Skocz do zawartości


Zdjęcie

Przerażający, nierozwiązany i niepokojący incydent w górach Ural


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
199 odpowiedzi w tym temacie

#166

Zaciekawiony.
  • Postów: 8137
  • Tematów: 85
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 4
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

@ Zico

Wątpliwości zostały mimo wszystko dość przekonująco wyjaśnione w tej teorii deski śnieżnej:

http://www.planetago...I-rekonstrukcja

- najciężej ranni zostali zniesieni na dół przez członków wyprawy, dlatego znaleźli się najdalej, a zatem miejsce gdzie spoczęły ich ciała nie było miejscem doznania obrażeń

- dlatego tak szybko zeszli z przełęczy, bo warunki były złe a rannych trzeba było ułożyć w lepszych warunkach

- rzeczy i ciepłe ubrania zostały w przysypanym namiocie

- gdy zamarzły pierwsze osoby ich ubrań użyto aby okryć rannych

- brak gałki ocznej i miękkich części występuje w ciałach znalezionych na samym końcu, w potoku, i był wynikiem zmian pośmiertnych i naruszenia przez zwierzęta

- wspinali się na drzewo aby nałamać gałęzi do ogniska a nie aby coś z niego oglądać (nocą w zamieć?), i właśnie po odłamaniu gałęzi wiadomo że w ogóle coś na drzewie robili


  • 1



#167

Staniq.

    In principio erat Verbum.

  • Postów: 6631
  • Tematów: 766
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 28
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Istotnym punktem tej sprawy jest to, że ubrania poddane analizie ukazały wysoki poziom napromieniowania.

A co z tym?

Wytłumaczenia tego fenomenu szukałem dość długo, ale do dnia dzisiejszego, poza domysłami, nie udało się tego dokonać.





#168

Master Zgiętonogi.

    Capo di tutt'i capi

  • Postów: 416
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

A czy to przypadkiem nie byl wyjatkowo niski poziom napromieniowania, a nie wysoki?

Wydaje mi sie, ze bylo to wyjasniane nawet tutaj w temacie.


  • 0

#169

skittles.
  • Postów: 1323
  • Tematów: 8
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

 

Wytłumaczenia tego fenomenu szukałem dość długo, ale do dnia dzisiejszego, poza domysłami, nie udało się tego dokonać.

 

Zostało to wytłumaczone, choćby w tekście zapodanym przez Zaciekawionego. W skrócie - okazało się, że tylko ubrania Kiriwoszczenki były napromieniowane (ok. 2-3 krotnie ponad normę). Wszystko prawdopodobnie przez to, że Kiriwoszczenka był pracownikiem kombinatu Czelabińsk-40, czyli jednego z największych zakładów atomowych w związku radzieckim. Zasłynął on m.in. z tragicznych warunków BHP, wielu wypadków w pracy i co najważniejsze - katastrofy krysztymskiej, którą spowodował wybuch przegrzanego zbiornika z odpadami nuklearnymi. W wyniku tego zdarzenia skażono znaczny obszar Uralu, ponad 200 osób zmarło na chorobę popromienną, a 470 tysięcy osób narażono na działanie promieniowania. Było to w roku 1957.

 

Prawdopodobnie stąd napromieniowane ubrania Kiriwoszczenki.


  • 1



#170

zico4you.
  • Postów: 11
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Tak, czytałem ten artykuł. Jak powiedziałem, teoria deski śnieżnej ma swoje mocne strony. Jednak jak każda teoria nie wyjaśnia wszystkiego. A jej autor wolał niewygodne fakty po prostu przemilczeć. Pomijam już denerwujące mnie dyskredytowanie wszystkiego, co ustalili obecni na miejscu alpiniści i ratownicy. Na jakiej podstawie pan Bujanow uważa, że po latach wie lepiej niż fachowcy, którzy wtedy tam byli i widzieli to na własne oczy? I dlaczego – skoro wiatr miał zatrzeć ślady po lawinie – nie zatarł śladów podróżników czy choćby nie zasypał tej nieszczęsnej latarki, która jest dla niego koronnym argumentem? Podobno warunki pogodowe były złe? Jednak jest dużo bardziej prawdopodobne, że warunki na zboczu (śnieg, wiatr) wcale nie były takie złe, skoro przybyłe 25 dni później ekipy zastały wszystko praktycznie w niezmienionym stanie. No ale mniejsza. Wątpliwe, jednak mogło tak się zdarzyć.

Widzę jednak w tej teorii znacznie więcej luk i spekulacji, których udowodnić się nie da. Na przykład nie da się na podstawie śladów stwierdzić, w jakim stanie psychicznym znajdowały się osoby, które je pozostawiły. Dlaczego autor teorii twierdzi, że podróżnicy wycofywali się w sposób spokojny i zorganizowany? Dla mnie byłoby tak, gdyby schodzili gęsiego, jeden za drugim. Tak się chodzi w głębokim śniegu, zwłaszcza jeżeli nieśli rannych. Tymczasem ślady biegną chaotycznie, równolegle, schodzą się i rozchodzą. To raczej świadczy o czymś przeciwnym. Jednak przede wszystkim ustalono tam ponad wszelką wątpliwość ślady dziewięciu lub przynajmniej ośmiu osób, wychodzi więc na to, że rzekomo ranni szli na własnych nogach. Czy da się przejść (nawet przy pomocy kolegów) półtora kilometra w zawiei i głębokim śniegu ze zmiażdżoną głową? Albo z połamanymi dziesięcioma żebrami? Życzę powodzenia. Autor teorii woli jednak przemilczeć ten fakt albo zbywa go ogólnikami. Pomysł, że Thibeaux-Brignolle, Zołotariow i Dubinina odnieśli rany jeszcze na stoku, zupełnie mnie nie przekonuje.

Kolejna sprawa to pośpieszne opuszczenie namiotu, które tłumaczy się potrzebą zapewnienia rannym lepszych warunków. Lepszych warunków? Nawet ja wiedziałbym, że pozostawiając sprzęt, buty i ciepłe ubrania na stoku, skazuję zarówno tych rannych, jak i siebie, na pewną i szybką śmierć. A to byli przecież doświadczeni podróżnicy. Na co mogli liczyć? Że zostawią ich półnagich na śniegu i wrócą po rzeczy, jak się uspokoi? Najpierw półtora kilometra w jedną stronę, potem półtora w drugą i z powrotem. Przy dwudziestostopniowym mrozie? Nonsens.

Podróżnicy wdrapywali się na tę wysoką sosnę właśnie w celach obserwacyjnych. Prawdopodobnie był już ranek, a zamieć to tylko domysły autora teorii. Tak naprawdę nikt nie wie jaka była wówczas pogoda. Wiadomo za to na pewno, że obserwowali namiot. Po tym, iż z drzewa została usunięta akurat ta część gałęzi, która zasłaniała widok na niego, tworząc swego rodzaju okienko obserwacyjne. Gdyby chodziło tylko o opał, to były łatwiejsze możliwości jego pozyskania niż pięciometrowa wspinaczka. Autor artykułu zresztą wspomina o tym, ale zbywa ten fakt wzruszeniem ramion. A moim zdaniem to ważne.

Dlaczego nie znaleziono pozostałości po platformie, na której rzekomo ułożono rannych w jarze? Przynajmniej ja nie natrafiłem na to w żadnym źródle. Nie rozumiem też, dlaczego grupa nie trzymała się razem? Gdybym ja miał rannych, to logicznym byłoby, że trzymałbym ich blisko. Tam, gdzie rozpaliłem ognisko, u licha, a nie wynosił daleko w las. A jeżeli w jarze panowały lepsze warunki, to właśnie tam urządziłbym bazę i rozpalił ognisko. A tak Kriwoniszczenko i Doroszenko siedzą przy ogniu przy wielkiej sośnie, a Kalewatow (który notabene miał ranę skroni aż do kości) biega między nimi a jarem niczym jakiś posłaniec. Przecież to bez sensu.

Mocno naciągane jest też to wyjaśnienie obrażeń Zołotariowa i Dubininy. Ciała leżały pod trzymetrową warstwą śniegu, więc jakie lisy u diabła? Wokół 15-20 stopni mrozu, strumień pewnie zamarznięty, to Ural, nie dżungla. A oni leżeli tam tylko trzy miesiące. Za krótko na zmiany przy takich warunkach. Zresztą badania wykazały krew w żołądku Dubininy, co wskazuje, że obrażenia twarzy i gardła musiała odnieść jeszcze za życia. Autor nie wspomina w ogóle o tym fakcie, a jest on przecież dostępny w źródłach.

 

Podsumowując, czy mogło być tak, jak chce pan Bujanow oraz autor tego artykułu? Owszem. Na upartego wszystko da się wyjaśnić. Jest tu jednak zbyt wiele wątpliwości, zbyt wiele naciągania i przemilczania niepasujących faktów, żeby uznać tę wersję za w pełni wiarygodną.

 

edit: Co do napromieniowania ubrań ofiar. Po pierwsze trudno dziś znaleźć cokolwiek co nie zostałoby w jakimś tam stopniu napromieniowane. A według źródeł, napromieniowane było tylko ubranie Kriwoniszczenki (które później pozostali podzielili między sobą) i to w niewielkim stopniu (2-3 razy powyżej normy). Pracował on w rejonie objętym niegdyś skażeniem, więc ten fakt raczej nie dziwi. Według innych źródeł do niewielkiego napromieniowania mogło też dojść na politechnice substancją potas-40, niestosowaną w wojskowości. Mnie przynajmniej te wyjaśnienia zadowalają.


  • 0

#171

skittles.
  • Postów: 1323
  • Tematów: 8
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

 

Dlaczego autor teorii twierdzi, że podróżnicy wycofywali się w sposób spokojny i zorganizowany? Dla mnie byłoby tak, gdyby schodzili gęsiego, jeden za drugim. Tak się chodzi w głębokim śniegu, zwłaszcza jeżeli nieśli rannych. Tymczasem ślady biegną chaotycznie, równolegle, schodzą się i rozchodzą. To raczej świadczy o czymś przeciwnym. Jednak przede wszystkim ustalono tam ponad wszelką wątpliwość ślady dziewięciu lub przynajmniej ośmiu osób, wychodzi więc na to, że rzekomo ranni szli na własnych nogach. Czy da się przejść (nawet przy pomocy kolegów) półtora kilometra w zawiei i głębokim śniegu ze zmiażdżoną głową? Albo z połamanymi dziesięcioma żebrami? Życzę powodzenia.

 

Nie skreślałbym tego tak od razu. Autor tego wyjaśnienia zwraca uwagę na fakt, że kroki na śniegu stawiane były blisko siebie. Oznacza to, że musieli oni iść stosunkowo powoli, wiadomo - im szybciej się poruszamy, tym większe susy sadzimy. Oczywiście w śniegu szybkie poruszanie się jest ogólnie utrudnione, ale nie jest niemożliwe. Chaos w śladach moim zdaniem można z powodzeniem tłumaczyć tym, że był to środek nocy. Coś im przed chwilą rozwaliło namiot, mieli rannych, nie wiadomo jaka była pogoda, ale mogła być kiepska, nic nie widzieli. Prawdopodobnie cały czas dyskutowali o możliwych opcjach i o tym, czy idą w dobrym kierunku. Poruszanie się w nocy ogólnie jest ciężkie, a w głębokim śniegu, na mrozie, prawie bez ubrań, w stanie zagrożenia - myślę, że to spokojnie mogło wprowadzić taką dezorientację.

 

A czy można iść z takimi obrażeniami? Jest to zastanawiające, ale - pęknięcia czaszki, wstrząsy mózgu czy połamane żebra to bardzo częste urazy u ofiar wypadków samochodowych. Przy tym bardzo często zdarza się, że ofiara, bez zważania na bądź co bądź poważne obrażenia, po prostu wychodzi z rozwalonego samochodu i w szoku odchodzi z miejsca wypadku. To fakt powszechnie znany. Zimno dodatkowo tłumi ból, a poza tym nie mieli oni wielkiego wyboru - albo jakoś zlezą na dół, albo zostaną czekając na kolejną lawinę.

 

 

olejna sprawa to pośpieszne opuszczenie namiotu, które tłumaczy się potrzebą zapewnienia rannym lepszych warunków. Lepszych warunków? Nawet ja wiedziałbym, że pozostawiając sprzęt, buty i ciepłe ubrania na stoku, skazuję zarówno tych rannych, jak i siebie, na pewną i szybką śmierć. A to byli przecież doświadczeni podróżnicy. Na co mogli liczyć?

 

Po 1. - z tymi doświadczonymi podróżnikami to bym nie przesadzał, to byli ludzie w wieku bodajże 21-23 lat. Czyli tym, którego tak się obawiają ubezpieczyciele aut ;)

A co do lepszych warunków - w artykule zostało to poniekąd wyjaśnione:

- w środku nocy namiot zgniotła lawina, co wymusiło racjonalny pośpiech. Nie wiadomo było, czy nie zejdzie kolejna

- ciepłe ubrania stanowiły wyściółkę podłogi namiotu, pod plecakami i kocami, przez co wydostanie ich z zasypanego namiotu mogło być niemożliwe, tym bardziej, że ofiary nie posiadały żadnego sprzętu, którym mogłyby usuwać śnieg

- buty leżały w najbardziej zniszczonej części namiotu, a więc to co u góry + fakt, że nie rozpalili piecyka na noc - prawdopodobnie były więc zbyt zmrożone, by je włożyć.

 

Oczywiście do wielu rzeczy można się przyczepić, prawdopodobnie żadne wytłumaczenie nie będzie w pełni satysfakcjonujące. Trzeba jednak pamiętać o tym, że ludzie w warunkach zagrożenia życia robią naprawdę wiele głupich , nierozważnych i pozornie bezsensownych rzeczy, więc pisanie, że jakieś ich działanie "nie miało sensu" często mija się z celem - bo zwyczajnie mogło go nie mieć. Podobnie pisanie o "doświadczonych podróżnikach" - jest wręcz odwrotnie, to byli NIEdoświadczeni podróżnicy. Mieli po te 20 lat z haczykiem, a tylko jedna osoba z całej ekipy raz w życiu obozowała powyżej górnej granicy lasu, reszta nie miała w tym względzie żadnego doświadczenia.


  • 0



#172

zico4you.
  • Postów: 11
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Fakt, może i trochę przesadziłem z tymi „doświadczonymi podróżnikami”, ale wszyscy uczestniczyli już w wyprawach drugiej kategorii trudności, więc całkiem zieloni nie byli.

 

A w przypadku lawiny musieliby najpierw odkopać i wyciągnąć zasypanych towarzyszy, potem dokonać jakichś oględzin ich stanu, przygotować się z nimi do zejścia, to musiało przecież zająć im trochę czasu. Minimum z 15-20 minut. Wystarczająco, żeby ochłonąć. Zdążyliby się chyba w tym czasie choćby pobieżnie zorientować, co się stało i że żadna nowa lawina im nie zagraża? Nie mogli poświęcić kolejnych kilkunastu minut na wyciągnięcie ciepłych ubrań i sprzętu obozowego? Naprawdę, nie chcę tu na siłę niczego udowadniać, ale to wszystko ma sens tylko wówczas gdyby MUSIELI stamtąd niezwłocznie uciekać. Wszyscy razem i w jednej chwili. Tak jak stali.

 

Kolejna sprawa to namiot. Jak widać na zdjęciu, jest pocięty na całej długości ściany. Jeżeli połowa namiotu została przysypana, to skąd te rozcięcia? Gdyby dokonali ich koledzy zasypanych, żeby ich wyciągnąć, wówczas byłyby to rozcięcia od zewnątrz, nie od wewnątrz. Wygląda to tak, jakby namiot stał w momencie ewakuacji, a oni cięli po całości, żeby jak najszybciej go opuścić.

rozdarty-namiot-grupy-diatlowa.jpg

W kwestii obrażeń zapomniałem jeszcze dodać, że tylko ciało Thibeaux-Brignolle’a leżało w strumieniu. Pozostałe ciała znaleziono poza zasięgiem wody. A Thibeaux-Brignolle nie miał żadnych niecodziennych ubytków twarzy. Zatem wyjaśnienie, że oczy Zołotariowa i Dubininy, część twarzy, gardła i język tejże zostały „wypłukane” przez strumień, można włożyć między bajki. Co zresztą od razu było wiadomo, ze względu na obecność krwi w jej żołądku. Jest jasne, że dziewczyna zadławiła się własną krwią z odniesionej rany.

 

Aha. Faktycznie w niektórych źródłach jest mowa o platformie wykonanej w jarze. Przeoczyłem to. Jednak dalej teoria dwóch „obozów”, jednego z ogniskiem dla zdrowych i drugiego w lesie dla rannych brzmi dla mnie idiotycznie. Jaki to ma sens u licha? O wiele bardziej prawdopodobne jest, że gdy zmarli Doroszenko i Kriwoniszczenko, a Diatłow, Słobodin i Kołmogorowa zaginęli, pozostali przenieśli się bardziej w głąb lasu i założyli drugi obóz. I tam dopiero dopadło ich to coś, co zadało im te obrażenia.


  • 0

#173

skittles.
  • Postów: 1323
  • Tematów: 8
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

 

Zatem wyjaśnienie, że oczy Zołotariowa i Dubininy, część twarzy, gardła i język tejże zostały „wypłukane” przez strumień, można włożyć między bajki. Co zresztą od razu było wiadomo, ze względu na obecność krwi w jej żołądku. Jest jasne, że dziewczyna zadławiła się własną krwią z odniesionej rany.

 

Jest na to inne wyjaśnienie. Dubinina, na skutek przygniecenia namiotu śniegiem doznała poważnych obrażeń (m.in. połamała żebra), stąd w jej żołądku mogła znaleźć się krew. Co do wypłukania oczu przez strumień - może coś przeoczyłem, ale ja raczej znałem wersję o naruszeniu zwłok przez zwierzęta, co moim zdaniem jest najprawdopodobniejsze. Szczególnie ptaki (np. kruki) chętnie obsiadają padlinę i w pierwszej kolejności zajmują się tkankami miękkimi takimi jak oczy, język, policzki itp. Do ciał mogły dorwać się także kuny czy lisy.

 

 

Zdążyliby się chyba w tym czasie choćby pobieżnie zorientować, co się stało i że żadna nowa lawina im nie zagraża?

 

Ciężko mi się wypowiadać - nie mam pojęcia na ile można w takiej sytuacji (noc, nieznany teren) ocenić zagrożenie lawinowe. Ale można założyć taką hipotezę, że jeżeli w teoretycznie bezpiecznym miejscu namiot przygniotła niewielka lawina, której się tam nie spodziewali, to mogli przyjąć że widocznie źle ocenili teren i w każdej chwili może zejść kolejna podobna, stąd pośpiech i nieracjonalne działanie.


  • 0



#174

zico4you.
  • Postów: 11
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

 

Jest na to inne wyjaśnienie. Dubinina, na skutek przygniecenia namiotu śniegiem doznała poważnych obrażeń (m.in. połamała żebra), stąd w jej żołądku mogła znaleźć się krew.

Wówczas krew znalazłaby się w klatce piersiowej lub jamie brzusznej ofiary. Ale do żołądka (o ile nie był poważnie uszkodzony) mogła trafić wyłącznie poprzez przewód pokarmowy. Inaczej mówiąc musi zostać połknięta.

Co do oczu, ptaków i drobnych zwierząt to też na początku o tym pomyślałem. Ale w powiązaniu z powyższym jest to mało prawdopodobne. Zwłaszcza, że okolica nie słynie z obfitości zwierzyny (Martwa Góra). Poza tym musiałoby minąć sporo czasu zanim ciałami zainteresowaliby się padlinożercy, a do tej pory byłyby już pewnie głęboko zasypane pod śniegiem. Zresztą wtedy wszystkie ofiary miałyby jakieś ubytki, zwłaszcza oczu. Nie, Dubininę musiało zaatakować i zabić duże zwierzę, jak np. niedźwiedź.

 

jeżeli w teoretycznie bezpiecznym miejscu namiot przygniotła niewielka lawina, której się tam nie spodziewali, to mogli przyjąć że widocznie źle ocenili teren i w każdej chwili może zejść kolejna podobna, stąd pośpiech i nieracjonalne działanie.

Cóż, może faktycznie niepotrzebnie próbuję dopatrywać się sensu tam, gdzie go nigdy nie było. Może autor teorii ma rację, nie wykluczam tego. Ale mówiąc szczerze, mnie nie przekonał.


  • 0

#175

skittles.
  • Postów: 1323
  • Tematów: 8
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

 

Wówczas krew znalazłaby się w klatce piersiowej lub jamie brzusznej ofiary. Ale do żołądka (o ile nie był poważnie uszkodzony) mogła trafić wyłącznie poprzez przewód pokarmowy. Inaczej mówiąc musi zostać połknięta.

 

Równie dobrze podczas przygniecenia namiotu mogła doznać obrażeń twarzy / głowy (choćby głupie rozcięcie wargi, przygryzienie języka itp.) przez co krew trafiła do żołądka. Nie wiem dokładnie jak wyglądały obrażenia wewnętrzne, ale połamane żebra mogły uszkodzić np. płuco czy inny fragment układu oddechowego, który z racji połączenia z układem pokarmowym mógł wyrzucić do niego krew. Mogła być to także bardzo prozaiczna przyczyna - np. ssanie rozciętego palca, co robi bardzo wielu ludzi.

 

Przyczyn, przez które krew mogła dostać się do żołądka jest naprawdę multum, błędem jest więc którąś arbitralnie przyjmować. To raczej pozostanie kwestią otwartą.

 

 

Zresztą wtedy wszystkie ofiary miałyby jakieś ubytki, zwłaszcza oczu. Nie, Dubininę musiało zaatakować i zabić duże zwierzę, jak np. niedźwiedź.

 

Co do ubytków - niekoniecznie u wszystkich ofiar musiałyby one wystąpić. W temperaturze poniżej -20 miękkie tkanki szybko zmrażają się na kość, stają się więc niezdatne do jedzenia. Dibininę mogło napocząć jakieś zwierzę, gdy jeszcze nie była na tyle zamarznięta, by nie dało się jej ugryźć, ale szybko dało sobie spokój ze względu na stopień stwardnienia. Gdy zwierzęta dotarły do reszty ciał mogły one już być na tyle zmrożone, że padlinożercy szybko odpuścili. Taka hipoteza.

 

Niedźwiedzia akurat wykluczyłbym od razu - to zwierze pozostawia charakterystyczne ślady po ataku. Gdyby to ono odpowiadało za połamane żebra, to ciało Dubininy byłoby całe pocięte kłami i pazurami. Doświadczona ekipa poszukiwawcza z syberii raczej od razu rozpoznałaby ślady po ataku niedźwiedzia. Poza tym, jeżeli pogoda nie zatarła śladów po krokach podróżników, to nie zatarłaby też bardzo wyraźnych i charakterystycznych śladów po niedźwiedziu.


  • 0



#176

zico4you.
  • Postów: 11
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Ad. 1 To zależy ile było tej krwi. Wyrwanie gardła i języka wywołałoby raczej potężny krwotok. Powody wymienione przez kolegę pozostawiłyby minimalne ilości. Tej informacji niestety źródła nie podają.

Ad. 2 Niekoniecznie. Znaleziono tylko ślady na stoku. W lesie, a zwłaszcza w jarze, było już wszystko głęboko zasypane. A skąd w ogóle hipoteza z niedźwiedziem? Bo zwierzę to lubi zimować właśnie w takich jarach, zagrzebane w śniegu. A wybudzone ze snu zimowego bywa bardzo agresywne. Lubi też wtedy "napocząć" nieco miękkich części ofiary, a resztę porzucić. No nie wiem. Może pozostawiłoby jakieś łatwiejsze do zidentyfikowania ślady (choć Kolewatow miał ranę na skroni sięgającą kości, co dobrze pasuje do łapy niedźwiedzia), a może nie. Trzeba by się przyjrzeć podobnym przypadkom, gdzie na pewno wiadomo, że nastąpił atak niedźwiedzia.


  • 0

#177

skittles.
  • Postów: 1323
  • Tematów: 8
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Pomijasz pewien ważny aspekt. Najczęstszym świadectwem ataku drapieżnika (za życia ofiary) są rany na rękach / dłoniach, powstające podczas obrony przed zwierzęciem. Człowiek instynktownie chroni twarz i tkanki miękkie (np. brzuch). O ile przyjmiemy, że połamanie żeber było wynikiem ataku drapieznika, to jedynym zwierzęciem zdolnym do zadania takich obrażeń jest niedźwiedź. Łatwo się domyślić, co zostałoby w takim przypadku z rąk ofiary - o ile by ich nie połamał, to prawdopodobnie zdarłby mięśnie aż do kości. Podobnie np. wilki - każdy wie jak atakuje wściekły pies - gryzie i rzuca głową z całej siły na boki.

 

Tymczasem na ofiarach nie zaobserwowano żadnych tego typu śladów, co moim zdaniem wyklucza atak drapieżnika za życia podróżników.


  • 0



#178

kokuryukai.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Też ciekawiło mnie to wydarzenie.

Zostało rozwiązane. Żaden Yeti, UFO czy też trening rosyjskiej armii. Proszę tylko dobrze poszukać, jest mnóstwo artykułów  poświęconych powyższemu wydarzeniu.


  • 0

#179

zico4you.
  • Postów: 11
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

O ile wiem, to większa część ofiar miała drobne rany na dłoniach, ale fakt, że chyba nazbyt drobne jak na spotkanie z niedźwiedziem. Równie dobrze mogli poranić sobie dłonie podczas zdobywania drewna na opał czy jakiejś innej pracy.

 

Oo, zostało rozwiązane? A kiedyż to? Mówi kolega o lawinie? Z całym szacunkiem, ale to wciąż jedynie teoria. Fakt, że w miarę prawdopodobna, ale tylko teoria, a nie oficjalne wyjaśnienie. Nie rozumiem, w czym teoria o lawinie, której nikt nie widział, jest lepsza od teorii o Yeti? Powiem więcej - na korzyść Yeti świadczy to zdjęcie zrobione przez podróżników, natomiast śladów lawiny nie znaleziono najmniejszych. ;)


  • 0

#180

Zaciekawiony.
  • Postów: 8137
  • Tematów: 85
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 4
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Znamy wiele form lawinowych, natomiast nie przebadaliśmy dotychczas ani jednego yeti (które w dodatku ponoć widziano w Himalajach a nie w tamtej okolicy).

 

Tutaj można obejrzeć zdjęcia z aparatu jednego z uczestników:

https://fotki.yandex...n/album/160177/

 

Seria wygląda tak: widzimy członka wyprawy przebijającego się przez śnieg, idącego w kurtce jaśniejszej niż spodnie, a potem... jedno rozmyte zdjęcie postaci z jaśniejszą górą niż nogami. I tak wygląda to niby zdjęcie yeti, jeszcze gorzej niż przeciętne zdjęcie ufo bo jest zła ostrość całego kadru.


  • 0




 

Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych