Skocz do zawartości


Zdjęcie

Potop z bieguna


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
3 odpowiedzi w tym temacie

#1

Jarecki.
  • Postów: 4113
  • Tematów: 426
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Czwarta część Antarktydy może spłynąć do morza


Czy światu grozi potop? Ekolodzy straszą, że jeśli stopnieją biegunowe lądolody, poziom morza podniesie się nawet o kilkadziesiąt metrów. Z najnowszych odkryć wynika, że woda faktycznie może się podnieść, i to bardzo niedługo. Jeszcze bardziej zaskakujące jest to, że powodem tego wcale nie musi być ocieplenie klimatu. Brytyjscy naukowcy potwierdzili, że pod lądolodem Antarktydy Zachodniej znajdują się czynne wulkany. W lodzie, na głębokości około 300 m, znaleźli warstwę popiołów. Geologów to nie zaskoczyło, bo spodziewali się tam wulkanów. Jeśli wulkany się uaktywnią, duża część Antarktyki Zachodniej spłynie do morza w ciągu kilku lat.

Ląd z wody


Antarktyda to kontynent zagadka. Właściwie jest niewidzialna, bo przykrywa ją warstwa lodu o grubości do 5 km. To, co widać ? lód pod wszelkimi postaciami ? nazywa się dla odróżnienia Antarktyką. Właściwą Antarktydę do niedawna można było poznawać tylko na jej obrzeżach, gdzie podczas antarktycznego lata, czyli w styczniu i lutym, spod białej skorupy wyłania się kamienista ziemia. Oprócz wybrzeży i pingwinów na Antarktydzie czernieją także szczyty gór. Pasmo Gór Transantarktycznych przecina kontynent, oddzielając Antarktydę Zachodnią od Wschodniej. To właśnie one zasugerowały geologom, że tuż obok, pod lodem, mogą drzemać wulkany.
Jak zajrzeć pod lód grubości kilku kilometrów? Można lód przewiercić, ale wiercenia są kosztowne. Rozwiązanie wymyślono pod koniec lat 80. Był to radar emitujący promieniowanie przenikające przez lód. Dziesięć lat później urządzenie zainstalowano na pokładzie samolotu, który przeleciał nad bezkresnym lądolodem. Tak powstały pierwsze mapy skalnego podłoża Antarktydy. Okazało się, że Antarktyda Zachodnia w zasadzie nie istnieje. Gdyby bowiem usunąć z niej cały lód, ukazałby się nie kontynent, lecz archipelag wysp. I to wulkanicznych.
Podłoże pokrywy lodowej Antarktydy Zachodniej znajduje się w znacznej części poniżej poziomu morza. Jeśli wskutek globalnego ocieplenia, a konkretnie ekspansji termicznej oceanów, podniesie się poziom morza lub zwiększy się temperatura wód oblewających tę część Antarktyki, cały lądolód na zachód od Gór Transantarktycznych może się rozpaść i spłynąć do morza. Według różnych ocen, spowodowałoby to podniesienie poziomu oceanów o 5-15 m, i to dość szybko, bo przed końcem XXI wieku. To wystarczy, by z mapy świata zniknął zamieszkany przez 150 mln ludzi Bangladesz, a także Malediwy i wiele innych nisko położonych rejonów świata, na przykład delta Nilu. Nic więc dziwnego, że Antarktyda Zachodnia stała się laboratorium klimatologów i glacjologów z całego świata. Pomiary prędkości spływania do morza lodowców w tym rejonie dały niejednoznaczne rezultaty. Wiadomo, że przyczyną rozbieżności mogła być aktywność wulkaniczna.

Zjazd po wulkanie



Jesienią 1996 r. na Islandii doszło do niewielkiej erupcji przykrytego przez lodowiec bocznego krateru wulkanu Vatnajökull. W ciągu trzech dni wytopiło się tyle lodu, że woda do połowy wypełniła wielką nieckę pozostałą po erupcji wulkanu Grimsvötn. Miesiąc później niecka przepełniła się, woda przerwała lodową tamę i rozszalałą rzeką wlała się do morza. Był to przykład, jak szybko wulkany potrafią roztopić zalegający na nich lód. By podniósł się poziom morza, lód nawet nie musi stopnieć.
Mapy podłoża skalnego Antarktydy Zachodniej pokazują, że jej dwa największe lodowce ? Pine Island i Thwaitesa ? spływają do Morza Amundsena po stromej zjeżdżalni. Lód jest plastyczny i przemieszcza się pod wpływem grawitacji, lecz decydujący wpływ na ten ruch ma typ podłoża. Jeśli podłoże jest zimne i suche, lód płynie powoli. Gdy rozgrzeje się i między lodem a skałą pojawi się woda, będzie to dla lodowca idealna ślizgawka. Lód może się znaleźć w morzu w okamgnieniu. Wtedy natychmiast zaczyna wypierać wodę odpowiadającą jej ciężarowi ? zgodnie z prawem Archimedesa.
Słynny Erebus, który wznosi się tuż obok Gór Transantarktycznych, dymi cały czas. Ostatnią większą erupcję miał w 1989 r. Góry Transantarktyczne wulkanami nie są. Mają podobną budowę geologiczną jak Tatry, podobny wiek i podobną genezę. 65 mln lat temu, gdy Antarktyda była zalesionym tropikalnym rajem, pod wybrzeżem jej obecnej zachodniej części otworzyła się rozpadlina w skorupie ziemskiej, tak zwany ryft. Rozszerzając się, ryft zepchnął Antarktydę Zachodnią na Wschodnią, wypiętrzając długie pasmo górskie. W pobliżu ryftu zaczęły wyrastać wulkany. Ten proces nie ustał, bo ryft wciąż się rozszerza (z szybkością około 2 mm rocznie). To wystarczające tempo, by co jakiś czas doprowadzić do potężnej erupcji.
Ostatnia duża erupcja w Antarktydzie Zachodniej zdarzyła się około 325 r. p.n.e., gdy Aleksander Wielki podbijał Indie. Wulkan wybił dziurę w lądolodzie i wystrzelił popioły na wysokość kilkunastu kilometrów. Zapewne spowodowało to ucieczkę lodu do morza i niewielkie, lecz wieloletnie ochłodzenie klimatu związane z zanieczyszczeniem wysokich warstw atmosfery popiołem i kroplami kwasu siarkowego. To samo może nastąpić choćby jutro.

Postrach żeglarzy



Wybuch wulkanu, nawet dość duży, raczej nie wpłynie na klimat w naszej części globu. To dlatego, że Antarktyda jest otoczona niewidzialnym murem, który utrudnia wymianę powietrza między nią a resztą świata. Powstał on 30 mln lat temu, gdy w ostatnim akcie rozpadu superkontynentu Pangea oderwała się Australia. Zniknęła wówczas ostatnia lądowa przeszkoda zatrzymująca stałe zachodnie wiatry, naturalnie wiejące w tych szerokościach geograficznych. Silne wiatry rozpędziły wody oblewające ciepły wówczas kontynent, tworząc potężny prąd okołoantarktyczny, który stanowi trudną do przebycia barierę dla mas powietrza i wód napływających z północy. Prąd ów jest trudny do przebycia także dla ludzi, toteż przylądek Horn cieszy się niesłabnącym powodzeniem wśród śmiałków z całego świata.

To właśnie prąd okołoantarktyczny uczynił z Antarktydy to, czym jest ona dzisiaj ? niegościnny kontynent o temperaturze spadającej zimą poniżej -80°C. Antarktyda to ostatni bastion epok lodowych, wciąż niezdobyty, mimo że jego wały są już mocno podmyte. Choć jest odizolowana od reszty świata, to od niej zależy nasza przyszłość. Tam powstaje dziura ozonowa i tam znajduje się woda, która kiedyś zatopi sporą część świata. O tym, kiedy to nastąpi, zdecydują nieprzewidywalne wulkany, które jak kurek w kranie regulują tempo spływania lodu do morza.


Autor: Andrzej Pieńkowski
Źródło
  • 0



#2

snemies.
  • Postów: 645
  • Tematów: 6
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 1
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Bardzo ciekawe i prawdopodobne, ale podobnie jak na globalne ocieplenie i na to nie mamy wpływu, możemy mieć tylko nadzieję że to się nie stanie.
  • 0

#3

Cashpoint.

    egoism

  • Postów: 641
  • Tematów: 126
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 3
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Pełno tematów na ten temat ale wszystkie o niczym.

2013: Arktyka straci biel

Dzięki obserwacjom prowadzonym przez amerykańskie okręty podwodne zajrzeliśmy pod zamarzniętą powierzchnię Oceanu Arktycznego - opowiada "Gazecie" prof. Wiesław Masłowski, polski naukowiec pracujący w USA

Tomasz Ulanowski: Dynamiczne zmiany klimatyczne w Arktyce - przede wszystkim kurczenie się pokrywy lodowej - ciekawią już nie tylko naukowców i obrońców przyrody, ale także polityków i biznesmenów. Arktyczna odwilż otworzy przed nami dostęp do nowych złóż ropy i gazu, a także innych surowców mineralnych. Kiedy to się stanie? Naukowcy z amerykańskiego Narodowego Centrum Lodu i Śniegu (NSIDC) w Boulder w Kolorado prognozują, że najpóźniej latem 2030 r. Pan twierdzi, że lód może zniknąć z bieguna północnego już w 2013 r. Skąd ta rozbieżność?

Prof. Wiesław Masłowski*: Koledzy z NSIDC oceniają zmiany arktycznej pokrywy lodowej na podstawie danych satelitarnych dostępnych od 1979 r. Dzięki nim widzą, jak zmienia się zimowa i letnia powierzchnia lodu. Widzą, że Arktyka staje się coraz ciemniejsza. Zamiast białej odbijającej promienie słoneczne kry coraz większy obszar wokół bieguna północnego pokrywa ciemny ocean chłonący ciepło latem i oddający je do atmosfery jesienią. Powstaje więc sprzężenie zwrotne - im mniej lodu, tym cieplej, a zatem jeszcze mniej lodu i jeszcze cieplej. Można na tej podstawie ocenić, kiedy krzywa wyznaczająca kurczącą się od prawie 30 lat pokrywę lodową Arktyki dojdzie do zera.

Problem w tym, że z kosmosu nie wszystko da się zauważyć. Kluczowa w prognozowaniu zmian pokrywy lodowej jest jej objętość, a do tego potrzebna jest wiedza na temat grubości lodu. Wiemy, że i ona się zmniejsza.

Skąd o tym wiemy?

- Satelity mierzą lód wystający ponad powierzchnię morza, a naukowcy - np. z NSIDC - dzięki tym pomiarom szacują całkowitą grubość lodu. To, co wystaje, to jednak zaledwie 10-15 proc. (w zależności m.in. od zasolenia, a więc gęstości lodu, a także grubości pokrywy śnieżnej i wysokości swobodnej powierzchni oceanu) całej kry. Reszta pływa pod wodą.

W Szkole Wyższej Marynarki Wojennej USA w Monterey badamy lód znajdujący się zarówno ponad, jak i pod powierzchnią oceanu. Dzięki temu nasze szacunki, a zatem i prognozy są dokładniejsze.

Jak zaglądacie pod wodę?

- Uwzględniamy dane dostarczone przez amerykańskie okręty podwodne, które zapuściły się pod arktyczny lód i oprócz misji wojskowych prowadziły także obserwacje naukowe. Przeanalizowaliśmy informacje z 32 arktycznych rejsów, które odbyły się w ostatnich 27 latach. Z naszych badań wynika, że grubość lodu i jego objętość zmniejszają się dużo szybciej niż jego powierzchnia, mięzy innymi z powodu akumulacji ciepła w przypowierzchniowej warstwie oceanu.

Ten proces musi mieć wpływ na samą powierzchnię. Arktyka topnieje i jest ścinana przez lód w cyklu letnio-zimowym. Każdego lata kra lodowa może stracić nawet do 1,5 m grubości, a dzisiaj jej średnioroczna grubość wynosi niewiele więcej niż blisko 2 m. Do połowy lat 90. było to 3-4 m. Nawet drobne zmiany w ilości ciepła dostarczanego do Arktyki przez atmosferę i ocean mogą więc doprowadzić do przekroczenia punktu krytycznego grubości lodu i jego gwałtownego topnienia.

Jak można to przewidzieć?


- Za pomocą modelu komputerowego, który stworzyliśmy w Monterey. Przetestowaliśmy jego "prawdomówność", porównując jego projekcje do tyłu, w przeszłość z informacjami zebranymi przez załogi okrętów podwodnych. Dla większości rejsów były one zaskakująco zbieżne. Nasz regionalny model jest dla Arktyki bardziej wiarygodny niż modele globalne, które prognozują zmiany klimatu na całej Ziemi. One mają zbyt małą rozdzielczość, aby zauważyć drobne parametry, procesy fizyczne, które wpływają na klimat w jakimś konkretnym, niewielkim obszarze, np. wokół bieguna północnego.

Opierając się o nasz model, szacujemy więc, że lód zniknie z Oceanu Arktycznego latem 2013 r. Dokładność tych szacunków to plus, minus trzy lata. Arktyka straci więc biel najwcześniej latem 2010 r., a najpóźniej w 2016 r.

Trzeba jednak pamiętać, że nasze prognozy są ciągle niepewne. Cały czas mało bowiem wiemy o procesach wpływających na klimat. Niektórych nie poznaliśmy do końca (np. wpływu pożarów czy erupcji wulkanicznych na ilość promieniowania słonecznego docierającego do powierzchni Ziemi), a z innych w ogóle możemy nie zdawać sobie sprawy. Na przykład latem mówiło się, że być może już w tym roku z bieguna północnego zniknie lód. Okazało się jednak, że tak się nie stało. Lód był bardzo cienki, w większości jednoroczny, a mimo to przetrwał. Jak będzie w przyszłym roku? Zobaczymy.

Jakie znamy procesy kształtujące klimat Arktyki?

- Naszym zdaniem w dłuższym okresie czasu bardzo ważne są prądy morskie niosące na północ ciepło z rejonów zwrotnikowych. Niestety, globalne modele klimatyczne nie w pełni odzwierciedlają ich wpływ na Arktykę.

Jakie to prądy?

- W Atlantyku są to przedłużające Golfsztrom Prąd Zachodniospitsbergeński, który wpływa do Oceanu Arktycznego pomiędzy Spitsbergenem a Grenlandią, i Prąd Nordkapski, który dociera do wschodniej Arktyki przez Morze Barentsa.

Z Pacyfiku ciepły prąd wpływa przez wąską i płytką Cieśninę Beringa. W warstwie powierzchniowej niesie on porównywalne ilości ciepła do tych z Atlantyku.

A skąd wiemy, dokąd płyną morskie prądy?


- Dzięki czujnikom umocowanym na wiele lat w oceanie oraz badaniom prowadzonym ze statków naukowych. Pomagają również modele komputerowe.

Płynący z Karaibów Golfsztrom to prąd, który ogrzewa m.in. Europę Północną. Jest taka hipoteza, że globalne ocieplenie doprowadzi do jego zatrzymania i w rezultacie w Europie zamiast ocieplenia będziemy mieli ochłodzenie.

- Kiedy ciepły Golfsztrom, a w zasadzie wtedy już Prąd Północnoatlantycki, zderza się z chłodną Arktyką, oddaje ciepło do atmosfery. Woda staje się słona i zimna, a więc ciężka. Opada na większe głębokości i wędruje z powrotem na południe. Hipoteza, o której pan mówi, zakłada, że świeża woda z topniejących lodowców tak bardzo "osłodzi" wody Prądu Północnoatlantyckiego, że staną się one na tyle lekkie, że przestaną tonąć. I cyrkulacja ustanie. Czy to możliwe?

Dotychczasowe badania sugerują, że jest to raczej mało prawdopodobne. Na północno-zachodnim Pacyfiku płynie analogiczny do Golfsztromu ciepły prąd Kuroshio. I mimo to, że nie występuje tam opisany przeze mnie proces formowania wód głębinowych jak w północnym Atlantyku, ten prąd dalej płynie i dostarcza znaczne ilości ciepła w okolice zatoki Alaska.

*Wiesław Masłowski jest profesorem w Wyższej Szkole Marynarki Wojennej (NPS) USA w Monterey w Kalifornii. Kieruje pracownią modelowania oceanu i klimatu na półkuli północnej

Gazeta Wyborcza

  • 0



#4

Jarecki.
  • Postów: 4113
  • Tematów: 426
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Antarktyda też się topi



Zdjęcia satelitarne potwierdzają postępujące od pół wieku ocieplanie się Półwyspu Antarktydy, który powoli spływa do Oceanu Południowego. Co gorsza, jak zauważyli naukowcy, ocieplenie dotyka także najgłębiej położonych części lodowego kontynentu. Dotychczasowe pomiary wskazywały raczej na ochładzanie się tamtejszego klimatu.

Dołączona grafika


Czerwony kolor pokazuje miejsca, gdzie temperatura wzrosła najbardziej



- Wszyscy wiedzieli, że Półwysep Antarktydy się ociepla, jest tam w końcu wiele stacji badawczych - powiedział Eric Steig, klimatolog z University of Washington w Seattle, główny autor artykułu opublikowanego w najnowszym numerze "Nature" (22 stycznia 2009). - Nasza analiza pokazała, że jest ocieplenie także na Antarktydzie Zachodniej - tłumaczy Steig podkreślając, że jest to przełom w dotychczasowych badaniach klimatu.


Jednak się topi


Raport jest wynikiem wieloletnich pomiarów temperatury ze stacji badawczych oraz nowszych danych ze zdjęć satelitarnych. Dzięki temu Steig z zespołem zrekonstruowali 50-letnia historię klimatu Antarktyki - obszaru obejmującego Antarktydę z lądolodami oraz otaczającymi ją wodami i wyspami.

Dotąd w środowisku naukowym istniało przekonanie, że ocieplenie klimatu widoczne jest tylko na Arktyce, na północnej półkuli. Miało to zaprzeczać w pewnej mierze istnieniu wpływu działalności ludzkiej na zmiany klimatu.

Nie jest coraz chłodniej, ale coraz cieplej

Antarktyda ma zarówno mało punktów badawczych i punktów pomiaru. Te, które istniały, wskazywały na ochładzanie się (od 1978 roku) klimatu kontynentu.

Natomiast dzięki najnowszym badaniom, odkryto znacznie wcześniejszą historię temperatur Antarktyki. Było to możliwe dzięki połączeniu pomiarów naziemnych (od 1957 roku) z fotografiami satelitarnymi, które były wykonywane od 1981 roku.

Rekonstrukcja ludzkiego wpływu

Dzięki wykorzystaniu metod statystycznych, naukowcy obliczyli, że w okresie od 1957 do 2006 roku temperatura powierzchni Antarktyki wzrosła średnio o 0.12°C na dekadę. Oznacza to całkowity wzrost na poziomie ponad 0.5°C w ciągu ostatnich 50 lat. Antarktyda Zachodnia ocieplała się jeszcze bardziej, bo o 0.17°C na dziesięć lat - wynika z badań.

Raport pokazał zatem, że choć pewne rejony Antarktydy Wschodniej ochładzały się, to patrząc na okres 50 lat, temperatura w całym kontynencie wzrastała.

Nie tylko gazy cieplarniane

Aby zidentyfikować przyczyny ocieplenia, autorzy badania zgłosili się do Drewa Shindella z NASA Goddard Institute for Space Studies w Nowym Jorku.

Shindell porównał dane Steiga ze swoim komputerowym modelem, symulującym zmiany w atmosferze, ruchy lodów i poziom wód. Badacze odkryli, że wpływ powiększającej się dziury ozonowej nie musi być główną przyczyną zmian. Ważniejsze mają być zmiany w cyrkulacji lokalnych wiatrów, które przynoszą na kontynent więcej ciepłego powietrza.

- Uważamy, że zmiany w warstwie ozonowej wpływają na ruch wiatrów nad Antarktyką - powiedział Shindell. - Jednak teraz wiemy, że ten wpływ na temperaturę nie jest tak duży, jak wcześniej sądziliśmy.

http://www.tvn24.pl/12691,1582670,0,1,antarktyda-tez-sie-topi,wiadomosc.html
  • 0





Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych