Skocz do zawartości


Zdjęcie

Andrzej Lepper - samobójstwo w obronie własnej?


  • Please log in to reply
1 reply to this topic

#1

Serail.
  • Postów: 428
  • Tematów: 52
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 26
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Andrzej Lepper, człowiek, który przeszedł drogę niczym Cezary Pazura w Karierze Nikosia Dyzmy został odnaleziony martwy 5 sierpnia 2011. Mężczyzna ten z pozycji prostego chłopa awansował do elity politycznej naszego kraju, w swym najlepszym okresie będąc wicepremierem, a już chwilę później zaliczył spektakularny upadek na samo dno. W ostatni piątek media zalały nas informacjami o tym, że założyciel Samoobrony odebrał sobie życie. Pamiętam tę chwilę, kiedy szykując się do drzemki po pracy, półprzytomny słuchałem serwisu informacyjnego, gdzie podano do wiadomości "news dnia". Wtedy, pół żartem, pół serio, zadałem sobie pytanie, kiedy zaczną pojawiać się pierwsze teorie spiskowe na temat tego wydarzenia. Jednak już następnego dnia wiedziałem, że w teoriach spiskowych jest nasza ostatnia nadzieja, bo w oficjalnych komunikatach "coś śmierdzi". Podsumujmy zatem wydarzenia ostatnich dni, zastanówmy się nad nieścisłościami oraz poruszmy kwestie, których w mediach się nie porusza.

Andrzeja Leppera o godzinie 16:20 w prywatnej części warszawskiej siedziby Samoobrony znalazł jego zięć. W biurowej łazience, już martwy, kołysał się na sznurze przyczepionym do worka bokserskiego. Policja, podobnie jak inne służby, otrzymała zgłoszenie o popełnieniu samobójstwa tuż po godzinie 16. Lekarz, który przybył na miejsce stwierdził zgon poprzez powieszenie samobójcze, wykluczył także działalność osób trzecich, jednak ten sam lekarz, który wręcz "z biegu" ustalił przyczynę śmierci, nie potrafił ustalić dokładnej daty zgonu, co potrafi każdy średnio rozgarnięty student medycyny. Jednak jakiś czas później prokuratura otrzymała informacje, jakoby do śmierci doszło około 12-17, czyli od 10 do 15 godzin od czasu rozpoczęcia oględzin miejsca zdarzenia przez policję. Ostatni raz Leppera żywego widziano o 8:30, kiedy wchodził do swojego biura, co może wskazywać na to, że w związku ze zbliżającymi się wyborami był on zajęty przygotowaniami do kampanii wyborczej. No bo, który polityk planujący powrót w wielkim stylu siedzi w zaciszu własnego gabinetu przez 8 godzin, nie będąc przez nikogo niepokojonym? Jednak nie to pytanie jest najistotniejsze. Jeśli policja rozpoczęła oględziny dopiero około 22, to w jaki sposób lekarz, który przybył na miejsce o 17 był w stanie wydać profesjonalną diagnozę o przyczynie zgonu?
Już kilkanaście minut po przecieku informacji o śmierci tego człowieka studia telewizyjne wypełniły się współpracownikami oraz znajomymi Andrzeja Leppera, pozwolę sobie przytoczyć tutaj i przeanalizować niektóre wypowiedzi.

Była posłanka Samoobrony Danuta Hojarska powiedziała na antenie radiowej Trojki, że nie wierzy w samobójstwo Andrzeja Leppera. - Miał chorego syna, był potrzebny - argumentowała. Lepper został znaleziony martwy w warszawskiej siedzibie partii - poinformował Mariusz Mrozek z zespołu prasowego Komendy Stołecznej Policji.

Andrzej Lepper był potrzebny nie tylko swojemu choremu synowi. Miał także kochającą żonę, która trwała przy nim pomimo nagonki w sprawie z sexaferą, która ostatecznie okazała się farsą, oraz córki. Lepper jako człowiek wywodzący się ze społeczności wiejskiej, tzw. "zwykły chłop" był człowiekiem głęboko wierzącym oraz szanującym wartości rodzinne. W wielu wypowiedziach dla mediów pojawiają się informacje, jakoby było to niemożliwe, aby ten pobożny człowiek mógł odebrać sobie życie, niezależnie od powodu. W związku z wypowiedzią Danuty Hojarskiej pojawią się dwa istotne znaki zapytania dla całej sprawy.
Andrzej Lepper zapowiadał powrót do polityki już jakiś czas temu, co zresztą zauważył każdy uważny obserwator dzięki wzmożonej aktywności tego człowieka w mediach w ciągu ostatnich 2-3 tygodni. Istotną rolę może odgrywać tutaj kwestia choroby syna - Tomasza Leppera. Jego tajemnicza dolegliwość zbiegła się w czasie, kiedy ten oświadczył publicznie, jakoby miał stanąć u boku ojca, a nawet powalczyć o fotel ministra rolnictwa. Jednak w mniej więcej tym samym czasie Tomasz Lepper miał na głowie inne problemy od kariery politycznej, ponieważ w wyniku wadliwej instalacji spaleniu uległ nowoczesny budynek gospodarczy, w którym mężczyzna przetrzymywał maszyny rolnicze o wartości 350 tysięcy złotych. Niedługo potem syn byłego wicepremiera miał otruć się oparami środków ochrony roślin, które - jak potwierdzają źródła - stworzono na bazie ekologicznej, co wyklucza obecność śmiercionośnych składników w preparacie. Czyżby Andrzej Lepper stwarzał tak duże zagrożenie, że zechciano zawczasu wyeliminować potencjalnego ministra rolnictwa?

Nie wiem, jakie były okoliczności. Nie wierzę w samobójstwo. Zbliżają się wybory - może komuś zależało? Może coś miał na jakichś polityków? Znałem Andrzeja Leppera osobiście i nie wierzę w tę wersję, która jest podawana w mediach. Wcześniej miał gorsze problemy. Był pomawiany, szkalowany, wplątano go w seksaferę, w różne sprawy sądowe. Ale zawsze nam powtarzał: Wytrzymamy do końca i zwyciężymy. Wspólnie tworzyliśmy Samoobronę, bo najważniejsze było dla nas dobro Polski, obywateli naszego kraju, a w szczególności rolników.

Ta wypowiedź powinna przekonać postronnego obserwatora o tym, że Andrzej Lepper był człowikiem silnym. Osobą, która nie wycofa się, kiedy kładzie się jej kłody pod nogi. Jednak, aby mieć pełen obraz sytuacji dodać należy jeszcze jeden cytat.

Redaktor naczelny "Gazety Polskiej" twierdzi, że ma nagraną rozmowę z Andrzejem Lepperem sprzed kilku miesięcy. Zmarły tragicznie w piątek lider Samoobrony miał mu ujawnić źródło przecieku w aferze gruntowej i że chce to przekazać prokuraturze. Dlaczego Lepper tego nie zrobił za życia - nie wiadomo. Zrobił to teraz Sakiewicz.

Czy Andrzej Lepper miał podstawy ku temu, aby obawiać się o własne życie? Czy ta obawa lub chęć ochrony najbliższych mogły pchnąć go do odebrania sobie życia? Wątpliwe, szczególnie jeśli przyjrzymy się wcześniejszym latom działalności politycznej Leppera. Człowiek ten już od 1998 roku przez wszystkie lata Prawa i Sprawiedliwości oraz Platformy Obywatelskiej był ofiarą niewyjaśnionych dotąd wypadków. Wypadków na tyle niebezpiecznych, że przez cały czas podróżował w towarzystwie kilku współpracowników, a także w domu obawiał się zostać sam. Tak, Andrzej Lepper obawiał się o własne życie. Obawiał się o nie już od początku swej działalności politycznej, bo od jej początku był postacią niewygodną. Czy w ostatnich dniach sytuacja ta mogła stać się jeszcze bardziej niebezpieczna? Redaktor Sakiewicz twierdzi, że tak.

Wojciech Mojzesowicz w rozmowie z R. Mazurkiem

Leppera znał pan od bardzo dawna.

Przez dwa lata chodziłem z nim do klasy w technikum, fajny kolega.

Teraz też jest fajny?

Od dłuższego czasu nie utrzymujemy żadnych kontaktów, ale przecież jakbym go tu spotkał, to i zagadałbym, i rękę mu podał.

Kiedyś blisko współpracowaliście.

Spotkaliśmy się na strajkach chłopskich w 1999 roku, na pewno to, że się znaliśmy ze szkoły, ułatwiło nam kontakt. Wtedy on poprosił, bym mu pomógł.

W ten sposób po ośmiu latach przerwy w 2001 roku wrócił pan do Sejmu. Tym razem z Samoobrony.

Miałem tam dość silną pozycję, co było nie na rękę wielu ludziom, którzy robili wszystko, by przekonać Leppera, że jestem dla niego zagrożeniem. Strach przed tym, że przejmę Samoobronę, to jedno, ale mam silne podejrzenia, że ta partia była mocno sterowana przez służby specjalne.

Lepper też był sterowany przez służby?

Nie wiem, ile on naprawdę wiedział, ile nie, ale wielokrotnie od bardzo przytomnych ludzi słyszałem, że służby Samoobronę stworzyły i służby zdecydują, kiedy ją zamknąć. I zamknęły.

W takim razie zrobiły to wbrew Lepperowi.

Ja mu wiele wybaczyłem, bo jestem przekonany, że on nie ze wszystkiego zdawał sobie sprawę i nie wiedział, co się może wydarzyć.

Czy Samoobrona w istocie była tworem polskich służb specjalnych? Czy stworzenie partii było celowym wybiegiem, aby zamknąć Lepperowi usta? Biorąc pod uwagę fakt, że człowiek ten istniał w życiu publicznym do czasu aż nie stał się niewygodny, można wysnuć taki wniosek. Ostateczną refleksję i analizę pozostawiam wam.

(...) Odbył długą podróż, był zmęczony, rozmawialiśmy o planach takich na przyszłość. (...) Rozmawialiśmy, po rozmowie wyszedł z gabinetu, ja zostałem sam, pozbierałem rzeczy i spotkaliśmy się na ulicy, bo wracał ze sklepu. "Idziesz?" - spytałem. "Idę" - mówił. Ja: "to rano będę tak do 10"; "to nawet dobrze, bo mam spotkanie ważne, to jutro ci przekażę" - odpowiedział - mówił Maksymiuk.

Dysponując informacjami, które przekazano mediom, wiemy że informacje, które Lepper miał przekazać Maksymiukowi dotyczyły tzw. Afery Gruntowej, w której miał odegrać jeszcze znaczącą rolę, potwierdzając lub obalając zeznania Jarosława Kaczyńskiego, który w dniu śmierci Andrzeja Leppera składał zeznania w prokuraturze odnośnie wspomnianej wyżej afery. Jak wiemy, Lepper nie zdążył podzielić się już tymi ważnymi informacjami. Może to i lepiej dla samego Maksymiuka i jego współpracowników?

Ktoś mógłby zapytać, co też wiedzieć może nic już nieznaczący człowiek, któy wypadł z polityki, wydawać by się mogło, na dobre? Cóż, w takim razie powinniśmy zadać sobie od razu pytanie, skąd raczkujący w świecie polityki działacz już 10 lat temu wiedział o więzieniach CIA w Polsce, czyli sprawie "Talibów z Klewek"? Widocznie Andrzej Lepper miał lepsze źródła niż powszechnie sądzono. Wtedy jego słów nie wzięto na poważnie. Być może teraz obawiano się, że bogatsi o doświadczenie obserwatorzy nie zignorują słów tego człowieka? A może Lepper miał obciążające dowody? Tego się zapewne już nie dowiemy, bo jeszcze zanim śledztwo oficjalnie ruszyło, zabezpieczno telefon Andrzeja Leppera i wszystkie dokumenty, które znajdowały się w jego gabinecie. Prawdopodobnie z tych źródeł - a także dzięki zeznaniom świadków - prokuratura wystosowała już roboczą hipotezę o samobójstwie z powodu problemów finansowych. Na wieść o tym najbliżsi współpracownicy polityka wybuchają śmiechem, gdyż jak jeden mąż uważają, iż Lepper nie narzekał na brak pieniędzy, a swoje życie opierał na gospodarstwie, nie utrzymywaniu się z polityki.

O ile polskie media bez szemrania przyjęły oficjalny plan wydarzeń, który uwzględnia samobójstwo jako powód śmierci Leppera, to już zachodnie portale internetowe nie są aż tak pewne tych decyzji. Swoją drogą, interesujące wydaje się zainteresowanie zachodnich dziennikarzy osobą tego "oszłoma", jak wielu zwykło go nazywać. Oznaczać to może, że albo to my nie docenialiśmy Leppera za życia albo ta sprawa jest o wiele grubsza niż to początkowo zakładaliśmy.
Media brytyjskie
Media amerykańskie
Media rosyjskie

Czy to już wszystkie podejrzenia, jakimi dysponują ludzie, którzy nie mają zamiaru wierzyć w wersję o samobójczej śmierci tego człowieka? Jeśli mamy zamiar na poważnie przenalizować wszystkie "za" i "przeciw", to najpierw powinniśmy zainteresować się poniższym artykułem:

Proszę Państwa!

Tragedia Smoleńska to nie tylko 96 ofiar delegacji do Katynia, to także tajemnicze śmierci osób z tragedią związanych. Zdarzenia mające miejsce już w Polsce. Wszyscy znamy łódzki mord. Media mówiły o tym bo musiały, pomijając jednak lub nie rozwijając niewygodnych dla mainstreamu wątków.

Powszechne milczenie zapadło jednak wobec pozostałych ofiar, gdzie sprawcy już nie ujawniają się jak w Łodzi, tylko wszystko dzieje się tak, jakby to były wypadki.

Jednak, proszę Państwa, w wypadek można uwierzyć gdy jest jeden i gdy śledztwo jest prowadzone rzetelnie, zaś nawet zwolennicy tezy iż w Smoleńsku nie było nic więcej niż błąd polskich pilotów plus naciskający prezydent lub gen. Błasik, podczas rozmowy nie odważą się twierdzić, że seria tajemniczych śmierci po 10 kwietnia 2010 r. i łącząca się z nimi wcześniejsza śmierć Grzegorza Michniewicza, szefa kancelarii prezydenta, to były przypadki.

GRZEGORZ MICHNIEWICZ – PIERWSZA OFIARA

Dyrektor generalny kancelarii premiera. Osoba mająca najwyższy status dostępu do informacji tajnych. Jego przełożonym był Tomasz Arabski. Zginął w tajemniczych okolicznościach 23 grudnia tego samego dnia kiedy do Polski powrócił Tupolew z remontu. Wedle oficjalnej wersji popełnił samobójstwo wieszając się na kablu. Wcześniej jednak nic nie wskazywało na taki jego stan. Tuż przed mniemanym samobójstwem dzwoni do żony umawiając się na następny dzień, wysyła esemesy do znajomych. Osoby które go znały zgodnie twierdzą, że nie miał żadnych stanów depresyjnych ani skłonności samobójczych. Po jego śmierci w mediach, przecież tak żądnych sensacji, zapada zadziwiająca cisza.

BP MIECZYSŁAW CIEŚLAR – DRUGA OFIARA

Ginie 18 kwietnia 2010 r. w wypadku samochodowym. Miał być następcą ks. Adama Pilcha, pełniącego obowiązki Naczelnego Kapelana Ewangelickiego Wojska Polskiego, który poniósł śmierć w Smoleńsku. Biskup Mieczysław Cieślar był specjalistą od tematyki inwigilacji środowisk protestanckich przez SB. Wedle pewnych źródeł, po katastrofie odebrał telefon od ks. Pilcha. Po jego śmierci, tak niesamowitej gdy kilka dni po katastrofie ginie następca głównego kapelana wojskowego, zapada w mediach głucha cisza.

SZYFRANT ZIELONKA – TRZECIA OFIARA

Zwłoki w stanie rozkładu zostały wyłowione z Wisły 27 kwietnia 2010 r. Rok wcześniej szyfrant Zielonka oficjalnie zaginął. Ciało było w stanie rozkładu, dokumenty zaś przy nim idealnie zachowane. To była ważna osoba w polskim wywiadzie. Miał dostęp do najbardziej tajnych materiałów będących w posiadaniu polskiego rządu. Fachowiec, który szkolił innych, jeden z najlepszych w kraju. Doskonale znał kanały i sposoby przekazywania tajnych informacji. Mimo, że sprawa winna była wzmóc najwyższą czujność organów państwowych i mimo, że rozkład zwłok kolidował ze znakomicie zachowanymi dokumentami – stwierdzono samobójstwo. Mainstreamowe media nie dociekały.

KRZYSZTOF KNYŻ – CZWARTA OFIARA

Operator „Faktów” TVN. Pracował z W. Baterem. Wedle informacji podanej zdawkowo przez TVN umiera 2 czerwca 2010 r. Niejasne krótkie komunikaty mówiły o chorobie. Prasa zagraniczna pisała, iż został zamordowany we własnym mieszkaniu. Wedle pewnych źródeł sfilmował awaryjne lądowanie tupolewa na smoleńskim lotnisku co miał na żywo pokazać kanał informacyjny. Faktem jest, że materiały telewizyjne z pierwszych chwil, gdy nie było wiadomo jeszcze co się stało i tuż sprzed katastrofy zniknęły. O śmierci Knyża w mediach była i jest cisza.

PROF. MAREK DULINICZ – PIĄTA OFIARA

Ginie w wypadku samochodowym w dniu 6 czerwca. Szef ekipy archeologów, która miała w czerwcu wyjechać do Smoleńska. Dulinicz był pomysłodawcą wyprawy, ale też osobą aktywną w staraniach o wyjazd. (…) Po śmierci prof. Dulinicza jak i we wcześniejszych wypadkach na ten temat zapada cisza

DR DARIUSZ RATAJCZAK – SZÓSTA OFIARA

Nie wiąże się go bezpośrednio z tragedią smoleńską, ale nie można jego osoby oddzielić od jej skutków. Zwłoki dr Dariusza Ratajczaka w stanie rozkładu znaleziono 11 czerwca 2010 r. w samochodzie zaparkowanym pod Centrum Handlowym Karolinka w Opolu. Świadkowie twierdzą, że poprzedniego dnia samochodu na parkingu nie było. Komenda Miejska w Opolu Umorzyła śledztwo mimo, że sami policjanci stwierdzili iż śmierć nastąpiła 3-4 dni wcześniej. Doktor Ratajczak został wyrzucony z uczelni po opublikowaniu książki, w której cytował niektórych autorów podważających część ustaleń dotyczących holocaustu. Poprzedzone to było nagonką rozpętaną przez opolską „Gazetę Wyborczą”. Wiąże się tę śmierć z działalnością ujętego niedługo potem agenta Mossadu. Faktem jest że po 10 kwietnia 2010 r. nastąpiło rozprzężenie rodzimych służb i wzmożona działalność agentury. Zaś śmierć Dariusza Ratajczaka wyraźnie wskazuje na działanie tzw. nieznanych sprawców. Na temat jego śmierci – cisza.

EUGENIUSZ WRÓBEL – SIÓDMA OFIARA

Minister w rządzie PiS. Zaginął 15 października. Poćwiartowane zwłoki wyłowiono z Zalewu Rybnickiego. Wybitny ekspert od spraw lotniczych. Jeden z nielicznych o takiej wiedzy w Polsce. Wybitny specjalista od komputerowych systemów sterowania lotem samolotów. Specjalista od precyzyjnej nawigacji satelitarnej dla lotnictwa. Ekspert przepisów lotniczych krajowych i unijnych. Inicjator powstania Górnośląskiego Towarzystwa Lotniczego. W latach 1998-2001 uczestniczy m.in. w opracowaniu projektu prawa lotniczego. To tylko niektóre z kompetencji i osiągnięć ministra Wróbla. Zostaje rzekomo zamordowany przez oszalałego syna.

Rodzina min. Wróbla jest jednak rodzina wzorcową – żadnych konfliktów. Syn nie zdradzający nigdy żadnych zaburzeń umysłowych początkowo przyznaje się do winy, potem wypiera się jej. Nie jest osadzony w areszcie i poddawany określonej prawem obserwacji psychiatrycznej, jak to ma miejsce w wypadku morderstwa, tylko po jednej rozmowie z biegłym, który stwierdza jego całkowitą niepoczytalność, zostaje zamknięty w ośrodku dla umysłowo chorych. Podobno całkowicie niepoczytalny poćwiartował piłą zwłoki ojca, lecz w pokoju gdzie miało się to odbyć nie ma najmniejszych śladów makabrycznego czynu. Całkowicie niepoczytalny syn w sposób idealny, który byłby bardzo trudny dla osoby zrównoważonej, oczyszcza pokój.

Minister Wróbel od początku mówił w prywatnych rozmowach że wrak w Siewiernym nie jest wrakiem Tupolewa którym lecieć miała nasza delegacja. Osobom, dla których taka informacja o przekonaniu min. Wróbla zaskakuje i wątpią w nią dodajmy, iż Antoni Maciarewicz w radiowym felietonie stwierdził, iż samolot nie uderzył w ziemię i wygląda to tak, jakby co najwyżej rozsypał się w powietrzu. Minister Wróbel był członkiem komisji Maciarewicza.

Te ohydne ćwiartowanie zwłok niektórzy uznają za ostrzeżenie: „Widzicie, będziecie kwestionować oficjalne ustalenia katastrofy, skończycie jak minister Wróbel.” Po jego śmierci zapada cisza, o którą łatwiej tym bardziej, że zostaje dokonany mord na Marku Rosiaku, pracowniku biura poselskiego w Łodzi. Niektórzy łączą te dwie śmierci twierdząc, iż głośna śmierć Rosiaka miała odwrócić uwagę opinii publicznej od ministra Wróbla.

Proszę Państwa. Jeszcze nigdy od roku 1989 nie zginęło w tajemniczych okolicznościach w ciągu zaledwie pół roku tylu Polaków, którzy byli lub stali się osobami publicznymi. W większości wypadków byli wybitnymi specjalistami w swojej dziedzinie. Byli ludźmi energicznymi, kreatywnymi, bardzo zdolnymi. Byli patriotami.

Źródło: Wirtualna Polonia

admin 06.08.2011 20:31

Kolejna podejrzana śmierć, którą trzeba dopisać do listy:

pod koniec czerwca 2011 r. (czyli ok. miesiąca temu) „popełnił samobójstwo” doradca byłego wicepremiera Andrzeja Leppera – Wiesław Podgórski.

Znaków zapytania jest znacznie więcej. Skąd prośba białoruskiego MSZ o bliższe przyjrzenie się sprawie śmierci Leppera? Czy to przypadek, że ostatnimi czasy pod oknami biur Samoobrony pojawiło się rusztowanie, z którego bez problemu można było się dostać do siedziby partii, nie będąc przez nikogo zauważonym? Czy powyższa lista tajemniczyć śmierci to zwykły zbieg okoliczności? A może przyszło nam żyć w czasach, kiedy wolny kraj wygląda właśnie tak? Wydaje mi się, że Starożytni Rzymianie wynaleźli już określenie na taki ustroj - Pryncypat, zwany także parodią republiki.

Użytkownik Serail edytował ten post 08.08.2011 - 22:11

  • 12



#2

BadBoy.
  • Postów: 737
  • Tematów: 20
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Śmierć Andrzeja Leppera wskutek powieszenia na sznurze od treningowego worka bokserskiego w warszawskim biurze Samoobrony, wywołała spory rezonans ale również w niektórych państwach ościennych, a nawet odległych.


Ślepokura stwierdził wprawdzie, że do śmierci Andrzeja Leppera nie przyczyniły się „osoby trzecie”, ale warto zwrócić uwagę, że nic nie powiedział, to znaczy – ani nie wykluczył, ani nie potwierdził ewentualnego udziału osób drugich. A ponieważ osób drugich może być tak samo sporo jak trzecich, to wszystko skłania do podejrzeń, iż przyczyną śmierci Andrzeja Leppera, podobnie zresztą, jak wszystkiego, co ostatnio dzieje się w naszym nieszczęśliwym kraju, mógł być „błąd pilota”.

Jest to hipoteza równie dobra, jak każda inna, a może nawet jeszcze lepsza od niektórych innych, więc w tej sytuacji warto zbadać, od kiedy właściwie Andrzej Lepper znalazł się „na kursie i na ścieżce”, która doprowadziła go do katastrofy. Wspominając początki kariery Andrzeja Leppera można powiedzieć, że jego, że tak powiem – akuszerem – był Leszek Balcerowicz. Leszek Balcerowicz bowiem, przedstawiany w charakterze autora „planu” wobec którego „nie było alternatywy”, pod koniec roku 1989 przeforsował w skołowanym Sejmie pakiet ustaw zwany w skrócie „planem Balcerowicza”, wśród których była również ustawa o uporządkowaniu stosunków kredytowych. Miała ona na celu ściągnięcie z rynku tzw. „gorącego pieniądza”, pozostałego po gospodarce socjalistycznej. Rządy PRL drukowały pieniądze, którymi płaciły chłopom za produkty, a robotnikom za pracę, wskutek czego inflacja w roku 1989 osiągnęła poziom trzycyfrowy. Ściągnięcie „gorącego pieniądza” z rynku miało tę inflację zahamować i wygasić, wyprowadzając gospodarczą nawę na spokojne wody. Ta celowa i potrzebna operacja możliwa była do wykonania na dwa sposoby; albo rząd ściągnąłby „gorący pieniądz” sprzedając za gotówkę mieszkania, domy, place i inne dobra, których wtedy jeszcze był właścicielem – bo komunalizacja mienia państwowego nastąpiła dopiero później – albo poprzez bezekwiwalentne wydrenowanie tych pieniędzy od obywateli.

W pierwszym przypadku obywatele zostaliby wprawdzie pozbawieni „gorącego pieniądza”, ale w zamian staliby się właścicielami różnych dóbr, natomiast w przypadku drugim – po prostu zostaliby z tych pieniędzy wycyckani. Wicepremier Balcerowicz, będący podówczas gospodarczym dyktatorem Polski, przyjął metodę drugą, dzięki czemu na jednym ogniu upiekł dwie pieczenie: zdjął z rynku „gorący pieniądz” pozostawiając grupie trzymającej władzę całą własność państwową, a po drugie – a może nawet po pierwsze – złamał kręgosłup zalążkowi polskiej klasy średniej, która mogłaby stanowić potencjalną konkurencję dla uwłaszczonej właśnie nomenklatury. Ponieważ byłoby niegrzecznie posądzać prof. Balcerowicza, że nie zdawał sobie sprawy z następstw przyjętej metody, to musimy przyjąć, że w ten sposób wykonał zadanie, dla którego został nastręczony znanemu ze słynnej „postawy służebnej” premierowi Tadeuszowi Mazowieckiemu. W ten sposób położył fundamenty pod funkcjonujący do dzisiaj model kapitalizmu kompradorskiego, w którym o dostępie do rynku i możliwości funkcjonowania na nim decyduje przynależność do sitwy, której najtwardsze jądro stanowią tajne służby. W rezultacie ustawy o uporządkowaniu stosunków kredytowych, a zwłaszcza – przyjętej tam zmiennej stopie oprocentowania kredytów (zamiast umownych 4 proc. rocznie – ustawowe 40 proc. miesięcznie) prawie wszyscy kredytobiorcy, wśród których dominowali zamożniejsi chłopi i drobni przedsiębiorcy, stanęli w obliczu bankructwa.

Ale celem tego przedsięwzięcia nie było wyłącznie postawienie tych ludzi w obliczu bankructwa. Pieniądze drenowane od nich z tytułu podwyższonego oprocentowania kredytów, trafiały do banków, gdzie na podstawie innych postanowień planu Balcerowicza podwyższone zostało oprocentowanie lokat terminowych. Wiadomo było, że bankruci lokat nie mieli, zatem pieniądze wydrenowane od bankrutów musiał zbierać kto inny. Kto? Żeby to wyjaśnić, musimy przypomnieć trzeci element sławnego „planu” w postaci stabilizacji kursu dolara na poziomie 9,5 tys zł. Członkowie lichwiarskiej międzynarodówki wymieniali dolary po stałym kursie 9,5 tys. zł, umieszczali wymienioną w ten sposób forsę na wysoko oprocentowanych lokatach i po roku, ze stuprocentowym zyskiem wycofywali je z banków, wymieniając po stabilnym kursie 9,5 tys zł. z powrotem na dolary i odpływali w siną dal. Według szacunkowych wyliczeń, w ten sposób z Polski mogło zostać wyssane nawet 17 mld dolarów. Taki obrót sprawy wywołał falę niezadowolenia wśród postawionych w obliczu bankructwa. Na czele tej fali spróbował stanąć Andrzej Lepper i dzieki sile nośnej, jaką ta fala zawierała – wystartował.

Nie były to jednak wysokie loty: w wyborach parlamentarnych w 1993 roku Samoobrona uzyskała 2,7 proc. głosów i do Sejmu nie weszła. Jeszcze gorzej było w roku 1997 – bo zaledwie 0,08 procenta. Wydawało się, że katastrofa jest nieuchronna, ale to było tylko odejście na drugi krąg, bo w wyborach prezydenckich w roku 2000 Andrzej Lepper uzyskał już 3,05 procenta, zaś w wyborach parlamentarnych w roku 2001 Samoobrona przekroczyła 10 procent głosów, wspinając się na wysokość zbliżoną do przelotowej. Na ten wynik zapracowała kompromitacja AW”S” pod przewodnictwem charyzmatycznego premiera Buzka i Leszka Balcerowicza, który wraz z „partią zagranicy”, czyli Unią Wolności, z tego tonącego okrętu próbował w czerwcu 2000 roku uciec. Nic mu to jednak nie dało, poza oczywiście posadą prezesa NBP, bo w międzyczasie generał Gromosław Czempiński przeprowadził mnóstwo rozmów i bliskich spotkań III stopnia, w następstwie czego na scenie politycznej pojawiła się Platforma Obywatelska, początkowo kierowana aż przez „trzech tenorów”, a później – tylko przez jednego. Warto przypomnieć, że prawie jednocześnie z Platformą powstało Prawo i Sprawiedliwość, ale nie miało to wtedy większego wpływu na wynik wyborów w roku 2001, które wygrał Sojusz Lewicy Demokratycznej, zdobywając ponad 40 proc. głosów. Wkrótce jednak w łonie grupy trzymającej władzę doszlo do nieporozumień na tle podziału łupów z rozkradanego państwa i w rezultacie wytworzyła się polityczna próżnia. Bezpiecznicy musieli się częściowo zdekonspirować i przejść na ręczne sterowanie przy pomocy rządu Marka Belki, ale w tej politycznej próżni znalazło się wystarczająco dużo miejsca nie tylko dla PiS i Platformy Obywatelskiej, ale i dla Samoobrony, która osiągnąwszy w wyborach w roku 2005 aż 11,41 procent, poszybowała na bezpiecznej, zdawałoby się, wysokości przelotowej.

Aliści pamiętamy z „Wielkiej Improwizacji” z III części „Dziadów”, jak to diabły postanowiły senatora Nowosilcowa najpierw „w pychę wzdąć” by potem jeszcze dotkliwiej „w hańbę pchnąć”. Znalazłszy się na wysokości przelotowej oraz – jak zapewne sądził – „na ścieżce i na kursie”, Andrzej Lepper zaczął dawać do zrozumienia swoim kolegom z politycznej elity, że jeśli nie posuną się na ławce jeszcze bardziej gwoli zrobienia mu miejsca, to on zacznie ich niszczyć. W roku 2001 oskarżył Andrzeja Olechowskiego i Włodzimierza Cimoszewicza o powiązania z różnymi szemranymi postaciami, a za podszeptem niejakiego pana Gasińskiego – przedstawił również rewelacje o talibach, panoszących się w podolsztyńskich Klewkach. Najwidoczniej właśnie wtedy w gronie starszych i mądrzejszych uznano, że Andrzej Lepper poleciał za wysoko i za daleko, więc wieża kontrolna z wolna zaczęła sprowadzać go na ścieżkę i na kurs wiodący ku katastrofie. Przede wszystkim w sukurs obrażonym kolegom z elity ruszyły niezawisłe sądy i w pewnym momencie pan Andrzej miał bodajże aż 137 procesów – zaś rewelacje o talibach zostały z podziwu godną synchronizacją wyśmiane przez wybitnych przedstawicieli niezależnych mediów, m.in. panią red. Iwonę Trusewicz i pana red. Piotra Pytlakowskiego – co skłaniało do podejrzeń, że za uszczelnianie różnych tajemnic wzięli się naprawdę pierwszorzędni fachowcy. Inna rzecz, że kiedy zaintrygowana tymi rewelacjami pani red. Maria Wiernikowska ruszyła w Polskę ich tropem, z narastającym zdumieniem stwierdziła, że pogłoski uważane nawet za najbardziej fantastyczne, sprawdzają się co do jednej – aż wreszcie zgorszone takim wścibstwem władze państwowej telewizji odebrały jej ekipę i kamerę, więc swoje spostrzeżenia mogła odnotować tylko w książce pod asekuranckim tytułem „Zwariowałam”, która zginęła w medialnym jazgocie, nie wywołując już żadnego rezonansu. Tedy wprowadzany z wolna przez kontrolerów kontrolujących w naszym nieszczęśliwym kraju wszystkie wzloty i upadki na zdradliwy kurs i taką samą ścieżkę pan Andrzej Lepper jeszcze przez pewien czas się wznosił aż do stanowiska wicepremiera w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, ale już Centralne Biuro Antykorupcyjne zaczęło przygotowywać aferę gruntową, zaś niezależnie od tego – również pani Aneta Krawczykowa zaczęła odczuwać coś na kształt wyrzutów sumienia. Wprawdzie premier Kaczyński oferował panu Andrzejowi miękkie lądowanie – oczywiście już tylko na spadochronie - gdyby sam oddał się do dyspozycji prokuratury, ale by Samoobrona nie wychodziła z koalicji rządowej, jednak przewodniczący Samoobrony, być może na podstawie wysokościomierza ciśnieniowego sądził, że wyląduje awaryjnie, a potem zatankuje i znowu odleci. Skończyło się tedy na dymisji całego rządu zwłaszcza, gdy okazało się, że i minister spraw wewnętrznych Janusz Kaczmarek składa w Mariotcie nocne meldunki sytuacyjne. Odtąd pan Andrzej z narastającą szybkością pikuje ku ziemi; w roku 2007 Samoobrona, z której zresztą natychmiast wypączkowała Partia Regionów, uzyskała w wyborach zaledwie 1,53 proc. głosów, a to przecież był drobiazg w porównaniu z powolnym przerabianiem pana Andrzeja przez niezawisłe sądy z wicepremiera na szubienicznika.

Żadna jednak z tych wszystkich sądówek nie miała aż takiego kalibru, by życie pana Leppera musiało kończyć się na sznurze od worka treningowego - chyba, żeby próbował jeszcze raz oderwać się od miejsca, na którym został uziemiony i przejść na drugi krąg. Taki wzlot przyśpieszony wymagałby jednak potężnej siły nośnej, znacznie potężniejszej, niż wymagało wejście na wysokość przelotową w roku 2001. Cóż to mogłoby być takiego? Tego oczywiście nie wiem, ale przypadkowo tuż przed śmiercią pana Leppera, w której pan Dariusz Ślepokura z góry wykluczył udział „osób trzecich”, pojawiła się wiadomość, że Prokuratura Apelacyjna w Warszawie przedłużyła o kolejne pół roku tajne śledztwo w sprawie tajnych więzień CIA w Polsce. Sprawa podobnież jest tak zagmatwana, że śledztwo nieprędko się zakończy; kto wie, czy w ogóle zakończy się przed upływem terminu przedawnienia, zwłaszcza, że w sprawę – oczywiście „bez swojej wiedzy i zgody” zamieszany jest były prezydent Aleksander Kwaśniewski oraz były premier Leszek Miller. To więzienie miało znajdować się w Kiejkutach, dokąd więźniowie transportowani mieli być z lotniska w Szymanach. I Kiejkuty i Szymany leżą nie tak znowu daleko od Klewek, a skoro talibowie mieli lądować nawet w Klewkach, to dlaczego nie w Szymanach? Warto zwrócić uwagę, że wszystko to nałożyło się na czystki, jakich frakcja bezpieczniacka właśnie dokonuje w wojsku w związku z ustalaniem nowej równowagi chwiejnej w tajniaczym dyrektoriacie, a jak poucza Voltaire – „kiedy Padyszachowi wiozą zboże, kapitan nie troszczy się, jakie wygody mają myszy na statku”. Nie można zatem wykluczyć, że próba naciśnięcia przez pana Andrzeja przycisku „uchod” została przez osoby drugie udaremniona w sposób wypróbowany kilkakrotnie na uczestnikach morderstwa Krzysztofa Olewnika – a w takiej sytuacji hipoteza błędu pilota jako przyczynie śmierci jest tak samo dobra, jak i każda inna.

W dodatku niepodobna nie zauważyć, że moment śmierci Andrzeja Leppera został wybrany niezwykle taktownie. Oto właśnie szef komisji do spraw nacisków poseł Andrzej Czuma zaskoczył wszystkich deklaracją, że żadnych nacisków nie było. Tymczasem śmierć pana Andrzeja, zwłaszcza bez udziału „osób trzecich”, stawia go w pierwszym szeregu ofiar kaczystowskiego reżymu, obok błogosławionej pani Barbary – co nie tylko dezawuuje zdradzieckiego i niewdzięcznego Czumę, ale przede wszystkim - może zaowocować kultem konkurencyjnym wobec kultu smoleńskiego, dostarczając triumfującej dziś Służbie Bezpieczeństwa własnych męczenników.

Stanisław Michalkiewicz / NowyEkran

* * * * *


CZY ANDRZEJ LEPPER MIAŁ STANĄĆ NA CZELE BUNTÓW SPOŁECZNYCH W POLSCE ?


Nie wszyscy oglądali ten wywiad Śp. Andrzeja Leppera udzielony w Chicago, mówi w nim o aferach gospodarczych w Polsce. W związku z dziwną śmiercią lidera Samoobrony należy sobie zadać pytanie, czy ten niestrudzony bojownik był typem samobójcy?

Odpowiedź wydaje się prosta – Andrzej Lepper był silnym człowiekiem i nie tak łatwo było go złamać!Można było go nie lubić, bo był politykiem, któremu pomimo ładnego garnituru i pudru na nosie nadal słoma z butów wystawała. Jednak zawsze był sobą, nie ukrywał, że nie jest omnibusem, ale nie wstydził się tego! Zawsze mówił, co mu na sercu leżało, w wielu przypadkach szybciej mówił niż myślał.

Jak mówią zawsze dobrze poinformowani ludzie na mieście – Andrzej Lepper miał stanąć jeszcze w tym roku na czele buntów społecznych w Polsce? W tej sytuacji być może okazać się, że został zlikwidowany kolejny opozycjonista po Śp. Lechu Kaczyńskim, który myślał pro państwowo i chciał gruntownych zmian systemu w naszej Ojczyźnie?

Ze względu na jego tragiczną śmierć należy sobie zadać kolejne pytanie, co wiedział Lepper, że był taki groźny dla „grupy trzymającej władzę”? Komu się naraził i z kim w ostatnim czasie zadarł? A może zbyt ostro zaczął pogrywać swoją wiedzą na temat III RP i przez to musiał odejść z tego padołu łez?

Wydaje mi się, że warto wysłuchać tego co powiedział w Chicago. Wtedy w roku 2002 mówił o aferach w Polsce, a więc dzisiaj odpowiedź nasuwa się sama na powyższe pytania? A śmierć Andrzeja Leppera jest tylko początkiem większej operacji „ludzi z układu” w Polsce?

http://www.youtube.com/watch?v=7YaqDAHmiX4


Fiatowiec / NowyEkran

* * * * *


"ZWARIOWAŁAM"


Film Marii Wiernikowskiej „Zwariowałam" nigdy miał nie powstać, jego produkcja została zatrzymana. Po czterech latach udało się wreszcie autorce dokończyć dokument, choć nie bez problemów...

„Zwariowałam" był debiutem literackim znanej dziennikarki telewizyjnej, autorki m.in. programu „Widziałam", Marii Wiernikowskiej. Na stronach książki prowadziła ona dziennikarskie śledztwo, któremu początek dał niewyemitowany dotychczas reportaż z Klewek.

http://www.youtube.com/watch?v=KQUUk63reeI


http://www.youtube.com/watch?v=r-4FzoDot8w


http://www.youtube.com/watch?v=ElZkSeAsGbY


http://www.youtube.com/watch?v=8k-3XpbWhkY


* * * * *


http://www.youtube.com/watch?v=qZ61dK7blXs#at=22


  • 3





Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych