Skocz do zawartości


Zdjęcie

ODIUM WSPÓŁCZESNOŚCI


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

#1

Legalize.
  • Postów: 2723
  • Tematów: 123
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Nieświęci święci


Tego, że naukowców można porównać do mafii w białych kołnierzykach nie wymyśliłem ani ja, ani przed chwilą. Moim grzechem może być tylko mało dyplomatyczny język, bo nie potrafię ekskrementów zawijać w kolorowe papierki i wieszać je wśród ozdób na choince. O tym, co się dzieje w naukowym światku dowiadujemy się przy okazji "zwycięstw" nad naturą i obiecanek, że teraz nasze życie uczyni się lepszym i łatwiejszym. Afery wybuchają stosunkowo rzadko, głównie ze względu na hermetyczność środowiska oraz na szybkie ich tuszowanie, a także z uwagi na to, że mało kto interesuje się odkryciami, gdyż zwykle nie wpływają bezpośrednio na jego życie codzienne. "Kruk, krukowi oka nie wykole" pasuje jak ulał do naukowego środowiska, a asymilacja do niego następuje według przysłowia - "jak wchodzisz między wrony, musisz krakać jak one". Kto w tym kręgu nie przestrzega tych kardynalnych kanonów opuszcza towarzystwo jako trędowaty lub zostaje na jego skraju z zakresem obowiązków robola i sprzątaczki.

Dołączona grafika


Artykuł Olgi Woźniak


Kłamać jak naukowiec
Olga Woźniak - Przekrój


Artykuł ten jest jak karteczka papieru rzucona na ocean informacji. Szkoda, bo powinien się ukazać we wszystkich mediach. Ludzie nie mają czasu na szukanie najbardziej wartościowych informacji, a takie jak artykuł Olgi Woźniak powinien krzyczeć ze wszystkich pierwszych stron gazet - jesteśmy od wieków oszukiwani, a oszuści chodzą w glorii i chwale. Artykuł ściągnąłem z Onet.pl i o ile jeszcze nie został zdjęty powinien być pod tym adresem.

"W październiku 2005 roku międzynarodowy zespół badaczy opublikował mapę genomu szympansa". "W tym roku zsekwencjonowano wirusa grypy hiszpanki z 1918 roku". "Wyniki tegorocznych prac sugerują, że schizofrenia, zespół Tourette'a lub dysleksja mogą być spowodowane przez nieprawidłowe połączenia neuronów podczas rozwoju płodu w macicy". Pod koniec grudnia i na początku stycznia serwisy informacyjne zapełniają się przeglądem naukowych dokonań upływającego roku. Woo Suk Hwang, koreański uczony pracujący nad klonowaniem terapeutycznym, był pewniakiem rankingów 2005 roku. Rok temu jako pierwszy człowiek na świecie sklonował ludzki zarodek. Swój wyczyn powtórzył w maju tego roku. Uzyskał więcej klonów i pobrał z nich komórki macierzyste, które potem namnożył. W ten sposób wyhodował 11 linii komórek, które mają tę niezwykłą cechę, że mogą przekształcić się w niemal każdą komórkę naszego ciała - wątroby, serca czy komórki nerwowe.
To jednak nie koniec dokonań Hwanga. Został on też, ojcem" pierwszego sklonowanego psa o imieniu Snuppy, który urodził się w sierpniu. Uczonemu nadano tytuł narodowego bohatera Korei Południowej. Jego życie było jak ziszczony sen tysięcy naukowców na całym świecie, którzy w swoich laboratoriach dokarmiają pokolenia bakterii w nadziei na odkrycie zdolne zapisać ich imię w annałach historii nauki. Niespodziewanie jednak piękny sen zamienił się w koszmar. W listopadzie doktora Hwanga przyłapano na oszustwie. Zaczęło się od tego, że materiał do swych badań pozyskiwał w nieetyczny sposób. Potem badania genetyczne dowiodły, że 9 z 11 jego linii komórkowych to żadne klony. I nie był to błąd ani pomyłka. Wyniki zostały celowo sfabrykowane. Hwang od początku o wszystkim wiedział. Wstyd na cały świat. Czy jednak to wydarzenie wstrząsnęło środowiskiem naukowców?

Czy ktoś słyszał by ten oszust utracił naukowe tytuły? Czy ktoś słyszał by pozbawiono go nieuczciwie zarobionych pieniędzy? Czy ktoś nosi się z zamiarem odebrania mu prawa do "zasłużonej", państwowej emerytury? Wolne żarty. Sprawa z czasem "przyschnie" i będzie żył do końca w luksusie za państwowe pieniądze. Czasem tylko złość nim zatrzęsie, że dał się tak głupio przyłapać na szwindlu.

Głębokie przekonanie
W czerwcu tego roku prestiżowy tygodnik ,Nature" przedstawił wyniki ankiety przeprowadzonej anonimowo wśród blisko trzech tysięcy naukowców amerykańskich. Prawie jedna trzecia przyznała się do karygodnego postępku dotyczącego metodologii badań, którego dopuściła się w ciągu ostatnich trzech lat. Sześć procent respondentów zataiło dane, które okazały się sprzeczne z wynikami ich własnych wcześniejszych badań, 15 procent zignorowało twarde naukowe dane jedynie na podstawie swojego "głębokiego przekonania", a 15,5 procent zmieniło projekt, metodologię lub wyniki badań pod presją instytucji finansujących. Dlaczego naukowcy oszukują? W dobie mass mediów i Internetu czują na plecach gorący oddech swych kolegów - kto pierwszy dokona odkrycia, komu szybciej się powiedzie. Liczą się godziny. Procedury badawcze są restrykcyjnie określane przez prawo, a na ręce wciąż patrzy opinia publiczna. No i jeszcze problem pieniędzy na badania. Jak zdobyć naukowy grant, jak zainteresować sponsora? No i jak w tych warunkach dokonywać odkryć? Zdarza się, że badacze idą na skróty. Myliłby się jednak ten, kto sądzi, że naukowa nierzetelność to dziecko współczesnych czasów. Fałszowanie nauki jest stare jak ludzka ambicja, a pokusie naginania rzeczywistości do własnych teorii nie umiały się oprzeć nawet największe umysły.

Proste obliczenie wskazuje, że w samych tylko USA 69,8% to naukowi oszuści i prawdopodobnie tyle samo hipotez i twierdzeń należy rozbić o kant stołu, co już nie napawa optymizmem. Ba, trzeba zacząć się po prostu bać.

Wobec dogmatów
Pobudki nie zawsze są złe. Czasem do fałszowania wyników czy przymykania oczu na oczywiste błędy skłania szacunek do autorytetu. To właśnie było przyczyną oszustw, jakich dopuszczał się choćby Leonardo da Vinci. Przez długie wieki prawo zabraniało dokonywania sekcji ludzkich zwłok, a medycyna opierała się na księgach napisanych przez starożytnego lekarza Galena. Wiedza medyków pochodziła ze starożytnych ksiąg i badania zwłok zwierząt, stąd też pełno w niej było błędnych wniosków dotyczących anatomii człowieka. Popierały je jednak tak wielkie autorytety ówczesnego świata, że nawet da Vinci, który od czasu do czasu nielegalnie pokroił jakieś ludzkie zwłoki, w swych rysunkach celowo nie pokazywał prawdy. Powiększał naczynia krwionośne wychodzące z wątroby, bo wtedy uważano ten organ za fabrykę krwi. Wymyślił też kanalik odpływu ze śledziony, bo myślano, że tu produkowana jest czarna żółć mająca powodować melancholię, niezrównoważenie i raka. Da Vinci nieprawomyślne spostrzeżenia zatrzymywał dla siebie, notując je od prawej do lewej strony, by zbyt łatwo ich nie rozszyfrowano. Dotyczyło to nie tylko anatomii, ale także na przykład wieku Ziemi i przypuszczeń dotyczących skamielin. Ten temat wieleset lat był polem naukowych nadużyć, do czego przyczyniło się stanowisko Kościoła. Bo jak tu mówić o kilku milionach lat życia na Ziemi, skoro nauka Kościoła dopuszcza zaledwie kilka tysięcy? Dlatego długo starano się ignorować oczywiste dane geologiczne. Jeszcze w XVIII wieku, gdy francuski uczony Georges Buffon wylicza wiek Ziemi na trzy miliony lat, nie ma tyle odwagi, by taką liczbę umieścić w artykule. Ostatecznie - manipulując obliczeniami - decyduje się na 75 tysięcy lat, za co i tak doktorzy z Sorbony usiłują wtrącić go do Bastylii.

Jak widać raczkująca nauka wczesnego racjonalizmu już miała problemy z etyką. Ktoś musiał jednak zacząć, by utwierdzić następne pokolenia w mniemaniu, że oszustwo naukowe jest tylko niewinnym żartem, który nie ma żadnego wpływu na świat. Dlaczego więc w dalszym ciągu uważa się Leonarda da Vinci za wielkiego geniusza, zamiast mówić o wielkim oszuście? Kościół ma swoich świętych, naród swoich bohaterów, wojsko swoich generałów, więc co ma zrobić nauka? Też musi mieć swoje wzorce i musi wybierać z tego co ma, czasem więc niekoniecznie uczciwe. Widać z tego wyraźnie - jaki szablon taki i wyrób.

Kanty w groszku
O ile jednak oszukiwanie w trosce o swe życie i zdrowie można zrozumieć, o tyle dla naginania faktów na podstawie "głębokiego przekonania" brakuje wyrozumiałości. Ostrzegam przed ferowaniem pochopnych wyroków! Może się bowiem zdarzyć, że w gronie potępionych znajdzie się taka osobistość jak... sam sir Izaak Newton. Tak, tak. Newton naciągał wyniki pomiaru prędkości dźwięku, by zgadzały się z jego teorią. No cóż, znajduje się w dobrym towarzystwie. Jakiś czas temu brytyjski statystyk Ronald Fisher postanowił przyjrzeć się danym na temat dziedziczenia opublikowanym ponad sto lat temu przez ojca genetyki Gregora Johanna Mendla. Co się okazało? W żaden sposób nie można ich było uzyskać, badając groszek pachnący, którym zajmował się ksiądz Mendel. Choć w tym przypadku litościwe dusze zdejmują odium fałszerstwa z osoby czcigodnego zakonnika, obarczając winą jego ogrodnika. Podobno, chcąc zrobić przyjemność księdzu, spisywał on z grządek tylko liczbę krzyżówek o cechach zgodnych z założonym przez Mendla mechanizmem. Efekt? Wynik zgodny z teorią, ale sprzeczny ze statystyką. To jednak zamierzchłe przypadki. Skoczmy w bliższe czasy.

Farbowane myszy
Rok 1971. Niedawno zmarł sławny brytyjski uczony sir Cyril Burt. Pierwszy psycholog, który otrzymał tytuł szlachecki. Tak wyróżniono go za badania nad istotą inteligencji. Wynikało z nich, że jest ona przekazywana przede wszystkim dziedzicznie, co będzie brzemienne w skutki jeszcze wiele lat po śmierci uczonego. Nie szkodzi, że wkrótce okazało się, iż Burt fabrykował dane, publikując te, które potwierdzały teorię. Zostańmy przez chwilę w latach 70. W owym czasie miało bowiem miejsce chyba jedno z najsłynniejszych fałszerstw w dziedzinie nauk biologicznych. Dotyczy ono lekarza Williama T. Summerlina, który twierdził, że potrafi przeszczepiać u laboratoryjnych zwierząt rogówkę oka i skórę, nawet gdy przeszczep nie powinien się udać. Summerlin eksperymentował z przeszczepianiem skóry czarnych myszy białym. Istotę sukcesów lekarza odkrył laborant, który watką z alkoholem zmył niechcący z białych myszek ,przyszyte" do nich czarne łatki. Okazało się, że Summerlin dokonywał przeszczepów... flamastrem. Zdolności plastyczne leżały też u podstaw pracy innego biologa - Paula Kammerera. Dowodził on, że cechy nabyte przez rodziców w ciągu życia mogą być odziedziczone przez potomstwo (w ten sposób dzieci kulturystów mogłyby zyskiwać silne bicepsy, a dzieci lingwistów - znajomość języków). Doświadczenia udowadniające słuszność tej teorii przeprowadzał na salamandrach i żabach, których ubarwienie miało się zmieniać w zależności od warunków, w jakich wzrastały. Potem mimo zmiany warunków potomstwo żab dziedziczyło nabyte przez rodziców kolory. Jak jednak wykazało późniejsze dochodzenie, była to zasługa głównie talentów plastycznych naukowca, który poddawał żaby odpowiedniej charakteryzacji. Gdy oszustwo wyszło na jaw, Kammerer popełnił samobójstwo.

Uczciwy złoczyńca. Gdyby takie poczucie godności przeważało w świecie nauki, świat nie miałby problemu z wyżywieniem.


Układanki kostne
Jednak nie tylko biolodzy są naukowymi oszustami. Wdzięcznym polem do nadużyć jest archeologia i trzeba przyznać, że badacze z nią związani wykorzystują to w sposób nader spektakularny. Jednym z klasycznych oszustw jest przypadek "człowieka z Piltdown", rzekomo odkrytego w roku 1912 przez Charlesa Dawsona. Szczątki miały stanowić brakujące ogniwo w ewolucji ludzi. Okazały się układanką fragmentu czaszki pozyskanej ze zwłok średniowiecznego człowieka, szczęki orangutana z Borneo i zęba szympansa. Kości postarzono roztworem żelaza i kwasu chromowego, a poszczególne fragmenty dopasowano, odpowiednio je szlifując. Oszustwo wyszło na jaw dopiero po 40 latach. Od tego czasu pojawiło się jeszcze kilka archeologicznych układanek, z których najsłynniejszą była "odkryta" w 1999 roku w Chinach skamieniałość stanowiąca rzekomo brakujące ogniwo między gadami a ptakami. Archaeoraptor, na którego nabrał się między innymi "National Geographic", okazał się puzzlem z 88 fragmentów skał oraz kości różnych zwierząt, co wykazała dopiero tomografia komputerowa.

Nie wystarczy ambicja
Naukowcy oszukują z różnych przyczyn. Czasem w grę wchodzi żądza sławy. Czasem chęć wyprzedzenia konkurencji. Bywa i tak, że naciągają fakty, by uzyskać granty na swe badania. Na wszystko to jednak można przymknąć oko, bo poza samym zainteresowanym nikt na tym nie cierpi. Co jednak począć z przypadkami fałszowania badań klinicznych leków, do których dochodzi pod naciskiem sponsorujących je firm? Alexander Kohn w książce "Fałszywi prorocy" przytacza dane, z których wynika, że w latach 1964-1982 w badaniach klinicznych leków wykryto 45 przypadków nieprawidłowości dyskwalifikujących prowadzących je badaczy. Skutkiem był choćby niesławny lek przeciwbólowy talidomid, który podawany kobietom w ciąży prowadził do wad rozwojowych płodu. By chronić nas przed takimi sytuacjami, wciąż tworzy się nowe instytucje mające nadzorować poczynania badaczy. Czy zatem możemy czuć się bezpiecznie? To zależy, jak często ambicja naukowców będzie wygrywać z etyką. Na szczęście nauka jest dziedziną, w której prędzej czy później dochodzi do weryfikacji wszelkich tez i odkryć. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że to nie my staniemy się ofiarami tej weryfikacji.

A skąd ta pewność? Byc może już niedługo ujrzymy nieszczęśnika leczonego komórkami macierzystymi, któremu narząd do prokreacji wyrośnie między oczami.

Quo vadis współczesna nauko?


Dokąd zmierza współczesna nauka? Krótko mówiąc - w maliny. Jeden z ostatnich bastionów uczciwości i rzetelności współczesnego świata zaczyna się rozpadać z przegnicia. Człowiek czytając takie artykuły zostaje obdarty ze wszystkiego, nawet z nadziei. Idąc do szpitala nie wie czy idzie po zdrowie, czy już jako potencjalny dawca narządów. Arogancja, zarozumialstwo, chęć zdobycia sławy i pieniędzy za wszelką cenę przeżarła całe światowe społeczności. I po co przejmować się rakiem czy AIDS? Jeśli ty i twój organizm jest w stanie zwalczyć tę chorobę, to niedopuści do tego naukowa medycyna. Po co uganiać się za szczepionkami na ptasią grypę, jak nie wiadomo co wprowadzisz do swojego organizmu - lek, truciznę czy zwykłą podbarwioną wodę. Dlaczego tak się dzieje? Prawda jest nad wyraz prozaiczna. Naukowa mafia musi chronić swoich żołnierzy, bo "nie wiadomo komu z brzegu", czyli prościej - trzeba być przewidującym, bo nuż coś takiego przytrafi się mnie i kto mnie z tego wybroni. Tylko wypróbowani "przyjaciele".

Dołączona grafika
Gizeh Group. Ojciec chrzestny czuwa...


Drugą sprawą jest przeświadczenie o bezkarności, bo oszustwa naukowe zwykle nie powodują natychmiastowych skutków i traktowane są jako społecznie nisko szkodliwe. Zwykli ludzie też są nimi mało zainteresowani, bo jak traktować "poważne" prace naukowe w rodzaju "wpływ przejazdu polskim pociągiem przez zwrotnice kutnowskiego węzła kolejowego na orgazm bezrobotnej, 40-letniej kobiety", czy kosztowne badania nad "śpiewem" wielorybów albo językiem migowym u krabów. Żyjący też nie otrzymują satysfakcji, bo zwykle o "geniuszu" geniusza dowiadujemy się z reguły po jego wspaniałym pogrzebie na koszt państwa i z zemsty możemy tylko obsikać mu nagrobek. Nie to jest jednak najgorsze. Gorsze jest to, że nowi "ojcowie chrzestni" bacznie pilnują, by nic nie uronić ze sławy poprzednika. Prace takiego szalbierza są w dalszym ciągu publikowane, w dalszym ciągu powołują się na nie następni oszuści i tak koła nauki spokojnie i bez wstrząsów toczą się dalej. Zwykły człowiek ma z tego śmierć w podarku od "nowoczesnej" medycyny, niezgodność liczby startujących i lądujących samolotów czy przymusowe nurkowanie na duże głębokości bez butli tlenowych razem z komfortowym statkiem. Co prawda robi się potem jakieś dochodzenia, ale efekt jest zawsze ten sam - cygan zawinił, kowala powiesili.

Jeśli sądzimy, że powyższa lista stanowi większość wykrytych naukowych machlojek, to jesteśmy w błędzie. Lista taka zajęła by prawdopodobnie objętość Encyklopedii Brytyjskiej z nią samą razem, bo dzięki niej fałsz został rozpropagowany. Brakuje tu wszystkich archeologów naciągających odkrycia do Biblii, brakuje angielskiego oszusta Howarda Vyse (specjalistę od fałszowanie hieroglifów, kolegi po fachu Zahi Hawassa, który dalej bredzi o piramidzie Cheopsa). A gdzie Karol Darwin i jego robocza oszukańcza hipoteza, dzięki której pseudonaukowcy zrobili z nas gadające małpy? A gdzie geniusz wszechczasów Albert Einstein, który u szczytu sławy zszedł do grobu z tajemnicą wzoru na energię, o której prawdę znają nieliczni, ale "zablokowani".

Niewielu wie, że tajemnicą fizyków jest plagiat popełniony przez Einsteina. I to nie byle jaki - bo dotyczący najważniejszej pracy ze sławnym wzorem na energię. Einstein miał cwany styl pisania - nikogo i niczego nie cytował. Z tego też powodu uznano początkowo, że to on sam wszystko wymyślił. Potem oczywiście znaleźli się tacy, co znaleźli ściągę. Ale było już za późno i trzeba było coś z tym zrobić. W związku z tym zamieciono to pod dywan. I stało się to wielką tajemnicą fizyki i fizyków. Trzeba powiedzieć, że dokonanie Einsteina było bezsporne. Bo był tym, który do kupy zebrał wszystko to, co wiedziano wcześniej. Łącznie z tym sławnym wzorem, który został już wcześniej napisany. Einstein może być zatem dziś uznany za największego plagiatora wszechczasów. Nie dziwi zatem, że był w szkole słabiutki z matematyki. Spotyka się też zdania, że równania rozwiązywała mu żona - póki z nią był. [J.B.]

A co zrobić z takimi, którzy dowody jawnych fałszerstw puszczają mimo uszu i dalej rozgłaszają fałszywe informacje? A co z tymi, którzy na fałszywych wynikach budują nowe, z gruntu fałszywe hipotezy? Współudział w oszustwie też jest oszustwem, ale jak dotąd nie ma siły, która w jawny i publiczny sposób napiętnowała by naukowych szalbierzy. Jest i druga strona - niewiara pozostałych. Mało kto dopuści do siebie myśl, że wychował się na naukach oszusta. Dlatego do dzisiaj w schematach prąd elektryczny dalej płynie od plusa do minusa, choć wszyscy wiedzą że jest odwrotnie. Zasadę utrzymano rzekomo dla tradycji, co jest jednoznaczne z dalszym pięlęgnowaniem naukowej "pomyłki". Nikt nie lubi i nie chce być oszukanym i to w tak wredny sposób. Dlatego wszelkiej maści naukowi oszuści i szarlatani pławią się dalej w pseudonaukowej sławie.

Kto korzysta ze zdobyczy nauki? Wszelkiej maści cwaniacy. Przykładem są banki krwi pępowinowej, która ma pomóc dawcy w przyszłości we wszelkich chorobach z rakiem wątroby włącznie. Jeden z polskich banków krwi już naciągnął klientów na 60 milionów złotych, a kolejka naiwniaków rośnie. Być może nie są świadomi, że do wszelkich operacji czy badań używa się tylko przechowywanej w "bankach" krwi, ale na pewno nie tej przechowywanej przez 30-40 lat. Nieważne, że prof. Jędrzejczak przestrzega:

Śmieszą mnie argumenty o przyszłości medycyny, o tym, że za 40 lat będzie można hodować wątroby i trzustki z zamrożonych próbek. O rozmnażaniu komórek macierzystych mówi się od lat, pierwszą pracę na ten temat opublikowano w 1974 roku. Od tego czasu co roku słychać o jakimś odkryciu w tej dziedzinie. Część tych sensacyjnych doniesień to oszustwa, część to nieudane doświadczenia. Nie ma skutecznej metody rozmnażania komórek macierzystych. To, co udaje się wycisnąć z pępowiny, może być materiałem do przeszczepu najwyżej dla kilkukilogramowego człowieka. [...] Na świecie zgromadzono już pół miliona próbek w bankach prywatnych. Użyto siedmiu z nich. Jeden pacjent żyje, ale nie ma pewności, czy to właśnie przeszczep go uratował.

Po co prowadzi się badania nad genetycznie modyfikowaną żywnością? Tylko dla zdobycia pieniędzy na nieświadomych niczego ludziach, bo wmawianie nam, że ratuje się świat przed głodem jest wierutną bzdurą. Roślina to też żyjący biologiczny stwór wyposażony we własny genotyp i każda jego zmiana musi prowadzić do zwyrodnienia. Produkcja zmutowanej soi ma ponoć na celu uodpornienie jej na choroby i zwiększenie wydajności. Jakim kosztem? Kosztem sterylizacji. Roślinę pozbawiono możliwości naturalnego rozmnażania, czyli krótko mówiąć, każdego roku rolnik musi zakupić nowe nasiona, by coś mu wyrosło na polu. W jaki sposób ingerencja w genom rośliny wpływa na roślinne enzymy trawienne, zawartość witamin, mikroelementów i soli mineralnych? W jakim stopniu w roślinie została zakłócona równowaga składników? Jaki dalekosiężny wpływ będzie to miało na zdrowie ludzi spożywających takie rośliny? Tego się nie mówi, bo ci pseudonaukowcy nie wiedzą nawet co i jak badać. Zresztą po co, skoro ta produkcja jest obliczona wyłącznie na doraźny zysk. Późniejsze choroby czy śmierć nieświadomych niczego ludzi jest wliczona w ryzyko. Hitlerowski doktor Mengele odrodził się w niektórych współczesnych genetykach, ale tym razem będzie zabijał poprzez żywność. Pożyjemy, to zobaczymy jakie pokolenie wyrośnie na takim GMO-ju.

Naukowcy do dziś szukają przyczyny choroby szalonych krów. Brakuje już tylko hipotezy, że BSE przyszła z kosmosu. Czy któryś z uczonych pomyślał przez chwilę, że za tą chorobę odpowiada człowiek? Czy ktoś zbadał wpływ zmiany pożywienia krowy, która jest zwierzęciem typowo roślinożernym, a której głupi człowiek do pożywienia wprowadził białko zwierzęce podawane w mączce kostnej? Na to ci geniusze nauki jakoś nie wpadli. A może im nie wolno? A może nie chcą przyznać się do tego, że to właśnie oni namówili hodowców do takiej "ekonomicznej" zmiany w żywieniu krów? Czy ptasia grypa, to nie efekt obniżenia odporności domowego ptactwa na choroby przez błędy w hodowli? Ptactwo też jest karmione byle jak i byle czym. Nikt nie zabrania badać praw przyrody, ale aroganckie zmienianie praw przyrody, to gwałt na samej naturze, która zemści się w dwójnasób.

Współczesna nauka nie zaprowadzi nas w świetlaną przyszłość. Tak myślą tylko naiwni i sami ci, co warzą to fałszywe piwo. Jeszcze długie wieki będziemy tkwić w tej naukowej, współczesnej ciemnocie i pod wpływem oszustów, którzy będą nam objawiać wspaniałe perspektywy, wyciagając przy tym z naszych kieszeni niemałe pieniądze. Taki stan będzie trwał doputy, dopóki będzie dominowało przekonanie, że lepiej być sławnym niż mądrym, dopóki każdy naukowiec nie weźmie na siebie odpowiedzialności za to, co robi.

Próby nowatorskiej terapii serca przy pomocy komórek macierzystych zakończyły się niepowodzeniem - ujawnili niemieccy uczeni. To dowód na to, że wykorzystanie u ludzi niektórych metod pomyślnie sprawdzonych na zwierzętach może być trudniejsze niż dotąd przypuszczano. [...] Problem w tym, że naukowcy w tej dziedzinie pracują pod silną presją czasu - twierdzi jeden z odkrywców komórek macierzystych, John Gearhart z Johns Hopkins School of Medicine. Pacjenci oczekują wyników jutro, ci, którzy dają na to pieniądze, podobnie. I mamy z tym problem. (RMF-FM 1.3.2006)

My wszyscy nauczeni i wychowani na współczesnej nauce, stoimy po szyję w szambie i nie mamy zielonego pojęcia jak się z niego wydostać, bo każdy ruch może nas pogrążyć. Jeśli sama nauka jest oszustwem w około 70%, to ile procent tego oszustwa jest w tzw. naukowej medycynie, co sądzić o tych którzy nami rządzą na "naukowych" podstawach, o tych którzy nas nauczają fałszywych prawd? Po co jeszcze się bać katastroficznych proroctw? Uśmiechnij się i pogódź się z myślą - lepiej już nie będzie. Świat od dawna stoi na krawędzi przepaści, teraz wystarczy zrobić "ewolucyjny" krok naprzód.

Wydaje się jednak, że problem jest tak stary jak sam człowiek. W apokryficznej księdze Henocha czytamy:

Mądrość nie znalazła miejsca na swe zamieszkanie i jej siedzibą było niebo. Przyszła, aby zamieszkać wśród synów ludzkich, ale nie znalazła miejsca. Wróciła na swoje miejsce i zasiadła w pośrodku aniołów. [...] Imię czwartego jest Penemue. Ten pokazał ludziom gorycz i słodycz oraz wyjawił im wszystkie tajemnice wiedzy. Nauczył ludzi sztuki pisania atramentem i [wyrobu] papieru. Przez to wielu poszło na manowce od dawien dawna aż po dziś dzień. Ludzie bowiem nie zostali stworzeni po to, aby wzmacniali swoja wiarę piórem i atramentem. Ludzie bowiem zostali stworzeni po to, aby stali się jak aniołowie, czyli sprawiedliwi i czyści, i aby ich nie dotknęła wszystko niszcząca śmierć.

Skoro od samego początku jesteśmy skazani na brak "mądrości", to bądźmy przynajmniej sprawiedliwi, dobrzy, rzetelni i uczciwi.

źródło: uleszka.com
  • 0



Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych