Napisano
03.03.2008 - 01:16
No i po wszystkim... Co do nadmuchiwania sprawy przez media - cóż... paskudnie gonimy w tym zachód. Tyle, że kiedy naszej Emmie żyłka na czole wychodziła od tych 110 km/h (w porywach i na równinach - w górach i nad morzem się nie liczy, bo tam zawsze wiatr jest silniejszy), w USA to często stała prędkość wiatru podczas klasycznego huraganu, w porywach zaś wyniki oscylują wokół nawet 290 - 300 km/h. Wtedy można powiedzieć, że sytuacja jest naprawdę bardzo poważna ("Katrina" z 2005 roku i zdemolowany Nowy Orlean) Polsce jednak tego typu kataklizmy nie grożą (brak odpowiednich warunków klimatycznych czy brak w okolicy ciepłego oceanu - magazynu energii dla cyklonu, położenie raczej w głębi lądu) jednak na orkany powinniśmy być przygotowani, bo one jak ktoś wspomniał często goszczą w naszym kraju. 90% zniszczeń w wyniku takich zjawisk to wynik ignorancji służb miejskich, właścicieli terenów, mieszkań... Za przykład podam sytuację z jaką sam się spotkałem. Na moim osiedlu jakieś trzy metry od bloku rośnie ogromna topola (przewyższa czteropiętrowy blok o +/- 3 metry). Rozwijające się korzenie dawno zniszczyły dojazd do budynku, a wywrotek starszych osób na tych nierównościach już nikt nie liczy. Każdy silniejszy wiatr to masa konarów spadających na zaparkowane w pobliżu drzewa samochody, a więc wybite szyby, powgniatana blacha itp. Kiedy zaś wieje z zachodu, topola dosłownie przytula się do bloku. Podczas którejś z wichur potężna gałąź wybiła sąsiadom okno. Normalka, że ktoś postanowił zrobić z tym porządek... Tyle, że porządku zrobić się nie da, bo szanowny Wydział Zieleni Miejskiej na każdą prośbę o ścięcie odpowiada negatywnie "Bo przecież to zielone, jak to tak... ściąć ?" Nie jest ważne, że "zielone" wprasza się ludziom do domu, i tylko czekać jak drzewsko zwali się na blok, a miasto Radom podciągnie statystykę zniszczonych budynków. Jak widać większość drzew walących się na przewody elektryczne, budynki itp. nie powinna wogóle rosnąć w ich okolicach. Służby miejskie nie docinają gałęzi, te się łamią i zrywają linie napowietrzne. Betonowego słupa wiatr nie położy - coś musi go pociągnąć, i najczęściej jest to spory pniak. Wiatr lubi zrywać też dachy...W leciwych domkach jednorodzinnych mało kto fatyguje się, aby sprawdzić, czy dachówka dobrze przylega. To właśnie za jej szczeliny "chwyta" wiatr, jego napór osłabia mocowania, no i za którymś razem kawałki odlatują w siną dal. W nowych budynkach słaby dach to niestety wina dekarzy-fuszerów, dla których ważniejsza jest "ta flaszka, co to ją szanowny kierownik obiecał, jak przed czasem skończymy"...