Napisano
18.01.2008 - 15:37
dinozaury nie wygineły, cz 2 i 3
Chcecie więcej faktów to proszę
Gadzie stwory przypominające rozmiarami, wyglądem i zachowaniem dinozaury wymarłe przed milionami lat nie dają spkojnie spać wielu naukowcom już od lat a nawet i wieków. Jednym z racji ich konserwatyzmu, nie pozwalającego przyjąć do wiadomości że mamy do czynienia z jakiś nieznanym gatunkiem bądź, co gorsza, zwierzęciem uznanym za wymarłe miliony lat temu, a drugim z racji ich chęci zobaczenia na własne oczy takiego stwora, pochwycenia go i definitywnego zaprzeczenia czemuś co dotychczasowa nauka podawała za fakty. Mimo iż ta pierwsza grupa wydaje się liczniejsza ta druga nie daje za wygraną. Coraz popularniejsza staje się kryptozoologia, zajmująca się poszukiwaniem zwierząc, które nigdy nie figurowały na liście gatunków żyjących w obecnych czasach bądź... już nie figurują...
Słabnącym już obiektem zainteresowania badaczy wydaje się słynne jezioro Loch Ness w Szkocji, któro latami poddawano licznym obserwacjom i pomiarom, płodząc poza wartościowymi dowodami sporą ilość mystyfikacji. Niewątpliwie jednak udowodniono, że w wodach jeziora mającego w kulminacyjnym punkcie prawie 300 metrów głębokości rzeczywiście "coś" jest. Nie wiadomo tylko co. Wszystko wskazuje iż to potomek pradawnego wodnego gada, teoria ta jednak ciągle traktowana jest z dużą rezerwą. Być może niepotrzebnie. Przy okazji odnotowano także występowanie w jeziorze niezwykle ogromnych węgorzy i ich dziwnych zachowań (stanie na ogonie pionowo na dnie)...
Wbrew temu, co się wydaje nasza planeta obfituje w tereny, na których nie stanęła ludzka stopa i na których nikt nie wie co tak naprawdę się dzieje. Niezliczone są niezbadane morskie głębiny (z Rowem Mariańskim mającym ponad 11 kilometrów głębokości na czele), puszcze i lasy tropikalne czy wysokie góry. Można tu wymienić choćby Kongo, lasy deszczowe Nowej Gwineii czy azjatyckie puszcze. Niezbadane pozostają też obszary, na których niedawno toczyły się wojny, takie jak Wietnam, Kambodża i Ruanda. Tajemnicą okryte pozostają też tereny będące własnością wojska (USA, Rosja, Kanada), leżące w krajach dyktatur (Chiny, Kuba, kraje arabskie) czy też kolumbijska dżungla władana przez kartele narkotykowe. W takich miejscach, które nie poznały jeszcze człowieka mogły przetrwać i wykrztałcić się zwierzęta jeszcze nie odnotowywane przez naukę lub uznane już za wymarłe. Jest znanych wiele takich przypadków. We wspomnianym Wietnamie w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku odkryto całą grupę nieznanych wcześniej ssaków (na przykład wół Vu Quang i święty kozioł). Wiele takich odkryć dotyczyło zwierząt żyjących w środowisku wodnym, wśród którym odnajdywano nawet takie, które uznano za wymarłe... 100 milionów lat temu! Warto też zwrócić uwagę na bakterie żyjące w gejzerach Istandii - były tam już 4 biliony lat temu! Ale bakterie miały zdecydowanie łatwiejsze warunki do przeżycia niż dinozaury. Niemniej teoria iż ewolucja zatoczyła w tych niedostępnych miejscach koło, powołując ponownie do życia (a może wcale nie ponownie?) straszne jaszczury wydaje się całkiem prawdopodobna...
Ćwierć wieku temu naprawdę poważnym obiektem zainteresowania stała się kongijska dżungla, w okolicach której mieszkający tam Pigmeje od wieków spotykają żywe dinozaury. Począwszy od roku 1980 zorganizowano około 20 wypraw mających na celu odnalezienie stworów żyjących nie tylko w opowieściach tubylców. Niestety nie udało się żadnego uwiecznić na zdjęciu bądź filmie, choć było naprawdę blisko. Pigmeje nazywają je "mokele-mbembe" i na podstawie ich zeznań można orzec, że bardzo przypominają diplodoka, roślinożernego dinozaura ważącego 10 ton. w latach sześćdziesiątych XX wieku jeden z przedstawicieli "mokele-mbembe" przez przypadek wszedł w strefę połowu ryb, niszcząc chroniące je bariery, co poskutkowało reakcją tubylców muszących walczyć ze zniszczeniem. Odbędzając zwierzę zabili je. Było ono ogormne, więc postanowili je zjeść. W niedługim czasie niemal wszyscy mieszkańcy wioski zmarli w potwornych bólach. Opowieści o stworach zawierają informacje o jeszcze dwóch innych gatunkach olbrzymich gadów zamieszkujących Kongo! Jeden ze świadków oglądając zdjęcia wymarłych i żyjących dziś zwierząt w poszukiwaniu czegoś co Pigmeje nazywają "mbielu-mbielu-mbielu" bez wachania wskazał na... stegozaura. Trzeciego gada tubylcy określają mianem "emela-ntouka", czyli zabójca słoni - zwierzę atakuje podobno spod wody. Swór ten jest wielkości słonia, posiada grubą i owłosioną skórę, gruby ogon oraz ostry róg na pysku, przypominając tym samym triceratopsa. Także relacje z Gabonu mówią o zwierzęciu podobnym do "mokele-mbembe" a te z Zambii pokrywają się z doniesieniami o "emela-ntouka". Wśród tubylców krążą też doniesienia o innych stworzeniach wyglądających zupełnie jak wymarłe dinozaury. Czy rzeczywiście przeżyły one miliony lat pod osłoną gąszczu roślin aż do naszych czasów? Zdania są podzielone...
W udzieleniu odpowiedzi nie pomagają także liczne ślady przeszłości, mówięce że ludzie i wielkie jaszczury mogły w pewnym sensie... żyć razem. W 1944 roku na zachód od Mexico City odkryto fragmenty ceramiki oraz 33 tysiące figurek, które oprócz ludzi i zwierząt różnych ras i gatunków przedstawiały dziwne stwory przymoniające dinozaury. Datowanie figurek wykazało, że mają około 4 tysięce lat. W USA odnaleziono również rysunki zwierzęcia przypominającego tyranozaura oraz płaskorzeźbę przedstawiającą stegocefaula (stworzenie łączące cechy ryby i płaza). Także w Zimbabwe spotkano się z rysunkiem nieznanego zwierzęcia, w którym rozpozano brontozaura. Sceptycy twierdzą, że prymitywne rzeźby i malunki są zbyt mało dokładnie aby uznać je za dinozaury i mogą być słońmi, żyrafami lub jaszczurkami przybierającymi różne pozycje, co jest chyba bardziej prawdopodobne.
Inna ciekawa teoria mówi, że dinozaury nie tyle dożyły naszych czasów, co stały się prawdziwymi żywymi skamieniałościami. Na całym świecie odnotowano wiele przypadków kiedy odnajdywano uwięzione w skale (wapiennej bądź granitowej) stworzenia (bardzo często były to żaby), którę początkowo wydawały się martwe. Po paru chwilach jednak ożywały (z różnym skutkiem: żyjąc jeszcze parę minut, godzin lub miesięcy)! Takie zwierzęta znaleziono również skute lodem a nawet wewnątrz drzewa czy w rudzie żelaza - uwięzione na zawsze i odcięte od świata a mimo to żywe. Czy jakiś dinozaur nie mógł przetrwać właśnie w ten sposób? W 1856 roku we Francji robotnicy wysadzający blok kamienny byli świadkami jak z jamy po wybuchu wyszło na czterech łapach połączonych błonami stworzenie o długiej szyji i zębatej paszczy, w którym później rozpoznano pterodaktyla. Latający gad żył niestety zaledwie kilka minut po czym zdechł, być może w skutek wybuchu. Całkiem niedawno, bo w 1987 roku londyński "Times" poinformował że w okolicy Jakucji dziesięć metrów pod ziemią natrafiono na zamrożonego jaszczura, który po wyniesieniu na słońce ożył...
Jeszcze jedną i chyba najbardziej ciekawą z racji nieskrępowanej niczym fantazji w niej obecnej, teorią jest ta mówiąca iż w pojawieniu się jaszczurów na Ziemi maczali palce obcy. Ufolodzy jako jedną z ras obcych podają animalianów, wśród których występują właśnie jaszczury. Mają one łuskowatą skórę, często zieloną, ogony oraz gadzią paszczę. Często poruszają się na dwóch nogach, ale nigdy nie osiągają wzrostu większego niż trzy metry. Mówi się także o salamandrytach - istotach mających jaszczurze ciało i pionowe źrenice. Stawia się je obok chupacabry, winiąc za okaleczanie i zabijanie zwierząt hodowlanych. Jeszcze bardziej odważną teorią jest ta tycząca się ewolucji dinozaurów, zakładająca możliwość życia i rozwoju inteligentnych dinozaurów także na innych planetach, gdzie osiągnęły poziom pozwalający na... podróże międzyplanetarne. W Hollywood nie napisano chyba jeszcze takiego scenariusza...
Relacji ze spotkań z olbrzymimi gadami nie brakuje, ale niezwykle trudno te spotkania udokumentować czy potwierdzić a tym bardziej samemu odnaleść jakiegoś stwora czy ślad po nim. W kilku przypadkach znajdywano ślady jakiegoś ogromnego zwierzęcia (na przykład płetw na brzegu, pozostawionych przez zwierzę wracające do wody) ale praktycznie nigdy nie znaleziono choćby ciała stwora (bądź stworów), który nie mógł przecież żyć wiecznie. Tu z odpowiedzią także przyszli naukowcy, a mianowicie Peter Dickinson, wysuwając dość ciekawą teorię na temat ewolucji potomków dinozaurów. Zwierzęta te miałyby wykształcić sobie duże i rozciągliwe żołądki, w których wapń kości ofiary byłby rozpuszczany kwasem solnym, co prowadziłoby do wydzielenia się lżejszego od powietrza wodoru, umożliwiającego swobodne unoszenie się w powietrzu czy wodzie. Po śmierci kwas solny miałby rozpuścić cały szkielet i mięśnie zwierzęcia, przez co niemośliwe byłoby odnalezienie jakichkolwiek szczątków. Odnalezienie któregoś z tych stworów doprowadziłoby z pewnością do obrucenia niektórych mocno stojących murów nauki w gruzy...
Nasza planeta skrywa wiele tajemnic i wiele stworzeń, których jeszcze nie widziało oko ludzkie bądź uznało je za dawno wyginięte. Dużą grupę takich stworzeń stanowią zwierzęta wyglądające na potomków wymarłych miliony lat temu dinozaurów, z którymi spotkało się wielu naocznych świadków. Wiele z tych stworzeń obrosło już legendą i stało się obiektem wielu naukowych badań i wypraw. Jednym z najbardziej znanych przypadków jest (nie, nie potwór z Loch Ness) mokele-membe zamieszkujący kongijskie dżungle, jeziora i bagna...
Pierwsze kronikarskie zapiski o dziwnym stworzeniu zamieszkującym niezbadane Kongo pojawiły się już kilka wieków temu. W 1776 roku francuscy misjonarze przedzierający się przez dżunglę zgłosili znalezienie dziwnych, ogromnych śladów. Zostawiła je trójpalczasta łapa zakończona pazurami szeroka na około 3 stopy i długa na siedem stóp (czyli ponad półtora metra). To oznaczało że zwierzę, któro zostawiło te ślady musiało być naprawdę ogromne. Stworzenie było wielokrotnie widywane przez plemiona zamieszkujące te tereny, w których języku "mokele-mbembe" (wymawiane "mow-key'-lee mem-bee") znaczy "ten, który zatrzymuje bieg rzeki" bądź (w zależności od dialektu) "tęcza", "potworne zwierzę", "ten, który zjada czubki palm" a nawet "pół-Bóg, pół bestia". Niektóre plemienia uważają to zwierzę za święte i od takich bardzo trudnmo jest wyciągnąć jakiekolwiek zeznania, gdyż według ich wierzeń rozmawianie o mokele-mbembe z białymi przybyszami może przynieść nieszczęście. Stwora obserwowano główie w wodzie a także jak pożywiał się owocami zrywanymi z drzew...
W 1913 roku opowieści o mokele-mbembe przywiózł niemiecki podróżnik. Naukowcy zauważyli wówczas że opisy zwierzęcia bardzo przypominają sauropoda, dinozaura wymarłego 70 milionów lat temu, bardzo podobnego do swego popularnego rodaka diplodoka. Sauropody mierzyły nawet do 21 metrów długości i do 5 metrów wysokości na wysokości bioder. Relacje o mokele-mbembe pochodziły głównie od plemion zamieszkujących okolice rzeki Likouala-aux-herbes, jeziora Tele (owalnego akwenu o średnicy około 5 kilometrów) oraz bagien Likouala mających około 150 tysiący kilometrów kwadratowych powierzchni, z czego 80% nie została nigdy zbadana. Właśnie w okolicach tych bagien w 1932 roku brytyjski naukowiec natrafił na niezwykle duże ślady jakiegoś stworzenia a także słyszał dziwne dźwięki, niestety niczego nie widział. W tym samym roku te tereny odwiedził światowej sławy zoolog i biolog Ivan T. Sanderson, który usłyszał, jak sam potem opisywał, "jeden z najbardziej przerażających dźwięków, jaki kiedykolwiek słyszałem. Coś jak zbliżające się trzęsienie ziemi lub eksplodująca niedaleko łódź, wydobywające się z podwodnej jaskini". Po paru chwilach z pieniącej się wody przed jego czułnem wyłoniła się jaszczurza głowa. Według świdków głowa była porównywalna wielkością do głowy dorosłego hipopotama. Osadzona jednak była na długiej szyji. Przez kilka sekund potwrów wpatrywał się w Sandersona i towarzyszącego mu łowcę zwierząt Geralda Russela. Sanderson opisał to potem: "Nie wiem co widziałem, ale to zwierzę, ten potwór na trwałe wypalił się w mojej pamięci. To wyglądało jak coś, co powinno być martwe od milionów lat. Jako naukowiec powinienem się cieszyć, ale to wydarzenie było tak przerażające, potwór tak odrażający że nie chcę go więcej widzieć". Według tubylców było to stworzenie zwane "mgbulu-eM'bembe"...
Tajemniczy stwór stał się szybko obiektem zainteresowania naukowców i celem wielu wypraw. Pierwsze rozpoczęły się już po roku 1880, kiedy te tereny trafiły pod rządy Belgii. W 1909 roku Amerykanin Carl Hagenbeck zorganizował wyprawę, zachęcony relacjami o żyjącym dinozaurze przypominającym brontozaura. Niestety wyprawa szybko została przerwana z racji chorób i nieprzyjaznych tubylców. W 1913 roku niemiecki rząd wysłał na eksplorację Kamerunu kapitana Freiherra von Stein zu Lausnitz. W swoich raportach von Stein opsuje dziwne zwierzę nazywane przez tubylców właśnie mokele-mbembe. Wśród nich wspomina że zwierzę posiada na głowie róg i że żywi się tylko roślinami. W roku 1920 do Afryki wyruszyła 32-osobowa ekipa z Waszyngtonu. Ekipa znalazła świerze ślady zwierzęcia a nawet odnotowała w pobliży obecność czegoś dużego (plusk wody i dźwięk). Podczas jazdy pociągiem po zalanych terenach w kierunku miejsca gdzie całe plemię widziało mokele-mbembe wydarzyła się tragedia - pociąg wykoleił się, zginęło czterech ludzi a pozostali doznali poważnym obrażeń. Kolejna poważna ekspedycja miała miejsce dopiero w 1976 roku - James Powell z USA wyruszył do Gabonu inspirowany relacjami o zwierzętach zwanych "jago-nini", "amali" lub "n'yamala", wyglądającymi zupełnie jak mokele-mbembe. Spisał wiele ustnych relacji lokalnych mieszkańców, którzy oglądając zdjęcia dinozaurów wskazywali na sauropoda. W roku 1980 nad jezioro Tele wyruszyła niemiecka ekspedycja zorganizowana przez Hermana Regustersa i jego żonę Kię. Udało im się usłyszeć dziwne ryki i je zarejestrować a także zobaczyć w wodzie stworzenie o długości około ośmiu metrów. W tym samym roku drugą ekspedycję zorganizował Powell, tym razem z kryptozoologiem Roy'em P. Mackal'em. Wiele relacji, które wtedy zebrali pochodziło z rejonów rzeki Likouala-aux-herbes, niedaleko od jeziora Tele. Znalazła się wśród nich informacja, że zwierzę posiadało falbanę lub grzebień. Rok później w kolejną wyprawę ruszyli Mackal, J. Richard Greenwell, M. Justin Wilkinson, i kongijski zoolog Marcellin Agnagna. Odnaleźli wiele śladów, znaczących drogę przez połamane rośliny a także na rzecze Likouala usłyszeli jak jakieś ogromne zwierzę wchodzi z pluskiem do wody. W 1983 roku ruszyła wyprawa pod dowodzeniem samego Agnagna. Obserwował on w jeziorze Tele z odległości około 250 metrów dziwne zwierzę. Stworzenie miało małą, czerwonawą głowę, przypominającą krokodylą, owalne oczy i cienki nos, głowa wystawała około 90 centymetrów nad wodę, rozglądając sie na boki. Według Agnagny zwierzę było jakimś pełzającym stworzeniem, jednak ani krokodylem, ani pytonem czy żółwiem morskim.
Ciekawych informacji dostarczyły wyprawy zorganizowane przez Brytyjczyka Williama J. Gibbonsa - pierwsza w roku 1985-6 a ostatnia (piąta), fimowana dla Discovery Channel już w XXI wieku. W poszukiwaniach mokele-mbembe odkrył nieznane dotychczas gatunki małp, ryp i owadów. Wyprawy Gibbonsa przeszły między innymi przez dwie trzecie terenów niezbadanej rzeki Bai a także natrafiły na dwa mniejsze jeziora w pobliży jeziora Tele - Fouloukuo i Tibeke, które nie są obecne na większości map. Towarzyszący mu w 1992 roku Rory Nugent zrobił nawet dwie interesujące fotografie czegoś, co ukrywało się w wodach Tele. Jedna z nich może przedstawiać głowę mokele-mbembe. Gibbons zdobył też relację z tego, jak około 1960 roku grupa Pigmejów zabija jedno z tych stworzeń (według relacji w dżungli nie czai się tylko jedno). Dwóch z tybylców, bezpośrednio uczestniczących w tym wydarzeniu opowiedziało o wszystkim misjonarzowi Eugene P. Thomas'owi, z którym to rozmawiał Gibbons. Jak wynika z relacji grupa ludzi z plemienia Bangombe prowadziła połowy w kanałach wodnych w pobliżu jeziora Molibos niedaleko Tele. Tereny te graniczyły z bagnami, na których widywano mokele-mbembe, które niewiątpliwie zakłócały przebieg połowów. Pigmejowe wznieśli bariery mające powstrzymywać zwierzęta przed wchodzeniem do jeziora. Gdy zauważono dwa z nich próbujące przełamać te bariery Pigmejowie zabili jedno z nich rzucając w nie włóczniami. Poćwiartowanie ogromnego zwierzęcia zajęło im kilka dni. Opisano je jako dużo większe od leśnego słonia, posiadające wężowatą, długą szyję, małą jaszczurzą głowę i coś jakby grzebień. Stworzenie miało też długi, giętki ogon, czerwono-brązową skórę i cztery potężne nogi zakończone upazurzonymi palcami. Gdy je zaatakowano wydało z siebie coś jak płaczący ryk, który naśladowali zdajcy mijsonarzowi relację Pigmeje. Zwycięstwo uwieńczyło ugotowanie zwierzęcia i zjedzenie go, co doprowadziło wkrótce do śmierci wielu członków plemienia na zatrucie pokarmowe, co zostało przez pozostałych uznane za karę za zabicie świętego zwierzęcia (w tamtym rejonie taki status mają słonie a mokele-mbembe jest do nich nieco podobne). Co ciekawe wyprawy Gibbonsa spotkały się z trudnością odnalezienia większej ilości świadków, którzy widzieliby mokele-mbembe i chcieliby zabrać poszukiwaczy w miejsca tych widzeń. Wynika to te strachu a także tamtejszych wierzeń i wojen toczonych między plemionami. Gibbons poddaje wątpliwości też relację Agnagny, którą według niego za każdym razem nieco zmienia, twierdząc też, że Agagna widział w rzeczywistości gigantycznego afrykańskiego słodkowodnego żółwia, ale nie ma wątpliwości że jakieś tajemnicze, być może prehistoryczne zwierzęta skrywają się w wodach i bagnach czarnego kontynentu...
Znaczącego, choć ciągle bardzo niewyraźnego i dyskusyjnego dowodu na istnienie mokele-mbembe dostarczyła japońska ekspedycja z 1987 roku. Ekipie udało się sfilmować niezwykłe stworzenie żyjące w jeziorze Tele. Niestety fim jest niewyraźny i ziarnisty i może pokazywać też dwóch mężczyzn na łodzi, z których jeden stoi a nie głowę wynurzonego częściowo z wody zwierzęcia. Z kolei w roku 1990 Brytyjczyk Redmond O'Hanlon po powrocie z nieudanej wyprawy stwierdził że rzekome żywe dinozaury były omyłkowo interpretowane przez naocznych świadków w rzeczywistości będąc dzikimi słońmi poruszającymi się z trąbami uniesionymi wysoko nad wodę. Niestety żadna wyprawa dotychczas nie przyniosła namacalnego dowodu na istnienie mokele-mbembe i na to że stworzenie to jest potomkiem prehistorycznych strasznych jaszczurów, pozostawiając jedynie wiele wątpliwości w tym temacie.
Mimo że nie odkryto jakie zwierzę kryje się pod nazwą mokele-mbembe to dowiedziano się na jego temat naprawdę wiele. Stworzenia te są rozmiarów conajmniej dorosłego słonia, posiadają gadzią głowę osadzoną na długiej szyji, nie posiadają owłosienia, ich skóra ma barwę szaro brązową z odcieniami czerwieni. Ich ciała mają od 5 do 10 metrów długości, ich szyja i ogon mierzą po od półtora do ponad 3 metrów. Niektóre relacje mówią jeszcze o grzebienu jak u koguta i niewielkim rogu na głowie a nawet owłosieniu, co by przeczyło teorii że to gadzi potomek dinozaurów. Owalne ślady pozostawiane przez mokele-mbembe nie są znane nauce jako ślady jakiegoś z żyjących obecnie zwierząt. Mają one średnicę od 30 do 90 centymetrów, odegłość między śladami wynosi od 2,1 do 2,4 metrów. Wszystkie relacje potwierdzają, że zwierzęta te są roślinożerne, wychodząc spod wody na ląd tylko w celu pożywienia się. Mokele-mbembe podobno nie lubi obecności hipopotamów, zabijając je ale ich nie zjadając (tam gdzie widzi się mokele-mbembe nie występuję hipopotamy). Naukowcy bez wahania porównują ten opis do opisu prehistorycznego sauroponda, poddając jednak w większości wątpliwości to że dinozaury mogły przetrwać miliony lat...
Na mokele-mbembe historia o żyjących dinozaurach się nie kończy. Wśród afrykańskich plemion można spotkać się także z relacjami ze spotkań z innymi przerażającymi zwierzątami, przywodzącymi na myśl wymarłe 65 milionów lat temu straszne jaszczury. Należą do nich stworzenia zwane emela-ntouka, nguma-monene i mbielu-mbielu-mbielu, będące oddzielnymi gatunkami! Nie wykluczone że za kilkadziesiąt lat cywilizacja wgryzająca się w dziewiczą, afrykańską (i nie tylko) dżunglę połamie sobie zęby natrafiając na prawdziwy zaginiony świat lub jego żywych przestawicieli...