Pozwolę sobie poruszyć kilka podjętych w wątku kwestii.
I. Kwestia pierwsza - faktyczny (a nie deklarowany) cel ustaw takich jak ta z USA.o ile dobrze zrozumialem to ten przepis nie ma na celu dawaie jakichkolwiek praw uprawiajacym seks w nieco inny sposob (wsrod ktorych znalezli sie rowniez pedofile) lecz ma raczej ograniczc wszelkiego rodzaju samosady okreslone "zbrodniami nienawisci"
Niestety jest jednak inaczej. Ochronę przed zniewagami, przemocą fizyczną, samosądami itd. zapewniają KAŻDEMU stosowne normy prawa karnego i cywilnego, tu nie potrzeba dodatkowej ochrony. Pojęcie "zbrodni nienawiści" funkcjonuje już w kulturze i nawet niektórych systemach prawnych i nie służy tak jak deklarują jego twórcy i apologeci ochronie przed jakąkolwiek agresją - taka ochrona już istnieje, po co więc nowe przepisy?
Jest to po prostu forma cenzury mająca osłaniać równego rodzaju grupy - w tym akurat przypadku dewiantów seksualnych - przed krytyka ich postaw, zachowań itd. Jest to przyznanie im specjalnej ochrony przed opiniami krytycznymi. W praktyce owa ochrona np. w Europie sprowadza się do aresztowań dla ludzi, którzy śmieli powiedzieć że są przeciwni adopcji dzieci przez pary homoseksualne (W. Brytania), albo wręcz kary pozbawienia wolności dla osoby która w ostrych słowach zwróciła uwagę dwóm homoseksualistom uprawiającym seks na przystanku autobusowym (Francja). Tego rodzaju smutne przykłady można niestety mnożyć.
Mamy więc do czynienia z ustanowionym przez państwo orężem ideologicznym z arsenału marksizmu kulturowego (tzw. politycznej poprawności) w walce o narzucenie permisywizmu moralnego społeczeństwu. Słowem: "nie ma zasad", róbcie co wam tylko przyjdzie do głowy, a komu się nie podoba wykuwanie "nowego człowieka" uwolnionego z okowów "straszliwych" fundamentalnych zasad moralności i współistnienia w społeczeństwie temu damy w łeb pałką "zbrodni nienawiści" i wsadzimy do paki!
Tak jak pisali przedmówcy: tolerancja, tolerancja, jeszcze więcej tolerancji... Zaczęło się od afirmacji różnego rodzaju patologii seksualności i awansowania ich do rangi normalnych "orientacji seksualnych". W międzyczasie zmieniono (skutecznie) sens słowa tolerancja na sens słowa akceptacja ( i dziś już nagminnie używa się słowa tolerancja w rozumieniu słowa akceptacja), a każdy kto jest tak "podły", że nie toleruje (straszne, jak można nie tolerować!) "inności" podlegał wpierw sankcjom rozsianym (np. "śmierć publiczna", dyskredytacja itd.) a dziś już sankcjom karnym. A cały czas chodzi nie o tolerancję a de facto o akceptację.
Ale okazało się, że na pedofilów ludzie mają alergię, jakoś nie mogą ich znieść. To oznacza, że przed pedofilami "długi marsz" do zniesienia karalności takich czynów. Zaczyna się właśnie od awansu i tej patologii do rangi "orientacji seksualnej", zaczyna się od takiej jak ta z USA ustawy zakazującej "mowy nienawiści" (czyli de facto krytyki) pedofilów. Skoro ludzie nie znoszą pedofilów, trzeba ich tak wytresować, żeby zaczęli ich znosić, najlepiej zacząć od zamknięcia gęby pod sankcją kary kryminalnej wszystkim tym, którzy pedofilów nie tolerują (tym razem w sensie tolerują
). Słowem należy realizować tę samą strategię, która doprowadziła do tego co dzisiaj wyprawiają homoseksualiści.
Natomiast w kontekście poruszonego problemu leczenia pedofilów można się zastanawiać jak długo jeszcze pedofilów będzie można leczyć? Kiedy okaże się, że "pedofilia to nie choroba" a kto uważa inaczej dopuszcza się "zbrodni nienawiści"? Kiedy lekarze uważający, że można leczyć pedofilię zostaną uznani, za chorych z nienawiści "pedofilofobów"?
II. Kwestia druga - związki młodych nastolatek ze starszymi mężczyznami.Tak jak wspomnieli przedmówcy piętnastoletnia dziewczyna choćby fizycznie dojrzała psychicznie jeszcze nie jest dorosła i nie jest zdolna do nawiązywania zdrowych dojrzałych relacji uczuciowych i seksualnych.
Najczęściej "małolata" służy po prostu jako "świeże mięso", które łatwo można wykorzystać seksualnie bez zobowiązań. Niezmiernie dziwi mnie jak chętnie i łatwo młode dziewczyny dają się sprowadzić do roli rzeczy służącej do tego, żeby ktoś zaspokoił sobie nią swój popęd seksualny. I jeszcze są dumne z tego jakie są "popularne", "postępowe" i "wyzwolone". A jak ktoś woła, że nie tędy droga, że szkodzą same sobie, paprzą sobie życie seksualne już na samym jego początku a potem będzie już tylko gorzej, to słyszy, że jest "zacofany".
II. Kwestia trzecia - leczenie pedofilii.Zaszło tu pewne nieporozumienie polegające na przeciwstawieniu sobie w kontekście kastracji chemicznej pedofilów owej kastracji chemicznej i leczenia pedofilów. Jest to nieporozumienie, gdyż tzw,
kastracja chemiczna jest elementem leczenia pedofilów.Na moment przejdźmy do jeszcze jednej kwestii:
Konstytucja naszego kraju zakazuje tego typu kar
Mamy tu do czynienia z kolejnym nieporozumieniem, gdyż
kastracja chemiczna nie jest karą kryminalną, jest leczniczym środkiem zabezpieczającym, to coś zupełnie innego niż kara. O zastosowaniu art. 40 Konstytucji moglibyśmy mówić gdyby kastracja miała być karą kryminalną tzn. swego rodzaju odpłaceniem przestępcy za jego czyn wraz z zapewnieniem elementu prewencji indywidualnej i generalnej (odstraszaniem przed popełnianiem takich czynów, resocjalizacją, izolacją sprawcy itd.). Natomiast my mówimy jak rozumiem o kastracji dokonywanej w celu zabezpieczenia ewentualnych przyszłych ofiar przestępstw i kastracji jako elementowi terapii pedofila. To są dwie rożne kwestie.
Należy tez zauważyć, że nie można zwalczać środków przymusu medycznego wobec pedofilów ze względu na możliwość skazania niewinnej osoby. Od tego są biegli psychiatrzy, sąd, możliwość merytorycznego rozpatrzenia sprawy co najmniej dwa razy (apelacja od wyroku), żeby takie ryzyko minimalizować. Wszakże nie jesteśmy w zdegenerowanej Szwecji, w której wystarczy słowo dziecka, żeby rodzić poszedł od razu siedzieć za pedofilię, albo gdzie sadza się ludzi w więzieniach nawet za mycie swoich dzieci.
Powróćmy teraz do tzw. kastracji chemicznej. Ta metoda stosowana jest już teraz z powodzeniem wobec przestępców seksualnych, więc nie jest to jakieś horrendum wymyślone po to żeby pognębić pedofilów. Należy zaznaczyć, że jest to raczej nieszczęśliwa nazwa, gdyż zupełnie nie odpowiada ona treści jaką określa, a strasznie "soczyście" się kojarzy Tzw. kastracja chemiczna polega na podaniu podaniu środków chemicznych blokujących wydzielanie testosteronu i co za tym idzie wstrzymujących popęd płciowy i wywołujących pewne nieprzyjemne środki uboczne. Problem polega na tym, że ta metoda działa póki pacjent przyjmuje dany specyfik. W momencie gdy zaprzestanie wszystko wraca mniej więcej do "normy" (włącznie z możliwością płodzenia dzieci [ogólnie zdania na temat skutków takiej metody wśród lekarzy są podzielone, niektórzy obawiają się np. czy bezpłodność nie byłaby trwała]) a także z chorym popędem!
Dlatego też to nie jest środek samoistny, bo po co komu taka metoda, skoro wystarczy przestać brać pigułki ażeby znów delikwent był niebezpieczny? Tzw. kastracja chemiczna jest elementem terapii pedofila mającej go z pedofilii wyleczyć.
Ale co z tego, że w teorii można leczyć pedofilów, skoro niestety w naszych warunkach leczenie pedofilów jako rozwiązanie systemowe (a nie ich indywidualna inicjatywa) jest utrudnione (koszty, dostępność lekarzy, problemy ze skuteczną organizacją itd. - nie wystarczy przegłosować stosownych przepisów żeby "było dobrze").
W dodatku np. pedofile socjopaci nie dają się skutecznie wyleczyć. W ogóle trudno kogoś zmusić do leczenia jeżeli tego nie chce.Część pedofilów chce się leczyć po odbyciu kary, a co z tymi, którzy nie chcą?
W moim przekonaniu naczelnym problemem jaki powinniśmy rozważać jest dobro dzieci, ewentualnych przyszłych ofiar. A nie dobro pedofila. Trzeba zrobić przede wszystkim wszystko to co konieczne aby ryzyko powtórzenia przestępstwa pedofilnego zminimalizować a najlepiej wyeliminować całkowicie, a dopiero potem możemy się zastanawiać nad dobrem pedofila.
Uważam, że dominujący obecnie nurt stawiający w praktyce dobro osoby przestępcy nad dobro ofiar jest wręcz chory, a na pewno niesłuszny i niesprawiedliwy. Obecne trendy uważam za nadużycie ideologii praw człowieka, a w dodatku zapominamy o tym, że przyszła ofiara przestępcy też jest człowiekiem i też ma prawa i śmiem twierdzić, że jej prawa powinny być w tej sytuacji chronione szczególnie gorliwie nawet kosztem praw sprawców tego typu przestępstw. Niestety przyszła ofiara jest dziś bytem jeszcze abstrakcyjnym, bo jeszcze nikt jej nie skrzywdził, to się dopiero stanie, a przestępca nad losem którego można ubolewać już jest i niestety to on i jego interes pozostaje w centrum uwagi.
Dobro pedofila powinno być brane pod uwagę tylko w takim zakresie w jakim daje się pogodzić z dobrem ewentualnych ofiar. Jeżeli więc ceną za likwidację zagrożenia ze strony wypuszczonego pedofila miałoby być nawet jego fizyczne okaleczenie, to jest to cena jaką trzeba ponieść. Uważam, że naszym obowiązkiem jest zrobić wszystko co jest konieczne aby zlikwidować ryzyko recydywy sprawcy takiego przestępstwa, jeżeli da się przy tym chronić jego interes to dobrze, ale jeżeli w praktyce nie mamy takiej możliwości lub gdy jest to zbyt trudne, to przykro mi, dobro dziecka jest ważniejsze.