Skocz do zawartości


Zdjęcie

New Age - zagrożenie i obłuda.


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
92 odpowiedzi w tym temacie

#46

craven.
  • Postów: 164
  • Tematów: 9
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Czy tylko ja mam wrażenie, że tekst z 1 postu jest autorstwa ludzi (lub człowieka) o poziomie inteligencji podobnym do twórcy/ów tego plakatu:
Dołączona grafika

W Biblii tęcza jest symbolem przymierza pomiędzy Bogiem i człowiekiem, jest obietnicą złożoną przez Boga Noemu, że Ziemi nie nawiedzi już więcej wielka powódź (Stary Testament, Rdz 9/13)

?

Iluminaci stworzyli szatański ruch, który nazwali New Age. Ma on na celu zniszczyć wszystkie religie, oczywiście oprócz religii dalekiego wschodu

A po chwili czytamy:

- herezje i kłamstwa na temat chrześcijaństwa

Niezmiernie ciekawi mnie fakt, że autor nie skrytykował obsmarowywania innych religii, w tym między innymi Buddyzmu, który (wg. mojej skromnej wiedzy) nigdy nie nawoływał do przemocy.
Widocznie wg. Autora chrześcijanie jedyni nieomylni.

Wrzucenie Medytacji do jednego worka z magią i czarami też wywołało u mnie szczery uśmiech na twarzy, że nie wspomnę już o zgubnych i szatańskich przygodach bohatera książek Rowling. Kontynuując:

Dalajlama uznaje się za „obrońce” praw człowieka i „rzecznika” wolnego Tybetu, a nie pamięta co działo się w tym kraju zanim zajęły go wojska chińskie!

Za to autor tekstu nie pamięta, co działo się w czasie wypraw krzyżowych. No i na deser:

Największy guru new age kłamie!

Brakuje mi tylko na sam koniec, niczym wisienki na torcie zdania w stylu "papież jest nieomylny" - gdyby takowe było - odpuściłbym sobie pisanie tego posta.

Na koniec dodam, że irytuje mnie gdy ktoś wychodzi z założenia, że coś co jest dobre/złe w jego założeniu, musi być takie w założeniu wszystkich. Ktoś z was słyszał o jakimkolwiek negatywnym wpływie medytacji? lub tzw. Mantrowanie? Każdy ksiądz wam nie powie niczego pozytywnego na ten temat, nie widząc, że mechaniczne klepanie różańca opiera się na tej samej zasadzie. Tak więc, wszystkich którzy uważają się za wielce oświeconych, i godnych narzucać innym co mają myśleć i robić, pozdrawiam słowami Pono z kawałka "Pier**** to" (dla chętnych do znalezienia na youtube, fragment od 1:20-1:25)
Wtłaczanie siebie i innych w jakieś odgórne systemy nigdy nie zaowocowało niczym dobrym. trzeba myśleć za siebie, samodzielnie wnioskować i robić to, co samemu uważa się za słuszne. Pokój.
  • -1

#47

Maja.
  • Postów: 78
  • Tematów: 4
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Patrzac na “niebezpieczne symbole” mozna sie poplakac ze smiechu. Jesli jest ktos, kto bierze to na serio, to mu wspolczuje. Sama niedorzecznosc. Jesli “drzewko szczescia” jest niebezpieczne, bon p ktos moglby uwierzyc ze moze mu pomoc, to co mozna powiedziec o chocby roznego rodzaju maskotkach uzywanych nagminnie przez dzieciaki czy mlodziez (a i wielu doroslych ludzi tez)? Glownie po to sie je nosi, aby przniosly szczescie, czyz nie? (np na egzaminie). A wiec trzeba je potepic I grozic wiecznym potepieniem kazdemu, kto osmiela sie wierzyc , ze moga pomoc. Paranoja!
  • 2

#48 Gość_mag1-21

Gość_mag1-21.
  • Tematów: 0

Napisano

O matko, wyroslam w rodzinie katolickiej, potem zmadrzalam, ale i tak nikt mnie nigdy takich bzdur nie uczyl, o jakich pisze KATOLIK. Czy Ty masz kontakt z Iluminatami? Opetanie? Wydaje mi sie, ze wszystko mozliwe...Mnie to sie nawet smiac nie chce, tylko plakac. Katoliku, a jaki to z Ciebie katolik? Nie zasmiecaj tej wiary, ktora wcale taka zla nie jest, tylko ludzie taka z niej robia!
  • 1

#49

nexus6.
  • Postów: 1234
  • Tematów: 14
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Niezmiernie ciekawi mnie fakt, że autor nie skrytykował obsmarowywania innych religii, w tym między innymi Buddyzmu, który (wg. mojej skromnej wiedzy) nigdy nie nawoływał do przemocy.
Widocznie wg. Autora chrześcijanie jedyni nieomylni.


Idea swoje, a życie swoje. Z tezami można się zgadzać lub nie, ale różne źródła są zgodne co do faktu, że stereotypowy obraz buddyzmu jest dalece wyidealizowany.

Opcja na Prawo

Tybet - kraina Shangri-La?
Roman Konik


Wizyta Dalajlamy w Polsce ugruntowała potoczne rozumienie buddyzmu jako religii sentymentalnej, dającej jej wyznawcom poczucie harmonii, powszechne szczęście, zgodną koegzystencję z samym sobą, jak i z otoczeniem. Przy wizycie Dalajlamy można było usłyszeć głosy mówiące, że buddyzm, w odróżnieniu od chrześcijaństwa, judaizmu czy islamu, nie jest zaprawiony przemocą, wolny jest więc od powoływania się na mandat Boży w kontekście przemocy. Buddyzm miałby być zatem czymś zgoła innym i stanowiącym wyraźny kontrast w stosunku do każdej przemocy, a zwłaszcza przemocy w innych religiach. Bo czym innym może on być, gdy słucha się uduchowionego buddyzmem Dalajlamy, który swe mantryczne przesłanie osnuł wokół tak swojsko brzmiących terminów jak: tolerancja, akceptacja, zgoda, demokracja, współczucie, empatia, ekologia?

W mediach bałwochwalczo traktujących duchowego przywódcę Tybetu jedynie sporadycznie pojawiały się głosy tych, którzy komentowali wizytę z rozczarowaniem, a nawet zniechęceniem. Liczne przemówienia, jakie duchowy przywódca Tybetu wygłosił w Polsce, nie wyszły w swej treści poza ogólny zbitek komunałów i powszechnie znanych ogólników. Dalajlama przedstawił wizję świata bez przemocy, wojen, złości, nienawiści, pomijając całkowicie sferę odpowiedzialności i realizmu.

Zachód postrzega Dalajlamę przez pryzmat tego rodzaju deklaracji, dlatego też Tybet funkcjonujący w potocznej świadomości to obraz uciśnionej krainy o bogatej kulturze, wymierającej pod butem żółtych Hunów z Państwa Środka. Powolna śmierć Tybetu spowodowana jest rzekomo pokojowym nastawieniem Tybetańczyków, którzy wolni od jakiejkolwiek przemocy, uzbrojeni jedynie w buddyzm, nie są w stanie przeciwstawić się najeźdźcom. Potoczne rozumienie teokracji buddyjskiej, podsycane przez hollywoodzki przemysł filmowy, uczyniły z Tybetu model przedsionka raju, skażonego jedynie obecnością Chin w tej mitycznej krainie Shangri-La. Sam Dalajlama, czując medialną przychylność Zachodu, lukrował obraz Tybetu, twierdząc, że dominujący wpływ buddyzmu wśród otwartych przestrzeni nienaruszonego środowiska wytworzył żyjące w harmonii i oddane pokojowi społeczeństwo Tybetu.

Ktokolwiek zna historię Tybetu, wie, ile jest nieprawdy w tych słowach. Do 1959 roku za rządów Dalajlamy w Tybecie panował wzorcowy system feudalny. Dwie grupy skupiały w swych rękach cały majątek kraju: mnisi buddyjscy i laikat arystokratyczny. Wystarczy spojrzeć na klasztor Drepung, którego bogactwo to 85 posiadłości ziemskich, do których przypisanych jest 25 tysięcy chłopów traktowanych jak własność klasztoru. Nie jest tajemnicą, że mnisi buddyjscy do lat 60. XX wieku trudnili się lichwą, pożyczaniem pieniędzy na wysoki procent. Teokratyczny system feudalny Tybetu budowany był też przez arystokrację. W 1950 roku głównodowodzący armii tybetańskiej posiadał na własność trzy i pół tysiąca chłopów pańszczyźnianych, będąc jednocześnie wysoko postawionym członkiem świeckiego gabinetu Dalajlamy. Dlatego przedstawianie Tybetu jako kraju bez policji, a opartego jedynie na zasadach buddyzmu kłóci się z prawdą historyczną. W Tybecie istniała armia zawodowa, trudniąca się głównie ściganiem zbiegłych chłopów pańszczyźnianych i wymierzaniem im odpowiednich kar. Ten feudalny system był nie tylko aprobowany przez dwór kolejnych Dalajlamów, ale także przez nich tworzony. Należy pamiętać, że zdecydowana większość społeczeństwa tybetańskiego to chłopi, którzy całe życie pracowali na utrzymanie systemu teokratycznego, prosić musieli też o zgodę na zmianę miejsca pobytu lub wejście w związek małżeński. Dwór Dalajlamy decydował też, które z dzieci chłopskich brane jest do klasztoru w celu zostania mnichem. System podatkowy Tybetu nakładał różnego rodzaju opłaty na chłopów, takie jak: podatek od ślubu, od urodzenia dziecka, a nawet od zgonu w rodzinie czy posadzenia drzewa przy własnej chacie. Tybetańczycy płacili podatki od każdego wykroczenia, a nawet przy zwolnieniu z więzienia (tzw. podatek wyjściowy). Każdy niepracujący Tybetańczyk płacił (lub odpracowywał) podatek za pozostawanie bezrobotnym. Wedle prawa teokratycznego Tybetu długi mogą być dziedziczne. Należy sobie zdać sprawę, jak ogromną rolę odegrały w historii Tybetu pojęcia „obrony doktryny”.


Przejście od fazy religijnego buddyzmu tybetańskiego w ośrodek władzy politycznej, naznaczone było przemocą i gwałtem, jak niemal każdy środek do zdobycia władzy.

Oczywistym i niepodważalnym faktem jest barbarzyństwo chińskich komunistów, wkraczających zbrojnie do Tybetu. Aneksja Tybetu odbyła się pod sztandarem rewolucji, z jej najgorszą stroną, masowych rozstrzeliwań, tortur, konfiskaty mienia, narzucania siłą obcych rządów i obcej kultury. W dodatku tortury były bardzo wyrafinowane, w tym zmuszanie mnichów do publicznych gwałtów na mniszkach, po wszystkim najczęściej mordowanych. Jakkolwiek oceniać warunki życia Tybetańczyków, to wkroczenie komunistów chińskich było dla nich prawdziwym końcem świata.

Tego aspektu nie wolno zapominać w kontekście analizy Tybetu. Lecz warto zmierzyć potoczne rozumienie Tybetu z historią, która ujawnia, że organizacje buddyjskie nie były wolne od gwałtu i przemocy. V Dalajlama w roku tygrysa (1638/39) uczestniczył wraz z mnichami w działaniach Guszri-chana, który to ogniem i mieczem podporządkowywał sobie kolejne terytoria i spacyfikował Mongołów. XIII Dalajlama zabiegał o brytyjskie wsparcie i uzbrojenie dla tybetańskiej armii walczącej z wojskami chińskimi. W Tybecie w zasadzie od początku XVII wieku sekty buddyjskie wraz z rządzącą arystokracją prowadziły zbrojną walkę o wpływy. Opis brutalności walk, egzekucji, tortur podaje Melvyn C. Goldstein w książce The Snow Lion and the Dragon: China, Tibet, and the Dalai Lama. I nie jest to tylko kwestia historii, gdyż cały świat kilka lat temu był świadkiem walk sekt buddyjskich w Korei Południowej (wewnętrznej walki o wpływy w sekcie Chogye). Po zamieszkach ujawniono, że mnisi buddyjscy walczyli przede wszystkim o kontrolowanie budżetu 9,2 miliona dol., pochodzącego z datków wiernych. Sama historia Tybetu pokazuje, że teokratyczny model państwa nie był też wolny od przemocy. Ze względu na rozwiązłe prowadzenie dworu, intrygi, walkę o wpływy w ciągu 170 lat w wewnętrznych starciach zamordowano pięciu Dalajlamów.

Przywoływanie tego rodzajów faktów historycznych wydawać się może stronnicze, jednak warto pamiętać, że niekoniecznie prawdą jest to, że obecne przesłanie Dalajlamy o przestrzeganiu praw człowieka czy demokracji zawsze było w Tybecie realizowane. Przenoszenie opinii o obecnym Dalajlamie i jego idei niestosowania przemocy na wszystkich poprzednich Dalajlamów i na tej podstawie budowanie obrazu filarów buddyzmu tybetańskiego jest ogromnym nadużyciem.

Kolejną kwestią sporną jest traktowanie buddyzmu jako naturalnej formy religii, nieskażonej bóstwem, niezmiennej i pokojowej, czyli najbliższej człowiekowi. Należy zacząć od tego, że buddyzm nie jest religią, gdyż nie ma w nim doktryny osobowego Boga. Niezmienność buddyzmu w dziejach historii jest też pewnym mitem, gdyż początkowo w buddyzmie nie było żadnego kultu, modlitwy ani obrzędów. Współcześnie ewaluował w stronę kultu samego Buddy, traktowanego jako kogoś na wzór proroka czy niemal Boga. Buddyzm dokonał też asymilacji z religiami Zachodu, biorąc z niego to, co… modne. Sam Dalajlama w wywiadzie z red. Michnikiem opowiada się np. za dopuszczalnością aborcji, byle odbywała się ona bez użycia przemocy (sic!). Wskazuje tu na model indyjski, jako wzorcowy (aborcja dozwolona do 20. tygodnia ciąży). Pochwała pozbawionego przemocy poćwiartowania dziecka lancetem świadczy o poziomie debaty teologicznej, dostosowanej do reguł debaty intelektualnej Zachodu.

Obecny Dalajlama dość późno przyjął ghandyjską doktrynę ahimsa (niestosowania przemocy) – czyniąc z niej wartość rdzennie buddyjską, która to rzekomo od wieków kształtuje indywidualną i polityczną historię Tybetu. Dalajlama XIV z bogatych idei i doktryn buddyzmu tybetańskiego wypreparował miłość, empatię i współczucie, gubiąc gdzieś po drodze rzeczywisty, historyczny obraz buddyzmu. Sama jego biografia obfituje w pewne sprzeczności. Ten posłaniec walki bez użycia przemocy wspomina swą ucieczkę z Tybetu, która mogła się odbyć tylko dzięki uzbrojonym tybetańskim powstańcom i bojownikom (przeszkolonym przez CIA).



racjonalista.pl

Wyjątkowość buddyzmu?
Michael Parenti
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Rzut oka na historię ujawnia, że organizacje buddyjskie nie były wolne od gwałtu, tak charakterystycznego dla grup religijnych. W Tybecie od początków XVII wieku i przez sporą część XVIII konkurujące sekty buddyjskie zajmowały się zbrojną walką i doraźnymi egzekucjami1. W XX wieku w Tajlandii, Birmie, Korei, Japonii i w innych miejscach buddyści ścierali się między sobą oraz z wyznawcami innych religii. W Sri Lance zbrojne bitwy w imię buddyzmu są częścią syngaleskiej historii2. Tylko kilka lat temu w Korei Południowej tysiące mnichów z buddyjskiej sekty Chogye zwalczało się wzajemnie na pięści, kamienie, bomby zapalające i pałki w zaciętych bataliach, trwających tygodniami. Walczyli o panowanie nad największym w Korei Południowej zakonem, z rocznym budżetem 9,2 miliona dolarów oraz wartym miliony dolarów majątkiem w postaci nieruchomości. W burdach tych częściowo zniszczono najważniejsze sanktuaria buddyjskie, a rannych zostały dziesiątki mnichów, w tym kilku poważnie. Społeczeństwo koreańskie wydawało się pogardzać obiema frakcjami uważając, że niezależnie od tego, kto przejmie kontrolę, użyje datków od wiernych na luksusowe domy i kosztowne samochody3.

Ale co z Dalajlamą i Tybetem, któremu przewodził przed inwazją chińską w 1959 roku? Wielu żarliwych buddystów utrzymuje, że Stary Tybet był uduchowionym królestwem, wolnym od egoizmu, pustego materializmu i występków korupcji, nękających społeczeństwa uprzemysłowione. Zachodnie środki masowego przekazu, książki podróżnicze, powieści i filmy z Hollywood przedstawiają tybetańską teokrację jako istne Shangri-La.

Sam Dalajlama stwierdził, że "dominujący wpływ buddyzmu [w Tybecie] wśród otwartych przestrzeni nienaruszonego środowiska wytworzył żyjące w harmonii i oddane pokojowi społeczeństwo. Cieszyliśmy się wolnością i zadowoleniem3." Historia Tybetu pokazuje inny obraz. W XIII wieku cesarz Kubilaj ustanowił pierwszego Wielkiego Lamę, który miał zwierzchnictwo nad wszystkimi innymi lamami, podobnie jak papież nad biskupami. Kilka stuleci później cesarz Chin wysłał do Tybetu armię, żeby wesprzeć Wielkiego Lamę, ambitnego 25-letniego mężczyznę, który nadał sobie tytuł Dalaj [ocean] lamy, władcy całego Tybetu. Oto ironia historii: pierwszy dalajlama otrzymał swój urząd dzięki wsparciu armii chińskiej.

Dla wzmocnienia swej władzy poza możliwość ziemskich wyzwań dalajlama przejął klasztory, które nie należały do jego sekty i podejrzewa się, że zniszczył pisma buddyjskie, sprzeczne z jego roszczeniami do boskości. Kolejny dalajlama prowadził życie sybaryty, miał wiele kochanek, urządzał przyjęcia dla przyjaciół i ogólnie zachowywał się w sposób niestosowny dla wcielonego bóstwa. Z tego powodu zginął z rąk swoich kapłanów. W ciągu 170 lat, mimo przyznanego im statusu bogów, kapłani lub inni dworacy zamordowali pięciu dalajlamów5.
Shangri-La (dla lordów i lamów)

Religie mają ścisłe związki nie tylko z przemocą, ale także z wyzyskiem ekonomicznym. Często to właśnie wyzysk ekonomiczny wymusza przemoc. Tak było z teokracją tybetańską. Do roku 1959, kiedy Dalajlama rządził Tybetem, większość ziemi uprawnej nadal była w rękach właścicieli ziemskich, na których majątkach pracowali chłopi pańszczyźniani. Także autor pełen sympatii do dawnych czasów pisze, że „bardzo wiele ziemi należało do klasztorów, a większość z nich zgromadziła wielkie bogactwa (...) Ponadto poszczególni mnisi i lamowie mogli zgromadzić wielkie bogactwo dzięki działalności handlowej i pożyczaniu pieniędzy"6. Klasztor Drepung był jednym z największych właścicieli ziemskich na świecie z 185 posiadłościami ziemskimi, 25 tysiącami chłopów pańszczyźnianych, 300 olbrzymimi pastwiskami i 16 tysiącami pastuchów. Bogactwo klasztorów należało na ogół do wyższych rangą lamów, z których wielu było potomkami rodzin arystokratycznych.

Nieźle się także powodziło świeckim przywódcom. Godnym uwagi przykładem był głównodowodzący armii tybetańskiej, który posiadał cztery tysiące kilometrów kwadratowych ziemi i trzy i pół tysiąca chłopów pańszczyźnianych. Był także członkiem świeckiego gabinetu dalajlamy7.

Niektórzy zachodni wielbiciele niezgodnie z prawdą przedstawiali Stary Tybet jako „naród, który nie wymaga policji, ponieważ ludzie dobrowolnie przestrzegają praw karmy" 8 W rzeczywistości istniała tam zawodowa armia, choć niewielka, która służyła właścicielom ziemskim jako żandarmeria do utrzymywania porządku i ścigania zbiegłych chłopów.

Rodzinom tybetańskim systematycznie odbierano małych chłopców i umieszczano ich w klasztorach, by wychować ich na mnichów. Kiedy już raz znaleźli się w klasztorze, byli związani na całe życie. Tashe-Tsering, mnich, opisuje, że molestowanie seksualne dzieci chłopskich było powszechne. On sam był ofiarą wielokrotnych gwałtów, które zaczęły się, kiedy miał 9 lat9. Klasztory brały także dzieci chłopów w dożywotnią służbę jako służących, tancerzy i żołnierzy.

W Starym Tybecie była niewielka liczba wolnych chłopów oraz dodatkowo około 10 tysięcy ludzi, składających się na „klasę średnią": rodzin kupców, sklepikarzy i drobnych handlowców. Tysiące innych żyło z żebractwa. Niewielką mniejszość stanowili na ogół służący w domach niewolnicy, którzy nie posiadali niczego. Również ich dzieci pozostawały w niewoli10. Chłopi pańszczyźniani stanowili największą część wiejskiej populacji - szacunkowo 700 tysięcy z miliona dwustu pięćdziesięciu tysięcy mieszkańców Tybetu. Sytuacja chłopów, tak pańszczyźnianych, jak wolnych, była niewiele lepsza od sytuacji niewolników. Obywali się bez oświaty i opieki zdrowotnej. Większość swojego czasu spędzali pracując na rzecz lamów lub świeckiej arystokracji. Ich panowie mówili im, co mają siać i jakie zwierzęta hodować. Bez zgody lorda czy lamy nie mogli zawierać związków małżeńskich. Właściciel bez trudu mógł ich rozdzielić z rodziną, wysyłając do pracy w odległe miejsca11.

22-letnia kobieta, zbiegła chłopka pańszczyźniana, opowiada: „Właściciel zazwyczaj brał ładne chłopskie dziewczęta do swojego domu na służące i robił z nimi, co chciał". Były one „po prostu niewolnicami bez praw"12. Bez pozwolenia chłop pańszczyźniany nie miał prawa nigdzie się ruszyć. Właścicielom ziemskim przysługiwało prawo łapania uciekinierów. Jeden 24-letni uciekinier, który powitał chińską okupację jako „wyzwolenie". Twierdził, że życie chłopa pańszczyźnianego to nieustanny znój, głód i zimno. Po trzeciej nieudanej ucieczce ludzie pana bezlitośnie go pobili, aż krew lała mu się z nosa i ust, a potem polewano rany alkoholem i sodą kaustyczną, żeby zwiększyć ból13.

Chłopi pańszczyźniani byli na całe życie przywiązani do ziemi pana — lub klasztoru — bez płacy, zobowiązani do napraw domu pana, transportu plonów i zbierania drewna opałowego. Mieli również na żądanie dostarczać zwierząt pociągowych i transportu14. Podatki płacili od ślubu, od urodzenia każdego dziecka i od każdej śmierci w rodzinie. Opodatkowane było sadzenie drzew we własnym obejściu oraz każde zwierzę. Płacili podatki od świąt religijnych, śpiewu, tańca i bicia w dzwony. Ludzi opodatkowywano przy wsadzaniu do więzienia i przy zwalnianiu. Ci, którzy nie mogli znaleźć pracy, płacili podatek od bezrobocia, a jeśli starali się o pracę w sąsiedniej wiosce, płacili podatek podróżny. Kiedy nie mogli płacić, klasztory pożyczały im pieniądze na 20 do 50 procent. Niekiedy długi przechodziły z ojca na syna i z syna na wnuka. Dłużnikom, którzy nie byli w stanie zapłacić długu, groził los niewolnika, czasami na resztę ich życia15.

Religijne nauczanie teokracji wspierało porządek klasowy. Biednych i dotkniętych chorobą czy nieszczęściem uczono, że sami na siebie sprowadzili kłopoty, bo w poprzednim wcieleniu źle się prowadzili. Musieli więc akceptować udrękę obecnej egzystencji jako pokutę i oczekiwać na poprawę losu po ponownych narodzinach. Bogaci i możni traktowali oczywiście swój szczęśliwy los jako nagrodę i namacalny dowód cnoty w ich przeszłym i obecnym życiu.
Tortury i okaleczenia

W Tybecie dalajlamów tortury i okaleczenia — włącznie z wyłupywaniem oczu, wyrywaniem języka, przecinaniem ścięgien nóg i amputacją — były ulubionymi karami dla zbiegłych chłopów pańszczyźnianych i złodziei. Podczas podróży przez Tybet w latach sześćdziesiątych XX wieku Stuart i Roma Gelder przeprowadzili wywiad z byłym chłopem pańszczyźnianym, Tserch Wang Tuci, który ukradł dwie owce należące do klasztoru. Wyłupiono mu za to oczy i okaleczono dłoń tak, że była zupełnie bezużyteczna. Powiedział im, że nie jest już buddystą: „Kiedy święty lama powiedział im, żeby mnie oślepili, zrozumiałem, że niczego dobrego nie ma w religii" 16.

Ponieważ odbieranie życia ludzkiego sprzeczne jest z nauczaniem Buddy, niektórych winowajców okrutnie chłostano i „zostawiano Bogu" w mroźne noce, by zmarli. „Podobieństwa między Tybetem i średniowieczną Europą są uderzające" konkluduje Tom Grunfeld w swojej książce o Tybecie17.

W 1959 roku Anna Louise Strong odwiedziła wystawę narzędzi tortur używanych przez tybetańskich władców. Były tam kajdanki we wszelkich rozmiarach, włącznie z małymi kajdankami dla dzieci, przyrządy do obcinania nosów i uszu, wyłupiania oczu i łamania rąk. Były instrumenty do wycinania rzepek kolanowych i pięt oraz do przecinania ścięgien nóg. Były żelaza do wypalania piętna, bicze i specjalne urządzenia do wypruwania wnętrzności18.

Na wystawie były fotografie i świadectwa ofiar, których oślepiono lub okaleczono za złodziejstwo. Był tam pasterz, któremu pan winien był wynagrodzenie w pieniądzach i pszenicy, ale odmówił płacenia. Wziął więc jedną z krów pana; za to amputowano mu dłonie. Innemu pasterzowi, który sprzeciwiał się, kiedy pan chciał zabrać mu żonę, połamano ręce. Były tam zdjęcia działaczy komunistycznych z odciętymi nosami i górną wargą oraz kobiety, którą zgwałcono, a potem odcięto jej nos19.

Dawniejsi podróżnicy komentowali teokratyczny despotyzm w Tybecie. W 1895 roku Anglik dr A. L. Waddell pisał, że ludność żyła pod „nieznośną tyranią mnichów" i diabelskich przesądów, które stworzyli do terroryzowania ludzi. W 1904 roku Perceval Landon nazwał rządy dalajlamy „machiną ucisku". W tym samym mniej więcej czasie inny angielski podróżnik, kapitan W. F. T. O'Connor zauważył, że „wielcy właściciele ziemscy i kapłani (...) we własnych posiadłościach sprawują despotyczne rządy, od których nie ma odwołania", podczas gdy ludzie są „uciskani przez potworny rozrost życia klasztornego i duchowieństwa". Władcy tybetańscy „wynaleźli poniżające legendy i pobudzają ducha przesądów" wśród zwykłych ludzi. W 1937 roku inny odwiedzający, Spencer Chapman, napisał: „Lamaistyczny mnich nie spędza czasu na opiekowaniu się ludźmi czy kształceniu ich (...) Żebrak przy drodze jest dla niego niczym. Zazdrośnie strzegą wiedzy, która jest prerogatywą klasztorów i służy wzmocnieniu ich wpływów i bogactwa"20.
Okupacja i rewolta

Chińscy komuniści zajęli Tybet w 1951 roku, roszcząc sobie prawo do zwierzchności nad krajem. Traktat z 1951 roku zapewniał pozorną autonomię pod rządami dalajlamy, ale dawał Chinom kontrolę militarną i wyłączne prawo do prowadzenia polityki zagranicznej. Chińczycy mieli także zapewnioną bezpośrednią rolę w administracji wewnętrznej, żeby „działać na rzecz reform społecznych". Początkowo działali ostrożnie, polegając na ogół na perswazji w celu osiągnięcia zmian. Wśród najwcześniejszych reform było zredukowanie lichwiarskich procentów i zbudowanie kilku szpitali i dróg. „Wbrew popularnemu na Zachodzie przekonaniu — pisze jeden z obserwatorów — Chińczycy starali się pokazać szacunek dla kultury i religii Tybetu". Nie skonfiskowano żadnych arystokratycznych czy klasztornych własności i panowie feudalni nadal sprawowali rządy nad swoimi dziedzicznymi chłopami21.

Przez stulecia tybetańscy lordowie i lamowie widzieli przyjścia i odejścia Chińczyków, mieli dobre stosunki z generalissimusem Chiang Kai-shekiem i reakcyjnymi rządami Kuomintangu w Chinach22. Kuomintang zatwierdzał wybór dalajlamy i panczenlamy. Kiedy zainstalowano młodego dalajlamę w Lhasie, zgodnie z wielowiekową tradycją uczestniczyła w tym uzbrojona eskorta wojska chińskiego oraz chiński minister. Tybetańskich lordów i lamów niepokoił fakt, że ci najnowsi Chińczycy byli komunistami. Obawiali się, że zaprowadzenie kolektywistycznych, egalitarnych rozwiązań w Tybecie jest tylko kwestią czasu.

W latach 1956-57 uzbrojone grupy Tybetańczyków napadały na konwoje chińskiej armii. Powstanie wspomagała amerykańska CIA, dostarczając treningu wojskowego, obozów wsparcia w Nepalu i wielu dostaw drogą powietrzną23. W tym czasie w Stanach Zjednoczonych American Society for a Free Asia, finansowane przez CIA, energicznie nagłaśniało sprawę oporu w Tybecie. Aktywny w tej grupie był najstarszy brat dalajlamy, Thubtan Norbu. Drugi z kolei brat, Gyalo Thondup, zorganizował wraz z CIA operację wywiadowczą w 1951 roku. Rozszerzył ją potem w wyszkoloną przez CIA jednostkę partyzancką, której członków zrzucano na spadochronach do Tybetu24.

Wśród tybetańskich komandosów i agentów, których CIA zrzuciła do tego kraju, byli szefowie arystokratycznych klanów i synowie szefów. Według raportu CIA dziewięćdziesiąt procent z nich znikło bez śladu, co oznacza najprawdopodobniej, że zostali schwytani i zabici25.

„Wielu lamów i świeckich członków elity, jak również większość armii tybetańskiej dołączyli się do powstania, ale większość ludności tego nie zrobiła, zapewniając porażkę", pisze Hugh Deane26. Do podobnego wniosku dochodzą w swojej książce o Tybecie Ginsburg i Mathos: „Na tyle, na ile można ustalić większość zwykłych ludzi w Lhasie i okolicach nie dołączyła do walk przeciwko Chińczykom, ani na początku, ani w miarę jak się nasilały"27.
Wejście komunistów

Przy wszystkich krzywdach i nowym ucisku pod okupacją chińską Chińczycy po 1959 roku rzeczywiście znieśli niewolnictwo, system nieodpłatnej pracy pańszczyźnianej i zakazali chłosty, okaleczania i amputacji jako kar za przestępstwa. Znieśli wiele przygniatających podatków, rozpoczęli prace publiczne i w wielkim stopniu zredukowali bezrobocie i żebractwo. Zapoczątkowali świecką edukację, łamiąc tym samym edukacyjny monopol klasztorów. Założyli w Lhasie wodociągi i elektryczność28.

Heinrich Harrer (później ujawniono, że był sierżantem w SS Hitlera) napisał bestseller o swoich przeżyciach w Tybecie, na podstawie którego nakręcono popularny film w Hollywood. Pisał, że sprzeciwiający się Chińczykom Tybetańczycy „to w przeważającej mierze arystokracja i lamowie; karano ich zmuszając do wykonywania najgorszych prac, jak praca fizyczna przy budowie dróg i mostów. Poniżano ich ponadto zmuszając do sprzątania miasta przed przybyciem turystów". Musieli także mieszkać w obozach pierwotnie zarezerwowanych dla żebraków i włóczęgów29.

Do roku 1961 Chińczycy wywłaszczyli ziemię będącą własnością lordów i lamów i zorganizowali chłopstwo w setki komun. Rozdzielili setki tysięcy akrów między dzierżawców i bezrolnych chłopów. Stada należące kiedyś do arystokracji zostały przekazane kolektywom ubogich pasterzy. Ulepszono jakość zwierząt hodowlanych, wprowadzono nowe odmiany warzyw, pszenicy i jęczmienia, co wraz z ulepszoną irygacją doprowadziło podobno do zwiększenia produkcji rolnej30.

Wielu chłopów było równie religijnych jak poprzednio, dając jałmużnę duchownym. Ale wielu mnichów, zwerbowanych do klasztorów jako dzieci, mogło teraz odrzucić klasztorne życie i tysiące z tego skorzystały, szczególnie młodsi. Pozostali mnisi żyli za skromne stypendia rządowe i dodatkowy dochód z nabożeństw, ślubów i pogrzebów31.

Dalajlama i jego doradca, a zarazem młodszy brat Tendzin Choegyal, twierdzili, że „ponad milion dwieście tysięcy Tybetańczyków straciło życie w wyniku chińskiej okupacji" [_32_]. Spis powszechny z 1953 roku — na sześć lat przed chińską akcją — podał jednak jako całą populację zamieszkującą Tybet milion 274 tysiące osób 33. Inne spisy szacują tybetańską populację w kraju na około dwa miliony. Jeśli Chińczycy zabili milion dwieście tysięcy ludzi w początkach lat sześćdziesiątych, to całe miasta i olbrzymie obszary wiejskie, praktycznie cały Tybet, powinny być wyludnione, przekształcone na pola śmierci upstrzone obozami śmierci i masowymi grobami — a na to nie ma śladu dowodów. Rzadko rozrzucona chińska siła wojskowa w Tybecie nie była wystarczająco liczna, by osaczyć i zlikwidować tak wielu ludzi, nawet gdyby nie robili niczego innego.

Władze chińskie przyznają się do „błędów", szczególnie podczas rewolucji kulturalnej w latach 1966-76, kiedy prześladowania religijne osiągnęły szczyt w Chinach i w Tybecie. Po powstaniu pod koniec lat pięćdziesiątych uwięziono tysiące Tybetańczyków. Podczas „wielkiego skoku" narzucono chłopom przymusową kolektywizację i uprawy zbożowe z katastrofalnymi skutkami. Pod koniec lat siedemdziesiątych Chiny zaczęły rozluźniać kontrolę nad Tybetem „i próbowały odrobić niektóre ze szkód uczynionych w poprzednich dwóch dziesięcioleciach" 34.

W 1980 roku rząd chiński rozpoczął reformy podobno zaplanowane tak, by dać Tybetowi większą autonomię. Tybetańczykom pozwolono na uprawianie prywatnej ziemi, sprzedawanie nadwyżki plonów, samodzielne decyzje co do rodzaju upraw oraz hodowanie jaków i owiec. Ponownie pozwolono na kontakty ze światem zewnętrznym i złagodzono kontrolę graniczną, pozwalając Tybetańczykom na odwiedzanie krewnych na wychodźstwie w Indiach i Nepalu35.

W latach dziewięćdziesiątych Hanowie, grupa etniczna stanowiąca ponad 95 procent olbrzymiej populacji Chin, zaczęli w znacznych ilościach osiedlać się w Tybecie i różnych prowincjach zachodnich. Na ulicach Lhasy i Shigatse wyraźnie widać oznaki przewagi Hanów. Chińczycy kierują fabrykami i prowadzą wiele sklepów i straganów. Wybudowano wysokie biurowce i duże centra handlowe za pieniądze, które bardziej by się przydały na budowę stacji uzdatniania wody i domów mieszkalnych. Chińczycy w Tybecie zbyt często uważają swoich tybetańskich sąsiadów za zacofanych leni, którzy potrzebują ekonomicznego rozwoju i „patriotycznej edukacji". W latach dziewięćdziesiątych urzędnicy rządowi podejrzani o sympatie nacjonalistyczne stracili pracę i prowadzono kampanie dyskredytujące Dalajlamę. Tybetańczycy byli aresztowani, więzieni i skazywani na prace przymusowe za działalność separatystyczną i angażowanie się w polityczną „działalność wywrotową". Niektórych aresztowanych pozbawiano wolności w trybie administracyjnym i przetrzymywano bez odpowiedniego wyżywienia, wody czy koców, poddawano groźbom, biciu i innym rodzajom maltretowania36.

Chińskie przepisy dotyczące planowania rodziny pozwalają tybetańskim rodzinom na trójkę dzieci. (Przez lata limit dla rodzin chińskich wynosił jedno dziecko.) Jeśli małżeństwo przekracza ten limit, dodatkowym dzieciom można odmówić subsydiowanej opieki dziennej, opieki zdrowotnej, mieszkania i wykształcenia. Narzucanie tych kar jest nieregularne i różni się zależnie od prowincji. Tymczasem w szkołach zaniedbuje się i pogardza tybetańską historią, kulturą i religią. Podręczniki, choć tłumaczone na tybetański, koncentrują się na historii i kulturze Chin37.
Elity, emigranci i CIA

Dla bogatych lamów i lordów komunistyczna inwazja była katastrofą. Większość z nich uciekła za granice, jak to zrobił sam Dalajlama, któremu w ucieczce pomogła CIA. Niektórzy odkryli ku własnemu przerażeniu, że będą musieli zarabiać na życie. Jednak, według dokumentów ujawnionych przez Departament Stanu w 1998 roku, przez całe lata sześćdziesiąte tybetańska społeczność na wygnaniu w tajemnicy otrzymywała milion siedemset tysięcy dolarów rocznie od CIA. Po opublikowaniu tego faktu organizacja Dalajlamy wydała oświadczenie, w którym przyznaje, że otrzymała miliony dolarów od CIA w latach sześćdziesiątych i wysyłała uzbrojone oddziały emigrantów do Tybetu, żeby przeciwdziałały maoistowskiej rewolucji. Roczna płaca CIA dla Dalajlamy wynosiła 186 tysięcy dolarów. Jego, a także innych wychodźców tybetańskich finansował również wywiad Indii. Odmówił powiedzenia, czy on i jego bracia pracowali dla CIA. Agencja także odmówiła komentarzy38. W 1995 roku „News & Obserwer" z Raliegh w Karolinie Północnej zamieścił na pierwszej stronie kolorową fotografię Dalajlamy obejmowanego przez reakcyjnego senatora republikańskiego, Jesse Helmsa, z tytułem: „Buddysta zniewala bohatera religijnej prawicy"39.

W kwietniu 1999 roku razem z Margaret Thatcher, papieżem Janem Pawłem II i pierwszym Georgem Bushem Dalajlama wezwał rząd brytyjski do zwolnienia Augusto Pinocheta, byłego dyktatora faszystowskiego w Chile i długoletniego klienta CIA, którego zatrzymano podczas wizyty w Wielkiej Brytanii. Dalajlama wzywał, by nie zmuszano Pinocheta do wyjazdu do Hiszpanii, gdzie miał stanąć przed sądem za przestępstwa przeciwko ludzkości.

Dzisiaj, głównie poprzez National Endowment for Democracy oraz inne kanały brzmiące bardziej szacownie niż CIA, Kongres Stanów Zjednoczonych nadal przydziela rocznie 2 miliony dolarów Tybetańczykom w Indiach, a dodatkowe miliony płyną na „działalność demokratyczną" do społeczności tybetańskich wychodźców. Dalajlama otrzymuje również pieniądze od finansisty George'a Sorosa, który kieruje teraz stworzonym przez CIA Radiem Wolna Europa/Radio Liberty i innymi instytucjami40.
Kwestia kultury

Mówi się nam — na benefis tych, którzy traktują Stary Tybet jako kulturową nieskazitelność, Shangri-La — że kiedy Dalajlama rządził Tybetem, ludzie żyli w pełnej zadowolenia i spokoju symbiozie ze swoimi duchowymi i świeckimi panami, w porządku społecznym podtrzymywanym przez głęboko duchową kulturę, bez przemocy, inspirowani przez humanistyczne i pokojowe nauczanie religijne. Religijna kultura Tybetu była spoiwem i pocieszającym balsamem, utrzymującym w duchowym związku bogatego lamę z biednym chłopem.

Przypomina to wyidealizowany obraz feudalnej Europy przedstawiany przez współczesnych konserwatywnych katolików, takich jak G. K. Chesterton i Hilaire Belloc. Dla nich średniowieczne chrześcijaństwo było światem zadowolonych chłopów, żyjących w głębokim związku duchowym z Kościołem pod protekcją lordów41. Raz jeszcze namawia się nas, byśmy zaakceptowali daną kulturę na jej własnych warunkach, co oznacza akceptowanie jej tak, jak przedstawiają ją klasy uprzywilejowane, ci, którzy najwięcej z niej korzystają. Obraz Tybetu jako Shangri-La nie przypomina bardziej rzeczywistości niż wyidealizowany obraz średniowiecznej Europy.

Widziany w całej swej ponurej rzeczywistości Stary Tybet potwierdza pogląd wyrażony wcześniej: że kultura nigdy nie jest neutralna. Kultura może działać jako legitymizująca przykrywka dla całego szeregu głębokich niesprawiedliwości, dając korzyści jednej części społeczeństwa wielkim kosztem innych jego części. W teokratycznym Tybecie rządzący manipulowali tradycyjną kulturą, by wzmocnić swoją władzę i bogactwo. Teokracja zrównywała buntownicze myśli i działania z wpływami diabelskimi. Propagowała ogólne założenie wyższości właścicieli ziemskich i bezwartościowości chłopów. Twierdzono, że bogaci zasłużyli na swoje dobre życie, a biedni zasłużyli na swoją nędzną egzystencję, co było skodyfikowane w nauczaniu o karmie, cnocie i występku akumulujących się w poprzednich wcieleniach, a wszystko przedstawiano jako wolę Boga.

Można powiedzieć, że my, obywatele współczesnego, świeckiego świata nie potrafimy zrozumieć zrównania szczęścia z bólem, zadowolenia z obyczajami, które charakteryzują tradycyjne, uduchowione społeczności. Przypuszczalnie jest to prawdą i wyjaśnia, być może, dlaczego idealizujemy takie społeczeństwa. Niemniej wyłupione oko jest wyłupionym okiem; chłosta jest chłostą; a skrajny wyzysk chłopów pańszczyźnianych i niewolników jest brutalną niesprawiedliwością klasową, niezależnie od kulturowego opakowania. Istnieje różnica między więzią duchową, a zniewoleniem człowieka, także wtedy, kiedy istnieją obok siebie.

Wielu zwykłych Tybetańczyków pragnie powrotu Dalajlamy, ale wydaje się, że stosunkowo niewielu chce powrotu porządku społecznego, który on reprezentuje. Według reportażu w „Washington Post" w 1999 roku, Dalajlama jest nadal czczony w Tybecie, ale:
(...) niewielu Tybetańczyków powitałoby chętnie powrót skorumpowanych klanów arystokratycznych, które uciekły z nim razem w 1959 roku i stanowią większość jego doradców. Wielu chłopów tybetańskich na przykład, nie życzy sobie oddania klanom ziemi, którą otrzymali podczas chińskiej reformy rolnej. Byli niewolnicy w Tybecie mówią, że także oni nie chcą powrotu do władzy ich byłych panów. „Już tak żyłem dawniej" — mówi Wangchuk, 67-letni były niewolnik, ubrany w swoje najlepsze odzienie na doroczną pielgrzymek do Shigatse, jednego z najświętszych miejsc tybetańskiego buddyzmu. Mówi on, że czci Dalajlamę, ale dodaje: „Może nie jestem wolny w chińskim komunizmie, ale jest mi lepiej, niż kiedy byłem niewolnikiem"42.

Kim Lewis, która studiowała metody uzdrawiania z buddyjskim mnichem w Berkeley w Kalifornii, miała okazję do prowadzenia długich rozmów z ponad tuzinem tybetańskich kobiet, które mieszkały w budynku mnicha. Kiedy zapytała, co myślą o powrocie do ojczyzny, reakcje były jednogłośnie negatywne. Początkowo Lewis sądziła, że ich niechęć ma związek z chińską okupacją, ale szybko wyprowadziły ją z błędu. Mówiły, że są niezmiernie wdzięczne, iż „nie muszą brać ślubu z 4 czy 5 mężczyznami i bez przerwy być w ciąży", ani radzić sobie z chorobami wenerycznymi, którymi zaraża niewierny mąż. Młodsze kobiety były „zachwycone, że otrzymują wykształcenie, nie chciały mieć zupełnie nic wspólnego z jakąkolwiek religią i zastanawiały się, dlaczego Amerykanie są tak naiwni". Opowiadały historie o ciężkich przejściach swoich babek z mnichami, którzy używali je jako „nałożnice mądrości", mówiąc im „jakie zyskują zasługi dostarczając 'środków oświecenia' - w końcu Budda musiał być z kobietą, by osiągnąć oświecenie".

Kobiety, z którymi rozmawiała Lewis, mówiły gorzko o zabieraniu małych chłopców przez mnichów w Tybecie. Kiedy chłopiec płakał z tęsknoty za matką, mówiono mu: „Dlaczego płaczesz za nią, ona cię oddała — jest tylko kobietą". Wśród innych poruszanych spraw był „wybujały homoseksualizm w sekcie Gelugpa. Nie wszystko dzieje się dobrze w Shangri-La" — kończy Lewis43

Mnisi, którzy otrzymali azyl polityczny w Kalifornii, składali podania o pomoc społeczną. Lewis, wówczas także wyznawczyni buddyzmu, pomagała im w wypełnianiu dokumentów. Zauważyła, że dostają czeki z pomocy społecznej na sumy od 550 do 700 dolarów miesięcznie, wraz z ubezpieczeniem zdrowotnym. Dodatkowo mieszkali w przyjemnie umeblowanych mieszkaniach bez konieczności płacenia czynszu. „Nie płacą żadnych rachunków komunalnych, mają darmowy dostęp do internetu na komputerach dostarczonych im darmo wraz z faxami, telefonami stacjonarnymi i komórkowymi oraz telewizją kablową". Ponadto otrzymują miesięczną płacę ze swojego zakonu. A ośrodek dharma przeprowadza specjalne zbiórki wśród swoich członków (wszyscy są Amerykanami), niezależnie od składek członkowskich. Niektórzy członkowie chętnie wykonują prace dla mnichów, włącznie z zakupami, sprzątaniem mieszkań i toalet. Ci sami świątobliwi mężowie nie mają żadnych obiekcji krytykując Amerykanów za ich „obsesję rzeczami" 44

Poparcie chińskiego obalenia feudalnej teokracji nie oznacza przyklaskiwania wszystkim aspektom chińskich rządów w Tybecie. Dzisiejsi wyznawcy Shangri-La na Zachodzie zbyt rzadko to rozumieją. Prawdą jest również odwrotność tego. Potępianie chińskiej okupacji nie oznacza konieczności idealizowania byłego reżimu feudalnego. Wspólnym zarzutem buddyjskich wyznawców na Zachodzie jest to, że okupacja niszczy kulturę religijną Tybetu. Faktycznie wydaje się, że tak jest. Zamknięto wiele klasztorów i teokracja przeszła do historii. Tutaj zaś kwestionuję tę ponoć godną podziwu i czysto duchową naturę kultury sprzed inwazji. Krótko mówiąc, możemy opowiadać się za religijną wolnością i niepodległością Tybetu bez konieczności przyjęcia mitu o Raju Utraconym.

Na koniec chciałbym zauważyć, że przedstawiona tutaj krytyka nie jest zamierzona jako osobisty atak na dalajlamę. Niezależnie od jego byłych związków z CIA i różnymi reakcjonistami mówi on często o pokoju, miłości i niestosowaniu przemocy. Jego samego zaś doprawdy nie można winić za występki ancien régime, ponieważ miał zaledwie 15 lat, kiedy uciekł z Tybetu. W 1994 roku w wywiadzie udzielonym Melvynowi Goldsteinowi powiedział, że od młodości był za budowaniem szkół, „maszyn" i dróg w swoim kraju. Twierdzi, że uważał pańszczyznę i pewne podatki narzucone chłopom za „krańcowo złe". Nie akceptował sposobu, w jaki długi przechodziły z jednego pokolenia na kolejne 45. Ponadto proponuje on teraz demokrację dla Tybetu, zgromadzenie reprezentantów i inne instytucje niezbędne dla demokracji46.

W 1996 roku Dalajlama wydał oświadczenie, które musiało wywrzeć niepokojący skutek w społeczności wychodźców. Przytaczam urywek:
Ze wszystkich współczesnych teorii ekonomicznych system ekonomiczny marksizmu oparty jest na zasadach moralnych, podczas gdy kapitalizm zajmuje się wyłącznie zyskiem i opłacalnością. Marksizm interesuje się podziałem bogactwa na zasadach równości i równym użytkowaniu środków produkcji. Interesuje się także losem klas pracujących — to jest większością - jak też losem tych, którzy są upośledzeni i w potrzebie, i marksizm dba o ofiary narzuconego przez mniejszość wyzysku. Z tych powodów podoba mi się i wydaje mi się sprawiedliwy (...) Uważam się za pół-marksistę, pół-buddystę47.

A niedawno w roku 2001 podczas wizyty w Kalifornii powiedział: „Tybet jest materialnie bardzo, bardzo zacofany. Duchowo jest dość bogaty. Ale duchowość nie może napełnić nam brzuchów"48. To jest przesłanie, które powinni zauważyć dobrze odżywieni buddyjscy wyznawcy na Zachodzie, którzy rozpływają się nostalgicznie nad Starym Tybetem.

Próbowałem zakwestionować mit Tybetu, obraz Raju Utraconego, który był w rzeczywistości wsteczną teokracją pańszczyzny i nędzy, gdzie nieliczni uprzywilejowani żyli znakomicie z krwi, potu i łez większości. Bardzo to dalekie od Shangri-La.


  • 2

#50

Abra.
  • Postów: 9
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

hehe no to ja już czytając to co pan wymienił na początku w takim razie powinnam się czuć wyznawczynią NEW AGE i pewnie jestem ta bee w pełnym tego słowa znaczeniu ;-) (chociaż za taką sie nie uważam)

a tak poważnie..Cóż innego mógłby napisać pan KATOLIK skoro sam żyje w takim zakłamaniu..(bez urazy)

przepraszam ,że zacytuje Cię katoliku ale Ty naprawdę chyba nie masz pojęcia o tym co piszesz...

napisałeś..

Cytat

-Co do reszty to Kościół słusznie sprzeciwia się różnym pogańskim praktykom i zabobonom. Przecież w samym "drzewku szczęścia" nie ma nic złego i nadzwyczajnego- zwykły krzak, ale już wiara, czy w ogóle branie na poważnie tego zabobonu to obłuda i grzech. A jeżeli ktoś wierzy w oobe, czy jakieś trzecie oko wyssane z palca, lub nie wiadomo skąd...


Jeżeli piszesz z premedytacją ,że Kościół katolicki sprzeciwia się praktykom pogańskim to, albo nie wiesz co piszesz ,albo sobie żarty robisz :-) Choina i Święta Babilońskie , czczenie obrazów i jajek święconych (symbol życia) Boże narodzenie a raczej Syna Bożego nie ma nic wspólnego z pogaństwem..??
Twoja wiedza Biblijna ogranicza się tylko do tego co Tobie pasuje Katoliku. Wiele jest aspektów i dowodów biblijnych na to ,że katolicyzm istna obłuda na które czele stoi Watykan (guru) i jeżeli tego nie rozumiesz do to masz klapki na oczach..

i jeszcze cos a propo symboli ;-)

Cytat
Odwrócony pentagram to znak szatana, taki jak pokazany na plakacie. Pentagram w normalnej pozycji, to symbol pięciu ran Chrystusa i ten był - i nadal jest - jednym z chrześcijańskich symboli.

Mojo, od ilu lat nie chodzisz do kościoła? Zwykły pentagram, odwrócony, pentakl... Nie ma znaczenia, dla przeciętnego katola te znaki to zuo :P. Rany, czy gemba kozła, zależy od przyzwyczajenia i wyobraźni.

EDIT:
Z resztą też widać na plakacie, że są słabi z symboliki szatańskiej ... Odwrócony "pentagram" na plakacie to odwrócony pentakl :P.


taka ciekawostka
Co oznacza odwrócony Krzyż??? jest to symbol szatański czy odwrócony krzyż łaciński, symbolizujący mękę św. Piotra (powieszono go głową w dół)?

czy żegnanie się (wykonywanie znaku krzyża) ludzi na całym świecie jest oddawaniem czci prawdziwemu Bogu Jezusowi?? Skoro tak to dlaczego "wykonujemy" znak krzyża odwróconego?

Dołączona grafika

Dołączona grafika

Dołączona grafika


Setki milionów katolików, nie zdając sobie z tego sprawy żegna się kreśląc na swoich ciałach odwrócony do góry nogami szatański krzyż!

Czasami trudno jest uwierzyć, do jakiego stopnia jesteśmy ogłupiani przez władze, media i religie! Co jest najgorsze, nie dzieje się to wcale przypadkowo ale jest to precyzyjnie opracowany plan, realizowany na przestrzeni tysiącleci przez siły szatańskie.

Czyż nie jest coraz bardziej oczywiste kto stoi za NWO???

a propo pentagramu ;-)

Dołączona grafika

katoliku i co powiesz na ten temat??

Użytkownik Abra edytował ten post 24.01.2011 - 23:09

  • 2

#51

Maja.
  • Postów: 78
  • Tematów: 4
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Ja mysle, ze wszystkie religie zostaly stworzone po to, aby manipulowac ludzmi i aby z tego manipulowania manipulatorzy mieli spora korzysc. Wmawia sie nam, ze mamy albo i musimy wierzyc w to czy tamto, bo inaczej to pozalujemy. Straszy sie nas roznymi karami, ale jak pusluchamy i "uwierzymy" baz zastanawiania, to zostaniemy obficie wynagrodzeni. Oczywiscie musi to byc tylko ta jedna "wlasciwa i prawdziwa" wiara. Jesli jestem porzadnym czlowiekiem, nikogo nie krzywdze, to i tak pojde do piekla, jesli nie naleze do tej wlasciwej religii. No i ktora tu wybrac. Jedni mi mowia, ze nie mam co wybierac, bo moi rodzice juz za mnie w niemowlectwie zdecydowali, bo taka religie wyznawali i oni i ich rodzice i dziadowie i pradziadowie, no to przeciez to musi byc prawdziwe. A jesli moi przodkowie kiedys sie przechrzcili i religia ich poprzednikow byla inna, to wg tradycji czyz ta wlasnie religia nie powinna byc uznana za lepsza? A co sie stalo z tymi, co dokonali tej zmiany? Co z ich sumieniem? A my Polacy, ktorzy mieszkamy na terenach naszych poganskich przodkow, ktora religiw powinnismy uwazac za lepsza- te obecna, czy te z przed wiekow? Itp itp, tak mozna w nieskonczonosc. Nie chce mi sie wiecej pisac, bo ci ktorzy pozdielaja moje zdanie to i tak wiedza o co mi chodzi, a innych i tak nie przekonam.
Nie jest moim zamiarem nikogo przekonywac do jakichkolwiek racji, trzeba jednak miec swoje zdanie w tak waznej kwestii i nie dac sie zakrzyczec kazdemu kto mysli inaczej. Jestesmy wolnymi ludzmi (podobno?).
  • 2

#52

Abra.
  • Postów: 9
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Witaj Maja :-) dlatego ja wyznaje Wolność od Religii. uważam ,że żadna religia nie jest dobra.możemy zgłębiać wiedzę filozoficzny punkt odniesienia.Ale tak jak napisałaś..Religia manipuluje w większym lub mniejszym stopniu umysłami nieświadomych ludzi zaklejając im oczy i uszy przed poznaniem PRAWDY. I w sumie myślę ,że ten kto nie zgłębiał różnych religii i nie doszedł do takiego wniosku sam ,po prostu nie ma o tym pojęcia...pojęcia o tym ,że żyje w ograniczonym źródle na którym czele stoi jakiś guru.. tak wiec moim zdanie żadna religia mimo iż z filozoficznego jedynie punktu widzenia bliższy jest mi Buddyzm...którego również zgłębiam wiedzę .tak samo jak Biblię Uważam ,że świadectwem mojej wiary jest to jakim jestem człowiekiem i jak przechodzę przez życie a nie jaką religie wyznaję..

Użytkownik Abra edytował ten post 24.01.2011 - 23:27

  • 1

#53

Shi.

    關帝

  • Postów: 997
  • Tematów: 39
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 3
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Odwrócony krzyż to akurat znak męczeńskiej śmierci św. Piotra :

http://pl.wikipedia....yż_św._Piotra

Wiadomo jednak jak się kojarzy - specjalistą nie jestem, ale sprawa ma się chyba podobnie jak ze swastyką.
  • 0



#54

Maja.
  • Postów: 78
  • Tematów: 4
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Abra, absolutnie sie zgadzam, jednak wiekszosc woli nie myslec, bo by ich to zmuszalo do podejmowania decyzji, a wygodniej jest, aby ktos za nich myslal i podejmowal wybory. Po co wysilac glowy, lepiej poogladac telewizje, pojsc w niedziele do kosciola i z glowy. Wygoda i spokoj. I to mi nie przeszkadza, co kto robi, ale zbyt czesto spotykam sie z nachalnymi probami przekonywania mnie do cudzych (lepszych) racji, a to juz nie jest ok. I kazda proba odcinania sie od natretow konczy sie "wyganianiem diabla" z takiej "nawiedzonej"(czyli mnie) istoty.
  • 1

#55

Abra.
  • Postów: 9
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Shinji zgadza się

Krzyż św. Piotra bywa wykorzystywany w symbolice satanistycznej jako odwrotność krzyża chrześcijańskiego. Stąd też czasem jest nazywany "krzyżem satanistycznym". Innym, jak nie ważniejszym, znaczeniem tego symbolu jest wyrażenie postawy antyreligijnej...więc się spytałam ilu nieświadomych katolików na całym świecie wykonuje ten znak ku czci...( kogo?) ;-)

Maja właśnie, często religia katolicka to odpekanie kościółka ,świat które nie mają nic wspólnego z wiarą (tradycja) itp.
A najlepiej jest Komuś udzielać rad gdy sie nie ma pojęcia albo zna się tylko jeden punkt widzenia.klapki na oczy i nie widzi niczego oprócz swojej chorej doktryny która jest ustanowiona przez człowieka... tez byłam kiedyś katoliczką..mam wszystkie sakramenty i tez miałam klapki na oczach .z prostej przyczyny...nie miałam wiedzy i przyjmowałam to tak jak mnie wychowano. I dziękuję ludziom innej religii (mimo iż też zerwałam z nimi więzi) tym samym za otworzenie oczu na Prawdę i nie tylko Biblijną .. Gdy człowiek zaczyna rozwijać sie duchowo..odnajduje w końcu własną ścieżkę.. wszystko staje sie jasne...i klarowne.

Użytkownik Abra edytował ten post 25.01.2011 - 00:33

  • 1

#56

Maja.
  • Postów: 78
  • Tematów: 4
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Otoz to, trzeba szukac wlasnej drogi i wlasnych prawd. Nie mowie, ze nalezy sie odciac czy wyrzucic wszystko, bo wszystko to bzdura. Ale nalezy, opierajac sie na roznych "madrosciach", szukac usilnie wlasnej sciezki. Nie ufac nikomu na slowo, tym bardziej zw i najbardziej konserwatywne poglady ulegaja przemianom, czy ktos tego pragnie, czy nie."Wszystko plynie" - czyz nie? I nie ma potrzeby sie zloscic na innych, ze nie chca za cholere wierzyc w to co inni.
  • 1

#57

Abra.
  • Postów: 9
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

dokładnie ,zgadzam się w całej rozciągłości.. Ja nie osądzam innych toleruję wszystkich mnie tylko drażni to ,że ktoś próbuje nawracać innych upierając się przy swojej "prawdzie" .Ok niech w tej prawdzie trwa.Jego sprawa Może dla niego to JEST prawda.Jednak przykre jest to ,że tacy ludzie próbują na siłę wchodzić z buciorami tam gdzie nie są proszeni, w dodatku siejąc jakimiś wyssanymi z palca herezjami nie mającymi autentycznego poparcia biblijnego.Ale twardo klapki na oczy i sieja swoje..Skoro katolicy tak bardzo "przestrzegają" praw Bożych ,to może zaczną studiować Pismo Święte i na tym opierać swoje argumenty a nie opierają się na tym co mówi klech w kościele...i wtedy może porozmawiamy.(jeżeli już mowa o Biblijnym punkcie widzenia.)

Użytkownik Abra edytował ten post 25.01.2011 - 21:30

  • 0

#58

Maja.
  • Postów: 78
  • Tematów: 4
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Abro, Jednak jesli sie nie myle, a sadze, ze nie, tu wcale nie idzie o jakiekolwiek nawracanie, a jedynie o chec zdominowania tych wszystkich jeszcze niezdecydowanych lub zbyt grzecznych czy ugodowych, aby moc sie sprzeciwic wyrezyserowanym argumentom typu: religia, tradycja, wiara,patriotyzm, milosc czy Bog itd itp...
  • 1

#59

Wszystko.
  • Postów: 10021
  • Tematów: 74
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 1
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Wymyślanie sobie własnej prawdy to poważny błąd, wynikający chyba ze źle pojmowanego hasła ,,myśleć samodzielnie". Prawda jest tylko jedna i do niej trzeba dążyć.
  • 0



#60

AntyNewAge.
  • Postów: 13
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

NEW GAE TO TO SAMO, CO NWO!

Sumą tzw. nowych prądów, które zyskują rzekomą akceptację intelektualną w świecie, ma być idea new age, co się tłumaczy jako nowa era. Pretekstem dla nowej epoki jest fakt, że w roku 1994 ziemia, po dwóch tysiącach lat z astrologicznej ery ryby weszła w znak wodnika. Posłużyło t stworzeniu następującej teorii: era ryb przyniosła światu nową religię, chrześcijaństwo, które wytworzyło nową cywilizację, nowy układ państw i narodów, kultury, etyki, moralności i obyczajów. Teraz oto nastała era wodnika, która oznacza początek nowego porządku świata, jaki dyktuje nowy układ gwiezdny. W ten sposób sugeruje się, że przemodelowanie ludzkości jest rzeczą nieuchronną, bo nie ma co się przeciwstawiać nowym porządkom światowym, trzeba im się pokornie podporządkować rezygnując z dotychczasowych wartości, w tym przede wszystkim takich jak Naród czy Ojczyzna!
Z nową epoką związane są liczne prognozy. Najważniejszą jest zapowiedź upadku chrześcijaństwa a szczególnie katolicyzmu. Jezus Chrystus ma w nowym układzie otrzymać poczesne, ale bynajmniej nie najważniejsze miejsce! Ideologia new age jest wymierzona przede wszystkim w system immunologiczny cywilizacji łacińskiej, jakim było i jest chrześcijaństwo!
Chrześcijaństwo było główną przeszkodą doktryny komunistycznej i dzisiaj również jawi się, jako główna przeszkoda na drodze nowego i rzekomo najbardziej dobrotliwego prądu nowej ery wodnika. Cały astrologiczny szafarz jest obliczony na ludzką skłonność do tajemniczości i magii, jest socjotechnicznym chwytem, mającym na celu sparaliżowanie sprzeciwu , wymuszenie postawy rezygnacji, bo jeśli coś jest zapisane w gwiazdach, to jakże słaby człowiek może się temu opierać?
Wielu manipulatorów politycznych bazowało na przeświadczeniu o nieuchronności nastąpienia czegoś i rozpoczęcia nowego. Socjalizm miał być nieuchronnym następstwem kapitalizmu. Ideolodzy nazizmu głosili powstanie Tysiącletnie Rzeszy. Przetrwała kilkanaście lat! Nowi ideolodzy mają większe ambicje. Era wodnika ma trwać dwa tysiące lat, w czasie których ludzkość zmieni się w wielką mieszaninę narodowości, ras i kultur, tworząc społeczność światową bez Boga, granic, państw i patriotyzmu [czyli NWO, nowy porządek świata dop. red.].
Zastanawiające są zabiegi wokół religii. Po komunistycznej próbie całkowitej ateizacji świata teraz następuje próba odwrotna: przedawkowanie przez politeizację i multifikację bóstw oraz ''wielkoduszne'' przyznanie wszystkim równości. Wszystkie religie są jednakowo dobre, wszyscy bogowie jakich czciła ludzkość od zarania dziejów do dzisiaj są tak samo prawdziwi i mają równe prawa do czci. Jest to typowy powrót do pogańskiego wielobóstwa. Dla tych, którzy osiągają stadium wyższego wysublimowania religijnego, Bóg jest energią a energia jest wszędzie, w człowieku także, człowiek więc skracając wywody ideologów new age jest też bogiem. Narodom proponuje się natarczywie powrót do ich bogów przedchrześcijańskich, bynajmniej nie porzucając chrześcijaństwa. Dotyczy to nie tylko bogów greckich i rzymskich, ale również prasłowiańskich i pragermańskich. Ma to rozmyć kanony chrześcijaństwa i i wywołać ogromne zamieszanie, w którym logicznym i najprostszym wyjściem będzie odrzucenie Boga w ogóle. Obok całej palety różnych propozycji chrześcijanom proponuje się powrót do przemodelowania korzeni chrześcijaństwa, zalecając pewną postać neojudaizmu, na przykład taką jaką przedstawia wielomilionowy, doskonale dofinansowany ruch Świadków Jehowy.
New age popularyzuje także magię i tzw. nauki tajemne [tak jak masoneria i iluminaci dop. red.] Te nauki to gnoza, okultyzm, teozofia itd. Wszystko to, co postęp i cywilizacja odesłały do lamusa, dzisiaj jest ożywiane i serwowane rzekomo światłym społeczeństwom. Co ciekawsze wykorzystuje się do tego najnowsze techniki masowego przekazu. Na łamy czasopism typu ''Wróżka'', ''Czwarty wymiar'', ''Paracelus'', na anteny (TVN ''Nie do wiary'' etc) idzie dosłownie powódź wszelkiego śmiecia mieszającemu ludziom w głowach. Ożywiono na niespotykaną skalę astrologię, kabałę, wróżbiarstwo, ''parapsychologię'' - nadając im ''naukowej'' powagi.
Nie ma wątpliwości, że nie stało się to za sprawą przypadku czy tzw. społecznego zapotrzebowania. Tak jak reklama wytwarza sztuczny popyt na jakiś towar, tak wszelkiego rodzaju publikatory wytworzyły sztuczne zainteresowanie wszelkimi ''tajemnicami''. Świat XXI wieku znów jest pełen upiorów, demonów, złych i dobrych mocy. Znowu jest pod zarządem układów gwiezdnych, kombinacji cyfr, walki demonów niższych i wyższych. Znów prorokowaniem jego przyszłości zajmują się współcześni szamani, guru, mistyfikatorzy różnej maści pytie i jasnowidze. A publikacje, pisma i książki poświęcone tym sprawom są dyskretnie, lecz skutecznie wspierane i popularyzowane. Przy istniejącej pustce intelektualnej trudno się dziwić, że nasza epoka technologii i scientyzmu jest również epoką pseudoreligii i prymitywnych przesądów.
Światło na cele new age rzuca nowa wizja polityczna świata, lansowana przez ideologów new age. Mówiąc szczerze, jest ona póki co mgławicą dla profanów. Zapewne w stanie mgławicy utrzymywana celowo, gdyż sprzeciwy łatwiej będzie pokonać dopiero, gdy Europa się zjednoczy, czyli dokładnie biorąc rozpłynie w bezkształtną masę [dąży do tego UE, dop. red.], a nie teraz, kiedy mamy jeszcze jakiś wybór. Jednakże dla kierowniczych gremiów cel ma już bardzo realny kształt.
Największym niepokojem napawa twardo realizowany cel, jakim jest całkowita kontrola globu przez jeden rząd światowy, którego elementy są już budowane dzisiaj. To oznacza scentralizowane rządy finansistów i technokratów, utworzenie zależnej od nich warstwy oficjalnie rządzącej: światowej wysoce uprzywilejowanej, ale zdyscyplinowanej kasty biurokratów. Bezwzględność, bezkarność a więc bezduszność takich rządów nie trudno sobie wyobrazić. Zmniejszy się rola jednostki. Sprawiedliwości człowiek będzie mógł szukać tylko u Pana Boga! Sama idea centralnej władzy nad światem jest koszmarem, pomysłem, który mógł się wylęgnąć tylko w głowach przedstawicieli narodu psychicznie chorego.
Idea pokoju jest ideą bardzo nośną. Komuś, kto ją głosi wybacza się wiele: wyrzeczenia, nędzę, nawet głód, bo m się na uwadze dobro nadrzędne - bezpieczeństwo własnego życia! Pod pokojowymi sztandarami socjalizm zapędził ludzi w morze nędzy. Dzisiaj podobna mu idea zjednoczenia ludzkości wykorzystywana jest do nowych machlojek w rodzaju ''jednoczenia'' Europy i świata. To nie jest nic innego jak tylko nowocześniejszy, korzystający z większych udogodnień technicznych totalitaryzm. Tu i tam już słychać jego groźne pomruki. Bo cóż np. ma znaczyć złowieszczy postulat Klubu Rzymskiego wstrzymania populacji ludzkości na poziomie 3 miliardów, Polsce wyznaczono 14 milionów!
W 1999 roku ukazała się książka H. Karaś pt. ''Quo vadis Nowa Ero? New Age w Polsce.'', w której na wstępie autorka pokazuje, iż ostatecznym celem new age jest całkowita kontrola nad światem przez ''rozwiązanie lub zniszczenie indywidualnych państw i poszczególnych narodów w imię pokoju i bezpieczeństwa''. Ale to jest dopiero dyrektywa ogólna. Postulaty szczegółowe brzmią jeszcze bardziej złowrogo. Oto niektóre z nich:
- ogólnoświatowy system kard kredytowych
- światowa władza kontrolująca zaopatrzenie w żywność;
- ogólnoświatowy system podatkowy
- kontrola biologicznej populacji i chorób
- obowiązek poddania osobistego życia ogólnoświatowemu zarządowi
Z tego wynika powiązanie new age z takimi organizacjami jak UE, ONZ, UNESCO, Światowa Rada Kościołów, wspomniany już tutaj Klub Rzymski, Fundacja Rockefellera, Fundacja Forda, masoneria!
Otwarcie mówiąc ujawnienie się tych organizacji po stronie ideologii new age potwierdza, że gra idzie o najwyższą stawkę - o świat, o władzę i kontrolę nad nim. Nie ukrywa się tego, że gdy zajdzie potrzeba, to państwa i narody stawiające opór zostaną zniszczone ekonomicznie lub militarnie. [np. Białoruś, Libia, dop. red.]. Te zapewnienia już padają w wąskich póki co gronach, ale już są!
Zastanówmy się chwilę nad postulatami nowej ery. Co może oznaczać kontrola biologiczna populacji? Jakież to policje będą czuwały nad kontrolą urodzeń i rozwojem chorób? Nad rozdziałem żywności? Co już dzisiaj w UE ukonkretnia się w chociażby obszarze ziemi, jaki można uprawiać - a jaki obowiązkowo musi leżeć odłogiem. W Polsce przykładowo zabrania się uprawy rzepaku na skalę, jaką jest już rozwinięta, gdyż zagraża to amerykańskiemu imperium sojowemu. Oto forpoczty nowego koszmaru, tym straszniejszego, bo mającego objąć cały świat. Czy należy się dziwić, że propozycje Klubu Rzymskiego dotyczące problemu strategii ograniczenia rozrodu człowieka spotkały się z protestem Kościoła katolickiego? Znamienne i charakterystyczne jest, jak skąpo i mętnie informują o tym środki masowego przekazu. Rozważmy na przykład problem jak miałoby nastąpić obniżenie populacji. Odpowiedź sugeruje postulat kontroli produkcji żywności i regulacji rozwoju chorób. Już się lansuje małżeństwa bezdzietne lub z jednym co najwyżej dwojgiem dzieci!!! Walczy się też o prawne usankcjonowanie małżeństw homoseksualnych!!! Legalizuje się cudzołóstwa i zboczenia!!! Mówi się o ''dobrodziejstwie'' powszechnej aborcji, sterylizacji, o eutanzaji i ''wspaniałych'' osiągnięciach technik genetycznych (eugenice), które są w stanie ''uszlachetnić'' ród ludzki do tego stopnia, że już nigdy nie będzie chciał walczyć, stanie się bardziej uległym i bardziej posłusznym, nieskorym do protestów i buntów!!! W tym też celu utrzymywać się będzie pewien znaczny poziom nieuctwa. Oczywiście elity będą kształcone na eksluzywnych uniwersytetach, aby od razu, od młodości czuły się elitarnym miotem ludzkości. Ot taka inkubacja superludzi, rodzaj rasizmu w wydaniu zachodniej demokracji! Jakie to daje możliwości rządzącym? Zniknie prześladujący ich koszmar sprzeciwu podwładnych i utraty władzy! (...)Wśród postulatów nowej ery szczególnie groźnie brzmi propozycja kontroli chorób, pojęcia dotychczas ludzkości obcego! Dzisiaj słowo ''choroba'' jest synonimem zła, automatycznie myślimy o zwalczaniu jej, leczeniu, ratowaniu dotkniętego nią człowieka. Ale w new age ten stereotyp może być łatwo zreinterpretowany. Pierwszym postulatem ma być skrócenie choremu cierpień przez natychmiastową eutanazję!!! A nawet na pewno trzeba będzie uzyskać zezwolenie na leczenie! (...) Nigdy w życiu społeczeństw nie sprawdzała się i nie wychodziła na dobre zbytnia koncentracja i centralizacja władzy! Marzenia władzy nad światem, które pojawiają się co pewien czas od zarania cywilizacji już z samego założenia były zbrodniczą mrzonką! (...)
Przytoczone tu wizje to ledwie wierzchołek góry lodowej, cząstka możliwości, o jakich ludzie mają się dowiedzieć wówczas, kiedy wszelki protest nie będzie już możliwy!

Ktoś tu się dziwił, że Albert Eintein był iluminatem i złoczyńcą popierającym NWO!

Niestety to prawda! Einstein był iluminatem, który mocno popierał ONZ i ideę światowego państwa, a na dodatek promował New age!

Einstein założył też tzw. Towarzystwo Przyjaciół Rosji Radzieckiej. Uważał, że cały świat powinien być totalitarnym państwem komunistycznym z jednym światowym rządem!

Zamiast atakować Katolika, sprawdzilibyście, czy to, co napisał jest prwada.

A dodam, że on ma racje, tylko wy jesteście zaślepieni i nic do was nie dociera!

PRZECZYTAJCIE MÓJ PIERWSZY POST W TYM WĄTKU. TAM JEST PRAWDA. NEW AGE TO TO SAMO, CO NWO!


I tak wygląda znacznie lepiej :) Na przyszłość proszę edytować swoją wypowiedź - bo pisanie kilku postów jeden pod drugim jest raczej niemile widziane.

Aquila

Użytkownik Aquila edytował ten post 18.07.2011 - 17:28

  • 1


 

Użytkownicy przeglądający ten temat: 2

0 użytkowników, 2 gości oraz 0 użytkowników anonimowych