No, musiałem dojść innym sposobem
Gospodarka oparta na barterze oraz wyłącznie na lokalnych walutach nie jest najlepszym sposobem na poprawę jakości życia. Barter jest bezpośrednią metodą wymiany towar za towar i może przetrwać jedynie w obrębie małej społeczności. A lokalne waluty nie dają możliwości handlu międzynarodowego. Nie wiadomo też, czy pomysł ten przypadnie do gustu ludziom. Większe pole do popisu daje wymiana pośrednia. Korzystając z tej wymiany sprzedaję swój produkt, nie za produkt którego potrzebuję w tej chwili, lecz za inny towar, który z kolei wymieniam na potrzebny produkt. Tym towarem mogła być np. sól jak sugerował autor prezentacji. Jednak lata doświadczeń oraz prób i błędów udowodniły, że najlepiej do tego nadaje się złoto. Jest trwałe i zawsze ma popyt. Umożliwia wymianę z każdym bez względu na to w jakim kraju żyje. Nie wyklucza to oczywiście możliwości używania wielu lokalnych walut jednocześnie.
Nie wiem czemu facet krytykuje handel międzynarodowy. Gdyby Polska nie importowała dóbr z zagranicy, nie mielibyśmy tanich komputerów, taniej odzieży i innych potrzebnych rzeczy. Żaden kraj nie może być samowystarczalny. Na przykład Niemcy - specjalizują się w produkcji przemysłowej i te produkty opłaca im się najbardziej produkować i eksportować. W zamian importują surowce, płody rolne, których mają mało. Rosja ma surowce, to je eksportuje, ale nie wytwarza komputerów, więc musi je nabyć za granicą. Nawet jeżeli nasz kraj importuje z Chin więcej, niż do nich eksportuje, to też nie powód do płaczu. Za kawałki papierków zwanych banknotami kupujemy realne dobra. Oby jeszcze te papierki zakopywali w lesie lub palili nimi w piecu.
Co do odsetek to gość ma rację. Lichwa jest jednym z przyczyn zła tego świata. Inna sprawa, to pożyczanie pieniędzy nie mających 100% pokrycia w depozytach. Kiedyś, gdy ludzie odkryli, że bank w którym deponowali swoje oszczędności wydaje kwity nie mające pokrycia z złocie, właściciela skracali o głowę. Dziś takie oszustwo jest prawnie zalegalizowane i nazywane rezerwą cząstkową.
Nie zgadzam się z pomysłem ujemnego oprocentowania pieniędzy, rzekomo mającego stymulować popyt, który autor tak zachwala. W rzeczywistości ujemne oprocentowanie pieniędzy mamy również obecnie pod nazwą inflacja. Inaczej jest to czyste złodziejstwo. Inflacja jest tak naprawdę ukrytym podatkiem nałożonym przez państwo. Stosowana jest poprzez dodruk świeżych pieniędzy bez pokrycia. Gdy taki zastrzyk „gotówki” trafia na rynek, powoduje bogacenie się jednych kosztem drugich. Na przykład nasz rząd ma zamiar wybudować autostradę na Euro 2012, ale w budżecie zabrakło pieniędzy. Wyjściem jest dodruk. Uruchamiają prasę drukarską i drukują ile im potrzeba. Potem płacą tymi dodatkowymi banknotami wykonawcom. Pierwsi odbiorcy nie odczują z tego powodu inflacji. Przeciwnie, osiągną większy zysk. Jednak z czasem, gdy te pieniądze rozejdą się po gospodarce, spowodują wzrost cen. Odczują go te osoby u których galopujące ceny wyprzedzą podwyżki dochodów – to oni zostają opodatkowani. Inflacja podobnie jak ujemnie oprocentowanie skłania ludzi do zakupów, których nie potrzebują. Karane jest oszczędzanie, a nagradzana rozrzutność.
Fałszywy jest pogląd, że pieniądz powinien być emitowany przez państwo. Od początku pojawienia się, pieniądz był tworzony przez zwykłych ludzi dla ludzi. Nie było żadnych ustaw i dekretów, a mimo to wszystko świetnie funkcjonowało. Banki obowiązywała 100% rezerwa, praktycznie uniemożliwiała inflację i sterowanie gospodarką. Dopiero, gdy rządy pod przymusem przejęły prawo tworzenia walut, zaczęły się problemy, których końca nie widać.
Zagadnienia „alternatywnej ekonomii” nie są niczym nowym i niektóre z proponowanych rozwiązań będą nieskuteczne bo z założenia są antykapitalistyczne jak na przykład wywoływanie sztucznego popytu czy monopolizacja waluty przez państwo.
Zmiany te jak bardzo byłyby koniecznie i tak nie zostaną wprowadzone. Zmieniające się co kadencję rządy wolą dalej prowadzić interwencjonizm zwalczając problemy, które same tworzą.
Użytkownik Paweł edytował ten post 05.01.2010 - 21:30