Skocz do zawartości


Zdjęcie

Postępowanie na wypadek ogłoszenia wojny


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
59 odpowiedzi w tym temacie

#46

Relid.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Nie wydaje mi się, żeby miała nas czekać jakaś wojna tak ''na już, teraz, zaraz'', ale zakładając co by było gdyby... Myślę, że ciężko coś zakładać z góry. Teraz łatwo napisać, że ucieknę, pójdę do wojska czy coś tam innego. A jak przychodzi co do czego, człowiek głupieje ze strachu, traci głowę i zazwyczaj po prostu trzyma się swoich bliskich. Najprawdopodobniej głowa rodziny decydowałaby o ucieczce lub pozostaniu na miejscu i w większości przypadków dostosowalibyśmy się do odgórnych poleceń rządu czy rodziny, zamiast do własnych pomysłów.
  • 0

#47

PaZi.
  • Postów: 933
  • Tematów: 4
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Ja jeszcze przed ogłoszeniem wojny podjąłbym działania przygotowujące mnie do przeżycia. Najważniejszy jest survival. Martwy nikomu nie będę potrzebny, ale nikt za mnie nie wykopie mi kryjówki i nie upoluje zwierza. Po ogłoszeniu wojny zapewne przyłączyłbym się do armii albo uciekł z kraju. Trudno powiedzieć jak się zachowam w takiej sytuacji.

Shise
Cały czas mi ten wniosek krązył po głowie ale nigdy go nie sformułowałem. Rzeczywiście część kontynentów jest praktycznie nie do podbicia za pomocą konwencjonalnych sił zbrojnych. W dodatku w europie nie możliwa jest już wojna konwencjonalna. Jaki sojusz by się nie stworzył zawsze obie strony będą miały atomówki i w obliczu zagrożenia ich własnych ziem na pewno ich użyją. Co do samych atomówek to piszesz o polsce jak o członku sojuszu z zachodnimi krajami bo mówisz że u nas mało celów strategicznych i więcej jest ich na zachodzie i że tam by leciało więcej atomówek. Może nie mamy zbyt wielu celów strategicznych ale znowu (ilez można do cholery) nasz kraje będzie frontem walk. Co to oznacza? Wystaczy spojrzeć na plany ataku z okresu zimnej wojny. Najpierw dostaniemy od zachodu bo u nas są obce wojska a potem od wschodu bo zachód wtargnął nasze ziemie obce dla wschodu. :|

Poza tym nawet w ramach wojny konwencjonalnej ciężko będzie zwykłym żołnierzom/strzelcom jakimi zostaną osoby bez wcześniejszego przeszkolenia wojskowe nawet zobaczyć wroga. Zobaczcie nagrania z wojen USA z ostatnich lat. Lata sobie helikopter kilka kilometrów od ciebie tak że go nawet nie słyszysz a po chwili leci salwa rakiet albo seria z działka pokładowego i nawet nie wiadomo skąd, albo w nocy wóz bojowy z noktowizorem lub kamerą podczerwieni wali do ciebie a ty ponownie nie wiesz co i jak.

Do tego dochodzi anarchia do jakiej doszłoby w rejonach o słabej administracji państwa i powstałyby mniejsze lub większe gangi które kradły by i zabijały. Naprawdę trudno powiedziecieć co każdy z nas by robił w obliczu wojny.
  • 2

#48

shise.
  • Postów: 23
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Może nie mamy zbyt wielu celów strategicznych ale znowu (ilez można do cholery) nasz kraje będzie frontem walk. Co to oznacza? Wystaczy spojrzeć na plany ataku z okresu zimnej wojny. Najpierw dostaniemy od zachodu bo u nas są obce wojska a potem od wschodu bo zachód wtargnął nasze ziemie obce dla wschodu. :|


PaZi trudno nie zgodzić się z tym co piszesz myślę podobnie, z jednym małym zastrzeżeniem od zimnej wojny troszkę się pozmieniało jeśli chodzi o cele strategiczne. Jednak możemy dostać od obu stron, nawet przypadkowo. Mam nadzieję że jednak te przepowiednie to bzdura.
  • 0

#49

mevq.
  • Postów: 101
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Nakręcanie się wojną nie ma zbytniego sensu.
Chcecie poczuć adrenalinę ? Odejdcię od PC i ruszcie szanowne d...tylki na jakąś fajną aktywność fizyczną. Polecam ASG. Normalne bronie, normalna waga tylko plasstikowe pryszcze do wyjmowania z ciała -zabawa przednia, zabawa w wojnę bez ofiar w ludziach. Jeśli nie to to znienawidzony przeze mnie paintball lub sztuki walki (tu polecam rózne rodzaje karete i słynną krav-magę). I zaręczam Wam, że już więcej żaden z urzytkowników nie będzie szukał dodatkowych wrażeń pod psotacią III WŚ tylko dlatego że przeszedł akurat Call od Duty lub inny badziew i chciałby postrzelać sobie w realu.
Dla tych którzy nie wiedzą jak wojna wygląda naprawdę polecam film Stalingrad. Niemiecki bodajże z lat 80 tych jeszcze. Tam jest pokazane całe okrucieństwo II WŚ, a bądźcie pewni, że III nie będzie już tak humanitarna. Każdy kolejny konflikt zwiększa liczbę ofiar w cywilach.

Co zrobić gdy wybuchnie wojna? Nie panikować. Zastosować sie do poleceń władz, a nie myśleć, że wszystko się wie najlpiej. Nie biegać na maisto i nie szukać broni bo ttylko wprowadzicie zamęt albo natraficie na grupy szabrowników. Każdy niezależnie od zagrożenia wojną powinien mieć w domu materiały bardz przydatne na czas zagrożenia, oczywiście na mierę swoich możliwości finansowych.
Latarki i świeczki, radia, apteczka, konserwy i zapas wody pitnej na co najmniej 3 dni. Dorzuciłbym parę książek, gdyż czekanie w piwnicy lub dachu domu może być frustrujące tym bardziej że nie będzie Internetu ;). Możecie się śmiać, ale naprawdę frustracja to pierwszy krok do agresji, a nuda do niekonwencjonalnego i nieprzemyślnego działania. To wszystko grosze kosztuje a w wypadku jakiegokolwiek zagrożenia może uratować skórę przed przybyciem służb reagowania kryzysowego.
  • 0

#50

harap.
  • Postów: 210
  • Tematów: 6
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Co bym zrobił? Prosta sprawa- jestem młody i sprawny, więc rozsądnie zastosowałbym się do zarządzenia władz- czyli prawdopodobnie pobór. Nie mam szczególnie anarchistycznych czy bohaterskich zapędów- po prostu zrobiłbym co by mi kazali. Z resztą, co was tak na te wojny naszło nagle? Naczytaliście się 'wiarygodne inaczej pe el' czy jak? Do roboty/nauki/zabawy(w sumie dziś sobota przecie:p) się weźcie a nie życie marnujecie na rozkminianiu czy w ciągu najbliższych tygodni będzie wojna czy nie. Bo ona może wybuchnąć w każdym momencie, a nie tylko wtedy kiedy kilku mędrców zinterpretuje wiersz imć Nostradame'a i stwierdzi (błędnie z resztą...) 'no, to musi w listopadzie wojna bedzie'. A jakoś nie widzę żeby na forum bez przerwy otwarty był temat 'bieżący miesiąc- jak myślcie, będzie wojna?'...
  • 0

#51

sieka14.
  • Postów: 59
  • Tematów: 3
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Według mnie były by 2 drogi
1.Postępowac zgodnie z nakazami państwa.
2.Wstąpic do wojska, bo samoistne działanie było by głupotą.

Poza tym wydaje mi sie ze III wojna światowa wyglądała by w sposób"Wysłać maszyny i bombardować".Największym zagrożeniem byłby konflikt w Panstwie, gdzie rzadzić będzie prawo pięści.Dlatego uważam że armia była by sensownym pomysłem, zawsze jakiś sprzęt więcej informacji, i wbrew pozora większa możliwość przeżycie.
  • 1

#52

Sniffer.
  • Postów: 323
  • Tematów: 2
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Ilekroć tylko myślę o dacie 10 Listopada, straszne ciarki i wizje przesuwają mi się przed oczami... cóż za sugestywna moc w tych niby błahych przepowiedniach! I zawsze widzę, zawsze czuję jakby pociski, rakiety z wysoko zawieszonych maszyn rozrywały na strzępy moje otoczenie, a ja patrzę na to przez okno. Co bym mógł wtedy zrobić? Zrywam się pośród nocy, zbudzony łuną płomieni. Patrzę - okno wyleciało. Wszędzie wokół wybuchy, grzyby po implozjach oraz ogień. Całkowita pustka w mózgu - nie wiadomo, wiać do piwnicy (której nie posiadam), ubierać się, brać co się da i uciekać, nie brać i wiać z miejsca? Może dom już zniszczony? Może auto wysadzone? Może właśnie leci ku mnie rakieta?
Co bym takiego robił? Przeżył. A potem starał się przeżyć dalej.
  • 0

#53

sad25.
  • Postów: 26
  • Tematów: 2
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Tak czytam te tematy i czytam, cały czas Opad Radioaktywny...

A czy wy wiecie że bombardowanie Doziemne jest tylko do celów głęboko ukrytych (bunkry wojskowe itp) ?

Główne bombardowanie bronią BMR ma miejsce tak by ta "kula ognia" nie dosięgła ziemi, czyli by nie powstał opad radioaktywny.

Niszczy się falą uderzeniową, temperaturą, promieniowaniem i coś co zmartwi każdego cywila...
Impuls Elektromagnetyczny który jest nieodłączną częścią detonacji nuklearnej.
Czyli cała niezabezpieczona elektronika Kaput.

Najważniejsze dla przeżycia są pierwsze dni po detonacji przede wszystkim nie wychodzić z piwnicy/schronu.

Impuls EM przechodzi do 0,5-1m warstwy ziemi Promieniowanie Gamma do 1,5m gruntu.

Zabezpieczyć elektronikę można Klatką Faradaja, bądź głęboki schron itp...

Aha, promieniowanie gamma słabnie z każdym dniem po detonacji by bo wielu DNIACH ( nie miesiącach czy latach) zniknąć. Wiadomo, trochę izotopów Strontu i Cezu np. zostanie.

Użytkownik sad25 edytował ten post 11.11.2010 - 01:50

  • 0

#54

Mehitabel.
  • Postów: 758
  • Tematów: 45
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Doskonały artykuł o tym jak mogłaby wyglądać na chwilę obecną wojna polsko-białoruska:

Gdyby Białoruś napadła na Polskę...

Sobota, 7 maja
... mielibyśmy nie lada problem. Większość sił Wojska Polskiego znajduje się na zachodzie kraju - czy zdążyłby wejść do walki, nim agresor zająłby Warszawę?

Vladimir Wolff, autor książki "Stalowa kurtyna", nie ma co do tego wątpliwości - w jego powieści oddziały białoruskie - po wcześniejszym zajęciu m.in. Białegostoku - wchodzą do naszej stolicy już po kilku dniach od rozpoczęcia inwazji.

Ograniczony potencjał


Po drodze rozbijają stacjonującą na Warmii i Mazurach 16 Dywizję Zmechanizowaną (DZ), oraz inne, nieliczne jednostki - jak można się domyśleć, należące do aktualnie likwidowanej przez dowództwo naszej armii 1 DZ.

Białoruskie wojska atakuje Polskę z dwóch kierunków - północnego, na wysokości Grodna, i południowego, z okolic Brześcia.

Grupa północna ma wejść do Warszawy z rejonu Legionowa i Nowego Dworu Mazowieckiego, grupa południowa - sforsować Wisłę poniżej miasta i wkroczyć do stolicy od strony południowych, lewobrzeżnych dzielnic. Później jej oddziały uderzeniowe ruszyłby w kierunku Łodzi, której zajęcie zakończyłoby inwazję.

Na większą ekspansję terytorialną Białorusini nie mogą sobie pozwolić z powodu ograniczonego potencjału wojskowego. Plan, od którego wywodzi się tytuł książki, zakłada podjęcie w tym momencie rozmów pokojowych.

W myśl jego założeń, dwa wielkie związki taktyczne Wojska Polskiego - 12 DZ ze Szczecina i 11 Dywizja Pancerna (DPanc.), stacjonująca w garnizonach w Lubuskim i w Wielkopolsce - nie zdążą już wejść do walki, zdziesiątkowane przez lotnictwo i działania dywersyjne.

Przyczajony tygrys

W książkowej rzeczywistości tego scenariusza nie udaje się napastnikom zrealizować. Co prawda blitzkrieg doprowadza do zajęcia Warszawy, po drodze jednak ginie wielu żołnierzy pierwszorzutowych jednostek białoruskiej armii.

Tej daje się też we znaki częściowo tylko zniszczone, polskie lotnictwo. Jej ruchy ograniczają również rzesze uchodźców, uciekających na zachód kraju. Z tym ostatnim problemem generałowie Łukaszenki, na życzenie samego wodza, radzą sobie przy użyciu bomb paliwowych...

Jak zauważa jeden z bohaterów "Stalowej kurtyny", tuż po utracie stolicy Polska jest jak przyczajony tygrys - rozwścieczona, szykuje się do skoku.

Białorusinom nie udało się zaszkodzić wojskom z zachodnich rubieży - teraz biorą one przeciwnika w kleszcze. Pancerna pięść WP, wyposażona m.in. w niemieckie leopardy, przełamuje białoruskie linie na południu. W powietrzu pojawiają się amerykańskie F-22, których eskadra, jednym uderzeniem, rozbija lotnictwo przeciwnika. A w kilkadziesiąt celów na Białorusi uderzają pociski manewrujące, wystrzelone z krążowników US Navy, które w międzyczasie pojawiły się na Bałtyku.

Centrum w ruinie

Odcięte od linii zaopatrzeniowych, pozbawione wsparcia lotniczego, białoruskie oddziały zaprzestają walki.

Wpływ na ich decyzję ma również akcja polskich, amerykańskich i brytyjskich sił specjalnych, które atakują pałac prezydencki w Mińsku i w ostatniej chwili łapią salwującego się ucieczką Aleksandra Łukaszenkę (skojarzenia z operacją wymierzoną przeciw bin Ladenowi są nie na miejscu - w białoruskiej stolicy międzynarodówka "specjalsów" napotyka na twardy opór Specnazu, duma Polski - GROM - dostaje lanie, a Batiuszkę udaje się ująć w zasadzie przez przypadek).

Jak wszystkie i ta wojna dobiega końca. Polacy nie wkraczają na teren Białorusi, choć przejmują twierdzę Brześć. Rzeczpospolita kończy zmagania uboższa o 70 tys. obywateli, w centrum stolicy straszą ruiny wysokościowców, solidnie zdemolowanych jest kilka innych miast. W gruzach leży gazoport, część lotnisk, ważnych zakładów i elektrowni. Jednak radość ze zwycięstwa i strumień zagranicznej pomocy pozwalają wierzyć w szybką odbudowę.

Zaś czytający drapie się po głowie, zastanawiając, czy taki scenariusz w ogóle jest możliwy? A konkretnie - czy Białorusinom rzeczywiście udałoby się zająć tak znaczne połacie Polski? I jakie jest prawdopodobieństwo, że zdecydowaliby się na atak?

Po co się spinać?

Autor "Stalowej kurtyny" ma rację, zwracając uwagę na dużo mniejszy potencjał WP, zgromadzony na wschód od Wisły - tak, jakby wciąż, mimo upadku komunizmu, zagrożenie stanowił dla nas przede wszystkim Zachód. Tymczasem dokonywane po 1989 r. analizy wykazywały, że jeśli cokolwiek złego miałoby spotkać Polskę, z większym prawdopodobieństwem przyszłoby ze wschodu.

Dlaczego zatem nie zdecydowaliśmy się na co najmniej zrównoważenie sił w obu częściach kraju? Odpowiedź jest prozaiczna - w latach 90. minionego wieku armii nie było stać na wielką przeprowadzkę.

Co więcej, technologiczna degrengolada WP, charakterystyczna dla pierwszych kilkunastu lat III RP, odebrała politykom i części generalicji wiarę w możliwości własnego wojska.

Jednocześnie jednak nie widziano w tym wielkiego problemu, ufając, że członkostwo w NATO - do którego wstąpiliśmy w 1999 r. - daje wystarczające gwarancje. W ocenie wielu, takie uwarunkowania podważały wręcz sens poważnej dyslokacji sił (i inwestowania w wojsko w ogóle). "Bo po co się spinać, skoro i tak nie damy rady? A zresztą, Sojusz nas obroni"...

Zaskoczenie i koncentracja

Tymczasem w "Stalowej kurtynie" NATO zwleka z decyzją o włączeniu się do walki. Jej ciężar bierze na siebie wspomniana 16 DZ, wyposażona w sprzęt, którego średnia wieku dobiega trzydziestki - więcej niż liczy sobie większość służących w niej żołnierzy.

Na zeszłorocznych ćwiczeniach Anakonda widziałem oddziały tej dywizji w akcji. Mniejsza o stalowe hełmy, które nosiła spora część żołnierzy. Świeżo odmalowane czołgi T-72 i wozy BWP-1 wyglądały - zwłaszcza w symulacji frontalnego ataku - nawet groźnie. Nie zmienia to jednak faktu, że ich przydatność na współczesnym polu walki staje się coraz bardziej problematyczna. Dość sięgnąć po doświadczenia z obu "Pustynnych Burz".

Oczywiście, po drugiej stronie nie stoi przeciwnik posiadający znaczną przewagę technologiczną, jak to było w Iraku. Napastnik ma podobny sprzęt, armię o 1/3 mniejszą, choć wyposażoną w dwa razy więcej czołgów (a na czas fikcyjnej wojny zwiększoną do stanu etatowego WP).

Tajemnica potencjalnych sukcesów Białorusinów tkwiłaby w zaskoczeniu i koncentracji sił w danym rejonie. Tak też dzieje się w "Stalowej kurtynie" - wschodni napastnicy atakują "z marszu", kończąc w ten sposób wielkie ćwiczenia, które - choć niepokojące - mobilizacji u sąsiada nie wywołują. Zaś północna grupa ich armii jest trzy razy silniejsza od 16 DZ.
Specnaz na tyłach

Co więcej - to książkowa fikcja, choć w tym scenariuszu dość prawdopodobna - władze w Mińsku przed inwazją uzyskują od Rosjan kilkaset dużo nowocześniejszych czołgów T-80 i wozów BWP-2. Modernizują również na kredyt z Moskwy swoją flotę powietrzną, usiłując zniwelować przewagę, jaką Polsce daje 48 nowiusieńkich F-16.

Pomagają też sobie na inne sposoby - jeszcze przed rozpoczęciem działań zbrojnych do Polski przenika kilkadziesiąt grup dywersyjnych, które mają zaatakować lotniska, wybrane dowództwa i centra polityczne. W książce Wolffa niszczenie samolotów w bazach idzie Białorusinom tak sobie, podobnie realizuje się plan wytrucia - za sprawą skażonego jedzenia - żołnierzy 10 Brygady Pancernej (stanowiącej część 11 DPanc., wyposażonej w najlepsze w tej części Europy czołgi leopard). Już jednak podjęta tuż przed wkroczeniem sił inwazyjnych próba zagazowania polskiego Sejmu udaje się niemal całkowicie.

Co prawda większość specnazowców ginie w trakcie realizacji swoich zadań, nie jest to jednak niezgodne z filozofią wykorzystania tych jednostek. Tym bardziej, że generalnie osiągają one swoje cele - chaos i dezorganizacja, które wkradają się w polskie szeregi, potęgują element zaskoczenia.

To wszystko książkowa fikcja, ale - biorąc pod uwagę fakt, że białoruska doktryna wojenna pozostaje pod silnym wpływem Rosjan (a ci w tej dziedzinie nadal wzorują się na Armii Radzieckiej) - tak właśnie walczyłby nasz przeciwnik.

Sól armii z dala od kraju

Pisząc o polskich słabościach (i białoruskich atutach), nie sposób uciec od Afganistanu. Co prawda utrzymujemy tam, zdawałoby się, niewielki, ledwie 2,5-procentowy odsetek wojska, jest to jednak sól sił zbrojnych RP.

Dość napisać, że gdyby do białoruskiego ataku doszło podczas głośnych ćwiczeń "Zachód 2009", w Polsce nie było wówczas większości żołnierzy elitarnej 6 Brygady Powietrznodesantowej.

Jeśliby wojna wybuchła jesienią bądź zimą 2010 r. - nie miałby kto obsadzić części leopardów, bo trzon afgańskiego kontyngentu stanowiła 10 BPanc.

Teraz z kolei w Azji przebywa, wraz z własnym dowódcą, gros sił 17 Brygady Zmechanizowanej (BZ) (również wchodzącej w skład 11 DPanc.) - najlepszej tego typu formacji WP. Zaś jesienią br. 4,5 tys. km od kraju znajdzie się większość żołnierzy 15 BZ, stanowiącej część - uwaga - 16 DZ.

Polacy jak Gruzini

Co więcej, w Afganistanie znajduje się nieproporcjonalnie dużo najnowocześniejszego i najważniejszego sprzętu WP, jak choćby niemal połowa z 300 transporterów opancerzonych rosomak i 1/4 (osiem z nieco ponad 30) śmigłowców szturmowych Mi-24.

Zatem w przypadku wojny polsko-białoruskiej nasz kontyngent byłby w sytuacji podobnej do tej, w jakiej w sierpniu 2009 r. znaleźli się Gruzini. Wówczas to dwa tysiące najlepszych żołnierzy gruzińskiej armii usiłowało wydostać się z Iraku, po tym, jak sprowokowana przez Tbilisi Rosja wkraczała do ich kraju.

Wzorem Gruzinów i my musielibyśmy żebrać o transport u Amerykanów, byłoby jednak naiwnością sądzić, że udałoby się cały należący do kontyngentu sprzęt w ciągu kilka dni przerzucić do Polski...

Krwawe prowokacje Mińska

Wizja pierwszych starć nie napawa więc optymizmem - scenariusz Wolffa wydaje się całkiem realny. Choć moim zdaniem Polacy z większą determinacją zabiegaliby o wsparcie NATO i przerzucali jednostki w rejon walk - by nie dopuścić do utraty Warszawy, która, jako stolica, ma wyjątkowe, symboliczne znaczenie.

Idźmy jednak dalej i zastanówmy się, cóż takiego mogłoby sprowokować zbrojną reakcje naszego sąsiada?

W "Stalowej kurtynie" pretekstem ma być seria wyjątkowo krwawych ataków na przebywających w Polsce Białorusinów. W istocie są to prowokacje Mińska, a rzeczywistym powodem wojny jest chęć odwrócenia uwagi od wewnętrznych, głównie gospodarczych, problemów Białorusi.

O ile pomysł z antybiałoruskimi wystąpieniami wydaje się mocno naciągany - w tym sensie, że nawet w przypadku ukrywania prawdziwych motywacji, nie byłby dobrym pretekstem dla rozpoczęcia walk - o tyle idea "małej zwycięskiej wojny" była już w historii przerabiana.

Ani on wariat, ani oni ślepi

Najbliższy przykład to Argentyna, która w takich właśnie okolicznościach zdecydowała się na konflikt z Wielką Brytanią na początku lat 80. ub.w.

Jednak argentyńska junta wojskowa zaangażowała w wojnę tylko niewielką część swoich sił, a walki toczyły się na Falklandach, z dala od rdzennych terenów. Tu zaś mamy do czynienia z wojną na pełną skalę, prowadzoną blisko granicy, z dużym prawdopodobieństwem dotkliwych uderzeń w macierz.

Trzeba by więc szaleńca i maksymalnie zniewolonego narodu, by taki scenariusz dało się zrealizować. A cokolwiek by o Aleksandrze Łukaszence i jego Białorusi mówić - ani on wariat, ani jego rządzeni ślepym, zrobotyzowanym tłumem, rodem z północnokoreańskiego koszmaru.

No i jest jeszcze NATO i Rosja.

W "Stalowej kurtynie" Sojusz zachowuje się jak w złych snach niemałej części kadry dowódczej WP, która - niejako w opozycji do polityków- i mundurowych-natooptymistów - ma, lekko mówiąc, średnie zaufanie do gwarancji sojuszniczych.

U Wolffa pomoc humanitarna płynie do Polski od pierwszych godzin, jednak wojskowa już nie. Gdy wreszcie, po kilku dniach, nadchodzi, ma postać użyczonego AWACS-a, działającej z terenu Niemiec (bo supertechniki nie ma co narażać...), eskadry F-22 i dwóch okrętów US Navy. Do Amerykanów dołączają Brytyjczycy, wysyłając do wspomnianej akcji w Mińsku legendarny SAS.

Wielkie Niemcy i jeszcze większa Francja zostają w domu - Polska, w zasadzie, ma sobie radzić sama...

Rosja jak opiekun

Koszmar, prawda? Czy realny? Nikt nie ma wątpliwości, że NATO przeżywa obecnie kryzys. Jednak z drugiej strony, od kilku miesięcy obowiązują w Sojuszu tzw.: plany ewentualnościowe, uwzględniające kryzysy w państwach przyjętych po upadku muru berlińskiego. Zagrożona ze wschodu Polska - choć tu raczej agresora należy dopatrywać się w Rosji - ma zostać wsparta pięcioma zachodnioeuropejskimi i amerykańskimi dywizjami.

To rzecz jasna tylko plany, jednak ich użyteczność sprowadza się do tego, że eliminują konieczność politycznych dyskusji o tym, co robić w razie realnego zagrożenia. No i trudniej się z nich wymiksować niż na przykład ze wspólnych działań w Libii czy Afganistanie.

A Rosja? W "Stalowej kurtynie" zachowuje się jak opiekun, który pozwala niesfornemu dziecku na zadymę z kolegą z piaskownicy. Dostarcza mu co prawda niebezpiecznych zabawek, jednak zasadniczo trzyma się z daleka.

Ale czy Moskwa rzeczywiście zdecydowałaby się na takie postępowanie?

Wydaje się, iż rosyjskie elity polityczne i wojskowe mają już świadomość tego, że konfrontacja z całym potencjałem NATO nie poszłaby po ich myśli. Nie ryzykowałby zatem bijatyki w imię Białorusi.

Ponadto Kreml już kilkanaście lat temu zdał sobie sprawę, iż sposobem na utrzymanie pozycji mocarstwa nie jest ekspansja militarna lecz ekonomiczna. Co w odniesieniu do Polski przekłada się na stwierdzenie, że lepiej z nami handlować - uzależniając przy tym od dostaw gazu i ropy - niż wojować i podbić.

Tymczasem Białoruś - choć czasem staje to na przekór ambicjom Aleksandra Łukaszenki - jest dla Rosji jedynie instrumentem w geopolitycznej grze. Co znaczy, że Mińsk nie podejmie żadnej decyzji, która postawiłaby Moskwę w kłopotliwej sytuacji. Bo niechby i Baćka spróbował inaczej - odcięty od rosyjskich surowców, zwłaszcza zimą, nie wytrwałby przy władzy nawet kilku dni...

Marcin Ogdowski


Jeżeli skrót książki jest tak miodny to naprawdę nie ma się co zastanawiać,pędzę do księgarni ;)

Użytkownik Mehitabel edytował ten post 09.05.2011 - 15:59

  • 2

#55

rolpiek.
  • Postów: 577
  • Tematów: 3
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

A nawet jakby złapali i oskarżyli to co zrobią? Zabić nie zabiją bo u nas kary śmierci nie ma, nawet w czasie wony. Do więzienia też raczej nie wsadzą. Pewnie tych co by złapali wysłaliby do robót.


w czasie prawdziwej wojny nikt się nie pierdzieli w sądy tylko kula w łeb dla dezerterów i to na pokaz aby inni nie sperdzielali - szczególnie w sytuacji gdy jest się po stronie przegrywającej

tak to już jest że do "ustaw i przepisów" to się wraca po wojnie w czasie pokoju i nic tego nie zmieni, nawet najlepsza ustawa ;)

a złapany dezerter co bedzie pyszczył o jakiś prawach to z radością go rozwalą ;)

i nie żebym ja się jakoś rwał do wojaczki bo też bym chyba szukał alternatywy aby zwiać gdzieś na antypody nawet byle z dala od wojny



Co do działań w czasie wojny. Jeżeli będzie używana broń konwencjonalna, to raczej możemy czuć się bezpiecznie o nasze życie. Gorzej, jeżeli wykorzystają broń masowego rażenia... Opad radioaktywny zrobi swoje i jeżeli nie mamy odpowiedniego bunkra w piwnicy - nie ważne co zrobisz i tak zginiesz.



a co ci bunkier w piwnicy da ? no chyba że ktoś milioner i ma mega wypas i super zakamuflowany bunkier że go nei znajdą i może tam żyć 10 lat ... i jeszcze internet ma :D

Najważniejsze dla przeżycia są pierwsze dni po detonacji przede wszystkim nie wychodzić z piwnicy/schronu.


no a po tyhc "pierwszych dniach " to myślisz że jak wyjdziesz z piwnicy to czerwony krzyż się zjawi ?

Użytkownik rolpiek edytował ten post 10.05.2011 - 22:25

  • 0

#56

navajo88.
  • Postów: 9
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Sly ,a byłeś na jakiejkolwiek wojnie ???????8)

Ana albo się walczy ,albo się ginie takie są zasady wojny, a wiem bo sam kiedyś walczyłem w vietnamie ,ale nie po stronie vietcongu czy amis ,tylko byłem najemnikiem i działaliśmy w Canpuczy czyli dzisiejszej Kambodży . 5 lat moja pani w dżungli i wystarczy !!!!!!
:beer2:
  • 0

#57 Gość_Gide0n

Gość_Gide0n.
  • Tematów: 0

Napisano

Witam,

Po przeczytaniu artykułu o tym jak mogłaby wygladać wojna polsko-białoruska, aż postanowiłem się zarejestrować ;) Ta książka to czysty political fiction. Jeśli do takiej wojny by miało dojść mimo, iż jesteśmy w NATO to założyć należy, że Białoruś bez wsparcia politycznego Rosji, która by powstrzymała jakims cudem (szantażem atomowym) interwencje NATO nigdy by nie zaatakowała Polski.

Załóżmy, że dochodzi do konfliktu i Białoruś atakuje Polskę.
1) Wywiad NATO (w tym wywiad Polski dawno by się przygotował na interwencję i Polska nie zostałaby zaskoczona.
2) Białoruskie lotnictwo w momencie wkroczenia do Polski spotkałoby się z naszą obroną przeciw lotniczą. Białoruś dysponuje ogromną ilością przestarzałych samolotów i pewną ilością "nowych" MIG'ów 29 i może kilkoma Su. Dzisiaj niezmiernie łatwo jest zestrzelić samoloty wroga. dodatkowo nasze lotnictwo nie należy do najgorszych i w kwestiach porównania sił to jak Husaria kontra szwedzka piechota.
3) Rozmieszczenie wojsk lądowych - Kązdy strateg wie, że przy granicy rozmieszcza się kontrolna ilośc wojsk ze starym sprzetem - takzwane mięso armatnie, które za zadanie ma spowolnić wroga,a nie go powstrzymać. Do kontrataku trzeba sie przygotować. W 1939 zapomnieliśmy o tym.. Wojsko Polskie by sie przygotowało i uderzyło zmasowanymi siłami. Dodatkowo nie zapominajmy, że nasze własne wojsko na własnej ziemi poruszałoby się znacznie szybciej niż siły inwazyjne. Dodatkowo te rosyjskie T-80 są dużo gorsze od naszych PT-91 Twardych - nie mówiąc już o Leopardach.
4) Polska tylko w książkach jest taka słaba, a nasze kontyngenty wojskowe na obczyznie to tylko mała część naszej armii - 2000-3000 żołnierzy.
5) Zajęcie Warszawy - Warszawa prędzej by ze śmiechu umarła niż dała się zając armii z lat 70-tych.

Białoruś musiałaby oszaleć aby atakować Polskę. Zauważmy, że ten rezim ledwo zipie i większość żołnierzy wcale nie kwapiłaby się do walki - bardziej do dezercji.

Jeszcze taki prztyczek w nos do wszystkich, którzy myślą by wstąpić do wojska na Hurra i od razu iść walczyć bez przeszkolenia lub ukrywać się w mieście. Wojsko to specjaliści, a żołnierze powołani to mięso armatnie, a co do cywili to najwięcej na wojnach ginie właśnie cywili - około 10-25 na jednego żołnierza (mam nadzieje, że pamiętacie powstanie Warszawskie).
  • 2

#58

Avenarius.
  • Postów: 894
  • Tematów: 12
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

W 1939 zapomnieliśmy o tym.. Wojsko Polskie by sie przygotowało i uderzyło zmasowanymi siłami.


Zmasowanymi siłami piechoty i kawalerii na zmechanizowane formacje niemieckie posiadające wsparcie najlepszego lotnictwa taktycznego na ówczesnym świecie ?
  • 0

#59 Gość_Gide0n

Gość_Gide0n.
  • Tematów: 0

Napisano

W 1939 zapomnieliśmy o tym.. Wojsko Polskie by sie przygotowało i uderzyło zmasowanymi siłami.


Zmasowanymi siłami piechoty i kawalerii na zmechanizowane formacje niemieckie posiadające wsparcie najlepszego lotnictwa taktycznego na ówczesnym świecie ?



Zapomnieliśmy o tym w 1939.. (odniesienie do kampanii wrześniowej)- A uderzylibyśmy zmasowanymi siłami na Białoruś - przepraszam jeśli wprowadziłem w błąd.

Użytkownik Gide0n edytował ten post 04.08.2011 - 23:31

  • 0

#60

Logos.

    Rozum Świata

  • Postów: 390
  • Tematów: 34
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 8
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Nie zapomniano o tym w 1939, a na nasze nieszczęście przyjęto założenia, że ZSRR pozostanie neutralne, a Francja i UK wypełnią zobowiązania sojusznicze. Granica Polski z Niemcami wynosiła ponad 2700 kilometrów, na północy, zachodzie i południu (zajęte Czechy i Słowacja). Nie było praktycznie żadnych umocnień - po prostu do 1939 roku nigdy nie zakładano ataku z Zachodu.
Były dwa plany obrony - stworzyć umocnienia na brzegach większych rzek, ale to oznaczało by poddanie terenów na zachód od Wisły, czyli najbardziej rozwiniętych i zaludnionych terenów kraju; lub właśnie obrona całej linii granicy licząc na szybkie wsparcie zachodu - rezultat znamy.
Hitler natomiast był wytrawnym politykiem, znającym reali ówczesnej Europy. Wiedział, że atakując najpierw Francję tydzień później pod Berlinem stali by Polacy, natomiast Francuzi wykrwawieni po I WŚ będą siedzieć za swoją "doskonałą" linią umocnień, którą jak się okazało można po prostu ominąć
  • 0




 

Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych