Skocz do zawartości


Zdjęcie

Buddyzm - Inny punkt widzenia


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
10 odpowiedzi w tym temacie

#1

Damian907.
  • Postów: 3
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Buddyzm jest pozbawionym dogmatów, spójnym, wolnym od pojęcia osobowego Boga-Stwórcy systemem nastawionym na duchowy rozwój człowieka. Głównym celem praktykowania metod jakie oferuje jest oczyszczenie umysłu z negatywnych emocji, rozpuszczenie egoizmu oraz rozwinięcie wszechobejmującego współczucia, intuicyjnej mądrości i absolutnej wolności, co prowadzi do doświadczenia nieuwarunkowanej radości i szczęścia.


Religia przyszłości będzie religią kosmiczną. Powinna ona przekraczać koncepcję Boga osobowego oraz unikać dogmatów i teologii. Zawierając w sobie zarówno to, co naturalne, jak i to, co duchowe, powinna oprzeć się na poczuciu religijności wyrastającym z doświadczania wszelkich rzeczy naturalnych i duchowych jako pełnej znaczenia jedności. Buddyzm odpowiada takiemu opisowi.(...) Jeżeli istnieje w ogóle religia, która może sprostać wymaganiom współczesnej nauki, to jest nią buddyzm.
Autor: Albert Einstein


Pamiętajmy, że na świecie jest wiele religii. Nie można ich wrzucać do jednego worka, gdyż nie wszystkie zakładają wiarę w niematerialną i nieśmiertelną duszę. Niektóre – na przykład buddyzm – mogą okazać się bliższe koncepcjom współczesnej nauki.
Autor: Francis Crick angielski biochemik, genetyk i biolog molekularny, noblista.


To, że w buddyzmie nie istnieje koncepcja Boga osobowego, wydaje mi się najbardziej atrakcyjne. To znaczy, można wyznawać światopogląd naukowy i jednocześnie być buddystą.
Autor: Czesław Miłosz



"Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza. Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swoim autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie. Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego, co przynosi powodzenie wam i innym."

"Żadna religia nie jest ważniejsza niż ludzkie szczęście."

Budda Siakjamuni



Oby wszystkie istoty osiągnęły szczęście i przyczynę szczęścia.

Oby były wolne od cierpienia i przyczyny cierpienia.

Oby nie były oddzielone od prawdziwego szczęścia - wolności od cierpienia.

Oby spoczywały w wielkiej równości, wolnej od przywiązania i niechęci.



"Istnieje bardzo prosty sposób, by stać się Buddą. Nie czyńcie zła, nie lgnijcie do życia i śmierci, miejcie głębokie współczucie dla wszystkich odczuwających istot, odnoście się z szacunkiem do tych ponad wami i bądźcie uprzejmi dla tych, którzy stoją niżej. Porzućcie nienawiść i pragnienia, zmartwienia i smutek – oto co zwie się Buddą. Nie szukajcie niczego innego."

Eihei Dogen Zenji, Shoi


"Wyobraźmy sobie falę na powierzchni morza. Z jednego punktu widzenie jest samodzielnym zjawiskiem, z początkiem i końcem, narodzeniem i śmiercią. Z innego punktu widzenia fala, będąc tylko stanem wody, nie ma samoistnego bytu. Jest to chwilowy fenomen powstały z wody i wiatru. Każda fala jest połączona z innymi.

Jeśli spojrzycie na życie w ten sposób nic nie ma samoistnego bytu. To właśnie w ten sposób postrzega zjawiska i rzeczy umysł w stanie próżni."

Sogyal Rinpoche



Budda z seksu zrodzony:

http://interia360.pl...-zrodzony,10668


Wywiad wideo z nauczycielem Buddyzmu - Wojtkiem Tracewskim

http://video.google....6...09690&hl=pl

O polskich buddystach:

http://www.tutej.pl/cms.php?i=17527

http://www.multikult...t...4&Itemid=33


Buddyzm a Chrześcijaństwo:

http://www.zen.pl/ka...i...pdf=1&id=57


Wprowadzenie do Buddyzmu:

http://www.buddyzm.e...ist.php?c=intro


Buddyzm w Polsce

http://www.buddyzm.e...angha/index.php
  • 0

#2

Artus.
  • Postów: 124
  • Tematów: 14
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Buddyzm i fizyka


Wprowadzenie

W średniowiecznej Europie ciekawość mogła kosztować zbyt wiele - lepiej było po prostu wierzyć. Na nieszczęście jednak obserwacja często przeczyła ówczesnemu obrazowi świata i kosmosu. Co gorsza, system był na tyle sztywny, że często starał się nie włączać oczywistych faktów w prawdy, których nauczał. W buddyzmie sytuacja jest znacznie bardziej korzystna. Nie tylko sami możemy stawiać pytania i dociekać, ale wręcz jest to bardzo zalecane. Co więcej, jeśli spostrzeżenia nauk przyrodniczych i buddyzmu miałyby się kłócić, nie oznacza to, że jedno z tych stanowisk jest błędne. Aby to zrozumieć, warto się przyjrzeć różnym przesłankom, na których opierają się fizyka i buddyzm.

Budda poszukiwał absolutnej natury umysłu - tego, co nie może zniknąć - i spoglądając w głąb samego siebie odkrył, jakimi rzeczy są, odkrył umysł i to, co się w nim pojawia. Udzielił wielu nauk, aby inni sami mogli urzeczywistnić osiągnięty przez niego stan szczęścia. Jego celem nie było jedynie objaśnienie kosmosu, lecz pokazanie wszystkim istotom jak osiągnąć owo trwałe szczęście. Ponieważ ludzie rozwijają się w rozmaity sposób, Budda podał różne wyjaśnienia powstania wszechświata i tego, co w nim zawarte. Choć buddyzm przedstawia różne kosmologie, wspólne im jest przeświadczenie, że naturą wszystkich zjawisk jest pustka i że zjawiska wyłaniają się w sposób uwarunkowany, co oznacza, że powstają z przyczyn i warunków, bez względu na to, czy są maleńkie jak cząstki elementarne, czy też wielkie jak światy.

W buddyzmie teorie pustki i współzależnego powstawania odgrywają kluczową rolę w pełnym zrozumieniu natury umysłu. W filozofii zarówno Wschodu jak i Zachodu istnieją stare tradycje skłaniające się ku sceptycyzmowi dotyczącemu tego, co uznaje się za rzeczywiste, ale buddyzm idzie dalej, widząc wszystko jako sen. Skąd w końcu możemy mieć pewność, że to, co widzimy, słyszymy, smakujemy i czujemy, jest rzeczywiste, a nie tylko iluzoryczne? Buddyści badają umysł i poprzez takie badanie odkrywają naturę wszelkich rzeczy; fizycy zaś zwracają się w inną stronę. Fizyka opiera się na tym, co mierzalne i do tego się ogranicza, kierując swe spojrzenie ku światu zewnętrznemu - ku zjawiskom. Dlatego też fizycy zawsze mogą mówić o tym, w jaki sposób rzeczy się jawią, ale nigdy jakimi naprawdę są.

Zachodni myśliciele doszli do wniosku, że jeśli dwóch ludzi doświadcza zjawisk w ten sam sposób, to muszą one być realne. Podążając tym tropem, fizyka starała się być możliwie najbardziej obiektywna, rugując wpływ obserwatora. Tendencję tę powstrzymała mechanika kwantowa. Na tym polu naukowym "obiektywny" oznacza, że ktoś inny musi być w stanie dokonać tych samych obserwacji w innym czasie i miejscu. Oprócz takiego pojęcia obiektywności, fizyka dysponuje jeszcze bardziej estetycznym kryterium oceny rzeczywistości, jakim jest prostota. Im mniej skomplikowany model, tym bardziej naukowcy wierzą, że jest on prawdziwym przedstawieniem rzeczywistości. Jeśli według dwóch modeli rzeczy posiadają określone właściwości, za lepszy opis rzeczywistości uznaje się prostszy model.. Naukowcy wypreparowują z całości pewne cechy i dokonują analizy metodą podziału. Takimi naukowymi metodami trudno wykryć esencję samego umysłu, a uzyskany wgląd obejmuje tylko świat zjawisk, w którym postrzeżenia mogą być porównywane. Głębsze wglądy w sam umysł odkrywano zawsze wtedy, gdy pozwalano umysłowi spoczywać w swej takości.


Struktura materii

Jak fizyka wyjaśnia strukturę materii? Fizycy przyznają, że wszystkie rzeczy zbudowane są z atomów - greckie słowo "atom" oznacza "niepodzielny" - które są zbyt małe, by je dostrzec, jednakże to miliony atomów składają się na świat widzialny. Tak w każdym razie myśleli ludzie do roku 1911, gdy Rutherford wykazał, iż atomy składają się faktycznie z bardzo małego jądra otoczonego jeszcze nawet mniejszymi elektronami. Można tu dodatkowo wyjaśnić, że atomy wydają się względnie duże - choć i tak trudno wyobrazić sobie ich drobne rozmiary - ponieważ elektrony niewiarygodnie szybko poruszają się wokół jądra. Przypomina to sytuację, kiedy przy długim czasie naświetlania fotografujemy coś, co szybko się porusza lub w nocy robimy zdjęcia małej, wirującej po okręgu i świecącej piłki - uzyskana fotografia przedstawiać będzie dużą kulę światła. Jednakże przy bardzo krótkim czasie naświetlania można by zobaczyć, że atom nie jest litym ciałem, lecz faktycznie zbudowany jest z maleńkich obiektów.

Atomy wydają się "dużymi" kulkami, ale niemal cała masa skupiona jest w ich środku, a reszta jest raczej pusta. Dziś fizycy uznają elektron z jedną z podstawowych cząstek materii, której nie można podzielić na mniejsze struktury. Jednakże pozostała część atomu, jego jądro, posiada złożoną strukturę. Składa się ono z protonów i neutronów wirujących z ogromną prędkością i cząstki te można podzielić na kwarki, które swą nazwę wywodzą z książki Finnegans Wake Jamesa Joyce'a ("three quarks from muster mark"). Cząstki te nie są zlokalizowane w jednym miejscu, lecz szybko krążą wokół siebie. Cząstki poruszające się z taką wielką prędkością dają wrażenie, że materia jest czymś litym. Jeśli zatem dobrze przyjrzeć się materii, okazuje się, że nie ma jej prawie wcale; są tylko jakieś niewiarygodnie maleńkie kwarki i elektrony. Wyobraźmy sobie melon, kilka melonów lub piłek futbolowych. Niech teraz wirują wokół siebie tak szybko, że wydają się całą planetą wielkości Ziemi - w tej właśnie proporcji atom wypełniony jest cząstkami takimi jak kwarki i elektrony. To tak, jakby nasza planeta była w "rzeczywistości" kilkoma tuzinami piłek futbolowych.

Jak odkryto owe niewyobrażalnie małe rzeczy? Proces robienia zdjęcia widzialnemu obiektowi polega na tym, że światło pada na ten obiekt, odbija się od niego i naświetla kliszę fotograficzną. W fizyce zasada jest taka sama; potrzeba tylko więcej energii, niż ta, jakiej dostarcza światło. Jeśli chcemy zbadać, co jest we wnętrzu jakiegoś obiektu, strzelamy w niego czymś i obserwujemy, co się pojawi. Im wyższa energia, tym wyższa rozdzielczość i krótszy czas naświetlania. Innymi słowy, im mniejszy jest przedmiot, który nas interesuje, tym więcej energii potrzeba, aby go zobaczyć. Jedna z możliwości sfotografowania kwarków polega na użyciu skrajnie wysokiej energii do przyspieszania elektronów i protonów, które zawierają kwarki. Po ich zderzeniach zaobserwować można pojawienie się dość dużej ilości całkiem nowych cząstek. Obecnie najdłuższy akcelerator LEP w CERN w Genewie ma długość dwudziestu siedmiu kilometrów. Detektor ma wielkość trzypiętrowego domu. Może on rejestrować tylko skutek zderzenia, ale samo zderzenie nie daje się zobaczyć. Z tego, co się pojawiło, wnioskuje się o tym, co zaszło wewnątrz.

Tu wyjaśnia się coś, o czym wspomnieliśmy wcześniej. Nie mamy bezpośredniego kontaktu z tymi maleńkimi obiektami, ponieważ nasze zmysły nie są w stanie podołać takiemu zadaniu i dlatego potrzebujemy narzędzi, które mogą wejść w interakcję z interesującymi nas obiektami. Wszelka obserwacja opiera się na interakcji i właśnie dzięki owej interakcji narzędzie reaguje, uzyskiwana reakcja zaś stanowi informację, którą otrzymujemy. O cząstkach tych nie możemy powiedzieć nic ponad to, co mogą nam powiedzieć nasze detektory. Oznacza to, że budowa detektora wpływa na możliwe wyniki. Właściwość, której nasz detektor nie może odebrać, pozostanie niewidzialna. To, co nazywamy cząstkami, to pewne skutki wywoływane w naszej aparaturze i klasyfikujemy je jako obiekty na podstawie owych rozmaitych skutków. Dzięki samej fizyce nie dowiemy się, czym one naprawdę są. Możemy tylko powiedzieć, jakie skutki wywierają one na nasze urządzenia. Jak wspomniano we wprowadzeniu, fizyka nie może nas pouczyć o samej naturze rzeczy, możemy dowiedzieć się tylko o tym, w jaki sposób się one przejawiają.

W tym momencie naszych rozważań ujawnia się inna fundamentalna różnica między cząstkami a "dużymi" przedmiotami. Jeśli na przykład będziemy się przyglądać grze w bilard, nasza obserwacja jej nie zmieni; światło, które pada na bile i odbija się od nich, nie wpływa na nie. W każdym razie myślimy, że nie ma tu żadnego wpływu, ponieważ bile są zbyt duże, byśmy zauważyli zmianę spowodowaną tak niewielkim oddziaływaniem. Niemniej jednak ma ono miejsce. Jednakże interakcja konieczna do pomiaru atomu lub elektronu zdecydowanie oddziałuje silnie na badaną cząstkę. Nie istnieje żadna technika badania kwantowego świata, która nie wpływałaby na obserwowany obiekt lub nie zakłócałaby tego procesu. Obserwator wpływa na wynik obserwacji po pierwsze dlatego, że dokonuje uprzedniego wyboru wyników poprzez zaprojektowanie eksperymentu, a po drugie dlatego, że zaburza pomiarem to, co się wydarza. Nauka starająca się obejść ów wpływ obserwatora dochodzi na obszarze fizyki kwantowej do kresu swych możliwości.

Wedle poglądu nowoczesnej fizyki cząstek mamy do czynienia z trzema głównymi ich typami lub rodzinami. Pierwszą są leptony, tworzące grupę, do której należą elektrony. Drugą stanowią hadrony, które zbudowane są albo z dwóch, albo z trzech kwarków i nazywane są odpowiednio mezonami oraz barionami. Neutrony i protony będące cząstkami tworzącymi jądra atomowe, to bariony. Przed poznaniem kwarków fizycy byli głęboko zaszokowani ilością rozmaitych cząstek elementarnych, które można było znaleźć i odetchnęli z ulgą, gdy całe to zoo cząstek okazało się po prostu rozmaitymi kombinacjami tych samych kwarków. Tysiące podstawowych cząstek nie zgadzały się bowiem z naukową ideą prostoty natury.

Ten trzeci rodzaj cząstek fizycy nazywają cząstkami wymiennymi, ponieważ ich wymiana związana jest z przeniesieniem sił, które oddziałują między hadronami i leptonami. Ciała i cząstki przyciągają się lub odpychają wzajemnie, ponieważ wymieniają cząstki. Zwykle wyjaśnia się to na przykładzie dwóch łyżwiarzy stojących naprzeciwko siebie. Jeśli któryś z nich rzuci ciężką piłkę, zostanie odepchnięty w przeciwną stronę. Jeśli drugi z łyżwiarzy złapie piłkę, uzyska pewną prędkość i również zostanie odepchnięty. Dwóch łyżwiarzy odpycha się wzajemnie wymieniając się piłką.

Istnieją cztery znane siły: grawitacja, elektromagnetyzm i dwie pozostałe, z którymi nie jesteśmy zbyt zaznajomieni, ponieważ działają one tylko na bardzo małych odległościach, takich jak w jądrach atomowych. Cząstką wymienną siły elektromagnetycznej jest foton. Światło - lub bardziej ogólnie, promieniowanie elektromagnetyczne - składa się z fotonów. Wszystkie cząstki wymienne można zidentyfikować dzięki eksperymentom ze zderzeniami. Wyjątek stanowi przypadek grawitacji, w którym jest to niezwykle słaba siła, utrudniająca identyfikację cząstek wymiennych. Może to być zaskoczeniem, ale trzeba aż całej planety, być przyciągnąć nas z siłą równą wadze naszego ciała.


Forma i pustka

Główną jakością wszelkich zjawisk jest pustka - cóż to jednak dokładnie oznacza? Budda Siakjamuni powiedział "forma jest pustką, pustka jest formą; forma i pustka są nieoddzielne." Budda użył tu dwóch dualistycznych pojęć formy i pustki, by pokazać niedualistyczną przestrzeń między nimi. Można powiedzieć, iż forma oznacza, że rzeczy są, pustka zaś że nie są. By to zrozumieć, musimy wiedzieć, co w buddyzmie oznacza czasownik "być". Budda określił to w ścisły i kategoryczny sposób. Jeśli coś naprawdę istnieje, pozostaje niezmienne, a sposób jego przejawiania się określa jego natura. Nigdy się nie zmienia i nigdy się nie zmieni, zawsze zachowując swą naturę. Czy można ostatecznie nazywać czasowy stan czegoś jego naturą, skoro tej samej natury nie będzie posiadać jutro? Jeśli coś istnieje w sensie wskazanym przez Buddę, nigdy nie mogło być stworzone, ani zniszczone oraz w swym istnieniu nie jest zależne od niczego innego. Jeśli coś zmieni się dlatego, że coś się dzieje lub nie dzieje, nie można powiedzieć, iż rzeczywiście posiada własną naturę. W tym sensie doświadczane przez nas rzeczy (formy) nie są. Nie ma niczego, co istniało od niemającego początku czasu i w nieskończonej przyszłości pozostanie w tej samej formie, którą ma teraz. Rzeczy wyłaniają się z przyczyn i warunków oraz znikają za sprawą przyczyn i warunków. Są puste, ale nadal się przejawiają. Nieustannie się zmieniają, ponieważ forma i pustka są nieoddzielne.

Rzeczy, które zdają się nietrwałe, rzeczywiście mogłyby składać się z niewielkich, trwałych cegiełek, zbyt małych, by je zobaczyć. Mimo że ich istota nie mogłaby się zmieniać, mogłaby się zmieniać ich organizacja. W tym jednak przypadku owe cegiełki nie byłyby puste. Pustka dotyczyłaby tylko dużych przedmiotów, ale nie samej natury rzeczy. Tak jak dom można by rozłożyć i z tych samych cegieł zbudować następny dom - dom byłby pusty, cegły jednak nie. Jeśli istniałaby niezniszczalna cząstka, nie byłaby pusta.

Niemniej jednak fizyka dowiodła, że to nie może być prawdą. Wszelka materia może się rozpuścić lub zmienić w inną materię, światło i energię. Każdej cząstce elementarnej odpowiada tak zwana anty-cząstka, która zasadniczo jest taka sama, ale ma przeciwny ładunek elektryczny. Cząstki te mają zadziwiające zwyczaje. Jeśli się spotykają, zmieniają się w światło (fotony). Innymi słowy, fotony mogą się rozpaść na cząstki i antycząstki, jeśli tylko mają wystarczającą do tego energię. Jeszcze bardziej zadziwiające jest to, że rozpadają się na coś, z czego nie są złożone. W procesach tych zachodzi tak wielka zmiana, ponieważ foton zasadniczo różni się od kwarka czy elektronu. Największą różnicą jest to, że nie posiada masy. Oznacza to, że w pierwszym procesie masa znika, a w drugim się pojawia. Cząstki całkowicie zmieniły swój sposób przejawiania się - forma jest pustką.

Nawet jeśli forma się zmieniła, coś pozostało takie samo - energia. Aby to pojąć, trzeba zrozumieć, co to znaczy "energia":


E = mc2

Dobrze znane równanie Einsteina mówi nam, że energia równa jest masie, a masa równa jest energii. Co jednak dokładnie oznacza słowo "energia"? Ciało posiada energię, kiedy się w jakiś sposób porusza, tak jak rzucona w powietrze piłka lub drgająca struna skrzypiec. Wydzielanie ciepła również określa się jako ruch - nieuporządkowany ruch wewnętrzny. Fundamentalne prawo fizyki mówi, że energia jest zawsze zachowana, nie może zostać stworzona, ani nie może zniknąć. Może być przekształcana lub zmieniana, ale nie może zniknąć. Energia opisuje ruch, jest zachowana i według Einsteina równa jest masie. Oznacza to, że energia obiektu i jego masa mogą się zmieniać w siebie wzajemnie. Ciało może swą masę zmienić w ruch i vice versa. Nawet jeśli brzmi to dziwnie, tak się właśnie dzieje.

Kiedy na przykład cząstki zderzają się w akceleratorze, energia, jaką otrzymują w procesie ich przyspieszania, przekształca je w nowe cząstki. W zderzeniu dwóch cząstek powstają tuziny nowych. Tutaj ruch zmienia się w masę. Odwrotny proces, kiedy to masa zmienia się w ruch, można zaobserwować przy rozszczepieniu jądra. Jądro, które składa się z wielu protonów i neutronów, może się rozpaść na dwie części, które okazują się w sumie lżejsze od pierwotnego jądra. Brakująca masa została przekształcona w ruch tych dwóch części, oddalających się od siebie z wielką prędkością, spowodowaną procesem rozszczepienia. Forma zjawiska zmienia się drastycznie, ale energia jako coś, co obejmuje zarówno formę jak i jej zmianę, znów jest zachowana.

Mówiliśmy już, że "forma jest pustką", a co ze stwierdzeniem, że "pustka jest formą"? W przestrzeni, w której niczego nie ma - w próżni - cząstki wyłaniają się z wraz ze swoimi anty-cząstkami. Pojawiają się bez jakiegokolwiek powodu przez cały czas i zawsze w parach. Sugeruje to, że owo "nic" to znacznie więcej niż się spodziewaliśmy. Nie ma żadnej przyczyny powodującej pojawienie się pary cząstka/anty-cząstka, ale dzieje się to po prostu dlatego, że jest to możliwe i że przestrzeń ma nieodłączną jej zdolność tworzenia materii. Nie ma żadnego powodu, który decydowałby o konkretnym miejscu i czasie takiego stwarzania. Materia wyłaniająca się z niczego jest brutalnym pogwałceniem prawa zachowania energii.

Działanie prawa zostaje zachwiane w mikroświecie i pojawia się niezdeterminowanie dotyczące energii i czasu, które pozwala na pogwałcenie tego prawa w określonym przedziale czasowym. Może to oznaczać, że prawo zachowania nadal jest słuszne, ale nie do końca. Przez ułamek sekundy zostaje ono pogwałcone. Im krótszy przedział czasu, tym większe może być odchylenie od ścisłego zachowania. Im więcej tworzy się materii, tym krótszy czas jej istnienia. Pary cząstek wyłaniające się z przestrzeni mogą istnieć tylko przez niezwykle krótki czas, zanim znikną z powrotem w przestrzeni, ale mogą być mierzone. Jak to wynikło w mojej rozmowie z buddyjskim nauczycielem Manfredem Seeghersem, jest to punkt, w którym poziom absolutny ujawnia się jako natura poziomu relatywnego, wolna od wpływu przyczyny i skutku.


Przyczynowość

Wedle buddyjskiego prawa przyczyny i skutku czyli karmy, skutek nie musi następować natychmiast po przyczynie; skutek może przyjść po latach lub nawet po wielu żywotach. Nie ma ścisłego określenia, kiedy dokładnie przyczyna zaowocuje swoim skutkiem. Umysł połączony z całą przestrzenią gromadzi wszystkie wrażenia i stwarza nowe sytuacje według poprzednich myśli słów i działań. Warunki, których doświadcza się w danym momencie, spotykają się z powodu wielu działań wykonanych w przeszłości, a każde nowe działanie będzie miało w przyszłości swoje skutki.

Niemniej jednak, jeśli istniałoby tylko prawo przyczyny i skutku, zniewalałby nas nieskończony ciąg skutków, bez możliwości zmiany czegokolwiek i bez wolności. Wolność oznacza, że czyjeś działania nie są ściśle zdeterminowane warunkami i nie trzeba postępować pod dyktando przeszkadzających emocji takich jak gniew czy pożądanie. W stanie oświecenia jesteśmy wolni od prawa przyczyny i skutku, ponieważ przyczyna i skutek nie istnieją na poziomie absolutnym. Przyczyna i skutek działają tylko na poziomie relatywnym, my zaś nadal mamy wolność decydowania o tym, co dzieje się z nami w każdej chwili.

Przyczyna i skutek to również pojęcia obowiązujące w fizyce. Przed wprowadzeniem mechaniki kwantowej świat uznawano za coś w rodzaju gry w bilard. (Ta część fizyki, która nie opiera się na mechanice kwantowej, nazywana jest zwykle fizyką klasyczną.) Jeśli wiemy, z której strony nastąpi uderzenie, możemy dokładnie przewidzieć ruch bil. Wcześniej fizycy klasyczni wierzyli, że w zasadzie można poznać wszystko, co implikowało ustaloną i niezmienną przyszłość pozbawioną czynnika wolnej woli. Była to dość nudna wersja przyszłych wydarzeń. Uznawano, że bile muszą zareagować natychmiast, a nie później, w kolejnej rozgrywce. Pod tym względem fizyka klasyczna i buddyzm sobie przeczą.

Jednakże w przypadku mechaniki kwantowej jest inaczej. Przyglądając się próżni dostrzegliśmy, że brakowało nam pewnego czynnika powodującego wydarzanie się rzeczy. W mechanice kwantowej wciąż powraca się do zasady, że niemożliwe jest dokładne stwierdzenie, co stanie się w przyszłości i można mówić tylko o prawdopodobieństwach. Aby to zilustrować, wróćmy jeszcze raz do przykładu rozpadu jądra. Dlaczego jądro rozpada się na dwie części? Otóż siły, które wiążą ze sobą cząstki w jądrze, działają niczym ściana utrzymująca je wewnątrz. Istnieje jednak pewne prawdopodobieństwo tunelowania poprzez tę ścianę, co byłoby w naszym makroskopowym świecie uznane za zdarzenie magiczne. W naturze zajdą wszystkie procesy, które są energetycznie możliwe. Oznacza to, iż rzeczy dzieją się tylko dlatego, że są możliwe. W ten sam sposób, w jaki kula toczy się do najniższego punktu, jaki może osiągnąć, wszystkie układy zmierzają do stanu najniższej energii. Jeśli energia może być uwolniona, układ zawsze dąży do stanu niższej energii. A zatem jądro rozpada się, ponieważ może być uwolniona energia i ponieważ proces ten może się wydarzyć. Im więcej energii uwalnianej z układu, tym większe prawdopodobieństwo jego rozpadu i tym szybciej dojdzie do tego procesu.

Z drugiej jednak strony, nic nie zmusza jądra do rozpadu w konkretnym czasie i nie ma po temu żadnej przyczyny. Jądro, w przeciwieństwie do człowieka, nie ma wbudowanego zegara odliczającego czas jego istnienia. Wiek człowieka łatwo jest określić, a zatem łatwo określić prawdopodobieństwo jego "rozpadu". Nic takiego nie dotyczy obiektów tak małych jak jądro. "Młode" jądro niczym nie różni się od "starego". Dla dużej liczby jąder można określić na przykład okres, w którym połowa z nich ulegnie rozpadowi. Im wyższa liczba jąder, tym dokładniejsze przewidywanie i wtedy owo prawdopodobieństwo staje się prawem. Jednakże w przypadku pojedynczego jądra nie jest możliwe stwierdzenie, kiedy się ono rozpadnie. Wiara fizyki klasycznej, że możliwe jest dokładne poznanie wszystkiego, okazuje się fundamentalnym błędem w fizyce kwantowej. Idea niezdeterminowanej przyszłości, jaką operuje fizyka kwantowa, bardziej zgadza się z poglądem buddyjskim niż obraz całkowitego determinizmu lansowany przez fizykę klasyczną.

Oto doszliśmy do jednego z najbardziej fascynujących eksperymentów w fizyce, który w kontekście przyczynowości jest tu najbardziej stosowny. Pokazuje on, że przestrzeń jest informacją, że przestrzeń nie może być czymś, co dzieli. Einsteinowska teoria względności mówi nam, że wiele niespodziewanych rzeczy dzieje się wtedy, gdy rzeczy poruszają się bardzo szybko. Najbardziej zdumiewające jest to, iż obiekt mógłby podróżować w przeszłość, gdyby mógł poruszać się szybciej niż światło; czas zmieniłby wówczas kierunek i skutki mogłyby się pojawiać przed przyczynami. Ponieważ ten pomysł jest zbyt szalony, teoria mówi nam też, że nie może się to nigdy zdarzyć. Coś, co posiada jakąś masę, nie może podróżować z prędkością światła, ponieważ przyspieszenie go do tej prędkości pochłonęłoby nieskończoną ilość energii, a jego masa rosłaby jednocześnie do nieskończoności. Prędkość światła jest prędkością ostateczną i to dość niebagatelną; 300 000 kilometrów na sekundę nie ogranicza drastycznie naszej wolności.

Eksperyment EPR (Einstein, Podolsky, Rosen) z powodzeniem dowiódł, że możliwe jest przekazanie wiadomości z prędkością większą od prędkości światła. Naukowcy obmyślili ten eksperyment, próbując wykazać słabość mechaniki kwantowej. Einstein nie lubił mechaniki kwantowej z powodu jej idei niezdeterminowanej przyszłości. Jego słynne powiedzenie "Bóg nie gra w kości" dobrze to ilustruje. Einstein był przekonany, że gdyby mechanika kwantowa była poprawna, wtedy ów eksperyment musiałby być możliwy. Jak sądzili wszyscy, eksperyment ten nie mógł się powieść, a więc mechanika kwantowa musiała być nonsensem.

Jednakże przez ponad sto lat od powstania mechaniki kwantowej, nie pojawiła się nawet najmniejsza sugestia, że mechanika kwantowa może się mylić. W rzeczy samej eksperyment ten dał wynik pozytywny; musiało po prostu upłynąć wiele lat, żeby narzędzia pomiarowe były dostatecznie precyzyjne, by tego dowieść.

Oto uproszczony opis tego eksperymentu: Jądro rozpada się na dwie równe części, które lecą w przeciwnych kierunkach. Jeśli coś oddziałuje na jedną z tych cząstek, druga wie o tym w tym samym momencie, nawet jeśli są od siebie bardzo oddalone. Owa wiedza jest szybsza od prędkości światła, ponieważ cząstki wiedzą o sobie nawzajem dokładnie w tym samym momencie, nawet jeśli dzieli je bardzo duża odległość. Informacja nie jest przenoszona w zwykły sposób, poprzez swego rodzaju wymianę. Wymieniane jest nic, a zatem owo nic przekracza ostateczną prędkość światła, a przyczynowość jako taka zostaje zachowana. W mechanice kwantowej dwie cząstki nadal pozostają jednym systemem, nawet jeśli są od siebie bardzo oddalone. Oznacza to, że faktycznie przestrzeń, która znajduje się pomiędzy tymi dwoma częściami, nie oddziela ich. Jeśli przestrzeń by je dzieliła, wtedy owa wiedza mogłaby być przenoszona tylko przez coś, co porusza się od jednej cząstki do drugiej. Sama przestrzeń ma własność przenoszenia informacji, nie potrzebując niczego innego. Taki rodzaj informacji jest natychmiast obecny w innym miejscu bez względu na to, jak daleko się ono znajduje.

Różnicę między przesyłaniem informacji a jej natychmiastową obecnością w innym miejscu zilustrujmy małym przykładem: aby przesłać informację do kogoś, kto jest bardzo daleko, możemy napisać list lub jeśli mamy dostęp do telefonu lub internetu, można zadzwonić albo wysłać email. Dwie ostatnie możliwości są niemal natychmiastowe (ale oczywiście nie zupełnie). W każdym razie są szybsze od przesyłania listu z A do B. Kluczowym punktem jest połączenie, które musi zostać ustanowione. Jeśli rzeczy są ze sobą połączone, wiedza może być przesyłana bardzo szybko - w przypadku przestrzeni zaś połączenie nie ma natury fizycznej i przesłanie następuje natychmiastowo (bez pogwałcenia prawa przyczynowości). By uniknąć nieporozumień, podkreślmy, że efekt ten nie polega na przenoszeniu informacji, które my przekazujemy dziś za pomocą telefonów komórkowych lub radia.


Niedualność

Umysłu nie ogranicza ciało i przenika on przestrzeń, jest nieograniczony. To samo dotyczy umysłu pojedynczej istoty. Przenikamy tę samą przestrzeń, a zatem nie jesteśmy oddzieleni lub oddzielalni, ale też nie jesteśmy jednym i tym samym. Nie jesteśmy ani wielością, ani jednością. Wszelkie inne możliwości logiczne takie jak "jesteśmy jednością i wielością" również nie przydają się do adekwatnego opisu natury rzeczy. Absolutna natura rzeczy wykracza poza wszelkie intelektualne konstrukcje. Wedle dualistycznego poglądu rzeczy postrzegane są jako oddzielne, jako odrębne byty - jednakże pogląd niedualny nie oznacza, że wszystko jest jednością. Skoro nie ma żadnego oddzielenia, jedność nie jest wcale potrzebna.

W buddyzmie niedualność oznacza wyjście poza pojęcia jedności i oddzielenia, jedności i wielości. Wschodnie filozofie takie jak buddyzm i taoizm, które korzystają z pojęcia niedualności, stają przed problemem użycia języka pojęć i dualizmu do opisu czegoś, co poza nie wykracza - jak to się mówi, "palec wskazujący księżyc nie jest księżycem." To dlatego wschodnie filozofie często posługują się paradoksami - sprzecznościami, których nie da się rozwiązać w obrębie schematu pojęciowego i trzeba wyjść poza owe paradoksy, aby otrzymać ich rozwiązanie. W nauce jednak sytuacja jest inna. Nie porzuca się dualizmu, lecz w zamian prowadzi się szczegółową analizę. Prosta ścieżka analizy wiedzie do kilku paradoksów, które są bodaj najbardziej interesującymi ideami, jakie znaleźć można w fizyce. Następujący przykład zaczerpnięty z fizyki kwantowej wykracza nieco poza czysty dualizm.

W naszym świecie doświadczenia mamy zasadniczo do czynienia z dwoma rodzajami zjawisk - ze zjawiskami falowymi i solidnymi ciałami, które zachowują się całkiem odmiennie. Kula armatnia nie może rozchodzić się we wszystkich kierunkach jak fala na wodzie, ani też nie może opływać przeszkód lub stapiać się z innymi kulami armatnimi, by się zwiększyć. Dwa promienie światła mogą się przecinać nie zmieniając się wzajemnie, tak jakby przechodziły przez siebie bez przeszkód, podczas gdy solidne ciała zderzyłyby się i zmieniłyby wskutek tego swój tor ruchu. W naszym codziennym doświadczeniu fale i solidne ciała to dwie różne rzeczy. Fala nie może być ciałem, a ciało nie może być falą. Ciało ma swoje położenie, podczas gdy fala może się rozchodzić. Kiedy naukowcy zaczęli badać to w skali atomowej, doszli do zaskakującego wniosku. Zaczęli sobie uświadamiać, że cząstki mogą mieć własności falowe, a z drugiej strony, takie fale jak światło mogą zachowywać się jak cząstki.

Jednym z najbardziej podstawowych eksperymentów naukowych pokazujących zachowanie fal, jest eksperyment z dwoma szczelinami, w którym na przykład światło przechodzące przez dwie szczeliny pada na ekran ustawiony za nimi, tworząc na nim pewien wzór interferencji. Trzeba tu podkreślić, że wzór pojawiający się, gdy światło przechodzi jednocześnie przez dwie otwarte szczeliny, różni się od nałożenia dwóch wzorów powstałych, gdy światło przechodziło kolejno przez każdą ze szczelin przy drugiej szczelinie zamkniętej. Oznacza to, że istnieje jakaś interakcja między dwoma falami przechodzącymi przez szczeliny, co nie mogłoby się zdarzyć w przypadku "czystych" cząstek. Takie cząstki jak elektrony odznaczają się takim samym zachowaniem falowym jak światło. Wraz ze wzrostem ciężaru cząstek ich zachowanie falowe staje się coraz mniej widoczne. To dlatego nigdy nie będziemy się spodziewać, że kula będzie się zachowywać w sposób falowy. Największe obiekty, u których dowiedziono tych własności falowych, zwane są dziś fullerenami. Zbudowane są z sześćdziesięciu atomów węgla, co w tym kontekście oznacza bardzo dużo.

Co więcej, w przypadku światła, które uważano za typową falę, odkryto, że składa się ono z niepodzielnych tworów zwanych fotonami. Ponieważ nie można ich podzielić i w jakiś sposób dają się lokalizować, uważane są za cząstki. Nazywa się to dualizmem korpuskularno-falowym. Nie chodzi tylko o to, że wszystko ma obie własności, ponieważ wtedy fale i cząstki byłyby po prostu tym samym i nie trzeba by posługiwać się dwoma różnymi pojęciami. Nie są one dwiema różnymi rzeczami, ale i nie są po prostu jednym i tym samym, ponieważ obie własności się wykluczają. Takie pojęcie zbliża się do opisu niedualistycznej natury samego umysłu. Jeśli zwrócić spojrzenie ku własnościom falowym, znika zachowanie korpuskularne. Jeśli zaś obserwować własności korpuskularne, znika zachowanie falowe. Nie ma możliwości zobaczenia obu tych aspektów jednocześnie, a fizycy próbowali wielu przemyślnych sztuczek, by zaobserwować je w tym samym momencie. Własności falowe i korpuskularne nazywa się komplementarnymi, ponieważ obu ich potrzeba do opisu mikrokosmosu, niemniej jednak nie przestają się one wykluczać.


Podsumowanie

Choć bardzo interesujące jest śledzenie wniosków wypływających z porównania buddyzmu i nowoczesnej fizyki, nie można jednego z tych systemów używać do potwierdzenia lub zaprzeczenia drugiego. Ich zgodność w pewnych punktach jest pocieszająca, ale nic poza tym. Trzeba być ostrożnym, by z wglądów uzyskanych na polu fizyki nie wyciągać wniosków, że inne metody badania, takie jak buddyzm, są pozbawione wartości. Bardzo często może to być mylące, ponieważ poziomy, na jakich buddyzm i fizyka uzyskują właściwe sobie wglądy, bardzo się różnią.

Zwłaszcza w ostatnim stuleciu teorie potwierdzone przez fizyków zbliżyły się bardzo do nauk Buddy. Jest to tym bardziej niezwykłe, jeśli pomyśleć, że pierwsze nauki udzielone przez Buddę Siakjamuniego i początki nowoczesnej fizyki w dwudziestym wieku dzieli okres 2500 lat. Max Planck wprowadził teorię kwantową jako sposób opisu mikrokosmosu z jego maleńkimi obiektami w 1901 roku, a cztery lata później Albert Einstein zaczął budować teorię względności jako sposób wyjaśnienia ruchu bardzo szybkich obiektów.

Nawet jeśli nowoczesna fizyka i buddyzm mają różne metody i cele, widać wyraźnie, że wnioski, do jakich dochodzi się w obu tych systemach, są zbieżne w znacznie większym stopniu niżby się tego można zasadnie spodziewać. Wnioski uzyskane przez fizyków w odniesieniu do natury cząstek elementarnych i fizyki jądrowej nadzwyczaj przypominają buddyjskie zasady pustki, przyczynowości i niedualności. Jest to szczególnie fascynujące, ponieważ w czasach Buddy nie było akceleratorów cząstek, które pomagałyby mu w uzyskaniu jego wglądu.




tłumaczył Artur Przybysławski.

źródło: http://www.buddyzm.e...page.php?id=809
  • 0

#3 Gość_Murky

Gość_Murky.
  • Tematów: 0

Napisano

http://www.google.pl...a...=Szukaj&lr= - ciekawe czy jest jeszcze jakieś polskie forum, na którym nie wkleiłeś Damianie identycznego tekstu. Bo widywałem go już na najrozmaitszych forach... ezoterycznych, hobbystycznych, matematycznych, forach lokalnych społeczności, czy nawet forach różnych organizacji...

Pare przykladow:
www.klub.senior.pl
an-arche.pl
www.forum.krasocin.net
forum.miastozgierz.pl
www.zaginiona-biblioteka.pl
forum.servis.pl
forum.medytacja.net
forum.tvp.pl
www.arabia.pl
forum.gazeta.pl
forum.dziecionline.pl
forum.mensa.org.pl
www.paleontologia.pl
forum.matura.pl
www.leki.fora.pl
www.nastolatek.pl


a to tylko garstka z bardzo wielu adresow (niektore dosc ciekawe)

Jaki widzisz w tym cel?
  • 0

#4

Damian907.
  • Postów: 3
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Jaki widzisz w tym cel?


Informacyjny rzecz jasna.
  • 0

#5 Gość_Murky

Gość_Murky.
  • Tematów: 0

Napisano

Cieszę się zatem, że podobnej kampanii informacyjnej nie prowadzą przedstawiciele innych związków wyznaniowych, religii i szkół filozoficznych. Bo wtedy dopiero byłby niezły burdel ;) Choć z drugiej strony to co robisz można by traktować jako ciekawy eksperyment socjologiczno-psychologiczny jako, że taki sam temat poruszasz w bardzo wielu różnych środowiskach ludzi i można obserwować jak różnią się reakcje ludzi pomiędzy poszczególnymi forami.

Ale dobra, skoro jak widać tylko ja jeden dotychczas zwracałem na to uwagę to daję Ci już spokój :)
  • 0

#6

Dam_Son.
  • Postów: 40
  • Tematów: 2
  • Płeć:Nieokreślona
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

W buddyźmie chodzi o to aby wyrwac się z błędnego koła jakim jest reinkarnacja. Nie jest to religia, a właściwie coś całkiem jej przeczącego, ponieważ buddysta stara się uwolnic od przekonań jakie narzuca mu religia (islam), próbuje osiągnąc stan "nirwany", który przerywa ciągłe cierpienie związane z życiem na ziemi i reinkarnacją.
Stan ten osiąga się przez całkowite oczyszczenie umysłu z pragnień, lęków itd. oraz przez ciągłą medytacje, gdy człowiekowi uda się osiągnąc czystośc umysłu, uwolnic od wszelkich marzeń i spraw codziennych, przerywa mechanizm ciągłego odradzania się jego duszy i staje się szczęśliwym bytem gdzieś w zaświatach...




To gwoli wyjaśnienia postu mojego poprzednika. 8)

Pozdro...
  • 0

#7 Gość_Dolg

Gość_Dolg.
  • Tematów: 0

Napisano

Buddyzm jest ciekawą religią.Jedyną zaakceptowaną przez Aliestera Crowleya.nie chodzi tu tylko o wiarę w boga ale rozwijanie się duchowe.
Swoją drogą to współczuje tybetowi z powodu ataków chin na ,,niego".o kradzieży istot w stanie samadhi.O prześladowaniu.
  • 0

#8

Damian907.
  • Postów: 3
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Buddyzm jest ciekawą religią.Jedyną zaakceptowaną przez Aliestera Crowleya.nie chodzi tu tylko o wiarę w boga ale rozwijanie się duchowe.
Swoją drogą to współczuje tybetowi z powodu ataków chin na ,,niego".o kradzieży istot w stanie samadhi.O prześladowaniu.


Zgadza się, Buddyzm w Tybecie bardzo mocno ucierpiał przez rewolucję "kulturalną" wprowadzoną przez komunistów chińskich, ale na szczęście przekaz nauk (choć osłabiony) to jednak zdołał przetrwać, a wielcy Lamowie schronili się np. w Indiach, a stamtąd odwiedzają również nas na Zachodzie.

Pozdrawiam

Użytkownik Damian907 edytował ten post 25.08.2010 - 19:23

  • 0

#9

nexus6.
  • Postów: 1234
  • Tematów: 14
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

@Artus

Ale to jednak w średniowiecznej Europie powstały pierwsze uniwersytety i podwaliny współczesnej nauki. Obraz buddyzmu jest dalece wyidealizowany. Pozwolę sobie przekleić artykuły z mojego posta z innego wątku.


Opcja na Prawo

Tybet - kraina Shangri-La?
Roman Konik


Wizyta Dalajlamy w Polsce ugruntowała potoczne rozumienie buddyzmu jako religii sentymentalnej, dającej jej wyznawcom poczucie harmonii, powszechne szczęście, zgodną koegzystencję z samym sobą, jak i z otoczeniem. Przy wizycie Dalajlamy można było usłyszeć głosy mówiące, że buddyzm, w odróżnieniu od chrześcijaństwa, judaizmu czy islamu, nie jest zaprawiony przemocą, wolny jest więc od powoływania się na mandat Boży w kontekście przemocy. Buddyzm miałby być zatem czymś zgoła innym i stanowiącym wyraźny kontrast w stosunku do każdej przemocy, a zwłaszcza przemocy w innych religiach. Bo czym innym może on być, gdy słucha się uduchowionego buddyzmem Dalajlamy, który swe mantryczne przesłanie osnuł wokół tak swojsko brzmiących terminów jak: tolerancja, akceptacja, zgoda, demokracja, współczucie, empatia, ekologia?

W mediach bałwochwalczo traktujących duchowego przywódcę Tybetu jedynie sporadycznie pojawiały się głosy tych, którzy komentowali wizytę z rozczarowaniem, a nawet zniechęceniem. Liczne przemówienia, jakie duchowy przywódca Tybetu wygłosił w Polsce, nie wyszły w swej treści poza ogólny zbitek komunałów i powszechnie znanych ogólników. Dalajlama przedstawił wizję świata bez przemocy, wojen, złości, nienawiści, pomijając całkowicie sferę odpowiedzialności i realizmu.

Zachód postrzega Dalajlamę przez pryzmat tego rodzaju deklaracji, dlatego też Tybet funkcjonujący w potocznej świadomości to obraz uciśnionej krainy o bogatej kulturze, wymierającej pod butem żółtych Hunów z Państwa Środka. Powolna śmierć Tybetu spowodowana jest rzekomo pokojowym nastawieniem Tybetańczyków, którzy wolni od jakiejkolwiek przemocy, uzbrojeni jedynie w buddyzm, nie są w stanie przeciwstawić się najeźdźcom. Potoczne rozumienie teokracji buddyjskiej, podsycane przez hollywoodzki przemysł filmowy, uczyniły z Tybetu model przedsionka raju, skażonego jedynie obecnością Chin w tej mitycznej krainie Shangri-La. Sam Dalajlama, czując medialną przychylność Zachodu, lukrował obraz Tybetu, twierdząc, że dominujący wpływ buddyzmu wśród otwartych przestrzeni nienaruszonego środowiska wytworzył żyjące w harmonii i oddane pokojowi społeczeństwo Tybetu.

Ktokolwiek zna historię Tybetu, wie, ile jest nieprawdy w tych słowach. Do 1959 roku za rządów Dalajlamy w Tybecie panował wzorcowy system feudalny. Dwie grupy skupiały w swych rękach cały majątek kraju: mnisi buddyjscy i laikat arystokratyczny. Wystarczy spojrzeć na klasztor Drepung, którego bogactwo to 85 posiadłości ziemskich, do których przypisanych jest 25 tysięcy chłopów traktowanych jak własność klasztoru. Nie jest tajemnicą, że mnisi buddyjscy do lat 60. XX wieku trudnili się lichwą, pożyczaniem pieniędzy na wysoki procent. Teokratyczny system feudalny Tybetu budowany był też przez arystokrację. W 1950 roku głównodowodzący armii tybetańskiej posiadał na własność trzy i pół tysiąca chłopów pańszczyźnianych, będąc jednocześnie wysoko postawionym członkiem świeckiego gabinetu Dalajlamy. Dlatego przedstawianie Tybetu jako kraju bez policji, a opartego jedynie na zasadach buddyzmu kłóci się z prawdą historyczną. W Tybecie istniała armia zawodowa, trudniąca się głównie ściganiem zbiegłych chłopów pańszczyźnianych i wymierzaniem im odpowiednich kar. Ten feudalny system był nie tylko aprobowany przez dwór kolejnych Dalajlamów, ale także przez nich tworzony. Należy pamiętać, że zdecydowana większość społeczeństwa tybetańskiego to chłopi, którzy całe życie pracowali na utrzymanie systemu teokratycznego, prosić musieli też o zgodę na zmianę miejsca pobytu lub wejście w związek małżeński. Dwór Dalajlamy decydował też, które z dzieci chłopskich brane jest do klasztoru w celu zostania mnichem. System podatkowy Tybetu nakładał różnego rodzaju opłaty na chłopów, takie jak: podatek od ślubu, od urodzenia dziecka, a nawet od zgonu w rodzinie czy posadzenia drzewa przy własnej chacie. Tybetańczycy płacili podatki od każdego wykroczenia, a nawet przy zwolnieniu z więzienia (tzw. podatek wyjściowy). Każdy niepracujący Tybetańczyk płacił (lub odpracowywał) podatek za pozostawanie bezrobotnym. Wedle prawa teokratycznego Tybetu długi mogą być dziedziczne. Należy sobie zdać sprawę, jak ogromną rolę odegrały w historii Tybetu pojęcia „obrony doktryny”.


Przejście od fazy religijnego buddyzmu tybetańskiego w ośrodek władzy politycznej, naznaczone było przemocą i gwałtem, jak niemal każdy środek do zdobycia władzy.

Oczywistym i niepodważalnym faktem jest barbarzyństwo chińskich komunistów, wkraczających zbrojnie do Tybetu. Aneksja Tybetu odbyła się pod sztandarem rewolucji, z jej najgorszą stroną, masowych rozstrzeliwań, tortur, konfiskaty mienia, narzucania siłą obcych rządów i obcej kultury. W dodatku tortury były bardzo wyrafinowane, w tym zmuszanie mnichów do publicznych gwałtów na mniszkach, po wszystkim najczęściej mordowanych. Jakkolwiek oceniać warunki życia Tybetańczyków, to wkroczenie komunistów chińskich było dla nich prawdziwym końcem świata.

Tego aspektu nie wolno zapominać w kontekście analizy Tybetu. Lecz warto zmierzyć potoczne rozumienie Tybetu z historią, która ujawnia, że organizacje buddyjskie nie były wolne od gwałtu i przemocy. V Dalajlama w roku tygrysa (1638/39) uczestniczył wraz z mnichami w działaniach Guszri-chana, który to ogniem i mieczem podporządkowywał sobie kolejne terytoria i spacyfikował Mongołów. XIII Dalajlama zabiegał o brytyjskie wsparcie i uzbrojenie dla tybetańskiej armii walczącej z wojskami chińskimi. W Tybecie w zasadzie od początku XVII wieku sekty buddyjskie wraz z rządzącą arystokracją prowadziły zbrojną walkę o wpływy. Opis brutalności walk, egzekucji, tortur podaje Melvyn C. Goldstein w książce The Snow Lion and the Dragon: China, Tibet, and the Dalai Lama. I nie jest to tylko kwestia historii, gdyż cały świat kilka lat temu był świadkiem walk sekt buddyjskich w Korei Południowej (wewnętrznej walki o wpływy w sekcie Chogye). Po zamieszkach ujawniono, że mnisi buddyjscy walczyli przede wszystkim o kontrolowanie budżetu 9,2 miliona dol., pochodzącego z datków wiernych. Sama historia Tybetu pokazuje, że teokratyczny model państwa nie był też wolny od przemocy. Ze względu na rozwiązłe prowadzenie dworu, intrygi, walkę o wpływy w ciągu 170 lat w wewnętrznych starciach zamordowano pięciu Dalajlamów.

Przywoływanie tego rodzajów faktów historycznych wydawać się może stronnicze, jednak warto pamiętać, że niekoniecznie prawdą jest to, że obecne przesłanie Dalajlamy o przestrzeganiu praw człowieka czy demokracji zawsze było w Tybecie realizowane. Przenoszenie opinii o obecnym Dalajlamie i jego idei niestosowania przemocy na wszystkich poprzednich Dalajlamów i na tej podstawie budowanie obrazu filarów buddyzmu tybetańskiego jest ogromnym nadużyciem.

Kolejną kwestią sporną jest traktowanie buddyzmu jako naturalnej formy religii, nieskażonej bóstwem, niezmiennej i pokojowej, czyli najbliższej człowiekowi. Należy zacząć od tego, że buddyzm nie jest religią, gdyż nie ma w nim doktryny osobowego Boga. Niezmienność buddyzmu w dziejach historii jest też pewnym mitem, gdyż początkowo w buddyzmie nie było żadnego kultu, modlitwy ani obrzędów. Współcześnie ewaluował w stronę kultu samego Buddy, traktowanego jako kogoś na wzór proroka czy niemal Boga. Buddyzm dokonał też asymilacji z religiami Zachodu, biorąc z niego to, co… modne. Sam Dalajlama w wywiadzie z red. Michnikiem opowiada się np. za dopuszczalnością aborcji, byle odbywała się ona bez użycia przemocy (sic!). Wskazuje tu na model indyjski, jako wzorcowy (aborcja dozwolona do 20. tygodnia ciąży). Pochwała pozbawionego przemocy poćwiartowania dziecka lancetem świadczy o poziomie debaty teologicznej, dostosowanej do reguł debaty intelektualnej Zachodu.

Obecny Dalajlama dość późno przyjął ghandyjską doktrynę ahimsa (niestosowania przemocy) – czyniąc z niej wartość rdzennie buddyjską, która to rzekomo od wieków kształtuje indywidualną i polityczną historię Tybetu. Dalajlama XIV z bogatych idei i doktryn buddyzmu tybetańskiego wypreparował miłość, empatię i współczucie, gubiąc gdzieś po drodze rzeczywisty, historyczny obraz buddyzmu. Sama jego biografia obfituje w pewne sprzeczności. Ten posłaniec walki bez użycia przemocy wspomina swą ucieczkę z Tybetu, która mogła się odbyć tylko dzięki uzbrojonym tybetańskim powstańcom i bojownikom (przeszkolonym przez CIA).



racjonalista.pl

Wyjątkowość buddyzmu?
Michael Parenti
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Rzut oka na historię ujawnia, że organizacje buddyjskie nie były wolne od gwałtu, tak charakterystycznego dla grup religijnych. W Tybecie od początków XVII wieku i przez sporą część XVIII konkurujące sekty buddyjskie zajmowały się zbrojną walką i doraźnymi egzekucjami1. W XX wieku w Tajlandii, Birmie, Korei, Japonii i w innych miejscach buddyści ścierali się między sobą oraz z wyznawcami innych religii. W Sri Lance zbrojne bitwy w imię buddyzmu są częścią syngaleskiej historii2. Tylko kilka lat temu w Korei Południowej tysiące mnichów z buddyjskiej sekty Chogye zwalczało się wzajemnie na pięści, kamienie, bomby zapalające i pałki w zaciętych bataliach, trwających tygodniami. Walczyli o panowanie nad największym w Korei Południowej zakonem, z rocznym budżetem 9,2 miliona dolarów oraz wartym miliony dolarów majątkiem w postaci nieruchomości. W burdach tych częściowo zniszczono najważniejsze sanktuaria buddyjskie, a rannych zostały dziesiątki mnichów, w tym kilku poważnie. Społeczeństwo koreańskie wydawało się pogardzać obiema frakcjami uważając, że niezależnie od tego, kto przejmie kontrolę, użyje datków od wiernych na luksusowe domy i kosztowne samochody3.

Ale co z Dalajlamą i Tybetem, któremu przewodził przed inwazją chińską w 1959 roku? Wielu żarliwych buddystów utrzymuje, że Stary Tybet był uduchowionym królestwem, wolnym od egoizmu, pustego materializmu i występków korupcji, nękających społeczeństwa uprzemysłowione. Zachodnie środki masowego przekazu, książki podróżnicze, powieści i filmy z Hollywood przedstawiają tybetańską teokrację jako istne Shangri-La.

Sam Dalajlama stwierdził, że "dominujący wpływ buddyzmu [w Tybecie] wśród otwartych przestrzeni nienaruszonego środowiska wytworzył żyjące w harmonii i oddane pokojowi społeczeństwo. Cieszyliśmy się wolnością i zadowoleniem3." Historia Tybetu pokazuje inny obraz. W XIII wieku cesarz Kubilaj ustanowił pierwszego Wielkiego Lamę, który miał zwierzchnictwo nad wszystkimi innymi lamami, podobnie jak papież nad biskupami. Kilka stuleci później cesarz Chin wysłał do Tybetu armię, żeby wesprzeć Wielkiego Lamę, ambitnego 25-letniego mężczyznę, który nadał sobie tytuł Dalaj [ocean] lamy, władcy całego Tybetu. Oto ironia historii: pierwszy dalajlama otrzymał swój urząd dzięki wsparciu armii chińskiej.

Dla wzmocnienia swej władzy poza możliwość ziemskich wyzwań dalajlama przejął klasztory, które nie należały do jego sekty i podejrzewa się, że zniszczył pisma buddyjskie, sprzeczne z jego roszczeniami do boskości. Kolejny dalajlama prowadził życie sybaryty, miał wiele kochanek, urządzał przyjęcia dla przyjaciół i ogólnie zachowywał się w sposób niestosowny dla wcielonego bóstwa. Z tego powodu zginął z rąk swoich kapłanów. W ciągu 170 lat, mimo przyznanego im statusu bogów, kapłani lub inni dworacy zamordowali pięciu dalajlamów5.
Shangri-La (dla lordów i lamów)

Religie mają ścisłe związki nie tylko z przemocą, ale także z wyzyskiem ekonomicznym. Często to właśnie wyzysk ekonomiczny wymusza przemoc. Tak było z teokracją tybetańską. Do roku 1959, kiedy Dalajlama rządził Tybetem, większość ziemi uprawnej nadal była w rękach właścicieli ziemskich, na których majątkach pracowali chłopi pańszczyźniani. Także autor pełen sympatii do dawnych czasów pisze, że „bardzo wiele ziemi należało do klasztorów, a większość z nich zgromadziła wielkie bogactwa (...) Ponadto poszczególni mnisi i lamowie mogli zgromadzić wielkie bogactwo dzięki działalności handlowej i pożyczaniu pieniędzy"6. Klasztor Drepung był jednym z największych właścicieli ziemskich na świecie z 185 posiadłościami ziemskimi, 25 tysiącami chłopów pańszczyźnianych, 300 olbrzymimi pastwiskami i 16 tysiącami pastuchów. Bogactwo klasztorów należało na ogół do wyższych rangą lamów, z których wielu było potomkami rodzin arystokratycznych.

Nieźle się także powodziło świeckim przywódcom. Godnym uwagi przykładem był głównodowodzący armii tybetańskiej, który posiadał cztery tysiące kilometrów kwadratowych ziemi i trzy i pół tysiąca chłopów pańszczyźnianych. Był także członkiem świeckiego gabinetu dalajlamy7.

Niektórzy zachodni wielbiciele niezgodnie z prawdą przedstawiali Stary Tybet jako „naród, który nie wymaga policji, ponieważ ludzie dobrowolnie przestrzegają praw karmy" 8 W rzeczywistości istniała tam zawodowa armia, choć niewielka, która służyła właścicielom ziemskim jako żandarmeria do utrzymywania porządku i ścigania zbiegłych chłopów.

Rodzinom tybetańskim systematycznie odbierano małych chłopców i umieszczano ich w klasztorach, by wychować ich na mnichów. Kiedy już raz znaleźli się w klasztorze, byli związani na całe życie. Tashe-Tsering, mnich, opisuje, że molestowanie seksualne dzieci chłopskich było powszechne. On sam był ofiarą wielokrotnych gwałtów, które zaczęły się, kiedy miał 9 lat9. Klasztory brały także dzieci chłopów w dożywotnią służbę jako służących, tancerzy i żołnierzy.

W Starym Tybecie była niewielka liczba wolnych chłopów oraz dodatkowo około 10 tysięcy ludzi, składających się na „klasę średnią": rodzin kupców, sklepikarzy i drobnych handlowców. Tysiące innych żyło z żebractwa. Niewielką mniejszość stanowili na ogół służący w domach niewolnicy, którzy nie posiadali niczego. Również ich dzieci pozostawały w niewoli10. Chłopi pańszczyźniani stanowili największą część wiejskiej populacji - szacunkowo 700 tysięcy z miliona dwustu pięćdziesięciu tysięcy mieszkańców Tybetu. Sytuacja chłopów, tak pańszczyźnianych, jak wolnych, była niewiele lepsza od sytuacji niewolników. Obywali się bez oświaty i opieki zdrowotnej. Większość swojego czasu spędzali pracując na rzecz lamów lub świeckiej arystokracji. Ich panowie mówili im, co mają siać i jakie zwierzęta hodować. Bez zgody lorda czy lamy nie mogli zawierać związków małżeńskich. Właściciel bez trudu mógł ich rozdzielić z rodziną, wysyłając do pracy w odległe miejsca11.

22-letnia kobieta, zbiegła chłopka pańszczyźniana, opowiada: „Właściciel zazwyczaj brał ładne chłopskie dziewczęta do swojego domu na służące i robił z nimi, co chciał". Były one „po prostu niewolnicami bez praw"12. Bez pozwolenia chłop pańszczyźniany nie miał prawa nigdzie się ruszyć. Właścicielom ziemskim przysługiwało prawo łapania uciekinierów. Jeden 24-letni uciekinier, który powitał chińską okupację jako „wyzwolenie". Twierdził, że życie chłopa pańszczyźnianego to nieustanny znój, głód i zimno. Po trzeciej nieudanej ucieczce ludzie pana bezlitośnie go pobili, aż krew lała mu się z nosa i ust, a potem polewano rany alkoholem i sodą kaustyczną, żeby zwiększyć ból13.

Chłopi pańszczyźniani byli na całe życie przywiązani do ziemi pana — lub klasztoru — bez płacy, zobowiązani do napraw domu pana, transportu plonów i zbierania drewna opałowego. Mieli również na żądanie dostarczać zwierząt pociągowych i transportu14. Podatki płacili od ślubu, od urodzenia każdego dziecka i od każdej śmierci w rodzinie. Opodatkowane było sadzenie drzew we własnym obejściu oraz każde zwierzę. Płacili podatki od świąt religijnych, śpiewu, tańca i bicia w dzwony. Ludzi opodatkowywano przy wsadzaniu do więzienia i przy zwalnianiu. Ci, którzy nie mogli znaleźć pracy, płacili podatek od bezrobocia, a jeśli starali się o pracę w sąsiedniej wiosce, płacili podatek podróżny. Kiedy nie mogli płacić, klasztory pożyczały im pieniądze na 20 do 50 procent. Niekiedy długi przechodziły z ojca na syna i z syna na wnuka. Dłużnikom, którzy nie byli w stanie zapłacić długu, groził los niewolnika, czasami na resztę ich życia15.

Religijne nauczanie teokracji wspierało porządek klasowy. Biednych i dotkniętych chorobą czy nieszczęściem uczono, że sami na siebie sprowadzili kłopoty, bo w poprzednim wcieleniu źle się prowadzili. Musieli więc akceptować udrękę obecnej egzystencji jako pokutę i oczekiwać na poprawę losu po ponownych narodzinach. Bogaci i możni traktowali oczywiście swój szczęśliwy los jako nagrodę i namacalny dowód cnoty w ich przeszłym i obecnym życiu.
Tortury i okaleczenia

W Tybecie dalajlamów tortury i okaleczenia — włącznie z wyłupywaniem oczu, wyrywaniem języka, przecinaniem ścięgien nóg i amputacją — były ulubionymi karami dla zbiegłych chłopów pańszczyźnianych i złodziei. Podczas podróży przez Tybet w latach sześćdziesiątych XX wieku Stuart i Roma Gelder przeprowadzili wywiad z byłym chłopem pańszczyźnianym, Tserch Wang Tuci, który ukradł dwie owce należące do klasztoru. Wyłupiono mu za to oczy i okaleczono dłoń tak, że była zupełnie bezużyteczna. Powiedział im, że nie jest już buddystą: „Kiedy święty lama powiedział im, żeby mnie oślepili, zrozumiałem, że niczego dobrego nie ma w religii" 16.

Ponieważ odbieranie życia ludzkiego sprzeczne jest z nauczaniem Buddy, niektórych winowajców okrutnie chłostano i „zostawiano Bogu" w mroźne noce, by zmarli. „Podobieństwa między Tybetem i średniowieczną Europą są uderzające" konkluduje Tom Grunfeld w swojej książce o Tybecie17.

W 1959 roku Anna Louise Strong odwiedziła wystawę narzędzi tortur używanych przez tybetańskich władców. Były tam kajdanki we wszelkich rozmiarach, włącznie z małymi kajdankami dla dzieci, przyrządy do obcinania nosów i uszu, wyłupiania oczu i łamania rąk. Były instrumenty do wycinania rzepek kolanowych i pięt oraz do przecinania ścięgien nóg. Były żelaza do wypalania piętna, bicze i specjalne urządzenia do wypruwania wnętrzności18.

Na wystawie były fotografie i świadectwa ofiar, których oślepiono lub okaleczono za złodziejstwo. Był tam pasterz, któremu pan winien był wynagrodzenie w pieniądzach i pszenicy, ale odmówił płacenia. Wziął więc jedną z krów pana; za to amputowano mu dłonie. Innemu pasterzowi, który sprzeciwiał się, kiedy pan chciał zabrać mu żonę, połamano ręce. Były tam zdjęcia działaczy komunistycznych z odciętymi nosami i górną wargą oraz kobiety, którą zgwałcono, a potem odcięto jej nos19.

Dawniejsi podróżnicy komentowali teokratyczny despotyzm w Tybecie. W 1895 roku Anglik dr A. L. Waddell pisał, że ludność żyła pod „nieznośną tyranią mnichów" i diabelskich przesądów, które stworzyli do terroryzowania ludzi. W 1904 roku Perceval Landon nazwał rządy dalajlamy „machiną ucisku". W tym samym mniej więcej czasie inny angielski podróżnik, kapitan W. F. T. O'Connor zauważył, że „wielcy właściciele ziemscy i kapłani (...) we własnych posiadłościach sprawują despotyczne rządy, od których nie ma odwołania", podczas gdy ludzie są „uciskani przez potworny rozrost życia klasztornego i duchowieństwa". Władcy tybetańscy „wynaleźli poniżające legendy i pobudzają ducha przesądów" wśród zwykłych ludzi. W 1937 roku inny odwiedzający, Spencer Chapman, napisał: „Lamaistyczny mnich nie spędza czasu na opiekowaniu się ludźmi czy kształceniu ich (...) Żebrak przy drodze jest dla niego niczym. Zazdrośnie strzegą wiedzy, która jest prerogatywą klasztorów i służy wzmocnieniu ich wpływów i bogactwa"20.
Okupacja i rewolta

Chińscy komuniści zajęli Tybet w 1951 roku, roszcząc sobie prawo do zwierzchności nad krajem. Traktat z 1951 roku zapewniał pozorną autonomię pod rządami dalajlamy, ale dawał Chinom kontrolę militarną i wyłączne prawo do prowadzenia polityki zagranicznej. Chińczycy mieli także zapewnioną bezpośrednią rolę w administracji wewnętrznej, żeby „działać na rzecz reform społecznych". Początkowo działali ostrożnie, polegając na ogół na perswazji w celu osiągnięcia zmian. Wśród najwcześniejszych reform było zredukowanie lichwiarskich procentów i zbudowanie kilku szpitali i dróg. „Wbrew popularnemu na Zachodzie przekonaniu — pisze jeden z obserwatorów — Chińczycy starali się pokazać szacunek dla kultury i religii Tybetu". Nie skonfiskowano żadnych arystokratycznych czy klasztornych własności i panowie feudalni nadal sprawowali rządy nad swoimi dziedzicznymi chłopami21.

Przez stulecia tybetańscy lordowie i lamowie widzieli przyjścia i odejścia Chińczyków, mieli dobre stosunki z generalissimusem Chiang Kai-shekiem i reakcyjnymi rządami Kuomintangu w Chinach22. Kuomintang zatwierdzał wybór dalajlamy i panczenlamy. Kiedy zainstalowano młodego dalajlamę w Lhasie, zgodnie z wielowiekową tradycją uczestniczyła w tym uzbrojona eskorta wojska chińskiego oraz chiński minister. Tybetańskich lordów i lamów niepokoił fakt, że ci najnowsi Chińczycy byli komunistami. Obawiali się, że zaprowadzenie kolektywistycznych, egalitarnych rozwiązań w Tybecie jest tylko kwestią czasu.

W latach 1956-57 uzbrojone grupy Tybetańczyków napadały na konwoje chińskiej armii. Powstanie wspomagała amerykańska CIA, dostarczając treningu wojskowego, obozów wsparcia w Nepalu i wielu dostaw drogą powietrzną23. W tym czasie w Stanach Zjednoczonych American Society for a Free Asia, finansowane przez CIA, energicznie nagłaśniało sprawę oporu w Tybecie. Aktywny w tej grupie był najstarszy brat dalajlamy, Thubtan Norbu. Drugi z kolei brat, Gyalo Thondup, zorganizował wraz z CIA operację wywiadowczą w 1951 roku. Rozszerzył ją potem w wyszkoloną przez CIA jednostkę partyzancką, której członków zrzucano na spadochronach do Tybetu24.

Wśród tybetańskich komandosów i agentów, których CIA zrzuciła do tego kraju, byli szefowie arystokratycznych klanów i synowie szefów. Według raportu CIA dziewięćdziesiąt procent z nich znikło bez śladu, co oznacza najprawdopodobniej, że zostali schwytani i zabici25.

„Wielu lamów i świeckich członków elity, jak również większość armii tybetańskiej dołączyli się do powstania, ale większość ludności tego nie zrobiła, zapewniając porażkę", pisze Hugh Deane26. Do podobnego wniosku dochodzą w swojej książce o Tybecie Ginsburg i Mathos: „Na tyle, na ile można ustalić większość zwykłych ludzi w Lhasie i okolicach nie dołączyła do walk przeciwko Chińczykom, ani na początku, ani w miarę jak się nasilały"27.
Wejście komunistów

Przy wszystkich krzywdach i nowym ucisku pod okupacją chińską Chińczycy po 1959 roku rzeczywiście znieśli niewolnictwo, system nieodpłatnej pracy pańszczyźnianej i zakazali chłosty, okaleczania i amputacji jako kar za przestępstwa. Znieśli wiele przygniatających podatków, rozpoczęli prace publiczne i w wielkim stopniu zredukowali bezrobocie i żebractwo. Zapoczątkowali świecką edukację, łamiąc tym samym edukacyjny monopol klasztorów. Założyli w Lhasie wodociągi i elektryczność28.

Heinrich Harrer (później ujawniono, że był sierżantem w SS Hitlera) napisał bestseller o swoich przeżyciach w Tybecie, na podstawie którego nakręcono popularny film w Hollywood. Pisał, że sprzeciwiający się Chińczykom Tybetańczycy „to w przeważającej mierze arystokracja i lamowie; karano ich zmuszając do wykonywania najgorszych prac, jak praca fizyczna przy budowie dróg i mostów. Poniżano ich ponadto zmuszając do sprzątania miasta przed przybyciem turystów". Musieli także mieszkać w obozach pierwotnie zarezerwowanych dla żebraków i włóczęgów29.

Do roku 1961 Chińczycy wywłaszczyli ziemię będącą własnością lordów i lamów i zorganizowali chłopstwo w setki komun. Rozdzielili setki tysięcy akrów między dzierżawców i bezrolnych chłopów. Stada należące kiedyś do arystokracji zostały przekazane kolektywom ubogich pasterzy. Ulepszono jakość zwierząt hodowlanych, wprowadzono nowe odmiany warzyw, pszenicy i jęczmienia, co wraz z ulepszoną irygacją doprowadziło podobno do zwiększenia produkcji rolnej30.

Wielu chłopów było równie religijnych jak poprzednio, dając jałmużnę duchownym. Ale wielu mnichów, zwerbowanych do klasztorów jako dzieci, mogło teraz odrzucić klasztorne życie i tysiące z tego skorzystały, szczególnie młodsi. Pozostali mnisi żyli za skromne stypendia rządowe i dodatkowy dochód z nabożeństw, ślubów i pogrzebów31.

Dalajlama i jego doradca, a zarazem młodszy brat Tendzin Choegyal, twierdzili, że „ponad milion dwieście tysięcy Tybetańczyków straciło życie w wyniku chińskiej okupacji" [_32_]. Spis powszechny z 1953 roku — na sześć lat przed chińską akcją — podał jednak jako całą populację zamieszkującą Tybet milion 274 tysiące osób 33. Inne spisy szacują tybetańską populację w kraju na około dwa miliony. Jeśli Chińczycy zabili milion dwieście tysięcy ludzi w początkach lat sześćdziesiątych, to całe miasta i olbrzymie obszary wiejskie, praktycznie cały Tybet, powinny być wyludnione, przekształcone na pola śmierci upstrzone obozami śmierci i masowymi grobami — a na to nie ma śladu dowodów. Rzadko rozrzucona chińska siła wojskowa w Tybecie nie była wystarczająco liczna, by osaczyć i zlikwidować tak wielu ludzi, nawet gdyby nie robili niczego innego.

Władze chińskie przyznają się do „błędów", szczególnie podczas rewolucji kulturalnej w latach 1966-76, kiedy prześladowania religijne osiągnęły szczyt w Chinach i w Tybecie. Po powstaniu pod koniec lat pięćdziesiątych uwięziono tysiące Tybetańczyków. Podczas „wielkiego skoku" narzucono chłopom przymusową kolektywizację i uprawy zbożowe z katastrofalnymi skutkami. Pod koniec lat siedemdziesiątych Chiny zaczęły rozluźniać kontrolę nad Tybetem „i próbowały odrobić niektóre ze szkód uczynionych w poprzednich dwóch dziesięcioleciach" 34.

W 1980 roku rząd chiński rozpoczął reformy podobno zaplanowane tak, by dać Tybetowi większą autonomię. Tybetańczykom pozwolono na uprawianie prywatnej ziemi, sprzedawanie nadwyżki plonów, samodzielne decyzje co do rodzaju upraw oraz hodowanie jaków i owiec. Ponownie pozwolono na kontakty ze światem zewnętrznym i złagodzono kontrolę graniczną, pozwalając Tybetańczykom na odwiedzanie krewnych na wychodźstwie w Indiach i Nepalu35.

W latach dziewięćdziesiątych Hanowie, grupa etniczna stanowiąca ponad 95 procent olbrzymiej populacji Chin, zaczęli w znacznych ilościach osiedlać się w Tybecie i różnych prowincjach zachodnich. Na ulicach Lhasy i Shigatse wyraźnie widać oznaki przewagi Hanów. Chińczycy kierują fabrykami i prowadzą wiele sklepów i straganów. Wybudowano wysokie biurowce i duże centra handlowe za pieniądze, które bardziej by się przydały na budowę stacji uzdatniania wody i domów mieszkalnych. Chińczycy w Tybecie zbyt często uważają swoich tybetańskich sąsiadów za zacofanych leni, którzy potrzebują ekonomicznego rozwoju i „patriotycznej edukacji". W latach dziewięćdziesiątych urzędnicy rządowi podejrzani o sympatie nacjonalistyczne stracili pracę i prowadzono kampanie dyskredytujące Dalajlamę. Tybetańczycy byli aresztowani, więzieni i skazywani na prace przymusowe za działalność separatystyczną i angażowanie się w polityczną „działalność wywrotową". Niektórych aresztowanych pozbawiano wolności w trybie administracyjnym i przetrzymywano bez odpowiedniego wyżywienia, wody czy koców, poddawano groźbom, biciu i innym rodzajom maltretowania36.

Chińskie przepisy dotyczące planowania rodziny pozwalają tybetańskim rodzinom na trójkę dzieci. (Przez lata limit dla rodzin chińskich wynosił jedno dziecko.) Jeśli małżeństwo przekracza ten limit, dodatkowym dzieciom można odmówić subsydiowanej opieki dziennej, opieki zdrowotnej, mieszkania i wykształcenia. Narzucanie tych kar jest nieregularne i różni się zależnie od prowincji. Tymczasem w szkołach zaniedbuje się i pogardza tybetańską historią, kulturą i religią. Podręczniki, choć tłumaczone na tybetański, koncentrują się na historii i kulturze Chin37.
Elity, emigranci i CIA

Dla bogatych lamów i lordów komunistyczna inwazja była katastrofą. Większość z nich uciekła za granice, jak to zrobił sam Dalajlama, któremu w ucieczce pomogła CIA. Niektórzy odkryli ku własnemu przerażeniu, że będą musieli zarabiać na życie. Jednak, według dokumentów ujawnionych przez Departament Stanu w 1998 roku, przez całe lata sześćdziesiąte tybetańska społeczność na wygnaniu w tajemnicy otrzymywała milion siedemset tysięcy dolarów rocznie od CIA. Po opublikowaniu tego faktu organizacja Dalajlamy wydała oświadczenie, w którym przyznaje, że otrzymała miliony dolarów od CIA w latach sześćdziesiątych i wysyłała uzbrojone oddziały emigrantów do Tybetu, żeby przeciwdziałały maoistowskiej rewolucji. Roczna płaca CIA dla Dalajlamy wynosiła 186 tysięcy dolarów. Jego, a także innych wychodźców tybetańskich finansował również wywiad Indii. Odmówił powiedzenia, czy on i jego bracia pracowali dla CIA. Agencja także odmówiła komentarzy38. W 1995 roku „News & Obserwer" z Raliegh w Karolinie Północnej zamieścił na pierwszej stronie kolorową fotografię Dalajlamy obejmowanego przez reakcyjnego senatora republikańskiego, Jesse Helmsa, z tytułem: „Buddysta zniewala bohatera religijnej prawicy"39.

W kwietniu 1999 roku razem z Margaret Thatcher, papieżem Janem Pawłem II i pierwszym Georgem Bushem Dalajlama wezwał rząd brytyjski do zwolnienia Augusto Pinocheta, byłego dyktatora faszystowskiego w Chile i długoletniego klienta CIA, którego zatrzymano podczas wizyty w Wielkiej Brytanii. Dalajlama wzywał, by nie zmuszano Pinocheta do wyjazdu do Hiszpanii, gdzie miał stanąć przed sądem za przestępstwa przeciwko ludzkości.

Dzisiaj, głównie poprzez National Endowment for Democracy oraz inne kanały brzmiące bardziej szacownie niż CIA, Kongres Stanów Zjednoczonych nadal przydziela rocznie 2 miliony dolarów Tybetańczykom w Indiach, a dodatkowe miliony płyną na „działalność demokratyczną" do społeczności tybetańskich wychodźców. Dalajlama otrzymuje również pieniądze od finansisty George'a Sorosa, który kieruje teraz stworzonym przez CIA Radiem Wolna Europa/Radio Liberty i innymi instytucjami40.
Kwestia kultury

Mówi się nam — na benefis tych, którzy traktują Stary Tybet jako kulturową nieskazitelność, Shangri-La — że kiedy Dalajlama rządził Tybetem, ludzie żyli w pełnej zadowolenia i spokoju symbiozie ze swoimi duchowymi i świeckimi panami, w porządku społecznym podtrzymywanym przez głęboko duchową kulturę, bez przemocy, inspirowani przez humanistyczne i pokojowe nauczanie religijne. Religijna kultura Tybetu była spoiwem i pocieszającym balsamem, utrzymującym w duchowym związku bogatego lamę z biednym chłopem.

Przypomina to wyidealizowany obraz feudalnej Europy przedstawiany przez współczesnych konserwatywnych katolików, takich jak G. K. Chesterton i Hilaire Belloc. Dla nich średniowieczne chrześcijaństwo było światem zadowolonych chłopów, żyjących w głębokim związku duchowym z Kościołem pod protekcją lordów41. Raz jeszcze namawia się nas, byśmy zaakceptowali daną kulturę na jej własnych warunkach, co oznacza akceptowanie jej tak, jak przedstawiają ją klasy uprzywilejowane, ci, którzy najwięcej z niej korzystają. Obraz Tybetu jako Shangri-La nie przypomina bardziej rzeczywistości niż wyidealizowany obraz średniowiecznej Europy.

Widziany w całej swej ponurej rzeczywistości Stary Tybet potwierdza pogląd wyrażony wcześniej: że kultura nigdy nie jest neutralna. Kultura może działać jako legitymizująca przykrywka dla całego szeregu głębokich niesprawiedliwości, dając korzyści jednej części społeczeństwa wielkim kosztem innych jego części. W teokratycznym Tybecie rządzący manipulowali tradycyjną kulturą, by wzmocnić swoją władzę i bogactwo. Teokracja zrównywała buntownicze myśli i działania z wpływami diabelskimi. Propagowała ogólne założenie wyższości właścicieli ziemskich i bezwartościowości chłopów. Twierdzono, że bogaci zasłużyli na swoje dobre życie, a biedni zasłużyli na swoją nędzną egzystencję, co było skodyfikowane w nauczaniu o karmie, cnocie i występku akumulujących się w poprzednich wcieleniach, a wszystko przedstawiano jako wolę Boga.

Można powiedzieć, że my, obywatele współczesnego, świeckiego świata nie potrafimy zrozumieć zrównania szczęścia z bólem, zadowolenia z obyczajami, które charakteryzują tradycyjne, uduchowione społeczności. Przypuszczalnie jest to prawdą i wyjaśnia, być może, dlaczego idealizujemy takie społeczeństwa. Niemniej wyłupione oko jest wyłupionym okiem; chłosta jest chłostą; a skrajny wyzysk chłopów pańszczyźnianych i niewolników jest brutalną niesprawiedliwością klasową, niezależnie od kulturowego opakowania. Istnieje różnica między więzią duchową, a zniewoleniem człowieka, także wtedy, kiedy istnieją obok siebie.

Wielu zwykłych Tybetańczyków pragnie powrotu Dalajlamy, ale wydaje się, że stosunkowo niewielu chce powrotu porządku społecznego, który on reprezentuje. Według reportażu w „Washington Post" w 1999 roku, Dalajlama jest nadal czczony w Tybecie, ale:
(...) niewielu Tybetańczyków powitałoby chętnie powrót skorumpowanych klanów arystokratycznych, które uciekły z nim razem w 1959 roku i stanowią większość jego doradców. Wielu chłopów tybetańskich na przykład, nie życzy sobie oddania klanom ziemi, którą otrzymali podczas chińskiej reformy rolnej. Byli niewolnicy w Tybecie mówią, że także oni nie chcą powrotu do władzy ich byłych panów. „Już tak żyłem dawniej" — mówi Wangchuk, 67-letni były niewolnik, ubrany w swoje najlepsze odzienie na doroczną pielgrzymek do Shigatse, jednego z najświętszych miejsc tybetańskiego buddyzmu. Mówi on, że czci Dalajlamę, ale dodaje: „Może nie jestem wolny w chińskim komunizmie, ale jest mi lepiej, niż kiedy byłem niewolnikiem"42.

Kim Lewis, która studiowała metody uzdrawiania z buddyjskim mnichem w Berkeley w Kalifornii, miała okazję do prowadzenia długich rozmów z ponad tuzinem tybetańskich kobiet, które mieszkały w budynku mnicha. Kiedy zapytała, co myślą o powrocie do ojczyzny, reakcje były jednogłośnie negatywne. Początkowo Lewis sądziła, że ich niechęć ma związek z chińską okupacją, ale szybko wyprowadziły ją z błędu. Mówiły, że są niezmiernie wdzięczne, iż „nie muszą brać ślubu z 4 czy 5 mężczyznami i bez przerwy być w ciąży", ani radzić sobie z chorobami wenerycznymi, którymi zaraża niewierny mąż. Młodsze kobiety były „zachwycone, że otrzymują wykształcenie, nie chciały mieć zupełnie nic wspólnego z jakąkolwiek religią i zastanawiały się, dlaczego Amerykanie są tak naiwni". Opowiadały historie o ciężkich przejściach swoich babek z mnichami, którzy używali je jako „nałożnice mądrości", mówiąc im „jakie zyskują zasługi dostarczając 'środków oświecenia' - w końcu Budda musiał być z kobietą, by osiągnąć oświecenie".

Kobiety, z którymi rozmawiała Lewis, mówiły gorzko o zabieraniu małych chłopców przez mnichów w Tybecie. Kiedy chłopiec płakał z tęsknoty za matką, mówiono mu: „Dlaczego płaczesz za nią, ona cię oddała — jest tylko kobietą". Wśród innych poruszanych spraw był „wybujały homoseksualizm w sekcie Gelugpa. Nie wszystko dzieje się dobrze w Shangri-La" — kończy Lewis43

Mnisi, którzy otrzymali azyl polityczny w Kalifornii, składali podania o pomoc społeczną. Lewis, wówczas także wyznawczyni buddyzmu, pomagała im w wypełnianiu dokumentów. Zauważyła, że dostają czeki z pomocy społecznej na sumy od 550 do 700 dolarów miesięcznie, wraz z ubezpieczeniem zdrowotnym. Dodatkowo mieszkali w przyjemnie umeblowanych mieszkaniach bez konieczności płacenia czynszu. „Nie płacą żadnych rachunków komunalnych, mają darmowy dostęp do internetu na komputerach dostarczonych im darmo wraz z faxami, telefonami stacjonarnymi i komórkowymi oraz telewizją kablową". Ponadto otrzymują miesięczną płacę ze swojego zakonu. A ośrodek dharma przeprowadza specjalne zbiórki wśród swoich członków (wszyscy są Amerykanami), niezależnie od składek członkowskich. Niektórzy członkowie chętnie wykonują prace dla mnichów, włącznie z zakupami, sprzątaniem mieszkań i toalet. Ci sami świątobliwi mężowie nie mają żadnych obiekcji krytykując Amerykanów za ich „obsesję rzeczami" 44

Poparcie chińskiego obalenia feudalnej teokracji nie oznacza przyklaskiwania wszystkim aspektom chińskich rządów w Tybecie. Dzisiejsi wyznawcy Shangri-La na Zachodzie zbyt rzadko to rozumieją. Prawdą jest również odwrotność tego. Potępianie chińskiej okupacji nie oznacza konieczności idealizowania byłego reżimu feudalnego. Wspólnym zarzutem buddyjskich wyznawców na Zachodzie jest to, że okupacja niszczy kulturę religijną Tybetu. Faktycznie wydaje się, że tak jest. Zamknięto wiele klasztorów i teokracja przeszła do historii. Tutaj zaś kwestionuję tę ponoć godną podziwu i czysto duchową naturę kultury sprzed inwazji. Krótko mówiąc, możemy opowiadać się za religijną wolnością i niepodległością Tybetu bez konieczności przyjęcia mitu o Raju Utraconym.

Na koniec chciałbym zauważyć, że przedstawiona tutaj krytyka nie jest zamierzona jako osobisty atak na dalajlamę. Niezależnie od jego byłych związków z CIA i różnymi reakcjonistami mówi on często o pokoju, miłości i niestosowaniu przemocy. Jego samego zaś doprawdy nie można winić za występki ancien régime, ponieważ miał zaledwie 15 lat, kiedy uciekł z Tybetu. W 1994 roku w wywiadzie udzielonym Melvynowi Goldsteinowi powiedział, że od młodości był za budowaniem szkół, „maszyn" i dróg w swoim kraju. Twierdzi, że uważał pańszczyznę i pewne podatki narzucone chłopom za „krańcowo złe". Nie akceptował sposobu, w jaki długi przechodziły z jednego pokolenia na kolejne 45. Ponadto proponuje on teraz demokrację dla Tybetu, zgromadzenie reprezentantów i inne instytucje niezbędne dla demokracji46.

W 1996 roku Dalajlama wydał oświadczenie, które musiało wywrzeć niepokojący skutek w społeczności wychodźców. Przytaczam urywek:
Ze wszystkich współczesnych teorii ekonomicznych system ekonomiczny marksizmu oparty jest na zasadach moralnych, podczas gdy kapitalizm zajmuje się wyłącznie zyskiem i opłacalnością. Marksizm interesuje się podziałem bogactwa na zasadach równości i równym użytkowaniu środków produkcji. Interesuje się także losem klas pracujących — to jest większością - jak też losem tych, którzy są upośledzeni i w potrzebie, i marksizm dba o ofiary narzuconego przez mniejszość wyzysku. Z tych powodów podoba mi się i wydaje mi się sprawiedliwy (...) Uważam się za pół-marksistę, pół-buddystę47.

A niedawno w roku 2001 podczas wizyty w Kalifornii powiedział: „Tybet jest materialnie bardzo, bardzo zacofany. Duchowo jest dość bogaty. Ale duchowość nie może napełnić nam brzuchów"48. To jest przesłanie, które powinni zauważyć dobrze odżywieni buddyjscy wyznawcy na Zachodzie, którzy rozpływają się nostalgicznie nad Starym Tybetem.

Próbowałem zakwestionować mit Tybetu, obraz Raju Utraconego, który był w rzeczywistości wsteczną teokracją pańszczyzny i nędzy, gdzie nieliczni uprzywilejowani żyli znakomicie z krwi, potu i łez większości. Bardzo to dalekie od Shangri-La.


Użytkownik nexus6 edytował ten post 09.01.2011 - 00:10

  • 0

#10 Gość_mag1-21

Gość_mag1-21.
  • Tematów: 0

Napisano

Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego, co przynosi powodzenie wam i innym."

No to jest bardzo ciekawe, sprawdzanie Boga?Niedualnosc? Co ty czlowieku wynosisz z tych nauk? Nie mnie Cie oceniac, ale Tobie siebie tak!
Przeczytaj to jeszcze raz, ale tym razem pomysl, ze wcale nie jestes lepszy od innych, ale taki sam jak oni! A myslisz biedaku, ze jest inaczej?
No to ci wspolczuje i Twojemu Buddzie tez, bo kazdy z nas ma innego Budde. No powiedz, ze o tym nie przeczytales?Mojszy Budda?
  • -1

#11

Ladd.
  • Postów: 1115
  • Tematów: 49
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

nexus6

No tak, tam gdzie o czymś mówi się dobrze, zaraz ktoś będzie mówił źle. Sam fakt bogactwa kulturowego tybetu zasługuje na poszanowanie choćby dlatego że w dzisiejszym świecie o ile ludzie materialnie nieźle sobie radzą to duchowo jesteśmy w tyle względem np. Tybetańczyków. Człowiek powinien żyć w równowadze, dbając o świat zewnętrzny jak i wewnętrzny.
  • 0



Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych