Skocz do zawartości


Zdjęcie

Raport Millera


41 odpowiedzi w tym temacie

#31

Kajman.
  • Postów: 694
  • Tematów: 60
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Posypały się głowy! Wreszcie!

36. specpułk rozwiązany, dymisje oficerów i generałów - Tusk ujawnia szczegóły

Rozformowany 36. Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego, dymisja wiceszefa MON Czesława Piątasa i 13 dymisji oficerów - w tym 3 generałów - takie decyzje organizacyjne i personalne po raporcie komisji Millera ogłosił premier Donald Tusk.

Szef rządu spotkał się w czwartek z nowym ministrem obrony Tomaszem Siemoniakiem. - Jako rząd jesteśmy bardzo zdeterminowani, by szybko i - jak sądzę nie bezboleśnie - wdrażać rekomendacje komisji Millera - powiedział premier Tusk.

Jak poinformował, zapadła decyzja o rozformowaniu 36. Specpułku, co oznacza jego likwidację. Dymisję złożył sekretarz stanu w MON Czesław Piątas, którego ma zastąpić wiceszef sejmowej komisji obrony poseł PO Czesław Mroczek.

Tusk ujawnił też, że zdymisjonowano 13 oficerów - w tym trzech generałów: Anatola Czabana (b. szefa szkolenia Sił Powietrznych, obecnie asystent szefa Sztabu Generalnego WP ds. Sił Powietrznych), Leszka Cwojdzińskiego (obecny szef Szkolenia Sił Powietrznych) i Zbigniewa Galca (zastępca Dowódcy Operacyjnego Sił Zbrojnych).

Źródło

Chyba PO chce się w ten sposób przypodobać wyborcom... Niestety, tragedia w Smoleńsku jest jednym z głównych tematów kampanii wyborczej. Ale tak czy inaczej (mimo, że nie jestem zwolennikiem PO), pochwalam tę decyzję.
Pewnie jutro okaże się, że PO zyskała w sondażach 5 pkt. proc. Grają pod publiczkę. Nie bez powodu zwlekali z publikacją raportu aż do wyborów.

Użytkownik domino edytował ten post 04.08.2011 - 14:22

  • 0



#32

HidesHisFace.
  • Postów: 244
  • Tematów: 1
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Czy ja wiem? Rozwiązanie 36. specpułku i zorganizowanie zastępczej formacji pociągnie za sobą ogromne i niepotrzebne koszta, tym bardziej, że po katastrofie i tak zapowiedziano gruntowną reorganizację jednostki. Decyzja sprawna pod publikę, tym bardziej, że już sam wesoły Jarek zaczął po lotnikach z trzydziestki szóstki jechać (jakoby jego brat dostał GORSZYCH PILOTÓW specjalnie by się rozbili, bo tak wypadałoby te insynuacje odebrać) to jest to szansa na zgarnięcie kilku mniej lojalnych pisowskich głosów.

Co do samej krytyki raportu przez PiS w szczególności, to było do przewidzenia. Bez znaczenia, co znalazłoby się w raporcie, politycy PiSu i tak by o tym jechali, chyba, że byłoby tam napisane wielkimi literami, że to Tusk sam osobiście z Putinem, wskrzeszonym Stalinem no i przy okazji Komorowskim sadzili tam drzewa, zestrzelili samolot radzieckimi rakietami a potem razem z duchem radzieckich komisarzy dobijali rannych strzałem w tył głowy.
No ale czego się spodziewać, skoro Jarek, zaraz po przegranych wyborach bodaj zapowiedział, żeby NIE oczekiwać, że PiS będzie racjonalną opozycją w stylu europejskim, ergo - będzie krytykować dla samego krytykowania i nic więcej.

Najbardziej mnie śmieszy gadanie "jakim to cudem stutonowy samolot mógł się rozbić o drzewa" zapominając najwyraźniej, że samochody, w tym ciężarówki nie są w stanie przyjąć drzewa "na klatę", a przeciętne auto, ma, niestety, WIĘKSZĄ odporność na zderzenia wszelkiej maści niż samolot. W końcu samolot może strącić i wrona w silniku, samochodu raczej to nie rozwali.
  • 1

#33

Kajman.
  • Postów: 694
  • Tematów: 60
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

W raporcie Millera wykorzystano kradzione zdjęcia. xD Myślałem, że padnę, jak to przeczytałem. Normalnie sobie włączyli Internet i wzięli zdjęcia jakie im były potrzebne do raportu.

- W raporcie komisji Millera bez zgody i wiedzy wykorzystano moje zdjęcie - poskarżył się na forum poświęconym lotnictwu jeden z użytkowników. (...) MSWiA twierdzi, że wie o sprawie. Toczą się rozmowy z autorem zdjęcia.

Informacja o zdjęciu pojawiła na portalu lotniczym lotnictwo.net.pl. - Co radzicie mi zrobić? Działać, czy olać to? Swoją drogą co to za kraj, w którym do takich dokumentów jak ten kradnie się czyjąś własność? Ten raport był cytowany w mediach, to zdjęcie widziałem wszędzie, a ilość osób czytających raport jest gigantyczna - pisze "Austrian", twórca zdjęcia, które opublikowano na stronie airliners.net. W raporcie to samo zdjęcie, z dodanymi podpisami, pojawia się na stronie 4 załącznika.

Źródło i ciąg dalszy artykułu

Kradzione zdjęcie w tak ważnym dokumencie... Ta cała "komisja Millera" to jedna wielka błazenada.

Użytkownik domino edytował ten post 05.08.2011 - 15:15

  • 1



#34

mefistofeles.
  • Postów: 751
  • Tematów: 13
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Ta cała "komisja Millera" to jedna wielka błazenada.


Oczywiście, że tak. W sensie prawnym jej raport nic nie oznacza, został stworzony jedynie w odpowiedzi na zapotrzebowanie społeczne, zwłaszcza osób rozgoryczonych jawnymi przegięciami ze strony naszych kompanów ze wschodu.

Jedno jednak owemu raportowi trzeba oddać. Przynajmniej w dwóch punktach potrafił bez problemu (mając ograniczony dostęp do materiału dowodowego) obalić bolszewickie kłamstwa nt nacisków i lądowania ze wszelką cenę.
  • 0



#35

Herme5.
  • Postów: 425
  • Tematów: 1
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Rozwiązanie 36. specpułku i zorganizowanie zastępczej formacji pociągnie za sobą ogromne i niepotrzebne koszta, tym bardziej, że po katastrofie i tak zapowiedziano gruntowną reorganizację jednostki.


Reorganizacja i tak byla przewidziana w najblizszym czasie, a ze przmianuja nazwe (bo pewnie tylko na tym sie to zakonczy), to kosztow zbyt duzych nie bedzie, a bynajmniej nie ogromne.
  • 0

#36

Kajman.
  • Postów: 694
  • Tematów: 60
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Heh, mówiłem, że sondażownie dodadzą kilka punktów procentowych PO po rozwiązaniu 36. specpułku. ;) "poparcie dla PO wzrosło o 3,7 punktu procentowego". http://wiadomosci.wp...1ccce&_ticrsn=3

mefistofeles

W sensie prawnym jej raport nic nie oznacza, został stworzony jedynie w odpowiedzi na zapotrzebowanie społeczne

Jest jeszcze druga, ważniejsza funkcja tego raportu: funkcja polityczna. Ten raport służy przede wszystkim do rozgrywek politycznych. Na nim jest i będzie budowana kampania wyborcza.

Użytkownik domino edytował ten post 07.08.2011 - 14:09

  • 0



#37

BadBoy.
  • Postów: 737
  • Tematów: 20
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

KONIEC KŁAMSTWA SMOLEŃSKIEGO

Raporty Anodiny i Millera zwieńczyły etap kłamstw dotyczących katastrofy. Nadszedł czas ich odkłamania. Braki w wykresach obu raportów kluczowych parametrów lotu i manipulowanie danymi zapisanymi przez urządzenia pokładowe zaprzeczają teorii, że dramat zaczął się od zderzenia z brzozą, gdy samolot wykonał półbeczkę. Łatwo też podważyć tezy komisji dotyczące radiowysokościomierzy i przycisku „uchod”.


Po analizie raportu Millera pojawia się pytanie, dlaczego polska komisja, podobnie jak rosyjska komisja MAK, nie podały wielu bardzo ważnych danych technicznych, które miały kluczowe znaczenie dla wyjaśnienia poszczególnych faz lotu oraz pracy urządzeń pokładowych.

Szczegółowa lektura dokumentu przygotowanego przez polskich ekspertów stawia także pod znakiem zapytania rzetelność w podawaniu informacji mających jakoby potwierdzać słynną już teorię pancernej brzozy.

Rachmistrze Jerzego Millera

Jednym z najbardziej rażących przykładów takiej nierzetelności jest tabelka obrazująca geometrię zderzenia samolotu, zamieszczona na str. 70 załącznika do raportu. Zawarto w niej dane, które przedstawiają – według komisji – przebieg ostatniego etapu lotu, łącznie ze zderzeniem z brzozą, utratą fragmentu skrzydła i zniszczeniem maszyny w wyniku uderzenia w ziemię.

Problem w tym, że najważniejsze dla uzasadnienia tej tezy wartości – kąt pochylenia, przechylenia oraz natarcia – są od pewnego momentu (dane podawane są przy kolejnych wydarzeniach, takich jak minięcie radiolatarni czy zderzenie z brzozą) oznaczone „gwiazdką”. Odsyła ona do niepozornego przypisu, który mówi, że są to… parametry wyliczone. Wynika z tego, że komisja podając np. wartość kąta przechylenia samolotu do chwili zderzenia z brzozą korzysta z parametrów pochodzących z rejestratorów lotu, jednak kolejne liczby mające dowodzić, że po uderzeniu w drzewo Tu-154 obrócił się kolejno o 90, 120 i 150 st. – są już „parametrami wyliczonymi”! Jest to tym bardziej dziwne, że z wykresu zamieszczonego na str. 23 załącznika wynika, że maksymalna wartość kąta przechylenia zarejestrowana przez czarne skrzynki po uderzeniu w brzozę wynosi… 65 st.

Wszystko wskazuje więc na to, że eksperci Millera „obliczyli” kąt przechylenia samolotu na podstawie zrobionych przez Rosjan zdjęć smoleńskiego drzewostanu – później zresztą przetrzebionego bez wiedzy polskich władz. Pominęli przy tym parametry zapisane w rejestratorach lotu. Zabieg ten miał prawdopodobnie uzasadnić forsowaną od początku przez Kreml wersję, że Tu-154 obrócił się po uderzeniu w brzozę „do góry nogami”, co spowodowało całkowite zniszczenie maszyny po jej kontakcie z gruntem.

Jedno jest pewne: teoria pancernej brzozy nie ma oparcia w faktach. To tylko hipoteza bazująca na wyliczeniach, dokonanych – jak można przypuszczać – na niewiarygodnym materiale fotograficznym.

Wątłe fundamenty wątpliwej hipotezy

Identyczna praktyka miała miejsce przy podawaniu wysokości, na jakiej znajdował się tupolew. Jak zauważył bloger Robert Kujawski, na str. 16 raportu w jednym z przypisów (drobnym drukiem) napisano, że „wysokość lotu samolotu w końcowej fazie podejścia do lądowania została oszacowana na podstawie obliczeń wykonanych przez Komisję”. Podkreślmy, że wynik tych hipotetycznych „obliczeń” wykonanych nie wiadomo jaką metodą posłużył do miażdżącej krytyki polskiej załogi, która jakoby posługiwała się w ostatniej fazie lotu radiowysokościomierzem, a nie (jak wymaga instrukcja) wysokościomierzem barometrycznym.

Pozostając przy kwestii wysokościomierzy, należy podkreślić, że eksperci, zarówno polscy, jak i rosyjscy, nie podali pełnych danych z wysokościomierza barometrycznego. Stało się tak, mimo że jednym z dwóch podstawowych zarzutów komisji Millera w stosunku do załogi Tu-154M jest właśnie korzystanie w ostatniej fazie lotu z radiowysokościomierza (pokazującego dystans między samolotem a ziemią) zamiast z wysokościomierza barometrycznego (wskazującego wysokość samolotu nad poziomem pasa).

– Raporty obu komisji bazują na trajektorii wyznaczonej według radiowysokościomierza, stwierdzając jednocześnie bez żadnych dowodów, że tylko nim posługiwała się załoga podczas podejścia do lądowania. Czytający raport nie mają możliwości porównania przedstawionej trajektorii według radiowysokościomierza z trajektorią według wysokościomierza barometrycznego – mówi „Gazecie Polskiej” ekspert lotniczy.

Jak zresztą pisaliśmy przed tygodniem – twierdzenia komisji Millera, że cała załoga opierała się wbrew zasadom na wskazaniach radiowysokościomierza, jest absurdalna. Cyferblaty obu wskaźników na stanowisku I pilota są ulokowane tuż obok siebie, ponadto nawigator, który miał odczytywać wskazania radiowysokościomierza, miał przed sobą tylko wysokościomierz barometryczny. Nawet jeśli faktycznie odczytywał wysokość z radiowysokościomierza, co jest wątpliwe, to i tak musiał mieć (podobnie jak pozostali członkowie załogi) świadomość poziomu, na jakim znajdował się samolot względem pasa startowego.

Niewygodny problem

Wywiady, jakich udzielali członkowie komisji Millera, tylko potwierdziły, że eksperci w żaden sposób nie potrafią odnieść się do ujawnionej przez „Gazetę Polską” i nagłośnionej przez Antoniego Macierewicza informacji, że komputer pokładowy Tu-154 (i rejestratory lotu) przestał działać 15 m nad poziomem lotniska w odległości ok. 70 m od miejsca pierwszego zderzenia z ziemią (w miejscu tym wysokość nad poziomem lotniska odpowiada wysokości nad ziemią). Podkreślmy, że są to niepodważalne dane odczytane przez Amerykanów (producentów komputera pokładowego) i zawarte w raporcie MAK.

Doskonałym przykładem jest tu rozmowa ppłk. Roberta Benedicta z „Polska the Times”. Na pytanie dziennikarza o wyłączenie zasilania urządzeń na wysokości 15 m, członek komisji Millera odpowiedział zupełnie nie na temat. „Rzeczywiście, w jednym z rejestratorów eksploatacyjnych ATM-QAR nie zachowało się ostatnie 1,5 sekundy zapisu danych. Znamy dokładnie tego przyczynę. ATM-QAR jest rejestratorem cyfrowym – wstępnie dane przekazywane są do bufora pamięci i po jego zapełnieniu przesyłane są do pamięci stałej. W przypadku zaniku napięcia dane znajdujące się w buforze nie zachowują się” – powiedział, choć szczegóły dotyczące zapisu danych przez skrzynkę ATM, a wyniki odczytu komputera pokładowego zawarte w raporcie MAK to dwie różne rzeczy. Nawiasem mówiąc: słowa ppłk. Benedicta są sprzeczne z raportem Millera, gdyż pomiędzy końcem zapisu ATM-QAR a uderzeniem w ziemię upłynęło nie 1,5, lecz 2,0–2,5 sek.

W zbliżony sposób, choć nieco dokładniej, próbował tłumaczyć tę sprawę w Radiu TOK FM inny ekspert Millera – Maciej Lasek, sugerując przy tym, że danych z komputera pokładowego nie należy traktować wiarygodnie, bo nie jest to rejestrator. Lasek zapomniał jednak dodać, że za rozpadem Tu-154 przed uderzeniem w ziemię przemawiają nie tylko zapisy komputera, lecz także zawarte w raporcie MAK odczyty wskazań wysokościomierzy tupolewa.

Jak pisaliśmy kilka miesięcy temu w „Gazecie Polskiej” (m.in. za blogerem RexTurbo), krzywa radiowysokościomierza (s. 187 polskiej wersji raportu MAK) urywa się o godz. 8:41:03,5 na wysokości ok. 43 m nad ziemią (!). Koniec pracy wysokościomierza według QNH (ciśnienie atmosferyczne zredukowane do średniego poziomu morza dla atmosfery wzorcowej) odnotowano z kolei na wysokości 188 m, czyli ok. 22 m nad pasem – działanie urządzenia przerwane zostało w tym samym czasie, w którym nastąpił koniec wskazań radiowysokościomierza (s. 78 raportu w wersji polskiej). Natomiast linia wysokości według QFE (ciśnienie atmosferyczne na poziomie progu pasa startowego) kończy się jeszcze wcześniej, bo o godz. 8: 41: 01,5, gdy samolot znajdował się na wysokości ok. 8 m nad progiem i zaczynał się wznosić (s. 175 polskiej wersji raportu MAK).

Na jakiej podstawie polscy eksperci twierdzą więc, że samolot był sprawny aż do zderzenia z ziemią?

Mamy uwierzyć „na słowo”

Jerzy Miller każe nam wierzyć „na słowo” także w kwestii słynnego przycisku „uchod”, umożliwiającego poderwanie samolotu, który podchodzi do lądowania na autopilocie. Choć nawet wojskowi prokuratorzy przyznali, że czarne skrzynki nie rejestrują, czy system automatycznego odejścia był sprawny, to komisja Millera z góry założyła, że „uchod” działał, tylko piloci nie umieli go właściwie użyć.

Trzeba więc zadać kilka pytań. Czy komisja posiada ekspertyzy z laboratoryjnego badania urządzenia „uchod”? A jeśli nie, dlaczego nie brała pod uwagę ich awarii lub uszkodzenia świadomego, np. podczas remontu Tu-154M? Jeśli nie można wykluczyć awarii lub sabotażu, na jakiej podstawie osądza się pilotów?

O tym, że opowieści o złym zastosowaniu „uchod” to tylko luźna hipoteza, świadczą także – paradoksalnie – słowa rosyjskich specjalistów z MAK. Rosjanie, broniąc swojej kuriozalnej tezy, że piloci pod naciskiem gen. Błasika zdecydowali się wylądować, słusznie bowiem podkreślili, że nie ma żadnego dowodu, jakoby przycisk „uchod” w ogóle został przez pilota użyty – bo system tego nie rejestruje.

Wniosek może być tylko jeden: arbitralne stwierdzenie w raporcie Millera, że kpt. Protasiuk nieprawidłowo zastosował ten przycisk – i że owo urządzenie było sprawne (choć rejestratory nie mogą tego wykazać) – to kolejny dowód na to, że eksperci z polskiej komisji oparli swoje najważniejsze ustalenia przede wszystkim na domysłach, hipotezach i fantazji.

Leszek Misiak, Grzegorz Wierzchołowski / Gazeta Polska
  • 0



#38

mefistofeles.
  • Postów: 751
  • Tematów: 13
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Po analizie raportu Millera pojawia się pytanie, dlaczego polska komisja, podobnie jak rosyjska komisja MAK, nie podały wielu bardzo ważnych danych technicznych, które miały kluczowe znaczenie dla wyjaśnienia poszczególnych faz lotu oraz pracy urządzeń pokładowych.


Autorzy przytoczonego artykułu nie analizowali wnikliwie raportu Millera, a tym bardziej załącznika, ale o tym za chwilę..

Szczegółowa lektura dokumentu przygotowanego przez polskich ekspertów stawia także pod znakiem zapytania rzetelność w podawaniu informacji mających jakoby potwierdzać słynną już teorię pancernej brzozy.


Nie było żadnej pancernej brzozy. Była zwykła brzoza o średnicy 30-40 cm, która w zupełności wystarczy aby pozbawić fragmentu skrzydła samolot wielkości TU-154m. Skrzydło to blacha, lekka bo to elemnt nośny samolotu. Nie est wcale grubsza niż blacha w samochodzie osobowym. Chyba, że wierzy się w teorię spiskową jakoby samolot pasażerski zahaczając o przeszkody terenowe ścianłą je niezmieniając trajektorii lotu (tak jak Boeing widmo z Pentagonu 9/11).

Rachmistrze Jerzego Millera

Jednym z najbardziej rażących przykładów takiej nierzetelności jest tabelka obrazująca geometrię zderzenia samolotu, zamieszczona na str. 70 załącznika do raportu.


Studiowałem załącznik dość wnikliwie i nijak nie znalazłęm tam strony 70-tej. Może GP ma jakiś specjalny załącznik?

Zawarto w niej dane, które przedstawiają – według komisji – przebieg ostatniego etapu lotu, łącznie ze zderzeniem z brzozą, utratą fragmentu skrzydła i zniszczeniem maszyny w wyniku uderzenia w ziemię.


Te dane znajdują się w załączniku nr 4 na jego pierwszej stronie.

Problem w tym, że najważniejsze dla uzasadnienia tej tezy wartości – kąt pochylenia, przechylenia oraz natarcia – są od pewnego momentu (dane podawane są przy kolejnych wydarzeniach, takich jak minięcie radiolatarni czy zderzenie z brzozą) oznaczone „gwiazdką”.


Bzdura. Do momentu zapisywania danych przez QAR gwiazdkę widzimy tylko w przypadku kąta przechylenia.

Odsyła ona do niepozornego przypisu, który mówi, że są to… parametry wyliczone. Wynika z tego, że komisja podając np. wartość kąta przechylenia samolotu do chwili zderzenia z brzozą korzysta z parametrów pochodzących z rejestratorów lotu, jednak kolejne liczby mające dowodzić, że po uderzeniu w drzewo Tu-154 obrócił się kolejno o 90, 120 i 150 st. – są już „parametrami wyliczonymi”!


Oczywiście kąt przechylenia w momencie zderzenia z brzozą i przechyłu na lewe skrzydło (QAR zarejestrował -2,5 w momencie oderwania fragmentu skrzydłą) musi uwzględniać "błąd Cardana". Stąd właśnie są wyliczenia - tylko przy kącie przechylenia. Błąd Cardana polega na tym, że w locie z pochyleniem i przechyleniem, wskutek przemieszczenia się elementów zawieszenia, kąty nie są mierzone w płaszczyznach definicyjnych (np. w locie z przechyleniem kąt pochylenie będzie mierzony w płaszczyźnie obróconej względem płaszczyzny pionowej o kąt przechylenia)

Jest to tym bardziej dziwne, że z wykresu zamieszczonego na str. 23 załącznika wynika, że maksymalna wartość kąta przechylenia zarejestrowana przez czarne skrzynki po uderzeniu w brzozę wynosi… 65 st.


Bzdura. NIgdzie tam nie ma takich danych. Na wykresie nie ma kąta przechylenia. Z analizy pracy systemów pokłądowych można wyczytać jedynie kąty wychylenia lotek, steru wysokości i kąt obrotu wolantu. I te dane są zawarte w tabeli.

Wszystko wskazuje więc na to, że eksperci Millera „obliczyli” kąt przechylenia samolotu na podstawie zrobionych przez Rosjan zdjęć smoleńskiego drzewostanu – później zresztą przetrzebionego bez wiedzy polskich władz. Pominęli przy tym parametry zapisane w rejestratorach lotu. Zabieg ten miał prawdopodobnie uzasadnić forsowaną od początku przez Kreml wersję, że Tu-154 obrócił się po uderzeniu w brzozę „do góry nogami”, co spowodowało całkowite zniszczenie maszyny po jej kontakcie z gruntem.


To jest dopiero teoria spiskowa, szkoda, że nie poparta żadnym argumentem.

Jedno jest pewne: teoria pancernej brzozy nie ma oparcia w faktach.


Oczywiście, bo nie ma żadnej teorii pancernej brzozy

To tylko hipoteza bazująca na wyliczeniach, dokonanych – jak można przypuszczać – na niewiarygodnym materiale fotograficznym.


To, że stalowy lekki element nie wytrzyma przyz derzeniu z drzewem (280 km/h) wie nawet dziecko w podstawówce. Hipotezą może być to jedynie dla hipokryty dopatrującego się wszędzie spisku (oczywiście nie o Ciebie chodzi Bad Boy, ale o autora tych bredni).

Wątłe fundamenty wątpliwej hipotezy

Identyczna praktyka miała miejsce przy podawaniu wysokości, na jakiej znajdował się tupolew. Jak zauważył bloger Robert Kujawski, na str. 16 raportu w jednym z przypisów (drobnym drukiem) napisano, że „wysokość lotu samolotu w końcowej fazie podejścia do lądowania została oszacowana na podstawie obliczeń wykonanych przez Komisję”.


Oczywiście. W momencie zróznicowanego ukształtowania terenu i przestawienia wysokościomierza barometrycznego na ciśnienie standardowe jedyną możliwością odczytu wysokości względem pasa jest jej wyliczenie. Wynika to stąd, że radiowysokościomierz podaje względem terenu, a baryczny ustawiony na standardowe podaje względem poziomu morza a nie poziomu pasa.

Podkreślmy, że wynik tych hipotetycznych „obliczeń” wykonanych nie wiadomo jaką metodą posłużył do miażdżącej krytyki polskiej załogi, która jakoby posługiwała się w ostatniej fazie lotu radiowysokościomierzem, a nie (jak wymaga instrukcja) wysokościomierzem barometrycznym.


Korzystanie z wysokościomierza radio jest udowodnione ponad wszelką wątpliwość. Wynika to z zapisów CVR.

Pozostając przy kwestii wysokościomierzy, należy podkreślić, że eksperci, zarówno polscy, jak i rosyjscy, nie podali pełnych danych z wysokościomierza barometrycznego. Stało się tak, mimo że jednym z dwóch podstawowych zarzutów komisji Millera w stosunku do załogi Tu-154M jest właśnie korzystanie w ostatniej fazie lotu z radiowysokościomierza (pokazującego dystans między samolotem a ziemią) zamiast z wysokościomierza barometrycznego (wskazującego wysokość samolotu nad poziomem pasa).


Nie podali bo podać nie mogli, skoro wysokościomierz baryczny został przestawiony na ciśnienie standardowe.

– Raporty obu komisji bazują na trajektorii wyznaczonej według radiowysokościomierza, stwierdzając jednocześnie bez żadnych dowodów, że tylko nim posługiwała się załoga podczas podejścia do lądowania. Czytający raport nie mają możliwości porównania przedstawionej trajektorii według radiowysokościomierza z trajektorią według wysokościomierza barometrycznego – mówi „Gazecie Polskiej” ekspert lotniczy.


Wyżej napisałem dlaczego nie mają.

Jak zresztą pisaliśmy przed tygodniem – twierdzenia komisji Millera, że cała załoga opierała się wbrew zasadom na wskazaniach radiowysokościomierza, jest absurdalna. Cyferblaty obu wskaźników na stanowisku I pilota są ulokowane tuż obok siebie, ponadto nawigator, który miał odczytywać wskazania radiowysokościomierza, miał przed sobą tylko wysokościomierz barometryczny. Nawet jeśli faktycznie odczytywał wysokość z radiowysokościomierza, co jest wątpliwe, to i tak musiał mieć (podobnie jak pozostali członkowie załogi) świadomość poziomu, na jakim znajdował się samolot względem pasa startowego.


Po raz kolejny napiszę, że nie miał takiej świadomości, gdyż wysokościomierz baryczny wraz z pierwszym sygnałem TAWS: Terrain Ahead został przestawiony na ciśnienie standardowe.

komputer pokładowy Tu-154 (i rejestratory lotu) przestał działać 15 m nad poziomem lotniska w odległości ok. 70 m od miejsca pierwszego zderzenia z ziemią (w miejscu tym wysokość nad poziomem lotniska odpowiada wysokości nad ziemią). Podkreślmy, że są to niepodważalne dane odczytane przez Amerykanów (producentów komputera pokładowego) i zawarte w raporcie MAK.


Oczywiście, że prawidłowe, jednakże po macierewiczowemu błednie zinterpretowane. QAR przestał działąć już po zderzeniu z brzozą, gdy samolot był na 17 m wysokości radiowysokościomierza.



Jak pisaliśmy kilka miesięcy temu w „Gazecie Polskiej” (m.in. za blogerem RexTurbo), krzywa radiowysokościomierza (s. 187 polskiej wersji raportu MAK) urywa się o godz. 8:41:03,5 na wysokości ok. 43 m nad ziemią (!). Koniec pracy wysokościomierza według QNH (ciśnienie atmosferyczne zredukowane do średniego poziomu morza dla atmosfery wzorcowej) odnotowano z kolei na wysokości 188 m, czyli ok. 22 m nad pasem – działanie urządzenia przerwane zostało w tym samym czasie, w którym nastąpił koniec wskazań radiowysokościomierza (s. 78 raportu w wersji polskiej). Natomiast linia wysokości według QFE (ciśnienie atmosferyczne na poziomie progu pasa startowego) kończy się jeszcze wcześniej, bo o godz. 8: 41: 01,5, gdy samolot znajdował się na wysokości ok. 8 m nad progiem i zaczynał się wznosić (s. 175 polskiej wersji raportu MAK).


Na pwych stronach nczego takiego nie ma, abstrachując od tego, że Ziętek odczytywał i 30m i 20m z radiowysokościomierza co wynika z CVR

Jerzy Miller każe nam wierzyć „na słowo” także w kwestii słynnego przycisku „uchod”, umożliwiającego poderwanie samolotu, który podchodzi do lądowania na autopilocie. Choć nawet wojskowi prokuratorzy przyznali, że czarne skrzynki nie rejestrują, czy system automatycznego odejścia był sprawny, to komisja Millera z góry założyła, że „uchod” działał, tylko piloci nie umieli go właściwie użyć.


To są fakty. CVR wyrażnie mói : w razie nieudanej próby odchodzimy a wautomacie. Co tu niejsanego, wlączony automat ciągu itp[

Użytkownik mefistofeles edytował ten post 13.08.2011 - 09:57

  • 1



#39

iwosz.
  • Postów: 50
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

ps.: Dyskusja na temat przyczyn pewnie jeszcze długo się nie skończy... dlatego chciał bym przy tej okazji zwrócić uwagę na inne obszary w których również się dzieje katastrofa... np. PKP, rozumiem że czekamy na pierwszy w pełni wykolejony pociąg i setki ofiar aby coś zmienić z tym dziadostwem? :/


No i długo nie trzeba było czekać...

http://www.tvn24.pl/...,wiadomosc.html

Teraz pewnie na celownik pójdzie PKP... ale jak zwykle "polak mądry po szkodzie" :/

Użytkownik iwosz edytował ten post 12.08.2011 - 19:30

  • 0

#40

mefistofeles.
  • Postów: 751
  • Tematów: 13
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

jeszcze odrobina propagandy Totalnie Volnych Naszych mediów apropos nacisków na załogę 101:



Miłujmy się
  • 1



#41

Kajman.
  • Postów: 694
  • Tematów: 60
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Pokażą ponad tysiąc stron z prac komisji Millera

W poniedziałek upubliczniony zostanie w internecie protokół, na podstawie którego powstał raport komisji Jerzego Millera wyjaśniającej okoliczności katastrofy smoleńskiej - zapowiada MSWiA

Protokół liczy w sumie osiem załączników i ponad 1000 stron. Jak już wcześniej mówili członkowie komisji, jest on całkowicie spójny z raportem. Zawiera natomiast szczegółowe opisy działań polskich ekspertów, m.in. przeprowadzonych eksperymentów.

Nie zostanie opublikowany załącznik nr 7 zawierający informacje dotyczące m.in. sekcji zwłok ofiar. Protokół opublikowany zostanie na stronie www.mswia.gov.pl oraz www.komisja.smolensk.pl.

W dokumencie nie ma, podobnie jak w raporcie, nazwisk osób, które miały być odpowiedzialne za katastrofę.

Protokół miał być opublikowany do końca sierpnia, ale, jak mówi rzeczniczka MSWiA Małgorzata Woźniak, "Wojskowa Prokuratura Okręgowa wniosła jednak uwagi co do fragmentów dokumentu, które mogłyby naruszać interes prowadzonego przez nią śledztwa w sprawie katastrofy". - Obecnie nad tym pracujemy. Dokument będzie upubliczniony w poniedziałek - powiedziała rzeczniczka.

Źródło
  • 0



#42

BadBoy.
  • Postów: 737
  • Tematów: 20
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

EKSPERT NASA : BRZOZA NIE URWAŁA SKRZYDŁA


Polski Tu-154 nie mógł utracić skrzydła po uderzeniu w brzozę – wynika z analizy przeprowadzonej przez prof. Wiesława Biniendę, dziekana wydziału inżynierii Uniwersytetu Akron w stanie Ohio i członka Grupy Ekspertów ds. Wypadków Lotniczych NASA. Wyliczenia te obalają tezy raportu Millera, potwierdzając jednocześnie słuszność ustaleń dziennikarzy „Gazety Polskiej”.


Analizy przedstawione 8 września 2011 r. przed smoleńskim zespołem parlamentarnym mają przełomowe znaczenie dla badania katastrofy, w której zginęła para prezydencka, najważniejsi polscy dowódcy wojskowi, prezesi NBP i IPN oraz wielu posłów i senatorów. Według Antoniego Macierewicza, przewodniczącego Zespołu Parlamentarnego ds. Badania Przyczyn Katastrofy Tu-154M, uprawniają one do publicznego postawienia następujących pytań:

Dlaczego tak długo nas okłamywano?

Dlaczego eksperci komisji Jerzego Millera podpisali się pod fałszywym raportem?

Co rzeczywiście stało się nad Smoleńskiem?


Miller bez argumentów


Szczególną wartość mają wyniki eksperymentu dokonanego przez prof. Biniendę przy pomocy specjalnego programu obliczeniowego LS-DYNA3D. Zostały one zweryfikowane przez ekspertów FAA (amerykański odpowiednik polskiego Urzędu Lotnictwa Cywilnego) i NASA (słynną agencję kosmiczną). Rezultat tej analizy nie pozostawia wątpliwości: skrzydło Tu-154M powinno przeciąć brzozę, a jego ewentualne uszkodzenie – utrata niewielkiego fragmentu krawędzi skrzydła – nie zmniejszyłoby stabilności samolotu.

Zespół prof. Biniendy wziął pod uwagę przy przeprowadzaniu tego doświadczenia m.in. masę i prędkość tupolewa, średnicę i gęstość drzewa, budowę i parametry materiałowe skrzydła, a więc wszystkie elementy, które całkowicie pominęła w swoim raporcie tzw. komisja Millera. Przypomnijmy, że eksperci ministra spraw wewnętrznych oparli swoją wersję zdarzeń (uderzenie w brzozę, utrata sporej części skrzydła, obrót samolotu o 180 st.) przede wszystkim na… zdjęciach Siergieja Amielina, rosyjskiego dziennikarza wychwalającego pracę MAK i Tatiany Anodiny. Nawet w mającym zawierać szczegółowe ekspertyzy protokole do raportu komisji Millera nie przedstawiono żadnych wyliczeń czy analiz, które uzasadniałyby podstawową tezę tego dokumentu – zbieżną, jak wiemy, z wersją Rosjan.

Nie dziwi zatem, że podczas prezentacji przed zespołem Antoniego Macierewicza prof. Binienda publicznie wezwał Jerzego Millera do przedstawienia szczegółowych badań rządowej komisji dotyczących zderzenia samolotu z brzozą. Czy doczeka się reakcji? Ministerstwo Spraw Wewnętrznych odpowiedziało nam, że komisja Millera zawarła wszystkie wyniki przeprowadzonych badań w raporcie, protokole oraz załącznikach.

Zaznaczmy, że autorytet naukowy Wiesława Biniendy jest nie do podważenia. Profesor jest dziekanem wydziału inżynierii Uniwersytetu Akron w stanie Ohio oraz członkiem grupy ekspertów ds. badań katastrof lotniczych takich instytucji i firm jak NASA, FAA oraz Boeing. Może się także pochwalić doktoratem z dziedziny badania wytrzymałości materiałów, honorowym członkostwem Amerykańskiego Stowarzyszenia Inżynierów Lądowych (ASCE) oraz stanowiskiem redaktora naczelnego „Journal of Aerospace Engineering”. Przeróżni komentatorzy, którzy do tej pory próbowali dezawuować pracę Antoniego Macierewicza, nazywając go samozwańczym ekspertem od lotnictwa, mają więc dziś trudny orzech do zgryzienia.


Podejrzane stenogramy? Mieliśmy rację


O tym, że lansowana od samego początku w mediach wersja katastrofy jest niewiarygodna, „Gazeta Polska” pisała już 28 kwietnia 2010 r. w tekście pt. „Samolot nie mógł rozpaść się na kawałki”. Potem, gdy teoria pancernej brzozy zyskała status oficjalny, a więc po publikacji raportów MAK i komisji Millera, wielokrotnie ukazywaliśmy wątłość tej hipotezy, wskazując na brak dowodów pozwalających na taki przebieg zdarzeń. Publikowaliśmy też zdania ekspertów, m.in. pilota Tu-154 kpt. Janusza Więckowskiego, który mówił m.in., że wykonanie przez ten samolot półbeczki po zderzeniu z drzewem jest niemożliwe.

Niedawno okazało się, że mieliśmy rację także w kwestii oceny wiarygodności odczytów nagrań z rejestratora rozmów w kokpicie Tu-154 (CVR). Gdy komisja Millera zarzuciła pilotom Tu-154, że korzystali w ostatnim etapie lotu z niewłaściwego wysokościomierza, napisaliśmy: „Jedyną poszlaką wskazującą na takie zachowanie załogi jest synchronizacja komend z odczytanego przez Rosjan rejestratora rozmów (CVR) z zapisami polskiej skrzynki (ATM-QAR). Synchronizacja ta obarczona jest jednak najprawdopodobniej błędem (…), a komendy nawigatora dotyczące wysokości nie pokrywają się z przypisywanymi im wskazaniami wysokościomierza radiowego”.

To, co zobaczyliśmy w opublikowanych przez ekspertów Millera stenogramach rozmów z kokpitu, przerosło nawet nasze „spiskowe” spekulacje. Oto przykład: różnica czasów między stenogramem MAK a stenogramem komisji Millera wynosi 3 s, co wynika – mówiąc najprościej – z różnicy między „zegarami” rejestratorów lotu. Tak więc według stenogramu MAK o godz. 10:38:20 (czas moskiewski) w kokpicie padły słowa: „pół mili nam zostało”, natomiast według stenogramu Millera zdanie to zostało wypowiedziane o godz. 10:38:23. Różnica wynosi 3 s, co pokrywa się z wielkością wspomnianego wyżej „przesunięcia czasowego”.

Ale kilkadziesiąt minut wcześniej, według stenogramu MAK o godz. 10:03:54, jeden z pilotów rozpoczyna zdanie: „Na koniec kariery… (niezrozumiałe)”. To samo zdanie w stenogramach Millera zaczyna się jednak o godz. 10:04:03, różnica w tym wypadku wynosi, nie wiedzieć czemu, aż 9 sekund! Oznacza to, że rosyjscy i polscy eksperci słuchali dwóch zupełnie różnych taśm.

Takich przykładów jest znacznie więcej (w internecie zebrał je bloger Robert Kujawski). Wskazują one nie to, że błędnie zsynchronizowano zapisy rejestratorów lotu z nagraniami kokpitu, lecz że te ostatnie zostały po prostu zmontowane.


Medialna kontrofensywa „michnikowszczyzny”


Mainstreamowe media oczywiście zgodnie przemilczały zarówno ustalenia zespołu Antoniego Macierewicza (poparte międzynarodowym autorytetem prof. Biniendy), jak i szokujące niezgodności w opublikowanych przez komisję Millera stenogramach. To zresztą metoda stosowana od dawna – wcześniej nieoficjalną cenzurą obłożono m.in. artykuły „GP” o reklamowaniu przez biuro Bronisława Komorowskiego jednej z firm remontujących Tu-154 czy informacje o wyłączeniu komputera pokładowego tupolewa na wysokości 15 m.

Zamiast tego „Gazeta Wyborcza” i inne media, które od kwietnia 2010 r. dzielnie wspierały Rosjan w ich dezinformacji w sprawie Smoleńska, na powrót zajęły się hipotezą „naciskową”.

Najpierw, 5 września 2011 r., Polska Agencja Prasowa rozesłała depeszę sporządzoną na podstawie rozmowy z emerytowanym pilotem Tu-154, Lechem Kasprowiczem. „Jego zdaniem z zapisów stenogramów można wywnioskować, że »jednak była presja, i to duża«. Według Kasprowicza świadczą o tym fragmenty, w których w kokpicie rozmawiano m.in. o godzinie rozpoczęcia uroczystości w Katyniu, braku decyzji prezydenta, które lotnisko zapasowe wybrać” – mogliśmy przeczytać w wiadomości wyeksponowanej głównie w „Gazecie Wyborczej” i radiu TOK FM.

Tego samego dnia gazeta Adama Michnika opublikowała obszerny tekst autorstwa Bogdana Wróblewskiego, poświęcony zawartości stenogramów Millera. Już nagłówek artykułu sugerował, że za katastrofę odpowiada śp. Lech Kaczyński. Jak mogliśmy przeczytać: „»Ja się tylko martwię tym, (co mi?)…« (…) – to słowa kpt. Arkadiusza Protasiuka oczekującego na decyzję prezydenta, czy i gdzie lądować 10 kwietnia 2010 r. Nieznane fragmenty zapisu nagrań w kokpicie pokazują dramat dowódcy, który decyzję musiał podjąć sam”.

Następnie dziennikarz „Wyborczej” (który zasłynął tekstem pt. „Rosja robi wszystko, aby pomóc w śledztwie” z 13 kwietnia 2010 r.) twórczo rozwinął swoją tezę: „Decyzja o wyborze lotniska zapasowego należała jednak do dysponenta lotu, czyli prezydenta Lecha Kaczyńskiego. I aż do tragicznego finału lotu nie została podjęta. Stenogramy pokazują dramat pilotów, którzy wiedzieli, że warunków do lądowania w Smoleńsku nie ma. Czekali na tę decyzję, gdzie skierować samolot. I się nie doczekali”. W tekście Wróblewskiego nie zabrakło też spopularyzowanej przez ekspertów MAK i Jerzego Millera analizy psychologicznej: „Być może – w protokole tego wprost nie znajdziemy – obu pilotom przypomniał się tzw. incydent gruziński z 2008 r.”.

Leszek Misiak, Grzegorz Wierzchołowski / Gazeta Polska
  • 1




 


Dodaj odpowiedź



  

Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych