Skocz do zawartości


Zdjęcie

Grabarzowi spod łopaty, czyli żywcem pogrzebani.


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
25 odpowiedzi w tym temacie

#1

Oski_m.
  • Postów: 88
  • Tematów: 16
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Grabarzowi spod łopaty, czyli żywcem pogrzebani.



Granica pomiędzy życiem a śmiercią tylko na pozór daje się jednoznacznie stwierdzić. W rzeczywistości jednak nigdy nie dowiem się, ilu ludzi w historii naszej cywilizacji pogrzebanych zostało żywcem.


Ucieczka z zamkniętej trumny.

"Dialogi" Platona, "Żywoty" Plutarcha, opowiadania Edgara Allana Poe - pełne są doniesień i relacji osób, które do grobu zostały złożone za życia, lub z takim przypadkiem miały do czynienia. Historie te kataloguje też wydana w 1859 roku książka praktykującego w Indiach lekarza Jamesa Braida "Observations of Trance, of Human Hibernation" ("Uwagi nad transem, czyli snem zimowym u ludzi"), oraz bardziej współczesna "Księga straszliwych pomyłek" ("Book of Heroic Failures", 1979) autorstwa Stephena Pile'a. W tej ostatniej przeczytać można o przypadku człowieka, który w trakcie przeprowadzanej na nim sekcji zwłok ocknął się i chwycił chirurga za gardło. Rzecz działa się w 1964 roku; lekarz zmarł na skutek szoku, uznany za nieboszczyka przeżył.

Niewiele lepiej skończył żyjący w połowie XIX wieku Andreas Vesalius, dokonujący sekcji zwłok pewnego hiszpańskiego szlachcica. Okaleczone ciało zostało bólem dobudzone do świata żywych, jednak sąd skazał medyka na karę śmierci. Dźwięk dzwonów i religijne pieśni ocuciły natomiast pewnego misjonarza z Delhi. Wierni parafianie, towarzyszący księdzu w jego ostatniej ziemskiej drodze, ze zdumieniem usłyszeli głos pasterza, dobiegający z trumny. Znany też jest przypadek biskupa, który - najprawdopodobniej pogrążony w głębokiej śpiączce - po dwóch dniach zalegania na katafalku nagle powstał i od zgromadzonych żałobników zażądał wyjaśnień niezrozumiałej dla niego sytuacji.

Duszące wyziewy wilgotnej ziemi.

"Nie ma nieszczęścia, które by mogło w tak okropnej mierze pognębić do ostateczności ciało i duszę, jak przedwczesne złożenie do grobu. Nieznośny ucisk płuc, duszące wyziewy wilgotnej ziemi, wpijanie się rąk w pośmiertne całuny, nieubłagana cieśń szczupłego pomieszczenia, mrok wiekuistej nocy, cisza jak ogłuszające morze, niewidzialna wprawdzie, lecz dająca się wyczuć obecność robaka-zwycięzcy - wszystko to w połączeniu z myślami o powietrzu i zieleni rozpostartej hen, w górze, ze wspomnieniami o ludziach nam bliskich, którzy by pośpieszyli z pomocą, gdyby wiedzieli, co z nami się dzieje, ze świadomością, iż oni o tym nigdy dowiedzieć się nie mogą, że beznadziejnym udziałem naszym jest nieunikniona śmierć-myśli te napawają serce, co jeszcze bije, takim ogromem przerażenia i nieuskromionej trwogi, iż cofa się z drżeniem przed nimi nawet najśmielsza wyobraźnia" - taki stan świadomości człowieka pochowanego żywcem w opowiadaniu "Przedwczesny pogrzeb" rysował Edgar Allan Poe (tłumaczenie Stanisława Wyrzykowskiego).

Zachowanych opowieści o ludziach, którym udało się wyrwać z zamkniętej niemal już na zawsze trumny, jest znacznie mniej niż legend i dokumentów o tych, którzy nie przeżyli. Kto z nas choć nie raz nie słyszał jeżącej włosy na karku historii o krypcie, z której nocami dobywają się krzyki i postukiwania? Nawet jeżeli przyjąć, że połowa z tych (przekazywanych często z pokolenia na pokolenia) legend jest całkowitym owocem fantazji, druga część wciąż pozostaje smutnym dowodem na niedoskonałość medycyny.

Udokumentowanych przypadków pochowania żywcem historia zna przynajmniej 300. Jedna z najstraszliwszych pochodzi w roku 1893. Młoda kobieta zmarła w ostatnim miesiącu ciąży. Z grobu przez kilka dni dobiegały krzyki. Wreszcie - nie bacząc na wieszczoną przez okolicznych księży możliwość spotkania z szatanem oko w oko - odkopano trumnę. Niestety, na ratunek było już za późno: zarówno dla kobiety, jak i dla dziecka, które urodziło się już pod ziemią. Zakrwawiona odzież i obgryzione do kości palce świadczyły o heroicznej walce, jaką młoda matka prowadziła do samego końca.

Zombie w ludzkiej skórze.

Choć dla większości ludzi brzmi to niewiarygodnie, istnieją osoby, które dobrowolnie godzą się na pogrzebanie żywcem. Świadectwa praktyk joginów, którzy wieloletnimi ćwiczeniami zdołali opanować możliwość niemal całkowitego zawieszania funkcji życiowych i przechodzenia w stan katalepsji, znaleźć można w literaturze podróżniczej, religijnej i dokumentach historycznych. "Dabestan e-Mazaheb", klasyczna, XVII-wieczna perska księga o wierzeniach i religiach, zawiera niezwykle interesujący fragment: "Jogini mają zwyczaj grzebania siebie żywcem, kiedy dotknie ich choroba".

Warto przywołać też opowieść doktora R. J. Vakila, którą opublikowało w 1951 roku prestiżowe medyczne pismo "Lancet". 15 lutego 1950 roku w Bombaju Vakila nadzorował, i wraz z tysiącami innych ludzi był świadkiem niewiarygodnego wyczynu jogina Shri Ramdasji. Człowiek ten na 56 godzin zamknięty został w podziemnej, odlanej z betonu komorze o wymiarach 1,5 na 2,5 metra. W środku pozostała znikoma ilość powietrza, żadnego jedzenia ani wody, a by rzecz dodatkowo utrudnić, kabinę naszpikowano od środka ogromnymi prętami i - po wejściu Ramdasjiego do środka - zalano od góry betonem. Po upływie dwóch dni i jednej nocy w pokrywie wycięty został otwór, przez który... wlano do środka niemal 7 tysięcy litrów wody. Koszmarne więzienie otworzono po siedmiu dalszych godzinach - i dokładnie tyle czasu Ramdasji spędził, pozbawiony powietrza i zalany płynem. Przeżył, a towarzyszący eksperymentowi medyk nie umiał znaleźć ku temu żadnych racjonalnych podstaw.

Możliwość całkowitego zawieszenia funkcji życiowych przypisuje się też haitańskiemu Coup Poudre - silnie trującemu proszkowi, wykorzystywanemu jako jeden z elementów systemu wierzeń voodoo. Podany nieszczęśnikowi medykament zamienia go w pozornego nieboszczyka, który w trumnie przeleżeć może nawet kilkanaście miesięcy, bez najmniejszych oznak rozkładu zwłok. Wybudzany do życia przez medyka, zazwyczaj nie odzyskuje już nigdy sił psychicznych; jako ludzkie zombie wykorzystywany jest do niewolniczej pracy.

Ciało nadpalić, rogówkę rozszerzyć.

Jeszcze do niedawna obowiązująca w prawie polskim definicja śmierci pozwalała na stwierdzenie zgonu w chwili, gdy ustało krążenie razem z oddychaniem. Jednak rozwój medycyny zweryfikował to stanowisko i obecnie o śmierci człowieka można mówić dopiero wówczas, gdy dochodzi do stwierdzonej śmierci pnia mózgu. Przez setki lat jednak stosowano najprzeróżniejsze metody, by sprawdzić, czy nie pozwalający na nawiązanie ze sobą kontaktu człowiek jest jeszcze żywy, czy już bezwzględnie martwy.

Jednym z najstarszych takich testów było (poza kawałkiem szkła, przykładanym pod usta w celu sprawdzenia obecności oddechu) przypalanie ciała. Już bowiem w starożytności zaobserwowano, że w momencie ustania krążenia krwi, przysmażone ciało nie pokrywa się pęcherzami. W Europie metoda ta funkcjonowała do XIX wieku i ocaliła życie przynajmniej jednej ofierze pochopnie wydanego wyroku śmierci. Płomień obudził do krainy żywych Luigi Vittorio, karabiniera służącego u papieża Piusa IX, i choć mężczyzna całą resztę życia spędził z oszpeconą twarzą, w ostatniej chwili uszedł pogrzebaniu żywcem.

Wraz z rozwojem medycy i kryminalistyki definicja śmierci i metody pozwalające na jej stwierdzenie ulegały zaostrzeniu. W ciało człowieka wstrzykiwano rozcieńczony roztwór fluoresceiny (neutralny dla nieboszczyków, rogówkę żyjącego barwiący na zielono), bądź atropiny (pozostającemu przy życiu rozszerzającej źrenice). Eksperymentowano też z małym kardiografem, zdolnym zarejestrować najsłabszą nawet pracę serca. Jednak mimo postępu nauki nadal nie istnieje żadna stuprocentowo pewna metoda, pozwalająca ostatecznie i bezwzględnie stwierdzić zaistniały zgon. Wiedział o tym Hans Christian Andersen, który nigdy nie opuszczał domu bez kartki ze szczegółową informacją, co należy zrobić, zanim uzna się go za zmarłego.

Przez wieki pracowano też nad wynalazkami, które w przypadku najgorszym pozwolą powiadomić otoczenie o żywym, pogrzebanym w trumnie. Najsłynniejszy patent w tej dziedzinie należy do szambelana dworu cara Aleksandra III, księcia Karnickiego, który skonstruował urządzenie złożone z rury, wiodącej od trumny do specjalnego pudła na powierzchni. Powielana w wielu egzemplarzach konstrukcja pozwalała na wysyłanie sygnałów świetlnych, dźwiękowych oraz stały dopływ powietrza.

Nie wiemy, jak długo po oficjalnie zarejestrowanym czasie śmierci mózg ludzki wysyła impulsy elektryczne. Czy śmierć mózgowa (czyli moment obumarcia pnia mózgu) rzeczywiście jest cezurą, oddzielających żywych od umarłych? Niektóre badania wskazują, że aktywność mózgu, rejestrowana przez najczulsze z dostępnych współczesnemu człowiekowi aparatur, trwać może nawet do trzech lat od chwili zgonu. Czy znaczy to, że wszyscy zostajemy pochowani żywcem?

Źródło
  • 5

#2

koreek.
  • Postów: 43
  • Tematów: 4
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Bardzo ciekawy art . ;) Widac jak jeszcze medycyna nie jest doskonała i pewnie długo nie bedzie .
I ciekawe ile jeszcze takich przypadkow pogrzebania zywcem się wydazy ...
  • 0

#3

bianka.
  • Postów: 301
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Zmora dziewietnastowiecznych pisarzy literatury grozy. Dzisiaj w wiekszości zakładów zwłoki się balsamuje.

Temat nieaktualny.
  • 0

#4

xenomorph_cat.
  • Postów: 56
  • Tematów: 2
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Oj nie zawsze, bianka, nie zawsze ;) .
Szczerze mówiąc, musi być to okropne. Gdzieś słyszałam/czytałam o podobnym przypadku, kiedy to podobno pod prośbami męża odkopali jego zmarła rzekomo żonę. Istotnie, była martwa, jednak miała połamane paznokcie a na wieku trumny odkryto ślady "drapania" (aczkolwiek nie wiem, ile w tym prawdy ;) ).
  • 0

#5

bianka.
  • Postów: 301
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Podkreślam,ze w dzisiejszych czasach raczej nie ma opcji,by pochować żywego człowieka.

No chyba,że lekarz jest pijany,ale przecież nie jeden,lecz dwoje stwierdzają zgon. Potem jest zakład pogrzebowy (chyba,że jest sekcja-to patolog-ale jak ten nas pokroi,to już na pewno będziemy martwi :mrgreen: ).

W zakładzie pogrzebowym zwłoki przebywają ze dwa dni,podczas tego czasu,by uniknąć rozkładu,ciało jest balsamowane-czyli spuszcza się z niego krew,a zastępuje jakimiś chemikaliami-raczej nie można się po czymś takim obudzić już :) .

Istnieje pełno objawów śmierci min.opad krwi,który u żywego w śpiączce nie wystąpi. Nie ma opcji pochować żywego człowieka. Chyba,że byłby to jakiś spisek pomiędzy lekarzami,patologiem i zakładem pogrzebowym-ale to już temat dla schizofreników.

Ciał.
  • 0

#6

shar0nie.
  • Postów: 384
  • Tematów: 4
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

ale mimo tego, co mówisz, takie sytuacje się zdarzały...
hm. okropność.
  • 0

#7

bianka.
  • Postów: 301
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Oczywiście,że się zdarzały,można powiedzieć,że nagminnie w czasach gdy medycyna jeszcze kulała,a co dopiero gdy nie istniała ( i nie łudźmy się : na jaw wyszło zaledwie kilka procent takich przypadków).

Bogaci ludzie pod koniec IX wieku instalowali sobie urządzenia: kazali wkładać do ręki sznurek połączony na zewnątrz z dzwonkiem,by w razie konieczności móc zawołać pomoc.

Ten temat był obsesją Edgarda Alana Poe i jemu podobnych pisarzy. Zresztą polecam ich dzieła. Literatura grozy tamtych lat nie ma, moim zdaniem, sobie równych.
  • 0

#8

Bobek.
  • Postów: 476
  • Tematów: 30
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Pogrzebani żywcem !

Co musi czuć człowiek, budzący się we własnej trumnie?


Strach przed pochowaniem żywcem jest jak najbardziej uzasadniony. Setki przykładów podobnych zdarzeń przewijają się przez historię.

W trumnach kandydatów na świętych znajdowano zadrapania na wiekach trumien.

Pod koniec XVI wieku podczas pogrzebu Matthew Walla w Braughing w Anglii jeden z grabarzy się potknął, przez co trumna uderzyła o ziemię. Ukochany zmarły ukazał się żałobnikom w całkiem niezłej formie. Przeżył jeszcze kilka lat, zanim ponownie spróbowano go pogrzebać, tym razem z sukcesem.

Na początku XVII wieku Marjorie Elphistone zmarła i została pochowana w Ardtannies w Szkocji. Gdy złodzieje próbowali ukraść biżuterię, z którą została pochowana starsza pani, sami prawie umarli ze strachu, gdy kobieta zaczęła jęczeć. Rabusie uciekli jakby ścigał ich sam diabeł, a pani Elphistone wstała i udała się do swojego domu. Przeżyła swojego męża o 6 lat.

Marjorie Halcrow Erskine z Chirnside w Szkocji zmarła w 1674 roku i została pochowana w płytkim grobie przez zakrystiana, który miał zamiar wrócić później i zabrać jej kosztowności. Gdy mężczyzna próbował odciąć jej palec, aby zdjąć pierścionek, kobieta obudziła się. Wróciła do męża, urodziła i wychowała dwóch synów, zanim ponownie została złożona do grobu.

XVII wiek obfituje w przedwczesne pochówki. Omdlenia i pozorna śmierć były częste w czasie epidemii dżumy, cholery i ospy. Pewien lekarz zebrał zapiski na ten temat i znalazł 219 przypadków, w których „zmarły” o włos unika pogrzebania, 149 ukończonych przedwczesnych pochówków, 10 przypadków sekcji przed prawdziwą śmiercią i 2 rozpoczęte balsamowania wciąż jeszcze żywych ludzi.





Kiedy w XVI-wiecznej Anglii zaczęło brakować miejsca na pochówki, pewien przedsiębiorczy proboszcz wpadł na pomysł, żeby dla mocno zleżałych parafian wznieść „domek na kości” i w ten sposób odzyskać utracony areał pochówkowy. Do pracy przy cmentarnej przeprowadzce wynajęto wielu grabarzy, sprawy nabrały nieprzewidzianego obrotu kiedy przed proboszczem stanęła cała ponura delegacja.
Podczas ekshumacji okazało się, że wewnętrzne powierzchnie niektórych trumien nosiły ślady paznokci. Szkielety z podrapanych trumien leżały w nienaturalnych pozycjach. Dowodów „pośmiertnej” desperacji było kilkanaście. Jedną na 25 trumien usiłowano otworzyć od wewnątrz!!





W połowie XIX wieku pewna dziewczynka odwiedzała rodzinę na wyspie Edisto. Zmarła na dyfteryt. Szybko ją pochowano w rodzinnej krypcie, aby zapobiec rozprzestrzenieniu się choroby. Gdy potem jeden z członków rodziny zmarł podczas wojny secesyjnej, grobowiec został otworzony, by przyjąć jego ciało. Tuż za drzwiami znaleziono malutki szkielet.

Relacje o pogrzebaniu żywych ludzi nie pochodzą tylko sprzed setek lat. Wypadki takie zdarzają się także współcześnie.

W 1993 roku młody mężczyzna wraz z narzeczoną wziął udział w wypadku samochodowym w Johannesburgu w RPA. Został uznany za zmarłego i dwa dni spędził w kostnicy w metalowym pojemniku, zanim jego krzyki zaalarmowały personel. Niestety, mężczyzna nie może liczyć na zrozumienie swojej narzeczonej, która uważa go za zombie posłane, aby ją dręczyć.

W 1994 roku 86- letnia Mildred Clarke spędziła półtorej godziny w plastikowym worku w kostnicy, zanim jeden z pracowników zauważył, że worek oddycha. Kobieta została znaleziona na podłodze w swoim domu, bez oddechu, bez wyczuwalnego tętna, zimna i sztywna. Szybko została uznana za zmarłą. Po swoim „zmartwychwstaniu” żyła jeszcze tydzień.

Jak widać, przedwczesne pochówki się zdarzają. Jak często? W 1896 roku podczas przenoszenia szczątków z Fort Randall Cemetery okazało się, że około 2% ciał nosi znamiona „obudzenia się po śmierci”.

Czy teraz, ponad 100 lat później, gdy medycyna dysponuje o wiele bardziej zaawansowaną technologią takie pomyłki wciąż są możliwe? Okazuje się, że tak.

W 1984 roku patolog przeprowadzał sekcję zwłok. Gdy wykonał pierwsze cięcie, „zwłoki” chwyciły go za gardło. Patolog umarł na skutek szoku.

Pastor Schwartz został przywrócony do życia przez swój ulubiony hymn, odśpiewany na jego pogrzebie. Żałobnicy byli bardzo zaskoczeni słysząc głos z trumny przyłączający się do śpiewu.

Nicephorus Glycas, biskup wyspy Lesbos Ortodoksyjnego Kościoła Greckiego, przez dwa dni leżał w trumnie, podczas gdy żałobnicy przychodzili go pożegnać. Nagle usiadł i domagał się wyjaśnienia, na co się wszyscy gapią.





Zmarła niedawno Dona Ramona, blisko stuletnia Kolumbijka, cierpiąca na cukrzycę, miała kolekcję aktów zgonu w odstępach kilkumiesięcznych na podstawie orzeczeń czterech różnych lekarzy. Za każdym razem odzyskiwała przytomność w trakcie przygotowań do pogrzebu. Kiedy wreszcie naprawdę umarła, rodzina zwlekała z pochówkiem tak długo, jak długo krewni postawieni przy marach byli w stanie wytrzymać skutki ciepłego klimatu.


W Indiach przypadki „śmierci za życia” zdarzają się na tyle często, że ludzie przedwcześnie uznani za zmarłych przez lekarzy, zjednoczyli siły z tymi których za życia pogrzebali urzędnicy i tak utworzyli Stowarzyszenie Zmarłych – Mritak Sangh, a następnie Partię Pogrzebanych Żywcem. Jak na byłych nieboszczyków działają bardzo prężnie.


Najgorsza historia pochodzi z 1893 roku. Młoda kobieta zmarła w ostatnim miesiącu ciąży. Z grobu przez kilka dni dobiegały krzyki. Wreszcie - nie bacząc na wieszczoną przez okolicznych księży możliwość spotkania z szatanem oko w oko - odkopano trumnę. Niestety, na ratunek było już za późno: zarówno dla kobiety, jak i dla dziecka, które urodziło się już pod ziemią. Zakrwawiona odzież i obgryzione do kości palce świadczyły o heroicznej walce, jaką młoda matka prowadziła do samego końca



Strach przed pochowaniem żywcem podsycają nowe przypadki, jak ten z 2005 roku, kiedy w Kula-Matu w Gabonie 52-letnia Agnes Mbenga ocknęła się w szufladzie chłodziarki, w której spędziła 18 godzin.



Lęk przed pogrzebaniem za życia to tafefobia, Cierpiał na nią XIX-wieczny poeta i nowelista Edgar Allan Poe. Obsesyjnie obawiał się „chwilowej przerwy w niedocieczonym mechanizmie” swojego ciała.



Perspektywa pogrzebania żywcem jest w stanie przerazić najodważniejszych. Dlatego wiele osób podejmowało/podejmuje specjalne środki, aby zapobiec tego typu pomyłce. W dawnych czasach przy zwłokach zawsze ktoś siedział, aby zauważyć ewentualne „obudzenie się”. Niektórzy w testamencie umieszczali odpowiednie instrukcje opisujące testy, jakim ma być poddane ich ciało po stwierdzeniu śmierci. Nacinanie, polewanie wrzącą wodą czy dotykanie rozżarzonym żelazem były popularnymi procedurami. Inni szli jeszcze dalej i nakazywali wbicie sobie noża w serce lub odcięcie głowy, aby upewnić się, że nie obudzą się dwa metry pod ziemią. Inni domagali się pogrzebania z nożem, pistoletem lub trucizną.

Pod koniec XIX wieku opatentowano nawet trumny z specjalnym systemem sygnalizacji. Jakiekolwiek poruszenie zwłok sprawiało, że nad grobem pojawiała się chorągiewka, dzwonił dzwonek i paliło się światło.

W obecnych czasach flagi i gwizdki zostały zastąpione telefonami i mikrofonami. W trumnach pojawiają się specjalne „zestawy bezpieczeństwa”, zawierające np. malutkie butle z tlenem.



Noelle Potvin, pracownica zakładu pogrzebowego w USA o wdzięcznej nazwie Hollywood Forever potwierdza, że coraz częściej, zmarli życzą sobie aby pochować wraz z ukochanymi BlackBerry i Nokiami. Jeden „klient” prosił o włożenie mu do trumny Game Boy’a (prawdopodobnie jako lekarstwo na trumnianą nudę bądź anielskie śpiewy w niebie).

Myślicie teraz że Amerykanie oszaleli? Nic bardziej mylnego - pogrzeby z komórkami są obecne zarówno w USA, Afryce, Wielkiej Brytanii i Autralii.


W każdym razie sprawny telefon komórkowy z naładowaną baterią na pewno nie zaszkodzi... :)





Katapleksja – rzadka i jak dotąd nieuleczalna choroba mózgu, objawiająca się utratą napięcia mięśniowego, która stanowi główny objaw narkolepsji. Osoby chore w chwilach dużej aktywności motorycznej doznają zapaści, zapadając w rodzaj snu na jawie, bądź halucynacji, co nazywane jest narkolepsją. Sama katapleksja objawia się niemożnością ustania na nogach, opadem żuchwy, i całkowitym rozluźnieniem mięśni. Chorzy w chwili ataku, mimo iż zachowują przytomność, nie są w stanie się poruszać, ani mówić. W ekstremalnych przypadkach następuje zmniejszenie tętna, a oddech staje się płytszy, niekiedy trudno wyczuwalny.



Choć dla większości ludzi brzmi to niewiarygodnie, istnieją osoby, które dobrowolnie godzą się na pogrzebanie żywcem. Świadectwa praktyk joginów, którzy wieloletnimi ćwiczeniami zdołali opanować możliwość niemal całkowitego zawieszania funkcji życiowych i przechodzenia w stan katalepsji, znaleźć można w literaturze podróżniczej, religijnej i dokumentach historycznych. „Dabestan e-Mazaheb”, klasyczna, XVII-wieczna perska księga o wierzeniach i religiach, zawiera niezwykle interesujący fragment: "Jogini mają zwyczaj grzebania siebie żywcem, kiedy dotknie ich choroba".


Warto przywołać też opowieść doktora R. J. Vakila, którą opublikowało w 1951 roku prestiżowe medyczne pismo "Lancet". 15 lutego 1950 roku w Bombaju Vakila nadzorował, i wraz z tysiącami innych ludzi był świadkiem niewiarygodnego wyczynu jogina Shri Ramdasji. Człowiek ten na 56 godzin zamknięty został w podziemnej, odlanej z betonu komorze o wymiarach 1,5 na 2,5 metra. W środku pozostała znikoma ilość powietrza, żadnego jedzenia ani wody, a by rzecz dodatkowo utrudnić, kabinę naszpikowano od środka ogromnymi prętami i – po wejściu Ramdasjiego do środka – zalano od góry betonem. Po upływie dwóch dni i jednej nocy w pokrywie wycięty został otwór, przez który... wlano do środka niemal 7 tysięcy litrów wody. Koszmarne więzienie otworzono po siedmiu dalszych godzinach – i dokładnie tyle czasu Ramdasji spędził, pozbawiony powietrza i zalany płynem. Przeżył, a towarzyszący eksperymentowi medyk nie umiał znaleźć ku temu żadnych racjonalnych podstaw.

Możliwość całkowitego zawieszenia funkcji życiowych przypisuje się też haitańskiemu Coup Poudre – silnie trującemu proszkowi, wykorzystywanemu jako jeden z elementów systemu wierzeń voodoo. Podany nieszczęśnikowi medykament zamienia go w pozornego nieboszczyka, który w trumnie przeleżeć może nawet kilkanaście miesięcy, bez najmniejszych oznak rozkładu zwłok. Wybudzany do życia przez medyka, zazwyczaj nie odzyskuje już nigdy sił psychicznych; jako ludzkie zombie wykorzystywany jest do niewolniczej pracy.



W Japonii istniał osobliwy kult samomumifikacji, o którym pisze Carmen Blackers w książce "The Catalpa-Bogen ("Łuk catalpa"). Kilku buddystów ślubowało pościć przez cztery tysiące dni. Zaczęli od bardzo ścisłej diety, poczym w ogóle przestali przyjmować pożywienie, aby świadomie doprowadzić się do śmierci. Co najmniej o dwóch członkach tej "wielce interesującej, ale obecnie wymarłej już grupy" wiadomo, że zeszli do grobu żywi.





Według relacji południowoafrykańskiej gazety "Pretoria News", pod koniec 1974 roku togijski szaman Togbui Siza Aziza w Akrze pozwolił się pochować ba trzy godziny w zwykłej trumnie, którą przywalono kamiennymi płytami i zaprawą murarską. Po dwóch godzinach tłum wpadł w panikę i zaczął zaklinać Azizę, którego stłumiony głos jeszcze było trochę słychać, by zrezygnował. W końcu zatrzęsła się ziemia i Aziza wydobył się spod cementu, bez trudu odsuwając płyty. Trumna jednak nadal była zabita gwoździami. Aziza wyjaśnił, że swoje magiczne siły zawdzięcza medytacjom pod ziemią. Siły te polegały między innymi na zdolności uzdrawiania, rozumieniu mowy zwierząt i nie odczuwaniu bólu.





Spośród innych afrykańskich relacji na temat stanów podobnych do śmierci, szczególnie warta odnotowania jest historia "schodzących pod wodę", którą opowiedział Ivanowi Sandersonowi w 1932 roku N.H. Cleverly, angielski gubernator w Calabarze w Kamerunie. Cleverly posłał urzędnika z administracji wraz z miejscowym strażnikiem buszu, żeby się dowiedzieli, dlaczego kilka wiosek na obszarze zamieszkanym przez plemię Ibibio odmawia płacenia podatków. Na wielkich wyspach otoczonych bagnami nigdzie nie można było znaleźć wieśniaków, aż w końcu strażnik zdjął mundur i zaczął szukać incognito. Wreszcie dokonał zaskakującego odkrycia. Patrząc zza prawie dwumetrowej skarpy, dojrzał "całą gminę (ponad 100 dusz: mężczyzn, kobiet i dzieci oraz zwierzęta domowe, zamknięte w ażurowych koszach i sprawiające wrażenie śpiących) siedzącą bez ruchu na dnie wody, tyłem do brzegu". Widok strażnika trzęsącego się ze strachu oraz przeświadczenie, że "budzenie" wieśniaków zanurzonych 2,5 metra pod wodą jest beznadziejnym przedsięwzięciem, były ponad siły towarzyszącego mu europejskiego urzędnika, który nie ociągając się wrócił do Calabaru. W drogę ruszyła inna, doświadczona ekipa, ale nim dotarła do wioski, życie powróciło już tam do normy, a strażnik ściągnął podatki. Sanderson przez 15 lat bezskutecznie usiłował dowiedzieć się czegoś więcej o plemieniu Ibibio. "Problem polega na tym - napisał - że nie mogę wśród naszej cywilizacji znaleźć nikogo, kto by chciał rozsądnie porozmawiać ze mną o tej sprawie..."





Na koniec dodam jeszcze od siebie pewną kiedyś przeczytaną opowiastkę (nie potwierdzam jej autentyczności).
Dwoje mężczyzn założyło się, że jeden z nich pójdzie w nocy na cmentarz i wbije swój nóż przy grobie świeżo pogrzebanego nieboszczyka. Zatem poszli, jeden z nich miał pozostać przy bramie cmentarnej i ewentualnie asekurować kolegę. Drugi, bardzo przestraszony powoli poszedł do nagrobka, wziął zamach, wbił nóż w ziemie, już miał pędem rzucić się do ucieczki i padł martwy.
Co się wydarzyło? Otóż wbił nóż we własne palto i nie mógł się ruszyć. Wydawało mu się ze zmarły chwycił go za palto i padł na zawał.



Źródło: www.eioba.pl

Użytkownik +..... edytował ten post 16.03.2009 - 21:35
połączenie tematów

  • 0

#9

Stevie Wonder.
  • Postów: 146
  • Tematów: 4
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Co czuje człowiek zakopany żywcem?

Wolę sobie tego nie wyobrażac...

Niestety, mężczyzna nie może liczyć na zrozumienie swojej narzeczonej, która uważa go za zombie posłane, aby ją dręczyć.


tak mi przykro, ale rozbawiło mnie to .... :roll:
  • 0

#10

Bobek.
  • Postów: 476
  • Tematów: 30
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Człowiek 2 metry pod ziemią, w ciasnym pomieszczeniu gdzie jest okropnie zimno i ciemno wpada pewnie w ogromną panikę...lecz na jednym człowieku nie zrobiło by to wrażenia i nie przeszkodziło by się oddawać przyjemnością w takich warunkach, a mianowicie :
''Jeden „klient” prosił o włożenie mu do trumny Game Boy’a (prawdopodobnie jako lekarstwo na trumnianą nudę bądź anielskie śpiewy w niebie).''

Hm no cóż, człowiek budzi się w trumnie i zastanawia się jak miło spędzić czas, który dzieli go od śmierci i wpada nagle na genialny pomysł 'przecież mam game boy'a !' i zaczyna w niego grać...
  • 0

#11

Carlos19.
  • Postów: 33
  • Tematów: 3
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Gorzej, gdyby nie miał gier :P

A tak wracając do tematu. Gdyby mnie zakopali, umarłbym z paniki wcześniej, niż z braku tlenu :P
  • 0

#12

bianka.
  • Postów: 301
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Nie zakopali by Cię,bo jak wynika z artykułu-wszyscy we współczesnych czasach w krajach cywilizowanych budzili się w chłodziarce,trumnie lub na stole sekcyjnym-a to co innego niż "pogrzebanie żywcem".
  • 0

#13

Ringëril.
  • Postów: 589
  • Tematów: 24
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Najlepsze wyjście żeby nie obudzić się w trumnie pod ziemią?
Poddać się kremacji ^^
Rodzina nie płaci za miejsce na cmentarzu i nie zajmujemy miejsca w ziemi ;p
  • 0

#14

Carlos19.
  • Postów: 33
  • Tematów: 3
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Właśnie. Albo zrobic z siebie nawóz. Kiedyś na discovery było, że człowieka mrożą, a potem jest tak zamrożony, że ciało się kruszy i można je używac jako nawóz. Ja jednak zostanę przy tradycji, choc nie wiadomo czy i ja się nie obudzę. Chyba że pochowają mnie z granatem lub pistoletem. Jak technika się posunie na przód to się zobaczy. Pożyjemy zobaczymy, a jak nie to w łeb walimy (kule).
  • 0

#15

Flix.
  • Postów: 71
  • Tematów: 7
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Najlepsze wyjście żeby nie obudzić się w trumnie pod ziemią?
Poddać się kremacji ^^

No to już jest samobójstwo :rotfl:

Dla wszystkich, którzy się boją obudzić w trumnie jest pewne rozwiązanie. Poprosić przed śmiercią bliskich aby do trumny wrzucili komórkę. Raczej powinna mieć zasięg pod ziemią...
  • 0


 

Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych