Skocz do zawartości


Zdjęcie

Dorastaliście w latach 80 lub 90...??


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
73 odpowiedzi w tym temacie

#61

Lordofdragonss.
  • Postów: 169
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Mam do was, starsi userzy pytanie,
Jak to było z nauką w latach '80 i '90? Czy było wtedy tak "trudno" jak dziś, bo przecież nie było tak dużo źródeł informacji. Cały czas toczę z siostrą spory, że w tamtych czasach wcale nie było tak łatwo (chociaż, nie wiem jak to było :D).


Stara PWNowska encyklopedia wystarczała :D
Ale serio, najbardziej widać zmiany po dzisiejszych dzieciach- najbardziej boli mnie to, że dzieci są strasznie leniwe, z trudem potrafią sie naprawdę bawić i używać swej wyobraźni. Podam tu przykład mojej 5letniej chrześniaczki- Uwielbia sie bawić np klockami lego, jednak z trudem buduje ona co kolwiek. Zawsze jest "Zbuduj ,i to i to", ja oczywiście nie daję za wygraną i mówię, zbuduj sobie sama, tu masz szybę, kółka. No przecież wiesz jak wyglada samochód. W tym momencie dziecko uderza w ryk bo nie potrafi zbudować samochodu. Próbowałem już wszystkiego- zbudowałem jej nawet drugi samochód by mogła go przebudować- nadal upiera sie ze nie umie. I tak jest po dziś dzien. A ja w jej wiek... O rany zaczynam gadać jak mój dziadek xD

#62

Arkadiusz.

    Pilot in command

  • Postów: 757
  • Tematów: 6
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Jeśli chodzi o naukę z dzisiejszego punktu widzenia na pewno było trudniej. Przede wszystkim nie funkcjonowały tak powszechnie schorzenia typu "dysgrafia", "dysleksja" czy "dyskalkulia". Jeśli widać było, że dzieciak faktycznie ma problem, zaświadczenie dostawał, ale zwyczajnie się go wstydził, bo przecież nikt nie lubi chwalić się dysfunkcjami, szczególnie stwierdzonymi przez psychologa. Ciężej było także przy kontynuacji nauki, bo dziś o dostaniu się do szkoły ponadgimnazjalnej (wtedy ponadpodstawowej, podstawówka miała osiem klas) decydują punkty z konkretnych przedmiotów, a wtedy z owych przedmiotów zdawało się egzamin wstępny. Osób powtarzających klasę było naprawdę mało, bo bycie "spadochroniarzem" nie należało do zaszczytów, chociaż o "spadochroniarstwo" nie było trudno, bo "wyciąganie za uszy" na wniosek rodzica zdarzało się rzadko. Argumentacja nauczycieli była krótka - umiesz, to zdajesz, nie umiesz, zostajesz. Dziś nazwalibyśmy to mobbingiem albo innym wynalazkiem, wtedy była to motywacja. Najciekawsze jest to, że przecież biegało się po tym podwórku praktycznie cały czas, a każdy jakoś był w stanie się nauczyć, przygotować, a jak nie dało rady to spisać "lejby" od kumpla. Na pewno dzisiejsze gimnazjum nie dorównuje ostatnim klasom podstawówki. Ja byłem rocznikiem na którym testowano już gimnazjum. Poziom nie spadł tak gwałtownie, bo cały czas programowo był identyczny z tym, czego uczono w siódmej i ósmej klasie, zmieniły się tylko okładki podręczników. Dopiero później rozpoczęto "gimnazjalne ogłupianie", dostosowując chyba poziom nauki do poziomu inteligencji uczniów.

Jedzenie? Fakt, że lata 90 to właśnie początek szpikowania nas chemią, ale i tak ówczesne produkty smakowały o niebo lepiej niż dzisiejszy marketowy szajs. Weźmy cukiernie - zapach z nich roznosił się po całej ulicy i nawet idąc z zawiązanymi oczami każdy wiedziałby, co mija. Ciastka, pączki czy inne wyroby cukiernicze zapakowane w biały papier wprost przesączały go zapachem. Chałwa nie była dzisiejszym suchym, stającym w gardle wiórem. Kiedy cukiernik kroił blok takiej chałwy, nóż ociekał tłuszczem, a jedząc kawałek czuło się, że rozpływa się w ustach. Parówki to były parówki - na gorąco, z musztardą i ketchupem ze szklanej butli spożywane na kolację po ciężkim dniu na podwórku. Wniosek nasuwa się jeden - wtedy jedzenie miało po prostu smak i zapach. Może to zabawne, ale kiedy ktoś smażył mięso, na klatce było czuć mięso, nie parujące konserwanty, a kiedy weszło się do domu, w którym akurat jedzono kiełbasę, czuło się wszystkie jej przyprawy.



#63

Ana Mert.
  • Postów: 2348
  • Tematów: 19
  • Płeć:Kobieta
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

parówki cielęce robione są z wieprzowiny, wyroby indycze cholera wie z czego, a pasztet to w ogóle nie wiadomo z czego że nie wspomnę o kiełbasach gdzie zawartość mięsa w mięsie jest znikoma.


Dzięki! Wreszcie zrozumiałam co babcia miała na myśli mówiąc, że "Wędlina to nie mięso" i nie dała się przekonać żadnymi argumentami w stylu "A co? Owoc? Warzywo? Może przyprawa? Przecież wędliny robi się z mięsa ... " czy "Tak, wiem ,że mięso dzieli się rzekomo na "mięso, wędliny i drób" ale ja mam na myśli całą grupę".

BTW.
W Chrzanowie (Trzebini? Nie wiem dokładnie bo nie ja to kupuję) jest firma produkująca w 100% naturalne wyroby mięsne - dziadek tym obdarowuje całą rodzinę bo ma bzika na punkcie wszelkiego rodzaju mięs i niech będzie wędlin, zawsze ma tego pełną lodówkę.
Rzeczywiście mają zupełnie inny smak niż te z marketów ale ja tak czy inaczej za mięsem nie przepadam.



#64

Mishka.
  • Postów: 310
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Mam do was, starsi userzy pytanie,
Jak to było z nauką w latach '80 i '90? Czy było wtedy tak "trudno" jak dziś, bo przecież nie było tak dużo źródeł informacji. Cały czas toczę z siostrą spory, że w tamtych czasach wcale nie było tak łatwo (chociaż, nie wiem jak to było :D).

Istniały (i nadal istnieją biblioteki). I nauka była bardziej, że tak powiem, wszechstronna. Od czasów, gdy ja chodziłem do szkoły ciągle słyszę o okrajaniu materiału. Miałem tygodniowo 6 godzin polskiego i 6 matematyki. Ja dziś po 20 latach od ukończenia liceum, gdzie do orłów nie należałem jestem w stanie napisać pracę magisterską (o licencjackiej nie wspomnę) na każdy prawie temat z dowolnej dziedziny. Właśnie wczoraj za jedną dostałem 5 (to znaczy ktoś dostał, za to co ja napisałem).

Jeśli chodzi o naukę z dzisiejszego punktu widzenia na pewno było trudniej.

Czy ja wiem czy trudniej? Trzeba było umieć więcej rzeczy

Osób powtarzających klasę było naprawdę mało, bo bycie "spadochroniarzem" nie należało do zaszczytów, chociaż o "spadochroniarstwo" nie było trudno, bo "wyciąganie za uszy" na wniosek rodzica zdarzało się rzadko

Tu się z Tobą nie zgodzę. Chodziłem do podstawówki w II połowie lat 70. i na początku 80. I była jakaś dyrektywa, że należy zostawiać jak najmniej uczniów na drugi rok. Poza tym psuło to szkolne statystyki z których dyrektorzy byli rozliczani przez kuratorium i komitety dzielnicowe (miejskie, gminne) partii. Przez całe osiem lat podstawówki została na drugi rok z mojej klasy jedna osoba. A nie tak dawno byłem na spotkaniu klasowym i okazało się, że większość (nawet te najgorsze tumany) pokończyła studia.

Weźmy cukiernie - zapach z nich roznosił się po całej ulicy i nawet idąc z zawiązanymi oczami każdy wiedziałby, co mija

Teraz będzie offtopic ;) bo tu mi się przypomniał taki brzydki dowcip, który pamiętam z lat szkolnych:
przechodzi niewidomy staruszek koło sklepu rybnego i mówi: "a dzień dobry dziewczynki, dzień dobry"

Wracając jednak do tematu dyskusji.
jedną z rzeczy, którą dobrze zapamiętałem z podstawówki była nauczycielka od polskiego. Strasznie śmierdziała potem. Zresztą to była dość częsta przypadłość w społeczeństwie tamtego okresu. U mnie w szkole nie było nawet prysznica, a poza tym i tak nikt nie myślał o tym, żeby po WF choć się przebrać. Powiedzmy sobie szczerze, że higiena nie stała na wysokim poziomie. W liceum, które zacząłem w połowie lat 80. trochę się to już zmieniło na lepsze.
Kolejnym minusem tamtego okresu była indoktrynacja. Niektóre z moich prac klasowych z historii nigdy nie ujrzały światła dziennego. A na lekcjach PNOS (coś jak dziś WOS) udowadniano nam, że niemożliwe jest zjednoczenie się Niemiec kiedykolwiek.
Natomiast w kościołach były tłumy. Szczególnie młodzieży. Chodzenie do kościoła było wyrazem buntu przeciw ustrojowi. Wyobraźcie sobie, że cała moja klasa była ministrantami (chłopaki) lub bielankami (dziewczyny)? Wszyscy, prócz jednego. Bo jego ojciec był dyplomatą.
Co jeszcze mi się nie podobało w tamtych latach? Otóż chciałem paszport. Wtedy gdy ktoś dostawał paszport musiał oddać dowód i w ciągu 2 tygodni po powrocie z zagranicy trzeba było oddać paszport z powrotem i odebrać dowód. W trakcie starania się o paszport byłem przesłuchiwany, a może to tylko rozmowa była w biurze na ul Kruczej w Warszawie przez jakiegoś Pana majora - prawdopodobnie z UB. Wypytywał mnie o szkołę, kolegów, harcerstwo, rodzinę itp. Bardzo możliwe, że jestem w IPN jako TW, choć w sumie niczego na nikogo nie doniosłem. Ale bo to wiadomo co oni tam mają? No właśnie, harcerstwo. Kolejna sprawa. Udzielałem się dość aktywnie i w wieku 17 lat zostałem wybrany na członka komendy hufca (to na poziomie dzielnicy/gminy). Jakież było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że musiałem wcześniej być pozytywnie zaopiniowany przez komitet dzielnicowy PZPR. Choć do partii ani nie należałem, ani nawet należeć nie chciałem. Na dodatek moje poglądy (jak chyba większości w tamtym okresie) można by określić jako wywrotowe.
Teraz sprawa stanu wojennego. No cóż, byłem w VII klasie wtedy. Rzeczy które najbardziej pamiętam, to to, że w mojej szkole stacjonowało wojsko, i że z kumplami jeździliśmy na skotach (Střední Kolový Obrněný Transportér - Średni Kołowy Transporter Opancerzony). Oczywiście wszyscy byliśmy bardzo happy, bo wojsko było w naszej szkole aż do końca stycznia i lekcje zaczęły się dopiero w połowie lutego po feriach. Cała ta polityczna otoczka nie obchodziła mnie wtedy zbytnio.

Ktoś tu napisał, że ponieważ nie płaciło się za wodę, mało się płaciło za prąd (za gaz niektórzy płacili) to upadł socjalizm. Nieprawda. Po pierwsze - to nie tak, że się nie płaciło. Było to wliczone w koszty czynszu. Tyle, że nie rozbijało się tego na mieszkanie, a na całe miasto, czy dzielnicę. I wszyscy w dzielnicy, czy w mieście płacili średnią. Zresztą socjalizm ma się bardzo dobrze w takich krajach jak Szwecja, Holandia, Kanada czy Niemcy. Upadł system zwany "demokracja ludową". Ale nie wchodźmy w politykę za bardzo.

Padło tu pytanie czy chciałbym wrócić do tamtego okresu? Tak. Byłem dzieckiem, nie musiałem o nic się martwić. Chciałbym. Ale chyba każdy chciałby wrócić do lat dzieciństwa? Jak to ktoś w innym temacie napisał: kiedyś trawa była bardziej zielona, a niebo bardziej niebieskie :)

Użytkownik Mishka edytował ten post 03.07.2010 - 02:34


#65

Connor.

    Kings Never Die

  • Postów: 1674
  • Tematów: 60
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 5
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Ja miałem tą PRZYJEMNOŚĆ dorastać w latach 90. Strasznie chciałbym do nich wrócić. Guma babalou, Frugo, oranżadki pod sklepem bo butelki do zwrotu :D Te oranżadki chyba za 60 gr były :D



#66

Ill.

    Nawigator

  • Postów: 1656
  • Tematów: 40
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Te oranżadki chyba za 60 gr były ../../public/style_emoticons/default/biggrin3.gif

Ja miałem ciut lepiej, bo po 40 groszy były :D

#67

Romczyn.
  • Postów: 757
  • Tematów: 76
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

W Rabce były i są do tej pory za 50 :D



#68

kamilus.
  • Postów: 1231
  • Tematów: 106
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Ja także dorastałem w latach 90. I nigdy chyba nie zapomnę, jak zmęczeni w przerwach między graniem w piłkę chodziliśmy kupować lody "kaktusy". No i do tego oczywiście "Krynka" na popicie. :)



#69

Eury.

    Researcher

  • Postów: 3467
  • Tematów: 975
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 108
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Lata 80-90 tak na szybko:

  • kasetowe walkmany - w wersji deluxe: autorewers, xbass, dużo później dolby b,
  • kasety VHS z filmami za parę złotych na targu - jakość low-definition,
  • gumy turbo z obrazkami,
  • zabawki - samolociki i spadochroniarze (żołnierzyk z kawałkiem worka),
  • naklejki i kolorowe karteczki z notesików - w celach kolekcjonerskich,
  • telefony stacjonarne z obrotowa tarczą,
  • ruskie gierki - tzw. zbieranie jajek,
  • gameboy classic i tetris,
  • sterowane samochody na kablu,
  • zegarki z melodyjkami, później nawet z kalkulatorem,
  • pierwsze telefony komórkowe i pierwsze telefony komórkowe z obsługą SMS (wówczas ok. 4zł za 1 wiadomość) - bateria trzymała 3-5 godzin,
  • bilety mzk ulgowe po 35 groszy (nowych),
  • oranżadki w proszku, w butelkach zwrotnych, vibovit,
  • marmolada na wagę w sklepach (najczęściej na stoisku mięsnym - z ogromną ilością os),
  • lody gałkowane - duże gałki po 30 groszy,
  • warzywa, które miały smak warzyw a nie papieru,
  • listy i tradycyjne pocztówki,
  • komiksy kaczor donald i thorgal (pierwsze wydania),
  • foliowe okładki na zeszyty




#70

D.B. Cooper.
  • Postów: 1179
  • Tematów: 108
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 2
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Eury ciekawe czy ktoś z tego pokolenia wie jak smakował rozpuszczony Vibovit...? Ja szczerze wątpię :)

Dołączona grafika

Od siebie dorzucę jeszcze Andruty

Dołączona grafika

i ...

Dołączona grafika

Użytkownik D.B. Cooper edytował ten post 22.06.2011 - 14:30




#71

kamilus.
  • Postów: 1231
  • Tematów: 106
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Ja Vibovit często piłem jak byłem mały :)



#72

Connor.

    Kings Never Die

  • Postów: 1674
  • Tematów: 60
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 5
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Ja też. Raz z kuzynem piliśmy i oglądaliśmy Asterixa i Obelixa. To były czasy :D



#73

D.B. Cooper.
  • Postów: 1179
  • Tematów: 108
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 2
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Ja Vibovit często piłem jak byłem mały :)


Ja bardziej pamiętam ten aksamitny smak proszku, śliniłem paluch i jadłem.



#74 Gość_Horror

Gość_Horror.
  • Tematów: 0

Napisano

Był taki warzywniak, jak na każdym z osiedli. Czasami kupowało się oranżadkę w proszku i bynajmniej nie rozpuszczało w wodzie, tylko palcem (obślinionym) wyżerało wprost z torebki. Oczywiście nieraz na spółkę z innymi. Czasami leciała też... kiszona kapusta ;)
Potem zacząłem jeździć na Węgry. Byłem bossem na dzielnicy. Przywoziłem gumy do żucia – kulki, albo w listkach bananowe. Miałem coraz mniej kumpli, ale za to coraz więcej „koleżanek”;)
Miałem też zegarek elektroniczny z trzema przyciskami po bokach. To był tłusty model, miał stoper, kalkulator i mega melodyjki. Potem handlowałem sprzętem audio. Przywiozłem sobie kiedyś z Wiednia Eltec'a z odpinanymi głośnikami. Rządziłem, ale prawdziwym supermenem zostałem z chwilą, gdy jako pierwszy nabyłem kompa. ZX Spectrum +. Ach...
He, przypomniałem sobie jeszcze jedno – za papierosy dostawaliśmy w jednostce czapkę orzełków i innych gadżetów. Miałem tego sporo, ale na słomiance za łóżkiem, wisiała tylko kolekcja pustych opakowań po fajkach.
Nie wiem jak u was, ale u mnie na dzielnicy panował szał na wysyłanie za granicę listów z prośbą o gadżety reklamowe. List był tej samej treści. Kopiowali go (naturalnie ręcznie) wszyscy... był po angielsku! Codziennie wisiałem na skrzynce i wypatrywałem listonosza. Teraz to zwykły spam. Nie ma niczego bardziej irytującego niż ulotki reklamowe w skrzynce na listy, ale kiedyś przynosiło to taką radochę.

Pozdrawiam

ps
Lata '70 - '80 wspominam jako najlepszy okres mojego życia. Chyba ;)


 

Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych