Co do rogów wikingów - te ceremonialne hełmy to bardzo słaby argument, bo po pierwsze było ich bardzo niewiele a po drugie spotykano je już od czasów starożytnych i zawsze miały bardzo ograniczony charakter (w sensie że mało kto je nosił). Najbardziej prawdopodobne wg mnie wyjaśnienie tego mitu to właśnie próba powiązania wikingów - łupieżców z diabłami. Dodam też, że wikingowie dość rzadko działali tak jak w dzisiejszej popkulturze - nie pływali od wioski do wioski i nie palili ich na potęgę. W znacznej większości takie wypawy wyglądały w ten sposób, że przypływały łodzie wikingów, wychodzili oni na brzeg, spotykali oddział lokalnych wieśniaków i zaczynali wzajemnie obrzucać się obelgami. Jeżeli lokalni wieśniacy mieli przewagę - wikingowie odpływali lub zadowalali się małym łupem, jeżeli wikingowie mieli przewagę - wtedy obie strony dogadywały się co do haraczu, wieśniacy go płacili a wikingowie zadowoleni odpływali. Za jakiś czas mogli z powrotem przypłynąć w to miejsce i na nowo zażądać okupu.
Co do Jasnej Góry - faktycznie miało to charakter propagandowy, bo militarnie to była nic nie znacząca potyczka. Oczywiście "Potop" nie może być traktowany pod żadnym względem jako książka historyczna, bo i nie została jako taka napisana. Ciekawe jest na przykład, że przeor Kordecki (ten bohater z filmu i książki) wcześniej napisał do króla szwedzkiego poddańczy list (potem najwyraźniej zmienił zdanie, ale początkowo chciał kolaborować) a i o ile się nie mylę, to dość sporą część szwedzkich oddziałów pod Częstochową stanowili... Polacy - zdrajcy.
To jest pewnie wszystkim znane, ale co tam - cyfry arabskie wcale nie są... arabskie. Pochodzą z Indii, Arabowie tylko je przejęli i nam "dostarczyli".
Ruch prawostronny jest dziś dla nas normalny a lewostronny uważamy za idiotyczny, jednak pierwotnie na drogach Europy rządził ruch lewostronny. Wynikało to zapewne z tego, że mijający się na drodze konni mogli łatwiej podawać sobie prawe ręce na powitanie. Ruch lewostronny przydawał się też w razie walki - zarówno na miecze jak i na kopie (trzymane przeważnie w prawej ręce).
Niewolnictwo w Stanach Zjednoczonych było znacznie lepsze niż się nam może wydawać. Niewolnicy bardzo rzadko trafiali na plantatorów, którzy traktowaliby ich bardzo źle. Przeważnie niewolnik miał prawo do dnia wolnego (niedziela) oraz pracował tylko... 8 godzin dziennie. Nierzadko bywało tak, że miał w ciągu dnia tylko daną pracę do zrobienia - jeżeli uporał się z nią w 4 godziny, wtedy resztę dnia miał wolną. Do tego wielu niewolników mogło uprawiać swój własny ogródek. Przepisy dotyczące pozwoleń na zawieranie małżeństw były dość surowe, ale przeważnie przymykano na to oko. Ogólnie mówiąc niewolnik w USA miał o niebo lepsze życie od "wolnego" robotnika w XIX wiecznym europejskim mieście (gdzie musiał pracować ponad siły, nierzadko w skandalicznych warunkach i od dzieciństwa a i tak nie miał za co się utrzymać) - nie tylko miał lepszą pracę, ale też i jego menu było znacznie lepsze.
Ferdynand Magellan nie był pierwszym człowiekiem który opłynął świat. Tak naprawdę zginął on w trakcie wyprawy - został zabity przez tubylców na filipińskiej wyspie Mactan. Okręt "Victoria" - ostatni z tych które wyruszyły na wyprawę, doprowadził zaś do portu Juan Sebastián Elcano z, o ile się nie mylę, jedynie 18 członkami załogi. On zatem, i ci marynarze, są pierwszymi ludźmi którzy wzięli udział w wyprawie dookoła świata i ją ukończyli.
Pies Łajka nie był pierwszym zwierzęciem w kosmosie (a tak mnie przynajmniej kiedyś uczono). O kilka lat wyprzedziły ją... amerykańskie muszki owocówki na pokładzie rakiety V2 która przekroczyła uznawaną granicę pomiędzy atmosferą a kosmosem. Po niej były jeszcze małpki (USA) i inne psy (ZSRR). Łajka zaś była pierwszym zwierzęciem, które umieszczono na orbicie (czyli jako pierwsza okrążyła kulę ziemską).
Mówienie o amerykańskiej konstytucji jako o "pierwszej na świecie" (i tym samym o polskiej jako o drugiej) jest nieco przesadzone. Wielu uważa angielską "konstytucję" za znacznie wcześniejszą - co prawda Wielka Brytania nie posiada "tradycyjnej" konstytucji (nazywają ją "niespisaną konstytucją"), ale jej rolę odgrywają rozmaite osobne dokumenty z których niektóre sięgają nawet średniowiecza.
Amerykanie wcale nie mogą pochwalić się "najlepszą demokracją" na świecie. W 2000 roku w wyborach prezydenckich George Walker Bush uzyskał 50,456,002 głosy (47.87%), zaś jego przeciwnik - Al Gore otrzymał 50,999,897 głosów (48.38%) - o ponad 500 000 więcej. Prezydentem został jednak Bush, ponieważ w USA prezydenta wybiera się za pomocą "głosów elektorskich" których każdy stan ma kilka (w zależności od liczby mieszkańców). W tym przypadku Bush dostał 271 takich głosów a Gore - 266. Dlatego paradoksalnie może dojść do takiej sytuacji, gdy legalnie wybranym prezydentem zostanie kandydat na którego zagłosowało mniej wyborców.
Prawdziwy William Wallace i jego postać ukazana w filmie Mela Gibsona to dwie zupełnie różne postacie. Prawdziwemu Williamowi Wallace'owi daleko było do wykształconego i cywilizowanego bojownika o wolność Szkocji. W istocie był to zwykły dzikus który lubił chadzać w ubranku ze skóry zabitych wrogów.
W filmie Hoffmana "Ogniem i Mieczem" mamy scenę w której husaria przegrywa bitwę, ponieważ zmuszona jest do szarży w błocie w wyniku której husarze spadali z koni i ginęli w błocie (Żółte Wody). W rzeczywistości nic takiego nie miało miejsca - husaria nie była w stanie rozwinąć swojej siły, ponieważ walczyła pieszo jak zwykła piechota. A Hoffman to idiota i tej sceny wybaczyć mu nie potrafię.
We wszystkich filmach o średniowieczu mamy rycerzy, którzy na okrągło chodzą w zbroi albo przynajmniej w kolczudze (i to nierzadko z narzuconym kapturem z metalowych kółek). W istocie, tak jak logika podpowiada, był to strój zakładany tylko na czas bitwy - chodzenie w tak ciężkim ubraniu po zamku czy ogrodzie jest zwyczajnie idiotyczne.
Saladyn nie wygrał wojny z krzyżowcami ponieważ był lepszy. W istocie najbardziej przesądziła o tym bitwa pod Hattin i głupota dowódcy krzyżowców - Gwidona de Lusignan, który rozkazał wojsku maszerować bez wody przez kilka dni po pustyni. Saladyn nie miał większych problemów z pokonaniem wyczerpanych takim marszem rycerzy.
Wbrew pozorom wojska brytyjskie w XVIII wieku (filmy takie jak "Patriota" z Melem Gibsonem czy "Ostatni Mohikanin" z Danielem Day-Lewisem) nie paradowały po koloniach amerykańskich wyłącznie w czewonych mundurkach i białych rajstopkach i nie walczyły w specyficznym stylu (ustawianie się na wprost siebie i strzelanie do momentu aż ktoś się pierwszy załamie). Do działań w lesie Anglicy korzystali z pierwszej jednostki Rangersów - Roger's Rangers. Ubierali się oni na zielono i stosowali taktykę indian.
Armie walczące w XVIII wieku ( i trochę później) nie były dowodzone przez idiotów. Stosowana wówczas taktyka walki (widoczna w "Patriocie" z Gibsonem w roli głównej a polegająca na ustawianiu szeregów które stawały naprzeciwko siebie i oddawały nawzajem salwy z muszkietów) była jak najbardziej usprawiedliwiona. Broń była wtedy tak niecelna, że aby uzyskać sensowny efekt należało wystrzelić salwę z wielu muszkietów naraz. Nie dało się tej broni jednak używać na leżąco - nie sposób ją było wtedy załadować.
Obraz japońskich samurajów z "Ostatniego Samuraja" z Tomem Cruisem jest wypaczony. Nie byli oni szlachetnymi obrońcami cesarza, ale przeciwnikami wszelkiego rozwoju cywilizacyjnego. Zaciekle bronili swojej pozycji i w istocie bardziej szkodzili, niż pomagali. Sami także prezentowali dość niski poziom moralny - nierzadko samurajowie mieli w zwyczaju chodzić na rozstaje dróg i tam ćwiczyć rozmaite ciosy i pchnięcia mieczem na niewinnych podróżnych.
Seppuku nie wyglądało tak, jak to zazwyczaj wygląda na filmach (w tym i we wspomnianym "Ostatnim samuraju"). W rzeczywistości samuraj klękał i wbijał sobie nóż w brzuch. Musiał też przesunąć ten nóż w bok (samo wbicie nie wystarczało) a potem, jeśli sił starczyło - dokonać drugiego cięcia - w górę. W tym czasie inny samuraj ucinał mu głowę, jednak nie do końca - głowa po wszystkim musiała być wciąż połączona cienką warstwą skóry i opaść na pierś wciąż na tym kawałku skóry wisząc. Innymi słowy - beznadziejnie idiotyczny zwyczaj.
Neron wcale nie był takim demonicznym cesarzem za jakiego dziś ma go wielu ludzi. Najprawdopodobniej nie miał on niczego wspólnego z pożarem i nie bawił się w śpiewanie podczas gdy miasto płonęło (jak to przedstawia głupi polski film "Quo Vadis"), lecz natychmiast ruszył do miasta z pomocą (przebywał wtedy poza Rzymem), wydał wiele pieniędzy dla potrzebujących z własnego majątku, zatroszczył się o bezdomnych i zagwarantował ludziom żywność, dach nad głową i rozrywkę.
Kleopatra wcale nie była piękna. Tak właściwie była całkiem przeciętna jeśli idzie o urodę. Miała jednak swoje sposoby, aby przypodobać się silniejszym mężczyznom i ugrać coś dla siebie
"Tygrys" wcale nie był takim świetnym czołgiem. Tak naprawdę psuł się niezwykle często, miał beznadziejnie mały zasięg i prędkość poruszania się. Na dodatek jego wieżyczka obracała się beznadziejnie wolno. Jego debiut na froncie również był niezwykle wielkim rozczarowaniem - wiele egzemplarzy zwyczajnie się popsuło, inne zostały zniszczone a jeden - przechwycony przez Rosjan.
A to co prawda nie mit, ale ciekawostka historyczna - dziś na mieszkańców Cesarstwa Wschodniorzymskiego mówimy "bizantyjczycy" i zapewne uważamy, że oni sami tak siebie nazywali. Tymczasem nazwa ta powstała w XIX wieku a ci "bizantyjczycy" prawie do samego końca nazywali siebie "Rzymianami" (nawet gdy od dawna przestali mówić po łacinie).
I na koniec też nie mit, ale zabawna historyjka. Podczas wojny japońsko-rosyjskiej z początków XX wieku Rosja (bodajże po unicestwieniu swojej floty na pacyfiku) zmuszona była wysłać w rejon Władywostoku swoją flotę stacjonującą na Bałtyku. Miała ona bodajże płynąć przez Morze Arktyczne. Tymczasem w nocy, gdzieś w pobliżu Norwegii, marynarze z jednego z okrętów zauważyli światła na wodzie. Szybko uznano je za japońskie okręty (! - na Morzu Północnym!) i otworzono ogień. W wyniku trwającego dość długo ostrzału (około 20 minut do pół godziny) wystrzelono wiele ton pocisków i nie dość, że nie zatopiono żadnego okrętu "wroga", to uszkodzono jeden (jeśli nie więcej) własny (a głównodowodzący Admirał biegał pijany po okręcie i wzywał do opuszczenia statku). Dopiero później okazało się, że tymi "okrętami wroga"
były bodajże brytyjskie kutry rybackie które były na dodatek przez cały czas oświetlone jako cywilne okręty (zielone latarnie). Żadnemu kutrowi nic się bodajże nie stało. Jeden z okrętów rosyjskich zaś oddał około 500 strzałów i... w nic nie trafił. Wspaniała celność!