Skocz do zawartości


Zdjęcie

Voodun i ludzie


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
5 odpowiedzi w tym temacie

#1

Leprikon.
  • Postów: 22
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Voodun i ludzie
Czyli kto zabił Adama?

Świątynia wyglądała jak barak, była szeroka i bardzo niska. Należało się mocno schylić, aby do niej wejść. Z obszernej werandy o podłodze wylanej betonem prowadziło wejście do długiego szeregu małych komórek. Zajrzałem do środka. W komórkach leżały stosy śmieci: gnijącego jedzenia zmieszanego ze stopioną stearyną ze świec. W powietrzu unosił się delikatny swąd spalenizny zmieszany z ostrym zapachem dżinu. Dżin produkowany w Beninie, małym kraju w Afryce Zachodniej i ojczyźnie voodoo, nazywany jest MG Gin albo po prostu Dry Gin i można z powodzeniem truć nim szczury. Duchy jednak bardzo go sobie cenią.

Na zakurzonym placyku przed gankiem stała potężna matrona ubrana w kwiecistą suknię, z kolorowym zwojem na głowie. Krzyczała coś w mieszaninie miejscowego języka i łamanego francuskiego.

-Oni zbezcześcili świątynie!

Zrozumiałem. Zachowałem się jak typowy biały w Afryce-bezmyślnie i z wrażliwością słonia w składzie porcelany. Zachowałem się jak głupi Europejczyk, który myśli, że każda świątynia musi wyglądać jak kościół albo – co najmniej – jak piramida Majów. Wyszedłem przed ganek, ale było już za późno. Z domów wybiegli ludzie. Błyskawicznie zebrał się mały tłum: kilkadziesiąt kobiet złorzeczących i wyrażających bezbożnikom.

Po trwającej pół godziny żywej dyskusji, z której nic nie zrozumiałem, tłum zdecydował, że sprawą musi zająć się król.

Król – jeden z 12 plemiennych wodzów mieszkających w Ouidah, małym miasteczku na południu Beninu nazywanym stolicą voodoo – mieszkał w niedużej chatce, odrobinę tylko większej o chatek zwykłych mieszkańców Ouidah. Okazał się sympatycznym panem po pięćdziesiątce, który wyszedł z rezydencji. Ubrany był w spodenki „Nike”, ziewał i drapał się po gołym brzuchu.

Po trwającej pół godziny chaotycznej relacji, król (który jak się później okazało, studiował w Paryżu i świetnie rozumie po francusku, ale którego godność wymagała, aby rozmawiał z nami za pośrednictwem tłumacza) wypytał nas uprzejmie o okoliczności zdarzenia i wyjaśnił, że świątynie można zwiedzać jedynie z kapłanem, który się nią zajmuje.

- Tylko kapłan wie czy vodun skłonne są przyjąć gości i czy nie zrobią krzywdy nam lub jego poddanym – mówił królewski tłumacz. Vodun, jak nam wyjaśniono później może oznaczać zarówno demony, pomniejsze bóstwa, jak i duchy przodków.
- W każdej komórce jest bardzo silny fetysz i mieszkają tam vodun – mówił tłumacz, a monarcha uśmiechał się łagodnie, splatają ręce na wydatnym brzuchu. – Co zrobicie, jeżeli obrazicie fetysz przyciągający pioruny i strzeli w was piorun? Wiecie, jakie będziemy mieli kłopoty? Mamy, co prawda obok fetysz, który broni przed piorunami, ale nigdy nic nie wiadomo.

Przez tłum przepchnął się kapłan, zasuszony staruszek w podartej spódniczce, którego otaczał zapach dżinu.

- Duchy są obrażone – oznajmił – trzeba je przebłagać.•

Cena za przebłaganie okazała się niewysoka: butelka dżinu MG (2 dol., na ofiarę) oraz 10 tys. Franków CFA( zachodnioafrykańskiej waluty, ok. 15 dol.) . Duchy jak się okazało, przyjmują także gotówkę.

Naiwni biali ludzie

To była pierwsza lekcja voodoo. Ta religia nie jest podobna do chrześcijaństwa czy islamu – dwóch religii, z którymi najczęściej styka się Europejczyk. Drugiej udzielił mi Homer, kierowca, który wiózł mnie pomiędzy Abomeyem i Ouidah, dwiema stolicami voodoo w Beninie. Homer był właścicielem rozpaczliwie zdezelowanego peugeota 504, którym jechał po wąskiej i wyboistej drodze z prędkością stosowną raczej dla Porsche na europejskiej autostradzie.

- Homer nie boisz się, że będziesz miał wypadek?
- Nie
- Przecież jedziesz bardzo szybko!
- Wypadki nie przydarzają się, dlatego, że się szybko jedzie. To biali ludzie tak myślą, ale biali są jak dzieci. Nic nie rozumieją.

Homer wyjaśnił, że dziecięca naiwność białych polega na wierze w przypadki. Nic nie dzieje się przypadkowo. O wszystkim decydują vodun.

- Jeżeli będę miał wypadek, to dlatego, że obrażę przodków albo mój wróg będzie miał silniejszy fetysz. – uśmiechną się, odwracając wzrok od drogi. – Ale ja mam bardzo silny fetysz. Widzisz? Puściłem kierownice i nic się nie dzieje.

Homer puścił kierownicę i pokazał swój fetysz: mały skórzany woreczek, który nosił na rzemyku na szyi tuż obok chrześcijańskiego krzyżyka. Nie chciał powiedzieć, co jest w woreczku.

- To tajemnica. Niewielu ludzi ma równie silny fetysz. Jestem szczęśliwym człowiekiem, bo vodun mi sprzyjają. – Ale nosisz krzyżyk? Jesteś chrześcijaninem? – Oczywiście, że jestem. Chodzę do kościoła i modle się do Boga – wyjaśnił.
- Jesteś chrześcijaninem i wierzysz w Boga?
- Oczywiście. Jestem chrześcijaninem w dzień, a animistą w nocy. To bardzo proste. Wszyscy tu tak robimy.

Kłamstwa sir Spencera

Niespójna mieszanina przesądów i odrażających rytuałów – taką opinie ma voodoo w krajach Zachodu. Ten mit rodził się długo, od czasów pierwszych relacji Europejczyków opisujących wierzenia i praktyki religijne Afrykanów. W czasach nam bliższych fundament pod przekonanie położył się Spencer St. John, brytyjski podróżnik, który w 1884 roku wydał książkę „Haiti albo czarna republika”. Większą część tego głośnego wówczas dzieła zajmowały opisy barbarzyńskich rytuałów praktykowanych rzekomo przez mieszkańców Haiti – potomków czarnych niewolników przywiezionych na Karaiby z zachodniej i środkowej Afryki, na początku XIX wieku powstali przeciw swoim francuskim władcą i zyskali niepodległość (do walki z nimi Napoleon wysłał m. in. Polskie legiony). Spencer St. John opisywał rytualne orgie seksualne i obrzędowe morderstwa kończące się kanibalizmem. Chociaż współcześni antropolodzy nie mają wątpliwości, że ogromna większość tych opisów była nieprawdziwa, Zachód w nie skwapliwie uwierzył. Później mroczne rytuały voodoo pokazano w niezliczonych filmach i grach komputerowych. Zombi – człowiek zabity przez szamana, który później kieruje „żywym trupem” jak marionetką – stał się popularnym statystą licznych horrorów, a laleczki wyobrażające wrogów ( wystarczy wbić szpilkę w nogę czy głowę lalki, żeby wywołać ból w odpowiedniej części ciała nielubianej osoby) – chętnie wykorzystywanymi rekwizytami.

Za tym wszystkim kryła się przede wszystkim niewiedza. W odróżnieniu od chrześcijaństwa czy islamu, voodoo nie ma swoich świętych ksiąg, skodyfikowanej tradycji i wyrafinowanej teologii. Opiera się na starej tradycji ustnej sięgającej według niektórych antropologów nawet 10 tys. Lat. Występuje w dziesiątkach wariantów: nazywa się voudon na Haiti, santeria na Kubie, candomble i umbanda w Brazylii. Także w Beninie, Togo i zamieszkanej przez plemię Joruba południowo-zachodniej części Nigerii – rejonie, który uważa się za centrum voodoo – kult nosi różne nazwy i występuje w ogromnej liczbie odmian.

Voodoo (dla wygody zostańmy przy tej nazwie, chociaż już wiemy, jak bardzo jest myląca) jest równocześnie niezwykle synkretyczne – otwarte na wpływy innych tradycji religijnych – i trwałe. Pierwsze świadectwa istnienia kultu wśród czarnych niewolników w Salwadorze, starej stolicy Brazylii, pochodzą z połowy XVI wieku. Dzisiaj umbanda kwitnie, chociaż kilkanaście pokoleń wychowało się już pod intensywnym wpływem katolicyzmu. Do panteonu duchów dołączono kilku katolickich świętych: niektórzy umbandistas potrafią porozumiewać się z nimi za pomocą duchów przodków. Voodoo z łatwością znosi także zmiany klimatu: z zachodniej Afryki bez trudu powędrowało na Karaiby i do Brazylii (Benin nazywano nawet oficjalnie Wybrzeżem Niewolniczym, ponieważ stanowił „centrum przeładunkowe” eksportu niewolników na zachodnią półkulę). Dziś razem z emigrantami z Afryki i Karaibów trafia do wielkich miast Europy i Stanów Zjednoczonych. W tym chaosie można jednak odnaleźć pewne wspólne elementy. Większość wyznawców voodoo wierzy, że istnieje Bóg stworzyciel świata. Ma wiele imion – w plemieniu Ewe w południowym Beninie mówią o nim Mwa, na Haiti nazywa się Bondye. Bóg nie interesuje się jednak ani światem ani i ludźmi – swoją władze scedował na duchy i pomniejszych bogów( vodun). To z nimi, a nie z Mwa, człowiek powinien się liczyć i o ich przychylność zabiegać.

Vodun jest tak wiele, że, nie sposób ich zliczyć. Panteon duchów nieustannie się powiększ i zmienia: istnieją bogowie plemienni i duchy opiekujące się człowiekiem osobiście, duchy przodków, duchy związane ze zjawiskami przyrodniczymi i miejscami. Człowiek należący do plemienia Ewe może odwołać się do setek różnych duchów i bóstw, także tych czczonych przez pobliskie plemiona Mina, Fon, Aszanti, Czamba, Joruba, Nago, Aizo, Mahi, Bariba, Taneka, Dindi, czy Fulanów ( żeby wymienić tylko kilka).

Niezwykle ważny wpływ na los człowieka mają także fetysze – przedmioty obdarzone duchowymi właściwościami. Ludzie, których pytałem, w rozmowie odnosili się do nich czasami jak do przedmiotów, a czasami jak do osób – fetysz można było np. obrazić. Fetyszem mógł zostać kamień o dziwnym kształcie, w który uderzył piorun, ale równie dobrze zmumifikowane zwłoki bliźniąt syjamskich. Nie ma jednej i oczywistej dla postronnego obserwatora reguły rządzącej tym, co zostaje uznane za fetysz. Świat vodun jest równie rzeczywisty jak świat przyrodniczy, a być może nawet bardziej, ponieważ wola któregoś z duchów stoi za każdym wydarzeniem. To niezwykle fatalistyczna wiara: człowiek nie ma innego wyjścia, jak poddać się woli vodun. Może, co najwyżej próbować je obłaskawić.

Kurczaki giną w krwawych obrzędach

Kapłanie i kapłanki voodoo pośredniczą w kontaktach ze światem nadprzyrodzonym: wiedzą, jak rozmawiać z duchami, aby np. przepowiedziały przyszłość czy zinterpretowały sny. Wiedzą także, jak zażegnać ich gniew i jak rzucać czary – np. ochronę przed czarami zawistnego sąsiada. Zwykle potrafią przyrządzać mikstury pomagające na wiele życiowych problemów – np. leczące objawy AIDS, zapewniające powodzenie w biznesie albo powrót uczuć zdradzającego małżonka. Przyrządzane przez kapłanów ziołowe mikstury nierzadko skutecznie leczą prawdziwe choroby( chociaż niekoniecznie AIDS), zwłaszcza że dziś często razem z tradycyjnymi preparatami podają oni zachodnie lekarstwa. Zarówno w Beninie, jak i na Haiti rządy chętnie wykorzystują „tradycyjnych uzdrowicieli” – jak nazywa się ich oficjalnie – aby w miarę możliwości zastępowali lekarzy, których zawsze brakuje.

Skąd wzięły się mity o krwawych obrzędach i seksualnych orgiach? Haiti od czasu książki St. Johna kojarzy się ludziom Zachodu z voodoo – większość obrzędów wiążę się tam z poświęceniem zwierzęcia. Karmi się w ten sposób loa – duchy, w przybliżeniu odpowiednik vodun z Beninu. Strudzone prowadzeniem spraw tego świata duchy potrzebują pożywienia, którego dostarcza im uwolniona siła życiowa zwierzęcia. Ofiara nastawia je przychylnie do ludzi. Najczęściej zabija się kurczaki, chociaż istnieją rzadkie świadectwa poświęcenia krowy czy byka podczas wyjątkowych okazji. Na zwykłą ceremonie zwierzęta te są po prostu zbyt drogie. W obrzędzie trudno wziąć udział komuś z zewnątrz – a ich ostentacyjna tajemniczość sprzyja narodzinom sensacyjnych plotek.

Zdarza się, że podczas obrzędów duch przejmuje na pewien czas ciało jednego z uczestników, którzy wpadają w magiczny trans. Duch miłości – np. loa Erzulie na Haiti – może wejść w ciało jednej z kobiet i nakazać jej odbyć stosunek z wybranym mężczyzną. Seks ma wtedy charakter rytualny a nie orgiastyczny. Wedle wszelkich dostępnych świadectw takie sytuacje zdarzają się przy tym niezwykle rzadko. Młode pary mogą wymykać się z długich ceremonii, żeby skorzystać z otaczających ciemności – ale nie ma to żadnego związku z voodoo.

Kto zabił Adama?

Wczesnym rankiem 21 września 2001 roku oczom londyńczyków spieszący do pracy ukazał się makabryczny widok. Przy nabrzeżu Tamizy wyłowiono z wody pięcioletniego czarnego chłopca – a właściwie tylko tors, od którego ktoś z wprawą zawodowego rzeźnika odciął głowę i wszystkie kończyny. Tors bezimiennej ofiary – ochrzczonej szybko przez dziennikarzy imieniem Adam – ubrany był tylko w czerwone dziecięce spodenki. Opinia publiczna była wstrząśnięta tym – jak pisano – „morderstwem w stylu voodoo”. Policja brytyjska powołała specjalny zespół do wyjaśnienia sprawy.

W trakcie drobiazgowej sekcji zwłok znaleziono w płucach i żołądku Adama pyłki roślin, które rosły tylko w zachodniej Afryce; wnioskowano, że ofiara musiała przybyć do Wielkiej Brytanii nie więcej niż kilka tygodni wcześniej. Trzy kilometry od miejsca, w którym znaleziono Adam, w dole rzeki, policja odkryła pakiet zawierający ślady ponurego rytuału: kilka do połowy spalonych świec z wyrytym na nich nigeryjskim imieniem.

Do Londynu wezwano z RPA dr. Hendrika Scholtza, eksperta od rytualnych zabójstw. Scholtz potwierdził mroczną hipotezę: Adama zabito po to, aby jego śmierć przyniosła komuś powodzenie. Ustalił, że chłopcu poderżnięto gardło i z ciała upuszczono krew, prawdopodobnie wykorzystaną później w trakcie ceremonii. Usunięte też pierwszy krąg kręgosłupa, w którym według wierzeń wielu afrykańskich ludów spotykają się nerwy i naczynia krwionośne i gdzie koncentruje się siła życiowa całego organizmu. Adam był dobrze odżywiony i zadbany – wkrótce przed śmiercią podano mu nawet lek na przeziębienie, żeby w czasie obrzędu był w pełni sił.

Detektyw ustalił, że spodenki zostały kupione w Niemczech, ale na tym ślad się urwał. Nie pomógł apel sędziwego Nelsona Mandeli, powszechnie szanowanego w Afryce byłego prezydenta RPA, do wszystkich Afrykanów o pomoc w wykryciu sprawców mordu, który rzucał cień na zwyczaje i tradycje całego kontynentu. Rytualne mordy często zdarzają się w Afryce Południowej – według oficjalnych rządowych szacunków w ciągu ostatnich 10 lat zginęło w nich ponad 300 osób. Z ich organów wytwarza się mikstury, które mają przynosić i powodzenie temu, kto je wypije – np. wywar ze sproszkowanych genitaliów dziecka leczy z impotencji. Adam pochodził jednak z Nigerii, a dokładniej – jak ustalono dzięki badaniom składu mineralnego jego kości oraz DNA – z gęsto zaludnionego stukilometrowego pasa pomiędzy Lagos i Ibadanem, dwoma wielkimi miastami.

Wcielenie Buddy i Mahometa

Następna część układanki wskoczyła na miejsce dopiero rok po śmierci dziecka. Do policji w Glasgow trafiła informacja z miejskiego urzędu pomocy społecznej. Jedna z jego podopiecznych – niejaka Joyce Osagiede pochodząca z Nigerii – powiedziała, że chciała wykorzystać jedno ze swoich dzieci w religijnym rytuale. W domu kobiety znaleziono szorty dokładnie tej samej serii i w tym samym rozmiarze, w których znaleziono Adama (nosiło je jedno z dzieci Nigeryjki). Osagiede deportowano z Wielkiej Brytanii, bo brakło dowodów, aby ją oskarżyć.

W sierpniu zeszłego roku policja trafiła na ślad męża Nigeryjki, biznesmena Sama Onojhighovie. Siedział w więzieniu w Irlandii i starał się walczyć przeciwko ekstradycji do Niemiec, gdzie czekał go proces za przemycanie ludzi. Po przesłuchaniu Nigeryjczyka aresztowano ponad 20 osób w całej Europie odpowiedzialnych za przemyt setek osób z Afryki do Niemiec i Wielkiej Brytanii. Policjanci byli przekonani, że Adam został zamordowany po to, aby jego śmierć zapewniła powodzenie przedsięwzięciu. Jeżeli tak, przyniosła wręcz odwrotny skutek – to dzięki śledztwu w sprawie śmierci chłopca policja złapała szajkę przemytników ludzi.

Czy było to – jak pisali dziennikarze – „morderstwo w stylu voodoo”? W książce St. Johna – która spowodowała, że voodoo na Zachodzie ma tak złą reputacje – pojawiają się oskarżenia o rytualne morderstwa połączone ze zjadaniem wybranych części ciała ofiary. Czarna magia jest elementem tradycji voodoo, chociaż antropolodzy i etnografowie uważają, że ogrywa w niej mniejszą role, niż się sądzi – 95 proc. obrzędów i rytuałów ma służyć zapewnieniu człowiekowi szczęścia i pomyślności.

Ostatecznej odpowiedzi na to pytanie zapewne nie ma, tak jak nie ma wyraźnej granicy pomiędzy voodoo a innymi wierzeniami czy też różnymi rodzajami tradycyjnej magii. Pewien przedsiębiorczy brytyjski dziennikarz odkrył, że szef szajki – domniemany morderca Adama – był wysoko postawionym członkiem sekty One Love Family założonej prze charyzmatycznego Nigeryjczyka, który ochrzcił się „najwyższym guru Maharajji” i uważa się za kolejnego boskiego wysłannika na Ziemię, przysłanego, co prawda po Buddzie, Chrystusie i Mahomecie, ale za to największym z nich. Maharjii to żywy bóg mieszkający w ufortyfikowanej rezydencji otoczonej domami swoich zwolenników, jeden z wielu charyzmatycznych przywódców sekt, do których masowo napływają zrozpaczeni dramatycznymi warunkami życia Nigeryjczycy. Sekty te łączą swobodnie elementy afrykańskich tradycji i różnych światowych religii – i religia Maharajji nie należy do najbardziej egzotycznych. Brytyjski dziennikarz dotarł do deportowanej Osagiede, która oskarżyła przywódcę sekty o popełnienie wielu rytualnych morderstw. Ten zaprzeczył oczywiście, ale wątpliwości pozostały.

Morderstwo voodoo? Być może. Duchowy pejzaż Afryki jest skomplikowany i zmienny.


Autor: Adam Leszczyński 2004 rok
  • 0

#2

Vaherem.
  • Postów: 705
  • Tematów: 9
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Czy to jakieś opko? :|
  • 0

#3

Leprikon.
  • Postów: 22
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Co według ciebie znaczy "opko"?? Bo chyba nie za kumałem.
  • 0

#4

Berith.
  • Postów: 1115
  • Tematów: 26
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Opko jak mogę zrozumieć znaczy opowiadania, chociaż pewny nie jestem.
Takie wnioski wyciągnąłem po przeczytaniu tego... opka?
  • 0

#5

Vaherem.
  • Postów: 705
  • Tematów: 9
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

tak, opko to skrót do opowiadania. Moja wina za to małe zamieszanie, za często używam tego skrótu ;)
  • 0

#6

Leprikon.
  • Postów: 22
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

A więc o to chodzi. Nie jest to opowiadanie jest to artykuł Adama Leszczyńskiego doktora nauk humanistycznych w dziedzinie historii.Który publikuje dla czasopisma popularnonaukowego "Wiedz i Życie" . Może pierwsza część wygląda na opowiadanie, ale z tego co wiem to jest to relacja szwajcarskiego fotografa Albert Venzago który robił fotoreportaż o voodoo.
  • 0



Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych