Pilot - amator natyka się na latający spodek
Relacje o spotkaniach z załogantami NOL-i są nieodmiennie przyjmowane z kpiną, zwłaszcza jaśli świadek opowiada, że widział istoty przypominające wyglądem ludzi. Badając te relacje od ponad trzydziestu lat, jestem absolutnie przekonany, że niektóre z nich mówią o rzeczywistym, obiektywnym doświadczeniu. To, co się przydarzyło Sidowi Padrickowi w Kalifornii, cztery miesiące po incydencie z rakietą 'Atlas' (atrapa amerykańskiej głowicy atomowej zestrzelona przez UFO), zasługuje na uwagę już choćby z tego względu, że świadek twierdzi, iż ktoś z resortu lotnictwa zakazał mu ujawnienia niektórych szczegółów.
Czterdziestopięcioletni Sid Padrick - technik radiowo-telewizyjny, a także pilot amator z wylatanymi sześciuset godzinami - służył w lotnictwie podczas drugiej wojny światowej, a w czasie wspomnianego zdarzenia był rezerwistą. Twierdzi on, że 30 stycznia 1965 roku, podczas zwyczajnego nocnego spaceru o godzinie 2:00, napotkał NOL-a, który wylądował w pobliżu jego domu w Manreso Beach (w raporcie napisano La Selva Beach), niedaleko Wastonville, siedemdziesiąt pięć mil na południe od San Francisco. Ujrzał ciemny zarys nieoświetlonego pojazdu o średnicy siedemdziesięciu pięciu stóp (22,86 metra) i wysokości trzydziestu stóp (9,14 metra), "coś na kształt dwóch odwróconych grubych spodków", co podleciało do niego i zawisło tuż nad ziemią. Wystraszył się, zaczął biec, wtem usłyszał dochodzący z pojazdu głos: "Nie bój się, nie jesteśmy niebezpieczni". Padrick nadal uciekał. Obcy powtórzył to samo zdanie, dodając: "Nie chcemy ci zrobić krzywdy" - po czym zaprosił go na pokład.
Świadek ostrożnie zbliżył się do pojazdu, drzwi się otworzyły i wszedł do środka. Znalazł się w niewielkim pomieszczeniu, sześć na siedem stóp. Otworzyły się kolejne masywne drzwi, a gdy przez nie przeszedł, stanął przed nim człowiek.
Obcy
Oto opowieść Padricka. "W zasadzie nie różnił się ode mnie, miał wyraziste rysy, ubrany był w rodzaj kombinezonu lotniczego, okrywającego całe ciało". Na pokładzie znajdowało się siedmiu innych, podobnych do siebie mężczyzn, oraz jedna kobieta, którą Padrick określił jako niezwykłą piękność. Wszyscy mieli od pięciu stóp ośmiu cali do pięciu stóp dziewięciu cali wzrostu.
Według naszych kryteriów, dałbym im dwadzieścia-dwadzieścia pięć lat, byli bardzo młodzi, wyglądali na zuchwałych, energicznych i inteligentnych. Rysy twarzy mieli podobne do naszych. Zauważyłem tylko jedną cechę odróżniającą ich w znacznym stopniu od nas - ich twarze były znacznie bardziej wyraziste. Mieli wydatne podbródki i nosy, cerę jak Ormianie. Oczy bardzo ciemne [...], nie było w nich nic niezwykłego, mam na myśli jasność, głębię czy lśnienie.
Mężczyźni mieli bardzo krótkie kasztanowe włosy, które wyglądały tak, jakby nigdy nie były obcinane- ich długość wydawała się naturalna. Kobieta miała włosy długie, wpuszczone za ubranie. [...] Palce ich były nieco dłuższe niż moje. Ręce mieli bardzo czyste, paznokcie jak po świeżo zrobionym manikiurze.
Wszyscy odziani byli w dwuczęściowe obcisłe kostiumy, w kolorze jasnoniebieskobiałym. Nie było widać guzików ani suwaków. Dolna część połączona była z butami, trochę to wyglądało tak, jakby buty sięgały aż do talii, bez spojenia w okolicy kostek, jak dziecięce śpioszki. [...] W środku mieli pasy, coś w rodzaju mankietu, a przy szyi wycięcie w kształcie V i wielkie kołnierze. Na nich piękne wzory [...] i jakieś naszyjniki, jakby z galonami. [...] Buty miały zelówki i obcasy. [...] Słyszałem, jak stąpali po podłodze zrobionej z czegoś na kształt gumy.
Pierwszy mężczyzna, którego spotkał Padrick, był kimś w rodzaju ich rzecznika. Wyjaśnił, że tylko on na pokładzie mówi po angielsku.
Nie miał żadnego obcego akcentu. Była to najczystsza angielszczyzna na ziemi. Jestem przekonany, że mogą się przystosowywać do warunków, w jakich się znajdują.
Po każdym moim pytaniu, nawet najprostszym, następowała kilkunastosekundowa przerwa i dopiero potem odpowiedź. Być może odbierał telepatycznie instrukcje, jakiej odpowiedzi należy udzielić. W ogóle załoga porozumiewała się ze sobą tylko w ten sposób, nie zauważyłem innych sposobów łączności między nimi.
Wewnątrz pojazdu
Każde użytkowane pomieszczenie miało panele z instrumentami na ścianie, a oni wszyscy koncentrowali się na ich działaniu. Padrick wspomina:
Odwracali się, kiedy wchodziłem, ale zaraz potem wracali do pracy, jakbym ich w ogóle nie interesował. W niektórych pomieszczeniach znajdowały się instrumenty w liczbie czterech lub pięciu, w innych było ich piętnaście lub dwadzieścia, ale wszystkie podobnego typu. W niczym nie przypominały naszych urządzeń. Nie mogłem podejść do któregokolwiek, bo kiedy próbowałem to zrobić w pierwszym pomieszczeniu, mój przewodnik powstrzymał mnie ręką, więc potem już nie próbowałem. On nic nie mówił, a ja nie pytałem. Na niektórych przyrządach widziałem napisy; coś w rodzaju taśmy przesuwało się nieustannie, na niej kropki i plamki - jak na naszym dalekopisie, z tym że od lewa do prawa. [...] Nie nazwałbym tego kodem, jak nasza CW (fala ciągła). Nie było wskaźników, jak w naszych oscyloskopach. Mieli zegary, ale nie widziałem na nich podziałek. On mi powiedział, że się zapalają, kiedy są używane.
Padrickowi pokazano podłużne soczewki, które w jego przekonaniu stanowią część systemu optycznego, powiększając obraz trójwymiarowo. Ujrzał w nich obiekt - który nosił nazwę "statku nawigacyjnego" - przypominający "mały sterowiec".
Była godzina 2.45 lub 3.00 rano, a obiekt był zalany światłem słonecznym, musiał się więc znajdować dość daleko - myślę, że tysiąc mil lub więcej. Nie zauważyłem na nim żadnych oznakowań lub otworów. [...] Przybysz powiedział mi, że źródło zasilania [statku, na którym się znajdowali] zostało przeniesione z innego pojazdu, tego, który wykonuje wszystkie manewry nawigacyjne i inne manipulacje z przestrzeni [kosmicznej].
Powiedział mi też, że oni nie stosują wobec czasu czy odległości naszych kryteriów, ale mierzą je w kategoriach światła. Kiedy spytałem, z jaką prędkością podróżują w przestrzeni, odpowiedział, że ich prędkość jest ograniczona tylko szybkością, z jaką mogą przenosić źródło energii.
Na zewnątrz pojazdu
Po chwili kosmita powiedział Padrickowi, że przelecieli pewien dystans i obecnie znajdują się na terenie pustynnym; okazało się, że to okolica Leggett w Kalifornii, sto siedemdziesiąt pięć mil na północny zachód od Watsonville.
Kiedy wylądowaliśmy na stoku wzgórza, powiedział, żebym wyszedł i sprawdził, że to nie sen, tylko rzeczywistość. Wyszedłem więc na zewnątrz i obszedłem statek dookoła.
Dotknąłem kadłuba. Powierzchnia sprawiała wrażenie twardej, ale nie z metalu: po raz pierwszy dotykałem czegoś takiego. Myślę, że spośród znanych nam tworzyw najbardziej przypominała pleksiglas. Była bardzo gładka i wypolerowana. [Kosmita] nie mówił, że dotykanie pojazdu zrobi mi krzywdę, nie odczuwałem też potem żadnych negatywnych skutków. Byłem na zewnątrz nie dłużej niż trzy minuty. Zszedłem niżej i starałem się znaleźć jakieś znaki na nogach pojazdu, ale niczego tam nie było.
Pochodzenie i cel
Padrick spytał, skąd pochodzi statek i jego załoga, ale otrzymał dość niejasną odpowiedź. "Powiedział, że przybywają z planety, która jest za planetą, którą widzimy - ale ich nie widzimy. Nie powiedział, że nie możemy ich zobaczyć - powiedział tylko, że ich nie widzimy. [...] Myślę, że ich planeta znajduje się w naszym Systemie Słonecznym".
Padrickowi pokazano zdjęcie miasta na planecie przybyszów:
Każdy budynek był zaokrąglony i miał kształt półksiężyca. Widziałem w budynkach okna. Nie mogę powiedzieć, że to wyglądało znajomo, ponieważ budynki były zupełnie inaczej rozmieszczone - w znacznej od siebie odległości. Wyglądało to tak, jakby jeden postawili pięćdziesiąt stóp od drugiego, a następny już w odległości stu pięćdziesięciu stóp. Widać też było drogi i roślinność - drzewa i krzewy.
Kosmita opisał Padrickowi swoje utopijne społeczeństwo: "Nie ma u nas chorób, nie ma zbrodni, nie mamy policji. Nie mamy szkół - nasza młodzież uczy się zawodu bardzo wcześnie i wykonuje go, bardzo dobrze. Ze względu na długie życie musimy stosować kontrolę urodzeń. Nie mamy pieniędzy. Żyjemy jakbyśmy stanowili jedność".
Padrick spytał o cel ich wizyty na Ziemi. Mężczyzna odparł: "Tylko obserwacja". Padrick wyjaśnia:
Nie sądzę, aby im chodziło o obserwowanie nas, myślę, że to raczej ja powinienem przyglądać się im. [...] Ani razu nie spytał mnie o imię, wiek, liczbę zębów, członków rodziny, nie spytał mnie w ogóle o mnie samego, co każe mi przypuszczać, że już o nas wszystko wiedzą, a pojawili się tu, żebyśmy my ich zobaczyli. [...] Powiedział, że jeszcze przyjadą tu w celu dalszych obserwacji. [...] Myślę, że oni głównie zajmują się obserwowaniem ludzi. Nie wspominali nic o trzęsieniach ziemi, uskokach tektonicznych, ani słowa o systemie rządów czy polityce, albo o czymkolwiek, co może mieć wpływ na przyszłość. Odniosłem tylko wrażenie, że w przyszłości zabiorą więcej ludzi.
Doznania natury duchowej
Sida Padricka zaprowadzono potem do pomieszczenia nazywanego przez obcych "konsultacyjnym". Efekty kolorystyczne wymykały się wszelkim opisom. Spytano go: "Czy chcesz oddać cześć Najwyższemu Bóstwu?".
Kiedy to powiedział, o mało nie zemdlałem. Nie wiedziałem nawet, jak na to zareagować. Powiedziałem tylko: "My mamy takie bóstwo, nazywamy je Bogiem. Czy mówimy o tym samymi?". Odparł: "Jest tylko Jeden". [...] Tak więc ukląkłem i odmówiłem zwyczajną modlitwę. [...] Aż do tej nocy nie odczuwałem obecności Najwyższej Istoty - ale tej nocy czułem Ją.
Nie ulega wątpliwości, że oni reprezentują wysoki poziom nauki, ale ich stosunek do Najwyższej Istoty znaczy dla nich więcej niż techniczne i naukowe osiągnięcia oraz wiedza. Powiedziałbym, że religia i nauka to dla nich jedno i to samo.
Padricka odstawiono z powrotem na miejsce, skąd go zabrano dwie godziny wcześniej. Opuścił pojazd i wrócił do domu.
Dochodzenie resortu sił powietrznych
Sid Padrick zameldował o swych doświadczeniach siłom powietrznym i przez trzy godziny był wypytywany przez zespół pod kierunkiem majora Damona B. Reedera z bazy lotniczej w Hamilton (dowództwo Zachodniego Obszaru Sił Obrony Powietrznej w pobliżu Sacramento):
...Próbowali mnie nastraszyć. Powiedzieli: "Panie Padrick, jest pan szczęściarzem [...], ten pojazd miał wrogie zamiary i nie powinien pan się nawet do nich zbliżać". Nie mogłem się z nimi zgodzić, ponieważ gdy pojazd wylądował, oni wcale nie chcieli mnie przestraszyć ... nie kazali mi wejść na pokład, tylko mnie tam zaprosili.
Oficerowie śledczy powiedzieli mu, że tylko dwukrotnie odnotowano agresywne zachowania: w wypadku Mantella oraz podczas innego incydentu, kiedy to samolot zniknął z ekranu radaru (w rzeczywistości, jak wiemy, takich incydentów było znacznie więcej). Padrick twierdził, że wojskowi powiedzieli mu, iż było więcej grup NOL-i odwiedzających Ziemię, a wśród nich zarówno przyjazne, jak i wrogie załogi pochodzące z różnych planet.
Oficerowie powiedzieli, żebym pewnych szczegółów nie ujawniał publicznie, ale myślę, że należy wszystko ujawnić. Nie widzę powodu, by zatajać cokolwiek. Chcieli, żebym nie mówił, że kosmici nie używają pieniędzy. Zakazali mi też ujawnić typ statku kosmicznego, bo to wskazywałoby, że lotnictwo nie wywiązuje się należycie ze swoich obowiązków. Powiedziałem, że nie widzę powodu, aby i to zatajać. [...] Chcieli również, żebym nie ujawniał sposobu porozumiewania się kosmitów i skąd pochodzi źródło ich energii. Chodziło im też o imię tego mężczyzny- powiedzieli, żebym go nie wymawiał, bo ono nic nie znaczy. Kosmita powiedział: "Możesz nazywać mnie Xeno". Nie powiedział, że to jest jego imię. [Xero znaczy po grecku "obcy", "cudzoziemiec"].
Oficjalny raport, podpisany przez majora Keedera (oficera operacyjnego bazy w Hamilton) i przekazany do Wydziału Obcej Technologii w bazie Wright-Patterson, zawiera dalsze szczegóły rozmowy Padricka z kosmitami. Wybrałem następujące fragmenty:
1) Pytanie: Jak zdołaliście ominąć nasze radary? Odpowiedź: Kadłub naszego statku kosmicznego wchłania energię i nie dopuszcza do szkodliwej penetracji...
4) Pytanie: Czy jesteście ludźmi? Odpowiedź: Tak, jesteśmy ludźmi, ale innego niż wy rodzaju...
13) Pytanie: Jak wybraliście mnie do tego eksperymentu? Odpowiedź: Myśmy ciebie nie wybrali. To była twoja decyzja. Jesteś pierwszą osobą, która kiedykolwiek weszła na pokład tego statku. Zapraszaliśmy przedtem wielu ludzi, ale uciekli w przerażeniu.
14) Pytanie: Czy gdybym był uczonym, mógłbym się więcej dowiedzieć? Odpowiedź: Nie...
Major Reeder pisze w raporcie, że "Padrick wykazuje ponadprzeciętną inteligencję, posługuje się angielskim doskonale, ma ogromną łatwość wysławiania się. [...] Moim zdaniem nic chodzi tu o rzeczywisty kontakt z NOL-em, raczej o próbę uwiarygodnienia opowieści przez włączenie w tę sprawę sił powietrznych".
Nie zgadzam się z tą opinią. Aczkolwiek nigdy nic spotkałem nieżyjącego już Sida Padricka (zniknął ze sceny w końcu lat sześćdziesiątych, zmęczony nieustannym nękaniem), to jednak wsłuchiwałem się w modulację jego głosu, zarejestrowanego podczas wywiadów, na których opieram niniejszą relację, i dla mnie to, co on mówi, brzmi wiarygodnie. W krzyżowym ogniu pytań wywiadowców w cywilu udzielał zawsze odpowiedzi jasnych, ścisłych, bez cienia krętactwa, potrafił w tym niewiarygodnym doświadczeniu znaleźć też momenty humorystyczne.
Źródło:
Tekst pochodzi z książki Timothy'ego Good'a - "Z TAJNYCH ARCHIWÓW - UFO, ZAGROŻENIE DLA ŚWIATOWEGO BEZPIECZEŃSTWA - fundamentalne opracowanie na temat UFO", którą polecam przeczytać ze względu na bardzo dużo opisów spotkań z NOL-ami, licznych relacji pilotów, kontrolerów lotów, odtajnionych dokumentów i zbiorowych dowodów. Nie wiem, czy można ją gdzieś kupić, natomiast ja znalazłem ją w swojej miejskiej bibliotece
Użytkownik Michael_Jackson edytował ten post 05.02.2011 - 19:54