Skocz do zawartości


Zdjęcie

Uprowadzenie w Aldershot


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

#1

Cashpoint.

    egoism

  • Postów: 641
  • Tematów: 126
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 3
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Witam, czytając książkę "Z tajnych archiwów. Ufo - zagrożenie dla światowego bezpieczeństwa" Timothy Good'a natrafiłem na wątek o jednym z najbardziej ciekawych uprowadzeń w dziejach ludzkości. Dla mnie jako sceptyka, brzmi to dość banalnie ale ocenę pozostawiam wam.

Uprowadzenie w Aldershot



Godna uwagi historia o bliskim spotkaniu, jakie stało się z udziałem Alfreda Burtoo nad kanałem Basingstoke w Aldershot, w hrabstwie Hampshire, we wczesnych godzinach rannych 12 sierpnia 1983 roku, brzmi jak opowieść rybaka o taaakiej rybie, która mu uciekła, z tą różnicą, że to co uciekło, było latającym spodkiem z małymi „zielonymi” ludzikami na pokładzie. Jeśli świadek nie kłamał – ja zaś jestem przekonany o jego prawdomówności – mamy tu do czynienia z ważną szczegółową relacją, która może nam wiele powiedzieć o zjawisku NOL-i, niezależnie od tego, jaką przyjmujemy interpretację incydentu. Pomoże nam także lepiej zrozumieć powody, dla których władze są tak ostrożne w wypowiedziach na ten temat.

Tło



Ze względu na zlokalizowanie tu liczne instytucje wojskowe, Aldershot znane jest jako „dom brytyjskiej armii”. Sam Alfred Burtoo ma wojskową przeszłość, ponieważ służył w Queen’s Royal Regiment w 1942 roku oraz w Hampshire Regiment podczas drugiej wojny światowej. Znany jako miejscowy historyk, swego czasu rolnik i ogrodnik, podczas pobytu w Kanadzie polował na niedźwiedzie i walczył z wilkami. Burtoo powiedział mi, że nie boi się niczego, a swoje spotkanie, które u większości ludzi wzbudziłoby przerażenie, skomentował następująco: „Czego miałem się bać? Mam siedemdziesiąt osiem lat i niewiele do stracenia”. Przed swoim doświadczeniem nie czytał żadnej literatury o NOL-ach, ta kwestia w ogóle go nie interesowała.
Pan Burtoo był zapalonym i wytrawnym wędkarzem, a ponieważ prognozy pogody na 11 i 12 sierpnia zapowiadały ciepłą, pogodną noc, wyruszył z domu w North Town w Aldershot kwadrans po północy w towarzystwie psa wabiącego się Tiny. Kiedy doszedł do Government Road, spotkał żandarma, z którym zamienił kilka słów, a następnie udał się w swoje ulubione miejsce, sto piętnaście jardów na północ od Gasworks Bridże, przy Government Road. Rozłożył sprzęt wędkarski i zaczął montować ochronny parasol. Najpierw wbił kołek i przywiązał psa. Kiedy zaczął rozpakowywać ekwipunek, usłyszał gong na wieży Buller Barracks, wybijający godzinę pierwszą. Zarzucił wędkę i usiadł wypatrując w wodzie ryb.

Spotkanie


Pan Burtoo opowiada:
„Po kwadransie postanowiłem napić się herbaty z termosu. Wstałem, żeby rozprostować nogi, i już podnosiłem kubek do ust, gdy wtem ujrzałem oślepiające światło zbliżające się od południa, to znaczy znad North Town. Poruszało się chwiejnie nad linią kolejową, potem znowu ruszyło do przodu i stanęło. Wciąż było oślepiające, choć widziałem je przez korony drzew. Myślałem: »To nie może być samolot, jest za nisko« - bo to coś wznosiło się na wysokość trzystu stóp.
W tym czasie odstawiłem kubek na pudło z przyborami i zapaliłem papierosa, a w chwilę potem pies zaczął warczeć. Wtedy właśnie zobaczyłem dwie postacie zbliżające się w moją stronę; kiedy znalazły się pięć stóp ode mnie, po prostu stanęły i mi się przyglądały, a ja im, przez dobre dziesięć czy piętnaście sekund”. Tiny, posłuszny pies, na polecenie pana przestał warczeć.
„Obaj mieli po cztery stopy wzrostu, od stóp do głów odziani w bladozielone kombinezony i tego samego koloru hełmy na głowach, z zamkniętym wizjerem. Wtedy jeden z nich, ten na prawo, pokiwał mi prawą ręką i nie przestając machać odwrócił się. Wyglądało na to, że chce, abym za nim poszedł, co też zrobiłem. Poszedł, ja za nim, a za nim, a za mną ten drugi po lewej. Szliśmy ścieżką flisacką, aż do balustrady mostu na kanale. »Postać« z przodu przeszła pod balustradą, ja zaś nad balustradą. Przeszliśmy na drugą stronę Government Road, a potem ścieżką w dół”.

Pojazd



„Idąc łukiem nieco w lewo, zobaczyłem wielki obiekt, szeroki na czterdzieści-pięćdziesiąt stóp, który stał na ścieżce flisackiej, przy czym wystawał jakieś dziesięć-piętnaście stóp poza brzeg, na lewo od ścieżki. Pomyślałem: »O Chryste, co to jest, do diabła?« - wcale mi nie przyszło w tym momencie do głowy, że to może być NOL. Kiedyśmy się tam zbliżyli, ta postać przede mną weszła do środka, a ja za nią. Schodki były poza ścieżką, musieliśmy wejść na trawę”. W kadłubie znajdowały się iluminatory, sam obiekt zaś spoczywał na czymś w rodzaju nart.
„Kiedy mijaliśmy drzwi, zauważyłem, że krawędzie nie są ostre, lecz zaokrąglone. Weszliśmy do ośmiokątnego pomieszczenia i wtedy usłyszałem dźwięk, jakby zasuwane drzwi, a postać, która szła za mną, też stanęła w środku, pomiędzy mną a drzwiami. Nie wiem, czy chodziło o to, żeby przeszkodzić mi w wyjściu, czy o coś innego. […]
Stałem tam dobre dziesięć minut, rozglądając się bacznie na wokoło. Ściany, podłoga i sufit były czarne, jakby z nie obrobionego metalu, podczas gdy na zewnątrz wyglądały jak wypolerowane aluminium. Nie zauważyłem śladu nakrętek czy sworzni, ani też spojeń. Moja uwagę zwróciła kolumna wychodząca z podłogi i sięgająca do sufitu. Miała około czterech stóp w obwodzie, a po prawej stronie znajdował się uchwyt w kształcie litery Z. Po obu stronach stały postacie podobne do tych, z którymi przyszedłem tu ścieżką flisacką. Nagle usłyszałem głos mówiący: »Podejdź i stań pod bursztynowym światłem«. To bursztynowe światło dostrzegłem dopiero wtedy, gdy przesunąłem się na prawo, była tam rampa wznosząca się aż pod sufit. Stałem tam z pięć minut, a głos powiedział: »Ile masz lat?« Odpowiedziałem: »Niedługo stuknie mi siedemdziesiąt osiem«. Po chwili kazali mi się odwrócić, co uczyniłem, stając twarzą do ściany. Po około pięciu minutach ten głos znowu powiedział: »Możesz iść. Jesteś dla nas za stary i za słaby«. Wyszedłem więc z tego obiektu. Schodząc po schodach, trzymałem się poręczy i wtedy zauważyłem w niej dwa spojenia, doszedłem więc do wniosku, że jest rozkładana. Poszedłem ścieżką flisacką i gdzieś w połowie drogi między obiektem a mostem obejrzałem się i stwierdziłem, że jego kopuła przypomina ogromną nasadę kominową i że obraca się odwrotnie do ruchu wskazówek zegara. Potem wróciłem na miejsce, gdzie zostawiłem psa i wędkarski ekwipunek, a pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem po dotarciu tam, było wypicie zimnej herbaty z kubka. Potem usłyszałem jękliwy dźwięk, jakby zapalanie elektrycznego generatora, to coś wzniosło się, a jasne światło znowu się pokazało. Było tak silne, że widziałem moją łódkę na wodzie, sześć stóp od przeciwległego brzegu, a także wąskie pręty balustrady mostu. Obiekt wystartował z ogromną prędkością ponad cmentarzem wojskowym na zachodzie, a trochę później zobaczyłem światło przesuwające się nad Hog’s Back, a potem zniknęło zupełnie. Było około drugiej nad ranem”.
Pan Burtoo usiadł czekając na wschód słońca, który nastąpił o godzinie 3.30, a następnie – jak mi powiedział – „zabrałem się do tego, po co tu przyszedłem, czyli do łowienia ryb!”. Może to wydać się niewiarygodne, ale wówczas nie czuł potrzeby zwierzenia się ze swych przeżyć. Łowił ryby do godziny dziesiątej rano. Wtedy podjechało dwóch konnych żandarmów. Jeden z nich spytał: „Złapałeś coś, chłopie?”. Burtoo odparł: „Tak, złowiłem trzy płotki, pięć wzdręg, jednego dwuipółfuntowego lina i urwał mi się duży karp, który wciągnął mnie w zielsko”. Potem odpowiedział żandarmom o NOL-u, na co jeden z nich odparł: „Tak, myślę, że rzeczywiście widział pan NOL-a. Sądzę, że dostrzegli go na radarach wojskowych”.
Czy było to takie sobie gadanie, żeby zadowolić starego? Potem pewien człowiek pilnujący śluzy na kanale podszedł do żandarmów i powiedział im, że nie wolno wjeżdżać konno na ścieżkę flisacką, więc rozmowa się urwała. Burtoo nadal łowił ryby aż do godziny 12.30, a pół godziny później był w domu. Powiedział żonie i jej przyjaciółce, że widział NOL-a, ale nie ujawnił, że przebywał także na jego pokładzie. „Wiem, co żona by na to odpowiedziała: »Więcej już nie pójdziesz, stary, na ryby!«”


W zasadzie jest to sedno tego uprowadzenia. Dalsze tematy były związane głównie o tym, iż domniemany uprowadzony nie szukał rozgłosu itd. Ostatni rozdział mówi:

Alfred Burtoo zmarł 31 sierpnia 1986 roku w wieku lat osiemdziesięciu. Licząc się z możliwością, iż na łożu śmierci wyznał, że całą tę historię zmyślił, w kilka miesięcy później napisałem do jego żony Marjorie i spytałem, czy tak się przypadkiem nie stało:
To nie był żart - odpowiedziała. - To, co Alf panu opowiedział, było absolutną prawdą. Moja przyjaciółka, obecna przy tym, kiedy mąż wrócił do domu, może potwierdzić, co on wówczas powiedział. Był wstrząśnięty i w obecności nas obu opowiedział o swoim przeżyciu. Sprawiał wrażenie człowieka, który widział cud; widziałyśmy, że mówi prawdę, bo nikt, kto widział go i słyszał tego ranka, nie miałby co do tego wątpliwości. Mój mąż nie należał do ludzi, którzy zmyślają czy mają halucynacje. Stąpał mocno po ziemi, był rozsądny. Mogę pana zapewnić, że Alf nigdy nie zmienił zdania na temat tego, co widział i przeżył.

Sam osobiście nie wiem jak się do tego ustosunkować... Z jednej strony dziwne opisy zdarzeń, pojazdu, uprowadzenia itd. z drugiej zaś strony rzekomo Alfred sam przyznaję się do kłamstwa, a jego żona mu zaprzecza. Może to kolejna bajka wymyślona dla swego rodzaju rozgłosu. A może jednak coś w tym było i jakieś organizacje rządowe kazały mu się dobrowolnie przyznać do kłamstwa.

Opracowane na podstawie książki pt. "Z tajnych archiwów. UFO - zagrożenie dla światowego bezpieczeństwa." - Timothy Good

Użytkownik Cashpoint edytował ten post 07.01.2008 - 18:58

  • 0





Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych