Napisano
29.11.2008 - 02:21
To nie do końca tak... Chodzi o ogólne kretynienie społeczeństwa. Kolejne pokolenia zatrzymują się na coraz wcześniejszym poziomie emocjonalnym. Dody, Jolki, neokidy itp. są tylko i wyłącznie wskaźnikiem postępującej katastrofy. Są tym, czym piski licznika Geigera na skażonym terenie - informacją, że coś jest nie tak. Programy, w których gwiazdy muszą się czymś wykazać zupełnie mijają się z celem, bo dobry aktor powinien umieć i zaśpiewać, i zatańczyć, a jeśli zaistnieje taka potrzeba również wykonać cyrkowy numer. Aktorstwo to sztuka zabawiania i wzruszania tłumów. Tymczasem do takich programików wpycha się coraz bardziej przypadkowych ludzi i od podstaw uczy się ich nowych umiejętności. Zanim zacząłem interesować się awiacją, o samolotach wiedziałem tylko tyle, że są i gdzieś tam sobie śmigają po niebie. Dziś nie sprawia mi najmniejszego problemu uruchomienie boeinga 737 w realistycznej symulacji, która pod tym względem skomplikowania jest w 95% zgodna z oryginałem czy rozumienie procedur i zasad, które są szkieletem lotnictwa cywilnego. Wniosek jest prosty: wszystkiego da się nauczyć, i gdyby za jakiś czas ktoś wymyślił program "Gwiazdy pilotują boeinga 737" to daje sobie rękę uciąć, że niejeden z celebrytów by się tego wykuł i faktycznie tym boeingiem poleciał. Pozostaje tylko jedno pytanie: czy każdy z nich zostałby wytrawnym pilotem, o którego zatrudnienie biliby się giganci z branży? Aktor musi umieć zabawić publiczność w dowolny sposób, więc nie ma nic złego w tym, aby przetestować go ze znajomości tych sposobów (śpiew, taniec) jednak tego uczono go na studiach, bądź sam takie umiejętności nabył w drodze doświadczenia. Dobija mnie zaś produkcja gwiazdek, które zanim stały się sławne o aktorstwie czy obyciu publicznym miały nikłe pojęcie. Dobrym słowem jest tu właśnie "produkcja", bo bierze się zwykłego człowieka jako podkład i to, czego inni uczą się latami, wpycha mu się do głowy po łebkach w ciągu około półtora roku. Głupotą jest właśnie przyspieszanie wszelkich procesów które w efekcie "powodują" sławę. Końcowym efektem jest "osobowość na katalizatorach" - z jednej strony obdarzona jakimiś dodatnimi cechami, ale błąd w obróbce powoduje, że cechy te chowają się za uchybieniami - tu wulgaryzmem, brakiem kultury czy totalną pustką wewnętrzną.
Co zaś do społeczeństwa - owszem, głupieje na potęgę. Kolejne pokolenia zatrzymują się na coraz to wcześniejszych stadiach rozwoju. Zobaczcie ile współczesnych dziewczyn przy wyborze partnera kieruje się emocjami i pierwszym wrażeniem. Wielką wagę przykłada się do urody, statusu, ale niemodne jest np. pytanie o to, czy gość przeczytał jakąkolwiek książkę, i czy ma w jakiś sposób rozbudowaną wiedzę o świecie dalszym niż drugi koniec podwórka pomiędzy blokami. Naprawdę dziwi mnie co urzeka dziewczyny w chłopakach zupełnie pozbawionych światopoglądu. Znam taką jedną parkę - ona inteligentna studentka, on - definitywny imbecyl, dla którego rastafarianie "to takie metale, tylko że inne". Zupełnie nie mogę pojąć o czym oni ze sobą rozmawiają... Pustka we współczesnych ludziach może przerazić. Wszystko spycha się do wartości przeliczalnych na gotówkę, a tworzenie czegoś "dla sztuki" spotyka się z wrogością...