziedziczenia w starożytności na wszystkich dworach królewskich, czy to w Egipcie Starego Świata, czy w imperium Inków Nowego Świata, sugeruje jakiś argument "związku krwi" (czyli genetyczny), co wydaje się dziwne i niezrozumiałe w świetle poglądu, że płodzenie dzieci przez osoby blisko spokrewnione jest rzeczą niewskazaną.

Czy Anunnaki wiedzieli o czymś, czego nie odkryła jeszcze nauka współczesna?

W 1980 roku grupa prowadzona przez Hannah Wu z Uniwersytetu Waszyngtońskiego zaobserwowała, że samice małp, mając do wyboru wielu samców, wolały się parzyć z przyrodnimi braćmi. "Uderzającą rzeczą w tym eksperymencie jest fakt – stwierdzono w raporcie – że ci wybierani przyrodni bracia pochodzili od tego samego ojca, lecz z różnych matek:" Magazyn "Discovery" (grudzień 1988) doniósł o badaniach wykazujących, że "samce os kopulują zwykle z siostrami". Jako że jeden samiec zapładnia wiele samic, partnerkami są siostry przyrodnie: ten sam ojciec, ale różne matki.

Wygląda na to, że w prawie dziedziczenia Anunnaki było coś więcej niż kaprys.

C.D.N.


  • 0



#19

zoltan.
  • Postów: 27
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Ta książka jest świetna :) prosimy o jeszcze :)
  • 0

#20

dj_cinex.

    VRP UFO Researcher

  • Postów: 3305
  • Tematów: 412
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 20
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

MATKA ZWANA EWĄ


Prześledzenie etymologii słów hebrajskich w tekście biblijnym przez ich formy akadyjskie aż do sumeryjskiego źródła umożliwia zrozumienie prawdziwego znaczenia opowieści biblijnych, szczególnie tych, które zawiera Księga Genesis. Fakt, że tak wiele sumeryjskich terminów, pochodząc na ogół, choć nie zawsze, od wspólnego pierwotnego piktogramu, ma więcej niż jedno znaczenie, stwarza główną trudność w rozumieniu sumeryjskiego języka i wymaga uważnej lektury kontekstu. Z drugiej strony zamiłowanie pisarzy sumeryjskich do stosowania gry słów czyni z tych tekstów prawdziwą gratkę dla inteligentnego czytelnika.

Omawiając na przykład w Wojnach bogów i ludzi biblijną opowieść o zniszczeniu Sodomy i Gomory, wskazałem na to, że wyobrażenie żony Lota, która zamieniła się w "słup soli", gdy przystanęła, by patrzeć na rozgrywającą się scenę, w oryginalnej terminologii sumeryjskiej znaczyło w istocie, iż zamieniła się w "słup pary". Ponieważ sól otrzymywano w Sumerze z parujących bagien, pierwotny sumeryjski termin NI.MUR oznacz zarówno "sól", jak "parę". Nieszczęsna żona Lota nie zamieniła się w sól, lecz wyparowała w rezultacie wybuchu nuklearnego, który starł te miasta z powierzchni ziemi.

Jeśli chodzi o biblijną opowieść o Ewie, wielki sumerolog, Samuel N. Kramer, pierwszy zwrócił uwagę na to, że jej imię ("ta, która ma życie") i historia jej stworzenia z żebra Adama pochodzą według wszelkiego prawdopodobieństwa od sumeryjskiego słowa TI, które znaczyło zarówno "życie" jak "żebro".

O kilku oryginalnych czy podwójnych znaczeniach słów w opowieściach o stworzeniu była już mowa w poprzednich rozdziałach. O "Ewie" i jej pochodzeniu więcej można wywnioskować, gdy się porówna przekazy biblijne z tekstami Sumerów i zanalizuje sumeryjską terminologię.

Enki i Ninti dokonali manipulacji genetycznej, jak widzieliśmy, w specjalnym budynku, nazywanym w wersjach akadyjskich bit szimti – "domem, gdzie tchnienie życia jest zaczerpywane"; znaczenie to przekazuje całkiem ścisłe pojęcie funkcji tego budynku-laboratorium. W tym miejscu musimy jednak uwzględnić w naszych rozważaniach sumeryjską skłonność do stosowania gry słów, przez co rzucimy nowe światło na pochodzenie żebra w historii o Adamie, rolę gliny i znaczenie tchnienia życia.

Termin akadyjski, jak była już o tym mowa, jest tłumaczeniem sumeryjskiego SHI.IM.TI, słowa złożonego, w którym każdy z trzech członów uwypuklał i rozszerzał znaczenie dwóch pozostałych. SHI wyrażało to, co Biblia nazywa nephesh i co tłumaczone jest powszechnie jako "dusza" lub bardziej dosłownie jako "dech życia".1M miało kilka znaczeń, zależnie od kontekstu. Znaczyło "wiatr", ale mogło też znaczyć "bok". W tekstach astronomicznych określało satelitę, który jest "u boku" swej planety; w geometrii oznaczało bok kwadratu czy trójkąta; w anatomii znaczyło zaś "żebro". Do dziś dnia analogiczne słowo hebrajskie Sela oznacza zarówno bok figury geometrycznej, jak żebro człowieka. Niemniej, co godne szczególnej uwagi, IM miało jeszcze czwarte, zupełnie nie związane z poprzednimi znaczenie: "glina".

Jak gdyby nie dość było wielokrotności znaczeń IM, "wiatr"/"bok"/"żebro"/"glina", termin TI wnosił dodatkowy wkład w lingwistyczną zabawę Sumerów. Znaczył, jak już mówiliśmy, zarówno "życie", jak "żebro" w tym drugim znaczeniu był odpowiednikiem akadyjskiego silu, od czego pochodzi hebrajskie Sela. Zdwojone, TLTI oznaczało "brzuch" – tę jego część, w której rozwija się zarodek; w języku akadyjskim litu nabyło znaczenia "glina", z czego przetrwał hebrajski termin tit. A więc człon TI z sumeryjskiej nazwy laboratorium przekazywał znaczenia: "życie"/"glina"/"brzuch"/"żebro".

W braku oryginalnej, sumeryjskiej wersji, z której kompilatorzy Genesis mogli zebrać swoje dane, nie można być pewnym, czy zdecydowali się na interpretację w wersji "żebra" dlatego, że znaczenie to znaleźli zarówno w IM, jak TI, czy dlatego, że otwierało im to drogę do przekazania ważkiego społecznie komunikatu:

"Wtedy zesłał Jahwe Elohim głęboki sen
na Adama, tak że zasnął.
Potem wyjął jedno z jego żeber
i wypełnił ciałem to miejsce.
A z żebra, które wyjął z Adama,
ukształtował Jahwe Elohim kobietę
i przyprowadził ją do Adama.
Wtedy rzekł człowiek:
Ta dopiero jest kością z kości moich
i ciałem z ciała mojego.
Będzie się nazywała Isz-sza ["mężatką"],
gdyż z Isz [męża] została wzięta.
Dlatego opuści mąż ojca swego i matkę swoją
i złączy się z żoną swoją,
i staną się jednym ciałem".


Opowieść o stworzeniu żeńskiej partnerki człowieka relacjonuje, że Adam, znajdując się już w E.DIN, aby uprawiać i pielęgnować tamtejsze ogrody, był zupełnie sam. "Potem rzekł Jahwe Elohim: niedobrze jest człowiekowi, gdy jest sam; uczynię mu pomoc:" Jest to wyraźna kontynuacja wersji, w której stworzony został tylko Adam, a nie wersji, w której rodzaj ludzki został od razu stworzony jako mężczyzna i kobieta.

Aby rozwiązać tę pozorną sprzeczność, trzeba sobie uświadomić kolejność, w jakiej przebiegało stwarzanie śmiertelników. Najpierw udoskonalono męskiego lulu, "mieszańca"; potem zapłodnione komórki jajowe żeńskich małpoludów, zanurzone w kąpieli i zmieszane z surowicą krwi oraz spermą młodego Anunnaki, podzielono na grupy i umieszczono w "formie", gdzie rozwijały się według planu jako embriony męskie lub żeńskie. Z implantowanych w łonach Bogiń Narodzin embrionów powstało jednocześnie siedmiu chłopców i siedem dziewczynek. Lecz ci "mieszańcy" byli hybrydami, którzy nie mogli się rozmnażać (jak nie mogą się rozmnażać muły). Aby zwiększyć ich liczbę, należało ten proces za każdym razem powtarzać.

W pewnej chwili stało się jasne, że ten sposób otrzymywania niewolników nie jest zadowalający; trzeba było znaleźć metodę pomnażania ludzi nie wymagającą ciąż i porodów od żeńskich Anunnaki. Tą metodą była druga manipulacja genetyczna, dokonana przez Enki i Ninti, którzy wyposażyli Adama w zdolność samodzielnej prokreacji. Aby mieć potomstwo, Adam musiał obcować z kobietą całkowicie zgodną genetycznie. W tym kontekście pojawiła się kobieta w historii o żebrze i ogrodzie Eden.

Opowieść o żebrze brzmi niemalże jak dwudziestowieczne podsumowanie raportu w magazynie medycznym. Ścisłymi terminami opisuje poważną operację z rodzaju tych, jakie trafiają dziś na czołówki gazet. Tak się dzieje, kiedy bliski krewny (na przykład ojciec albo siostra) ofiaruje swój organ do transplantacji; współczesna medycyna, gdy walczy z rakiem lub ratuje układ odpornościowy, coraz częściej ucieka się do przeszczepianiu szpiku kostnego.

W biblijnym przypadku dawcą był Adam. Zastosowano ogólną narkozę i uśpiono go. Usunięto chirurgicznie żebro. Zeszyto ranę i pozwolono Adamowi wypocząć i wyzdrowieć.

W jakimś miejscu kontynuuje się akcję. Elohim robią użytek z kawałka kości, żeby skonstruować kobietę; nie stworzyć, lecz "skonstruować". Ta różnica w terminologii jest znacząca; wskazuje na to, że omawiana kobieta już istniała, wymagała jednak jakiejś konstrukcyjnej przeróbki, żeby mogła być partnerką Adama. Cokolwiek było potrzebne, uzyskano to z żebra; odpowiedź, do czego było to potrzebne, leży w znaczeniach IM i TI – życie, brzuch, glina. Czy wyciąg ze szpiku kostnego Adama przeszczepiono do "gliny" prymitywnej robotnicy przez brzuch? Niestety, Biblia nie mówi, co zrobiono kobiecie (nazwanej Ewą przez Adama), a teksty sumeryjskie, które z pewnością opisywały ten szczegół, nie zostały jeszcze znalezione. O istnieniu w przeszłości takich tekstów upewnia nas fakt, że najlepiej zachowane tłumaczenie tekstu Atra Hasis na język z okresu nowoasyryjskiego (około 850 prz. Chr.) zawiera wiersze, które odpowiadają biblijnym wersetom o mężu opuszczającym dom ojca i jednoczącym się ze swoją żoną w życiu płciowym. Tabliczka z tym fragmentem jest jednak zbyt zniszczona, by można było się zorientować, co mówił na ten temat oryginał sumeryjski.

Dziś wiemy dzięki współczesnej nauce, że płciowość i zdolność do prokreacji są zakodowane w ludzkich chromosomach; każda komórka człowieka zawiera ich dwadzieścia trzy pary – u kobiet parę chromosomów X, u mężczyzn zaś jeden chromosom X i jeden Y (il. 59). Komórki rozrodcze (jajo u kobiety, plemnik u mężczyzny) mają tylko po jednym składzie chromosomów, nie pary. Zestawianie ich w pary odbywa się po zapłodnieniu komórki jajowej plemnikiem; embrion zatem wyposażony jest w dwadzieścia trzy pary chromosomów, lecz tylko połowa z nich pochodzi od matki i tylko połowa od ojca. Ponieważ matka ma dwa chromosomy X, zawsze wnosi X. Ojciec, mając X i Y, może wnieść jeden z nich; jeśli jest to chromosom X, dziecko będzie dziewczynką; jeśli Y, urodzi się chłopiec.

Dołączona grafika


Kluczem do reprodukcji jest zatem zlanie się dwóch pojedynczych składów chromosomów; jeśli ich liczba i kod genetyczny są różne, nie połączą się, co oznacza niemożność prokreacji. Prymitywni robotnicy obu płci już istnieli; ich bezpłodność wynikała z braku chromosomów X lub Y. Potrzeba kości – Biblia podkreśla, że Ewa była "kością z kości" Adama – sugeruje, że konieczne było przełamanie jakiejś bariery immunologicznej u prymitywnej robotnicy, odpowiedzialnej za odrzucanie plemników. Operacja przeprowadzona przez Elohim przezwyciężyła ten problem. Adam i Ewa odkryli swoją płciowość, przyswoili sobie "poznanie" – biblijny termin określający kontakt seksualny mający na celu płodzenie dzieci ("Adam poznał żonę swoją Ewę, a ta poczęła i urodziła Kaina".). Ewa, jak relacjonuje opowieść o nich dwojga w ogrodzie Eden, była odtąd zdolna do zachodzenia w ciążę za sprawą kontaktu z Adamem i otrzymała od bóstwa błogosławieństwo wraz z przekleństwem: "w bólach będziesz rodziła dzieci".

Otrzymawszy to, "Adam – powiedział Elohim – stał się taki jak my". Zyskał "poznanie". Homo sapiens mógł się już sam rozmnażać. Lecz choć wyposażony był w dobrą miarę genetycznej struktury Anunnaki, którzy stworzyli człowieka na swój obraz i podobieństwo nawet pod względem prokreacji, jednej cechy genetycznej mu nie przekazali. Tą cechą była długość życia Anunnaki. Nie dano mu nawet posmakować owocu z "drzewa życia"; gdyby go spożył, żyłby tak długo jak oni. Jasno wyraża się w tym punkcie sumeryjska opowieść o Adapie, człowieku doskonałym stworzonym przez Enki:

"Wydoskonalił jego rozum [...]
Dał mu mądrość [...]
Dał mu poznanie;
Wiecznego życia mu nie dał".


Od czasu publikacji Dwunastej Planety w 1976 roku nie zajmowałem się wyjaśnianiem pozornej "nieśmiertelności bogów". Biorąc muchy w moim domu jako przykład, mówię zazwyczaj, że gdyby muchy mogły rozmawiać, ojciec Mucha powiedziałby do swego syna: "Wiesz, człowiek, który tu mieszka, jest nieśmiertelny; przez cały okres mojego życia w ogóle się nie zestarzał; mój ojciec powiedział mi, że jego ojciec i wszyscy przodkowie, jakich pamiętamy, widzieli tego człowieka w tym samym stanie: on nie umiera, jest nieśmiertelny!"

Moja "nieśmiertelność" (w oczach przemawiającej muchy) jest oczywiście rezultatem różnych cyklów życiowych. Człowiek żyje wiele dziesiątków lat; muchy przeliczają swoje życie na dni. Ale co te wszystkie terminy oznaczają? "Dzień" jest czasem, w jakim nasza planeta wykonuje pełny obrót wokół własnej osi; "rok" jest czasem, w jakim nasza planeta wykonuje pełny obrót wokół Słońca. Okresy działalności Anunnaki na Ziemi obliczane były w sar, a każdy z nich równał się 3600 lat ziemskich. Sar sugerowałem – był "rokiem" na Nibiru; oznaczał czas, w jakim ta planeta robi pełny obrót wokół Słońca. A więc kiedy sumeryjskie listy królów informują na przykład, że jeden z przywódców Anunnaki zarządzał jednym z ich miast przez 36 000 lat, stwierdzają w istocie, że panował przez dziesięć sar. Jeśli jedno pokolenie człowieka przypada raz na dwadzieścia lat, w jednym "roku" Anunnaki byłoby 180 ludzkich generacji co wystarczy, by w oczach ludzi Anunnaki zdawali się żyć wiecznie.

Starożytne teksty wyjaśniają, że człowieka nie obdarzono długowiecznością, dano mu jednak inteligencję. Oznacza to, że w starożytności wierzono czy wiedziano, iż te dwie cechy, inteligencja i długowieczność, mogły być przekazane lub odmówione człowiekowi przez tych, którzy stworzyli go genetycznie. Nauka współczesna – co raczej nie dziwi – zgadza się z tym. "Zebrane w okresie 60 lat dowody sugerują, że istnieje genetyczny składnik determinujący inteligencję", doniósł w marcu 1989 roku "Scientific American". W artykule, poza przykładami ludzi wybitnie utalentowanych w różnych dziedzinach, którzy przekazali swoje zdolności dzieciom i wnukom, przytoczono raport badaczy z Uniwersytetu w Kolorado i Uniwersytetu Pensylwańskiego (Dawida W. Fulkera, Johna C. DeFriesa i Roberta Plomina), którzy stwierdzili "ścisłą korelację biologiczną" zdolności mentalnych, jaką da się przypisać genetycznemu dziedziczeniu. "Scientific American" zamieścił na pierwszej stronie artykuł "Coraz więcej dowodów wskazuje na powiązania genów z inteligencją". Inne badania, ustalające, molekularną strukturę pamięci", przyczyniły się do wysunięcia sugestii, że jeśli komputery mają kiedykolwiek dorównać ludzkiej inteligencji, muszą to być "komputery molekularne". Aktualizując rozważania snute w tym kierunku przez Forresta Cartera z Naval Research Laboratories w Waszyngtonie, John Hopfield z Caltech wraz z pracownikami AT&T's Bell Laboratories przedstawili w 1988 roku w "Science" (t. 241) wstępny projekt "komputera biologicznego".

Zebrano też niemało dowodów na to, że źródłem cyklów życiowych organizmów żywych są geny. Różne stadia przemiany owadów oraz długość ich życia najwyraźniej determinowane są genetycznie. Także fakt, że tak wiele gatunków zwierząt – lecz nie ssaków – ginie po akcie reprodukcji. Odkryto na przykład (Jerome Wodinsky z Uniwersytetu Brandeisa), że ośmiornice są genetycznie zaprogramowane na "autodestrukcję" po rozmnożeniu; wtedy to uaktywniają się trujące substancje w ich gruczołach wzrokowych. Odkrycia tego dokonano w ramach badań procesu starzenia się zwierząt, nie zaś w ramach studiów nad samymi ośmiornicami. Wiele innych badań wykazało, że niektóre zwierzęta mają zdolność regeneracji zniszczonych genów w swoich komórkach i w ten sposób powstrzymują lub odwracają proces starzenia się. Długość życia każdego gatunku wyznaczają wyraźnie geny tego gatunku – jeden dzień dla jętki, około sześciu lat dla żaby, około piętnastu lat dla psa. Limit ludzkiego życia przekracza nieznacznie okres stu lat, ale w bardzo dawnych czasach długość życia ludzi była o wiele większa.

Według Biblii Adam żył 930 lat, jego syn Set 912 lat, a syn Seta, Enosz, 905 lat. Jakkolwiek są powody, by przypuszczać, że redaktorzy Genesis zmniejszyli (operując współczynnikiem 60) znacznie dłuższe okresy życia, podawane w tekstach sumeryjskich, to jednak Biblia uznaje, że przed potopem ludzie żyli o wiele dłużej. Życie patriarchów stawało się coraz krótsze w miarę upływu tysiącleci. Terach, ojciec Abrahama, umarł w wieku 205 lat. Abraham żył 175 lat; jego syn Izaak umarł, gdy miał lat 180. Syn Izaaka, Jakub, dożył 147 lat, ale syn Jakuba odszedł już w wieku 110 lat.

Uważa się, że akumulacja błędów genetycznych w procesie replikacji DNA w komórkach przyczynia się do postępu starości; dowody naukowe wskazują przy tym na istnienie "zegara" biologicznego we wszystkich organizmach, wbudowanego genetycznego kontrolera, który wyznacza okres życia każdego gatunku. Jaki gen (czy grupa genów) jest za to odpowiedzialny, co sprawia, że ów zegar tyka, co wyzwala "ekspresję" starości – są to rzeczy wciąż intensywnie badane. Lecz to, że odpowiedź leży w genach, wiadomo z licznych obserwacji. Studia nad wirusami ujawniły fakt, że te organizmy zawierają fragmenty DNA, które mogą je dosłownie "unieśmiertelnić".

Enki zapewne wiedział to wszystko, a więc gdy przystąpił do udoskonalania Adama – stwarzając prawdziwego, rozmnażającego się Homo sapiens – dał Adamowi inteligencję i "poznanie", lecz nie długowieczność w wymiarze określonym genami Anunnaki.

Gdy ludzkość oddalała się od czasów, w których powstała jako lulu istoty "mieszane", noszące w sobie genetyczne dziedzictwo ziemi i nieba, skracanie się przeciętnego okresu życia mogło być postrzegane jako objaw pewnej straty, potęgującej się z pokolenia na pokolenie, zaniku tego, co niektórzy uważają za pierwiastek "boski", i coraz wyraźniejszej przewagi "zwierzęcia, które w nas mieszka". Obecność w naszej genetycznej strukturze elementów, nazywanych czasem "nonsensem DNA" – segmentów DNA, które jak się zdaje utraciły swoją funkcję – jest wyraźną pozostałością pierwotnego "zmieszania". Dwie niezależne, choć połączone, części mózgu – jedna prymitywniejsza, emocjonalna, druga bardziej rozwinięta i bardziej racjonalna – są następnym świadectwem zmieszania genetycznych źródeł, z których powstał człowiek.

Dowody, jakie potwierdzają starożytne opowieści o stworzeniu, są liczne, lecz nie wyczerpują się na kwestii manipulacji genetycznej. Są jeszcze inne świadectwa, a dotyczą one głównie Ewy.

Współczesna antropologia, posiłkując się skamielinami znajdowanymi przez paleontologów oraz zdobyczami innych dziedzin nauki, poczyniła znaczne postępy w poznawaniu początków człowieka. Na pytanie "skąd przybywamy?" udzieliła już wyraźnej odpowiedzi: człowiek powstał w południowo-wschodniej Afryce.

Wiemy teraz, że historia człowieka nie zaczęła się od samego człowieka; rozdział, który opowiada o grupie ssaków zwanych naczelnymi, przenosi nas wstecz o jakieś 45 mln lat, gdy wspólny przodek małpiatek, małp i człowieka pojawił się w Afryce. Dwadzieścia pięć czy trzydzieści milionów lat później – uzmysławia to, jak powoli kręcą się koła ewolucji – z linii Naczelnych wyodrębnił się prekursor małp człekokształtnych. Skamieniałe szczątki tego wczesnego antropoida, "prokonsula", odkryto przypadkowo na wyspie na Jeziorze Wiktorii (patrz mapa) w latach dwudziestych XX wieku. Znalezisko przykuło uwagę najbardziej znanego małżeństwa paleontologów, Louisa S. B. i Mary Leakeyów, którzy ostatecznie zdecydowali się prowadzić na tym terenie ekstensywne poszukiwania. Poza skamielinami prokonsula znaleźli tam także szczątki ramapiteka, pierwszej małpy wyprostowanej, czyli człekokształtnego przedstawiciela Naczelnych; oceniono jego wiek na jakieś 14 mln lat – na drzewie ewolucji około 8 czy 10 mln lat wyżej od prokonsula.

Odkrycia te miały większą wagę niż samo znalezienie kopalnych szczątków; otworzyły drzwi do tajemnego laboratorium natury, kryjówki, w której matka natura kontynuowała ewolucyjny postęp, jaki prowadził od ssaków przez Naczelnych i małpy człekokształtne do hominidów. Miejscem tego laboratorium był rów tektoniczny, przecinający Etiopię, Kenię i Tanzanię – część sieci rozpadlin, która zaczyna się w dolinie Jordanu i w Morzu Martwym w Izraelu, obejmuje Morze Czerwone i sięga Afryki południowej (il. 60).

Dołączona grafika


Wiele szczątków kopalnych znaleziono w miejscach, które rozsławili Leakeyowie i inni paleontolodzy. Najbogatsze w skamieliny okazały się Olduvai Gorge w Tanzanii, okolice Jeziora Rudolfa (przemianowanego na Jezioro Turkana) w Kenii oraz prowincja Afar w Etiopii, aby wskazać tylko miejsca najbardziej znane. Ekipy wielu narodów dokonały tam licznych odkryć; niektórych odkrywców – wyróżniających się w naukowych dyskusjach na temat znaczenia i wieku znalezisk – trzeba jednak wymienić: syn Leakeyów, Richard (kustosz Muzeum Narodowego w Kenii), Donald C. Johanson (w czasie odkryć kustosz Muzeum Historii Naturalnej w Cleveland), Tim White i J. Desmond Clark (Uniwersytet Kalifornijski w Berkeley), Alan Walker (Uniwersytet Johna Hopkinsa), Andrew Hill i David Pilbeam z Harvardu oraz Raymond Dart i Phillip Tobias z Południowej Afryki.

Odkładając na bok problemy, jakie wynikają z ambicji odkrywców, z różnych interpretacji znalezisk i ze skłonności do szczegółowego dzielenia gatunków i rodzajów, można bez ryzyka błędu powiedzieć, że linia prowadząca do człowieka oddzieliła się od małp czworonożnych jakieś 14 mln lat temu, po czym minęło mniej więcej 9 mln lat, zanim pojawiły się pierwsze małpy o cechach hominidów, zwane australopitekami – wszędzie tam, gdzie natura wybrała miejsce na swoje "laboratorium antropogenezy".

Mimo że szczątków kopalnych z tego przejściowego okresu 10 mln lat właściwie nie odnaleziono, paleoantropologowie (jak zaczęto nazywać tę nową grupę naukowców) okazali się bardzo pomysłowi w swych wysiłkach składania w całość skamielin pochodzących z ostatnich 4 mln lat. Dysponując czasem tylko szczęką, fragmentem czaszki, kością miednicy, szczątkami palców czy, gdy szczęście dopisało, nawet częściami szkieletu, zdołali zrekonstruować istoty reprezentowane przez te skamieliny. Z pomocą innych znalezisk, takich jak kości zwierząt czy lekko obrobione kamienie, mające służyć za narzędzia, ustalili stadium rozwojowe oraz zwyczaje tych istot; datując zaś pokłady geologiczne, w których znaleziono szczątki, byli w stanie określić wiek samych szczątków.

Do kamieni milowych w tym względzie należą takie znaleziska, jak części szkieletu samicy przezwanej "Lucy" (mogła wyglądać jak ów hominid z i1. 61) – uważanej za przedstawicielkę australopiteka rozwiniętego, który żył jakieś 3,5 mln lat temu; dalej, skamielina znana ze swego numeru katalogowego jako "czaszka 1470", należąca do samca, uważanego przez odkrywców za żyjącego może 2 miliony lat temu "prawie człowieka", czyli Homo habilis ("człowiek zręczny") – wielu badaczy neguje możliwe implikacje tego terminu; a także skatalogowane pod numerem WT.15000 szczątki szkieletu "mocno zbudowanego młodego samca", przedstawiciela Homo erectus sprzed 1,5 mln lat, prawdopodobnie pierwszego prawdziwego hominida. On właśnie zapoczątkował starszą epokę kamienia; zaczął używać kamieni jako narzędzi i migrował przez półwysep Synaj, spełniający rolę pomostu między Afryką a Azją, do Azji południowo-wschodniej w jednym kierunku i do Europy południowej w drugim.

Dołączona grafika


Ślad rodzaju Homo tu się urywa; brakuje rozdziału obejmującego okres od około 1,5 mln lat do około 300 000 lat temu, z wyjątkiem drobnych szczątków Homo erectus na peryferiach migracji tego hominida. Potem, mniej więcej 300 000 lat temu, bez żadnej oznaki stopniowej przemiany, pojawia się Homo sapiens. Uważano z początku, że przodkiem człowieka z Cro-Magnon, Homo sapiens sapiens, był Homo sapiens neanderthtalis, człowiek neandertalski (nazwany tak od miejsca pierwszego odkrycia jego szczątków w Niemczech), który dominował w Europie i w części Azji jakieś 125 000 lat temu. Na tych obszarach, około 35 000 lat temu, panował już kromaniończyk. Potem utrzymywano, że bardziej "zwierzęcy", a zatem "prymitywniejszy" neandertalczyk pochodził z innej linii Homo sapiens, a człowiek z Cro-Magnon rozwinął się niezależnie od niego. Obecnie wiadomo, że ten drugi pogląd jest bardziej prawidłowy, choć niezupełnie. Spokrewnione, lecz nie w sensie potomków, te dwie linie żyły obok siebie już 90 000, a nawet 100 000 lat temu.

Dowody na to znaleziono w dwóch jaskiniach: w jednej na górze Karmel i drugiej pod Nazaretem w Izraelu; na tych terenach w wielu grotach gnieździł się człowiek prehistoryczny. Pierwsze znaleziska (lata trzydzieste XX wieku) oceniono na jakieś 70 000 lat; były to szczątki samych neandertalczyków, co pasowało do wyznawanych wówczas teorii. W latach sześćdziesiątych zespół izraelsko-francuski powtórnie przebadał jaskinię w Qafzeh, tę w pobliżu Nazaretu, i odkrył, że są tam szczątki nie tylko neandetalczyków, lecz również typu Cro-Magnon. Warstwy wskazywały, przedstawiciele rasy kromanioidalnej używali tej jaskini przed neandertalczykami – fakt, który przesunął datę pojawienia się człowieka z CroMagnon z domniemanych 35 000 do około 70 000 lat temu.

Nie dowierzając temu, naukowcy z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie zwrócili się z prośbą o weryfikację szczątków gryzoni, znalezionych w tych samych warstwach. Badanie wskazało na tę samą datę: człowiek z Cro-Magnon, Homo sapiens sapiens, o którym nie sądzono, żeby istniał wcześniej niż 35 000 lat temu, dotarł na Bliski Wschód i osiedlił się na terenach dzisiejszego Izraela już przed 70 000 lat. Co więcej, przez długi czas zamieszkiwał ten obszar wspólnie z neandertalczykami.

W końcu 1987 roku wiek znalezisk z Qafzeh i Kebara, jaskini na górze Karmel, zbadano nowymi metodami, posługując się przy tym techniką termoluminescencji, pozwalającą na datowanie przedmiotów starszych niż 40 000-50 000 lat, co stanowi limit datowania radiowęglowego. Jak poinformowała w dwóch wydaniach "Nature" (t. 330 i 340) szefowa francuskiego zespołu, Helene Vallades z Narodowego Centrum Badań Naukowych w Gif sur Yvette, badania te wykazały ponad wszelką wątpliwość, że zarówno neandertalczycy, jak kromaniończycy zamieszkiwali ten teren w czasie między 90 000 a 100 000 lat temu (jako średnią datę naukowcy wymieniają teraz 92 000 lat). Sygnały te zostały potwierdzone później w innym miejscu w Galilei.

Poświęcając tym odkryciom artykuł wstępny w "Nature", Christopher Stringer z British Museum przyznał, że konwencjonalny pogląd, według którego neandertalczycy poprzedzali kromaniończyków, należy odrzucić. Wydaje się, że wspólnym przodkiem obu tych linii była jakaś wcześniejsza forma Homo sapiens. "Czymkolwiek mógł być pierwotny ťEdenŤ dla człowieka współczesnego – stwierdził autor artykułu – okazuje się teraz, że z jakiegaś powodu neandertalczycy ruszyli pierwsi na północ jakieś 125 000 lat temu". Razem ze swymi kolegami, Peterem Andrewsem i Oferem Bar-Yosefem z Uniwersytetu Hebrajskiego i z Harvardu, opowiedział się stanowczo za interpretacją "afrykańską" tych znalezisk. Migrację z rodzinnej Afryki w kierunku północnym tych pierwszych Homo sapiens potwierdziło odkrycie (dokonane przez Freda Wendorfa z Southern Methodist University w Dallas) czaszki neandertalczyka w pobliżu Nilu w Egipcie, która miała 80 000 lat.

"Czy to wszystko znaczy, że człowiek pojawił się wcześniej?" – padło pytanie w nagłówku "Science". Gdy do badań przyłączyli się naukowcy z innych dyscyplin, stało się jasne, że tak. Ustalono, że neandertalczycy nie byli tylko gośćmi na Bliskim Wschodzie, lecz mieszkali tam przez długi czas. I nie byli prymitywnymi bestiami, jak sądzono o nich wcześniej. Grzebali swoich zmarłych według rytuałów, które świadczą o praktykach religijnych, a "przynajmniej o pewnego rodzaju duchowo motywowanej obyczajowości, jaka spokrewnia ich z człowiekiem współczesnym" (Jared M. Diamond ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles). Niektórzy, jak odkrywca szczątków neandertalczyków w jaskini Szanidar, Ralph S. Solecki z Uniwersytetu Columbia, uważają, że neandertalczycy wiedzieli, jak leczyć się ziołami – 60 000 lat temu. Szkielety znalezione w izraelskich jaskiniach przekonały anatomów (wbrew poprzednim teoriom), że neandertalczycy posługiwali się mową: "Odlewy mózgu wskazują na dobrze rozwinięty ośrodek mowy" – stwierdził Dean Falk z Uniwersytetu Stanu Nowy Jork w Albany. "Neandertalczycy mieli mózg większy od naszego [...], nie były to istoty tępe, potrafiły wyrażać swoje myśli" – wnioskował neuroanatom Terrence Deacon z Harvardu.

Wszystkie te ostatnie odkrycia nie pozostawiają wątpliwości, że człowiek neandertalski zaliczał się do Homo sapiens – nie był przodkiem człowieka z Cro-Magnon, lecz formą wcześniejszą z tego samego pnia hominiedów.

W marcu 1987 Christopher Stringer z British Museum wraz z kolegą, Paulem Mellarsem, zorganizowali konferencję na Uniwersytecie Cambridge, mającą na celu uaktualnienie i przemyślenie najnowszych odkryć dotyczących "pochodzenia i rozprzestrzenienia się człowieka współczesnego". Jak poinformował J. A. J. Gowlett w "Antiquity" (7/1987), na konferencji wzięto pod uwagę przede wszystkim świadectwo skamielin. Uczestnicy doszli do wniosku, że po luce obejmującej mniej więcej 1,2-1,5 mln lat, jaka występuje po Homo erectus, 300 000 lat temu (o czym świadczą kopalne szczątki w Etiopii, Kenii i Południowej Afryce) pojawił się nagle Homo sapiens ("człowiek rozumny"). Neandertalczycy "wydzielili się" z tych wczesnych Homo sapiens około 230 000 lat temu i mogli zacząć swoje migracje na północ 100 000 lat później, co zbiegało się być może z pojawieniem się Homo sapiens sapiens.

Na konferencji rozważano także inne dowody, włącznie z danymi nowej generacji, jakich dostarczyła biochemia. Najbardziej intrygujące były wnioski badań opartych na genetyce. Przydatność genetyki w ustalaniu pochodzenia biologicznego przez porównywanie "zdań" DNA udowodniono w przypadkach sądowego dochodzenia ojcostwa. Ta nowa technika umożliwia nie tylko ustalanie związku między dziećmi a rodzicami, lecz także badanie pod tym kątem całych linii gatunkowych. Nowa nauka genetyki molekularnej pozwoliła Allanowi C. Wilsonowi i Vincentowi M. Sarichowi (obaj z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley) ustalić z wielką dokładnością, że hominidy oddzieliły się od małp mniej więcej 5 mln, nie zaś 15 mln lat temu i że najbliższymi "krewnymi" hominidów były szympansy i goryle.

Jako że DNA osobnika nie przestaje się mieszać w procesie reprodukcji, metoda porównywania DNA w jądrach komórek (które pochodzą w połowie od matki, w połowie od ojca) traci na dokładności w miarę zwiększania się liczby generacji. Odkryto jednak, że oprócz DNA zawartego w jądrze komórki, pewna ilość DNA występuje w komórkach matki poza jądrem, w ciałkach zwanych "mitochondriami" (il. 62). DNA w mitochondriach nie miesza się z DNA ojca, jest natomiast przekazywany przez pokolenia "w stanie nie zmienionym" od matki przez córkę do wnuczki i tak dalej. Odkrycie to, dokonane przez Douglasa Wallace'a z Uniwersytetu Emory'ego umożliwiło mu porównanie "mtDNA" u około 800 kobiet. Zaskakująca konkluzja, którą przedstawił na konferencji naukowej w lipcu 1986, była taka, że stopień podobieństwa mtDNA u wszystkich badanych kobiet wskazuje na wspólne pochodzenie tych kobiet od jednego żeńskiego przodka.

Dołączona grafika


Badania te podjął Wesley Brown z Uniwersytetu w Michigan; zasugerował, że ustalając współczynnik naturalnej mutacji DNA, można wyliczyć, ile czasu upłynęło od śmierci tego wspólnego przodka. Porównując mtDNA dwudziestu jeden kobiet z różnych ras i stref geograficznych, doszedł do wniosku, że zawdzięczają one swoje pochodzenie "jednej mitochondrialnej Ewie", która żyła w Afryce 300 000-180 000 lat temu.

Do tych intrygujących badań przyłączyli się inni uczeni, którzy wyruszyli na poszukiwanie "Ewy". Wyróżniła się wśród nich Rebecca Cann z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley (później na Uniwersytecie Hawajskim). Zebrała 147 łożysk kobiet z różnych ras i środowisk geograficznych, które rodziły w szpitalach San Francisco, i porównała ich mtDNA. Według wyników, jakie uzyskała, wszystkie te kobiety miały wspólnego żeńskiego przodka, który żył w mniej więcej 300 000-150 000 lat temu (zależnie, czy współczynnik mutacji wynosił 2%, czy 4% na milion lat), "Przyjmujemy zwykle 250 000 lat" – stwierdziła Cann.

Górna granica 300 000 lat, zauważyli paleoantropologowie, zbiega się z wiekiem skamielin wskazujących na pojawienie się Homo sapiens. "Cóż takiego mogło się wydarzyć 300 000 lat temu, co wywołało tę zmianę?" – pytali Cann i Allan Wilson, lecz nie znaleźli odpowiedzi.

Następnym testem, który nazwano "hipotezą Ewy", było zbadanie przez Cann i jej kolegów, Wilsona i Marka Stonekinga, łożysk około 150 kobiet amerykańskich, których przodkowie pochodzili z Europy, Afryki, Bliskiego Wschodu i Azji, a także łożysk aborygenek w Australii i Nowej Gwinei. Badania wykazały, że afrykański mtDNA jest najstarszy i że te wszystkie różne kobiety z różnych ras i najróżniejszych środowisk geograficznych i kulturowych miały tego samego, jednego żeńskiego przodka, który żył w Afryce w pewnym okresie między 290 000 a 140 000 lat temu.
W artykule wstępnym w "Science" (11.09.1987), w którym zaprezentowano wyniki tych badań, stwierdzono, że niezaprzeczalne dowody świadczą o tym, iż "Afryka była kolebką człowieka współczesnego [...]. Biologia molekularna mówi nam, że człowiek współczesny rozwinął się w Afryce około 200 000 lat temu".

Te sensacyjne odkrycia – potwierdzone od tamtej pory innymi badaniami – wypełniły nagłówki gazet na całym świecie. "Na pytanie, skąd przybywamy, pada odpowiedź – ogłosił ťNational GeographicŤ (10/1988) – z Afryki pohzdniowo-wschodniej". "Matka nas wszystkich" została odnaleziona, donosił w nagłówku "San Francisco Chronicle". "Człowiek wyruszył na podbój świata z Afryki", głosił londyński "Observer". "Newsweek" w najlepiej sprzedanym, jak do tej pory, wydaniu z 11 stycznia 1988 przedstawił na okładce "Adama" i "Ewę" z wężem i opatrzył nagłówkiem: "Poszukiwanie Adama i Ewy".

Nagłówek był stosowny, bo jak zauważył Allan Wilson – "rzecz jasna, tam gdzie była matka, musiał być ojciec".

Wszystkie te najświeższej daty odkrycia w znacznym stopniu potwierdzają biblijną wypowiedź na temat pierwszej pary Homo sapiens:

"I nazwał Adam żonę swoją Chava,
["Ta od życia" – "Eve" po angielsku]
gdyż ona była matką wszystkich żyjących".


Pewne wnioski wypływają z danych sumeryjskich. Po pierwsze, stworzenie lulu było następstwem buntu Anunnaki około 300 000 lat temu. Tadata, jako górna granica pierwszego pojawienia się Homo sapiens, została potwierdzona przez naukę współczesną.

Po drugie, uformowanie lulu miało miejsce "nad Abzu", na północ od rejonu kopalni. Potwierdza to lokalizacja najstarszych szczątków człowieka w Tanzanii, Kenii i Etiopii – na północ od terenów kopalni w Afryce południowej.

Po trzecie, nie ma w ogóle sprzeczności między uzyskanymi ostatnio danymi a datą 300 000 lat temu, wyznaczającą bunt Anunnaki. Biorąc pod uwagę, że są to lata ziemskie, podczas gdy dla Anunnaki 3600 lat ziemskich obejmowało tylko jeden rok w ich kalendarzu, trzeba przypomnieć, że okres prób i błędów nastąpił po decyzji "stworzenia Adama" i trwał do czasu, aż osiągnięto "model doskonały". Potem, nawet po zrodzeniu pierwszych prymitywnych robotników, siedmiu męskich i siedmiu żeńskich jednocześnie, potrzebne były ciąże Bogiń Narodzin, jako że nowa hybryda nie mogła się rozmnażać.

Oczywiście, śledzenie mtDNA odnosi się do "Ewy", która mogła rodzić dzieci, a nie do żeńskiego lulu, niezdolnego do prokreacji. Ludzkość otrzymała tę zdolność, jak była już o tym mowa, w rezultacie drugiej manipulacji genetycznej Enki i Ninti, co znalazło odbicie w biblijnej historii o Adamie, Ewie i wężu w ogrodzie Eden.

Czy tej drugiej manipulacji genetycznej dokonano około 250 000 lat temu, w czasie sugerowanym przez Rebeccę Cann, czy 200 000 lat temu, jak podaje to artykuł w "Science"?

Według Księgi Genesis Adam i Ewa zaczęli płodzić dzieci dopiero po wydaleniu ich z "Edenu". Nie wiemy, czy Abel, ich drugi syn, którego zabił jego starszy brat Kain, miał jakieś potomstwo, ale czytamy, że Kain i jego potomkowie otrzymali rozkaz przeniesienia się do odległych krain. Czy ci potomkowie "przeklętej linii Kaina" byli migrującymi neandertalczykami? Ta intrygująca możliwość pozostaje jedynie w sferze domysłów.

Wydaje się jednak pewne, że Biblia odnotowuje ostateczne wyłonienie się Homo sapiens sapiens, człowieka współczesnego. Mówi nam, że trzeci syn Adama i Ewy, Set, miał syna o imieniu Enosz, od którego pochodzi cała ludzkość. A Enosz po hebrajsku znaczy "człowiek, istota ludzka" – ty i ja. To właśnie w czasach Enosza, twierdzi Biblia, "zaczęto wzywać imienia Jahwe". Innymi słowy, właśnie wtedy człowiek ucywilizował się w pełni i ustanowił kult religijny.

Wszystkie aspekty starożytnej opowieści znajdują przez to potwierdzenie.

SYMBOL SPLECIONYCH WĘŻY

W biblijnej opowieści o Adamie i Ewie w ogrodzie Eden antagonistą Pana Boga, nakłaniającym ich do przyswojenia sobie "poznania" (zdolności do prokreacji) jest Wąż, Nahasz po hebrajsku.

Termin ów ma dwa inne znaczenia: "ten, który zna tajemnice" oraz "ten, który zna miedź". Te inne znaczenia odnajdujemy w grze słów sumeryjskiego epitetu BUZUR ("ten, który odsłania tajemnice" i "ten z kopalni metali"), stosowanego do Enki. W poprzednich książkach sugerowałem z tego powodu, że według wersji sumeryjskiej "Wężem" był Enki. Jego symbolem były splecione węże; było to godło jego "centrum kultowego" Eridu (a), jego posiadłości afrykańskich ogólnie (B), a szczególnie piramid Š; pojawia się też na sumeryjskich pieczęciach cylindrycznych ilustrujących wydarzenia opisane w Biblii.

Co reprezentowało to godło splecionych węży (do dziś dnia symbol medycyny i lecznictwa)? Odkrycie przez współczesną naukę spiralnie skręconych łańcuchów DNA podsuwa odpowiedź: splecione węże były graficzną reprezentacją struktury kodu genetycznego, tajemnej wiedzy, która pozwoliła Enki stworzyć Adama, a potem obdarzyć Adama i Ewę zdolnością do rozmnażania się.

To godło Enki jako symbol lecznictwa przywołał Mojżesz, gdy uczynił nahasz nehoszeth – "miedzianego węża" – aby powstrzymać epidemię szerzącą się wśród Izraelitów. Czy wciągnięcie miedzi w potrójne znaczenie tego terminu oraz wykonanie miedzianego węża przez Mojżesza wynikało z jakiejś nieznanej roli miedzi w genetyce i lecznictwie?

Przeprowadzone niedawno na uniwersytetach w Minnesocie i St. Louis eksperymenty sugerują, że miedź rzeczywiście nie jest dla tych dziedzin obojętna. Okazuje się, że radionuklid miedź-62 jest czymś w rodzaju "emitera elektronów dodatnich", przydatnym w obserwacjach przepływu krwi, niektóre zaś związki miedzi mogą wprowadzać farmaceutyki do żywych komórek, włącznie z komórkami mózgu.

Dołączona grafika


C.D.N.

(wystarczy dać znak i jedziemy dalej)


  • 0



#21 Gość_chruszczow

Gość_chruszczow.
  • Tematów: 0

Napisano

Musze powiedzieć że zrobiło się to nudne, az niechce mi się czytać tej strony bo po tym co jest na pierwszej stronie juz nzam to co bedzie dalej :)

powstała ziemia- nibiru
mamy wode - nibiru
mamy księżyc - nibiru
mamy tlen - nibiru
mamy ludzi - nibiru

itd.

to jest już nudne i te naciagane teorie też są nudne i nie da sie tego czytać, przynajmniej ja nie amm na to siły, może kiedyś zbiore się w sobie i przeczytam te bzdety...
  • 0

#22

Baal.
  • Postów: 399
  • Tematów: 7
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

to jest już nudne i te naciagane teorie też są nudne i nie da sie tego czytać, przynajmniej ja nie amm na to siły, może kiedyś zbiore się w sobie i przeczytam te bzdety...

Radziłbym jednak to przeczytać. Bardzo ciekawe.

dj_cinex, dajesz więcej! :D
  • 0

#23 Gość_muhad

Gość_muhad.
  • Tematów: 0

Napisano

chruszczow, nudne bo za dlugie?

Moim zdaniem jest to fascynujace i swietne sie to czyta.
  • 0

#24

dj_cinex.

    VRP UFO Researcher

  • Postów: 3305
  • Tematów: 412
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 20
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

GDY MĄDROŚĆ ZSTĄPIŁA Z NIEBA


Sumeryjskie listy królów – wykazy władców i miast oddzielają w swej chronologii zarejestrowanych wydarzeń prehistorię od historii, wyodrębniając dwa wyraźne okresy: długi ciąg wypadków rozgrywających się przed potopem oraz zdarzenia po potopie. W tym pierwszym okresie Anunnaki, "bogowie", a potem ich synowie zrodzeni z "córek ludzkich", tak zwani półbogowie, władali Ziemią; na drugi okres przypada panowanie władców-ludzi – królów wybranych przez Enlila – którzy byli pośrednikami między "bogami" a rządzonym ludem. W obu przypadkach instytucja zorganizowanego społeczeństwa i rządy oparte na prawach – "królestwo" uważane było za "przyniesione z nieba" na Ziemię naśladownictwo form organizacji społeczeństwa i systemu rządów Nibiru.

"Gdy królestwo zstąpiło z nieba – tak zaczyna się Sumeryjska Lista Królów – królestwo było w Eridu. W Eridu Alulim stał się królem i rządził 28 000 lat". Po wymienieniu innych władców i miast sprzed potopu tekst stwierdza, że "potem Powódź spłukała Ziemię". I dalej tekst mówi: "Po tym, jak Powódź spłukała Ziemię, królestwo ponownie zstąpiło z nieba. Królestwo było wtedy w Kisz". Od tamtej pory listy zajmują się czasami historycznymi.

Chociaż tematem tego tomu jest to, co my określamy mianem nauki, starożytni zaś nazywali mądrością, nie od rzeczy będzie powiedzieć kilka słów o "królestwie" – dobrym porządku rzeczy, zorganizowanym społeczeństwie i jego instytucjach – ponieważ bez nich żaden postęp naukowy, czyli rozkrzewienie i zachowanie "mądrości", nie byłby możliwy. "Królestwo" było "działką" Enlila, Głównego Administratora Anunnaki na Ziemi. Warto zauważyć, że podobnie jak wiele naszych dziedzin naukowych opiera się na spuściźnie sumeryjskiej, instytucja królów i królestwa wciąż istnieje, służąc ludzkości przez tak wiele tysiącleci. Samuel N. Kramer w swej książce Historia zaczyna się w Sumerze wymienia znamiona "rzeczy pierwszych", jakie tam się zaczęły, włącznie z parlamentem dwuizbowym i wybieranymi (lub dobieranymi) posłami.

Różne aspekty zorganizowanego i uporządkowanego społeczeństwa składały się na koncepcję królestwa, wśród nich potrzeba sprawiedliwości była motywem najwyższej wagi. Od króla wymagano "prawości", artykulacji praw i ich podtrzymania, ponieważ społeczeństwo sumeryjskie było społeczeństwem praworządnym. Wielu uczyło się w szkole o Hammurabim i jego słynnym kodeksie praw, datującym się od drugiego tysiąclecia prz. Chr., nie wszyscy jednak wiedzą, że co najmniej dwa tysiące lat przed nim królowie sumeryjscy ogłaszali już kodeksy praw. Różnica była taka, że kodeks Hammurabiego zawierał normy prawa karnego: jeśli to zrobisz, otrzymasz taką karę. Sumeryjskie kodeksy praw kładły nacisk na obyczajowość; stwierdzały: "Nie powinieneś zabierać osła wdowie" lub ociągać się z wypłatą dla pracowników. Dziesięcioro przykazań biblijnych, jak kodeksy sumeryjskie, nie było listą kar, lecz pouczeniem, co jest dobre, a co złe i nie powinno być robione.

Prawa podtrzymywała administracja sądowa. Koncepcje sędziów, sądu przysięgłych, świadków i kontraktów odziedziczyliśmy po Sumerach. Jednostka społeczeństwa, którą nazywamy "rodziną", oparta na akcie ślubu, mieściła się w sferze prawa podmiotowego, a więc istniały przepisy dotyczące dziedziczenia, adopcji, praw wdów. Praworządność obejmowała też działalność ekonomiczną: wymiana bazowała na kontraktach, istniały zasady regulujące zatrudnienie, zarobki i – jakże by inaczej – podatki. Wiemy dużo o sumeryjskim handlu zagranicznym na przykład, ponieważ w mieście zwanym Drehem był urząd celny, który prowadził skrupulatną dokumentację wszelkiego przepływu towarów i zwierząt.

Wszystko to i jeszcze więcej funkcjonowało pod parasolem "królestwa". Gdy synowie i wnukowie Enlila zapoczątkowali fazę relacji między ludźmi a ich bogami, funkcje królestwa i królewską kontrolę przekazywano stopniowo ludziom, Enlil zaś, jako Wszechdobroczynny, pozostawał we wdzięcznej pamięci. I do dziś dnia to, co nazywamy "społeczeństwem cywilizowanym", zawdzięcza swoje fundamenty czasom, gdy "królestwo zstępowało z nieba".

"Mądrość" – nauka i sztuka, działalność wymagająca umiejętności – była domeną najpierw Enki, głównego naukowca Anunnaki, potem zaś jego dzieci.

Dowiadujemy się z tekstu, który uczeni nazywają "Inanna i Enki: przekazanie zasad cywilizacji", że Enki posiadał pewne unikalne obiekty zwane ME – rodzaj komputera czy dysku z danymi – które przechowywały informacje niezbędne dla nauki, rzemiosła i sztuki. Liczba ich przekraczała setkę, a zawierały wiadomości z tak różnorodnych dziedzin, jak pismo, muzyka, obróbka metali, budownictwo, transport, anatomia, leczenie, kontrola powodzi i degrengolada miast; a także, co wyjaśniają inne listy, astronomia, matematyka i kalendarz.

Podobnie jak królestwo, mądrość "zstępowała na Ziemię z Nieba", przekazywana ludzkości przez "bogów" Anunnaki. Było to ich wyłączną decyzją, że wiedza naukowa objawiona została ludziom, zwykle za pośrednictwem wybranych jednostek; o przykładzie Adapy, którego Enlil obdarzył "szerokim zrozumieniem", była już mowa. Z reguły jednak wybrana jednostka należała do stanu kapłańskiego – następna "rzecz pierwsza", towarzysząca ludzkości przez tysiąclecia aż po Średniowiecze, epokę, w której kapłani i mnisi wciąż byli uczonymi.

Teksty sumeryjskie mówią o Enmeduranki, którego bogowie przygotowywali do objęcia stanowiska pierwszego kapłana. Relacjonują, jak bogowie

"Nauczyli go, jak obserwować oliwę i wodę,
objawili sekrety Anu, Enlila i Enki.
Dali mu Boską Tablicę,
wyryte tajemnice Nieba i Ziemi.
Nauczyli go, jak obliczać posługując się cyframi".


Te krótkie zdania przekazują niemało informacji. Pierwszym przedmiotem, którego uczył się Enmeduranki, była wiedza o "oliwie i wodzie", dotycząca medycyny. W czasach sumeryjskich lekarzy nazywano albo A.ZU, albo IA.ZU, co znaczyło "ten, który zna wodę" i "ten, który zna oliwę"; różnica dotyczyła metody stosowania medykamentów: zmieszanych i pitych z wodą lub zmieszanych z oliwą i przyjmowanych w lewatywie. Następnie Enmeduranki otrzymał "boską", czyli niebiańską tablicę, na której wyryte były "tajemnice Nieba i Ziemi" – informacje o planetach Układu Słonecznego i dostrzegalnych konstelacjach gwiazd, a także dane z zakresu "nauk o Ziemi" – geografii, geologii, geometrii i – od czasu, gdy Enuma elisz włączono do noworocznych rytuałów świątynnych – kosmogonii i ewolucji. A również, co było konieczne do zrozumienia wszystkich tych rzeczy – zasady matematyki: "jak obliczać posługując się cyframi".

Biblijną historię o przedpotopowym patriarsze zwanym Henochem, podsumowuje stwierdzenie, że człowiek ten nie umarł, lecz został zabrany przez Pana, gdy miał 365 lat (liczba odpowiadająca liczbie dni w roku); znacznie więcej informacji o Henochu dostarcza Księga Henocha (znaleziono kilka tłumaczeń tego dzieła), która nie weszła w skład Biblii. Wiedza przekazana Henochowi przez aniołów opisana jest tam bardziej szczegółowo; obejmowała górnictwo, metalurgię oraz sekrety Świata Podziemnego, geografię i hydrologię, astronomię i prawa rządzące ruchem ciał niebieskich, metody obliczania kalendarza, znajomość roślin, kwiatów, pokarmów i tak dalej – wszystko to zostało objawione Henochowi w specjalnych księgach i na "niebiańskich tablicach".

Biblijna Księga Przysłów poświęca dużą część swoich nauk ludzkiej potrzebie mądrości i uświadomieniu, że mądrością obdarowywani są przez Boga jedynie prawi, "bo Pan udziela mądrości". O wielu sekretach nieba i ziemi, kryjących się w mądrości, mówi Oda do Mądrości w rozdziale ósmym Księgi Przysłów. Podobnie Księga Hioba wychwala zalety mądrości i wszelkie bogactwo, jakie płynie z niej dla człowieka, pytając wyraźnie: "Skąd więc bierze się mądrość i gdzie jest źródło rozumu?" Odpowiedź na to brzmi: "Bóg wie o drodze do niej"; hebrajskim słowem tłumaczonym jako "Bóg" jest Elohim, termin w liczbie mnogiej, użyty najpierw w opowieściach o stworzeniu. Jest pewne, że inspiracją tych dwóch biblijnych ksiąg, jeśli nie faktycznym źródłem, były sumeryjskie i akadyjskie zbiory przysłów oraz sumeryjski odpowiednik Księgi Hioba, zatytułowany, co ciekawe – "Będę wychwalał Pana Mądrości".

W starożytnych czasach nikt nie wątpił, że wiedza naukowa była darem "bogów" Anunnaki, Elohim, przekazanym ludzkości. To, że astronomia stanowiła główną część tego daru, rozumie się samo przez się, jako że z poprzednich rozdziałów wynika jasno, iż zadziwiająca w czasach sumeryjskich znajomość całego Układu Słonecznego, kosmogonii wyjaśniającej powstanie Ziemi i pasa planetoid oraz świadomość istnienia Nibiru nie byłyby możliwe bez nauki Anunnaki.

Podczas gdy obserwuję nie bez satysfakcji wzrastające uznanie – lubię myśleć, że częściowo dzięki moim książkom – dla wkładu Sumerów w podwaliny i koncepcje prawa, terapii medycznej i sztuki kulinarnej, zauważam całkowity brak takiego uznania dla ogromnego wkładu Sumerów w astronomię; podejrzewam, że wynika to z wahania, czy zrobić nieunikniony następny krok, jakim byłoby przejście "zakazanego progu": jeśli przyznamy, że Sumerowie wiedzieli aż tyle o kwestiach niebieskich, będziemy musieli przyznać, że naprawdę istnieje Nibiru, a co więcej, że naprawdę istnieją mieszkańcy tej planety, Anunnaki... Niemniej ów "lęk przed przejściem" (mamy tu ładną grę słów: nazwa Nibiru znaczy "planeta przejścia"...) w żaden sposób nie neguje faktu, że współczesna astronomia zawdzięcza Sumerom (a za ich pośrednictwem Anunnaki) podstawowe koncepcje astronomii sferycznej ze wszystkimi fachowymi szczegółami; koncepcję ekliptyki jako pasa, w którym orbitują wokół Słońca planety; ugrupowanie gwiazd w konstelacje; ugrupowanie konstelacji widzianych w pasie ekliptyki w domy zodiaku; zastosowanie liczby 12 do tych konstelacji, do miesięcy w roku i do innych niebiańskich, czyli "boskich" kwestii. Wielkie znaczenie, jakie przywiązano do liczby 12, można tłumaczyć faktem, że na Układ Słoneczny składa się 12 ciał niebieskich, a każda z wiodących wśród Anunnaki postaci miała przydzielony odpowiednik niebieski, co tworzyło panteon, krąg "bogów olimpijskich", którym przypisano także konstelacje i miesiące. Astrologowie z pewnością zawdzięczają wiele tym podziałom niebiańskim, ponieważ w planecie Nibiru znajdują dwunaste ciało niebieskie Układu Słonecznego, brakujące przez tak długi czas.

Jak chce księga Henocha, a biblijna wzmianka o liczbie 365 to potwierdza, bezpośrednim wynikiem przekazania wiedzy o powiązanych ze sobą ruchach Słońca, Księżyca i Ziemi było stworzenie kalendarza: ustalenie metody liczenia dni (wraz z nocami), miesięcy i lat. Uznaje się teraz powszechnie, że kalendarz, którego dziś używamy, pochodzi od pierwszego w świecie kalendarza, znanego jako kalendarz nippuryjski. Uczeni wnioskują, że ów kalendarz, wyznaczający początek roku na czas wiosennej równonocy w zodiakalnym znaku Byka, wprowadzono w początkach czwartego tysiąclecia prz. Chr. Sama koncepcja kalendarza skoordynowanego ze zjawiskiem równonocy (moment, w którym Słońce przecina równik niebieski, a dzień i noc mają równą długość) czy alternatywnie z przesileniem (południowym lub północnym punktem najwyższego odchylenia Słońca od równika niebieskiego) – dotarła do nas z Sumeru. Koncepcje równonocy i przesilenia spotykamy we wszystkich kalendarzach, zarówno Starego, jak Nowego Świata.

Kalendarz żydowski, na co wskazywałem wiele razy w książkach i artykułach, wciąż funkcjonuje według zasad kalendarza nippuryjskiego; nie tylko naśladuje jego formę i budowę, lecz również system liczenia lat. Rok 1990 był według kalendarza żydowskiego rokiem 5750; i nie od "stworzenia świata", jak się wyjaśnia, lecz od początku kalendarza nippuryjskiego w roku 3760 prz. Chr.

Był to rok – sugerowałem w Zaginionych królestwach – w którym Anu, król Nibiru, przybył na Ziemię z wizytą państwową. Jego imię, AN po sumeryjsku i Anu po akadyjsku, znaczyło "niebo", "niebiański" i było częścią składową wielu terminów astronomicznych, takich jak AN.UR ("horyzont niebieski") i AN.PA ("punkt zenitu"), a także częścią imienia "Anunnaki", "tych, którzy zstąpili z nieba na ziemię". W archaicznym chińskim, którego sylaby wymawiano i pisano w sposób odsłaniający ich sumeryjskie źródło, używany był na przykład termin kuan na oznaczenie świątyni, która służyła jako obserwatorium; sumeryjska treść terminu KU.AN wyrażała "otwarcie do niebios". (Sumeryjskie pochodzenie chińskiej astronomii i astrologii omawiałem w artykule "Korzenie astrologii", opublikowanym w lutym 1985 w "East-West Journal".) Niewątpliwie rzymski annuum ("rok"), od czego pochodzi francuskie année ("rok"), angielski przymiotnik annual ("roczny") i tak dalej, wywodzą się z czasów, gdy zapoczątkowano kalendarz i odliczanie lat od wiekopomnego wydarzenia, jakim była wizyta państwowa AN.

Tradycja łączenia świątyni z obserwatorium nie była oczywiście praktyką wyłącznie chińską; sięgała ona czasów zikkuratów (piramid schodkowych) Sumeru i Babilonu. Długi tekst dotyczący wizyty Anu i jego małżonki w Sumerze relacjonuje, jak kapłani wspinali się na szczyt zikkuratu, żeby obserwować pojawienie się Nibiru na niebie. Enki przekazał znajomość astronomii (i innych nauk) swemu pierworodnemu synowi Mardukowi; słynny zikkurat w Babilonie, wzniesiony tam po zdobyciu przez Marduka supremacji w Mezopotamii, zbudowano z myślą o prowadzeniu obserwacji astronomicznych (il. 63).

Dołączona grafika


Enki powierzył "sekrety" kalendarza, matematyki i pisma swemu młodszemu synowi Ningiszidda, którego Egipcjanie nazywali Totem. W Zaginionych królestwach przedstawiłem poważne dowody, że był to ten sam bóg, którego w Ameryce Środkowej nazywano Quetzalcoatlem, "Pierzastym Wężem". Imię tego boga, które znaczy (po sumeryjsku) "Pan drzewa życia", odzwierciedla fakt, że to jemu Enki przekazał wiedzę medyczną, włącznie z sekretem przywracania zmarłych do życia. Tekst babiloński cytuje słowa rozgniewanego Enki, mówiącego Mardukowi, że dość go już na uczył, kiedy Marduk chciał jeszcze posiąść sekret wskrzeszania umarłych. To, że Anunnaki mogli dokonywać takiej rzeczy (przynajmniej jeśli chodziło o ich życie), wynika jasno z tekstu pod tytułem "Zstąpienie manny do Świata Podziemnego", w którym to świecie uśmierciła ją własna siostra. Gdy ojciec manny apelował do Enki o wskrzeszenie bogini, Enki zarządził, żeby jej zwłoki potraktowano "tym, co pulsuje" i "tym, co promieniuje"; spowodował w ten sposób, że manna wróciła do życia. Mezopotamski wizerunek pacjenta na stole szpitalnym ukazuje zabieg naświetlania promieniami (il. 64).

Dołączona grafika


Odkładając na bok zdolność ożywiania umarłych (o czym wspomina Biblia), jest pewne, że w programie przygotowującym do urzędu kapłańskiego było – jak mówi o tym tekst o Enmeduranki – nauczanie anatomii i medycyny. Z Księgi Kapłańskiej Pięcioksiągu Mojżeszowego dowiadujemy się, że owa tradycja podtrzymywana była w późniejszych czasach; Księga ta bowiem zawiera obszerne instrukcje Jahwe w sprawach zdrowia, diagnozy medycznej, leczenia i higieny. Zalecenia dotyczące diety, wyliczenie "odpowiednich" (koszernych) i nieodpowiednich pokarmów, wynikały bez wątpienia ze wskazań zdrowotnych i higienicznych raczej niż z racji kultowych; wielu uważa, że wymóg obrzezania podyktowały względy medyczne. Podobne instrukcje znajdujemy w licznych wcześniejszych tekstach mezopotamskich, które służyły za podręczniki praktykującym A.ZU i IA.ZU i pouczały tych lekarzy-kapłanów, żeby najpierw obserwowali objawy, po czym wymieniały, jakie lekarstwo zastosować w konkretnym przypadku, i podawały wykaz substancji chemicznych, ziół i innych składników farmaceutycznych potrzebnych do sporządzenia danego leku. Nie powinno zadziwiać, że Elohim byli źródłem tych nauk, jeśli przypomnimy sobie, jakich wyczynów dokonywali Enki i Ninti.

Podstawowe znaczenie dla astronomii, obliczania kalendarza, a także handlu i przedsięwzięć ekonomicznych, miała znajomość matematyki wiedza "jak obliczać posługując się cyframi", mówiąc słowami tekstu o Enmeduranki.

Sumeryjski system liczenia nazywany jest sześćdziesiętnym, co oznacza "oparty na 60". Liczyło się w nim od 1 do 60, jak my liczymy teraz od 1 do 100. Wtedy jednak, w przypadkach, gdy my mówimy "dwieście", Sumerowie mówili (lub pisali) "2 gesz", co znaczyło 2 x 60 i równało się 120. Gdy w obliczeniach tekst stwierdzał: "weź połowę" lub "weź jedną trzecią", chodziło o połowę 60, czyli 30, i jedną trzecią 60, czyli 20. Dla nas, wychowanych na systemie dziesiętnym ("razy 10"), sprzężonym z liczbą palców u rąk, może się to wydawać kłopotliwe i skomplikowane; matematyk jednak systemem sześćdziesiętnym może się zachwycać.

Liczba 10 podzielna jest przez bardzo niewiele liczb całkowitych (dokładnie mówiąc, tylko przez 2 i 5). Liczba 100 jest podzielna tylko przez 2, 4, 5, 10, 20, 25 i 50. Natomiast 60 jest podzielne przez 2, 3, 4, 5, 6, 10, 12, 15, 20 i 30. Jako że odziedziczyliśmy po Sumerach 12 w naszym rachunku godzin dnia, 60 w obliczeniach czasu (60 sekund w minucie, 60 minut w godzinie) oraz 360 w geometrii (360 stopni koła), system sześćdziesiętny wciąż pozostaje najlepszy w naukach związanych z kwestiami niebieskimi, w obliczaniu czasu i w geometrii (gdzie kąty trójkątów mają zakres do 180 stopni, kąty proste zaś sumują się do 360 stopni). Zarówno w geometrii teoretycznej, jak praktycznej (np. mierzenie gruntów), system ten umożliwia obliczanie powierzchni o najróżniejszych, skomplikowanych kształtach (il. 65), objętości naczyń wszelkiego typu (przy przechowywaniu ziarna, oliwy czy wina), długości kanałów lub odległości między planetami.

Dołączona grafika


Gdy zaczęto prowadzić dokumentację, używano rylca z okrągłym końcem, aby odciskać na mokrej glinie różne symbole, które wyrażały liczby 1, 10, 60, 600 i 3600 (il. 66a). Ostateczną wartością była liczba 3600, oznaczana dużym kołem; nazywano ją SAR (szar po akadyjsku) – była to liczba "książęca" lub "królewska", liczba ziemskich lat upływających podczas jednego obiegu Nibiru wokół Słońca.

Dołączona grafika


Gdy wprowadzono pismo klinowe ("klinowate"), w którym skrybowie używali klinowo zakończonego rylca (il. 66b), liczby zapisywano znakami klinowymi (il. 66c) wraz z kombinacją symboli informujących liczącego, co należy dodawać, odejmować, dzielić lub mnożyć; arytmetyczne czy algebraiczne zadania, które wprawiłyby niejednego dzisiejszego studenta w zakłopotanie, rozwiązywano poprawnie. Wśród tych zadań było podnoszenie liczby do kwadratu, do sześcianu lub wyciąganie pierwiastków. Jak wykazał R Thureau-Dangin w Textes mathematiques Babyloniens, starożytni rozwiązywali równania z dwiema, a nawet trzema niewiadomymi, posługując się wzorami stosowanymi do dzisiaj.

Choć nazywany "sześćdziesiętnym", sumeryjski system numeracji i obliczania nie zasadzał się po prostu na liczbie 60, lecz na kombinacji 6 i 10. Podczas gdy w systemie dziesiętnym postęp następuje przez mnożenie ostatniej sumy przez 10 (il. 67a), w systemie sumeryjskim liczby wzrastały przez mnożenie naprzemienne: raz przez 10, potem przez 6, potem przez 10, potem znowu przez 6 (il. 67b). Ta metoda stanowi dla dzisiejszych uczonych zagadkę. System dziesiętny jest w oczywisty sposób zestrojony z dziesięcioma palcami u rąk, tak że liczbę 10 w sumeryjskim systemie można zrozumieć; ale skąd się wzięła liczba 6 i dlaczego?

Dołączona grafika


Są jeszcze inne zagadki. Wśród tysięcy tabliczek matematycznych Mezopotamii znajduje się wiele takich, które są gotowymi obliczeniami. Co zdumiewa, obliczenia te nie zaczynają się od małych liczb (jak 1, 10, 60, etc.), lecz prowadzone są w dół od liczby wyjściowej, którą można określić jedynie słowem "astronomiczna": 12 960 000. Przykład przytoczony przez Th. G. Pinchesa (Some Mathematical Tablets of the British Museum) zaczyna się od następujących wierszy na górze:

Dołączona grafika


i kontynuuje przez "część stanowiącą 1/80-180 000" do części stanowiącej 1/400-32 400. Inne tabliczki prowadzą tę procedurę do części 1/16 000 (która wynosi 810) i bez wątpienia serie tych obliczeń schodziły przez coraz mniejsze liczby do 60, czyli 1/216 000 liczby wyjściowej 12 960 000.

H. V Hilprecht (The Babylonian Expedition of the University of Pennsylvania), po przestudiowaniu tysięcy tabliczek matematycznych z bibliotek świątynnych Nippur i Sippar oraz biblioteki asyryjskiego króla Assurbanipala w Niniwie, doszedł do wniosku, że liczba 12 960 000 była dosłownie astronomiczna – wiązała się bowiem ze zjawiskiem precesji, która cofa konstelacje zodiaku o jeden dom raz na 2160 lat względem punktu wschodu Słońca w zodiaku. Pełny obrót dwunastu domów, gdy Słońce powtórnie wstaje w tym samym domu, zabiera zatem 25 920 lat; liczba 12 960 000 określa pięćset takich skończonych cyklów precesyjnych.

Trudno było uwierzyć w to, co udowadniali Hilprecht i inni, że Sumerowie byli nie tylko świadomi fenomenu precesji, lecz wiedzieli też, że w zodiaku przejście z jednego domu do drugiego trwa 2160 lat; jeszcze bardziej niepojęty jest ich wybór liczby wyjściowej w kalkulacjach, reprezentującej pięćset skończonych cyklów dwunastu domów, cyklów, z których każdy przebiega w zgoła fantastycznym (jak dla ludzi) czasie 25 920 lat. Podczas gdy współczesna astronomia jest świadoma istnienia tego zjawiska i czasu, w jakim ono zgodnie z wyliczeniami sumeryjskimi przebiega, nie ma teraz uczonego, ani nie było w przeszłości, który mógłby potwierdzić z własnego doświadczenia przesunięcie choćby jednego domu (przewiduje się obecnie przejście do domu Wodnika); żeby zaobserwować pełny obrót wszystkich domów, nie starczyłoby wszystkich uczonych przeszłości. A jednak rzecz jest zanotowana na sumeryjskich tabliczkach.

Wydaje mi się, że można znaleźć rozwiązanie tych wszystkich zagadek, jeśli nauka współczesna uzna istnienie Nibiru i Anunnaki za fakt. Ponieważ to oni udzielili matematycznej "mądrości" ludziom, astronomiczna liczba wyjściowa i system sześćdziesiętny były stworzone na własny użytek Anunnaki i z ich punktu widzenia – potem zaś przystosowano je do ludzkich proporcji.

Jak poprawnie zasugerował Hilprecht, liczba 12 960 000 rzeczywiście wywodzi się z astronomii – jest to wielokrotność czasu (25 920 lat) trwania pełnego cyklu precesji. Cykl ten jednak można było podzielić, uzyskując bardziej ludzkie proporcje, na dwanaście przesunięć domów zodiakalnych. Chociaż okres 2160 lat również pozostaje poza sferą doświadczenia pojedynczego ludzkiego życia, stopniowe przemieszczanie się domów o jeden stopień co 72 lata jest zjawiskiem dającym się zaobserwować (takie obserwacje prowadzili kapłani-astronomowie). W owej formule był to pierwiastek "ziemski".

Następnie wchodził w grę okres orbitalny Nibiru, o którym Anunnaki wiedzieli, że trwa 3600 lat ziemskich. Wiązały się z tym dwa podstawowe i niezmienne zjawiska, cykle pewnej długości, w których wzajemny stosunek ruchów Nibiru i Ziemi wyrażał się w proporcji 3600 : 2160. Tę proporcję można zredukować do 10 : 6. Raz na 21 600 lat Nibiru okrążał Słońce sześć razy; w tym czasie pas zodiakalny przesuwał się względem Ziemi o dziesięć domów. Sugeruję, że stąd wziął się system naprzemiennego obliczania, 6 x 10 x 6 x 10, który nazywany jest "sześćdziesiętnym".

System sześćdziesiętny, jak była już o tym mowa, wciąż leży u postaw współczesnej astronomii i rachuby czasu. Odziedziczyliśmy zatem proporcję 10 : 6 po Anunnaki. Udoskonaliwszy architekturę i cieszące oko sztuki plastyczne, Grecy wynaleźli kanon proporcji zwany złotym podziałem. Utrzymywali, że doskonale harmonijne proporcje ścian świątyni czy wielkiej komnaty uzyskuje się stosując formułę AB : AP = AP : PB, w którym to wzorze stosunek długości większej części do długości mniejszej części wyraża się jak 100 do 61,8 (metra czy jakiejkolwiek jednostki wybranej miary). Wydaje mi się, że architektura zawdzięcza złoty podział nie Grekom, lecz Anunnaki (za pośrednictwem Sumerów), ponieważ ta proporcja jest proporcją 10 : 6, na której zasadzał się system sześćdziesiętny.

To samo można powiedzieć o fenomenie matematycznym znanym jako ciąg Fibonacciego – liczbach wzrastających w taki sposób, że każda następna liczba (np. 5) jest sumą dwóch liczb poprzednich (2 + 3); następnie 8 (suma 3 + 5) i tak dalej. Piętnastowieczny matematyk Lucas Pacioli podał algebraiczny wzór określający ten ciąg i nazwał iloraz – 1,618 – złotą liczbą, a jego odwrotność – 0,618 – boską liczbą. Prowadzi nas to do Anunnaki...

Wyjaśniwszy, moim zdaniem, źródło systemu sześćdziesiętnego, przyjrzyjmy się wnioskom Hilprechta dotyczącym górnej podstawy tego systemu, liczby 12 960 000.

Można łatwo wykazać, że ta liczba jest po prostu podniesioną do kwadratu liczbą zasadniczą Anunnaki – 3600 – liczbą ziemskich lat określających długość orbity Nibiru. (3600 x 3600 = 12 960 000). Podzielenie 3600 przez ziemskie 10 dało łatwiejszą do operacji liczbę 360 stopni koła. Liczba 3600 jest z kolei podniesioną do kwadratu liczbą 60; ten stosunek określił liczbę minut w godzinie i (współcześnie) liczbę sekund w minucie, i stał się oczywiście postawą systemu sześćdziesiętnego.

Zodiakalne pochodzenie astronomicznej liczby 12 960 000 może, jak myślę, tłumaczyć pewną zagadkową wypowiedź biblijną. Chodzi o psalm 90, w którym czytamy, że Pan – odnosi się to do "Niebiańskiego Pana" który przez niezliczone pokolenia ma swoją siedzibę w niebie, od czasu "zanim góry powstały, zanim Ziemia i kontynenty były stworzone" uważa tysiąc lat za jeden dzień:

"[...] tysiąc lat w oczach Twoich
jest jak dzień wczorajszy, który przeminął".


Jeśli teraz podzielimy liczbę 12 960 000 przez 2160 (liczba lat upływających w czasie przesunięcia się jednego domu zodiaku) otrzymamy wynik 6000 – tysiąc razy sześć. Sześć jest znajomą nam liczbą "dni" stworzenia – spotykamy się z nią na początku Genesis. Czy psalmista mógł widzieć tablice matematyczne, w których znalazłby wiersz wyszczególniający: "1/2160 liczby 12 960 000 równa się tysiąc razy sześć"? Intrygujące jest odkrycie, że w psalmach znajdujemy liczby, którymi operowali Anunnaki.

W psalmie 90 i innych psalmach hebrajskim słowem tłumaczonym jako "pokolenie" jest dor. Słowo to pochodzi ze źródłosłowu dur, "zamykać się w kole, być cyklicznym". Dla ludzi ma to znaczenie pokolenia, ale w odniesieniu do ciał niebieskich oznacza cykl wokółsłoneczny – orbitę. Rozumiejąc to, można uchwycić prawdziwe znaczenie psalmu 102, wzruszającej modlitwy śmiertelnika do Nieśmiertelnego:

"Ale Ty, Panie, trwasz na wieki,
a pamięć o tobie przechodzi z cyklu do cyklu.

Gdyż wejrzał ze swojej świętej wysokości:
Jahwe spojrzał z nieba na ziemię.

Rzekłem: Boże mój,
nie zabieraj mnie w połowie dni moich,
wszak lata twoje trwają w cyklu cyklów.

Ty pozostaniesz ten sam
i nie skończą się lata twoje".


Odnosząc to wszystko do orbity Nibiru, do jej cyklu 3600 lat ziemskich, do precesyjnego cofania się Ziemi na swej orbicie wokół Słońca – znajdujemy sekret mądrości liczb Anunnaki przyniesiony z nieba na Ziemię.

Zanim człowiek mógł "obliczać posługując się cyframi", musiał opanować dwie inne umiejętności – czytanie i pisanie. Przyjmujemy za coś oczywistego, że człowiek może mówić; że mamy języki, którymi porozumiewamy się ze sobą. Ale współczesna nauka zajmuje tu inne stanowisko; faktycznie do niedawna naukowcy zajmujący się mową i językami uważali, że "człowiek mówiący" jest raczej późnym zjawiskiem i że zdolność mówienia człowieka z Cro-Magnon mogła być jednym z powodów jego przewagi nad niemym neandertalczykiem.

Nie jest to pogląd biblijny. Biblia przyjmowała na przykład za pewnik, że Elohim, którzy byli na Ziemi długo przed Adamem, mogli mówić i porozumiewać się ze sobą. Wynika to jasno ze stwierdzenia, że Adama stworzono wskutek dyskusji Elohim między sobą, w której to rozmowie powiedziano: "Uczyńmy Adama na obraz nasz, podobnego do nas". Oznacza to nie tylko zdolność mówienia, lecz także wskazuje na istnienie języka, jakim się posługiwano.

Przyjrzyjmy się teraz Adamowi. Zostaje umieszczony w ogrodzie Eden i poinstruowany, co może jeść, a czego ma unikać. Adam zrozumiał te instrukcje, jak wynika to jasno z późniejszej rozmowy Węża i Ewy. Wąż (którego tożsamość omówiona jest w Wojnach bogów i ludzi) "rzekł do kobiety: Czy rzeczywiście Elohim powiedzieli: nie ze wszystkich drzew ogrodu wolno wam jeść?". Ewa mówi, że tak, owocu jednego z drzew nie wolno im spożywać pod groźbą kary śmierci. Wąż zapewnia jednak kobietę, że tak nie jest i że ona i Adam mogą zjeść zakazany owoc.

Wynika z tego potem długi dialog. Adam i Ewa ukrywają się, gdy słyszą kroki Jahwe, "przechadzającego się po ogrodzie v powiewie dziennym". Jahwe wywołuje Adama: "Gdzie jesteś?", po czym wywiązuje się następująca wymiana zdań:

Adam: "Usłyszałem szelest twój w ogrodzie i zląkłem się, gdyż jestem nagi, dlatego skryłem się".

Jahwe: "Kto ci powiedział, że jesteś nagi? Czy jadłeś z drzewa, z którego zakazałem ci jeść?"

Adam: "Kobieta, którą mi dałeś, aby była ze mną, dała mi z tego drzewa i jadłem".

Jahwe: [do kobiety] "Dlaczego to uczyniłaś?" Kobieta: "Wąż mnie zwiódł i jadłam".

Jest to prawdziwa rozmowa. Nie tylko Bóstwo może mówić; Adam i Ewa też potrafią mówić i rozumieją język Bóstwa. Jakim językiem rozmawiali? Według Biblii musieli posługiwać się jakimś językiem. Jeśli Ewa była pierwszą matką, to czy był też pierwszy język – matka wszystkich języków?

W tym przypadku uczeni także zaczęli od poglądów sprzecznych z Biblią. Zakładali, że język jest dziedzictwem kulturowym raczej niż rysem ewolucji. Przypuszczano, że człowiek przeszedł od jęków do pełnych znaczenia wrzasków (na widok zdobyczy lub w obliczu niebezpieczeństwa), potem zaś wykształcił elementarną mowę, gdy organizował klany. Z pojedynczych słów i sylab zrodził się język, powstając niezależnie w różnych formujących się klanach i szczepach.

Ta teoria pochodzenia języków nie tylko ignorowała znaczenie biblijnych opowieści o Elohim i incydencie w ogrodzie Eden; zaprzeczała też biblijnemu stwierdzeniu, że przed historią wieży Babel "cała ziemia miała jeden język i jednakowe słowa"; że to za sprawą rozmyślnego aktu Elohim człowiek rozproszył się po całej Ziemi i przestał rozumieć mowę innych, bo nastąpiło "pomieszanie" języków.

Z satysfakcją można odnotować, że w ostatnich latach nauka współczesna doszła do poglądu, iż rzeczywiście istniała matka języków; przyjmuje się też, że obie formy Homo sapiens – człowiek z Cro-Magnon i człowiek neandertalski – mogły mówić od samego początku.

Już dawno temu zaobserwowano, że w wielu językach niektóre słowa brzmią tak samo i mają podobne znaczenie. Przez ponad wiek uważano, że można pewne języki zgrupować w rodziny; niemieccy uczeni wystąpili z propozycją nazwania tych rodzin "indoeuropejską", "semicką", "chamicką" i tak dalej. Samo pogrupowanie nie przezwyciężyło jednak przeszkód, które nie pozwalały uznać istnienia matki języków, ponieważ podtrzymywano opinię, że całkowicie różne i nie powiązane ze sobą grupy językowe rozwinęły się niezależnie w rozmaitych "strefach rodzimych", skąd migrujące populacje przenosiły swoje języki do innych krajów. Próby wykazania (jak dziewiętnastowieczne pisma wielebnego Charlesa Fostera, który w pracy The One Primeval Language wskazywał na mezopotamskich prekursorów języka hebrajskiego), że istnieją wyraźne słowne i znaczeniowe podobieństwa między odległymi nawet grupami, były interpretowane jako teologiczne zabiegi mające na celu podniesienia znaczenia języka Biblii, hebrajskiego, i dlatego odrzucane.

Głównie dzięki postępom w innych dziedzinach, takich jak antropologia, biogenetyka, nauki o Ziemi, a także dzięki komputeryzacji otwarły się nowe drogi w badaniach przedmiotu nazywanego przez niektórych "genetyką lingwistyczną". Pogląd, że języki rozwinęły się raczej późno w trakcie marszu człowieka ku cywilizacji – początków języka (nie mowy jako takiej) upatrywano w czasie nie dawniejszym niż zaledwie pięć tysięcy lat temu – musiał być z oczywistych względów skorygowany, gdy archeologiczne odkrycia ujawniły, że już sześć tysięcy lat temu Sumerowie potrafili pisać. Kiedy rozważano datę dziesięciu i dwunastu tysięcy lat temu, poszukiwanie punktów zbieżnych nabrało rozpędu dzięki komputerom. Doprowadziło to uczonych do odkrycia protojęzyków, a przez to do większych i mniej licznych ugrupowań.

Szukając wczesnego pokrewieństwa języków słowiańskich, radzieccy naukowcy pod kierownictwem Władysława Illicza-Switycza i Aarona Dołgopolskiego zasugerowali w latach sześćdziesiątych istnienie protojęzyka, który nazwali nostratic (od łacińskiego "nasz język"), mającego być rdzeniem większości języków europejskich (włącznie ze słowiańskimi). Później przedstawili dowody na istnienie drugiego takiego protojęzyka, nazwanegó przez nich dene-kaukaskim, będącego rdzeniem języków dalekowschodnich. Oba te protojęzyki, ocenili ci uczeni, powstały w wyniku lingwistycznej mutacji około dwunastu tysięcy lat temu. W Stanach Zjednoczonych Joseph Greenberg z Uniwersytetu Stanforda i jego kolega Merritt Ruhlen zasugerowali trzeci protojęzyk – amerind.

Doceniając znaczenie tego faktu, wypada zauważyć, że data około dwunastu tysięcy lat temu wyznacza okres pojawienia się tych protojęzyków gdzieś w pobliżu czasu, jaki nastąpił bezpośrednio po potopie; w Dwunastej Planecie przedstawiłem dane, z których wynika, że potop wydarzył się mniej więcej trzynaście tysięcy lat temu. Hipoteza trzech protojęzyków odpowiada też biblijnemu stwierdzeniu, że postpotopowa ludzkość podzieliła się na trzy grupy pochodzące od trzech synów Noego.

Tymczasem odkrycia archeologiczne wciąż przesuwały wstecz czas ludzkich migracji, szczególnie wyraźnie w przypadku przybycia wędrujących grup na kontynenty amerykańskie. Gdy proponowano datę dwudziestu, a nawet trzydziestu tysięcy lat temu, Joseph Greenberg wywołał sensację, przeprowadzając dowód, że setki języków Nowego Świata można zgrupować w zaledwie trzy rodziny, które nazwał eskimo-aleucką, na-dene i amerind. Jego konkluzje miały tym większe znaczenie, że te trzy protojęzyki przynieśli ze sobą do obu Ameryk przybysze z Afryki, Europy, Azji i wysp Pacyfiku, co oznacza, że w Amerykach nie było rodzimych protojęzyków, lecz odgałęzienia języków Starego Świata. Protojęzyk nazwany przez niego na-dene Greenberg uznał za związany z grupą dene-kaukaską, sugerowaną przez radzieckich uczonych. Ta rodzina – napisał Merritt Ruhlen w "Natural History" (3/1987) – wydaje się być "genetycznie najbliższa" grupie języków, do której należą "wymarłe etruski i sumeryjski". Eskimo-aleucki natomiast jest najbliżej spokrewniony z językami indoeuropejskimi. (Czytelników pragnących wiedzieć więcej o pierwotnej kolonizacji Ameryk zainteresuje być może praca Zaginione królestwa, czyli Księga IV kronik Ziemi.)

Ale czy prawdziwe języki powstały dopiero dwanaście tysięcy lat temu – po potopie? Nie tylko Biblia twierdzi, że język istniał od samego początku Homo sapiens (Adam i Ewa); wynika to także z faktu, że teksty sumeryjskie wielokrotnie wspominają o zapisanych tablicach z okresu przed potopem. Król asyryjski Assurbanipal chwalił się, że swym wykształceniem dorównuje Adapie i może czytać "tablice z czasów przed potopem". Jeśli tak, to prawdziwy język musiał istnieć znacznie wcześniej.

Odkrycia paleontologów i archeologów zmuszają lingwistów do coraz dalszego cofania się w głąb czasu. Wspomniane już odkrycia w jaskini Kebara wymusiły całkowite przewartościowanie poprzedniej chronologii.

Wśród znalezisk w jaskini natrafiono na zdumiewający trop. W szczątkach szkieletu neandertalczyka żyjącego sześćdziesiąt tysięcy lat temu zachowała się nienaruszona kość gnykowa – pierwsza, jaką kiedykolwiek odkryto. Ta kość mająca kształt rogu, położona między brodą a krtanią, jest miejscem przyczepu mięśni, które poruszają językiem, dolną szczęką i krtanią i umożliwiają człowiekowi artykułowanie słów (il. 68).

Dołączona grafika


W połączeniu z innymi cechami szkieletu, ta kość gnykowa była wyraźnym dowodem, że człowiek mógł mówić, tak jak może dzisiaj, co najmniej sześćdziesiąt tysięcy lat temu, a prawdopodobnie znacznie wcześniej. Człowiek neandertalski – stwierdził w "Nature" z 27.04.1989 zespół naukowców pod kierownictwem Barucha Arensburga z Uniwersytetu w Tel-Awiwie – "miał morfologiczne podstawy do posługiwania się ludzką mową".

Jeżeli tak, to dlaczego rodzina języków indoeuropejskich, której początki dają się wyśledzić nie wcześniej niż kilka tysięcy lat temu, zyskała tak wysoką pozycję na drzewie języków? Radzieccy uczeni, mniej zahamowani w kwestii obniżenia rangi języków indoeuropejskich od swych zachodnich kolegów, kontynuowali śmiałe poszukiwania proto-protojęzyka W czołówce poszukiwaczy języka-matki znalazł się Aaron Dołgopolski, obecnie na Uniwersytecie w Hajfie w Izraelu, oraz Witalij Szeworoszkin, obecnie na Uniwersytecie w Michigan. Głównie z inicjatywy tego drugiego zorganizowano "przełomową" konferencję na Uniwersytecie w Michigan w listopadzie 1988. Odbywająca się pod hasłem "Język a prehistoria" konferencja skupiła ponad czterdziestu naukowców z siedmiu krajów, z dziedzin lingwistyki, antropologii, archeologii i genetyki. Osiągnięto porozumienie co do tego, że ludzkie języki pochodzą z "jednego źródła" – języka-matki w stadium "proto-proto-proto", w jakim znajdował się około 100 000 lat temu.

Ale naukowcy z wielu dyscyplin powiązanych z anatomią mowy, tacy jak Philip Lieberman z Uniwersytetu Browna i Dean Falk z Uniwersytetu Stanu Nowy Jork w Albany, uważają mowę za cechę Homo sapiens występującą od samego początku pojawienia się tych "myślących/rozumnych ludzi". Specjaliści anatomii mózgu, tacy jak Ronald E. Myers z National Institute of Communicative Disorders and Strokes, uważają, że "mowa ludzka powstała spontanicznie, niezależnie od prób topornej artykulacji innych Naczelnych", skoro tylko człowiek zyskał dwie półkule mózgu.

Allan Wilson natomiast, który uczestniczył w badaniach prowadzących do wniosku o "Jednej-Matce-Wszystkich", wygłosił w styczniu 1989 na zebraniu Amerykańskiego Towarzystwa Rozwoju Nauk mowę w imieniu "Ewy": "Ludzka zdolność mówienia mogła powstać wskutek genetycznej mutacji, jaka zaszła u kobiety żyjącej w Afryce 200 000 lat temu".

"Ludzka gadanina sięga czasów Ewy" – ogłosiła w nagłówku jedna z gazet, donosząc o przemowie Wilsona. Otóż czasów Ewy i Adama – według Biblii.

A więc dochodzimy w końcu do pisma.

Uważa się teraz, że wiele znaków i symboli z epoki lodowej, znalezionych w jaskiniach Europy, a przypisywanych kromaniończykom żyjącym w okresie między dwudziestoma a trzydziestoma tysiącami lat temu, przedstawia prymitywne piktogramy – "pismo obrazkowe". Niewątpliwie człowiek nauczył się pisać znacznie później niż zaczął mówić. Teksty mezopotamskie upierają się przy tym, że przed potopem było pismo, i nie ma powodu, żeby w to nie wierzyć. Ale pierwszym pismem odkrytym w czasach współczesnych jest wczesne pismo sumeryjskie, które było pismem piktograficznym. W przeciągu kilkuset lat pismo to rozwinęło się w system pisma klinowego (il. 69), którym posługiwały się wszystkie starożytne języki Azji aż do czasu, gdy ostatecznie zostało zastąpione, tysiące lat później, alfabetem.

Dołączona grafika


Na pierwszy rzut oka pismo klinowe wygląda na bezsensowną gmatwaninę długich i krótkich, wyraźnie zarysowanych w swym charakterystycznym kształcie znaków (il. 70). Istnieją setki symboli klinowych, więc jakże na Boga starożytni skrybowie mogli spamiętać, jak je trzeba zapisywać i co one mają oznaczać? Kwestia jest raczej kłopotliwa, lecz nie bardziej niż znaki języka chińskiego dla kogoś, kto nie jest Chińczykiem. Trzy pokolenia uczonych zdołały uporządkować te znaki w logiczny system, co zaowocowało leksykonami i słownikami języków starożytnych – sumeryjskiego, babilońskiego, asyryjskiego, hetyckiego, elamickiego i tak dalej które posługiwały się pismem klinowym.

Dołączona grafika


Współczesna nauka ujawnia jednak, że w tej rozmaitości znaków było coś więcej niż tylko pewien logiczny porządek.

Matematycy, szczególnie ci, którzy zajmują się teorią grafów – badaniem relacji punktów połączonych liniami – znają teorię grafów Ramseya, nazwaną tak od Franka P. Ramseya, brytyjskiego matematyka, który w rozprawie przedstawionej na forum Londyńskiego Towarzystwa Matematycznego w 1928 roku zasugerował metodę obliczania różnych możliwości połączeń między punktami, stwarzając w ten sposób system opisu figur, jakie z tych połączeń wynikają. Zastosowana do gier i łamigłówek, architektury, a także do różnych nauk, teoria zaproponowana przez Ramseya umożliwiła na przykład wykazanie, że gdy połączy się sześć punktów, symbolizujących sześciu ludzi, albo czerwonymi liniami (łączącymi jakąkolwiek parę, która się zna), albo niebieskimi liniami (łączącymi jakąkolwiek parę, która się nie zna), w rezultacie powstanie zawsze albo czerwony, albo niebieski trójkąt. Wyniki obliczania możliwości połączeń (lub braku połączeń) punktów można najlepiej zilustrować pewnymi przykładami (il. 71). Podstawą wynikających grafów (tzn. figur) są tak zwane liczby Ramseya, które można przekształcać na grafy łączące pewną liczbę punktów. Znajduję niezaprzeczalne podobieństwo między tuzinami figur, jakie wynikają z tych obliczeń, a mezopotamskimi znakami klinowymi (il. 72).

Dołączona grafika

Dołączona grafika


Niemal sto znaków, tylko częściowo prezentowanych tutaj, to po prostu grafy oparte na nie więcej niż tuzinie liczb Ramseya. Więc jeśli Enki czy jego córka Nidaba, "bogini pisma", wiedzieli tyle, ile wiedział Frank Ramsey, zapewne nie stanowiło dla nich problemu wynalezienie dla Sumerów matematycznie opracowanego systemu znaków klinowych.

"Będę ci błogosławił obficie i rozmnożę tak licznie potomstwo twoje jak gwiazdy na niebie", rzekł Jahwe do Abrahama. W tym pojedynczym wersecie wyraża się kilka dziedzin wiedzy, jaka zstąpiła z nieba: mowa, astronomia i "obliczanie za pomocą cyfr".

Współczesna nauka zaszła już dość daleko, aby potwierdzić to wszystko.

OWOCE EDENU
Czym był ogród w Edenie, wspominany w Biblii jako miejsce pełne różnorodnej roślinności, gdzie ukazano Adamowi nie nazwane zwierzęta?

Współczesna nauka twierdzi, że najlepsi przyjaciele człowieka, rośliny uprawne i zwierzęta, jakimi rozporządzamy, zostały udomowione nie wcześniej niż 10 000 lat prz. Chr. Pszenica i jęczmień, psy i owce (by wymienić pierwsze z brzegu przykłady) pojawiły się zatem w swych przystosowanych do uprawy i oswojonych formach w przeciągu zaledwie dwóch tysięcy lat. Uważa się, że jest to okres wystarczający dla zadziałania mechanizmu naturalnej selekcji.

Teksty sumeryjskie przedstawiają wyjaśnienie. Gdy Anunnaki wylądowali na Ziemi – mówią teksty – nie było żadnych "udomowionych" roślin i zwierząt; to Anunnaki powołali je do istnienia w swej "izbie porodowej". Wraz z lahar ("bydło wełniste") i anszan ("zboża") stworzyli też "roślinność, jaka mnoży się i rozrasta obficie". Wszystkiego tego dokonano w Edin; a po stworzeniu Adama przyprowadzono go tam, aby przy tym pracował.

Zadziwiający ogród Eden był zatem farmą biogenetyczną, czyli enklawą, w której powstawały "udomowione" zboża, owoce i zwierzęta.

Po potopie (około trzynastu tysięcy lat temu) Anunnaki dostarczyli ludzkości na początek nasiona zbóż i zwierzęta, które ocalili. Lecz tym razem sam człowiek miał być gospodarzem. Biblia potwierdza to i przypisuje Noemu zaszczyt bycia pierwszym gospodarzem. Stwierdza też, że pierwszą rośliną uprawną po potopie była winorośl. Nauka współczesna potwierdza wielką starożytność winorośli; nauka odkryła też, że poza wartościami odżywczymi winorośl ma silne właściwości lecznicze w schorzeniach jelit. A więc kiedy Noe pił wino (nadmiernie), zażywał, można powiedzieć, lekarstwo.

C.D.N.

(gdy tylko ktoś da znać)


  • 0



#25 Gość_chruszczow

Gość_chruszczow.
  • Tematów: 0

Napisano

E tam za długie :) pierwszą strone jakoś przeczytałem i połowe tej ale jaki sens ma czytanie czegoś co mnie nie zaskoczy ? pewnie że swietnie się czytało ale na początku, zanim zrobiło się monotonne

dodatkowo w roździale gdzie było coś o DNA autor powołuje się na dane z 1989 roku !!!
  • 0

#26 Gość_muhad

Gość_muhad.
  • Tematów: 0

Napisano

chruszczow, to tyle Twoich wnioskow?;>
  • 0

#27 Gość_chruszczow

Gość_chruszczow.
  • Tematów: 0

Napisano

a Ty jakie masz wnioski ?
  • 0

#28

zoltan.
  • Postów: 27
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

A dla mnie fajne, czytam po kawałku każdą część :)
  • 0

#29

QLIG.
  • Postów: 531
  • Tematów: 5
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Tekst wyśmienity.Jest w nim wg mnie dużo prawdy (może nawet sama prawda).Od dawna wierzę w stworzenie człowieka przez obce istoty,ale z tekstami o ty,co byo wcześniej,nie spotkałem się nigdy ;-) Bo nie szukałem chyba.
  • 0

#30 Gość_chruszczow

Gość_chruszczow.
  • Tematów: 0

Napisano

Stworzenie człowieka a własciwie udoskonalenie malpy przez obcych tez wydaje mi sie całkiem możliwe ale te teorie o powstaniu ziemi NIE :)
  • 0


 

Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych