Skocz do zawartości


Unia Europejska umiera powoli


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
93 odpowiedzi w tym temacie

#16

Scorpius.
  • Postów: 54
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Niestety, ale zmartwię niektórych.
WOJNY NIE BĘDZIE. Jeśli to już sobie wytłumaczyliśmy, to zadajmy sobie pytanie: ale jak to?
Ano, tak to. Do wojny nie dojdzie, bo nikogo na nią nie stać. Oczywiście, ONZ może sobie grozić i wydawać kolejne bezużyteczne papierki. Wiadomym jest, że po cichu część krajów i tak będzie wspierać Kadafiego. Formalnie jest nas stać na wojnę. Prawdopodobnie dyletanci ekonomiczni, szerzyciele biurokracji i socjalizmu po prostu dodrukowali by kilkaset miliardów dolarów. Rzecz w tym, że nawet oni nie są aż tak głupi. Na dzień dzisiejszy dolar to trzy złote. Po koniecznym dodruku do sfinansowania działaniach militarnych w Libii dolar kosztowałby już tylko DWA złote. Oczywiście, dla socjalistów i całej reszty euroentuzjastów finanse nie grają roli. Znowu zadłużymy swoje dzieci, wnuki, wnuki ich wnuków w międzynardowej lichwiarskiej grze. Rzecz w tym, że pewne zadłużenie ma swoje granice, a Portugalia i Hiszpania już stoją w kolejce za Grecją i Irlandią. Do tego finansowy upadek Stanów Zjednoczonych odbił by się na stanie gospodarek wszystkich krajów UE, co tylko przyśpieszyłoby upadek tego tworu. Podróżowanie bez granic, otwarty handel w całej Europie - to jest pomysł. Ale to nie jest i nie będzie UE, a tym bardziej nie pod szyldem (tfu) Euro.
  • 1

#17

Mehitabel.
  • Postów: 758
  • Tematów: 45
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Unia wcale nie umiera powoli,ona zdycha na naszych oczach!

Francja chce zawiesić swoje członkostwo w Schengen

Francja rozważa możliwość zawieszenia stosowania przez siebie przepisów układu z Schengen o swobodnym przemieszczaniu się osób wewnątrz UE z powodu napływu - przez Włochy - imigrantów z Tunezji i Libii. Poinformował o tym w piątek Pałac Elizejski.

Sprawa nielegalnych imigrantów to jeden z najbardziej drażliwych punktów szczytu francusko-włoskiego, który ma się odbyć w najbliższy wtorek w Rzymie z udziałem premiera Włoch Silvio Berlusconiego i prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy'ego.

Paryż niedawno wywołał irytację Rzymu, gdy zablokował pociągi jadące z Włoch, aby powstrzymać napływ do Francji tunezyjskich nielegalnych imigrantów. Francuskie władze tłumaczyły, że wstrzymanie kursowania pociągów wynika z chęci zachowania porządku publicznego.
czytaj dalej


Francję z kolei zirytowało to, że Rzym zdecydował się na wydanie tymczasowych zezwoleń na pobyt (6 miesięcy) ponad 20 tys. Tunezyjczyków, z których wielu chce dołączyć do swoich rodzin i krewnych zamieszkałych we Francji.

W reakcji na tę decyzję Paryż zobowiązał swoje służby graniczne do szczególnie drobiazgowej kontroli Tunezyjczyków próbujących przekroczyć granicę włosko-francuską. Imigranci muszą dowieść, że mają "wystarczające środki do życia", czyli 62 euro dziennie na osobę, albo połowę tej kwoty w przypadku, gdy mają zapewnione bezpłatne zakwaterowanie.


  • 0

#18

Paweł.
  • Postów: 1000
  • Tematów: 22
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Tragedia euro: UGW jako system autodestrukcyjny


Euro a tragedia wspólnego pastwiska

Zewnętrzne efekty istnienia monopolistycznego producenta pieniędzy oraz systemu bankowości opartej na rezerwach cząstkowych, regulowanego przez bank centralny, występują w krajach Zachodu powszechnie. Jednak wskutek wprowadzenia euro pojawiły się nowe, dotąd nieznane efekty zewnętrzne. Tworzą one trzecią grupę efektów zewnętrznych (obok dwóch, które zostały już omówione). Instytucjonalne powiązanie systemu euro z UGW pozwala wszystkim krajom, w których wprowadzono tę walutę, wykorzystywać EBC do finansowania swoich deficytów.

Krajowy bank centralny może finansować deficyty pojedynczego rządu, kupując jego obligacje lub akceptując je jako zabezpieczenie nowych pożyczek dla systemu bankowego. Tymczasem po wprowadzeniu euro jeden bank centralny, mianowicie EBC, umożliwia finansowanie wielu rządom.

Gdy państwa zrzeszone w UGW mają do czynienia z deficytami, emitują obligacje. Dużą część tych obligacji kupują banki. Kupują je chętnie, gdyż EBC akceptuje je jako najlepsze zabezpieczenie w operacjach pożyczkowych. Ponadto regulacje zobowiązują banki do trzymania określonej części funduszy w postaci „aktywów płynnych wysokiej jakości”, co zachęca je do inwestowania w obligacje rządowe. Banki potrzebują ich i czerpią zyski z ich posiadania. Oferując obligacje jako zabezpieczenie, mogą uzyskać od EBC nowe pieniądze.

Oto jak działa ten mechanizm: za pomocą ekspansji kredytowej banki tworzą nowe pieniądze. Wymieniają je na rządowe obligacje i używają ich do zrefinansowania w EBC. Rezultat jest taki, że rządy finansują swoje deficyty za pomocą nowych pieniędzy stworzonych przez banki, zaś banki otrzymują nową bazę monetarną, zobowiązując się utrzymywać obligacje rządu jako zabezpieczenie kredytu.

Cel jest czytelny: redystrybucja. Pierwsi użytkownicy nowych pieniędzy odnoszą korzyści. Rządy i banki mają do dyspozycji więcej pieniędzy; czerpią korzyści z tego, że mogą nadal kupować po cenach, które jeszcze nie wzrosły wskutek pojawienia się nowych pieniędzy. Zysk pieniężny rośnie. Im wyższe deficyty oraz im więcej rządy emitują obligacji, tym bardziej wzrastają ceny i dochody. Gdy ceny i dochody w kraju o wysokim deficycie rosną, nowe pieniądze zaczynają docierać za granicę, gdzie efekt wzrostu cen nie jest jeszcze odczuwalny. Następuje import dóbr i usług z innych krajów UGW, w których ceny jeszcze nie wzrosły. Nowe pieniądze rozlewają się po całej unii walutowej.

W UGW wygrywają na tym kraje, które mają deficyt. Oczywiście są też ofiary tej monetarnej redystrybucji. Późniejsi użytkownicy nowo stworzonych pieniędzy to przede wszystkim mieszkańcy tych krajów członkowskich, które mają niższy deficyt. Ponoszą straty, gdyż ich dochody zaczynają rosnąć dopiero wtedy, kiedy ceny już wzrosły. Orientują się, że ich realny dochód jest mniejszy, niż im się zdawało. W UGW zyski ze wzrostu podaży pieniądza trafiają do pierwszych użytkowników nowego pieniądza, zaś straty spowodowane spadkiem siły nabywczej jednostki pieniądza ponoszą wszyscy użytkownicy wspólnej waluty. W krajach UE nie tylko spada siła nabywcza pieniądza z powodu nadmiernych deficytów, lecz także wzrastają stopy procentowe wskutek nadmiernego popytu krajów, które mają najwyższe zadłużenie. Kraje, które prowadzą bardziej odpowiedzialną politykę fiskalną, muszą płacić od swoich długów wyższe odsetki z powodu rozrzutności innych krajów. W konsekwencji dochodzi do tragedii wspólnego pastwiska. Każdy rząd utrzymujący deficyt może czerpać zyski kosztem innych rządów, które prowadzą bardziej zrównoważoną politykę budżetową.

Wyobraźmy sobie, że kilka osób ma maszyny drukarskie, za pomocą których drukują ten sam pieniądz fiducjarny. Mają one motywację, by drukować pieniądze i wydawać je, przyczyniając się do wzrostu cen. Korzyści z tego procederu (wyższe dochody) czerpią właściciele maszyn drukarskich, podczas gdy jego koszty (spadek siły nabywczej pieniądza) ponoszą wszyscy użytkownicy waluty. W rezultacie pojawia się bodziec, aby drukować pieniądze możliwie jak najszybciej. Właściciel maszyny drukarskiej, który nie zrobi z niej użytku, będzie jedynie obserwował wzrost cen. Inni właściciele maszyn użyją ich, by zyskać na spadku siły nabywczej, za który zapłacą pozostali właściciele maszyn drukarskich. Ten, kto drukuje najszybciej, zyskuje kosztem tych, którzy drukują wolniej. Mamy tu do czynienia z „czystą” tragedią wspólnego pastwiska. Nie występują tu ograniczenia eksploatacji zasobu. Podobnie jak w wypadku publicznych zasobów naturalnych pojawia się nadmierna eksploatacja, która doprowadza do wyczerpania zasobu. W wyniku krachu hiperinflacyjnego dochodzi do unicestwienia waluty.

Przykład kilku właścicieli maszyn drukarskich, które służą do druku tej samej waluty, pozwala obrazowo przedstawić zagadnienie, choć nie jest precyzyjną ilustracją funkcjonowania UGW. Analiza różnic między tym, co się dzieje w opisanym przykładzie, a tym, jak funkcjonuje UGW, pomoże nam wyjaśnić, dlaczego w Eurosystemie nie dochodzi do czystej tragedii wspólnego pastwiska oraz dlaczego euro jeszcze nie zniknęło. Najbardziej oczywista różnica polega na tym, że deficytowe kraje nie mogą drukować euro bezpośrednio. Rządy mogą tylko emitować własne obligacje. Nie ma żadnej gwarancji, że banki kupią te obligacje i wykorzystają je jako zabezpieczenie dla kredytów udzielanych przez EBC.

Z kilku powodów działanie rządów może się skończyć niepowodzeniem. Oto one:

  • Banki mogą nie kupić rządowych obligacji i nie wykorzystać ich jako zabezpieczenia kredytu, jeśli taka operacja okaże się nieatrakcyjna. Oprocentowanie rządowych obligacji może być zbyt niskie w porównaniu z odsetkami, które płacą za pożyczki zaciągane w EBC. Rządy muszą więc zaoferować wyższe zyski, aby przyciągnąć banki, czyli nabywców.
  • Ryzyko niespłacenia obligacji może odstraszyć banki. W UGW ryzyko niespłacenia zostało ograniczone dzięki domniemanej gwarancji wsparcia finansowego. Zakładano, że gdy tylko dany kraj wprowadzi euro, nigdy nie opuści UGW. Euro jest całkiem poprawnie postrzegane jako projekt polityczny oraz krok w kierunku integracji politycznej. Jacques Delors przyznał to otwarcie w lutym 1995 roku: „UGW zapewnia na przykład wszystkim członkom akceptację ich długu”.Niewypłacalność kraju członkowskiego i związane z tym jego wystąpienie z Unii byłoby postrzegane nie tylko jako porażka euro, ale i porażka socjalistycznej wersji Unii Europejskiej. Ze względów politycznych właściwie nie dopuszcza się takiej możliwości. Panuje przekonanie, że w najgorszym wypadku silniejsze kraje członkowskie poratują słabsze. Nim dojdzie do bankructwa, kraje takie jak Niemcy zagwarantują obligacje krajów śródziemnomorskich. Gwarancje znacznie ograniczyły ryzyko niespłacenia rządowych pożyczek krajów członkowskich.Domniemane gwarancje stały się obecnie jawne. Grecji przyznano ze środków państw strefy euro i Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW) pakiet ratunkowy w wysokości 110 miliardów euro. Ponadto obiecano 750 miliardów euro na przyszłe wsparcie finansowe innych krajów członkowskich.
  • EBC mógłby odmówić zaakceptowania określonych obligacji jako zabezpieczenia dla udzielanych kredytów. Wymaga on pewnej minimalnej oceny do przyjęcia zabezpieczenia. Przed kryzysem finansowym z 2008 roku minimalna ocena wynosiła A-. W czasie kryzysu obniżono ją do BBB-. Jeśli oceny obligacji spadną poniżej minimum, nie mogą być akceptowane jako zabezpieczenie. Ryzyko jest jednak dość niskie. EBC prawdopodobnie nie pozwoli w przyszłości na upadek państwa, ponieważ w przeszłości dokonywał już odpowiednich zmian w zasadach akceptowania zabezpieczeń. Planowano, że obniżka minimalnej oceny do BBB- miała zakończyć się po roku. Kiedy stało się jasne, że Grecja nie utrzyma oceny co najmniej A-, działanie tej zasady przedłużono o kolejny rok. Ostatecznie EBC, wbrew oficjalnie głoszonej zasadzie niestosowania specjalnych reguł wobec poszczególnych krajów, ogłosił, że zaakceptuje greckie papiery dłużne, nawet jeśli będą one oceniane jako „śmieciowe”.
  • Ryzyko utraty płynności, związane z wykorzystywaniem EBC do refinansowania za pomocą rządowych obligacji jako zabezpieczenia kredytu, może odstraszyć banki. Rządowe obligacje mają zazwyczaj dłuższy termin spłaty niż pożyczki udzielane przez EBC. W ofercie kredytowej EBC dostępne są tradycyjnie jednotygodniowe oraz trzytygodniowe pożyczki. W czasie kryzysu maksymalny termin został wydłużony do jednego roku. Niemniej większość rządowych obligacji nadal ma dłuższy termin niż operacje pożyczkowe EBC z terminem spłaty nawet do 30 lat. W rezultacie pojawia się ryzyko, że ocena obligacji spadnie, zanim upłynie ich termin, oraz że EBC może przestać akceptować je jako zabezpieczenie kredytu. W takim wypadku EBC przestałby udzielać prolongaty na spłatę pożyczek zabezpieczonych rządowymi obligacjami, co wywołałoby problemy z płynnością banków.

    Ryzyko związane z możliwością prolongaty spłaty jest względnie niskie; oceny ratingowe są podparte domniemaną gwarancją finansowego wsparcia oraz polityczną gotowością ratowania projektu euro, co zresztą pokazał kryzys długów publicznych. Inną konsekwencją utraty płynności może być wzrost odsetek pobieranych przez EBC. Ostatecznie mogą one być wyższe niż stała stopa długoterminowych obligacji rządowych. Ryzyko jest ograniczone przez wystarczająco duży spread między rentownością rządowych obligacji a stopami procentowymi stosowanymi przez EBC. Ponadto wartość rynkowa obligacji może z czasem zmaleć. Jeśli to nastąpi, to dług, dla którego obligacje są zabezpieczeniem, musi być częściowo spłacony lub należy uzupełnić zabezpieczenie.
  • Stosowane przez EBC haircuty na zabezpieczeniach kredytu nie pozwalają na pełne refinansowanie. Bank oferujący jako zabezpieczenie obligacje warte milion euro nie otrzymuje od EBC pożyczki w wysokości 1 miliona euro, lecz mniejszą kwotę. Różnica między wartością obligacji a kwotą pożyczki zależy od zastosowanego na zabezpieczeniach pożyczek haircutu. EBC rozróżnia pięć różnych kategorii zabezpieczeń wymagających odmiennych haircutów. Najmniejsze haircuty stosuje się w wypadku obligacji rządowych. EBC dotuje w ten sposób wykorzystywanie ich jako zabezpieczenia dla innych instrumentów dłużnych wspierających pożyczki rządu.
  • EBC może nie zaspokoić całości zapotrzebowania na nowe pożyczki. Banki mogą zaoferować jako zabezpieczenie więcej obligacji, niż ilość, którą EBC jest skłonny zaakceptować do udzielenia pożyczek. W warunkach restrykcyjnej polityki monetarnej nie każdy bank, który zaoferuje rządowe obligacje jako zabezpieczenie, otrzyma pożyczkę. Niemniej z przyczyn politycznych, przede wszystkim ze względu na potrzebę utrzymania projektu euro, EBC zapewne spełni te żądania, zwłaszcza w razie kłopotów jakiegoś rządu. Tak było w czasie kryzysu finansowego, kiedy EBC zaczął oferować rynkom nieograniczoną płynność. Zaspakajano każde zapotrzebowanie na pożyczkę – pod warunkiem wystarczającego zabezpieczenia.

Chociaż w Eurosystemie nie doszło jeszcze do tragedii wspólnego pastwiska w czystej postaci, to jest już ona bardzo bliska. Obecny kryzys sprawia, że zbliżamy się do niej z powodu dokonywanych przez EBC bezpośrednich zakupów rządowych obligacji: w maju 2010 roku EBC ogłosił że w celu ratowania projektu euro dokona bezpośredniego zakupu obligacji. Jeśli jakiś rząd doprowadzi do powstania deficytu, może wyemitować obligacje, które kupią banki, a od nich odkupi je EBC. Metoda ta pozwala uniknąć okrężnych operacji pożyczkowych EBC. Kupuje on obligacje w całości. Za pomocą tej innowacji wyeliminowano większość zagrożeń obarczających system bankowy, o jakich tu pisałem.

Tragedia euro polega na zachęcie do zwiększania deficytów, emitowaniu rządowych obligacji oraz zmuszaniu wszystkich państw posługujących się euro do tego, by ponosiły koszty nieodpowiedzialnej polityki. Są to koszty wynikające ze spadku siły nabywczej euro. Wobec takiej zachęty politycy nie wahają się zwiększać deficytów. Dlaczego mieliby finansować wzrost wydatków przez podwyższenie niepopularnych podatków, skoro mogą po prostu wyemitować obligacje, które zostaną kupione za nowo wyprodukowane pieniądze? Prowadzi to wprawdzie do wzrostu cen w całej UGW, ale dlaczego rząd nie miałby obciążyć innych kosztami swoich wydatków?

Pokusa nadużycia ma różną siłę w poszczególnych państwach. Rządy większych państw wywierają dużą presję inflacyjną, mają wysokie deficyty, a ich kraj może być za duży na to, by otrzymać skuteczną pomoc. Tymczasem rządy mniejszych państw nie wywierają dużej presji inflacyjnej, nawet jeśli mają duże deficyty, ponieważ wpływ wytwarzanego przez nie pieniądza na całą Eurostrefę jest niewielki. Ponadto małe państwa mogą oczekiwać, że w razie otrzymają potrzeby pomoc od większych. Nic więc dziwnego, że krajowe kryzysy długu są bardziej dotkliwe w małych państwach, takich jak Grecja, Irlandia czy Portugalia.

Tragedię euro potęguje charakterystyczna dla rządów demokratycznych krótkowzroczność: zamiast na długofalowych skutkach swoich decyzji, politycy koncentrują się na najbliższych wyborach. Aby zdobyć jak najwięcej głosów, wykorzystują wydatki publiczne oraz sprzyjają określonym grupom wyborców. Zwiększanie deficytów pozwala odsunąć rozwiązanie problemów na później bądź przerzucić je na barki innych krajów Eurostrefy. Przywódcy państw UGW wiedzą, jak obarczyć innych kosztami rządowych wydatków, przesuwając je w przestrzeni geograficznej lub odsuwając w czasie. W przestrzeni geograficznej koszty wędrują do wszystkich państw strefy euro jako wzrost cen. Wędrówka kosztów w czasie polega na tym, że rozwiązanie problemów wywoływanych przez zwiększanie deficytu zostawia się innym politykom, mianowicie tym, którzy dojdą do władzy w odległej przyszłości. Problem długu publicznego, narastającego wraz ze zwiększaniem deficytu w poszczególnych państwach, może doprowadzić do narzucenia przez UGW cięć w wydatkach.

Pokusa zwiększania deficytu w UGW jest trudna do odparcia. Podobnie jak w przykładzie z maszynami drukarskimi poszczególne państwa osiągają zyski z utrzymywania deficytu wyższego niż deficyt innych krajów. Aby czerpać korzyści z redystrybucji, należy drukować szybciej od pozostałych. Tempo wzrostu zysków pieniężnych musi być szybsze niż tempo spadku siły nabywczej pieniądza.

Ta fatalna pokusa bierze się ze specyficznej instytucjonalnej struktury UGW: jednego banku centralnego. Wiedziano o tym, kiedy powstawał projekt UGW. W Traktacie z Maastricht (Traktacie dotyczącym Unii Europejskiej) umieszczono zasadę zakazującą ratowania finansów (Artykuł 104b), w której stwierdzono, że nie będzie się wspierać państw członkowskich w kryzysie fiskalnym. Oprócz tej zasady zapewniono też niezależność EBC, która miała zapobiegać wykorzystywaniu EBC do ratowania finansów poszczególnych państw.

Jednakże interesy polityczne oraz wola kontynuowania realizacji projektu euro okazały się trwalsze od papieru, na którym zapisano te zasady. Ponadto niezależność EBC nie gwarantuje, że nie pomoże on w ratowaniu finansów. W istocie, jak widzieliśmy, EBC nieustannie wspiera wszystkie rządy, akceptując ich obligacje w swojej działalności kredytowej. Bez znaczenia jest to, że EBC ma zakaz bezpośredniego zakupu rządowych obligacji. Równie dobrze może finansować rządy dzięki mechanizmowi akceptowania obligacji jako zabezpieczenia kredytu.

Zachętę do nadmiernego zwiększania deficytów próbowano osłabić jeszcze jedną metodą. Politycy wprowadzili regulacje o charakterze „pastwiska zarządzanego”, które miały ograniczać efekty zewnętrzne tragedii wspólnego pastwiska. W reakcji na naciski Niemiec w 1997 roku przyjęto Pakt Stabilności i Wzrostu, który miał ograniczyć rozmiary „tragedii”. Pakt ten zezwala na wykorzystanie określonej „kwoty” pomocy banku centralnego, podobnej do kwoty połowów. Owa kwota ogranicza eksploatację przez wprowadzenie zasady, że deficyt nie może przekroczyć trzech procent PKB, a całkowity dług rządu sześćdziesięciu procent PKB. Gdyby limity te były egzekwowane, pojawiłaby się zachęta do ciągłego utrzymywania trzyprocentowego deficytu, finansowanego pośrednio przez EBC. Kraje o deficycie wynoszącym trzy procent przenosiłyby częściowo koszty na kraje o niższym deficycie.

Jednakże regulacja wspólnego pastwiska nie przynosi oczekiwanych rezultatów. Główny problem polega na tym, że Pakt Stabilności i Wzrostu jest umową zawartą między niezależnymi krajami, pozbawioną autentycznych mechanizmów egzekwowania jej postanowień. Limity na połowy mogą być egzekwowane przez dany kraj. Tymczasem w przypadku inflacji i limitu na deficyt niezależnych państw taka egzekucja jest o wiele trudniejsza. Początkowo rząd Niemiec proponował wprowadzenie automatycznych sankcji, ale ostatecznie nie znalazły się one w postanowieniach Paktu. Choć kraje przekraczały limity i były za to upominane, nigdy nie zastosowano wobec nich żadnych kar. Kraje o silnych wpływach politycznych, takie jak Francja i Niemcy, które mogłyby skutecznie bronić przestrzegania postanowień Paktu, złamały je, utrzymując od 2003 roku deficyty wyższe niż 3 procent. Zapobiegły (wraz z innymi krajami) w głosowaniach nałożeniu kar, gdyż mają przewagę głosów. W rezultacie Pakt Stabilności i Wzrostu okazał się całkowitym fiaskiem. Nie był w stanie zamknąć puszki Pandory, jaką jest tragedia wspólnego pastwiska. Według prognoz w 2010 roku tylko jeden kraj członkowski nie naruszy trzyprocentowego limitu deficytowego. Ogólny europejski stosunek długu do PKB wynosi osiemdziesiąt osiem procent.

Tragedia euro a sprawa Grecji

Sytuacja finansowa Grecji stanowi klasyczny przykład tragedii euro oraz związanych z nią pokus dla państw członkowskich. Po przystąpieniu do UGW Grecja zwiększyła swój deficyt za sprawą trzech czynników. Przede wszystkim ustalono wysoki kurs wymiany w chwili przyjęcia tego kraju do UGW. Z powodu owego kursu oraz stawek płac, które wtedy dominowały, praca wielu osób była niekonkurencyjna w porównaniu z pracą w Północnej Europie, gdzie łączyła się ona z wyższymi nakładami kapitałowymi. Aby zaradzić temu problemowi, można było: 1) ograniczyć stawki wynagrodzeń, aby zwiększyć produktywność, 2) zwiększyć wydatki rządu na dotowanie bezrobocia (poprzez zasiłki dla bezrobotnych lub wcześniejsze emerytury), 3) zatrudnić niekonkurencyjnych pracowników bezpośrednio w sektorze publicznym. Ze względu na siłę greckich związków zawodowych pierwszej możliwości nie rozpatrywano. Zdecydowano się na kombinację rozwiązań 2) i 3), co pociągało za sobą zwiększenie deficytów.

Zwiększenie wydatków rządu (rozwiązanie 2) było możliwe, ponieważ przystępując do UGW, grecki rząd mógł liczyć na gwarancje finansowe EBC oraz pozostałych członków UGW. Oprocentowanie obligacji greckiego rządu spadło, a ich rentowność zbliżyła się do rentowności obligacji niemieckich. W rezultacie zmalały krańcowe koszty zwiększenia deficytu. Stopy procentowe były sztucznie niskie. Grecja w XX wieku doświadczyła kilku zapaści finansowych i wiedziała, czym jest wysoka inflacja oraz wysoki deficyt, a także chroniczny deficyt handlowy. Niemniej była w stanie zadłużać się niemal w takim samym tempie co Niemcy, kraj, który prowadził od dawna zachowawczą politykę fiskalną i miał imponujący, dodatni bilans handlowy.

Zwiększenie zatrudnienia w sektorze publicznym (rozwiązanie 3) doprowadziło wprost do tragedii wspólnego pastwiska. Efekty lekkomyślnej polityki fiskalnej Grecji można było częściowo przenieść na innych członków UGW, ponieważ EBC akceptował greckie obligacje jako zabezpieczenie kredytu. Europejskie banki kupowały greckie obligacje rządowe (które zawsze dawały większe zwroty niż niemieckie), by wykorzystać je do otrzymania niżej oprocentowanej pożyczki z EBC (oprocentowanej na 1 procent, co umożliwia bardzo zyskowne operacje).

Banki kupowały greckie obligacje ponieważ wiedziały, że EBC zaakceptuje je jako zabezpieczenie dla nowych pożyczek. Na greckie obligacje był popyt, ponieważ odsetki płacone EBC były niższe niż odsetki, które banki otrzymywały od greckiego rządu. Gdyby EBC nie akceptował greckich obligacji jako zabezpieczenia kredytów, Grecja musiałaby płacić znacznie wyższe odsetki. W istocie rzeczy kraje UGW od dłuższego czasu udzielały Grecji finansowego wsparcia, zgodnie z teorią tragedii wspólnego pastwiska.

Koszty greckich deficytów zostały częściowo przerzucone na pozostałe kraje UGW. EBC, przyjmując greckie obligacje jako zabezpieczenie kredytu, stworzył nowe euro. Greckie długi zostały w ten sposób zmonetyzowane. Grecki rząd wydał otrzymane z obligacji pieniądze na pozyskanie i zwiększenie poparcia społecznego. Gdy w Grecji zaczęły rosnąć ceny, pieniądze napłynęły do innych krajów, podnosząc ceny w pozostałej części UGW. W pozostałych krajach członkowskich ludzie spostrzegli, że ich koszty życia rosły szybciej niż dochody. Był to skutek redystrybucji na korzyść Grecji. Grecki rząd uratowały pozostałe państwa UGW przez długotrwały transfer siły nabywczej pieniądza.

www.mises.pl

Użytkownik Paweł edytował ten post 26.04.2011 - 10:19

  • 0



#19 Gość_Sentinel

Gość_Sentinel.
  • Tematów: 0

Napisano

Jędrzej Winiecki z Budapesztu i Székesfehérváru - 26 kwietnia 2011

Wielkie Węgry w budowie. Bezdomni na ulicach

Laboratorium

Węgierski premier buduje wielkie Węgry. Napisał konstytucję, zmienia ustrój, wzywa do narodowej dumy. Obiecuje przywrócenie porządku w kraju. Ale poparcie dla Viktora Orbána spada. W dwumilionowej stolicy Węgier, mieście 30 teatrów i 9 orkiestr symfonicznych, żyje ponad 10 tys. bezdomnych. Wbrew ostrzeżeniom europejskiej prasy to nie węgierscy dziennikarze, potencjalnie kneblowani restrykcyjną ustawą medialną, ale właśnie uliczni żebracy pierwsi padli ofiarą monopolu władzy konserwatywnego Fideszu. Partii, której Węgrzy podarowali zeszłej wiosny absolutną większość w parlamencie.

Od październikowych wyborów lokalnych Fidesz rządzi także Budapesztem. Obecny burmistrz obiecał w kampanii wyborczej, że szybko rozwiąże nieestetyczny problem. I skorzystał z prawa uchwalonego przez nowy parlament, pozwalającego władzom miejskim wyrzucać włóczęgów poza przestrzeń publiczną. – W ramach tak zwanego programu pokoju społecznego policja urządza na nas regularne polowania, wyrzuca nas zwłaszcza z przejść podziemnych, tradycyjnego miejsca pobytu. Za poprzedniego liberalnego burmistrza to było nie do pomyślenia. Mamy być niewidoczni – oburza się Gabi, która prawie całe swoje ponad 50-letnie życie spędziła na budapeszteńskiej ulicy, z małym wyjątkiem na dzieciństwo w sierocińcu.

Zdarzało się, że Gabi, jak większość stołecznych bezdomnych, a koczują w każdej dzielnicy, pomieszkiwała już na stacjach metra, biwakowała po lasach, parkach i na dunajskiej malowniczej Wyspie Małgorzaty, położonej tuż obok parlamentu. Ostatnio wspólnie z przyjacielem wprowadzili się do opuszczonej jednostki wojskowej.

Ponieważ Gabi działa w organizacji pomagającej bezdomnym kolegom, świetnie zna statystykę: – Tylko połowa z nas może liczyć na noclegownie, reszta nie ma się gdzie podziać, niebawem, w związku z kryzysem, w schroniskach ubędzie kolejne tysiąc miejsc. A jednocześnie władze Budapesztu i innych węgierskich miast chcą, by policja wyłapywała bezdomnych i doprowadzała ich do przepełnionych przytułków. – Trafialibyśmy tam jak psy, będą nas zamykać bez wyroku. Dlatego domagamy się w nowej konstytucji zagwarantowania prawa do mieszkania – grzmi Gabi.

Konstytucja jednej partii

Fideszowi spieszy się nie tylko z usuwaniem bezdomnych z ulic. Węgrzy mają wyglądać lepiej i czuć się lepiej. Parlament, w którym ugrupowanie premiera Viktora Orbána ma ponad dwie trzecie głosów, nad dopiero co uchwaloną ustawą zasadniczą pracował raptem 23 dni. – Przyjęto ją w iście stachanowskim tempie i niestety będzie to konstytucja jednej partii – obawia się prof. János Kis, filozof, politolog i wzięty liberalny publicysta. Opozycja, składająca się z zielonych i skompromitowanej ośmioma latami nieudolnych rządów lewicy, zbojkotowała debaty konstytucyjne. 11 kwietnia, gdy przez cały dzień głosowano nad setką kluczowych poprawek, opozycyjni posłowie demonstracyjnie nie pojawili się w sali obrad.

Nieliczne puste miejsca miały przypominać Fideszowi, że zupełne zwycięstwo w wyborach nie daje wystarczającej legitymacji do majstrowania przy konstytucji. Zwycięzcy powinni uwzględniać żądania wszystkich ugrupowań parlamentarnych. No i kadencja trwa cztery lata, więc Fidesz mógł dać sobie więcej czasu do namysłu.

Do wszystkich dorosłych obywateli rozesłaliśmy specjalną ankietę z propozycjami zmian. I dostaliśmy około miliona odpowiedzi – usprawiedliwia Fidesz jeden z jego posłów Tamás Vargha. W kwestionariuszu pytano na przykład, kiedy Węgrzy powinni przechodzić na emeryturę, sondowano także projekt przyznania praw wyborczych młodzieży i dzieciom – „nie mają wpływu na własną przyszłość” – w imieniu których głosy do urny wrzucać miałyby ich matki. Ten oryginalny pomysł nie znalazł jednak zrozumienia i młodzi Węgrzy na udział w głosowaniach muszą poczekać do 18 urodzin.

Orbán nie jest tak nierozsądny, by nie rozumieć racji krytyków – uważa prof. Laszlo Kéri, analityk węgierskiej sceny politycznej, kiedyś zafascynowany premierem (notabene uniwersytecki wychowawca jego żony i wielu jego politycznych przyjaciół), dziś coraz bardziej dystansujący się od premiera. – Spieszy się jednak, bo w tym samym czasie Fidesz, gdzie tylko może, ogranicza wydatki państwa. Cięcia są niezbędne i będą bardzo dotkliwe. Ale nie tylko tempo i styl pracy budzą niepokój opozycji. Viktor Orbán twierdzi, że nowa konstytucja jest konieczna, bo Węgry jako jedyne państwo w regionie nie pozbyły się starej ustawy zasadniczej. Tę z czasów komunistycznych, z 1949 r., poddano ledwie liftingowi. Dlatego jeśli w kraju ma się dokonać zapowiadana rewolucja, to już z nową konstytucją, która wejdzie w życie już w przyszłym roku.

Dla Orbána najlepszym dowodem, że Węgrzy domagają się radykalnych zmian, było miażdżące zwycięstwo wyborcze. Nadeszła więc pora na wielkie symbole, począwszy od rezygnacji w nazwie państwa ze słowa „republika”, obarczonego złą konotacją, kojarzącego się jeszcze z komunistami Beli Kuhna i Jánosa Kádára, a później ze zgniłym liberalizmem, dziką prywatyzacją i kolosalnymi długami budżetu. Zdaniem Orbána „Węgry”, już bez żadnych dodatków, lepiej pasują do kraju, który przeżywa patriotyczne wzmożenie, bierze zakręt ku politycznej i gospodarczej niezależności od Brukseli czy Moskwy i dba o dwumilionową diasporę w sąsiednich krajach (Fidesz nadal się waha, czy Węgrom mieszkającym na Słowacji, w Rumunii i serbskiej Wojwodinie przyznać obywatelstwo i w konsekwencji prawo do udziału w wyborach).

Wśród pomysłów, które mają zadowolić prawicowych wyborców, znalazły się i takie, które mogą ograniczać prawa obywatelskie. Prawo do pracy połączono z obowiązkiem pracy dla wspólnego dobra, prawo własności obwarowano zastrzeżeniem, że nie może ono zagrażać dobru wspólnoty. – Towarzyszy temu wzmacnianie władzy wykonawczej, rząd właśnie przyznał sobie silniejszą kontrolę nad sądownictwem, wcześniej osłabił trybunał konstytucyjny – ubolewa prof. János Kis.

Oprócz konstytucji Fidesz zamierza – zaraz po zakończeniu trwającej właśnie prezydencji w Unii Europejskiej – przeforsować kolejne ustrojowe ustawy. – Na nowo zostanie rozpisany podział władz, zmiany czekają także ordynację wyborczą. Na dyskusję o tych projektach nie są gotowi ani węgierscy politycy, ani eksperci, ani prasa – zapowiada Laszlo Kéri.

Ku rozpaczy opozycji za powodzenie planów premiera wciąż kciuki trzyma przeważająca większość Węgrów. W sumie aż 70 proc. społeczeństwa opowiedziało się za Fideszem i jeszcze bardziej radykalnym, jawnie antysemickim i ksenofobicznym Jobbikiem, który zbiera głosy w biednych regionach, na północy i wschodzie kraju, gdzie mieszka zarazem najwięcej Romów.

Wśród zwolenników Fideszu jest Melinda Hári, emerytowana mieszkanka Székesfehérváru, miasta leżącego między Budapesztem a Balatonem. 100-tys. Székesfehérvár to pierwsza siedziba królów węgierskich i rodzinna okolica Viktora Orbána. Melinda zastrzega, by nie pytać o Ferenca Gyurcsánya, czyli poprzedniego socjalistycznego premiera. Za bardzo się denerwuje.

Topniejące poparcie

Socjaliści doprowadzili gospodarkę do ruiny, perfidnie okłamali naród, rozkradli państwowy majątek (wielu socjalistycznych polityków odpowiada dziś w sprawach karnych o korupcję, zapadły już pierwsze wyroki) i upokorzyli Węgry na arenie międzynarodowej. – Oprócz opiekowania się wnukami udzielam się w organizacji charytatywnej, która prowadzi darmową jadłodajnię. Kiedyś przychodziło po kilkanaście osób dziennie, teraz nawet 200 – załamuje ręce Melinda Hári, którą premier Orbán ujął swoim zdecydowaniem już ponad 20 lat temu, kiedy jako pierwszy zażądał wycofania Armii Czerwonej. – Mam nadzieję, że naprawi gospodarkę, przywróci tradycyjne węgierskie wartości i nie będzie ustępował silniejszym państwom.

Najnowsze badania opinii publicznej pokazują, że Fidesz jednak przecenia uczucia patriotyczne narodu; podobny błąd popełnił, gdy był u władzy w latach 1998–2002. Flagowe projekty, czyli kagańcową ustawę medialną, nacjonalizację funduszy emerytalnych czy zmianę konstytucji, popiera dziś zdecydowana mniejszość Węgrów. W minionych miesiącach Fidesz mógł stracić poparcie nawet około 800 tys. zwolenników.

Jednocześnie partie opozycyjne nie zanotowały wzrostu poparcia. – To znak, że rośnie grupa osób niepewnych własnego zdania lub niezainteresowanych polityką, świadomie się od niej oddalających – stwierdza prof. Laszlo Kéri. Także inteligenci są podzieleni: spora ich część to radykalni zwolennicy rządu, inni sprzyjają lewicy i liberałom. Większość jest rozczarowana i jedną, i drugą stroną.

Nader często nad Dunajem słychać westchnienie, że gdyby tylko powstała nowa, porządna partia konserwatywna, taka lżejsza wersja Fideszu, to wielu by się do niej zapisało. Na razie jest tylko Viktor.

Źródło: www.polityka.pl


Użytkownik Sentinel edytował ten post 30.04.2011 - 13:19

  • -1

#20

lambo.
  • Postów: 231
  • Tematów: 2
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Ja tylko czekam z wielką nadzieją, aż ta zaraza upadnie.
Dlaczego od zawsze neutralni Szwajcarzy żyją lepiej od nas?
Zgadzam się że nas doją jak się da, a dorzucę do tego że kasa nie wystarczy, jeszcze wymyślają idiotyczne (przeważnie zielono-lewackie) dyrektywy, które nikomu nie pasują.
Dyrektywa ograniczająca dostęp do broni z 2008? Pokazali w TV matkę z dzieckiem, powiedziała że czuje się bezpieczniej, pokazali łysego komandosa - eksperta, który się sam w stopę postrzelił i powiedział że polacy nie dorośli do obrony swojego życia, tylko on może się przecież bronić. Polacy do demokracji też jakieś 20 lat temu nie dorośli...
Wzrosty akcyz na papierosy i benzynę?
No pewnie, przecież to dla naszego dobra, papierosy ZABIJAJĄ, a benzyna ZANIECZYSZCZA i jej opary są SZKODLIWE dla zdrowia, lepiej zapieprzać
rowerkiem albo zapchanym tramwajem.
Propagowanie pedalstwa? Ależ oczywiście, muszą być przynajmniej tak uprzywilejowani jak kombatanci wojenni i powstańcy, nie jestem tylko pewien czy to sposób na wydojenie przez zielonych kasy na kampanie antyhomofobiczne, czy może sposób na odciągnięcie społeczeństwa od dojenia.
Europejczycy są ludźmi małej wiary, a UE robi dokładnie to, czego się od niej oczekuje, czyli jako OBERREGIERUNG, z którym się nie dyskutuje mnoży idiotyczne prawa.
Co by było gdyby się Tusk przyznał że funduje polakom to co jest teraz?
A tak to można zwalić na unię, jej się i tak nic nie stanie.

Użytkownik lambo edytował ten post 02.05.2011 - 18:52

  • 3

#21

Mehitabel.
  • Postów: 758
  • Tematów: 45
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Nooo,tak twardo i otwarcie jeszcze na szczytach władzy nie mówiono.

"Albo Grecja pójdzie na wielkie poświęcenia albo będzie musiała powrócić do drachmy".
I nie powiedział tego jakiś blogowicz ale jeden z komisarzy UE.

EU's Damanaki tells Greece euro membership at risk

May 25 (Reuters) - Greece must take tough measures to deal with its debt crisis or it will have to return to the drachma, the EU's Fisheries Commissioner Maria Damanaki said on Wednesday.

"I am forced to speak openly," Damanaki was quoted as saying in a statement by the semi-official Athens News Agency. "Either we agree with our lenders to a programme of tough sacrifices ... or we return to the drachma."


Użytkownik Mehitabel edytował ten post 25.05.2011 - 16:08

  • 0

#22 Gość_Sentinel

Gość_Sentinel.
  • Tematów: 0

Napisano

06:40, 26.06.2011 /Fakty TVN

Grecja szykuje wielką wyprzedaż

PAŃSTWOWE PRZEDSIĘBIORSTWA POD MŁOTEK

Porty, lotniska, koleje, elektrownie, sieć telekomunakacyjna i energetyczna, a nawet kasyna - wszystko to pójdzie pod młotek. Grecja szykuje się na wielką wyprzedaż państwowych firm. Wszystko po to, aby ratować dziurawy budżet i dostać kolejną transzę pomocy z Unii Europejskiej. Sami Grecy są na NIE. Pireus to jeden z najstarszych i największych portów świata, a zarazem duma i symbol Grecji. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to wkrótce trafi pod młotek. Decyzja o sprzedaży doskonale prosperującego przedsiębiorstwa, jakim jest port w Pireusie, dla mieszkańców miasta była szokiem.

- Doszliśmy do momentu, że ludzie chcą zabić polityków. To nie jest normalne, co oni wyprawiają - mówi przed kamerą Nikos Kardziafanis, mieszkaniec Pireusu.

Wyobraźcie sobie, że port kupują Turcy, a jak wiemy, bardzo o to zabiegają. Jak nisko upadliśmy. To po to, przez lata zbroimy się przeciwko nim, wydajemy miliardy, żeby teraz oddać im naszą największą bazę - Niklos Stilianosis, pracownik portu. Jorgos Liberokulos, mieszkaniec Pireusu dodaje: - Doprowadzili do tego, że musimy walczyć o przeżycie. Skończy się to tak, że wszystkich tych błaznów z parlament, wypędzimy kamieniami i kopniakami. Port w Pireusie zatrudnia dziś 1400 pracowników - im postępowanie greckich władz zrozumieć jest jeszcze trudniej. I już dziś zapowiadają, że nikomu nie oddadzą portu. - Ludzie na razie siedzą cicho, nic nie mówią, ale w którymś momencie, gdy to wszystko wybuchnie, wyjdą na ulice z karabinami i zacznie się wojna domowa - ostrzega Niklos Stilianosis, pracownik portu.

Będzie strajk

Szefowie miejscowych związków zawodowych przekonują, że sprzedaż portu to gigantyczne oszustwo. Bo rząd chce za cały ten ogromny teren dostać - jak to określają - skandalicznie niską sumę: łącznie 280 milionów euro. Wypominają, że w samą rozbudowę portu i modernizację urządzeń zainwestowano w ostatnich latach 390 milionów euro, a firma każdego roku przynosi miliony euro zysku.

- 28 czerwca rozpoczynamy strajk, pojawimy się tez pod parlamentem, potem zdecydujemy co dalej - zapowiada sekretarz generalny związku zawodowego pracowników portu w Pireusie Giorgos Gogos.

Działacze związkowi podają też przykład niechlubnej - według nich - prywatyzacji części portu, dwa lata temu wydzierżawionej firmie z Chin. Większość pracowników straciła etaty, dziś pracują na dniówki, bez ubezpieczenia.

- Pracuje tu od 25 lat, pięć lat temu straciłem rękę przy rozładunku. Ta firma jest jak nasz dom, nie można jej poćwiartować i sprzedać za marne grosze - mówi Manolis Papakonstandino, ze związku zawodowego pracowników portu w Pireusie. Tylko nieliczni zwracają uwagę, że pracownikom portu w ostatnich latach żyło się zbyt dobrze. Minimalne wynagrodzenie wynosi tu 1500 euro, do tego dochodzi mnóstwo dodatków i przywilejów

"Nisko upadliśmy"

W Pireusie jest jeszcze jeden problem, którego - zdaniem protestujących - rząd nie dostrzega. Ten port to także baza marynarki wojennej. - Wyobraźcie sobie, że port kupują Turcy, a jak wiemy, bardzo o to zabiegają. Jak nisko upadliśmy. To po to przez lata zbroimy się przeciwko nim, wydajemy miliardy, żeby teraz oddać im naszą największą bazę - zastanawia się Niklos Stilianosis, pracownik portu. I chyba wszyscy są tu przekonani, że Grecja dostała kredyty z zagranicy tylko po to, aby na spłatę długów sprzedawać za bezcen najcenniejsze przedsiębiorstwa. - To, że nazywają to pomocą to jakiś żart. Zabijają nas odsetki. Nasi przyjaciele - Niemcy i Francuzi - pięknie nas załatwili, nie wypłacimy się z tego nawet za 150 lat - ubolewa Kostas Kafetis, właściciel jednego z tamtejszych barów.

Obecnie zadłużenie Grecji sięga 340 mld euro. Dochody ze sprzedaży największych przedsiębiorstw mają dać 50 mld euro.

mac/sk

Źródło: www.tvn24.pl


To prawda, że bankructwo Grecji jest nieuniknione. W rzeczy samej, według niektórych definicji to już się dzieje. Nie oznacza to jednak, że pomysł wspólnej waluty upadnie. Tak jak Kalifornia może zbankrutować nie rezygnując z dolara, tak Grecja teoretycznie może restrukturyzować swoje długi bez opuszczania strefy euro.

Nie ma wątpliwości co do tego, że Grecja powinna zrezygnować z euro. Przyjęcie ciosu bankructwa bez towarzyszącej dewaluacji ułatwiłoby rządowi zadanie. Nie można jednak nie doceniać siły Unii Europejskiej: jej umiejętności sprawiania, aby politycy działali wbrew narodowemu dobru. Większość Eurokratów chce utrzymać euro, co udowodnili podczas trwającego kryzysu i są gotowi zapłacić prawie każdą cenę, a raczej wymagać, żeby obywatele ich krajów tę cenę zapłacili. Większość greckich polityków także chce pozostać w tym klubie. Tak jak im podobni w każdym miejscu w Unii Europejskiej popełniają klasyczny błąd wierząc, że jeżeli brukselski system był dobry dla nich osobiście to będzie również korzystny dla ich wyborców.

Można powiedzieć: „Unia Europejska nie może tak dalej funkcjonować”. Nie, nie może, ale to jeszcze niczego nie zatrzymało. Raz po raz, empiryczni Brytyjczycy popełniają ten sam błąd myśląc, że pomimo tego że coś nie może działać to nikt tego nie spróbuje. Tak mówili o sowieckim komunizmie i oczywiście mieli rację. Nie byłoby niczym przyjemnym urodzić się w Mińsku w 1917 roku i żyć w czasach kiedy ten system nie działał.

Grecja najprawdopodobniej zbankrutuje w ciągu najbliższych miesięcy i unia monetarna osłabnie, będzie poturbowana, ale cała. Taki rezultat pasuje biznesom w krajach UE jak i politykom będącym zwolennikami eurointegracji. Od momentu kiedy rozpoczął się kryzys prawdziwym zagrożeniem dla mieszkańców europy nie jest to, że euro nie przetrwa tylko to, że pozostanie na swoim miejscu.

Użytkownik Sentinel edytował ten post 26.06.2011 - 16:20

  • 1

#23

Mehitabel.
  • Postów: 758
  • Tematów: 45
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Dania literalnie mówiąc wypina się na zasadę otwartych granic:

Parlament przywraca kontrole na granicach Danii

Duński parlament zatwierdził rządową propozycję przywrócenia kontroli granicznych. Komisja Europejska groziła uruchomieniem procedury karnej wobec Danii, jeśli wprowadzi w życie to posunięcie. Duńczycy zapewniają, że ich decyzje nie naruszają zasad układu z Schengen.
Głosowanie przeprowadzono bez uprzedniej debaty i w obecności zaledwie 60 proc. posłów. Wniosek opozycji, by wycofać się z porozumienia w sprawie kontroli granicznych, został odrzucony 58 głosami przy 50 głosach za. Rządowy projekt przywrócenia stałej kontroli celnej wróci teraz do Komisji Finansów, która może go zatwierdzić jeszcze w piątek, gdyż rząd dysponuje w niej wygodną większością.


  • 0

#24 Gość_Sentinel

Gość_Sentinel.
  • Tematów: 0

Napisano

2011-07-08

Kryzysowe samobójstwa w Europie

W 9 na 10 monitorowanych przez naukowców europejskich krajach znacznie wzrosła liczba samobójstw w latach kryzysu, podstawowym czynnikiem stresu jest strach o pracę. O 40 proc. wzrosła sprzedaż tabletek uspokajających Prozac - pisze BBC News. Brytyjscy i amerykańscy badacze przyjrzeli się danym zbieranym przez Światową Organizację Zdrowia z lat 2007-09, dotyczących dziesięciu europejskich krajów.

Tylko w Austrii liczba samobójstw nie zwiększyła się w tym okresie, w pozostałych dziewięciu krajach wzrosła o 5 do 17 proc. wśród obywateli w wieku produkcyjnym. Mimo wcześniejszych wyraźnych tendencji spadkowych.

Wśród omawianych 9 krajów najmniejszy przyrost targnięć na własne życie odnotowano w Finlandii, największy w Grecji. Naukowcy podkreślają, że najskuteczniejsza pomoc dla ludzi to przeciwdziałanie bezrobociu i tworzenie możliwości, aby ci, co już stracili pracę mieli szanse wrócić na rynek jak najszybciej. Mniej skuteczne są wszelkiego typu zapomogi, gdyż ich beneficjent nie ma poczucia, że odzyskuje kontrolę nad własnym życiem, wręcz przeciwnie.

- Bardzo prawdopodobne, że lata kryzysu będą też miały inne, zdrowotne, konsekwencje dla społeczeństw. Mam na myśli choroby serca i nowotwory. Ale to wyjdzie po latach - mówi dr David Stuckler, współautor badań opublikowanych w Lancet.

Na stan Europejczyków wskazuje też 40-procentowy wzrost sprzedaży leku uspokajającego Prozac. Druga strona medalu jest taka, że naukowcy zauważyli również, iż w latach kryzysu spadła ilość śmierci na europejskich drogach. Gdy społeczeństwo biednieje, ludzie przesiadają się do środków komunikacji miejskiej i na rowery.

Źródło: Gazeta Wyborcza


Użytkownik Sentinel edytował ten post 11.07.2011 - 09:49

  • 0

#25

lambo.
  • Postów: 231
  • Tematów: 2
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Austria też się powoli wypina, niedawno na szczycie OPEC i jeszcze jakimś po prostu się wypięli, Schengen zawieszamy.
Ale to samo dzieje się w Polsce, nie raz jakiś podchmielony osobnik z kamizelką służby granicznej sprawdza dokumenty na granicy. Na pytanie co się stało, usłyszeć można "no jak to co, granicę przekroczyliśmy".
Dzisiaj przeczytałem, że Wiedeń sprzeciwił się unijnym urzędasom (WRESZCIE!), jednak nie zdążyłem przeczytać o co chodzi, bo metro przyjechało i infopanel zgasł.
Ku mojej radości, skrajna i prawdziwa, liberalna prawica ciągle się nieźle trzyma, już w gazetach nie wyzywają od nazi, jak to miało miejsce gdy socjaliści wygrali. :mrgreen:

Dołączona grafika

Uploaded with ImageShack.us

Użytkownik lambo edytował ten post 11.07.2011 - 16:10

  • 0

#26 Gość_Sentinel

Gość_Sentinel.
  • Tematów: 0

Napisano

11:44, 12.07.2011 /PAP

"Euro nad przepaścią"
"EL PAIS" OSTRZEGA

- Wspólna waluta europejska znalazła się nad przepaścią i że strefie euro grozi rozpad - ostrzega we wtorek hiszpański dziennik "El Pais". Takie tezy były głoszone już nawet przed ujawnieniem w ostatnich tygodniach ogromu problemów z którymi boryka się Europa.

- Brak porozumienia rządów w sprawie drugiego pakietu ratunkowego dla Grecji wpędza w kłopoty Włochy, odcina dopływ powietrza Hiszpanii i grozi rozpadem strefy euro - pisze "El Pais".

Zdaniem gazety, instytucje europejskie źle radziły sobie z kryzysem zadłużenia i teraz sytuacja "dramatycznie się zaostrza".

- Chaos prowadzi do nędzy i bezrobocia. Żeby przezwyciężyć kryzys, Europa musi natychmiast uchwalić drugi pakiet pomocy dla Grecji. Nie wolno czekać z tym do września. Trzeba skończyć z doraźnym łataniem dziur - apeluje "El Pais".

"To wcale nie jest nie do pomyślenia"

Chaos prowadzi do nędzy i bezrobocia. Żeby przezwyciężyć kryzys, Europa musi natychmiast uchwalić drugi pakiet pomocy dla Grecji. Nie wolno czekać z tym do września. Trzeba skończyć z doraźnym łataniem dziur "El Pais". Obawy o upadek strefy euro zaczyna podzielać coraz więcej ekonomistów. Ci bardziej pesymistyczni wypowiadają je już od dawna choćby w kontekście wyjścia z niej niektórych krajów. Nouriel Roubini znany także jako "Dr Zagłada" mówi o kolejnym kryzysie wielkim kryzysie i wieszczy rozpad strefy euro. W jego opinii w ciągu kolejnych pięciu lat Grecja, Irlandia lub Portugalia mogą wrócić do swojej starej waluty. Znany na świecie inwestor Warren Buffet uważa, że ewentualny upadek europejskiej waluty wcale "nie jest nie do pomyślenia".

- Wiem, że wielu ludzi uważa, iż rozpad strefy euro jest nie do pomyślenia. Ja jednak myślę, że jest to możliwe, sądzę, że trzeba będzie jeszcze włożyć mnóstwo wysiłku, żeby do tego nie dopuścić - powiedział niedawno.

"Znajdziemy środki"

Europejscy politycy robią co mogą, żeby do tego jednak nie dopuścić. Polega to głównie na pompowaniu pieniędzy w bankrutującą Grecję i szukanie środków dla ewentualnych kolejnych państw. Bo w kolejce zaczynają się ustawiać m.in. Włochy, Hiszpania, czy Portugalia. Tyle, że rynki wydają się w ogóle nie wierzyć, że to się uda.

Na odbywającym się m.in. w tej sprawie w Brukseli posiedzeniu ministrów finansów państw Unii Europejskiej, któremu przewodniczy minister Jacek Rostowski. Minister finansów Luksemburga Luc Frieden zapewnił, że "nikt nie opuści strefy euro i - choć to trudne - znajdziemy środki, by ją ustabilizować".

mkg//mat/k

Źródło: www.tvn24.pl


Użytkownik Sentinel edytował ten post 12.07.2011 - 11:41

  • 2

#27

Kajman.
  • Postów: 694
  • Tematów: 60
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Myślę, że w tej wypowiedzi Piotr Kuczyński trafił w sedno sprawy:

To jest to samo, co zaczęło się w 2007 roku. Wtedy kryzys wywołały długi banków i instytucji finansowych, a teraz odzywają się te same długi, tyle że przerzucone na państwa. Kłopoty wróciły - uważa.

http://finanse.wp.pl...1ca5c&_ticrsn=5

Myślę, że niedługo zbankrutuje nie tylko Grecja, ale też Irlandia, Hiszpania, Portugalia i na dokładkę Włochy. To będzie koniec wspólnej waluty.
  • 1



#28

mylo.

    Altair

  • Postów: 4511
  • Tematów: 83
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Państwa przerzucą długi na obywateli, to skończy się ostateczna wygraną dużej finansjery. Będą mogli teraz rządzić biedotą która spłaci ich długi.
  • 0



#29 Gość_Sentinel

Gość_Sentinel.
  • Tematów: 0

Napisano

UE się sypie. Stefa Schongen również. Coraz częściej będziemy świadkami tego typu incydentów na terenie różnych krajów na świecie. Budzą się w dobie nadchodzącego kryzysu rózne ideologie, przekonania narodowe o skrajnych odłamach. Obcy (imigrancji) są postrzegani jako Ci, którzy odbierają "chleb", żyją na koszt rdzennych obywateli danego kraju.

05:17, 13.07.2011 /PAP

Polacy zaatakowani na Wyspach
NAPADY NA OBCOKRAJOWCÓW W IRLANDII PŁN.

Dołączona grafika
Fot. archiwum TVN24 - Policja traktuje ataki jako przejaw przestępstwa z powodu nienawiści rasowej

Imigranci stali się celami ataków w Irlandii Płn. W miejscowości Ballymena w okno domu zamieszkałego przez Polaków oddano strzały. Nikt nie odniósł obrażeń.
Ataki o podłożu narodowościowym zaczęły się w niedzielę, gdy zaatakowano dom Polaków przy Larne Road w 30-tysięcznym Ballymena.

Dzień później podłożono ogień pod drzwiami frontowymi prywatnego mieszkania. Tym razem celem napadów stali się Słowacy. Rodzina z małym dzieckiem musiała ratować się ucieczką przez okno.

Owładnięci uprzedzeniami

Ataki potępił miejscowy radny Declan O'Loan. - Nie mam wątpliwości, że była to celowa próba podpalenia. W Ballymena są ludzie do tego stopnia owładnięci uprzedzeniami narodowościowymi, że nie wahają się przed narażeniem innych na śmierć - stwierdził. Wcześniej w tej samej okolicy znaleziono ulotki wymierzone w obcokrajowców, a policja ogłosiła, że traktuje oba ataki jako przejaw przestępstwa motywowanego nienawiścią rasową.

Jeśli masz taką ulotkę, jakieś informacje dotyczące opisanych lub podobnych incydentów napisz na Kontakt 24.

twis

Źródło: www.tvn24.pl


Politycy UE czują co się święci. Zacytuję siebie z innego postu w innym temacie.

[...]Kryzys ogólnoświatowy zbliża się wielkimi krokami. To dlatego od kilku już lat w UE trwają zapewne takie projekty jak INDECT czy EUROGENDFOR, to dlatego w krajach członkowskich UE dąży się do ograniczenia lub wręcz zakazu posiadania broni palnej przez prywatne osoby - vide Liberalizacja dostępu do broni palnej. W tym zakresie takie inicjatywy jak Dyrektywa UE 2012 o czym można poczytać w zlinkowanym poście lambo i w następnych nie zaskakują.

Czują co się święci, czują że tym razem ten kryzys może być bardziej dotkliwy, trudniejszy do opanowania a chaos i przemoc wystapią na taką trudną do opanowania skalę, jak jeszcze nigdzie i nigdy dotąd.[...]

Wyznaję i wierzę w wolność jednostki i prawo do samostanowienia o swoim życiu, losie i bezpieczeństwie. Hołduje takim poglądom jakie prezentował ojciec założyciel Stanów Zjednoczonych jeden z moich ulubionych wielkich ludzi Thomas Jefferson, - cytaty tutaj.


Użytkownik Sentinel edytował ten post 13.07.2011 - 11:29

  • 0

#30 Gość_Sentinel

Gość_Sentinel.
  • Tematów: 0

Napisano

Ciąg dalszy wiadomości z Irlandii

16:29, 13.07.2011 /PAP
Druga noc awantur. 40 rannych policjantów

ZAMIESZKI: KATOLICY KONTRA ORANŻYŚCI
40 północnoirlandzkich policjantów zostało rannych w ciągu dwóch nocy zamieszek w katolickich dzielnicach Belfastu. Zamieszki wywołał przemarsz protestanckich oranżystów. Aresztowano 26 osób. Zastępca komisarza północnoirlandzkiej policji PSNI Alistair Finlay podał w środę, że do tej pory aresztowano 26 osób podejrzewanych o udział w rozruchach. Wśród nich są ludzie postrzeleni plastikowymi kulami. Zgłosili się sami, ponieważ na skutek odniesionych obrażeń wymagali hospitalizacji. onet('adsGet1','main3-box');onet('adsGet2');onet('slotTest','3');Finlay powiedział, że policjanci z kolei mają rany cięte, potłuczenia, oparzenia i urazy kręgosłupa szyjnego.

Butelki, petardy, kamienie
We wtorek w Ardoyne, zamieszkanej przez katolickich nacjonalistów dzielnicy północnego Belfastu, doszło do starć demonstrantów z policją po zakończeniu dorocznego pochodu członków Związku Orańskiego demonstrującego lojalność wobec korony brytyjskiej. Zajścia wywołało około 200 nacjonalistów. Policjantów obrzucono butelkami z benzyną, odłamkami gruzu, petardami i kamieniami. Policja użyła pocisków gumowych i plastikowych.

Do zajść w Ardoyne doszło także w poniedziałek wieczór, gdy policja w przeddzień marszu zabezpieczała trasę. 22 policjantów odniosło wtedy obrażenia. Protestujący rzucali race i kamienie. Przeciwko około 200 demonstrantom w katolickich dzielnicach zachodniego Belfastu policja użyła plastikowych kul i armatek wodnych.

Pamięć historyczna wiecznie żywa

We wtorek kilkadziesiąt tysięcy irlandzkich protestantów wzięło udział w marszach z okazji święta "The Twelfth", czyli Dwunastego Lipca. Organizuje je Związek Oranżystów (Orange Institution) w rocznice tzw. Chwalebnej Rewolucji (1688-89) i zwycięstw protestanckiego króla Wilhelma Orańskiego nad katolickim królem Jakubem II w bitwach nad rzeką Boyne (1690) oraz pod Aughrim (1691). Bitwa pod Aughrim ostatecznie przypieczętowała klęskę irlandzkich katolików służących w wojsku Jakuba II Stuarta, dążącego do przywrócenia w kraju monarchii absolutnej i katolicyzmu. Z tej okazji oranżyści urządzają parady ze sztandarami i orkiestrą, spotykają się na festynach i w różnych formach okazują lojalność wobec monarchii brytyjskiej.

Przez katolików parady odbierane są jako przejaw protestanckiego triumfalizmu. Trasa niektórych pochodów przebiega przez dzielnice zamieszkane w większości przez katolików. Od kilku lat wydawaniem zgody na doroczne przemarsze zajmuje się specjalna komisja.

jk\mtom

Źródło: www.tvn24.pl


  • 0


 

Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych