Skocz do zawartości


Zdjęcie

Marii Jose Ferreira


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

#1

Paris.

    V.I.P.

  • Postów: 282
  • Tematów: 7
  • Płeć:Kobieta
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Witam :)
Nie znalazłam nigdzie na forum tego artykułu, więc chciałabym go wam przedstawić. Jeśli jednak był i go nie zauważyłam, to przepraszam za zaśmiecanie forum.


W grudniu, 1965 roku w Jabuticabal, 220 mil od Sao Paulo (Brazylia), przyzwoita katolicka rodzina znalazła się w centrum złośliwej i gwałtownej działalności zjawiska znanego pod nazwą poltergeist. Na pozór znikąd zaczęły wewnątrz domu spadać kawałki cegieł. Miejscowy duchowny usiłował przeprowadzić egzorcyzmy, ale sytuacja tylko się pogorszyła.

Sąsiad i dentysta, Joao Volpe, zajmujący się parapsychologią, zainteresowany tą sprawą odwiedził dom 21 grudnia. Niebawem odkrył, że ogniskiem tych dziwnych zakłóceń jest młodziutka i cicha dziewczynka, Maria Jose Ferreira, licząca sobie zaledwie 11 lat i mieszkająca w kwaterach dla służby. Volpe sądził, że jest ona urodzonym medium i zabrał ją do własnego domu, by się o tym przekonać. Przez pierwszych kilka dni nic nie wzbudzało niepokoju i nic się szczególnego nie wydarzyło. W późniejszym czasie, Volpe naliczył 312 kamieni, które spadły wewnątrz domu. Nie wszystkie kamyki były drobnej wielkości, jak to bywało w podobnych przypadkach występowania poltergeist ... jeden z nich ważył prawie 4 kilogramy! Pewnego dnia pojawił się taki duży kamień i spadł z sufitu wbijając się w posadzkę na głębokość około czterech stóp pod ziemię. Kiedy ktoś podniósł dwie jego części, nie potrafili ich od siebie oderwać, gdyż wykazywały duże właściwości magnetyczne.

Maria powoli zaczynała się przyzwyczajać do tych zjawisk, była nawet zdolna spytać niewidoczne byty o jakieś słodkości, kwiaty lub inne drobne rzeczy, te natychmiast pojawiały się pod jej stopami. Pewnego dnia, kiedy Maria była na spacerze wraz z Volpe`m i jego przyjacielem, zachciała mieć małą broszkę. Broszka natychmiast pojawiła się pod jej stopami. Wkrótce po tym wydarzeniu, będąc w ogrodzie, Maria została oblana sokiem jabłkowym z owoców, które znajdowały się w domu wewnątrz torby! "Zjawy" miały pewnego rodzaju poczucie humoru, jeżeli można to tak nazwać, pewnego razu drobne kamyczki, pojawiające się znikąd, spadały lekko na głowy trzech ludzi, będących w tym czasie w domu. Wszyscy trzej świadkowie tego wydarzenia opisywali, że było to uczucie, jakby na głowę spadały bardziej "piłeczki sprężonego powietrza" niż kamienie. Być może częściowo wyjaśnia to fakt, że "zrzucane" przez poltergeist kamienie rzadko uderzają lub ranią bezpośrednio ludzi.

Taki stan rzeczy nie trwał zbyt długo. Z jakiegoś nieznanego powodu poltergeist zmienił charakter swych działalności i pewnego dnia spowodował wielki chaos w domu. Przez prawie trzy tygodnie po całym domu latały płytki, szkła, a nawet ciężkie naczynia i donice z kwiatami. Cała stołowa zastawa została porozbijana, meble zostały poprzewracane, a obrazy pozrywane ze ścian i porozrzucane po wszystkich pokojach. Innego razu dwóch świadków zeznało, że szklane naczynia z kuchni i lustro unosiły się w powietrzu w przedpokoju.

Wtedy też sama Maria została celem dla złośliwych i niewytłumaczalnych ataków. Poltergeist wielokrotnie biło ją po twarzy i po nogach zostawiając na ciele siniaki. To coś rzucało w nią krzesłami, dużą kanapą, a nawet butlą z gazem. Najwidoczniej dziwne siły próbowały zabić dziewczynkę przez uduszenie podczas snu poprzez umieszczanie przeróżnych przedmiotów ponad jej ustami i nozdrzami. Czasami zdarzało się znaleźć wbite w jej pięty igły, nawet wtedy, kiedy miała na sobie ubrane wcześniej buty. Kiedy na pokaleczone nogi zakładano bandaże, te były rwane i ściągane.

Zjawiska pogarszały się z każdym dniem. 14 marca, 1966 roku, Maria jadła lunch w szkole, kiedy jej ubranie nagle stanęło w ogniu, najprawdopodobniej od okrągłego znaku na ubraniu, który wyglądał, jakby był wypalony cygarem. W te samo popołudnie w sypialni Volpes`a wybuchł pożar.

Maria mieszkała u Volpes rok czasu, w czasie którego zjawiska ustępowały ale nigdy nie na długo.

W końcu zdesperowany Volpe postanowił znaleźć lekarstwo na te dziwne i przerażające zjawiska - zabrał dziewczynkę do innego medium. Za jego właśnie pośrednictwem (medium nazywał się Chico Xavier) nawiązano kontakt z duchem, który powiedział: "Ona była wiedźmą, wielu ludzi wycierpiało i umarło z jej powodu. Teraz sprawiamy, że i ona cierpi. Niestety wszystkie zabiegi nie przyniosły żadnych rezultatów. Żadne rytuały, modlitwy, egzorcyzmy nie pomogły.

Wiedząc, że nie da się już nic zrobić, Volpe odesłał dziewczynkę do jej matki. Wkrótce zdarzył się niespodziewany i tragiczny koniec tej sprawy. Pewnego dnia w 1970 roku, kiedy dziewczynka miała 16 lat, popełniła samobójstwo przez połknięcie "formicide" zmieszanego z napojem i zmarła prawie natychmiast.

Czy to jednak było samobójstwo? Czy Maria wzięła truciznę umyślnie, czy poltergeist samo jej podsunęło? Sprawa jest bardzo podobna z wcześniejszym, XIX wiecznym przypadkiem "Wiedźmy Bell", kiedy John Bell zmarł jak sądzono po wypiciu trucizny. O tym jednak przypadku napiszemy wkrótce w osobnym artykule.

Opisany przypadek należy do rzadkości, gdzie poltergeist przybiera tak złośliwą aktywność. Zwykle działalność poltergeist może powodować poważne problemy, ale raczej nikt nie jest fizycznie krzywdzony. Kiedy zjawisko staje się gwałtowne, określane jest wtedy jako "opętanie demona". Czy duchy traktowały Marię, jako wiedźmę z poprzedniego życia? Należy mieć na uwadze, że wśród duchów znajdują się też takie, które mogą zadawać kłam, a historia z wiedźmą mogła być tylko czystym wymysłem.

źródło: www.nzp.pl.ti
  • 1



Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych