Skocz do zawartości


CIEŃ BLISKICH SPOTKAŃ


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1 odpowiedź w tym temacie

#1 Gość_muhad

Gość_muhad.
  • Tematów: 0

Napisano

CIEŃ BLISKICH SPOTKAŃ
Literatura ufologiczna roi się od opisów, w których nasi „przyjaciele z kosmosu” usiłują nam w sposób prosty i logiczny przekazać prymityw naszej ziemskiej cywilizacji, która dąży do samozagłady, po czym ostrzegając nas przed nią, ulatują w „kosmiczną dal”. Inni „przyjaciele” z UFO starają się nas unikać, usilnie starając się abyśmy tkwili w niewiedzy i głowili się do końca naszych czasów nad Zagadką Nieznanego.

Są też inne spotkania, często bardzo drastyczne i im właśnie poświęcę niniejsze opracowanie. Rzuca to pewien cień na problem Kontaktu i na szczęście cień ten dostrzegło już wielu badaczy zajmujących się problematyką UFO.

W scenariusz powitania „kosmitów” na dziedzińcu Białego Domu czy też przyjęcia Ziemian do „kosmicznej galaktycznej rodziny” na szczęście dziś chyba już nikt nie wierzy, mimo, że scenariusz taki zapewne jest hipotetycznie możliwy abstrahując od implikacji, które pociągały by za sobą takie wydarzenia. Nie o nich chciałbym jednak mówić gdyż można je sobie wyobrazić. Skupię się raczej nie na scenariuszu powitania a na pewnych zachowaniach naszych „przyjaciołach” z Kosmosu. O ile oni rzeczywiście stamtąd pochodzą, lecz przecież tam ich wypatrujemy od tysiącleci. To ich oczekujemy wpatrując się w gwiaździste niebo i zastanawiamy się nad naszą kosmiczną samotnością. To ich oczekujemy i przyjaźnie wyciągniętej do nas ręki. Ręki, która za pomocą swych kosmicznych technologii rozwiąże nasze problemy i sprawi, że nasza planeta stanie się rajem.



Niniejsze rozważania dedykuję tym, którzy dostrzegają w ewentualnym Kontakcie już coś więcej niż „międzycywilizacyjna przyjaźń” i kierują się nie tylko entuzjazmem. Mam też nadzieję, że będą one pomocne przy wyznaczaniu nowych kierunków badań i innym spojrzeniu na Kontakt. Być może też ochłodzę nieco entuzjazm wszystkich tych, którzy oczekują na „przyjaciół z kosmosu” witających nas przyjacielskim gestem. Sam byłem kiedyś entuzjastą tego rodzaju wizji. Wydaje się zresztą, że to pewna cecha nie tylko tych, którzy ocierają się o tematykę UFO. Jest w nas, mieszkańcach planety Ziemia poczucie kosmicznej samotności i każdy przejaw Kontaktu budzi uczucie nadziei, że każda wyższa i bardziej rozumna cywilizacja będzie na pewno reprezentować coś, co w naszym pojęciu rozumiane jest jako „dobro”, nb. słowo wymyślone przez nas samych. Nadzieja ta jest głęboko zakorzeniona w naszej podświadomości i kiedy czasem napotykamy na coś co burzy ten porządek myślowy – odrzucamy to jako mało eleganckie rozwiązanie kosmicznej natury.

Z tym nastawieniem wchodzimy w zbożowe piktogramy, badamy doniesienia o spotkaniach z Ufonautami, uspokajamy się rozważaniami, że przecież cywilizacji kosmicznych jest wiele i jeśli odwiedzają naszą planetę, większość przypuszczalnie będzie się z nami obchodzić jak z przysłowiowym jajkiem. Stąd przecież wytyczne dla Ziemian, co powinni robić a czego nie robić, ostrzeżenia przed samozagładą, zapowiedzi przyszłego Kontaktu, pomocy i wreszcie – nowa wspaniała przyszłość Ziemi i jej mieszkańców.
Jednak pewne wydarzenia zakłócają tak optymistyczne wizje i mam przekonanie, że nie tylko mi. Przytoczę je poniżej mając cichą nadzieję, że może nie jest to prawda lub, że w bogatej gamie doniesień, mało znaczące są przypadki ludzi, którzy za spotkanie z UFO zapłacili swoim życiem.

W powietrzu...

Niektóre niepokojące doniesienia zaczęły pojawiać się w już z w połowie XX wieku i dziś zapewne nie wszyscy je pamiętają, dlatego też pozwolę sobie przypomnieć kilka z nich. Dotyczą one spotkań lotników z UFO i kończą się tragicznie. Jednym z takich „sztandarowych” przypadków tego typu jest śmierć kpt. Mantella i nie będę go przytaczał w całości, gdyż powiela go literatura całego świata. Przypomnę tylko, że zdarzenie miało miejsce w południe, 7 stycznia 1948 w pobliżu Louisville, Kentucky, USA. Na sygnał o pojawieniu się kilku nieznanych obiektów latających, z bazy lotniczej Godman kilka samolotów F-51 wystartowało w celu rozpoznania obiektu. Jeden z pilotów, kpt. Mantell odłączył się od grupy pościgowej i na wysokości około 6000 metrów, stracono z nim kontakt bezpowrotnie. Szczątki samolotu zostały rozproszone na przestrzeni kilkunastu kilometrów w okolicy Madison, Kentucky, ciała pilota nigdy nie znaleziono. Według dra Jessupa badającego ten przypadek, samolot eksplodował na tak wiele części, że każda ze znalezionych nie przekraczała wielkości pięści, przy czym wszystkie one były podziurawione jak sito. Przypuszczalnie samolot zbytnio zbliżył się do UFO i trafił w pole zjonizowanego powietrza.

Tak mówią nieoficjalne wersje. Wersja wojskowa wyjaśnia zaś to zdarzenie krótko i jednoznacznie: „pilot ścigał planetę Wenus”. Nie ma tam wzmianki o tym, że kilka godzin po tym zdarzeniu nieznane obiekty pojawiły się w tym samym miejscu ponownie.

Wydarzenie to jest chyba początkiem dalszych smutnych doniesień w których giną kolejni piloci jak np. F. Valentich (1978). Rozkaz „lecicie na UFO!” staje się czymś powszechnie znanym o czym wspomina polski mjr lotnictwa mjr Jerzy Makieła. Niestety, są też kolejne rozkazy i dotyczą otwarcia ognia do wszystkiego co niezidentyfikowane i przemieszcza się w przestrzeni powietrznej. Dotyczy to także naszego kraju. Jak kończą się takie działania można sobie wyobrazić. O kilku polskich przypadkach, w którym piloci musieli się katapultować wspomina płk Grundman [2]. Jakoś nie było jednak oficjalnych doniesień o tym, że polskie samoloty bojowe uległy zniszczeniu a przecież przypadki takie miały miejsce, natomiast po awaryjnym lądowaniu awionetki na Malcie w Poznaniu, zimą 2005 roku, ekscytowano się w mediach chyba ponad tydzień.

Wojsko w ogóle ma specyficzne podejście do tego typu zdarzeń. Wygląda na to, że problem UFO jest przez nich oficjalnie uproszczony. Oficjalnie też, nie przyznają się do problemów, które związane są ze spotkaniami w powietrzu z nieznanymi obiektami. Ale jak sądzę, nie przyznają się ponieważ wyszłoby na jaw, że nie są w stanie obronić naszej przestrzeni powietrznej. Tak brzmi smutna prawda, mimo, że oni twierdzą inaczej.

- Nic nie ujdzie naszej uwagi. Zestrzelimy wszystko, co może nam zagrozić – zapewniają w roku 2005 wojskowi w rozmowie z dziennikarzem Januszem Zagórskim, zajmującym się problematyką UFO. Jak przebieg mają takie wydarzenia można sobie wyobrazić choćby na podstawie zeznania jednego ze świadków, który tak opisuje kompromitację MIGów-21 nad Warszawą w czerwcu 1961 roku: „...szliśmy do domu ulicą Tamka. Patrzymy, a na niebie wisi świetlista kula. Mój ojciec, geofizyk, zaczął się wymądrzać, że jest to normalne zjawisko w naturze! I wtedy od strony lotniska w Babicach nadleciała eskadra MIG-ów. Zaczęły strzelać do tej kuli lecz atak samolotów jej nie uszkodził. Wtedy tata zmienił zdanie. Nagle z jej powierzchni zaczęły się odrywać dymki. To był kontratak UFO. I nasze MIG-i błyskawicznie uciekły. Kula wisiała jeszcze przez chwilę, po czym nagle ruszyła i zniknęła za horyzontem. Następnego dnia "Express Wieczorny" napisał, że świetlista kula była... balonem przyjaźni polsko-radzieckiej, a atakujące MIG-i oddały mu salwę honorową! Jestem dzieckiem wojny i odróżniam salwę honorową od ataku, a wolno płynący balon od mknącego pojazdu!...”

Z opisu przypadków nie zawsze można zorientować się co było bezpośrednią przyczyną katastrofalnych skutków zbliżenia się samolotu do UFO. Czy zaatakowaliśmy my, czy „oni”? Tak wygląda np. sprawa zaginięcia samolotu w 1953 roku w South Michigan, USA. Po sygnałach od setek ludzi, którzy dzwonili do policji i wojska obserwując dziwne światło na niebie oraz po dokonaniu obserwacji radarowej z pobliskiej bazy wojskowej wysłano samolot F-19 z kapitanem F. Moncla. Pilot zbliżył się do obiektu i obserwował go przez około 90 minut donosząc o zmianie barwy obiektu z żółtej na niebieską oraz o jego średnicy wynoszącej około 1 km, po czym na radarze zaobserwowano nagle jak UFO zanurkowało w stronę samolotu Moncla i zniknęło wraz z nim. Szczątków samolotu nigdy nie znaleziono.

Podobnie wygląda przypadek z 9 czerwca 1978r., w którym japoński pilot zginął podczas spotkania z UFO [1]. Jeden z dwóch pilotów, który przeżył – major lotnictwa Shiro Kubota tak opowiada o tym zdarzeniu: „...Nagle na ekranie radaru stacji naziemnej pokazało się wyraźne echo. Wybiegliśmy do dwóch myśliwców odrzutowych typu Phantom i wystartowaliśmy. Naszym zadaniem było powstrzymanie i ewentualne ostrzelanie tego obiektu, który naruszył obszar japońskiej przestrzeni powietrznej. Kiedy samoloty przekroczyły szybkość dźwięku i znajdowaliśmy się ponad chmurami zobaczyliśmy obiekt. Była to silnie świecący czerwono-pomarańczowy okrągły dysk o średnicy ok. 10 m. Obiekt miał kilka dziwacznych czworokątnych oznakowań naokoło kapsuły. Mój kolega Toshio Nakamura położył swój samolot w zakręt i skierował go prosto na obiekt. W tym samym momencie przygotował swoje działko 20 mm do oddania strzału. Tu nastąpiło coś nieoczekiwanego. Zamiast my jego – obiekt zaatakował nasze samoloty. Z jego kierunku nastąpiło wiele wystrzałów. Nagle nastąpił ogłuszający huk, niebo rozświetliło się gdy samolot mojego kolegi eksplodował w morzu płomieni. Wyskoczyliśmy oboje na spadochronach za pomocą katapulty. Obiektu już nie było a ja obserwowałem jak spadochron kolegi płonie i zginął on na moich oczach....”.

Dziwne są szczegóły katastrofy samolotu TWA 800, w której wszyscy pasażerowie i załoga zginęli w eksplozji powietrznej 17 lipca 1996 w pobliżu Long Island w Nowym Jorku. Rozważa się możliwość wybuchu bomby w luku bagażowym lub wystrzelenie w kierunku samolotu pocisku Stinger. Rozważania te nie są jednak doskonałe ponieważ naoczni świadkowie widzieli nieznany obiekt w pobliżu samolotu już 45 minut wcześniej zanim nastąpiła katastrofa. Przyznają to także operatorzy radarów.

Dziwne jest też zdarzenie z 1967 roku kiedy kubański myśliwiec przechwytujący MIG-21 eksplodował za sprawą UFO. W marcu 1967 roku amerykańskie stacje podsłuchowe wykryły moment gdy kubańska obsługa radarów wykryła niezidentyfikowany obiekt latający. UFO nadlatywało nad Kubę z północnego wschodu z prędkością około 1000 km/h na wysokości 10 km. Kubańczycy wysłali dwa myśliwce MIG-21, które miały przechwycić UFO. Kubańscy radarzyści doprowadzili MIGi na 5 km od UFO. Jeden z pilotów zameldował, że UFO wygląda jak jasna, metaliczna kula bez żadnych oznaczeń. Ponieważ UFO nie reagowało na myśliwce, stacja naziemna rozkazała pilotowi zestrzelić obiekt. Kilka sekund później amerykańscy specjaliści od podsłuchu usłyszeli krzyk Kubańczyków. Jeden MIGów eksplodował w powietrzu, zanim zdołał odpalić rakietę w stronę UFO. Krótko potem UFO przyśpieszyło, wzniosło się na wysokość ponad 30 km i znikło w kierunku południowego wschodu, czyli Ameryki Południowej.

W powietrzu miały też miejsce groźne przypadki, kiedy nieznane obiekty zbliżyły się do samolotu. Jeden z nich miał miejsce 28 lipca 1994 roku i został odtworzony m.in. na podstawie zapisów rozmowy pilota z wieżą kontrolną w Mexico City. Pilot zauważył dwa nieznane obiekty, które w końcowej fazie lądowania zderzyły się z samolotem powodując uszkodzenie amortyzatorów. Obiekty zarejestrowały również radary lotniska. Ostatecznie zderzenie z UFO nie zakończyło się tragedią a pilot wylądował szczęśliwie mając na pokładzie ponad 100 pasażerów.

Są to tylko niektóre wybrane opisy i jak zwykle, jest ich bez liku. Kilka innych incydentów związanych z UFO i lotnictwem polskim zamieściłem m.in. w opracowaniu pt. „W kręgu hipotez – cz. II oraz zamieszcza je K. Piechota i B. Rzepecki w „Czasie UFO”. Inne sygnalizują obserwatorzy wydarzeń w Wicku Morskim (2005), Trzebnicy (2005) itd.



Kto kontroluje naszą przestrzeń powietrzną i w jakim celu? W każdym razie jedno jest pewne – próby podejmowania walki z UFO są z góry skazane na niepowodzenie. Nikt nie ma z „nimi” żadnych szans. Czy wobec tego stajemy przed problemem bezpieczeństwa naszej planety? Między badaczami UFO a przedstawicielami wojska obserwuje się wieloletnią przepychankę, gdzie ci pierwsi przedstawiają konkretne argumenty i materiały, które druga strona wciąż lekceważy zapatrzona prawdopodobnie w swoje możliwości techniczne i traktująca ufologów jak dzieci bawiące się w piaskownicy. Wydaje się, że nadszedł czas aby obie strony zaczęły się wreszcie traktować poważnie.

i na ziemi...

Także i tutaj szereg niepokojących przypadków budzi wątpliwości co do filantropijnego działania Ufonautów. Pominę wątek wzięć, który i tak rodzi dużo kontrowersji, gdyż dokonywane są bez woli świadków. Mają oni zresztą w większości przypadków możliwość powrotu do względnie normalnego życia. Nie wszyscy mieli jednak tyle szczęścia aby spotkanie z UFO lub ich załogą zakończyło się bez problemów.

O takim braku szczęścia może na pewno powiedzieć czterdziestoletni Tony Burfield z Bridgewater w angielskim hrabstwie Somerset, Problemy Tony'ego Burfielda zaczęły się po spacerze w pobliżu domu na wzgórzach Quantock Hills w maju 1988 roku. Mniej więcej w południe zaobserwował dziwny, ciemny punkt na niebie. Po chwili zauważył, że punkt robi się coraz większy i zbliża się do niego. Burfield twierdzi, że duży, masywny, oświetlony i wyposażony w okienka obiekt znieruchomiał w powietrzu około 15 metrów nad nim. Burfield sądzi, że w jednym z okienek zdołał rozpoznać obserwującą go istotę. Wydarzenia, które nastąpiły potem, potrafi sobie przypomnieć już tylko z trudem i fragmentarycznie. Na koniec spotkania Burfield poczuł, jak przez jego dłonie przepływa strumień gorąca. Nie zdołał wszakże znaleźć żadnych oparzeń na ciele. Wydawało mu się, że całe zdarzenie trwało tylko pięć minut. Pracownicy British UFO Research Association (Brytyjskie Stowarzyszenie Badaczy UFO - BUFORA) ustalili jednak, iż w życiu Burfielda nastąpiła mniej więcej dwugodzinna luka. Wygląda na to, że również on został uprowadzony do UFO, poddany badaniom i po dwóch godzinach wysadzony z powrotem. Początkowo o niesamowitej przygodnie Tony Burfield opowiedział tylko swojej żonie. Zdecydowali, że zatrzymają tę historię dla siebie, gdyż Burfield nie chciał się ośmieszyć przed znajomymi i innymi ludźmi. Po kilku miesiącach zaczął się jednak skarżyć na dolegliwe ataki migreny i duże pragnienie. Wkrótce potem wystąpiły u niego okropne bóle, jeśli ktoś w pobliżu uruchamiał urządzenie elektryczne. Czasami czuł się tak, jakby był naładowany elektrycznie, innym zaś razem - jakby spalał się od wewnątrz. W 1990 roku Burfield dostał również alergii na wodę i na produkty spożywcze. Odtąd nie mógł już kąpać się w wannie, mył się tylko wilgotną szmatką.

W ciągu trzech lat Burfield schudł ponad 20 kilogramów i stawał się coraz słabszy. Stracił pracę i nie był już w stanie samodzielnie się ubierać. Z czasem jego żona musiała opiekować się nim przez cały dzień. Burfield został umieszczony na sześć miesięcy w klinice psychiatrycznej, ale tam także nie umiano mu pomóc. Psycholodzy, neuropsychiatrzy i lekarze byli bezradni i podawali mu tylko doraźne środki przeciwbólowe. Sam Tony uważa, że podczas swojego bliskiego spotkania z UFO został napromieniowany. Wiosną 1994 u Burfielda nastąpiła poprawa zdrowia.

O innym niefortunnym spotkaniu z UFO wspomina szwedzki badacz Borys Jungvist. Wydarzenie miało miejsce w stanie Goia położonym na brazylijskiej wyżynie, 180 km na pd wsch od miasta Brasil. Inacio de Souza lat 41, żonaty ojciec piątki dzieci, był prostym i nie kształconym człowiekiem. Cieszył się poważaniem w swoim lokalnym środowisku. Był administratorem farmy gdzie mieszkał i pracował od 6 lat. 13 sierpnia 1967 Inacio powrócił wraz z żoną Marią na farmę w Santa Maria. Kiedy zbliżali się do domu zauważyli obiekt stojący na pasie startowym (farma posiadała swoje lotnisko). Obiekt miał kształt odwróconego spodka i ok. 30 metrów średnicy. Pomiędzy domem a obiektem znajdowało się trzech nieznajomych.Tak relacjonował to wydarzenie Jnacio de Souza: „ ...Sądziłem, że byli to jacyś ludzie, którzy przybyli w odwiedziny ale byłem przestraszony ich pojazdem. Nieznajomi byli ludźmi. Kiedy nas dostrzegli zaczęli dawać jakieś znaki i zaczęli się zbliżać w naszą stronę. Krzyknąłem do żony aby schowała się w domu. Ponieważ miałem ze sobą karabin strzeliłem do tego który znalazł się najbliżej mnie. W tym samym momencie z ich obiektu wystrzelił promień zielonego światła i trafił mnie w pierś po prawej stronie. Żona podbiegła do mnie i chwyciła broń ale nieznajomi zaczęli wracać w kierunku obiektu, który podniósł się prostopadle z olbrzymią prędkością dźwiękiem podobnym do roju pszczół...” Oto dalszy ciąg tej historii relacjonowanej przez właściciela farmy: „...Przyjechałem na farmę trzy dni po tym wydarzeniu i nic o tym nie wiedziałem. Kiedy wylądowałem żona Inacio powiedziała, że jej mąż jest bardzo chory. Byłem tym zdziwiony ponieważ był to bardzo silny mężczyzna, który nigdy nie chorował. Udałem się do niego do pokoju gdzie usłyszałem od niego: - zabiłem człowieka. Opowiedział mi wtedy wszystko co się wydarzyło i tłumaczył, że strzelił ponieważ uważał, że nieznajomi chcą uprowadzić jego i jego rodzinę...”.

Właściciel farmy sprawdził to miejsce aby zobaczyć czy istnieją ślady krwi mężczyzny, który ewentualnie został trafiony. Nic jednak nie znalazł. Później Inacio przedstawił wiele innych szczegółów a mianowicie, że strzelał do nieznajomego z odległości ok. 60 m i dziwne jest, że nie trafił ponieważ był bardzo dobrym strzelcem. Właściciel farmy kontynuuje: „...Pierwszego i drugiego dnia Inacio czuł mdłości, zawroty głowy, bezwład ciała i dzień później zaczęły mu się trząść ręce. Postanowiłem wziąć go do Goiania aby go gruntownie zbadano i prosiłem go aby przemilczał wydarzenie. W Goiania lekarz stwierdził okrągłe, ok. 15 cm średnicy oparzenie po prawej stronie tułowia w pobliżu ramienia. Co zaś innych symptomów – przedstawił diagnozę, że spowodowane są działaniem jakiejś trującej rośliny. Postanowiłem opowiedzieć lekarzowi co się wydarzyło. Lekarz zarządził że Inacio zostanie w szpitalu. Pięć dni później pojechałem do szpitala w odwiedziny. Lekarz powiedział mi, że stan chorego jest beznadziejny gdyż badania wskazują na białaczkę i że Inacio ma przed sobą około dwa miesiące życia. Zmarł 11 października 1967 r...” [1].

Astrofizyk, a jednocześnie jeden z czołowych badaczy UFO, dr Jacques Vallee zbadał w lipcu 1988 roku w Brazylii liczne wydarzenia związane z UFO, podobne do wcześniej opisanych [5]. Zaniepokoiło go szczególnie, że natknął się również na przypadki, w których spotkanie z UFO miało śmiertelne następstwa. Jacques Vallee odbył w 1988 roku ekspedycję naukową na północne wybrzeże Brazylii. Rejon wokół Parnaramy znany jest z wielu obserwacji UFO. Vallee oszacował, że w tej okolicy doszło do około 500 obserwacji. Przeprowadził rozmowy z ponad 50 świadkami, zapoznał się z protokołami lekarskimi i obejrzał blizny, spowodowane przez UFO. Vallee natrafił także na przypadki, w których UFO skierowało promienie na ludzi. Wielu mężczyzn w tym regionie zajmowało się łowiectwem, ale niektórzy z nich po spotkaniach z UFO tak się przestraszyli, że zaczęli unikać puszczy. Sporo ofiar miało typowe dolegliwości. Na początku lat osiemdziesiątych doszło do pierwszych śmiertelnych wypadków. Poinformowała o nich lokalna prasa i jedna z amerykańskich gazet. Vallee przeprowadził wywiad z ówczesnym oficerem policji z Parnaramy, podporucznikiem Magelą. Twierdził on, że podczas swojej służby w latach 1981-1982 widywał, świecące obiekty wielkości księżyca w pełni. Magela zbadał wiele zajść, podczas których ludzie zostali zranieni przez UFO bądź przewrócili się i poranili, uciekając przed UFO. Śmiertelny wypadek, którym zajmował się podporucznik, dotyczył myśliwego o nazwisku Raimundo Souza, mającego w chwili śmierci 40 lat. W sierpniu 1981 roku Souza był razem ze wspólnikiem Anastasio Barbosą na polowaniu w lesie. Według zeznań Barbosy, nagle zjawił się przed nimi świecący obiekt i skierował w ich stronę promień. Barbosa ześliznął się ze swojego hamaka i ukrył w zaroślach, gdzie pozostał aż do rana. Obserwował krążące UFO, które po jakimś czasie znikło. Rano odkrył martwe ciało swojego towarzysza. Zwłoki Souzy leżały pod hamakiem i pokryte były wieloma czerwonawymi plamami. Barbosa utrzymywał, że plamy te znajdowały się na rękach i torsie, ale nie na twarzy. Podporucznik Magela został wezwany do zbadania zwłok. Potwierdził, że plamy były okrągłe i gładkie. Ich wielkość wahała się od 2,5 do 6 cm. Magela sądzi, że Souza nie umarł od promieni, które spowodowały plamy, lecz raczej dostał ataku serca i umarł ze strachu. Swoje przypuszczenie Magela opiera na tym, że inne ofiary, które miały takie plamy, przeżyły. Dr Jacques Vallee ustalił z pomocą miejscowego badacza, że poza Raimundo Souzą jeszcze czterech innych myśliwych zginęło w podobnych okolicznościach w rejonie Parnaramy. Świadkowie tych zdarzeń, którzy przeżyli, zgodnie zeznawali, że myśliwi zostali trafieni promieniami świetlnymi. Promienie te zostały wycelowane w ofiary przez prostokątne, bardzo jasno świecące, latające obiekty. Poza tym wszyscy słyszeli warkot, przypominający odgłos wydawany przez transformator. Niektóre z ofiar zmarły dopiero kilka dni po zaatakowaniu ich przez UFO. Tyle na temat Brazylii, z pominięcie zdjęć odnalezionych ludzi, których nie zamieszczam, ze względu na to, że są zbyt drastyczne. Ślady widoczne na ciałach ludzi kojarzą się z działaniem lasera.

Kolejny badacz UFO, lekarz, dr Berthold E. Schwarz przytacza równie ponury przypadek, z jakim spotkał się w 1966 roku w stanie New Jersey, USA [5]. Dwudziestodwuletni robotnik leśny Jerry H. Simonds przebywał 16 października 1966 roku na urlopie na kempingu w rezerwacie Split Rock na Nowej Fundlandii. Poszedł na ryby, a kiedy między czwartą a piątą rano wracał swoim samochodem do obozu, w pewnym momencie jego pojazd został zalany bardzo jasnym pomarańczowoczerwonym światłem. Gdy Simonds zatrzymał samochód i wyjrzał przez okno zauważył spowity przez światło dysk o rozpiętości około ośmiu metrów, unoszący się nad jego autem. Ogarnął go strach i zaczął uciekać przed obiektem. Ten podążał jednak bezdźwięcznie za samochodem na wysokości drzew wzdłuż szosy. Za każdym razem, kiedy obiekt unosił się nad autem, zawodziła instalacja elektryczna i silnik gasł. Natomiast kiedy tajemniczy obiekt latający znajdował się nieco z boku lub z tyłu, instalacja funkcjonowała poprawnie i samochód ruszał. Simonds twierdzi, że taka sytuacja powtórzyła się trzy razy. Po około kwadransie UFO zostawiło go w spokoju i znikło. Simonds pojechał na posterunek policji w niedalekim miasteczku Newark Water Shed i zgłosił tam swoją przygodę. Kiedy Simonds i jeden z policjantów wyszli na zewnątrz, samochód nagle sam zapalił, chociaż kluczyk w stacyjce znajdował się w pozycji wyłączonej. Gdy przekręcił parę razy kluczyk, silnik zgasł. Kilka tygodni po tym zdarzeniu eksplodował i nie nadawał się już do naprawy. Kilka dni po tym niesamowitym spotkaniu okazało się, że nie był to koniec koszmaru Simondsa. Miewał ataki osłabienia i zaczął nagle tracić na wadze. W końcu 17 stycznia 1967 roku trafił do szpitala Montclair Community Hospital. Doskwierało mu znużenie, zapalenia, osłabienie mięśni, senność, ataki gorączki i dreszcze; schudł ponad 17 kilogramów. Symptomy pojawiły się po raz pierwszy krótko po jego domniemanym bliskim spotkaniu z UFO, utrzymywały się przez trzy-cztery dni, po czym ustąpiły. Powracały jednak w następnych miesiącach. Lekarze nie znaleźli żadnego przekonującego wyjaśnienia nagłych ataków osłabienia, ale nie brali też poważnie pod uwagę jego spotkania z UFO. 19 września 1967 roku Simonds został ponownie zbadany przez lekarza rodzinnego i przez neurologa. Szczegółowe badania, przeprowadzone przez obu lekarzy, również nie dostarczyły żadnych nowych informacji o jego chorobie. Zdecydowano się więc skierować Simondsa na specjalne badania do National Institute of Health (Narodowy Instytut Zdrowia). Ale objawy nagle ustąpiły i Simonds był znowu zupełnie zdrowy. Elektroencefalogram, wykonany sześć tygodni po jego pobycie w szpitalu, w niczym nie odbiegał od normy. Simonds skontaktował się z dr. Schwarzem 25 lipca 1985 roku i poinformował go, że od czasu, kiedy 20 lat wcześniej miał bliskie spotkanie z UFO, cierpi na nawracające koszmary senne i problemy ze snem. Dr Schwarz poddał go hipnozie. Gdy Simonds powrócił do momentu spotkania z UFO, przypomniał sobie, że był badany przez kilka człekokształtnych istot i że umieszczono mu w głowie implant. Wydaje się, że podczas obserwacji Simonds został uprowadzony z samochodu i poddany badaniom. Jego przypadek, mimo, że nie zakończył się śmiercią jest o tyle interesujący, że obejmuje wszystkie kategorie bliskiego spotkania z UFO.



A oto inne przypadki niefortunnych spotkań z UFO:

1967 Stephen Michalak, Kanda

Znany i przedstawiany często przypadek w ufologicznej literaturze światowej. Zdarzenie miało miejsce 20 maja 1967 roku w Kanadzie. Uwagę 51-letniego Stephena Michalaka zwróciły dwa jasno świecące obiekty na niebie. W chwilę później jeden z obiektów wylądował w pobliżu na płaskim skalistym wzniesieniu. Drugi obiekt zawisł nad nim w powietrzu na mniej więcej trzy minuty, po czym bezgłośnie odleciał. Michalak zaobserwował otwór w górnej części obiektu, który po wylądowaniu zmienił kolor z czerwonego na szarawy. Z otworu wydobywało się jasne światło. Kanadyjczyk czuł, jak uderzają w niego fale ciepłego powietrza. Mógł ponadto usłyszeć wysoki, brzęczący odgłos. Zbliżył się w końcu do tego dziwnego obiektu, który wylądował i chciał przez otwór zajrzeć do UFO, jednak ze względu na nieznośne światło nie zdołał zrealizować swojego zamiaru. Podczas dokładniejszych oględzin UFO Michalak miał bezpośrednią styczność z tym światłem. Stwierdził, że powierzchnię tajemniczego obiektu tworzyła substancja przypominająca stal. Według niego materiał ten był tak gorący, że nie dało się dotknąć obiektu. Zanim UFO odleciało, Michalak poczuł palący ból w okolicy piersi, a jego podkoszulka zapaliła się. Został trafiony wiązką promieni z UFO. Wkrótce Michalak dostał ataków mdłości i palących bólów, wystąpiły na niego poty. Pojawiły się również zaburzenia wzroku, tak że miał trudności ze znalezieniem wyjścia z lasu. W następnych dniach stracił na wadze, uskarżał się na alergie i wysypki. Badania domniemanego miejsca lądowania wykazały, że w promieniu około 15 metrów roślinność została doszczętnie zniszczona. Po przybyciu do szpitala Michalak nie opowiedział badającemu go lekarzowi całej historii. Oświadczył tylko, że został poparzony "spalinami wydobywającymi się z samochodu ". Stwierdzono oparzenia pierwszego stopnia, opatrzono je i wypuszczono go do domu. Dwa dni później zbadał go lekarz domowy, który przepisał leki przeciwbólowe i przeciw wymiotne. Testy wykonane w tydzień później w Zakładach Badań Nuklearnych w Whitcshell nie wykazały promieniowania powyżej normalnego poziomu tła. Przez kilka tygodni po incydencie Michalak nie był w stanie utrzymać pokarmu w żołądku i stracił na wadze ponad 10 kg. Limfocyty we krwi spadły z 25 do 19 procent, ale po czterech tygodniach wróciły do normy. Oględziny lekarskie ujawniły, że cierpiał także na infekcję skóry "ze zmianami typu pokrzywkowego, z liszajowatymi zmianami zapalnymi". Wystąpiła biegunka i "ogólna pokrzywka", okresowe zmęczenie, zawroty głowy i mdłości. Odczuwał drętwienie i chronicznie puchły mu stawy. Diagnoza hematologa stwierdzała, że krew Michalaka zawiera "pewne nietypowe komórki limfoidalne w szpiku kostnym i wykazuje umiarkowany wzrost liczby komórek plazmatycznych". Świadek uskarżał się także na uczucie pieczenia w okolicy szyi i klatki piersiowej. Niekiedy jego ciało "stawało się fioletowe", dłonie puchły , zawodził go wzrok, tracił przytomność.

W sierpniu 1968 roku Michalak spędził dwa tygodnie w Klinice. Szczególne geometryczne blizny po oparzeniu na piersi i brzuchu przypisywano działaniu termicznemu. W sumie Michalak został przebadany przez ponad dwudziestu lekarzy, ale żaden nic umiał wyjaśnić przyczyny jego dolegliwości. Dochodzenie było prowadzone przez departamenty Zdrowia i Opieki Społecznej oraz Obrony Narodowej, Narodową Radę Badań Naukowych (NRC), Uniwersytet w Kolorado, Kanadyjską Radę Badania Zjawisk Atmosferycznych, RCMP i RCAF, a także przez Zakłady Badań Nuklearnych w Whiteshell. Doktor Horace Dudley, były szef laboratorium radioizotopowego w Szpitalu Marynarki Wojennej USA w Nowym Jorku, uważa, że mdłości i wymioty, po których następowała biegunka, utrata wagi i spadek liczby limfocytów "są klasycznymi objawami poddania ciała promieniowaniu rentgenowskiemu lub gamma”. Jak mówi dalej dr Dudley: "Zakładam, że pan Michalak otrzymał dawkę od stu do dwustu rentgenów. Na szczęście działanie promieniowania trwało krótko, bo w przeciwnym razie byłoby śmiertelne...".

1967 Marylenn Kelly, USA

Amerykanka Maryellen Kelley zobaczyła przed swoim domem w amerykańskim stanie Illinois przelatujące na wysokości 15-20 metrów duże, pomarańczowe UFO i w tej samej chwili została trafiona promieniem. W efekcie dostała ciężkich bólów głowy, które nie poddawały się leczeniu. Potem jej twarz zaczerwieniła się, na rękach i nogach pojawiły się oparzenia. Jej oczy na krótki czas podbiegły krwią i Kelley miała kłopoty ze wzrokiem. Skarżyła się ponadto na bóle w lewym uchu, krwawienia z nosa, kłucie w piersi i nadmierne pragnienie. Następstwa jej obserwacji UFO utrzymywały się przez dłuższy czas, chociaż samo spotkanie trwało bardzo krótko.

1973 Eddie Webb , Cape Girardeau Missouri,USA

Rankiem 3 października 1973 roku kierowca ciężarówki Eddie D. Webb jechał z żoną mało uczęszczaną szosą. Około 6.00 Webb zauważył, że za ciężarówką pojawiły się jasne światła w kolorach tęczy. Kiedy popatrzył w boczne lusterko, spostrzegł, że tylna część samochodu spowita była światłem. Małżonkowie przestraszyli się. Ponieważ Webb nie mógł w lusterku nic więcej zobaczyć, otworzył okno i spojrzał do tyłu. Zobaczył przypominający „cebulę” srebrny obiekt, wysyłający światło w kolorach tęczy. Nagle z obiektu wystrzelił czerwony promień i trafił Eddiego Webba w twarz. Wtedy ciężarówka zatrzymała się - Webb nie pamięta, czy ją zatrzymał czy też silnik sam zgasł. Bolały go twarz i oczy. Po zniknięciu UFO żona zawiozła go do szpitala koło Cape Girardeau. Stwierdzono tam, że okulary Webba wykazują ślady stopienia. Świadek został po tygodniu zwolniony ze szpitala, ale pogorszył mu się wzrok, uszczerbek na zdrowiu wyniósł 15%.

1976 Fernandes Barros, Brazylia

23 kwietnia 1976 roku brazylijski przedsiębiorca i farmer Luis Fernandes Barros został trafiony promieniem przez UFO. Barros krótko po swoim spotkaniu z UFO również miał typowe ataki osłabienia i objawy chorobowe. Ponieważ bał się ośmieszenia, nie powiedział lekarzom o swojej przygodzie. Dopiero gdy jego stan się pogorszył, zwierzył się dr. Megalhesowi. Ten stwierdził, że w mózgu Barrosa nastąpiły zmiany. Po trzech miesiącach u Brazylijczyka pojawiły się zaburzenia mowy i zaczęły mu siwieć włosy. Po pół roku stan jego umysłu odpowiadał poziomowi dwulatka. Badacz UFO Bob Pratt odwiedził Barrosa w 1986 roku i zastał go w stanie pomieszania zmysłów.

1977 Operacja „Prato”

Jednym z najlepiej udokumentowanych i utajnionych spotkań z UFO jest „Operacja Prato”. Jesienią 1977 roku w Brazylii nad Amazonią pojawiły się na niebie nieznane obiekty, które obniżyły lot, znieruchomiały nad ziemią i skierowały w stronę obserwujących je ludzi wiązki dziwnych promieni .Spowodowało to wystąpienie na ciałach przypadkowych ofiar bolesnych oparzeń, oraz stanów depresji i koszmarów sennych. UFO pojawiło się tam jeszcze dwukrotnie, jednak dopiero za drugim razem udało się sfilmować całe wydarzenie. „Operacją Prato” kierował kapitan Hollandy, który wbrew przepisom skopiował dokumenty i zdjęcia i 20 lipca 1997 roku pokazał je w telewizji brazylijskiej. Oświadczył on, że w tajnych archiwach Brazylii znajdują się tysiące wiarygodnych dokumentów potwierdzających istnienie UFO. W trzy miesiące później znaleziono go martwego w swojej wilii, a w kilka dni po jego śmierci zniknęła również cała jego rodzina.

1979 Brazylia

19-letni Fina Eero Lammi, został trafiony promieniem świetlnym, wycelowanym w niego przez UFO. Eero Lammi upadł po ataku nieprzytomny na ziemię i doznał oparzeń klatki piersiowej.

1980 Betty Cash, Vicky Landrum, USA

Wieczorem 29 grudnia 1980 roku pięćdziesięciojednoletnia Betty Cash, jej 57-letnia przyjaciółka Vickie Landrum oraz wnuk tej ostatniej Colby Landrum wracając do domu, przejeżdżali samochodem w pobliżu Huffman w Teksasie. Jechali drogą położoną na uboczu i uczęszczaną zazwyczaj tylko przez miejscowych. Region ten, mimo iż leży w pobliżu Houston, jest rzadko zaludniony, pokryty lasami dębowymi i sosnowymi, pełen jezior i bagien. Po około pół godzinie Colby zauważył jasny obiekt unoszący się nad drzewami jakieś 5 km od nich. Kiedy zbliżali się do niego, stawał się coraz większy i unosił się nad szosą. Nieznany obiekt był wielokrotnie większy od samochodu i wyglądał jak ognisty diament. Ze spodu UFO wydobywały się w nieregularnych odstępach czasu płomienie. Pomiędzy tymi uderzeniami ognia UFO opadało na 7-10 metrów, po czym znowu wznosiło się wyżej. Betty zatrzymała auto mniej więcej 60 m przed obiektem. Śledztwo nie zdołało dokładnie ustalić, czy wyłączyła ona silnik czy też po prostu motor sam zgasł. Cała trójka wysiadła z pojazdu, aby przyjrzeć się bliżej tajemniczemu obiektowi. UFO oświetlało las jak za dnia. Cztery rogi diamentu nie były, według opisu świadków, ostre, lecz stępione. Wzdłuż osi znajdowały się niebieskie światła i słychać było powtarzające się regularnie dość głośne piski.

Vickie Landrum, wpatrywała się intensywnie w promieniujące światło. Wskutek tego doznała, jak się później okazało, ciężkiego uszkodzenia wzroku. Po paru minutach Colby'ego ogarnął strach i chłopiec chciał wsiąść z powrotem do auta. Skłonił w końcu swoją babkę, aby weszła za nim do środka. Betty Cash nie mogła się oderwać. Stała bezbronna, zanurzona w jasnym świetle przed. samochodem. Żar, wydobywający się z UFO, poparzył częściowo jej skórę. Nawet pod obrączką na palcu można było później znaleźć siady oparzeń. Po kilku minutach UFO uniosło się i odleciało. Zdarzeniu towarzyszyła także obserwacja ponad 20 helikopterów wojskowych, które pojawiły się także w pobliżu obiektu. Ponieważ obiekt i helipotery po pewnym czasie oddaliły się Betty uruchomiła samochód i pojechała dalej szosą w kierunku Dayton i świadkowie pojechali do domu.

W ciągu następnych godzin jej skóra Betty zaczęła czerwienieć jak po oparzeniu słonecznym. Spuchła jej szyja, a na twarzy, głowie i powiekach utworzyły się pęcherze, które w końcu popękały. Rano Betty znajdowała się na skraju śpiączki. Vickie i Colby Landrumowie borykali się z podobnymi dolegliwościami. Stan Betty Cash wciąż się pogarszał. Po trzech dniach musiała zostać przewieziona do szpitala, gdzie leczono ją jak ofiarę poparzenia. Kiedy jeszcze na dodatek wypadły jej włosy, Colby opowiedział lekarzowi o ich dziwnym spotkaniu z UFO. Leczenie się komplikowało, gdyż cała trójka pacjentów cierpiała na silne bóle głowy i zaburzenia wzroku. Kiedy przeszukano drogę, znaleziono na asfalcie ślady po ogniu. Plastikowe i gumowe części samochodu Betty były uszkodzone. Zespoły badawcze MUFON i CUFOS odkryły, że Betty Cash, Vickie i Colby Landrumowie nie byli jedynymi świadkami, którzy widzieli UFO i śmigłowce. W lutym 1981 roku koszty leczenia Betty Cash przekroczyły już 10 tys. USD. Potem zachorowała na raka piersi. Amputacja piersi przeszkodziła na razie najgorszemu. Dzisiaj Betty Cash oraz Vickie i Colby Landrumowie chorują na raka. Co rzeczywiście zaszło w położonej na uboczu okolicy koło Huffman w Teksasie, pozostanie tajemnicą. Nie jest zbyt prawdopodobne, by wojsko oblatywało ściśle tajny model na otwartym terenie gdyż takie loty testowe odbywają się zawsze na obszarach niedostępnych opinii publicznej. Inna hipoteza mówi, że UFO zostało namierzone przez radary wojskowe. Być może przypuszczano, iż UFO ma kłopoty i grozi mu upadek. Śmigłowce miały chyba stanowić kolumnę ratowniczą, a gdy UFO znikło, powróciły do swoich baz. Jest oczywiste, że rząd amerykański ze względów narodowego bezpieczeństwa poświęcił przyszłość, a prawdopodobnie i życie Betty Cash oraz Vickie i Colby'ego Landrumów.

1987 Włochy

Co ciekawe, wieczorem 6 sierpnia 1987 roku we Włoszech doszło do podobnego zdarzenia. Trzech mężczyzn jechało samochodem również mało uczęszczaną drogą w Pordenone. Nagle nad pojazdem zawisł w powietrzu obiekt w kształcie dysku. Wkrótce potem zgasł silnik. UFO oblało ich auto i pobliską okolicę jasnym światłem. Podobnie jak w przypadku Cash-Landrum, trzej mężczyźni wysiedli z samochodu, aby lepiej widzieć świecący obiekt. Po chwili ogarnął ich jednak strach i z powrotem wsiedli do auta. Gdy UFO znikło, mogli znowu uruchomić samochód. Po dziesięciu minutach dotarli do miasta San Daniele, które leżało 90 km od miejsca ich bliskiego spotkania z UFO. Pozostało nie wyjaśnione, jak zdołali pokonać ten odcinek w tak krótkim czasie. Wszyscy trzej mieli po tej przygodzie mdłości i cierpieli na zapalenie spojówek, ale na szczęście nie zostali tak silnie napromieniowani, jak Betty Cash oraz Vickie i Colby Landrumowie. Włoskie ofiary UFO oczywiście również nie mogły ubiegać się o odszkodowanie, gdyż sprawca ich obrażeń pozostał niezidentyfikowany.



Przypadków zawierających te pesymistyczne opisy jest już tyle, że zebrane w całość mogłyby stanowić książkę pokaźnych rozmiarów. Czy stanowią one jakąkolwiek przestrogę? Jak można zaobserwować, w ciągu tych wszystkich ostatnich lat, próby wciągania wniosków z tych zdarzeń należą do rzadkości. Zresztą, jak widać z powyższych opisów, zdarzenia mają około 20 lat, więc może niepotrzebnie się nimi teraz zajmować? Nie jestem tego zupełnie pewien.

Forma zjawisk związanych z UFO zmienia się i to, że w chwili obecnej nie manifestują one oficjalnie w tak drastyczny sposób, nie znaczy to, że zagrożenie nie istnieje. Prawdopodobnie nie jest tylko widoczne. Zmiana formy z postaci obiektów materialnych na świetlne, o których ilość doniesień wciąż rośnie, powstawanie agrosymboli zbożowych, sugeruje, że celem staje się dotarcie do większej ilości ludzi. Nie jestem zupełnie przekonany, że cel ten niesie w swej istocie pozytywne przesłanie i skutek. Nie jestem też przekonany tłumaczeniem, że celem są zmiany mające w ostatecznym efekcie przeobrażenie się Ziemian, gdyż jak widać nasz świat zmierza zupełnie w innym kierunku. Jesteśmy poddani niewątpliwie wielu eksperymentom a jednym z nich są zmiany genetyczne i to na skalę globalną. Obawiam się, że jeszcze kilkanaście lat i nikt nie będzie już ich dostrzegać. Wszystko stanie się „normalne” a póki co świat powoli oswaja się z takimi pojęciami jak biochipy, klonowanie czy eutanazja. Mamy przed sobą przyszłość w postaci Nowego Porządku Świata czyli globalizacji. Czy taki jest model wysoko rozwiniętej kosmicznej cywilizacji i ma nią być Ziemia?

Kto za tym wszystkim stoi? Oczywiście ludzie. Ale być może nie tylko... Zastanówmy się przez chwilę...Świat współczesny to m.in. świat władzy medialnej i propagandowej. Czytamy i oglądamy to co jest nam podane. Mimo, że jako nieliczni staramy się widzieć i rozumieć więcej niż podają nam środki przekazu – niestety także i my podlegamy ich wpływowi. Nie mamy wiele możliwości, każda próba naszego otwarcia na inne widzenie świata jest momentalnie podważana. Tak wiec praktycznie, decyzje o świecie są w ręku tych, którzy posiadają władzę medialną. Zastanawiam się więc dlaczego nasi „kosmiczni przyjaciele” nie ukierunkują swych przekazów czy działań na tą grupę, co przecież przyniosłoby większy skutek. A może właśnie już to zrobili? A może ukierunkowali je także na tych, którzy mają w rękach władzę i wpływ na losy Ziemi? Proszę wybaczyć ten duży przeskok myślowy, a więc jest więc to temat na inne wypracowanie...

Serwis NPN

Autorem tekstu jest nasz współpracownik Zygfryd Świerkowski (PGU).

Źródła:

1 – Flygande tefat – Kosmiska rymdskeep, Borys Jungvist –– wyd. Zindermans 1983 Szwecja

2 – UFO nad Polską, K.Piechota-B.Rzepecki, 1996, Agencja Nolpress Białystok

3 - Nie strzelajcie do UFO! - http://wiadomosci.wp.pl (2005)

4 – Wysłannicy z kosmosu, M Chatelain, 1979, Wydawnictwo 4&F

5 – http://www.ejsi.com.pl

6 – Materiały archiwalne autora. Zdjęcia: Internet.
01 May 2006 by NPN


zrodlo:http://www.npn.ehost.pl/index.php?subaction=showfull&id=1146517010&archive=&start_from=&ucat=1&
  • 0

#2

Likelost.
  • Postów: 64
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Ciekawy artykuł, czekam na część drugą jeśli taka będzie ;)
  • 0



Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych