- Czy naprawdę pan sądzi, że gdyby Angelina Jolie czy Britney Spears przeszły przez ten skaner, nie znaleźliby się tacy, co chcieliby jakoś zachować ich zdjęcia nago? – pyta Laura Holmes Jost z Miami.Skaner rozbierze Cię do naga
Wiele kontrowersji i komentarzy spowodowała propozycja amerykańskiej Administracji ds. Bezpieczeństwa Transportu (TSA) o stopniowym wprowadzaniu na lotniskach urządzeń dokonujących zdjęć całego - nagiego - ciała. Mają one zastąpić obecne detektory do wykrywania metali. W Europie wdrażanie tych urządzeń na lotniskach zablokował zdecydowany sprzeciw opinii publicznej.
Niewiele osób podziela pogląd agencji, że te urządzenia – wykonujące zdjęcia nagiego ciała – pasażerowie powitają z zadowoleniem. TSA testuje obecnie te skanery na 19 lotniskach i przedstawiciele agencji twierdzą, że stopień akceptacji pasażerów jest wysoki.
Mówią też, że podczas testów pasażerowie przechodzili przez punkty kontrolne mniej więcej w takim samym tempie jak przez bramki wykrywające metale.
Początkowo wykonywanie zdjęć całego ciała było proponowane jako alternatywa dla stosunkowo nielicznych pasażerów, wyselekcjonowanych do powtórnej kontroli. Mogli zdecydować się na prześwietlenie przez skaner zamiast zwykłej kontroli osobistej.
Teraz, kiedy agencja proponuje stosowanie skanerów jako podstawowego systemu bezpieczeństwa, o wiele więcej osób wydaje się zwracać uwagę na następstwa tego posunięcia.
Jedną z tych osób jest właśnie Laura Holmes Jost z Miami. Wraz z mężem prowadzi firmę inwestycyjną w dziedzinie nieruchomości, oboje latają samolotem co najmniej raz w tygodniu. Podczas rozmowy powiedziała mi, że wiedziała o próbach tych urządzeń i powiedziała sobie, że będzie się trzymać od nich z daleka.
Ostatnio jednak, nieświadomie, została poddana badaniu tym urządzeniem na lotnisku w Miami.
- Byłam zestresowana i spieszyłam się – opowiada. Funkcjonariuszka skierowała ją do kabiny. Jak mówi Laura, przypuszczała, że był to jakiś rodzaj urządzenia do wykrywania śladów materiałów wybuchowych.
- Kiedy zorientowałam się, o co chodzi, poczułam się naprawdę jak zgwałcona. Byłam na siebie wściekła – mówi. - Próbowałam unikać tych maszyn i weszłam do jednej z nich, po prostu nie wiedząc o tym. Naprawdę nie zdawałam sobie sprawy aż do czasu, kiedy siedziałam już w samolocie i pomyślałam: "O mój Boże, to była jedna z tych maszyn do rewizji osobistej".
Oto jak opisuje całą procedurę. - Polecili mi wejść do środka i wskazali na znaki na podłodze, na których miałam stanąć. Podnieśli moje ramiona do góry i wtedy towarzyszący mi mężczyzna wyszedł, drzwi się zamknęły, poczułam jakby mi robiono zdjęcie rentgenowskie i drzwi się otworzyły.
- Potem ten mężczyzna powiedział mi, abym obróciła się, gdzie były kolejne znaki na podłodze, na których miałam stanąć. Drzwi zamknęły się, znowu miałam poczucie robienia zdjęcia, drzwi się otwierają i wychodzę. Mężczyzna czeka na znak świetlny z przodu urządzenia, który jak sądzę, daje osoba siedząca gdzieś dalej, stwierdzający: "OK, ona jest czysta".
Podobnie jak Laura, wiele osób mających zastrzeżenia do tych skanerów nie uważa się bynajmniej za purytańskie. Ale w Europie, którą trudno uznać za bastion pruderii, zaciekły sprzeciw opinii publicznej uniemożliwił wdrażanie tych urządzeń na lotniskach.
Urządzenia te będą poddane dokładniejszemu egzaminowi publicznemu w miarę postępu nowych technologii. Ale osobiste odczucia Laury, które zgodne są z opiniami innych podróżnych, zasługują na poważne rozpatrzenie.
- Nie życzę sobie, aby jakiś obcy w pokoju obok patrzył na moje nagie zdjęcie. To jest poważne naruszenie mojego prawa do prywatności - mówi Laura.
Dodaje, że zdumiewa ją twierdzenie TSA, jakoby pasażerowie przechodzili przez te maszyny mniej więcej w takim samym tempie, jak przez bramki detektorów wykrywających metale, czyli w kilka sekund. - To trwało raczej około dwóch minut – mówi.
Agencja zapewnia również, że wyłączona będzie funkcja przechowywania przez urządzenie zdjęć pasażerów, ale wiele osób z którymi rozmawiałem, wyrażało obawy o możliwość zapisywania zdjęć nagich ciał i ich ewentualnego nadużywania.
- Czy naprawdę pan sądzi, że gdyby gwiazdy w rodzaju Angeliny Jolie czy Britney Spears przeszły przez to urządzenie, to nie znaleźliby się ludzie usiłujący zbadać, jak można zachować te zdjęcia? – pyta Laura.
Słyszałem też, że potencjalni inwestorzy chcą dowiedzieć się, które firmy prawdopodobnie uzyskają kontrakty na dostawy tych urządzeń. Nie mam pojęcia.
Ale mogę poradzić: szybko zanotujcie nazwę tej strony - www.starsstrippedattheairport.com.
Źródło: www.onet.pl