Skocz do zawartości


Zdjęcie

Siódme Niebo


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
43 odpowiedzi w tym temacie

#1

Erik.
  • Postów: 927
  • Tematów: 106
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

"Siódme niebo" to według wyobrażeń religijnych (wschodnich) kraina szczęśliwości Śiwaloka - w hinduizmie to subtelny wymiar egzystencji po śmierci lub sfera w zaświatach, niebo boga Śiwy.
Niebo Śiwy niektóre źródła sytuują na zachodnim zboczu góry Meru. Śiwa wraz z małżonką i potomstwem przebywa tam w siedmiopiętrowym kryształowym pałacu. Inna możliwa lokalizacja to zwieńczenie kosmicznego jaja Brahmy ( brahmandy dzielącej się na trzy – siedmiopoziomowe sfery: 1.Dewaloka 2.Patala 3.Narakaloka, w sumie 21 sfer).
Zamieszkać tam po śmierci w „siódmym niebie”, to upragniony cel bramina śiwaickiego, który jako gryhasta ( gospodarz ) spełnia codzienne obowiązki społeczne i czci Śiwę zgodnie z zaleceniami puran.
W naszym świecie, jeśli ktoś „jest w siódmym niebie" znaczy, że „czuje się bardzo szczęśliwy”. Siódemka w tym przypadku symbolizuje pełnię.


23
SIÓDME NIEBO
Wszystko już było, czyli Sąd Ozyrysa
Najwybitniejszy uczony żydowski drugiego stulecia naszej ery, Ben Akiba, powiedział: „Wszystko już było! Niczym nowym są nasi politycy, niczym nowym są ich działania, ich „reformy”, ich „starania”. Wszystko to było.”
„W przepaściach wieczności zapadła głęboka cisza; natomiast Egipt zgotował widocznie owację zmartwychwstałej Ekscelencji, albowiem aż do bram nieba jęły dochodzić chóralne głosy śpiewając radośnie”
Już bardzo dawno temu starożytni skrybowie twierdzili, iż wszechświat składał się tylko z dwóch ciał niebieskich, Ziemi i Nieba, usytuowanych naprzeciwko siebie na dwóch końcach dwubiegunowej osi. Później, w wyniku jakiegoś tajemniczego wydarzenia, Góra Niebios spadła na Ziemię, stając się górą tak zwanego „Świata Podziemnego”. W tym samym czasie Ziemia została zapłodniona nasieniem życia.
„Kiedy Niebo zostało oddzielone od Ziemi- swego odległego, zaufanego bliźniaka, kiedy bogowie wstąpili do Nieba”-
- „Teksty piramid”.
„Ja jestem pierwszym nasieniem Re, on spłodził mnie w łonie mojej matki Izydy [Ziemia] … Moja matka Izyda poczęła mnie i osłabła pod palcami Pana Bogów, kiedy wdarł się w nią ten Dzień Zamętu”-
- „Teksty Sarkofagów”, zaklęcie 334.
Według starożytnych „Zderzenie Nieba z Ziemią” jest cyklicznym procesem w kosmosie i podobnie jak wskrzeszanie i upadanie kultur i światów, wszystko już było lub powraca w symbolicznie bardzo podobnej formie, tak jakby do realizacji swych zamierzeń wszechświat dysponował jakimś fraktalnym, a nawet nieco ograniczonym schematem działań.

Nic nie jest idealnie białe ani całkowicie czarne, tak samo dążność do jakiejkolwiek specjalizacji , czy to w jakimś temacie, czy też w jakimkolwiek innym aspekcie życia, nie tylko zubaża i ogranicza pole postrzegania, lecz czasem wręcz uniemożliwia zobaczenie czegoś widzianego dobrze postrzeganiem „myśli renesansowej”. Podobno Albert Einstein miał kiedyś powiedzieć, że: "jeżeli wszyscy wiedzą, że czegoś nie da sie zrobić, więc tego nie robią, ale czasem przyjdzie ktoś, kto o tym nie wie i to zrobi!”
Wiele zostało już powiedziane, lecz czy na pewno wszystko?
W założeniu pisanych przeze mnie tekstów, które nazwałem kolejno „PIĄTE SŁOŃCE” SZÓSTE SŁOŃCE” i „ ŚIÓDME NIEBO”, podaję z jednej strony swą ewoluującą myśl, jak i moim zdaniem następujące po sobie kolejne etapy zarówno istnienia, jak i historii wszechrzeczy, gdzie owe „Piąte Słońce” jest egzystencją, w której obecnie istniejemy, „Szóste Słońce” to etap przejściowy w nowym świecie, uzależnionym od naszych wyborów, w którym z owych alternatywnych „Szóstych Słońc” się znajdziemy. Natomiast „Siódmym Niebem” będzie „dla nas” owa Nirwana buddystów i Niebo Chrześcijan, zgodnie z naszym „planem”, świadomością czy pragnieniem.
W tych częściach nieustannie wracam do tych samych wniosków lub pytań, starając się rozpatrzyć je przez pryzmat odmiennych dociekań wielu uczonych i myślicieli naszych czasów, nie dlatego, abym nie miał swych preferencji w tej materii poznania, lecz dlatego, że uważam iż nikt nie ma prawa nikomu narzucać jakiejś jednej, często jedynie swej prawdy, niezależnie od tego jak bardzo w nią wierzy.
Kiedyś, w już klasycznym filmie, „Wejście Smoka” Bruce Le wypowiedział moim zdaniem bardzo istotną kwestię, kiedy zapytany o sekret w jego sztuce walki odparł, iż jest to sztuka walki bez walki.
Podobnie ja uważam, że nie istnieją prawdziwsze czy lepsze religie i filozofie, gdyż wszystkie one są takimi prawdziwymi i właściwymi dla tych, którzy je wyznają. Dlatego też ja wyznając swą wiarę, że wszystko jest tak samo fałszem jak i prawdą, wierzę we wszystko, gdyż w nic z tego nie wierzę. Nie jest to jednak ateizm, lecz jak mi się wydaje, bardziej uniwersalna wiara we wszystko to, do czego jestem przyzwyczajony lub bardziej przekonany. W myśl zasady „Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu” lub Sokratesowe „Wiem, że nic nie wiem”- z dopiskiem, gdyż wiem to, co jest mi obecnie potrzebne, abym wiedział.
Kiedyś mój brat zarzucił mi, iż powołuję się na jakieś naukowe tłumaczenia jakichś starożytnych tekstów, sugerując, że jeśli naprawdę chcę coś głosić, powinienem samemu nauczyć się danego, nawet zapomnianego języka czy alfabetu. I nie powiem, abym tego nie chciał, aby wiedzieć wszystko co mnie interesuje czy intryguje, lecz wiedząc że nie jest to łatwe i niekiedy owa ścisłość i specjalizacja w jednej dziedzinie ograniczałaby siłą rzeczy me spojrzenie w innych interesujących mnie dziedzinach, tak więc w jakiś ograniczony sposób ufając specjalistom, na których czasem się powoływałem, powołuję i będę powoływał do czasu, kiedy sam nie stanę się jakimś specjalistą jakiejś nauki, sztuki czy dziedziny życia, lub jeśli z jakiegoś powodu nie stracę zaufania do któregoś z ideologicznie bliskiego mi specjalisty.
Gdyż tak jak powiedziałem, nie tylko głupiec niejednokrotnie może mieć rację, ale ją ma, jeśli on lub ktoś inny chce, aby ją miał. W myśl tych zasad powołuję się często na całkiem skrajne „autorytety”, aby wykazać, że praktycznie nikt nie ma patentu naprawdę, bo nawet jeśli ona komukolwiek wydaje się taką być, nikt nie może być pewny jej źródła, przy mimo wszystko bardzo niedoskonałych zmysłach i subiektywnych odczuciach, którymi dysponujemy, nawet jeśli ten ktoś jest personalnie jego pewny. I nie jest często wiele wart argument wypowiadany na zasadzie: „ Wiem, gdyż zbadałem”, „Wierzę, gdyś odczułem” czy „Wiem, gdyż widziałem”.
Jeśli zaś nie potrafimy dogłębnie wyrazić widzianej naszymi oczyma rzeczywistości doświadczanej przez nasze zmysły, to jak możemy wyrazić to, „Co nie śniło się filozofom” lub to „Czego oko nie widziało i ucho nie słyszało”
Gdyż jak mówi jedno z moich ulubionych, niemalże Arystotelesowskich metafizycznych powiedzonek, „Wszystko w świecie jest możliwe, jedynie może być nieskończenie mało prawdopodobne.” Tak więc w myśl tej tezy, wszystko to co widzimy lub odczuwamy może w jednakowym stopniu być zarówno wszystkim jak i niczym, najczęściej dla nas jednak jest czymś pośrednim i tylko tym do czego przywykliśmy przez lata nauki, wmawiającej nam za pośrednictwem tradycji w szkołach i wiary w kościołach.
Dlatego też podczas śmierci klinicznych ludzie widzą, zależnie od przynależności do swej religii np. Jezusa, Buddę lub Mahometa.
Pięknie to ujął cytowany przez Anthonego de Mello wielki Krishnamurti: "W dniu, w którym nauczysz dziecko słowa ptak, przestaje ono na zawsze widzieć ptaka"
Podobne zdarzenie opisuje Richard Bartlett, DC, ND w swej książce „Matrix Energetics. The Science and art of Transformation”, kiedy przy którejś z pierwszych wypraw geograficznych Krzysztofa Kolumba kilka żaglowców przybiło do wybrzeży jeszcze nieskolonizowanego lądu tubylcy zostali zaskoczeni obecnością na plaży dziwnych przybyszów i dopiero kiedy konkwistadorzy pokazali majestatycznie kołyszące się na falach olbrzymie okręty dając do zrozumienia, że właśnie z nich wysiedli, przerażeni Indianie je zauważyli.
Nawet jak się okazuje przy użyciu wyspecjalizowanych urządzeniach, jakie posiadają światowe centra badawcze, często wynik badania ściśle zależy od wiary przeprowadzającego jakieś doświadczenie uczonego.
Nie żyjemy już w czasach starożytności czy średniowiecza i mimo, że może to wydać się absurdem, moim zdaniem dawniejszy badacz, nawet będąc pozbawionym wielu dziś powszechnych instrumentów badawczych, miał często mniej ograniczone pole działania i wynalazczości niż obecnie, gdy już przed podjęciem eksperymentu zakłada się jakie powinno się osiągnąć wyniki.
I nawet nie mówię tak dlatego, że tak jak zapoczątkowałem ten temat, ktoś mógłby powiedzieć, iż wszystko już było i niczego nowego już nie można wynaleźć, lecz absurdalnie nawet przy udostępnionych młodym neofitom nauki przydatnych zabawkach pozwalającym im zmierzyć, zważyć i sfotografować wszystko dookoła, wszystko jest jeszcze możliwe. Ta teoretycznie „pomocna dłoń” wielu potencjalnych Einsteinów, Newtonów, Keplerów czy Edisonów swą olbrzymią liczbą ideologii, zdarzeń i doświadczeń bardziej może zasiać ziarno zwątpienia niż wnieść zbyt wiele światła i świeżego powietrza w zatęchłe pojęcia „nauki”.
Taki stan powodując w rezultacie efekt ogólnej dezinformacji, gdzie nikt tak naprawdę nie wie, gdzie i co jest prawdą, a co fałszem, aby w rezultacie zniechęcając się do coraz to nowych, czy to religijnych, czy też naukowych sekt, twierdzeń i wciąż zmiennych dogmatów, zająć się przyziemnościami tego świata.
Czyż bowiem jeszcze w sumie nie tak dawno temu ta sama wyniosła nauka nie głosiła, że nie mogą kamienie spadać z nieba i że nie może latać coś cięższego od powietrza? I choć obecnie jest to już uznaną oczywistą prawdą, lecz jeszcze 200 lat temu byli skłonni w to uwierzyć jedynie co niektórzy fantaści, jak i dobrze o tym wiedzieli inni, ci którym nie było w smak zbyt szybko zdradzać pospólstwu prawdziwej wiedzy o świecie. Moim zdaniem podobnie jest i obecnie, lecz teraz pozwala się wiedzieć, coś nawet samemu zmierzyć lub zbadać zagadnienie, aby móc głosić: wiem, gdyż zbadałem.
Często jednak zdarza się, że twój sąsiad również zbadał lub bazując na swym światopoglądzie, ocenił jakąś zależność lub zdarzenie, dochodząc przy tym do całkowicie odmiennych wniosków na zasadzie „Czy szklanka, w której powierzchni znajduje się 50% wody jest do połowy pusta, czy jest w połowie wypełniona ”, tracąc często na takie rozważania cenny czas, energię i zapał prowadzenia jakichkolwiek ponad egzystencjonalnych dysput.
Wielokrotnie powodem braku własnych argumentów jest chęć opierania się na głosach uznanych profesorów, autorytetów lub podpieranie się na wynikach badań wielkich instytucji badawczych. Lecz mało kto podejrzewa, iż dano nam to prawo, gdyż to właśnie my płacimy za swą pewność, że poznamy, pozwalające nam egzystować, prawdy.
Często za opłacanie absurdalnych eksperymentów, nigdy niedających dostatecznie wielu efektów badań, zbyt autokratycznych wierzeń, popartych jedynie dogmatami, pozwalamy egzystować różnego rodzaju szalbiercom i oszustom, którzy za to, że ze mogą prowadzić swe „badania”, co jakiś czas dają nam w zamian jakąś zabawkę lub atrakcję w postaci zdarzenia lub zagrożenia. Atrakcje, które nawet jeśli w jakiś sposób są prawdziwe, niejednokrotnie zbyt wiele rozbieżnych opinii potrafi bardzo szybko umniejszyć ich znaczenie do rangi plotki lub ciekawostki, manipulując faktami lub nawet fabrykując je w taki sposób, aby przekonać ogół zaganianego społeczeństwa, że np. pojazd obcych to jest balon meteorologiczny lub planeta Wenus, ciało aliena to kukła, małpa, która przy poprzednim eksperymencie utraciła ogon, chemtrails to zwykłe smugi kondensacyjne, a piktogramy w zbożu to po prostu żart.
Lecz kiedy owi decydenci, którym tak ochoczo oddajemy nad sobą kontrolę, naprawdę czegoś się obawiają, tak jak na przykład przewidzianej kolizji komety, nazwanej od imion jej odkrywców Shoemaker- Levy 9, odkrytej 24 marca 1993 roku , a która uderzyła w Jowisza 16 lipca 1994 roku, której nie ujawniono lub lepiej powiem - nie nagłośniono tego zdarzenia obawiając się powszechnej paniki.
Choć tak naprawdę w podobnych sytuacjach bardzo rzadko można dociec, kto chce co przekazać, co zataić lub w jaki sposób chce wyprodukować nową grupę sceptycznych neofitów, których nawet nie trzeba specjalnie opłacać, wszak starczy ich jedynie pochwalić lub dać im dostęp do prostych urządzeń optycznych lub mierniczych, dodać kilka stron internetowych i już oni resztę załatwią, nie potrafiąc odejść od swej wyliczalnej logiki.
Niedawno zadałem pytanie: jak będziemy się czuć, jeśli za jakiś czas okaże się, że tak my, jak i nasi przodkowie, byliśmy oszukiwani przy każdym kolejnym stopniu poznania, że to co w rezultacie pozostało, to albo zostało w jakiś sposób i w jakimś określonym celu nam dane albo wymknęło się z pod jakiejś kontroli.
Wielu ludzi we wszystkich historycznych czasach nie tylko było tego świadomych, ale wielokrotnie próbowało dać o tym świadectwo, najczęściej obojętnemu na ich rewelacje, światu.
To właśnie ci niepokorni, nieusatysfakcjonowani ogólnikami i zapewnieniami tych niby mądrzejszych, gdyż przez nas uznanych i opłacanych, tworzyli zmiany i rewolucje, reformy i tworzyli nowe ideologiczno-religijno-filozoficzne trendy.
Wierzę w to, co wielokrotnie już okazało się tą zagrzebaną w gruzach i kurzu wierzeń, mitów i legend prawdą, że właśnie na zasadzie głuchego telefonu wiemy o wszystkim tym mniej, im dawniej to się zdarzyło i nawet obładowani wszelkiego typu urządzeniami, których podobno w antyku nie było, nie jesteśmy w stanie poznać prawdy, którą mogli znać ci, którzy jej doświadczyli.
Czyż zapraszając do swego domu Papuasa, za kilka lat nie nauczy się on obsługi mikrofalówki i nawet nie znając złożonych procesów w niej występujących będzie przecież potrafił podgrzać sobie w niej pożywienie?
Podobnie ze zjawiskami, które mogli doświadczać nasi przodkowie, pozostającymi dla nich prawdą, nawet jeśli nie znali przyczyn ich zaistnienia.
„Przyjaciele, zaprawdę wiem, że prawda jest w słowach, które wypowiem: jest ona jednak trudna dla ludzi, a oni są zawistni z powodu ataku na ich wiarę” - Empedokles, V wiek p.n.e.
Przytoczyłem słowa tego filozofa, ponieważ moim zdaniem starożytni znali lepiej prawdę niż oficjalnie głoszone spostrzeżenia - nawet te z wykorzystaniem pewnych sprzętów do analiz czy porównań.
Na ścianach Świątyni Luxoru w Egipcie istnieją malowane scenki rodzajowe sprzed 3500 lat przed nasza erą, to obrazy wprowadzające koncepcję niepokalanego poczęcia, narodzin i uwielbienie Horusa.
Świątynia Luksorska (egip. .Ipet-resejet - Harem Południowy - miejsce liczby, wyliczania, poznania (wszystkiego tego co jest)) - znana także jako Świątynia Narodzin Amona(bóstwo słoneczne).
Skąd my to znamy? Wymalowana na nich historia zaczyna się od Thota zwiastującego dziewicy, że powije Horusa, następnie Duch Święty zapładnia dziewicę, która rodzi uwielbianego.
Tak w tej historii, do złudzenia przypominającej narodzin Jezusa, jak i w wielu innych mitach, znajdziemy podobieństwa pomiędzy religią egipską, Judaizmem a Chrześcijaństwem.
Powszechnie uważa się, że najpierwotniejsze kulty i religie opierały swe wierzenia na bóstwach przyrody i wegetacji, z pośród których najwidoczniejszym dla prymitywnego człowieka była nasza dzienna gwiazda czyli Słońce. Obserwując zachowanie Słońca, Księżyca i rozświetlających nocne niebo gwiazd, człowiek miał podobno przez wieki wypracować poznawcze umiejętności nie tylko rozróżniania tych ciał niebieskich, ale również poznać astronomiczną i astrologiczną mechanikę nieba. Jednym z najstarszych takich rozkładów drogi Słońca po niebie jest „Krzyż Zodiakalny” (Symbolem Odyna jest krzyż umieszczony w okręgu, znany jako krzyż celtycki.). Przedstawia on Słońce i drogę jaką przebywa ono w ciągu roku przez 12 najważniejszych konstelacji. Odzwierciedla też 12 miesięcy, 4 pory roku, przesilenia i równonoce.
Lecz czyż na pewno, tak jak chcą tego jedynie odgadujący obecnie przeszłość historycy, taka była geneza zaistnienia w umysłach prymitywnych ludów Słońca jako najwyższego z pośród ich bóstw, czyli Boga Słońce?
Chyba najstarszym poznanym do tej pory słonecznym bóstwem w starożytnym Egipcie był bóg Atum (egip.Itmw=pełny(?), zakończony(?), bóstwo nieznanego pochodzenia – jeden z głównych i najstarszych bogów starożytnego Egiptu. Razem z Ra, Horachte i Chepri był bogiem słońca i stworzenia. Imię jego można przetłumaczyć jako formę znaczenia pozytywnego „Znakomity Jeden”, lub znaczenia negatywnego „Ten jeden, który jeszcze nie istnieje”. Atum jest dobrze udokumentowany w różnych tekstach ikonograficznych i religijnych. Przedstawiany był jako człowiek, który miał na głowie Etfu, albo jako człowiek z głową barana, tak jak Chnum. Jest jednym z ośmiu lub dziewięciu bogów najczęściej wymienianych w Tekstach Piramid.
Atum był głównym bóstwem Heliopolis, jego kult zyskał duże znaczenie już w Starym Państwie. Jego najbardziej istotną naturą było samo-stworzenie i stworzenie pierwszych bogów. Imię Atuma może być przetłumaczone jako “Całość”. Był uosobieniem początku i doskonałości. W Tekstach Trumiennych i innych religijnych tekstach jest nazywany “Władcą Całości”, więc jest bogiem uniwersalnym.
W kosmogonii heliopolitańskiej Atum był bogiem stworzenia, który wyłonił świat z chaosu poprzez masturbację. Teksty Piramid mówią nam o tym bogu jako “Ten, który stworzył sam z siebie”.
Według papirusu Bremner-Rhind Atum powiedział: Wszystko pojawiło się po tym, jak powstałem ja... nie istniało żadne niebo i żadna ziemia... sam stworzyłem każdą istotę... postępowałem z moją pięścią jak mąż... kopulowałem ze swą ręką.
Miał on dwie natury, które mogły zapoczątkować wszystko lub zakończyć wszystko. W Księdze Umarłych w rozmowie Atuma z Ozyrysem ten pierwszy oświadcza, że może zniszczyć świat oraz zesłać wszystkich bogów i całą ludzkość z powrotem w prehistoryczne wody (Nun), z których świat powstał. Od najwcześniejszych dynastii w Heliopolis był reprezentowany i uwielbiany jako aspekt świętego kamienia Ben-Ben. W Heliopolis Atum jest identyfikowany z prapagórkiem, co potwierdza Księga Piramid: “O Atumie, kiedy powstałeś, wyrosłeś jako wysokie wzgórze, błyszczałeś jako kamień Benben w świątyni Feniksa w Heliopolis”.
Anton Parks w swych książkach mówi: „Przeciwnie, wszystkie mezopotamskie teksty mówią wyraźnie o miejscu pochodzenia Anunna(ki), planecie Dukù (znaczenie tego słowa to „poświęcony kopiec” lub „święty kopiec”).
„Gina’abul-Anunna i Sumerowie mieli zwyczaj używania słów „góra” lub „kopiec”, aby poetycznie nazywać boskie miejsca na niebie (gwiazdy i planety). Sumerowie wykorzystali słowo Dukù, określając nim świątynie w Eridu i Nippur na cześć pierwotnego wzgórza bogów”.
Nazwa kamień Benben znaczy „ kamień, który wypłynął”, a egipskie teksty głoszą, że wypłynął on z ciała Geba, w Praoceanie, na początku czasu.
Warto również zwrócić uwagę na związek między kamieniem Ben Ben a ptakiem Benu. Ptak ten lepiej znany jako Feniks, miał wydać przenikliwy krzyk, rozpoczynając w ten sposób czas; Egipcjanie wierzyli, że wraca on na Ziemię co ustaloną liczbę lat, powodując wielkie pożary. Mówiono też, że Feniks był alter ego Ozyrysa. („THE ATLANTIS SECRET – The Compllete Decoding of Plato’s Lost Continent” Alan F. Alford., str, 63,65-68. 111-112.)
Podobnie w Tekstach piramid mówi się o A., jako pierwszym pagórku wyłonionym z Nun (Ben Ben). Nun [egip. nwnw = prawody], gr. Noun, jest to bóstwo, jak również uosobienie pierwotnych wód praoceanu.
Również w mitologii Sumeru jest mowa istocie pół-rybie pół-człowieku, która wyłoniła się z Morza w pierwszym roku. Oannes, gdyż tak brzmiało imię tego herosa o hybrydycznej postaci, przedstawiany jako człowiek od pasa w górę i ryba od pasa w dół. Oannes przybył od strony Zatoki Perskiej i tamtejszym ludziom przyniósł wiedzę o praktycznym zastosowaniu rolnictwa, rzemiosła i wielu innych sztuk współtworzących cywilizację. Był zatem uosobieniem mądrości.
Oannes, tak jak sumeryjski Enki, którego symbolem była ryba lub również przedstawiany pod postacią ryby, też nauczał ludzi sztuki pisania, budowania miast, uprawy roli i wykorzystywania metali. Ea nie jest pochodzenia sumeryjskiego, został przez nich przemianowany na Enki. Zresztą wiele miast sumeryjskich jest pochodzenia przedsumeryjskiego, należącego do tak zwanej prehistorycznej kultury „El Obeid”. Sumerowie i Babilończycy uważali , że ich cywilizację założyła grupa istot zimnowodnych. Przewodnikiem tej grupy był Oannes, a właściwie Ea, gdyż imię Oannes zostało zhellenizowane przez historyka Berossosa. Pojawia się on pod postacią boga ryby.
Do podobnych wniosków dochodzi również francuski pisarz i mistyk Anton Parks, który w odmiennych stanach świadomości uzyskiwał informacje o prabogach. Wiele owych informacji dotyczyło między innymi Oannesa i tak zwanych płazów Nommo, czyli na przykład według członków plemienia Dogonów, zamieszkujących jaskinie na południu Mali w Afryce Zachodniej, płazów zamieszkujących wszechświat również zwanych przez nich „Nommo”, którzy według kosmologii Dogonów dawno temu przybyli na Ziemię z okolic Syriusza pochodzącymi z Syriusza.
„Owa istota była przyzwyczajona do przebywania między ludźmi, lecz nigdy nie potrzebowała żadnego jedzenia. Dała ludziom wiedzę w postaci liter, nauki, metalurgii, sztuki, sposobu budowania miast i świątyń, tworzenia praw; uczyła zasad geometrii. Pokazała im jak wydobywać ziarna z ziemi i zbierać owoce. W skrócie – nauczyła ich każdej rzeczy potrzebnej do polepszenia jakości życia i jego ucywilizowania.”
„W owym czasie nie trzeba było niczego dodawać do tej nauki. A gdy słońce wzeszło, Oannes powrócił do wody, aby przetrwać noc w głębinach, ponieważ był płazem. Potem pojawiły się inne zwierzęta przypominające Oannesa.”
Berossos, “The Ancient Fragments, Isaac Preston Coy, 1980”.
“Pośród rdzennych plemion Pomo z Kalifornii istnieje mit mówiący o przybyciu doskonałej istoty, która wyszła z oceanu i przekształciła się w człowieka”.
„W Chinach pojawiły się Lingyus, wodne istoty o ludzkich twarzach, rękach i stopach, o ciele ryby.”
„Zapisy egipskiego Helladiusa donoszą o człowieku-rybie zwanym Oe, żyjącej w Zatoce Perskiej. Wyszedł ze świecącego jaja i poświęcił się nauczaniu ludzkości.”

Anton Parks widzi również poprzez Oannesa i Enkiego związek z Ozyrysem, Setem, Izydą i Horusem, który w dalszym rozrachunku jest związany z chrześcijańskim Jezusem.
„Co dziwne, Jezus Chrystus został złożony w ofierze w piątek – dzień, w którym chrześcijanie jedzą ryby. Kościół katolicki został wybrany, aby przejąć symbolikę.” Wypadałoby tutaj dodać, iż piątek po włosku i w językach pokrewnych znaczy właśnie venerdi, Venerdì Santo- Wielki Piątek, a jako, że każdy dzień tygodnia również odpowiada jednej z sześciu planet układu Słonecznego i Słońca, gdzie typowa kolejność opracowywania planet odpowiada panowaniu planet nad kolejnymi dniami tygodnia w ich ustalonym porządku: niedziela – Słońce, poniedziałek – Księżyc, wtorek – Mars, środa – Merkury, czwartek – Jowisz, piątek – Wenus, sobota – Saturn.
1) Monday oznacza “dzień księżyca” i choć podobieństwo do słowa moon jest dziś mniej zauważalne niż w staroangielskim mona, znaczenie angielskiej nazwy poniedziałku pozostaje niezmienne, po włosku Lunedi od Luna (łac. Luna, gr. Σελήνη Selḗnē, ‘księżyc’) – mit. rzym.bogini Księżyca. – poniedziałek KSIĘŻYC.
2) Tuesday otrzymał swoją nazwę po germańskim bogu wojny Tiu, po włosku Martedi dzień Marsa – wtorek MARS
3) Wednesday to “dzień Odyna”, najwyższego boga na panteonie germańskim, i dosłownie pochodzi od Wodnesd? Śg, czyli Woden’s day, ponieważ Woden to pierwotna nazwa Odyna.
Odyn (Odin) - najwyższy z ziemskich bogów nordyckich z dynastii Azów, bóg wojny i wojowników, bóstwo mądrości, poezji i magii. Odyn odznacza się prawdziwą mądrością - by ją posiąść, poświęcił jedno oko, dając je Mimirowi w zamian za napicie się z jego studni wiedzy, przez co można w pewnym sensie utożsamiać go z egipskim Horusem.
Następnie Odyn powiesił się na drzewie Yggdrasil na dziewięć dni, przebity własną włócznią, przez co nauczył się osiemnastu magicznych pieśni i dwudziestu czterech run. Wielu doszukuje się tutaj związku z Chrystusem i jego ukrzyżowaniem.
Odyn posunął się do kradzieży. Aby uzyskać napój wiedzy - (analogia do rajskiego owocu i do lucyfera, który tak jak Jezus utożsamiany jest z planetą Wenus) - Miód Skaldów był cudownym napojem, powstałym ze zmieszania krwi mądrego Kvasera, zamordowanego przez dwóch złośliwych krasnoludów Flajara i Galara, ze zwykłym miodem. Jego wypicie dawało mądrość i dar poezji. Odyn wykradł go gigantowi Suttungowi, który wcześniej odebrał napój wspomnianym karłom. By tego dokonać, bóg przybrał postać węża i tak wśliznął się do jaskini.
Między innymi atrybutami Odyna są kruk, wilk i włócznia. Posiada dwa kruki - Hugin (Myśl) i Munin (Pamięć), które codziennie przynoszą mu informacje co się dzieje w dziewięciu światach. I tutaj pośrednio mamy analogię do rzymskiego posłańca bogów Merkurego (łac. Mercurius) – rzymski bóg handlu, zysku i kupiectwa; także złodziei i ... Za jego odpowiednika w mitologii greckiej można uznać Hermesa, ..czyli znów po włosku Mercoledi – środa MERKURY
4) w Thursday znów zagłębiamy się po uszy w mitologii germańskiej , tym razem trafiając na Thora (Thor’s day), boga burzy i syna Odyna.
Gdzie jest również nordyckim odpowiednikiem Jowisza- Zeusa z mitologii grecko-rzymskiej. Thor (ze st. skand. Þórr - grom) – jeden z głównych bogów nordyckich z dynastii Azów, odpowiednik południowogermańskiego Donara. Bóg burzy i piorunów, bóg sił witalnych, bóg rolnictwa, jako sprowadzający deszcz odpowiedzialny za urodzaje, patronował także ognisku domowemu i małżeństwu. Syn Odyna i Jörd, małżonek Sif, po włosku Giovedi – czwartek JOWISZ
5) Friday pochodzi od Frigg, bogini miłości małżeńskiej, żony Odyna i matki Thora, w pierwotnej wersji friged? Śg – obecnie nieco skrócony, Frigg –jest boginią nordycką również z rodu Azów. Wg poematu Lokasenna córka starszego bóstwa Fjørgyn, wg innych źródeł olbrzymki Jord i Odyna, siostra lub macocha Thora, Friday po włosku Venerdi – piątek VENUS
6) Saturday dosłownie znaczy “dzień Saturna” i rzeczywiście chodzi tu o planetę, po włosku Sabato- Sabat. Wikański i neopogański sabat to jedno z ośmiu corocznych świąt celebrujących cykl zmian związanych z porami roku. Cztery z nich przypadają na przesilenia (solstycja) i równonoce (ekwinokcja), zaś kolejne cztery są znane jako "dni ćwierciowe" (ang. quarter days) lub "sabaty większe" i przypadają w połowie drogi między "sabatami mniejszymi" – Sabat – w nowożytnych wierzeniach ludowych legendarny nocny zlot czarownic i demonów na narady, ucztę i zabawy (często orgiastyczne ) wywodzi się on z Saturnalia - doroczne święto ku czci Saturna obchodzone w starożytnym Rzymie.
Saturnalia obchodzono przez kilka dni od 17 grudnia. Było to święto pojednania i równości. Zawieszano wówczas prowadzenie wszelkiej działalności gospodarczej, niewolnicy świętowali na równi z wolnymi. Saturnowi składano ofiary, a orszaki weselących się ludzi zmierzały przez całe miasto na uczty i zabawy. Ojców rodzin obdarzano podarkami - głównie woskowymi świecami i glinianymi figurkami (jako symbol ofiar z ludzi składanych Saturnowi we wcześniejszych czasach). po włosku Sabato -sobota SATURN
7) Ostatni dzień, Sunday, otrzymał swoją nazwę na cześć słońca – Sun, po włosku Domenica – niedziela SŁOŃCE
„W Egipcie ludzie spożywali ryby, lecz było to zabronione na królewskim stole faraona! Bez wątpienia faraonowie byli zaznajomieni z prawdziwą symboliką ryby. Niektórzy z nich pamiętali o „płazim” pochodzeniu ich boga Ozyrysa, który został zamordowany przez swojego wroga Seta.”

„Egipskie słowo „Abdju” (Abydos) posiada homofon, którego znaczenie to „ryba”. Owa święta ryba była nawigatorem słonecznej barki Râ. Jej funkcją było ostrzeganie pasażerów barki przed wrogami wysyłanymi przez Seta. Nietrudno utożsamić rybę z Abdju z Horusem lub nawet reinkarnowanym Ozyrysem; sumeryjskim odpowiednikiem Ozyrysa jest zaś Enki, którego symbolem była ryba.”
„Wiemy także, że ryba jednocześnie symbolizuje Syriusza, świętą gwiazdę Egipcjan i miejsce pochodzenia płazich Projektantów Życia. Przywodzi to na myśl wodne istoty zwane Nommo. Dogoni twierdzą, że Nommo odbudowali świat kilka razy i darowali ludzkości mowę i ziarna.”
„Dla Sumerów Nommo to słynni Abgal, którzy słuchają Enkiego. Sumeryjskie słowo „Abgal” można przetłumaczyć na akadyjski jako „Apkallû”, oznaczające mędrca i kapłana.”

Lecz wracając do Atuma, w wierzeniach, gdzie można znaleźć nawet jego podobieństwa do Jezusa, ale nie tylko:
Zaklęcie 1130 z Tekstów Piramid opowiada o tym, że gdy nastąpi koniec świata, jedynymi którzy przetrwają, będą to bogowie Atum i Ozyrys pod postacią węży, “ludzie ich nie poznają, a bogowie nie zobaczą ”. Atum – bóg stwórca, najstarszy z heliopolitańskiej Wielkiej Dziewiątki, którego imię znaczyło „Całkowity”, „Kompletny”. Był jednością z której wywodziła się wielość. Wedle Księgi Umarłych przeżyje on także koniec świata, będąc początkiem i końcem wszechrzeczy. Od czasów zredagowania Tekstów Piramid został zidentyfikowany z RE, stał się uosobieniem słońca zachodzącego.
Grecki Dionizos, był również synem dziewicy i tak jak Mithra i Jezus urodzeni byli 25 grudnia. Dionizos był podróżującym nauczycielem, który czynił cuda między innymi zamieniał wodę w wino. Nazywano go "Królem Królów", "Synem Bożym", "Alfą i Omegą" itd. ; a po śmierci, zmartwychwstał.
Według opisu Parksa: „Postać Dionizosa jest bardzo interesująca. Grecka mitologia mówi, że był dotknięty obłędem. Wędrował po świecie; jego historia pełna jest tajemniczych podróży. W ich trakcie dał ludzkości wiedzę o rolnictwie. Różne wizerunki przedstawiają Dionizosa jako cherubina wychodzącego ze swojej matki, lub opłakującego jej śmierć, tudzież rozpościerającego swoje skrzydła, aby zostawić jej szczątki”.

Mitra (sankr. Mitráḥ, awest. Miθrō ميترا) – w mitologii indyjskiej bóg wedyjski z grupy Aditjów, najczęściej wymieniany w tekstach wraz z Waruną. W kręgu cywilizacji perskiej z czasem urósł do roli jednego z ważniejszych bóstw zaratusztrianizmu. Główne bóstwo mitraizmu, znane jako Sol Invictus (Słońce Niezwyciężone), Kosmokratos (Władca Kosmosu), utożsamiane z Heliosem. Mimo to Mitra nie jest utożsamiany z Solem (Słońcem), pierwotnie nie był też bóstwem solarnym. Mitra, był również synem dziewicy, tak samo jak Dionizos i Jezus urodzony 25 grudnia; miał 12 uczniów, czynił cuda, a po swej śmierci został pochowany na 3 dni, a potem zmartwychwstał. Był też nazywany "Prawdą", "Światłem" i wiele innych.
Interesujące, że dniem świętym dla Mithry była niedziela, czyli właśnie dzień Słońca, tak więc schemat znów się powtarza. Lecz istnieje wielu innych „zbawicieli” z różnych historycznych okresów i wielu kultur, jak i religii świata, którzy pasują do tej samej charakterystyki.
Dalsze cytaty pochodzące od Parksa „W Nowym Testamencie Jezus mówi o sobie – „Jam Alfa i Omega, Pierwszy i Ostatni (…) korzeń i potomek Dawida, i jasna Gwiazda Poranna” (Apokalipsa, 22.13 i 16)”. Czyli związek z Jezusem poprzez dogmat śmierci Jezusa na krzyżu w piątek (dzień planety Wenus), co jest jeszcze bardziej symboliczne jeśli do całości schematu miałby pasować kolejny dogmat o zmartwychwstaniu po trzech dniach, czy jak głoszą niektórzy, chcąc zataić nieścisłość, na trzeci dzień. Według pewnych odłamów kościoła Zielonoświątkowców, aby pasował cały rachunek np. Jezus miał być ukrzyżowany nie w piątek, ale w środę?
„W Apokalipsie 22, Jezus mówi o sobie, iż jest „tym, który przybywa”. Jako Alfa i Omega, jest pierwszym i ostatnim. Jest królem, źródłem, Wiecznie Namaszczonym. Jego rola jako Mesjasza jest jasno określona”.

Tak więc nic dziwnego, że Atum łączący i spójny z innymi bóstwami innych kultur i religii, odgrywał tak ogromną rolę zarówno w wierzeniach w życie pozagrobowe już w okresie Starego Państwa – jeden z paragrafów Tekstów Piramid stwierdza, że ATUM- -RE nie oddał zmarłego króla OZYRYSOWI.
W czasach późniejszych solarną koncepcję tego bóstwa kwestionowały konkurencyjne wierzenia, chcąc tym mianem - Boga Słońca - mianować swego kandydata.
Tak czy inaczej, jeszcze w Okresie Późnym, Atum miał własną świątynię w Heliopolis. W świątyniach z czasów Nowego Państwa w przedstawieniach Boskich Narodzin Króla wizerunek Atuma jest umieszczany w Radzie Bogów. Ukazywany jest także pod drzewem Iszad, na którym bogini SESZAT i THOT zapisywali na liściach wydarzenia historyczne. Wzmianka o zrabowaniu brody Atuma w dniu buntu, występująca w Tekstach Sarkofagów, wiąże się z mitycznym królestwem Atuma. W sztuce występuje jako mężczyzna w podwójnej koronie Egiptu na głowie, czasem jednak przedstawiano go w postaci węża, skarabeusza, małpy lub ichneumona.
Dziś już wiemy, iż religia Chrześcijańska jest w jakimś sensie kopią kultu Solarnego, gdzie niejako postawiono osobę Chrystusa w miejsce innych Bogów Słońca, jako swego rodzaju kontynuacja powtarzających się co pewne okresy historii świata schematów i religijnego symbolizmu . Jezus zaś jest jednym z kolejnych ważnych składowych tej całej niekończącej się opowieści i śmiem sądzić, że powróci również jako kolejne Bóstwo Solarne.

Użytkownik Erik edytował ten post 05.02.2011 - 16:38

  • 2



#2 Gość_mag1-21

Gość_mag1-21.
  • Tematów: 0

Napisano

Pozwole sobie dolozyc co nie co do Twojego "siodmego nieba", ktore to odkrylam przez przypadek rozwiazujac zagadke szachownicy masonskiej. W zapisie cyfrowym, bedzie wygladalo tak jak (post 289) tutaj
Gdzie bardzo wyraznie widac Twoje siodme niebo jako linia ciagla samych siodemek. Czym to jest? Wedlug mnie sa to poziomy gestosci materii od 1 do 7. kwadrat zbudowany z dwoch trojkatow, jeden o wartosciach rosnacych(gestosc rzednaca), drugi trojkat o wartosciach malejacych( faza skupiania materii az do jednego punktu, punktu wyjscia i rozpoczecia ponownego procesu) Siodme Niebo bedzie tym poziomem, gdzie nastepuje zjednoczenia ciala, ducha i umyslu. Materia jest rowna gestoscia swiadomosci. Sa jednym...
Pozdrawiam

Użytkownik mag1-21 edytował ten post 07.02.2011 - 14:48

  • 2

#3

Erik.
  • Postów: 927
  • Tematów: 106
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Mag21, witaj, piszesz o „szachownicy masońskiej”, która bardziej moim zdaniem symbolizuje drogę profana czasem, jak słusznie zauważasz, mogącego być przedstawieniem Tarotowego „Głupca” z zerowej karty przedstawiającego nas wszystkich na trudnej drodze poznania i „oświecenia”.
Jak mi się wydaje, w swej drodze jako druga tarotowa karta MAG, nie widzisz dwoistości tej postaci, która w swej naturze na poły jest wtajemniczonym Magiem i Czarnoksiężnikiem , jest Hermesem Trismegistosem pokazującym Głupcowi, a zarazem sobie, jeszcze nie drogę, ale dopiero kierunek drogi „poznania”, gdzie Głupiec infantylnie czuje świat i pragnie go posiąść. Mag jednak go rozumie i choć Mag jawi się Głupcowi jako autorytet wiedzy i władzy, swojego rodzaju alfą i omegą, sam mag o sobie ma inne zdanie, gdyż wie, że dobrze być beztroskim infantylnym głupcem. Mag nawet niejednokrotnie zazdrości niewiedzy Głupca, gdyż zdaje sobie sprawę, że przeszedł tajemniczą granicę między istnieniem i poznaniem. Mag musi być świadomy tego, iż nie istnieje dobro bez zła i jasność bez ciemności, w przeciwieństwie do Głupca, któremu wydaje się, że można kochać bez nienawiści. Dlatego też Mag często bywając na swej własnej granicy przeistaczania się w Demona, jest za razem Doktorem Jekyllem i Panem Hyde. Tak długo jak Mag w swej wewnętrznej walce z samym sobą zagłusza racje serca racjami rozumu, ma szansę poznania „Boga” jako esencji wszystkiego, jednak gdy serce zwycięży jego rozum w najlepszym stanie swego istnienia cofnie się do stanu bycia Głupcem, mogąc jedynie poznać „Boską” esencję w sobie samym, a obnosząc się z tym jako z dobrą nowiną, stać się ambasadorem swej własnej religii lub przyłączając się do sobie podobnych, wielbić swą utopię piękna i miłości. Dlatego właśnie Mag żałuje, że stał się magiem, gdyż jeśli cofnie się będzie musiał zabić w sobie rozum, będzie musiał upijając się religijnością odurzyć swą inteligencję, lecz idąc dalej w stronę poznania, aby nie przeistoczyć się w zgorzkniałego czarnoksiężnika, musi nauczyć się kochać wszystkich rozumem a nie sercem. Jest to na tym etapie jedyna jego szansa, aby na zawsze nie uwięzić siebie w magicznym kręgu węża pożerającego swój własny ogon.
Siódme Niebo, jest idealnym miejscem wiecznej szczęśliwości, gdzie istnieje jedynie żeńska energia Devi. Wszyscy, którzy w swej wędrówce udoskonalania samego siebie dotarli tam, zmieniają automatycznie swą płeć, gdyż według tej koncepcji, to miejsce to niebo kobiet. W samym założeniu jest to w jakiś sposób przerażające, niejako łącząc Nirwanę z Hadesem, a jeśli tak miałoby być, zapewne nie jest to kulminacja drogi?
64 pól Nassima jest to zarówno kabalistyczne „Drzewo Życia” czterech światów, jest to mapa i drogowskaz emanacji i iluminacji poznania, jest to geometryczne przedstawienie przeistaczania się wszystkiego w takie samo wszystko wiecznego i pogoni poznawania siebie poprzez pryzmat „Boskości”.
Illuminati, Loża masońska, czy jakakolwiek wiedza, religia i filozofia jest lub może być, tą samą drogą poznania, w myśl zasady „Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu”. Jeśli ktoś postrzega świt, musi mieć na względzie noc, z której on się wywodzi! I choć ucieczka przed jednym automatycznie wtłacza nas do opozycyjnego obrazu rzeczywistości, ważnym jest uświadomienie sobie, że jest to jedynie lustrzane odbicie samego siebie, gdzie sztuką jest pozostanie sobą w gabinecie krzywych zwierciadeł otaczających nas rzeczywistości.
Piszesz o istnieniu ósmego poziomu, o którym nic nie wiadomo. W mitologii nordyckiej istniało dziewięć światów, związanych ze strukturą Kabalistycznego Drzewa Życia, są to równocześnie runy, które symbolizują dziewięć Światów runicznego Wszechświata, przez które przechodzi drzewo Yggdrasill. W mitologii nordyckiej tych dziewięć światów łączy Yggdrasil. Są nimi: Asgard, Alfheim, Vanaheim, Niflheim, Midgard, Muspelheim, Jotunheim, Svartalfheim i Hel. W niektórych źródłach można spotkać trochę inne nazwy: Asgard, Alfheim, Vanaheim, Niflheim, Midgard, Muspelheim, Jotunheim, Svartalfheim i Nidavellir. Tak więc znów można powiedzieć o wybranych światach czy „niebach”.
„Asghard , Asgard i Vanaheim..zamieszkały przez dwa boskie rody Asów i Wanow....
Midgard...zamieszkały przez ludzi...
Jotunheim, Utgard...siedziba olbrzymów...
Alfheim, Ljosalheim...kraina elfów....
Svartalfheim..ojczyzna krasnoludów i elfów ciemnych....
Muspellheim...kraina ognia...i ognistych gigantów
Niflheim...kraina lodu...
Helhaim...kraina umarłych...”

„Współcześni runolodzy analizują ten schemat jako symbol różnych poziomów ludzkiej osobowości:

Nadświadomość :
Asgard - "Wyższe Ja", sfera światłych pobudek
Wanaheim - wyższa mentalność, sfera pozytywnych refleksji
Alfaheim - wyższy astral, sfera konstruktywnych emocji

Świadomość:
Midgard - osobowość, ego, samoświadomość
Utgard - niższe ja, sfera ciemnych pobudek

Podświadomość:
Swartalfaheim - niższy astral, sfera niszczących emocji
Hel - niższa mentalność, sfera negatywnych refleksji

Muspellheim i Niflheim - symbolizują kanały łączące człowieka z kosmosem

Legenda głosi, że Midgard, Utgard i Wanheim to trzy światy na Ziemi, gdzie żyją odpowiednio: ludzie, olbrzymy, i Wanowie. Asgard, Muspellheim i Alfaihem to trzy wyższe, niewidzilane światy, gdzie przebywają Asowie. Pozostałe światy: Swartalfaheim, Niflheim i Hel były uznawane za dolne i nazywane królestwem Elfów ciemności, królestwem chłodu, gdzie żyją lodowe olbrzymy, którlestwem umarłych, rządzone przez królową- olbrzymkę Hel.
Świat ten, opiera się na świętym drzewie Yggdrasil (Igdrasil). To ogromne drzewo - cis, lub jak mówią inne źródła - jesion - będące osią i centrum świata, samo w sobie symbolizuje wszechświat. W jego gałęziach żyją przedziwne stworzenia: koza Heidrun, dająca zamiast mleka miód, który jest pożywieniem bogów, jeleń Eikthyrnir, z którego poroża tryskają strużki wody, zasilające wszystkie rzeki świata, orzeł i wiewiórka krążąca nieustannie pomiędzy nim a wierzchołkiem drzewa oraz Nidhogg - żmija-smok, dokuczliwy gryzoń, niszczący korzenie Ygdrasila. Ten wyniosły cis, wypełniający cały świat, dający schronienie zmarłym i bogom, ma cztery korzenie. Pierwszy, podgryzany ciągle przez żmiję-smoka odnawia się dzięki swym niewyczerpanym cudownym sokom. Drugi korzeń, ciągnie się w stronę mgieł dalekiej północy i gubi w Jotundheimie, krainie olbrzymów. Trzeci sięga aż do królestwa Mimira, pierwszego człowieka, który po śmierci panował w tym mrocznym świecie. na czwartym korzeniu siedziały Norny - obecne przy narodzinach i śmierci każdego człowieka, lecz nie mające wpływu, na jego wolną wolę. Spod każdego z trzech pierwszych korzeni wypływa źródło.”
http://runy.zdrowa-d..._runicznych.htm
TAROT- czyli: tar - droga, ścieżka, i ros - król, królewski. królewska droga poznania, medytacji i magii
„Imion” Tarota jest też siedem, lecz dwa są utajone. Nie wiem czy wiesz, że „wtajemniczeni” nie używają słowa TAROT lecz TARO, druga litera „T” symbolizuje tak zwaną „Piątą esencję”, czyli końcowe wielkie wtajemniczenie. Kolejnymi imionami Tarota są podstawowe : TORA, TARO, ATOR, ROTA, ORAT, i dalsze dwa tajemne.
Mój stary wiersz, „KOŁO FORTUNY”

W czas odległy, gdyś urodzić się zamarzył
I wiedziałeś po co życia musisz zaznać mąk,
Gdyś bilans swych uczynków na szalach rozważył,
Aby w zodiaku aspekty raz jeszcze wpaść krąg
Wraz z bliźnimi duszami, scenariusz ten realizować.
Gdy kuzyn żoną, a brat matką może się stać.
By gorycz na przemian ze słodyczą kosztować,
Co też lekcje życia, może prawdziwą ci dać.
Kiedy zaś pragnienie w trwania koło wkroczy,
Ty też dojrzewał będziesz i wzwyż się wzbijał
Niby w czar wróżów i pytii sen proroczy,
Lub czezł i gasł, w godzinach klepsydry mijał.
Bez obaw i trwogi przemierzaj życia krużganki.
Jak po gry polach z uśmiechem przesuwaj pion.
Nie skąp uczucia patrząc w oczy kochanki.
Bez strachu i żalu też, bliski powitaj zgon.
Zasady przestrzegaj, wolnej woli poddany.
Koniem, wieżą, lub królem możesz tym razem być,
Gdyś na szachownicy życia figurą, sprzedany,
Po to teraz kir mroku musi byłe twe losy skryć.
Tę wieczną karuzelę, co nigdy nie mija,
Niezmiennie z praformy Boga doskonali.
Ani nie zmieni tego czas i moc niczyja.
Bo ON jest nami, cząstką jego my mali.
Na cóż tobie więc żale, smutki czy upiorne trwogi,
Skąd też myśli czarne o grzechu i karze,
Szloch, żeś jest chory, brzydki lub zbyt wciąż ubogi,
Jakbyś nie życie, a śmierć otrzymał w darze.
Bo nie ma złego losu ani przeznaczenia,
Gdyś sam sobie tak zechciał i ustalił wszystko,
Kiedy niepamięć nowego chęcią nauczenia.
Nie bez powodu oczy masz takie, czy nazwisko,
Co symbolu, liczby czy słowa anagramem.
Gdyś w Hadesie z Late rzeki, napił się wody.
Wspomnienie przeszłe co wraca czasem nad ranem.
Póki na byłego życia widzenie nie dostaniesz zgody.
Więc ze śmierci igrając, jak pierrota łez pustych,
A grę widząc tylko w swego czasie życia,
Niby stara krów wizja, chudych albo tłustych,
Kochać, żyć będziesz na zabój, i do zabicia.
Siódmej Hathor radosnej zaufaj bogini,
Co swe wyrocznie w towarzystwie głosi praboga,
Boś podobny Atumowi co z Benben wysiadł skrzyni.
I nic cię zabić nie zdoła, żadna nie zniszczy pożoga.
Nawet gdy Mlecznej drogi, tajemna struga cię spowije,
Gdy będziesz Czarnej dziury, otchłani energii, istotą upitą,
Która jak na suficie w Denderze znów nowe światy powije.
Era nowa co w pożodze zastąpi z zodiaku koła erę zużytą.
Ufniej więc w nieznanego przygody się oddaj,
Bo co czujesz i pragniesz nigdy nie jest złe.
Jak rzeki zgubnej prądowi bez trwogi poddaj,
Nie” powinienem” i” muszę”, ale mówiąc „chcę”.
A też ciesząc się tak każdą sekundą życia,
O co chodzi i do czego zmierzasz się dowiesz.
Skutku przyczyna sekret wyjmie z ukrycia.
Wówczas, że źle na świecie już nigdy nie powiesz. „PIRAEUS”

UPADŁY ANIOŁ

Jako niewinne dziecię wiedziałeś jeszcze wszystko- i taki mogłeś pozostać.
Mimo że trudami przygody, wiedzą i bogactwem- świat mamił twą postać.
Ale ty czystym łabędzioskrzydłym aniołem- jeszcze wówczas będąc.
Zapragnąłeś poznać- bezwiednie nocami swą nić Ariadny przędąc.
Później jej kłębek- niby kostur pielgrzyma w rękę sobie wręczając.
Tak siebie za Graalem na nową krucjato- pielgrzymkę teraz wysyłając.
Odkrycia pewności siebie, wiary, wiedzy, rozwagi- nadzieją spowity.
Znów kolejny, zniszczony trudami drogi- zmieniasz but zużyty.
Swego szczęścia od nowa szukając- za każdym milowym kamieniem.
Jak w domu z rodziną świętowałeś- wspominasz z utęsknieniem.
Że zawrócić nie chcesz zapiszesz- w swym podróży zeszycie.
W snach jedynie- o chwalebnym powrocie, przemyślując skrycie.
W coraz większą gęstwinę wciąż zaszywając się- sobie nieznaną.
Niczym w upiorną boru zaklętą pustelnię- dawno zapomnianą.
A nici twej przewodniej w labiryntu meandrach- zgubiłeś końcówkę.
I jak Tezeusz, tylko potwora przed sobą masz- mroczną kryjówkę.
Jeśli zabić go w sobie zdołasz- by tak odrodzonym ku słońcu powrócić.
Niemalże wszystko co wcześniej znałeś- musiał będziesz porzucić.
Lub gdy wiary i wiedzy dość masz- aby udać się inną drogą.
Mądrości szlakiem, który twego świata- nie musi być pożogą.
Miast ascezy, radością życia- zabawy weselem się kierując wszędzie.
Wówczas też stwórczą harmonią zapanuje- i trwać w nieskończoność będzie.
Abyś się nie stał Ikarem- co jak meteor z nieba się na ziemię zwala.
Ale zanim rozpocząłeś wędrówkę- wznieś się na skrzydłach Dedala.
Ku gwieździe północnej, do poznania- jak on poszybuj przed siebie.
A nie będziesz na Ziemi tułaczem- lecz znajdziesz się już w Niebie.
W materializmu szafie inkarnacji strój pozostaw wygodny.
Stając się tak w nagości duszy Boskim istotom podobny.
Gdy później Mlecznej drogi szlakiem poszybujesz cwałem.
Przed nową erą czarnej dziury ciasnym przemykając kanałem.
Gdy wiesz jak- nawet bez wychodzenia z domu- możesz to uczynić.
I o to że życie przegrałeś- nigdy już nikogo nie będziesz musiał winić.

„PIRAEUS”

POZDRAWIAM ERYK-IREK
  • 1



#4 Gość_mag1-21

Gość_mag1-21.
  • Tematów: 0

Napisano

Moze odpowiem na to:

Siódme Niebo, jest idealnym miejscem wiecznej szczęśliwości, gdzie istnieje jedynie żeńska energia Devi. Wszyscy, którzy w swej wędrówce udoskonalania samego siebie dotarli tam, zmieniają automatycznie swą płeć, gdyż według tej koncepcji, to miejsce to niebo kobiet. W samym założeniu jest to w jakiś sposób przerażające, niejako łącząc Nirwanę z Hadesem, a jeśli tak miałoby być, zapewne nie jest to kulminacja drogi?


MIT O STWORZENIU (IRLANDIA)

W Ciemności przed Stworzeniem,
w Sobie Samej i z Samą Sobą
przebywała Bogini,
Ta, Której Imię jest Niewypowiedziane.
Spojrzawszy w Czarne Zwierciadło przestrzeni,
w świetle swojego blasku zobaczyła Swoje odbicie
i zakochała się w Nim.
Napełniła Je swoją mocą i zjednoczyła się ze sobą.
Nadała Jej imię - Miria, "Cudowna".
Wybuch rozkoszy stał się Pieśnią - o tym, co jest, było i będzie.
Dźwięki stworzyły fale, które wdarły się w pustkę i stworzyły sfery i kręgi Światów.
A wtedy Bogini, napełniona miłością, narodziła deszcz jasnych dusz,
które zasiedliły świat.
Wybuch odrzucił Mirię,
a ona sama zaczęła się zmieniać.
Najpierw stała się błękitnym Bogiem - śmiejącym się bóstwem Miłości.
Potem przemieniła się w zielonego Boga - władcy wszystkiego, co wyrasta z ziemi.
Na koniec stała się Rogatym Bogiem, Myśliwym - jasnym, jak samo Słońce, i ciemnym, jak sama Śmierć.
Ale wciąż pragnienie przyciąga go z powrotem ku Bogini,
i wiecznie On do niej zmierza.
Z miłości wszystko powstało,
ku miłości wszystko dąży.
Miłość to Prawo, to Mądrość, to klucz do wszystkich Tajemnic.

Wsrod opowiesci o Celtach i Druidach, znalazlam opowiesc o krainie wiecznej szczesliwosci a to jakby siodme niebo...
"O Zaświatach tak opowiada irlandzka mityczna czarodziejka Niamh o Złotych Włosach: "To najrozkoszniejszy kraj pod słońcem: drzewa uginają się pod ciężarem owoców, kwiatów i listowia. Miodu i wina jest tam w bród; upływ czasu nie przyniesie ci żadnej szkody; nie ujrzysz śmierci ani ubytku. Będziesz ucztował, bawił się i pił; słuchać będziesz słodkich dźwięków muzyki; będziesz miał złoto, srebro i wiele klejnotów. Będziesz miał wszystko o czym mówiłam i więcej darów, których wymienić nie sposób.(..)
(Wielebny J.A. MacCulloch, Religia starożytnych Celtów, 1911)
  • 0

#5

Erik.
  • Postów: 927
  • Tematów: 106
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Witaj Mag. Bardzo ładne napisałaś, jeszcze nie znałem tego mitu. Rzeczywiście, miłość może być kluczem do wszystkich tajemnic, tak jak wszystko inne również. Do tworzenia i rozumienia potrzebne jest ogólne spojrzenie na całokształt.
Horus, syn Ozyrysa i Izydy był nazywany Horusem, czyli tym, który włada za pomocą swych oczu. Jego prawe oko było białe i reprezentowało słońce, jego lewe było czarne i reprezentowało księżyc. Zgodnie z mitem Horus stracił lewe oko podczas walki ze złym bratem jego ojca Setem, który zabił go wcześniej. Set wyrwał mu oko, ale mimo wszystko przegrał tę walkę. Oko zostało odzyskane, a raczej zastąpione poprzez magię Thotha, „Maga” boga piśmiennictwa, magii i księżyca. Horus sprezentował to oko Ozyrysowi-Horusowi, który doświadczył rezurekcji i powrócił z Krainy Umarłych, otwierając niejako jego trzecie oko postrzegania prawdy, „Prawdziwej” szarości świata i zarazem jego trójwymiarowości widzianej w okularach nieba i piekła.
Być w piekle i z niego powrócić, dla ludzi oznaczać to może, zastąpienie w sobie słabości, syntezą.
Tego nie osiągnie człowiek, który nie umarł i znów nie zaistniał w łonie swej matki. Jest to Horus rodzący się z Izydy i swego martwego Ojca, w myśl kabalistycznego stwierdzenia: „Bóg tylko wybiera wybranych”.
Trzecią kartą Tarota jest przecież Kapłanka, w prawidłowym położeniu to ona oznacza sobą wtajemniczenie, intuicję i przyjaźń (POMYŚL KIM JESZCZE, A KIM JUŻ JESTEŚ)
MUNDUS VULT DECIPI, ERGO DECIPIATUR. POZDRAWIAM ERIK.
  • 2



#6

Erik.
  • Postów: 927
  • Tematów: 106
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

24
BOGINI PIĘKNOŚCI
O Afrodyto, nieśmiertelna pani, Zwodnicza córko Zeusa, co na tronie Siedzisz kunsztownym, nie gnęb mego serca Troskami, błagam. SAFONA. Hymn do Afrodyty
Jej imieniem było: „ Ta zrodzona z piany”, lekko unosząc się na falach, płynąc w różowej muszli po szmaragdowej toni wśród igraszek wesołych delfinów i krążącymi nad jej głową białymi gołębiami, które tak jak wszystkie stworzenia cieszyły się jej powstaniem.
Nazywano ją również „Anadyomene- „wychodząca z wód”.
Afrodyta (gr. Ἀφροδίτη Aphrodite) – w mitologii greckiej bogini miłości, piękna, kwiatów, pożądania i płodności. Najbardziej urodziwa z bogiń antycznych mitów.
W mitologii rzymskiej odpowiedniczką Afrodyty była Wenus.
Kwestia jej pochodzenia jest różnie przedstawiana w mitach. Według jednego z nich Afrodyta nie miała rodziców i pewnego dnia wyłoniła się z piany morskiej w pobliżu Cypru. Nieco inaczej przedstawiał to Hezjod, który w Teogonii pisał, że kiedy odcięte sierpem genitalia Uranosa (pokonanego przez Kronosa, gdy roztaczał się nad Gają jak niebo nad ziemią) wpadły do morza w pobliżu Cypru, woda otoczyła je białą pianą, z której następnie wyłoniła się przepiękna Afrodyta. Pływała po morzu w muszli, zatrzymując się u brzegów Kytery, a potem Cypru. Druga z tych wysp stała się jej ulubionym miejscem. Na jej brzegu oczekiwały już na nią Charyty (Eufrosyne, Aglaja i Talia), które odtąd zawsze towarzyszyły jej i służyły. Cypr stał się głównym miejscem kultu bogini. Natomiast w innych mitach opisywana jest jako córka Uranosa i Hemery, zwaną Uranią. Według Homera była córką Zeusa i Diony.
Lecz znając dziś oblicze przypisanej jej planety aż trudno uwierzyć, że nie tylko Grecy czy Rzymianie obdarzali ją atrybutami piękności, ale nawet Majowie czcili ją jako drugą po Słońcu, Anglosasi czcili ją pod imieniem Friga, Freja albo Frija, czego echem jest nazwa przypisanego jej dnia (piątku), które brzmi podobnie zarówno w niemieckim (Freitag), jak i o czym wcześniej wspominałem - w angielskim (Friday). W Chinach zwano ją: Tai-pe czyli „Biała Piękność”, a w Babilonii „Nin- dar-anna” i jako widomy obraz bogini Isztar znaczyła tyle co „Pani Niebios”. U Greków posiadała jeszcze inne nazwy i tak jedną z nich była: Hesperos, czyli „Gwiazda Wieczorna” oraz „Phosphoros”, co znaczy „Niosąca Światło”. Egipcjanie też rozróżniali ją dwoma nazwami, kiedy to o poranku nazywano ją „Tioumoutiri”, zaś wieczorem „Quaiti”.
„Wenus – druga według oddalenia od Słońca planeta Układu Słonecznego, jest trzecim pod względem jasności ciałem niebieskim widocznym na niebie, po Słońcu i Księżycu. Jej obserwowana wielkość gwiazdowa sięga 4, 6m i jest wystarczająca, aby światło odbite od Wenus powodowało powstawanie cieni. Ponieważ Wenus jest bliżej Słońca niż Ziemia, zawsze jest widoczna w niewielkiej odległości od niego; jej maksymalna elongacja to 47,8°. Ponieważ na nocnym niebie jest widoczna tylko przez pewien czas (ok. 3 godziny) przed wschodem Słońca lub (ok. 3 godziny) po zachodzie Słońca, nazywana jest także Gwiazdą Poranną (Jutrzenką) lub Gwiazdą Wieczorną” (to mówi Wikipedia)
„Jest pokryta nieprzezroczystą warstwą dobrze odbijających światło chmur kwasu siarkowego, które nie pozwalają na obserwację jej powierzchni z kosmosu w świetle widzialnym. Ma najgęstszą atmosferę ze wszystkich planet skalistych w Układzie Słonecznym, składającą się głównie z dwutlenku węgla. Na Wenus nie ma obiegu węgla, który powodowałby wiązanie węgla w skałach. Nie stwierdzono na niej również żadnych śladów organizmów żywych, które by go wiązały w biomasie. Istnieją przypuszczenia, że w przeszłości na Wenus były oceany, tak jak na Ziemi, ale odparowały one, gdy temperatura powierzchni wzrosła. Obecny krajobraz Wenus jest suchy i pustynny, tworzony przez pokryte pyłem skały. Woda w jej atmosferze najprawdopodobniej dysocjowała, a ze względu na brak pola magnetycznego, wodór został wywiany w przestrzeń międzyplanetarną przez wiatr słoneczny. Ciśnienie atmosferyczne na powierzchni planety jest ok. 92 razy większe niż na Ziemi”
Chwileczkę, czy to nie jest jakaś pomyłka, że ktoś tę nieprzyjazną Planetę obdarzył tymi wszystkimi atrybutami piękna i miłości, czyż obecnie poznając jej wątpliwe wdzięki nie powinniśmy wystąpić z propozycją zmiany jej imienia, powiedzmy na imię hinduskiej bogini Kali? Ja myślę, że nawet może nie będzie to potrzebne, gdy na przykład okaże się, że Kali i Wenus może być jedną i tą samą boską osobą.
Liczne hinduskie teksty religijne, w tym dwa sławne eposy – Mahabharata i Ramajana, opisują dziwnie kosmicznie brzmiące historie, jak na przykład ta o ubijaniu pierwotnego Oceanu Mleka przez Asurów i Bogów, oraz o wydobyciu się z niego przeróżnych archetypicznych bytów. Jednym z nich była bogini Lakszmi, małżonka drugiego z Bogów Trimurti – Wisznu, opiekuna światów. W dalszej części tego mitu ona to, podobnie jak o tym głosiła pierwotna wersja greckiego mitu o puszce Pandory, też przyniosła światu pomyślność, szczęście i wiosnę. Jednakże z ubitej oceanicznej śmietany wypłynęło coś jeszcze. Była to potworna trucizna, grożąca wszystkiemu zagładą. Jak mówi wiele indyjskich mitów, Sziwa uratował świat połykając ją i zatrzymując w swoim gardle. Wielu czcicieli Bogini Matki opisuje jednak dalszy ciąg tej historii, mówiący o tym, że Sziwa nie zdołał zatrzymać tej trucizny i wypluł ją, ta natomiast uformowała się w Boginię Kali i zaczęła iść przed siebie niszcząc wszystko i wszystkich. Mahadeva (czyli, „ Wielki Czas i Wielki Bóg”) musiał więc powstrzymać ją. Położył się zatem na ziemi, zaś jego boski lingam wyciągnął się w erekcji. Groźna Bogini zatrzymała się nad nim i weszła w stosunek miłosny ze swoim boskim towarzyszem.
Tak o tym pisze Parks „KA-LI, „migotliwe świadectwo” po sumeryjsku, gorączkowo tańczyła na niebie, podekscytowana spustoszeniami jakie spowodowała. Wystawiając na niebezpieczeństwo równowagę Ziemi i ludzkości, Shiva kładzie się u jej stóp, aby zatrzymać jej niszczycielski taniec. Te piekielne zniszczenia, o których mówią indyjskie teksty, odnaleźć można w sumeryjskim słowie „MU7”, które zapisywane jest również jako „KA-LI” i oznacza „wołać” i „miotać”.
W innym miejscu są inne wzmianki o Kali (do najstarszych tekstów należą tu Agni Purana i Garuda Purana. a w Linga Puranie), Sziwa prosi swoją małżonkę Parwati o zniszczenie demona Daruki. Bogini wchodzi w ciało męża i po chwili pojawia się na polu bitwy jako Kali i wraz z wojskiem mięsożernych bestii pishakas pokonuje demona i jego armię. Następnie ciemna, z czterema ramionami i girlandą z czaszek tańczy na polu bitwy lasyę, swój taniec zniszczenia i kreacji.
Również w Vamana Puranie, gdy Sziwa nazywa swoją małżonkę Parwati śniadą, ta wpada w gniew i przydaje swojemu obliczu barwę złota, typową w jej ikonografii. W ten sposób staje się Gauri, piękną. Jednakże czerń opuszcza jej ciało i staje się pełną grozy królową Kausiki, która tworzy Kali.
W tej fabule czerń ciała bogini jest bowiem uważana przez jej wyznawców za symbol brahmana, pełni i pustki zarazem, niemożliwego do nazwania arche. Podobną symbolikę czerni odnajdziemy również w nieosobowych kultach Kriszny. Lecz można odnaleźć tutaj również podobieństwa do Lilith – w folklorze żydowskim upiorzyca, uważana za pierwszą żonę biblijnego Adama, wywodząca się najprawdopodobniej z tradycji mezopotamskiej.
Istnieje wiele odmian mitu o Lilith: Hieronim łączył ją z grecką Lamią – libijską królową związaną z Zeusem. Gdy Zeus porzucił Lamię, Hera porwała jej dzieci, co z kolei było powodem porywania obcych dzieci przez Lamię. Jej pierwotne akadyjskie imię brzmiało "Lilitu", a tłumaczenie z hebrajskiego, "לילית" brzmi "Lilith", "Lillith" lub "Lilit". W astrologii jej atrybutem jest Czarny Księżyc, który wskazuje w horoskopie między innymi na rozmaite lęki oraz na pierwotną naturę, która została odrzucona, a przez to rządzi się własnymi prawami.
Przez wiele setek lat astrologowie poszukiwali tajemniczego obiektu, który określa się mianem Czarnego Księżyca - Lilith. Na przestrzeni wieków stawiano różne hipotezy, które miały tłumaczyć zasadność istnienia drugiego, niewidzialnego satelity Ziemi, kojarzonego zawsze ze złymi energiami, czarnymi mocami i diabelską siłą. Podejrzewano też, że Lilith jest astralną planetą niewidoczną dla ludzkiego oka
W astrologii wyróżnia się zwykle kilka obiektów określanych jako Lilith,. Pierwszy z tych obiektów to planetoida krążąca pomiędzy orbitami Marsa i Jowisza, która została odkryta dnia 11 lutego 1927 roku w Algierze. Ona to właśnie otrzymała imię Lilith i numer katalogowy 1181. Cykl obiegu tego ciała niebieskiego wokół Słońca wynosi około 4 lata. Kolejnym obiektem nazywanym jako Lilith to ciemny Księżyc, hipotetyczny satelita Ziemi; tajemniczy drugi satelita Ziemi. Według pewnych hipotez obiekt ten ma znajdować się trzy razy dalej niż Księżyc i często, aby nie mylić go z Czarnym Księżycem, nazywa się go po prostu Ciemnym Księżycem.
Czasem astrologowie uważają, że Czarny Księżyc Lilith to drugi, pusty punkt ogniskowy orbity Księżyca. Amerykańska astrolog Kelly Hunter twierdzi jednak , że istnieje również czwarta Lilith. Byłaby nią gwiazda stała Algol (26o Byka). Według tradycji astrologicznej jest to jedna z najbardziej złowróżbnych gwiazd, często określano ją mianem Demona Zła, a jej symbolem była Głowa Meduzy. Podobno Hebrajczycy nazywali ją właśnie Lilith!
Wspomniany w mej poprzedniej części Anton Parks, „szuka wspólnych cech pomiędzy Agni i biblijnym Lucyferem (Wenus), łacińską nazwą oznaczającą „niosącego światło”. W greckiej wersji Biblii Lucyfer zwany jest „Phosphorus”, co również oznacza „niosącego światło”. Kościół chrześcijański od fragmentu Księgi Izajasza („Jak upadłeś z nieba, Gwiazdo Poranna?”) błędnie wiąże Lucyfera z Szatanem.
W kabalistyce i magii istnieją zalecenia, gdzie niezwykle istotną rolę odgrywała „Fulvea Stella”, czerwona gwiazda - planeta Wenus, będąca gwiazdą poranną i wieczorną, anonsującą na przemian noc i dzień, zyskując miano Lucyfera, „nosiciela Światła” , symbolem wszelkiej inicjacji, wszelkiego przejścia z mroków do oświecenia.
„Musisz stworzyć Wodę z Ziemi, i Ziemię z Powietrza, i Powietrze z Ognia, i Ogień z Ziemi.
Czarne Morze. Czarny Księżyc. Czarne Słońce.”
Oto kilka cytatów z prac Antona Parksa, gdzie jednak moim zdaniem może zbyt pochopnie porównuje on „Czarne Słońce” z Planetą Wenus:
„Czarne Słońce – emblemat Nazistów
Dobrze znanym jest fakt, że motyw „czarnego słońca” był istotny dla Nazistów. Napisano na ten temat wiele książek…
Ich przekonanie, że symbol ten związany jest z odnową życia, wywodzi się z Egiptu; często odnajdywano go w starożytnych tekstach pogrzebowych. Lecz dla Egipcjan dusza była wspomagana w procesie śmierci, wznosząc się do nieba, podczas gdy Naziści dążyli do śmierci, aby odnowić swoją potworną ideologię. To jeden z przykładów starożytnego i szlachetnego symbolu, przekształconego przez „siły ciemności”
„Kali jest jednocześnie boginią zniszczenia i kreacji. Jest najczęściej przedstawiana jako przerażająca kobieta, ubrana na czarno, o świecących i przekrwionych oczach. Można nawet powiedzieć, że jest czarną gwiazdą! Posiada cztery ramiona i tańczy na szkielecie. Ciało, na którym tańczy, symbolizuje zniszczony wszechświat. Inni sądzą, że owo ciało symbolizuje śmierć, którą zostawia na swojej drodze. Bardziej współczesne interpretację utożsamiają ciało z Shivą. Ponadto Kali wyskoczyła z czoła bogini zwycięstwa Durgi.”
Mimo, że jest to symbolizm nawiązujący do ruchów Masonistycznych, Okultyzmu, Kabały, Alchemii czy Tarota i tak jak to przedstawiłem astrologii, w stosunku do Wenus to mistyczne ciało niebieskie może mieć bardziej jej stwórcze lub opozycyjne znaczenie, co oczywiście nie znaczy, że pośrednio te dwie rzeczy nie są ze sobą związane.
Kolejne porównanie Parksa, w bardzo ciekawy sposób wiąże zaistnienie Wenus z Jowiszem (Zeusem):
„Indyjskie kroniki mówią, że Brahma, „ogromna istota”, posiadał cztery głowy umieszczone w głównych miejscach. Wiedząc, że bóg uważany jest za stwórcę wszystkiego, możemy go porównać do Jowisza (Zeusa) ze śródziemnomorskich tradycji, a cztery głowy do czterech satelitów Jowisza – Io, Europy, Ganimedesa i Kallisto.

Wedyckie teksty mówią, że pewnego dnia Brahma uformował dla siebie piątą głowę, aby obserwować boginię Sandhyę („zmierzch”). Połączył się z nią i z tego związku powstała ludzkość. Shiva-Rudra, małżonek bogini, był niezwykle wściekły i wypuścił płonącą strzałę, która odcięła piątą głowę Brahmy.

Najistotniejszy jest tutaj fakt, iż piąta głowa indyjskiego Jowisza miała obserwować boginię „zmierzchu”, czyli podążać za jej kultem – z tego powodu Shiva-Rudra ją odciął.”
Ciekawe wydają się również kolejne wypowiedzi Parksa:

„Wiemy, że w egipskiej mitologii Izyda reprezentuje świt, a Neftyda zmierzch. Dwa kawałki drewna, które uformowały Arani (dwie matki) Agni (Horus) słusznie utożsamiane są ze świtem i zmierzchem w Wedach.

Egipskie tradycje uczyniły z Neftydy starożytną małżonkę Seta (Enlila), czasem też jego siostrę. Neftyda koresponduje z Inanną, „małżonką” systemu Enlila, które jest również wnuczką Enlila. Egipcjanie zrobili z niej małżonkę Seta. Historia ta staje się znacznie bardziej spójna, gdy zdamy sobie sprawę z ukrytych powiązań pomiędzy Ozyrysem i Neftydą (Enkim i Inanną) …
••Innin powiązana jest również z upadkiem kultu Amašutum na Ziemi. Eksplozja Mulge (czarnej gwiazdy), która była planetą znajdującą się pomiędzy Marsem i Jowiszem, była efektem tego upadku i wojny pomiędzy Gina’abul. Shiva-Rudra (Enlil-Set) jest najpewniej osobą, która podjęła decyzję o zniszczeniu planety Projektantów Życia.”
Tak więc znów tutaj widać zazębianie i mieszanie się tych samych pojęć, które niby części tej samej układanki nieustannie powracając za każdym razem tworzą podobny, choć tak naprawdę inny wzór, czego dowodem mogą być również od prawie czterystu lat toczące się na temat istnienia „Czarnego Słońca czy Księżyca” kontrowersyjne dyskusje. Gdzie włoski astrolog Federico Capone zauważa jednocześnie, że Ciemny Księżyc znany był już w starożytności. Cywilizacja egipska nazywała ten obiekt Nephytis (Neftyda). W mitologii Neftyda to bogini śmierci, kojarzono ją również z ceremoniałem pogrzebowym, dlatego już wtedy Ciemny Księżyc przypominał o potępieniu, ucieleśniał też kosmiczne siły zła.
Co prawda z innej strony na przykład niektóre bojowe sztandary Templariuszy przedstawiające czerwoną pięcioramienną gwiazdę na czarnym tle miały podobno symbolicznie przedstawiać „Jutrzenkę” czyli również planetę Wenus, co z kolei miało być dodatkowym argumentem w procesie templariuszy. Ponadto powszechnie znane jest domniemanie związków Templariuszy z
Lożą Masońską, a idąc dalej tym tropem Loże Masońskie wykorzystujące w swych praktykach symbol „Czarnego Słońca” również niekiedy posługują się flagami templariuszy, a podczas niektórych spotkań masoni przebierają się za templariuszy.
Templarusze kiedy weszli w posiadanie sekretu, zastąpili menhiry gotyckimi katedrami, które miały w swych kryptach schronienie dla „czarnych dziewic”. Madonny te nie tylko zespalały w sobie odrębne kulty, ale również czas nowszych er. I tak jak między innymi w Chartres sieć Ziemskich punktów mocy „Świętej geometrii”, gdzie św. Piat jak św. Denis, stracili swe głowy, aby na miejscach druidzkich świętych miejsc ufundować swe katedry nowych czasów. Dziewica, która właśnie wydała na świat dziecko „Virgo paritura”, była Gają, Afrodytą, Kali i Izydą, była również matką Jezusa jak i jego żoną Magdaleną.
Zapewne za postrzeganiem tych skrajnych dualizmów odpowiedzialne jest ludzkie rozumowanie świata, dzieląc go na Ciemność i Światło, czy Dobro i Zło. Idąc dalej w owe skrajności dochodzimy do rozstrzygnięcia kiedy to na życzenie wielu miałoby dojść do wyczekiwanego momentu, gdy siły Światła wreszcie staną do walki z siłami Ciemności. Tyle, że nie wiem doprawdy, które z po tysiąckroć wykorzystanych symboli miałyby się stać tymi właściwymi atrybutami walczących stron, jeśli nawet tak prosty symbol jak pentagram może w sobie, zależnie od interpretacji, nieść dwojakie znaczenie.
Podobno starożytni Grecy rysowali pentagram jako 5A - stąd grecka nazwa Pentalfa. Poważniej zajmowali się pentagramem Pitagorejczycy, dostrzegając w nim "złote proporcje" i uznając go za symbol doskonałości. Gnostycy uważali pentagram za Płomienną Gwiazdę, symbol magii, podobnie jak sierp księżyca. Dla druidów był to symbol głowy boga, dla Celtów podziemnego boga Morrigana.
Z jednym wierzchołkiem zwróconym ku górze oznaczał lato. Biały Pentagram w okręgu (inaczej Pentakl) uważany jest za amulet chroniący przed zgubnym wpływem magii oraz klątwami. Można go zauważyć na różnych talizmanach i amuletach oraz odnaleźć w wielu budowlach sakralnych, itp. Pentakl jest między innymi symbolem religii Wicca i innych tradycji pogańskich.
Pentagram z dwoma wierzchołkami zwróconymi ku górze, a jednym wierzchołkiem ku dołowi zwany jest Pentagramem Odwróconym (oznaczał zimę), Czarnym lub Pentagramem Baphometha. Pentagram Baphometha przedstawia profanum (diabeł w karcie Tarota) – człowieczeństwo; odzwierciedla on wyższość żądz i emocji nad rozumem, jest powszechnie uważany za znak satanistyczny, chociaż często mylony z Pentagramem Białym.
W czasach szalejącej inkwizycji, gdzie wszędzie widziano czarownice i diabły, pentagram został uznany za symboliczne wyobrażenie Głowy Diabła Bafometa. Jak wiadomo, zamki i świątynie Zakonu Templariuszy budowane były na planie pentagramu, podobnie jak późniejsze budowle wolnomularzy. Templariusze przez wiele lat oskarżani byli o herezję, o czczenie głowy diabła.
Cóż, z jakiegoś powodu symbole mają różne znaczenie w różnych okolicznościach. Pentagram jest przede wszystkim pogańskim symbolem religijnym. Choć też wielkim nieporozumieniem jest obecnie termin „pogański", który stał się niemal synonimem kultu diabła.
Pentagram to przedchrześcijański symbol, który wiąże się z kultem przyrody. W bardzo szczególnej wykładni pentagram symbolizuje Wenus - boginię kobiecej miłości cielesnej i urody. Wczesne religie odwoływały się do boskiego porządku przyrody.
Bogini Wenus i planeta Wenus były jednym i tym samym. Bogini miała swoje miejsce na nocnym niebie i znano ją pod wieloma imionami - Wenus, Gwiazda Wschodu, Isztar, Astarte - wszystkie te określenia żeńskiej mocy łączyły się z naturą i Matką Ziemią.
Również odnośnie ruchu planety Wenus po niebie istniała w starożytności wiara w to, że raz na osiem lat planeta Wenus przemierza po ekliptyce nieboskłonu linię prawie idealnego pentagramu, tak zwany „pentagram Ishtar”, (symbol bogini Ishtar to również Starte lub Afrodyta). Starożytni byli tak zdumieni tym zjawiskiem, że Wenus i jej pentagram stały się symbolem perfekcji, piękna oraz cyklicznych cech miłości cielesnej.
Dziś wiemy, że ten zaobserwowany już w prehistorii ruch planety Wenus nie wykonuje na nieboskłonie dokładnego pentagramu, gdyż ruch planety na sferze niebieskiej odtwarza zmiany nachylenia ekliptyki względem horyzontu, a brak współmierności między długością roku ziemskiego i okresem obiegu Słońca przez Wenus nie umożliwia uzyskania nawet toru o kształcie gwiazdy czteroramiennej. W bardzo długich okresach czasu kolejne efemerydy planety wyznaczają dwa wycinki koła o takich samych kątach wierzchołkowych. Tor gwiazdy pięcioramiennej jest również niemożliwy, gdyż planeta nigdy nie porusza się po sferze niebieskiej w kierunku zenitu, a wyłącznie w pobliżu ekliptyki. Tego szczegółu trajektorii nie odtworzyłoby także uwzględnienie nachylenia płaszczyzny orbity planety do płaszczyzny ekliptyki, lecz nie wszyscy starożytni to wiedzieli.
I podobno właśnie w hołdzie magii Wenus starożytni Grecy zastosowali ośmioletni cykl w organizacji igrzysk olimpijskich. W dzisiejszych czasach rzadko kto zdaje sobie sprawę, że czteroletni cykl współczesnych igrzysk nadal odzwierciedla połowicze cykle wędrówki Wenus. A prawie nikt nie wie, że pięcioramienna gwiazda miała być oficjalnym znakiem olimpiady, ale w ostatniej chwili zmodyfikowano ją. Zmieniono jej pięć wierzchołków na pięć przenikających się pierścieni, aby lepiej odzwierciedlić ducha igrzysk, łączność i harmonię. Choć istnieją również głosy, że gdy rozpoczęto planowanie współczesnych olimpiad, zaczęto od jednego koła i chciano dodawać jedno przy kolejnych okazjach, ostatecznie postanowiono jednak pozostać przy pięciu, które nieco zmodyfikowane istnieją do dzisiaj.
Wielu ludzi wychowanych na nowoczesnej literaturze i kinematografii grozy i pseudo mistycyzmu myśli, że pentagram odnosi się również do diabła. Jednak interpretacja historyczna pentagramu jako symbolu szatana jest nietrafna. Pierwotnym przesłaniem pentagramu jest kobiecość, ale jego symbolika została zniekształcona w ciągu tysięcy lat. I to przy użyciu przemocy. Symbole są bardzo odporne, ale Kościół katolicki w pierwszych latach swojego istnienia przekształcił pentagram. Rzym chciał wykorzenić religie pogańskie i nawrócić masy na chrześcijaństwo, a Kościół rozpętał kampanie pomówień przeciwko pogańskim bogom i boginiom, pokazując ich uświęcone symbole jako symbole zła. W zmaganiach miedzy symbolami pogańskimi a symbolami chrześcijańskimi poganie przegrali; trójząb Posejdona stał się widłami diabła, szpiczasty kapelusz mądrej starej kobiety stał się symbolem wiedźmy, a pentagram Wenus znakiem szatana.
Anton Parks, dyskredytując Zecharia Sitchina, w sprawie jego koncepcji na temat domniemanej przez Zecharie planety Nibiru (Neb-Heru), podaje bardzo dużo logicznych sugestii:
„To proste – w Układzie Słonecznym rzeczywiście znajdował się wędrujący obiekt, który bywał czasem bardzo uciążliwy dla Ziemi i innych planet. Jego powstanie w wyniku zniszczenia innego obiektu na niebie zostało zaobserwowane przez ludzi, tak jak i jego ostateczne przejęcie przez stabilną, słoneczną orbitę. Znamy go, jako Wenus. Nigdy nie była domem dla bogów; nie ma też innego miejsca w naszym Układzie Słonecznym spełniającego taką rolę. Istnieją głębokie więzi pomiędzy tym obiektem, Wenus, i Horusem/Neb-Heru, oraz Ozyrysem uważanym za jego protoplastę.”
Jakkolwiek w czasie kształtowania się Układu Słonecznego zaistnienie w taki sposób planety Wenus jest jak najbardziej możliwe, lecz uznając pewne podstawowe naukowe tezy na temat historii Układu Słonecznego i życia na Ziemi, przynajmniej bazując na tych ostatnich, w zasadzie samo to zaprzecza takim scenariuszom. Z innej strony jednak zawarta w mitologii wiedza jawnie pokazuje to, że ludzie o tym wiedzieli i w tym przypadku jedynie nasuwające się pytanie jest: SKĄD.
Parks pisze dalej,: „Nie zgadzam się z teorią Sitchina dotyczącą Nibiru. Jestem pewien, że opisuje on Wenus, jeszcze zanim krążyła po obecnej orbicie.
W załączniku do Ádam Genisiš pt. Neb-Heru, Gwiazda Poranna, wprowadzam wiele nowych elementów powiązanych z mitologią, które wyjaśniają, że pomiędzy Marsem i Jowiszem istniała planeta, którą nazywam Mulge (Czarna Gwiazda). Planeta ta była bazą Projektantów Życia w Układzie Słonecznym.
Otrzymałem wiedzę, iż Wenus była kiedyś jej satelitą. Wojna, którą prowadzili Anunna ze swoimi oponentami, zniszczyła Mulge ponad 10000 lat temu. Kiedy Mulge została zniszczona, jej satelita (przyszła Wenus) został wystrzelony i wędrował po Układzie Słonecznym przez kilka tysięcy lat.
W sercu starożytnych Egipcjan Wenus to Neb-Heru (władca Horus), mściciel mszczący swojego ojca Ozyrysa. Pogrzebowe teksty wyjaśniają to w cudowny sposób i wyraźnie utożsamiają Horusa, a potem martwych królów (wizerunki Horusa) z Gwiazdą Poranną.
Zgromadziłem również dużo materiałów udowadniających, że Wenus znajdowała się w innym miejscu przed rokiem 3000 p.n.e. Liczne mity opisują jej wędrówki po Układzie Słonecznym. W tym miejscu odnoszę się również do badań Immanuiła Wielikowskiego (Zderzenie światów)”.
I choć moim zdaniem mimo pewnych nadużyć (niektóre zauważyłem osobiście) idea Zechari Sitchina ma również wiele ciekawych sugestii, zdobywając popularność zapewne z powodu głośnych w 70 i 80 -siątych latach poszukiwań astronomicznych przewidzianej teoretycznie planety X.
Oczywiście znam też prace Immanuiła Wielikowskiego, jak i koncepcje wykazujące brak jakichkolwiek historycznych rekordów dowodzących istnienie planety Wenus przed ok. 3000 rokiem p.n. e. Tym niemniej, że również w tym historycznym okresie lub w jego bliskości zaistniały: Egipt istniał już w tak zwanym „Okresie przeddynastycznym (ok. 6000–ok. 3100 p.n.e.) Jednak ciekawszy dla moich rozważań będzie okres historyczny starożytnego Egiptu, który rozpoczął się wraz z założeniem pierwszej dynastii z This, leżącego nieopodal Abydos i zjednoczeniem Górnego (południowego) i Dolnego (północnego) Egiptu przez Menesa (Narmera). Ważne to wydarzenie również zaistniało około roku 3100 p.n.e. Początki osadnictwa Majów w regionie zamieszkiwanym przez nich do dziś datuje się na okolice XXX wieku p.n.e.(ok. 5000 lat temu), co pokrywa się z ich kosmologią dotyczącą początków ery „Piątego Słońca” i zaistnieniem Wenus. Dzieje państwa chińskiego rozpoczynają się od okresu rządów tzw. Pięciu Mitycznych Cesarzy, panujących według chronologii tradycyjnej od 2852 p.n.e. do 2205 p.n.e. W Indiach pierwsze oficjalnie uznane przez historyków ślady cywilizacji miejskich tego regionu to tzw. cywilizacja doliny Indusu. Okres jej trwania to bardzo ostrożnie datując mniej więcej lata 2600-1900 p.n.e.
Tak więc zgadza się, że około roku 3000p.n.e. zaistniały na Ziemi istotne kulturowo-społeczne zmiany. I choć zapewne trudno określić co tak naprawdę było ich przyczyną, lecz wtargnięcie tak olbrzymiego ciała niebieskiego jakim jest planeta Wenus między Ziemię a Merkurego w czasach historycznych ok. 5000 lat temu, bezspornie miałaby o wiele poważniejsze w skutkach reperkusje. Według dość trafnej Reguły Titiusa-Bodego, według której średnie odległości planet od Słońca w Systemie Słonecznym spełniają dość dokładnie pewne proste arytmetyczne prawo.
Lecz czy było to owe 5000 lat temu, jeśli na przykład Egipcjanie nie używali ścisłego poczucia historycznego podobnie jak wszystkie inne ludy starożytne, nie mieli swej historii rozpoczynającej się od jakiejś konkretnej daty, ten jedynie właściwy starożytnym ludom charakterystyczny sposób patrzenia na rzeczy i pojęcie czasu różni się od naszego spojrzenia tylko tym , że jest od niego „odmienne”.
Tam gdzie nie ma rachuby czasu, tam nie ma też dziejopisarstwa, dlatego w Egipcie nie było historyków w naszym pojęciu tego słowa.
Tych dat nie znał nawet Herodot, mimo że podróżował po Egipcie blisko dwa i pół tysiąca lat temu.
Pierwsze dane pomocne do ustalenia początku owej Egipskiej rachuby czasu znaleziono u Manethom z Sebennytosu, egipskiego kapłana , który około 300 roku przed naszą erą, za panowania pierwszych dwóch królów dynastii Ptolemeuszów napisał już w języku greckim historię Egiptu „Kroniki egipskie”. Z zachowanych fragmentów jego dzieła przejęliśmy długą listę znanych mu faraonów podzieloną na trzydzieści „dynastii”.
Jednak Manethon, przystępując do napisania historii trzech tysięcy lat, znajdował się mniej więcej w takiej samej
sytuacji, w jakiej była i w sumie nawet pozostaje nowożytna egiptologia, borykająca się z ustaleniem prawidłowych datowań, ustalenia roku, w którym król Menes dokonał zjednoczenia Górnego i Dolnego Egiptu, a więc ustalenia najstarszej dynastycznej daty jak i jakiegoś epokowego zdarzenia od którego rozpoczyna się właściwa historia Egiptu:
Tak więc Champollion ustala tę datę na 5867 r. przed naszą erą., Lesueur na 5770 r., Bökh na 5702 r., Unger na
5613 r., Mariette na 5004 r., Brugsch na 4455 r., Lauth na 4157 r., Chabas na 4000 r., Lepsius na
3892 r., Bunsen na 3623 r., Ed. Meyer na 3180 r., Wilkinson na 2320 r., Palmer na 2225 rok przed naszą erą .
Według Breasteda połączenie Górnego i Dolnego Egiptu przez króla Menesa nastąpiło w 3400 roku, według Niemca Georga Steindorffa w 3200 roku. Kolejne badania ustalają tę datę na 2900 rok p.n.e.
Obecnie ten tak zwany „Okres Tynicki” określa się na lata od ok. 3100 do ok. 2685 roku p.n.e. , oczywiście jedynie domniemając co było wcześniej.

Dla bardziej odległej przeszłości nowszymi możliwościami porównawczymi okazały się odnalezione i odczytane takie teksty jak: Lista Królewska z Karnaku wyryta na ścianie westybulu świątyni Totmesa III (XVIII dyn), obecnie znajdująca się w Muzeum Luwru, zawiera łącznie 61 imion władców XI, XIII i XVII dynastii. Jednak ich przydatność w badaniach nad chronologią Egiptu znacznie utrudnia fakt iż imiona królewskie nie są, niestety, uszeregowane w porządku historycznym.
Tablica z Abydos znajduje się w świątyni Seti I w Abydos i zawiera imiona wybranych władców od Menesa do początku XIX dynastii.
Tablica z Sakkara jest listą władców wyrytą w grobie Nadzorcy Prac Ramzesa II (XIX dyn) w Sakkara. Obejmuje przodków Ramzesa II, poczynając od króla Andżiba z I dynastii. Ważnym dokumentem przydatnym w ustalaniu chronologii władców jest tzw. memficka genealogia kapłanów podająca w 27 przypadkach imię aktualnie panującego króla. Również biografie wysokich urzędników, z dumą prezentowane na ścianach ich grobowców, stają się dla nas źródłem licznych i cennych informacji.
Z tego tzw. „dodawania minimalnej długości” okresu panowania wszystkich królów powstał szkielet historii Egiptu.
Lecz pierwsze bezsporne datowania umożliwiło coś, co było starsze od Egiptu, starsze niż historia ludzkości, starsze od samego rodzaju ludzkiego, a mianowicie bieg ciał niebieskich. Egipcjanie posiadali kalendarz słoneczny, jedyny do pewnego stopnia zaspokajający praktyczne potrzeby kalendarz starożytności.
Nie był on, tym pierwszym kalendarzem, chociaż według Ed. Meyera pochodzi z 4241 roku przed naszą erą.
Ten kalendarz stanowił zresztą podstawę wprowadzonego w Rzymie w 46 roku przed Chr. „kalendarza juliańskiego”, przyjętego przez świat zachodni i dopiero w 1582 roku n.e. zastąpionego kalendarzem gregoriańskim.
Podobnie jak to miało miejsce z ustaleniem daty „początkowej” w kulturze Majów, egiptologowie również zwrócili się o radę do matematyków i astronomów, przedkładając im stare teksty, przetłumaczone inskrypcje, udostępnili w czytelnej formie wszystkie hieroglificzne wzmianki o wydarzeniach astronomicznych, o biegu ciał niebieskich.
W ten sposób na podstawie wiadomości o wzejściu gwiazdy Syriusz — z wzejściem Syriusza w pierwszym dniu miesiąca Thout, (19 lipca, rozpoczynał się rok egipski ), udało się początek XVII dynastii ustalić dość dokładnie na 1580 rok przed Chr., a początek XII dynastii na około 2000 rok przed Chr. (z dokładnością od trzech do czterech lat).Teraz więc posiadano pewne punkty wyjścia, do których można było „dopasować” znane już lata panowania całego szeregu królów egipskich. Pozwoliło to stwierdzić, że dane Manethona o trwaniu panowania niektórych dynastii ogólnie, choć często bezpodstawnie, uznaje się za absurdalne. Tak czy inaczej w oparciu o ten właśnie szkielet dziejów trzech tysiącleci i tak uzyskanej chronologii ustalono dzieje Egiptu.
Tak więc jeżeli początkowy dzień w starożytnych kulturach wiąże się w jakiś sposób z planetą Wenus, to może jednak nie było to jej pierwsze wkroczenie między Ziemię a Merkurego, co spowodowałoby przeszeregowanie planet w Układzie Słonecznym, a tym samym niewyobrażalnie drastyczne zmiany nie tylko klimatyczne, ale i biologiczne, z wymazaniem życia na Ziemi włącznie. Moim zdaniem mitologia może jedynie dowodzić jakiejś kolizji planety Wenus w czasach historycznych z ciałem kosmicznym na tyle dużym, aby spowodować „przewrócenie” Wenus i możliwe do przeżycia ludzi kataklizmy na Ziemi.
  • 2



#7 Gość_mag1-21

Gość_mag1-21.
  • Tematów: 0

Napisano

Wedlug Papirusu Turynskiego lista l imion bogów, którzy według tradycji rządzili Egiptem przed erą faraonów.
* Ptah,
* Re,
* Szu,
* Geb,
* Ozyrys,
* Set - panował 200 lat,
* Horus - panował 300 lat,
* Thot - panował 3126 lat,
* bogini Maat.

Wszyscy panowali jako władcy Górnego i Dolnego Egiptu

Maat – w mitologii egipskiej bogini praw porządku, harmonii i sprawiedliwości w kosmosie i społeczeństwie, małżonka Thota.
Przedstawiana była w ludzkiej postaci ze strusim piórem na głowie. Jej wizerunek w Egipcie nosili urzędnicy przewodzący sądom. W hieroglificznym zapisie pióro wraz z łokciem są jej symbolami.
Była Harmonią Uniwersum, niezbędnym warunkiem jego istnienia, Prawdą i Sprawiedliwością, Duszą Faraona. Klęski żywiołowe bądź katastrofy takie jak powódź, głód czy pożar tłumaczono jako zaburzenia w panowaniu Maat. W późniejszym okresie starożytnego Egiptu stała się znana jako córka Re(Amona?)

Iść drogą Maat oznaczało - szukać mądrości, a czynić Maat oznaczało postępować w prawy sposób, sprawiedliwie.
Ofiara składana Maat była najważniejszą z ofiar, niejako ich sumą. Zapewnienie Maat było też najważniejszą powinnością faraona. Właśnie temu służył codzienny rytuał celebrowany przez kapłanów w świątyniach, którzy sprawowali go w imieniu władcy.
Maat była jedną z głównych postaci uczestniczących w Sądzie Zmarłych - Sądzie Ozyrysa. Składały się nań rodzaj spowiedzi, w czasie której zmarły zaprzeczał, iż popełnił zarzucane mu uczynki, oraz (w dalszej kolejności) ważenie jego serca (lub skarabeusza sercowego), które nadzorował Anubis (błędnie przypisuje się to Ozyrysowi) . Na jednej szali kładziono serce osądzanego, na drugiej zaś leżało pióro Maat. Jeśli serce było lżejsze, zmarły zostawał ogłoszony przez Thota maaheru, czyli mówiący prawdę, jeśli zaś serce okazało się cięższe od pióra Maat, zmarłego rzucano na pastwę Ammita - Pożeracza Dusz

Tak na moje oko, to nie tylko posadzano ja o wszelkie katastrofy, ale bardzo mi przypomina tarotowa...SPRAWIEDLIWOSC. Ciekawe jest rowniez ze w londynskiej glownej lozy masonskiej, zamieszczone sa dwa freski Tarotowej Sprawiedliwosci, jedna taka jak we wszystkich taliach z waga i mieczem, a druga... z zawiazanymi oczyma i z mieczem w rece. Przewodnik powiada, ze jedna sprawiedliwosc jest ludzka, a druga masonska. Na moje pytanie dlaczego masonska ma zawiazane oczy, odpowiedzial, ze od 40 lat nikt nie zadal mu tego pytania, zreszta nawet nie wie dlaczego. Poniewaz zadawalam duzo uciazliwych pytan, na koniec wreczono mi bilecik z adresem najblizszej lozy UWAGA! zrzeszajacej kobiety !!!
Bilecik przyjelam, a w duchu pomyslalam: ciekawe jak szybko i w jaki sposob chcieli by sie mnie pozbyc z tej lozy... :mrgreen:
Co do Antony Parksa, to nie zawsze sie z nim zgadzam, poniewaz czuje czasami cos zupelnie innego niz On mowi. Moze to z przekory, a moze nie...

Użytkownik mag1-21 edytował ten post 11.02.2011 - 18:58

  • 3

#8

Erik.
  • Postów: 927
  • Tematów: 106
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Witaj Mag. Myślę, że masz rację, to jest jak ósmy arkan „Wielkich Wtajemniczeń” czyli „Sprawiedliwość”. Na początku, gdy został wykreowany makro i mikro kosmos sprawiedliwość jako taka jeszcze nie istniała w takim znaczeniu jaki znamy, lecz była ona czystą emanacją miłości łączącą w sobie „Mądrość”, czyli „Wiedzę” i „Miłość jako „Miłosierdzie”. Aby „Dobro” nie stało się zbyt dobre, a „Zło” z kolei zbyt złe, te dwie z pozoru opozycyjne moce wiąże w sobie istota istnienia. Gdyż istniejąc oddzielnie „Miłość” stała by się pozbawioną swej mocy cukierkowatością, „Złość i Gniew” zaś wszystko pochłaniającym monstrum.
Grecka bogini sprawiedliwości Temida nie była ślepa, lecz reprezentowała ślepe prawo, przy tym Temida była przedstawiana z wagą, mieczem, którego przeciwieństwem był róg obfitości, tak więc znów stanowiła sprawiedliwą ocenę między dobrem a złem. Temida ocenia nas takimi jakimi jesteśmy, nie zaś takimi jakimi chcielibyśmy być, postrzega w nas całościową esencję dobrych i złych cech. Tak więc jej wyrok jest sprawiedliwy, gdyż Temida reprezentuje naszą podświadomość kiedy to w obliczu tak zwanego „Sądu Ostatecznego” nie będzie oskarżycieli i obrońców, sędziów i prokuratorów, będą tam jedynie doradcy i interpretatorzy kierujący się jedynie akceptacją i miłością, jak i pozbawiona lęku i pychy samoocena.
Jak pamiętasz Sprawiedliwość poprzedza Rydwan i tak jak wszystko w Tarocie wynika i mieści się we wszystkim, tak więc według mnie Rydwan to rozstaje dróg i jednocześnie drogowskaz, na którym stoją cztery istoty objawione Ezechielowi: Lew, Byk, Orzeł i Człowiek. To są symbole bogów z Bramy Isztar w języku akadyjskim Bab-ilim – tłum. "Brama boga" w Babilonie, gdzie sam Babilon jest tym rozdrożem i Tarotowym Rydwanem, jest „Nowym Jeruzalemem” i tajemnicą wszystkich „Tajnych” organizacji, od Watykanu do Iluminatii. Lecz jest jednocześnie opozycją „Tajemnicy”, czyli „Objawieniem”, gdzie między jednym i drugim stoi człowiek nie wiedząc nawet, że „Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu”.
Symbolizm i kult wszelkich „Tajemnych” obrządków tak bardzo zmieszał się obecnie z naszą kulturą, że nie wiadomo tak naprawdę kto rzeczywiście kultywuje owe tradycje, a kto na zasadzie chęci bycia tajemniczym lub mody przejął pewne symbole i atrybuty, aby zaakcentować swą osobowość w środowisku. Podobno znana piosenkarka Lady Gaga w swych teledyskach wykorzystuje symbolizm Iluminatii (101 symboli Iluminatii), na przykład zakrywa dłonią lewe oko, co miałoby wywodzić swą tradycję od wykorzystywanego w bractwach tajemnych mitu o utraceniu oka przez Horusa, „Oko Horusa”. Lecz czy tak Gaga, jak i wielu innych, którzy często bezmyślnie kopiują pewne gesty czy symbole, robią to siłą rozpędu, czy ktoś w jakimś celu wszczepia dookoła nas i ich swą ideologię?
LINK: . http://radtrap.wordp...a-niedowiarkow/
MUNDUS VULT DECIPI, ERGO DECIPIATUR. POZDRAWIAM ERIK.
  • 1



#9 Gość_mag1-21

Gość_mag1-21.
  • Tematów: 0

Napisano

Drogi Eriku!
Raczej nie oto mi chodzilo. Piszac o Maat, mialam na mysli...WENUS, jako planete-boga.

Tak więc jeżeli początkowy dzień w starożytnych kulturach wiąże się w jakiś sposób z planetą Wenus, to może jednak nie było to jej pierwsze wkroczenie między Ziemię a Merkurego, co spowodowałoby przeszeregowanie planet w Układzie Słonecznym, a tym samym niewyobrażalnie drastyczne zmiany nie tylko klimatyczne, ale i biologiczne, z wymazaniem życia na Ziemi włącznie. Moim zdaniem mitologia może jedynie dowodzić jakiejś kolizji planety Wenus w czasach historycznych z ciałem kosmicznym na tyle dużym, aby spowodować „przewrócenie” Wenus i możliwe do przeżycia ludzi kataklizmy na Ziemi.

Zgromadziłem również dużo materiałów udowadniających, że Wenus znajdowała się w innym miejscu przed rokiem 3000 p.n.e. Liczne mity opisują jej wędrówki po Układzie Słonecznym. W tym miejscu odnoszę się również do badań Immanuiła Wielikowskiego (Zderzenie światów)”.

.

Zakladam, ze nasza MAAT jest jednak Wenus, skoro tak, to jej panowanie konczy okres przed dynastyczny i otwieraloby okres I dynastii faraonow, a wiec okres wczesnodynastyczny (archaiczny) - ok. 3100-2686 roku p.n.e. Czy to nie przybliza czasu prawdopodobnej kolizji planety Wenus o ktorej piszesz? Dlaczego panowanie...Bedac obiektem ciagle przemieszczajacym sie, miala wielki wplyw nie tylko na Ziemie, ale mozna powiedziec, ze "szarpala" innymi tez. Czy jej przemieszczanie wywolywalo tylko niekorzystne zmiany? Trudno powiedziec, ale znajac nature to im wieksze spustoszenie po burzy, tym nowe zycie szybciej i silniej wzrasta...Paradoks, czy "Sprawiedliwosc", naprawic z nawiazka to co, swiadomie czy nie(ale zawsze odpowiedzialnie) ,zostalo zniszczone? Inna sprawa jest, co lub kto przerzucal niczemu nie winna WENUS? Tu bedzie usmiech wielki do Radoslawa :mrgreen:
A teraz do Parksa :mrgreen:
Wszystkich panow pozdrawiam
Mag.
  • 0

#10

Erik.
  • Postów: 927
  • Tematów: 106
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Wybacz, ale widzę większy związek Matt z Temidą niż z Wenus, tak jako boginią (Afrodytą), jak i z planetą.
Czy chciała byś przybliżyć mi swoją argumentację?

http://psc1997.wordpress.com/bogowie/
  • 0



#11 Gość_mag1-21

Gość_mag1-21.
  • Tematów: 0

Napisano

A zaszaleje i powiem, ze sprobuje wykazac mozliwosc bycia i Afrodyta i Wenus i Temida i Maat.
mitologia irlandzka:
"Brigit, Brighid, Brygitta, Brigantia, Brig, Brigen, Brigindo, Brigan - córka Dagdy, bogini z rodu Tuatha De’ Danann, bogini mądrości, wróżb, wiedzy tajemnej, poezji, uzdrowienia i rzemieślnictwa, szczególnie metalurgii, patronka poetów, wieszczów, lekarzy, kowali i druidów. W Wallii jest znana jako Caridwen, posiadająca naczynie wiedzy i inspiracji. Ma trzy siostry o tym samym imieniu, które opiekują się medycyną i magicznymi zdolnościami kowali. Należy do najstarszych bóstw panteonu bóstw celtyckich a zarazem przetrwała najdłużej, wkraczając w czasy chrześcijańskie jako św. Brigit z Kildare.
Caridwen, Hen Wen - w Walli, Brighid "Białe Ziarno" "Stara Biała" Bogini zboża. Matka Taliesena, największego i najmądrzejszego spośród bardów, patrona poetów. "Biała bogini" z Roberta Gravesa. Caridwen żyje wśród gwiazd w krainie Caer Sidi. A wiec wyraznie zaznacza sier jej "nieziemskosc"Łączy się ją z wilkami, a niektórzy twierdzą, że jej kult sięga czasów neolitycznych.
Ważną zmianą, która zaszła w neolicie, według historyka Vere Gordon Childe określaną jako "rewolucja agrarna" jest przestawienie się społeczności na pozyskiwanie żywności z rolnictwa około 10 tysięcy lat p.n.e. Około 9500 roku p.n.e. uprawę roli podjęli Sumerowie. Do roku 7000 p.n.e. rolnictwo zakorzeniło się w Indiach, a do roku 6000 p.n.e. w Egipcie. Około 5 tysięcy lat p.n.e. ziemię uprawiali Chińczycy, a ślady działalności rolniczej w Ameryce Środkowej datuje się na około 2700 lat p.n.e.Dalszy rozwój rolnictwa na Środkowym Wschodzie nastąpił w wyniku opracowania przez Sumerów około 5500 lat p.n.e. zorganizowanego nawadniania pól uprawnych .Ośrodki, gdzie skupiała się ludność neolitu leżały w pobliżu rzek i kotlin - przykłady to dolina Żółtej Rzeki w Chinach, Nilu w Egipcie, czy Indusu na subkontynencie indyjskim.
Przetrwala najdluzej...To zupelnie jak MAAT w panteonie bogow Egiptu. Właśnie w epoce neolitu większość historyków dopatruje się początków złożonych religii. Wierzenia religijne tego okresu najczęściej ograniczały się do kultu bogini-matki, ojca-nieba oraz Słońca i Księżyca w roli bóstw. Powstawały kapliczki, po pewnym czasie przemieniane w świątynie, które niosły ze sobą czasami skomplikowany system funkcji, w tym kapłanów i kapłanek. Typowym zachowaniem ludzi neolitu był kult bóstw antropomorficznych. To wszystko jest rowniez udzialem naszej bogini Maat.

Maat – w mitologii egipskiej bogini praw porządku, harmonii i sprawiedliwości w kosmosie i społeczeństwie, małżonka Thota.

Jakze to ze i Maat i Brygit juz maja ze soba tyle w spolnego, i okres panowania okresla sie tak samo, bo tak jedna i druga "panuje" wlasnie w czasie neolitu! Czas epoki kamienia i...kamiennych kregow.
Piszesz:

Templarusze kiedy weszli w posiadanie sekretu, zastąpili menhiry gotyckimi katedrami, które miały w swych kryptach schronienie dla „czarnych dziewic”. Madonny te nie tylko zespalały w sobie odrębne kulty, ale również czas nowszych er. I tak jak między innymi w Chartres sieć Ziemskich punktów mocy „Świętej geometrii”, gdzie św. Piat jak św. Denis, stracili swe głowy, aby na miejscach druidzkich świętych miejsc ufundować swe katedry nowych czasów. Dziewica, która właśnie wydała na świat dziecko „Virgo paritura”, była Gają, Afrodytą, Kali i Izydą, była również matką Jezusa jak i jego żoną Magdaleną.
Zapewne za postrzeganiem tych skrajnych dualizmów odpowiedzialne jest ludzkie rozumowanie świata, dzieląc go na Ciemność i Światło, czy Dobro i Zł

Mysle sobie,ze przeciez chodzi Ci po glowie to samo co u mnie wylazi juz na wierzch w postaci bardziej konkretnej. I mysle sobie, ze to ma sens, jednoczesnie odnajduje potwierdzenie prawdopodobienstwa ze tak jest, w kazdym momencie, kiedy siegam do jakiegokolwiek mitu, legendy o STWORZENIU.
Mysle tez, ze nie myslimy dosc szeroko, zeby zrozumiec, ze wiele bogin o zupelnie roznych cechach osobowosci, moze byc ta sama istota, tylko w chwili np. zlego humoru, lub wscieklosci, co sie zdarza nawet najlagodniejszym i troskliwym mamusiom, czy jeszcze gorzej, zonom. I tu zakoncze, zebym sobie oka nie wybila, jak bede chciala pokazac na przykladzie takie zmiany nastrojow, jak mnie cos bardzo wzburzy, lub nie daj Bog popchnie, jak ta WENUS :rotfl: Co je wszystkie laczy? Czas w ktorym "panowaly"...
Ale to jest czas o ktorym Ty piszesz, ze gromasdzisz dowody zmiany pozycji WENUS w ukladzie slonecznym, czy nie tak?

Użytkownik mag1-21 edytował ten post 14.02.2011 - 15:56

  • 0

#12

Erik.
  • Postów: 927
  • Tematów: 106
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Napisałem Tobie tak dużo, ale chyba się wymazało. Nie wiesz przypadkiem, co się dzieje z tym forum ostatnimi czasy?

Pięknie dziękuję, masz rację Mag, znalazłem poszlaki, że rzeczywiście może być tak jak piszesz, muszę to sobie poukładać . Mimo, że zawsze szukam powiązań jednej postaci z inną, czuję wielkie „podniecenie” kiedy dowiaduję się o takim kolejnym powiązaniu, mimo że w naszych czasach trudno jest o coś, co jeszcze nie zostało powiedziane. Jeszcze raz dziękuję, będę chciał o tym napisać moją kolejną „część” (tak naprawdę są to dla mnie bardzo schematyczne pisane, jakby na brudno rozdziały, po uładzeniu może zestawię je dla jakiejś większej publikacji, marzy mi się to od niedawna)

Dzięki za inspiracje, Erik vel Irek.
  • 1



#13 Gość_mag1-21

Gość_mag1-21.
  • Tematów: 0

Napisano

Ja tez mialam klopoty ostatnio i jeden post zezarlo mi w trakcie wysylania, a poswiecilam 2 godziny na prace nad nim, ale co tam. Zawsze wychodze z zalozenia, ze cos w tym jest, skoro posta nie ma , znaczy musialam napisac cos zle, lub nieprawde.Mam do swojej Jazni wielkie zaufanie.
Pozdrawiam i zycze powodzenia w poszukiwaniach.
  • 0

#14

Erik.
  • Postów: 927
  • Tematów: 106
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

25
„Gdyby królestwo moje było z tego świata, słudzy moi biliby się, abym nie został wydany Żydom. Teraz zaś królestwo moje nie jest stąd"
.( Jan 18; 36)
Αν η βασιλεια η εμη οι υπηρεται αν οι εμοι ηγωνιζοντο ινα μη παραδοθω τοις ιουδαιοις νυν δε η βασιλεια η εμη ουκ εστιν εντευθεν

Mesjasz dla Izraela musiał być następcą króla Dawida z linii Salomona i uznanym żydowskim królem, ale jeśli Jezus był synem Bożym niepokalanie poczętym, to nim być nie mógł. Zgodnie z Pismem musiałby odbudować świątynię i sprowadzić Żydów z powrotem do Izraela, ale Jezus żył kiedy świątynia stała i zanim Żydzi udali się na wygnanie. Piszą też, że Jezus nigdy nie był uznany za króla. Nie było ery pokoju zaprowadzonej przez Jezusa, (Isaiah 2:4), ani okresu wielkiej wiedzy, kiedy to świadomość Boga wypełniła Ziemię (Isaiah 11:9), ani też narody nie rozpoznały co zrobiły źle dla Izraela (Isaiah 52:13-53:5). Pisze też, że Jezus nie spełnił wymogów na proroka (Deuteronomium, co oznacza "powtórzone prawo" czyli Księga Powt. Prawa, 13:1-5;18:18-22).
Tak więc teolodzy judaizmu uważają, iż Jezus nie może być Mesjaszem, ponieważ nie wypełnił proroctw Izajasza i Ezechiela. Izajasz twierdził, iż Mesjasz będzie potomkiem linii męskiej króla Dawida (człowiekiem, a nie bogiem lub "synem Boga"). Mesjasz miał odbudować Świątynię, spowodować powrót wszystkich Żydów do ojczyzny, rządzić jako król i rozpocząć "epokę pokoju i sprawiedliwości", w której inne narody uznają zło, jakie wyrządziły "narodowi wybranemu" i wg Ezechiela Mesjasz ma odrodzić naród żydowski.
Cytaty Parksa dotyczące ceremoni chrztu: „Wtajemniczony (a także przyszły król) pojawia się w basenie po długiej podróży inicjacyjnej. Wspina się po stopniach, aby uzyskać dostęp do centralnej wyspy (na której znajduje się głowa Ozyrysa) i odradza się jako młody syn.”-„Egipskie „Mesi” tłumaczone jest jako „urodzić się”, lub „matka”.”
„Obrzęd inicjacyjny w świątyni Ozyrejon w Abydos przypomina wcześniejszy obrzęd sumeryjski, który prowadził bogów do Engur Enkiego-Ea w Abzu, podziemnym świecie”.
Tak więc, to zdać by się mogło celowe pomieszanie pojęć związanych z chrztem i namaszczeniem, tak pojęcie władcy (króla), jak i pośmiertne namaszczenie, bardzo wyraźnie nawiązuje do wielu bogów-królów wielu kultur i okresów historycznych w nieustannie powracającym schemacie coraz to nowszych kultów i religii.
Lecz współcześni Jezusowi Żydzi uważali Go przede wszystkim nie tak bardzo jako nauczyciela, mesjasza, ale przede wszystkim potencjalnego króla Żydów, tym bardziej, gdy widzieli Jego cuda czy kontakty z prorokami, jak to na przykład miało miejsce na domniemanej górze Tabor.
Góra Tabor to miejsce, gdzie zaistniało tak zwane „Przemienienie Pańskie”. Jest ono zaskakująco blisko Nazaretu, choć Jezus ze swoimi uczniami bardzo dużo wędrował, jednak nawet gdy te odległości pokonywano pieszo zauważa się, jak niewielkie odległości dzieliły poszczególne miejsca wspomniane w Ewangeliach.
Przemienienie Pańskie (Transfiguracja) określane przez Koptów mianem „Metamorfozy” jest to święto chrześcijańskie upamiętniające, opisane w Biblii przez trzech ewangelistów: Mateusza, Marka i Łukasza, objawienie skierowane do trzech wybranych uczniów Jezusa: Piotra, Jakuba i Jana. Według ewangelii Jezus zabrał ich na górę, gdzie zobaczyli go w nieziemskiej chwale, rozmawiającego z Mojżeszem i Eliaszem. Mimo, że ewangelie nie podają nazwy góry, przyjmuje się, że była to góra Tabor. W ewangelii Marka (9, 1-9) mowa jest o tym, że Jezus nakazał trzem uczniom niewyjawianie nikomu tego, co ujrzeli; jednak tajemnica została zdradzona.
Język łaciński pojęcie „zaprzysiężonej tajemnicy” wyrażał określeniem „sacramentum”, stąd pojawia się błędnie rozumiane słowo „sakrament”, co wbrew pozorom nie oznacza „świętości” lecz „przysięgę”.
Lecz czemu Jezusowi robiącemu wiele publicznych uzdrowień zależało, aby to nietuzinkowe zdarzenie pozostało tajemnicą? Możemy moim zdaniem zrozumieć to jedynie, gdy będziemy postrzegać całą działalność Jezusa poprzez pryzmat realizacji narzuconego Jemu odgórnego Planu.
Według słów „drugiego Listu św. Piotra” zdarzenie to wyglądało tak: „Lampą jaśniejącą w ciemnym miejscu, aż dzień zaświta, a Lucyfer pojawi się w waszych sercach”, w innym tłumaczeniu: „Pochodnie rozpraszają mroki- aż zaświta dzień i wzejdzie jutrzenka w sercach waszych”. Cytaty te jednak mają sens jedynie po łacinie zanim jeszcze z Wenus zrobiono „Księcia Ciemności”, a w tym przypadku pokazując związki z upamiętnieniem wizyty dziwnych towarzyszy Jezusa, o którym to spotkaniu miano nic nie mówić, gdyż dziwnym trafem jest to po prostu astronomicznie zakodowany klucz, kiedy to pewne przyszłe budowle o odchyleniu 21 stopni są zwrócone w kierunku gwiazdy polarnej i Wenus, kiedy ta znajdowała się o świcie w dzień „Przemienienia Pańskiego”. Kim więc byli ci, którzy odwiedzili wówczas Jezusa? Czemu większość wszelkich budowli wszystkich kultur, czasów i religii ustawianych było zawsze w jakichś astronomicznych współzależnościach, czyżby było to ważne dla jakichś anielskich czy duchowych istot?
Dalej idąc podobnym tokiem rozumowania rozpatrzmy zapoczątkowane Niedzielą Palmową, a kończące się w nieszpory Wielkiej Niedzieli, obchody tak zwanego „Wielkiego Tygodnia”. To w chrześcijaństwie uroczysty czas upamiętniający ostatnie dni Chrystusa i przygotowania do największego święta chrześcijan, Zmartwychwstania Pańskiego. Szczególnym czasem w Wielkim Tygodniu jest „Triduum Paschalne”(trzy dni). Święta Wielkanocy bezpośrednio wiążą się z żydowską Paschą. Samo słowo Pascha wywodzi się z hebr. paesah, co znaczy omijać, przejść. Święto to jest wspomnieniem niewoli narodu izraelskiego w Egipcie. Wyjście z Egiptu poprzedziło rytualne spożycie baranka paschalnego. Pierwotnie - tak jak nakazał Bóg Jahwe - Żydzi spożywali tylko: pieczonego w całości, dorodnego, zdrowego baranka lub kozła (razem z trzewiami); co pozostało po zwierzęciu miało zostać całkowicie spalone, czyli również akt ofiarny. Chrześcijanie wierzą, że Chrystus, kiedy spożywał ostatnią wieczerzę paschalną, wypełnił symbole starotestamentowe i że był Barankiem Paschalnym, który dopełnił zbawczej ofiary. Tak jak wspomniałem Wielki Tydzień zaczyna się Niedzielą Palmową, została ona ustanowiona jako święto na pamiątkę przybycia Jezusa do Jerozolimy, jest to święto ruchome w kalendarzu chrześcijańskim przypadające 7 dni przed Wielkanocą, czyli oparte na żydowskim kalendarzu księżycowym (od 14 dnia miesiąca nisan). 14 dnia nisanu w roku żydowskim 3790 miał zostać skazany Jezus Chrystus. Pierwotnie używano nazwy starożytnej z hebrajskiego, a miesiąca nisan brzmiała Abib, czyli 'kłosy' (Wj 13:4).
Księga Wyjścia powiada: "I rzekł Jahwe do Mojżesza i Aarona w ziemi egipskiej, mówiąc: Ten miesiąc będzie wam początkiem miesięcy, będzie wam pierwszym miesiącem roku" (12:2). Jak pamiętamy Jezus przybył tam właśnie na obchody tego święta i pierwsze co według ewangelii zrobił, to wypędzenie przekupniów ze świątyni (Ewangelia Marka 11,25-26). Jednak Jezus, który nie był kapłanem, nie mógł wejść do „świątyni" (naos), jak nie mogli tego uczynić ani zmieniający pieniądze (Mt 21,12), ani Paweł (21. 26). W tych wypadkach używa się zawsze słowa hieron, które ściślej należałoby tłumaczyć przez „górę świątynną". Tak czy inaczej Jezus był Żydem i pewną jego niekonsekwencją jest akt przepędzania bankierów i sprzedawców zwierząt ofiarnych, co przecież było częścią żydowskich obrzędów, chyba, że ignorując teologiczne tłumaczenia tego aktu zrozumiemy, iż Jezus uczynił to, gdyż tak jak wielokrotnie mówił przy okazji swych działań np. kiedy Jezus odpowiedział: „Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale [stało się tak], aby się na nim objawiły sprawy Boże”. [Uzdrowienie niewidomego od urodzenia (J 9,1-41)]
Podobnie dzieje się podczas Ostatniej Wieczerzy, gdy Jezus ujawnił apostołom prawdę, że jeden z nich wyda Go wrogom. Tak on jak i oni poznali już tożsamość zdrajcy, lecz mimo to nikt nie zrobił niczego, by zdradzie zapobiec. Wręcz przeciwnie, jak pisze św. Jan, Jezus napominał zdziwionego Judasza, by się ten pospieszył.
Gdyż było w tej zdradzie coś nieuchronnego, jakby działało tu antyczne fatum lub bardziej Plan „aby się objawiły sprawy Boże”. Tak więc Jezus musiał ponieść śmierć na krzyżu. Musiał więc zostać pojmany, osądzony i skazany. I musiał znaleźć się ktoś, kto wskazałby Go Jego wrogom. Obrona nie była tu możliwa; jakże inaczej dopełniłoby się to, co dopełnić się musiało? Gdy Jezus modlił się w ogrodzie Getsemani, pełen lęku, będącego udziałem jego ludzkiego jestestwa, błagał. „Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich! Wszakże nie Ja chcę, ale jak Ty"? (Mt 26, 39) Ale to nie było możliwe. Musiała spełnić się wola Boga. Musiała zjawić się zgraja z mieczami i zawlec Jezusa przed sąd. Gdzie teraz też Jezus nie chciał obrony Piotra mieczem, o którym Jezus mówił krótko przedtem:35 „I rzekł do nich: "Czy brak wam było czego, kiedy was posyłałem bez trzosa, bez torby i bez sandałów?" Oni odpowiedzieli: "Niczego". 36 "Lecz teraz - mówił dalej - kto ma trzos, niech go weźmie; tak samo torbę; a kto nie ma, niech sprzeda swój płaszcz i kupi miecz! 37 Albowiem powiadam wam: to, co jest napisane, musi się spełnić na Mnie: Zaliczony został do złoczyńców. To bowiem, co się do Mnie odnosi, dochodzi kresu". 38 Oni rzekli: "Panie, tu są dwa miecze". Odpowiedział im: "Wystarczy".(Ewangelia wg św. Łukasza 22,35-38)
49 „Towarzysze Jezusa widząc, na co się zanosi, zapytali: "Panie, czy mamy uderzyć mieczem?" 50 I któryś z nich uderzył sługę najwyższego kapłana i odciął mu prawe ucho. 51 Lecz Jezus odpowiedział: "Przestańcie, dosyć!" I dotknąwszy ucha, uzdrowił go.(Ewangelia wg św. Łukasza 22,49-51)
Wierni dogmatom i interpretacjom swych kościołów powiedzą jak zwykle w takich przypadkach, że Jezus przecież musiał nas zbawić! Dla mnie jednak nigdy nie było to dostatecznym wytłumaczeniem, tym bardziej mającym być decyzją dobrego, miłościwego, wszechmogącego Boga.
Wśród dawnych grup plemiennych odbywano swoisty obrządek czegoś w rodzaju chrztu, kiedy to niemowlę wynoszono z chaty i podnoszono je w stronę Słońca. Ten obrządek niejako miał zagwarantować młodemu członkowi konkretnej społeczności szczęście i długie życie pod patronatem, w tym przypadku „Boga Słońca”. Tak samo postępuje bohaterka filmu z 2003 roku „Pod słońcem Toskanii” („Under the Tuscan Sun”), podnosząc niemowlę swej koleżanki w stronę wschodzącego Słońca dodaje, że po włosku urodzić dziecko znaczy oddać je do światła czy światłu.
Chrzest w sumie istniał niemal od zawsze, będąc swoistym symbolicznym rytuałem przejścia z pewnego podstawowego obszaru bytu do innego nowego miejsca w ideowym kosmosie określonej wspólnoty
Często takie „przejście” wiązało się z akceptacją w grupie czy rodzinie, lub niekiedy nawet z pokonaniem prób wytrzymałości, zawsze jednak towarzyszyły tym obrzędom atrybuty żywiołów (woda, ogień), aby dzięki doświadczeniu ich oczyszczającej mocy zatracić swoją dawniejszą „osobowość”.
Podobno kapłani jednej z duchowych sekt na Birmie, aby móc okazać się członkami wspólnoty, przechodzą poprzez stos płonącego drewna, udowadniając w ten sposób (podobnie jak hawajscy Kahuni chodzący po rozpalonej lawie), że są godnymi wolnymi od grzechu i winy przedstawicielami tego społeczeństwa.
Tak jak na przykład świadomy przeprowadzany w dorosłości chrzest zanurzanych w wodzie członków niektórych protestanckich i kreacjonistycznych kościołów. Lecz w religiach chrześcijańskich istnieje również tak zwany „ Chrzest Duchem Świętym” kościoła „Zielonoświątkowców” czy katolicki Ruch Odnowy w Duchu Świętym „doświadczenie wiary”, będące pierwowzorem historycznych pierwotnych obrzędów tego typu jak i swego rodzaju potwierdzeniem katolickiego sakramentu bierzmowania oraz protestanckiej konfirmacji.
Pochodzenie polskiego słowa chrzest, wywodzi się od słowa Chrystus (łac. Christus, greckie Khristos – od khrein – namaszczać). Słowo chrzest nie jest więc przekładem greckiego i nowotestamentowego wyrazu baptidzo, które w większości polskich przekładów Biblii tłumaczone jest na chrzest, a dosłownie znaczy „zanurzenie".
Aby móc przejść do innych rozważań znów może teraz powołam się na Antona Parksa,: „Wiele cech Jezusa można powiązać z Ozyrysem i Horusem. Greckie słowo „Christos” („Messias” po łacinie) oznacza – „namaszczony, błogosławiony przez pana”. Mówi o osobie, która została namaszczona (od łacińskiego „unctum” – maść [ang. „unguent”]) podczas konsekrowania poprzez liturgiczne namaszczenie. Inicjacyjny obrzęd Ozyrysa w Abydos polega właśnie na tym; stąd też wywodzi się chrześcijański chrzest.”
Wierzył, iż jest Bogiem Słońce, kiedy po śmierci ojca wychowywała go jego ukochana matka.
Jego wielkość przepowiedzieli prorocy, w swym życiu odwiedził Egipt i Indie.
Jednym z ważniejszych zdarzeń w jego życiu było słynne wesele, lecz on sam stronił od kobiet.
Żył, ale wszyscy myśleli, że umarł, zginął z rąk swoich dożywając 33 lat.
Po jego śmierci na terenie jego państwa nastały długoletnie rozruchy, wymazując to państwo z map świata.
Oto jest ułożone przeze mnie w młodości pytanie, na które zapytani zawsze odpowiadali mi jednomyślnie, iż oczywiście chodzi mi o Jezusa Chrystusa, lecz nie była to w pełni prawda, gdyż mimo, że ów scenariusz mógł również do Jezusa pasować, ja jednak opisałem Aleksandra Wielkiego, którego jak widać łączy z Jezusem wiele podobieństw.
Jezus, przynajmniej z definicji, także był i człowiekiem, lecz nie zamierzam wdawać się w jakiekolwiek niedzisiejsze teologiczne spory czy jego boskość stanowiła jedną trzecią, czy dwie trzecie jego jestestwa, ale od Jezusa i związanego z nim planu pragnę przejść do zaprezentowania takiego planu u zdać by się mogło zwykłych ludzi.
Na drugiego, po lakonicznie opisanych losach Aleksandra Macedońskiego, wybrałem losy samouka i profesjonalisty Henryka Schliemanna. Nie będę opisywał barwnego życia Henryka Schliemanna, który mając siedem lat marzył o tym, aby znaleźć homerowską Troję i który w trzydzieści dziewięć lat później wyruszył na jej poszukiwanie i znalazł nie tylko owo miasto, lecz ponadto jeszcze i skarb. Schliemann jako mały chłopiec przesiadywał na grobie miejscowego zbója, który miał ponoć upiec żywcem jakiegoś pastuszka, a gdy ten już smażył się na ogniu, na dobitkę dał mu jeszcze kopniaka. Za karę — tak sobie opowiadano — lewa noga owego łotrzyka, co roku wyrastała z jego grobu.
Henryk czekał nad grobem, ale nic się nie stało. Prosił więc ojca, aby zaczął kopać w ziemi i zbadał, gdzie też w tym roku podziewa się owa noga. Opodal znajdowało się wzgórze. W nim podobno — opowiadały o tym wiejskie kumoszki, jak i kościelny — zakopana miała być złota kołyska. Chłopiec pytał swego ojca, biednego pastora: „Nie masz pieniędzy? To dlaczego nie wykopujemy tej złotej kołyski?” Ojciec opowiadał chłopcu klechdy, bajki i legendy. A jako stary humanista opowiadał mu także o walce Homerowych bohaterów, o Parysie i Helenie, o Achillesie i Hektorze, o Troi. Mówił o tym, jaka była potężna, jak potem spłonęła i legia w gruzach. Na Boże Narodzenie 1829 roku podarował chłopcu Ilustrowaną historię Hitńata Jerrera. Była w tej książce rycina, na której Eneasz, prowadząc za rękę swego syna, a starego ojca dźwigając na plecach, uchodzi z płonącego zamku. Chłopiec patrzył na rycinę, patrzył na potężne mury i olbrzymią Bramę Skajską. „To tak wyglądała Troja?” — zapytał. Ojciec potwierdził skinieniem głowy. „I wszystko to jest zburzone, doprawdy całkiem zburzone? Nikt nie wie, gdzie leżała Troja?” „Tak jest” — odpowiedział ojciec.„Nie wierzę w to — rzekł na to mały Heinrich Schliemann — kiedy dorosnę, znajdę Troję i skarb króla!” Ojciec roześmiał się. Henryk Schliemann zafascynowany recytacją Homera przez pijanego studenta, za co Henryk jako biedny czeladnik funduje mu kolejne kieliszki wódki, postanawia nauczyć się tego nieznanego języka. W rezultacie na przestrzeni kilku lat poznaje po zastosowaniu metody własnego pomysłu nauczył się w ciągu dwóch lat: angielskiego, francuskiego, holenderskiego, hiszpańskiego, portugalskiego i włoskiego. Następnie poznaje rosyjski, i oto syn ubogiego protestanckiego pastora, terminator sklepowy, rozbitek, chłopiec na posyłki, ale zarazem i znawca ośmiu języków zostaje handlowcem, a potem — w szybkim przebiegu zawrotnej kariery — wyposażonym w patent królewski kupcem, w 1854 roku — pisze o sobie Schliemann — mogłem się nauczyć języka szwedzkiego i polskiego!
Podróżuje, staje się bankierem i poszukiwaczem złota, „mimochodem” uczy się łaciny i języka arabskiego. Wreszcie uczy się języka Homera i jako milioner w 1868 roku przez Peloponez i Troadę trafia na Itakę. Powołując się jedynie na Homerowską „Iliadę” odnajduje swą wymarzoną w dzieciństwie Troję i wielki złoty skarb, robi wykopaliska w innych miejscach dzięki swej intuicji i wierze w antyczne teksty w miejscach, gdzie oficjalna archeologia głosiła, iż nic tam nie ma on zawsze odnajduje tam miasta i skarby.
Narodzinom kolejnego z wybranych przeze mnie osób, którzy niejako przepowiedzieli w dzieciństwie swe odkrycia czyli Jacquesa Champolliona, towarzyszyło bardzo dziwne, żeby nie powiedzieć cudowne zdarzenie. Otóż matka przed jego urodzinami była całkowicie sparaliżowana. Gdy wszyscy lekarze bezsilnie opuścili ręce, mąż Jacques Champollion, kazał w połowie 1790 roku zawezwać do jej łoża „cudotwórcę”. Fakt ten, jak i to, co dalej następuje, potwierdza wielu świadków. A więc uzdrowiciel zalecił, aby ułożyć chorą na gorących ziołach, dawać jej gorące wino i zapowiedział szybkie wyleczenie. Ponadto, ku najwyższemu zdumieniu całej rodziny, przepowiedział, iż wkrótce urodzi ona chłopca, dodając, że dziecko to, dziś jeszcze znajdujące się w łonie matki, dostąpi wielkiej sławy, która przetrwa wieki. Tak jak zostało wyprorokowane trzy dni później chora wstała z łóżka. A 23 grudnia 1790 roku o godzinie drugiej w nocy urodził się Jean-Francois Champollion, który wsławić się tym, że miał odcyfrować Egipskie hieroglify. Proroctwa spełniły się, lecz to nie wszystko, gdyż u małego Francois lekarz ku wielkiemu swemu zdziwieniu stwierdził żółtą rogówkę, właściwą tylko ludom wschodnim, zdarzającą się u Europejczyków niezmiernie rzadko. Prócz tego niemowlę miało niezwykle ciemną, omal że brązową cerę, a i cały owal twarzy był zdecydowanie wschodni. Wszystko to sprawiło, że w dwadzieścia lat później Champolliona nazywano „Egipcjaninem”.
Kiedy jako dziecku ktoś z uczestników Napoleońskiej wyprawy do Egiptu pokazuje mu swe egipskie zbiory, śniady chłopiec patrzy jak urzeczony na pierwsze fragmenty papirusów. Ogląda napisy hieroglificzne na kamiennych płytach.„Czy można to przeczytać? Pyta w końcu. Mężczyzna zaprzecza ruchem głowy. Fourier, gdyż tak właśnie brzmi nazwisko człowieka dzięki któremu Champollion po raz pierwszy w życiu widzi tajemnicze znaki, zanosi się od śmiechu, kiedy mały Champollion oznajmia z powagą w głosie: „ A ja to odczytam!— Odczytam za parę lat. Kiedy dorosnę”.
Jak bardzo ta deklaracja przypomina tego innego chłopca, który mówił do swego ojca: „Ja znajdę Troję”. I on też mając lat trzynaście zaczyna się uczyć języka arabskiego, syryjskiego, chaldejskiego i koptyjskiego. Przy tym wszystko, czego się uczy, wszystko, co robi i o czym myśli jest związane z Egiptem. Czymkolwiek się zajmuje, zawsze wyłania się dla niego jakiś problem egipski. Uczy się języka starochińskiego jedynie po to, aby zbadać jego ewentualne pokrewieństwo z językiem staroegipskim. Studiuje próbki tekstów najbardziej odległych języków zend, pahlavi i języka Parsów
1 września 1807, dzięki jego książce „Egipt pod panowaniem faraonów”. Siedemnastoletni Champollion zostaje jednomyślnie obrany członkiem Akademii w Grenoble. Następnie trafia do Paryża, zna dwanaście różnych języków. Lecz w jego umyśle kołacze się tylko jedno pragnienie jeden nakaz, który niby mantra wielokrotnie powtarza :„Odcyfruję hieroglify! Wiem, że je odcyfruję”.
Upłynęło jeszcze kilka lat, kiedy w tym niedającym się ściśle określić momencie, Champollion wpada na pomysł, że hieroglificzne obrazki są „literami” (ściślej — „znakami fonetycznymi”, pierwsze bowiem sformułowanie Champolliona brzmi: „...nie będąc ściśle alfabetycznymi, są jednak fonetyczne”. Jest to zwrot, lecz czy po takim życiu i pracy jak życie i praca Champolliona, można w ogóle mówić jeszcze o „pomyśle”, o „szczęśliwym przypadku”? Fakt, iż hieroglify dotąd nie zostały odcyfrowane, gdy cały świat miał je przed oczyma, jest na tyle dziwny jak to, że odczyta je dopiero ktoś, kto nie tylko z wyglądu był Egipcjaninem, ktoś kto po prostu to wiedział, tak jakby była to pamięć bycia - niegdyś reinkarnacją starożytnego Egipcjanina. Kiedy wreszcie Champollion po raz pierwszy w swym obecnym życiu jako już znany człowiek jedzie do Egiptu, tu w swej drugiej ojczyźnie dokonuje odkryć. Znajduje wciąż nowe potwierdzenia swych teorii.
Losy podobnych osób, które niejako zostały stworzone tylko po to, aby dokonać czegoś, co jak jakiś nakaz towarzyszy często od ich urodzenia, można by mnożyć w nieskończoność. Będą wśród nich artyści i pisarze, muzycy i myśliciele, wynalazcy i geniusze nauki, politycy jak i wielcy wojownicy i władcy. Lecz wszystkim im przyświeca jakiś nadrzędny ponadczasowy Plan, jakiś narzucony im obowiązek bycia kształtującym oblicze świata ogniwem. Czyż za takie przeświadczenie może być odpowiedzialna karma i reinkarnacja, może jakiś wiadomy nielicznym odtajniony zarys przyszłości a może realizująca swe dążenia czyjaś spekulacja. Tego niestety nie wiem, jednak przeczuwam, że takie coś istnieje, gdyż moim zdaniem żadem mieniący się za kogoś rozsądnego nie może powiedzieć, że takie zdarzenia były i są jedynie przypadkiem.
Czy jak w przypadkach barwnych postaci Aleksandra Macedońskiego , Henryka Schliemanna, Jacquesa Champolliona, Napoleona Bonapartego, Edgara Cayce, głośnej sprawy podobieństwa życia i okoliczności śmierci Johna F. Kennedya i Abrahama Lincolna, a nawet losów i wiary Adolfa Hitlera w swe szczytne przeznaczenie, nie idzie tutaj o jakiś odgórny „Boski Plan”?
Nie wygląda bowiem, aby chodziło li tylko o jedynie o jakąś ich wyimaginowaną determinację i niekiedy nadludzki upór, które zdradzały w tych ludziach tę pyszną pewność osiągnięcia sukcesu, czy jest to opisywane przeze mnie wcześniej prawo atrakcji, a może coś więcej, bo czyż tak wiele podobieństw między osobami i zdarzeniami z nimi związanymi, o których można przeczytać nie dowodzą istnienia kosmicznego schematu planu nieśmiertelności duszy a nawet reinkarnacji. Czyż nie świadczą jednocześnie o jakimś „ograniczonym” schemacie tych działań lub jakichś trudnych do zrozumienia karmicznych zobowiązań , gdzie Jezus staje się podobnie jak Ozyrys ofiarą, w przypadku Jezusa samemu doprowadzającego, aby stać się paschalną ofiarą baranka, jako tej może symbolicznej kulminacji ery barana, kiedy to w jej początkach Żydzi zostają zmuszeni przez swego „Boga” do wyjścia z ziemi egipskiej, gdy krwią baranów zaznaczają drzwi swych domostw, aby bóg nie pomylił się i nie na nich spuścił swą dziesiątą plagę, umożliwiając Żydom nie tylko wyjście z Egiptu, ale i kradzież egipskich precjozów.
Czyż cudowne przejście przez Może Czerwone tożsame z oczyszczającym ich symbolicznym chrztem nie było rytualnym przebrnięciem przez jakiś bród, które symbolicznie Jezus musiał odbyć w Jordanie w niejako odwróconym procesie paschalnym, gdzie w tym przypadku najpierw był chrzest, a później jego ofiara w dniu nisan żydowskiej paschy.
Reasumując, wszystko to co do tej pory zostało i wszystko co jeszcze będzie powiedziane na temat istnienia w moim przekonaniu zawsze jest jedynie połowiczną prawdą. Ci przeważnie o niej się wypowiadający dyskredytując innych głoszą swą tezę jako jedyną i niejednokrotnie nawet objawioną prawdę.
Zważając, że tak naprawdę nic nie istnieje, a to co postrzegamy - od planet i galaktyk do bakterii i atomów, jest jakąś iluzoryczną strukturą fraktali i hologramów, gdzie jedynie niesamowity pęd tych podstawowych elementów zagęszcza materie do widzialnych, a raczej odczuwalnych struktur.
Nic też moim zdaniem nie jest jednoznaczne i w jakiś sposób skrajne. Porównując to co chcę przybliżyć, na przykład do tworu jakiegoś wyimaginowanego artysty, który chcąc stworzyć jakiś obraz nie powinien do jego namalowania używać białej farby na białym blejtramie, gdyż po prostu nie da to żadnego wizualnego efektu jego pracy, a tym samym jest działaniem bezsensownym.
Choć w historii ludzkiego działania można by znaleźć wiele bezsensownych działań, jednak istota wszechświata i wszechrzeczy po prostu musi działać w bardziej logiczny sposób. Dlatego też podobnie wbrew temu, co głoszą co niektóre szkoły czy duchowe filozofie, nie ma powodu dążenia jedynie do idealnego utopijnego świata miłości, gdyż jeśli ów świat dotrze już do takiego stanu, to po prostu nie mając powodu przeciwstawiać się i walczyć ze „złem”, pozbawiony działania, niejako zdaje się na samodestrukcję.
Nie, nie chcę tutaj powiedzieć, że jestem za anarchią i złem w każdej jego postaci ,ale po prostu rozumiejąc życie czy to cielesne czy też duchowe jako ruch, a ruch jako działanie poprzedzone motywacją, uważam iż pozbawiony atrybutów życia świat popadł by w stagnację, zastój i upadek. Idąc dalej tokiem mojego rozumowania zauważam w istnieniu kosmosu konieczność istnienia swoistego planu działania, który podobny do w nieskończoność odgrywanej sztuki teatralnej angażuje nas (w tym rozumiem wszystkie możliwe istoty) do odgrywania przydzielanych nam ról, gdzie jeśli ktoś miał okazję sprawdzić się w odtwarzaniu swej poprzedniej roli ma szansę- zupełnie jak to zdarza się w teatrze, ze statysty stać się odtwórcą pierwszoplanowych ról. I myślę, że aby prawidłowo spełniać swe zadanie powinniśmy po trosze być egoistami. Ktoś powiedział kiedyś: „Pokochaj siebie, a kochanie innych przyjdzie Ci łatwo”, choć zapewne niektórzy mają inne role do odegrania, jak głosi to nakaz chrześcijański: "Kto w ciebie kamieniem, ty w niego chlebem". Lecz na dłuższą metę takie działanie jest utopią , gdzie już samo określenie utopia oznacza, że jest to pomysł niedający się wprowadzić w życie.
Zarówno w znanym jak i tym jeszcze nieznanym nam świecie tak materia jak i zdrowy egoizm są podstawą istnienia. Gdzie byśmy się nie obrócili wszystko obraca się w sumie wokół dóbr materialnych. A gdyby nie rywalizacja i egoizm nadal pozostawalibyśmy w jaskiniach.
Nawet w przyrodzie każda roślina stara się zdominować inne, każde zwierzę wypracowuje w sobie lepsze atrybuty kamuflażu, ochrony lub agresji. W lesie każde drzewo nie ustępuje miejsca innym drzewom, lecz stara się być jak najwyższe, aby móc jak najwięcej czerpać promieni słonecznych. Lecz nawet ta walka o przetrwanie nadal pozostaje grą i zabawą.
Kiedyś pracowałem w teatrze i zdaje się, iż prawidłowo poznałem jego swoisty klimat karnawałowej wiecznej zabawy, która ni jak miałaby się do mego artysty wciąż jedynie gruntującego swe płótna. W istnieniu ,tak jak w sztuce czy w życiu, potrzebne są kolorowe kostiumy i maski - zarówno zła, pychy, jak i szczerości i miłości, aby ta kolejna adaptacja komedio –dramatu istnienia miała sens być wystawianą.
A co za tym idzie potrzebny jest tu odtwórca anioła jak i diabła, tak jak w naszej sztuce pod tytułem „Historia Świata” głównymi postaciami był zarówno Budda jak i Hitler, Beethoven, jak i Champollion, a jedyne co się nie zmieniało to kolejna nowsza adaptacja „Historii Świata”.

Użytkownik Erik edytował ten post 25.02.2011 - 20:11

  • 1



#15 Gość_mag1-21

Gość_mag1-21.
  • Tematów: 0

Napisano

Witaj Eriku

Choć w historii ludzkiego działania można by znaleźć wiele bezsensownych działań, jednak istota wszechświata i wszechrzeczy po prostu musi działać w bardziej logiczny sposób. Dlatego też podobnie wbrew temu, co głoszą co niektóre szkoły czy duchowe filozofie, nie ma powodu dążenia jedynie do idealnego utopijnego świata miłości, gdyż jeśli ów świat dotrze już do takiego stanu, to po prostu nie mając powodu przeciwstawiać się i walczyć ze „złem”, pozbawiony działania, niejako zdaje się na samodestrukcję.
Nie, nie chcę tutaj powiedzieć, że jestem za anarchią i złem w każdej jego postaci ,ale po prostu rozumiejąc życie czy to cielesne czy też duchowe jako ruch, a ruch jako działanie poprzedzone motywacją, uważam iż pozbawiony atrybutów życia świat popadł by w stagnację, zastój i upadek.

Tak sobie mysle, ze masz niewatpliwie racje. Jesli dobro i milosc dochodza we wlasnym rozwoju do kresu dalszego mozliwego rozwoju, to tez transformuja...Dobro przestaje widziec dalsze mozliwosci wlasnego rozwoju i doskonalenia formy, juz jest doskonale, tak doskonale, ze az w tej doskonalosci widzi tylko mozliwosc bycia...bycia jego przeciwienstwem. A zlo czy nie mysli tak samo? Co moze zrobic zlo bedac juz idealnym zlem, tak idealnym, ze bardziej sie juz nie da? Przestac "byc"? Mysle ze raczej byc teraz wlasnym przeciwienstwem. Mozna tego doswiadczac w nieskonczonosc, zmieniajac formy doswiadczania, czyli ciala.
Pozdrawiam
  • 1


 

Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych