Skocz do zawartości


Zdjęcie

"Świat to nasz wspólny sen"


  • Please log in to reply
7 replies to this topic

#1

PTR.
  • Postów: 958
  • Tematów: 135
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 2
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Wywiad jakiego udzielił Lama Ole Nydahl Radiu Opole we wrześniu 1999 roku.

- W Polsce trwa walka o rządy dusz. Co mógłbyś Lamo Ole powiedzieć na temat zarzutu stawianego Karma Kagyu, że jest to sekta?

- Jeżeli jesteśmy sektą, to nasza sekta liczy sobie 2500 lat. Jesteśmy sektą, kóra była jedną z czterech najważniejszych szkół Tybetu i założyła 250 ośrodków buddyjskich na świecie. Ośrodki te używają metod, liczących sobie ponad 2500 lat. Bez straszenia, bez składania obietnic czy też przyrzeczeń, jak to ma miejsce w Kościele. My postrzegamy Buddę jako przyjaciela a nie jako Boga, który nas stwarza, później osądza i na końcu karze. Jeżeli celem sekty jest uczynienie ludzi świadomymi i niezależnymi, wówczas istotnie jesteśmy sektą. Tak naprawdę nie jesteśmy wcale niebezpieczni dla Kościoła. Ludzie, którzy zostają buddystami, nigdy i tak nie staliby się chrześcijanami. To całkowicie odmienne rodzaje ludzi. Być może Kościół uważa, że traci obecnie wpływy na Zachodzie, że najbardziej niezależni i inteligentni ludzie odchodzą do buddyzmu, ale prawdopodobnie na każdego buddystę, którym zostaje człowiek Zachodu, przypada pięciu nowych chrześcijan na Wschodzie - ponieważ mają tam trudne życie, doświadczają wielu cierpień. W buddyzmie, jeżeli ktoś cierpi to oznacza, że popełnił jakiś błąd. W chrześcijaństwie cierpienie jest uważane za coś bardziej szlachetnego. Tak czy owak chrześcijanie są ekspertami od cierpienia, podczas gdy my o tym za wiele nie wiemy, więc dla nas religia staje się tym, czym powinna być: produktem przynoszącym pożytek istotom. Myślę, że powinniśmy cieszyć się z tego, że ludzie na całym świecie mają więcej możliwości wyboru. Dopóki religie nie przypominają islamu, nie uciskają kobiet ani nie prowadzą świętych wojen, powiedziałbym, że wszystkie powinny mieć takie same szanse i ludzie powinni móc wybrać to, co im najbardziej odpowiada. W gruncie rzeczy mamy bardzo dobre stosunki z chrześcijaństwem, ponieważ chrześcijaństwo dokonuje wielu pożytecznych działań na poziomie socjalnym, a my robimy wiele dobrych rzeczy na poziomie psychologicznym i filozoficznym. Jak powiedziałem, nie ma tu żadnego konfliktu, ponieważ przyciągamy zupełnie innych ludzi. Więc w rzeczywistości mamy ze sobą dobry związek i tak jest również w Polsce, poza jednym czy dwoma przypadkami, kiedy jakiś ksiądz dał się ponieść emocjom. Ale nie trwało to zbyt długo.

- Lamo Ole, jako nauczyciel buddyjski jesteś aktywny i ekspansywny. Jak się to ma do wskazania o niemisjonowaniu?

- Rzeczywiście, w ciągu roku odbywam dwukrotnie podróż dokoła świata. Jestem bardzo zajętym człowiekiem. Pracuję codziennie po dwadzieścia godzin, i tylko trzykrotnie w ciągu roku mam krótkie wakacje, dosłownie po kilka dni. Spędzam ten czas w Alpach, jeżdżąc na motocyklu o mocy 130 KM, jest to BMW. Przez tych parę dni przejeżdżam dwadzieścia albo trzydzieści różnych górskich dolin, a poza tym przez cały rok tylko pracuję. Misjonowanie oznacza, że mówimy tak: ta moja rzecz jest dobra, a twoja jest zła, dlatego musisz przyjąć mój pogląd. Samo słowo "misjonarz" kojarzy się raczej z wydarzeniami jakie miały niegdyś miejsce w Ameryce Południowej czy w innych miejscach na świecie, kiedy to niektóre kultury zostały całkowicie zniszczone. Ja postrzegam siebie raczej jako podróżującego profesora, który zabiega o to, żeby wiedza filozoficzna i psychologiczna buddyzmu tybetańskiego nie została zatracona. Tybetańczycy nie potrafią obecnie tego zapewnić. Jestem szczęśliwy, jeżeli ludzie mogą korzystać z tych metod. Jeśli zaś są zadowoleni pozostając w obrębie swego chrześcijańskiego zaplecza albo w towarzystwie jakiegoś hinduistycznego guru, to również się z tego cieszę. Być może mi nie uwierzycie, ale ja raczej się staram utrudnić ludziom zostanie buddystami, niż im to ułatwić. Zawsze dokładam do wykładu jakieś dowcipy na temat seksu, po prostu dlatego, żeby ludzie, którzy potrzebują raczej terapii niż medytacji już drugi raz do nas nie przychodzili. Zwykle mówię także kilka rzeczy niepoprawnych politycznie, na przykład o islamie, dzięki czemu ci, którzy nie potrafią myśleć krytycznie, też trzymają się od nas z daleka. W taki sposób utrzymuję z dala od naszych ośrodków osoby trudne, które nie powinny być buddystami. Dzięki temu moi przyjaciele mogą spokojnie medytować w towarzystwie ludzi o umysłach podobnych do ich własnych.

- Buddyzmu wokół nas jest coraz więcej, w kinie, literaturze, programach telewizyjnych. Czy oznacza to, że biorąc pod uwagę stale rosnącą liczbę wyznawców, staje się on powoli religią świata zachodniego?

- Nie, nie sądzę. Myślę, że tylko ludzie dysponujący określonym poziomem niezależności i inteligencji będą się czuli w buddyzmie jak w domu. A to dlatego, że będąc buddystą musisz oceniać sam siebie, musisz być niezależny. Większość ludzi raczej tego nie chce. Większość woli mieć jakiegoś ojca, który będzie im mówił, co mają robić. Dlatego nie sądzę, żeby chrześcijaństwo mogło przegrać. Myślę, że pozostanie ono na Zachodzie tą główną religią. My w gruncie rzeczy wspieramy chrześcijaństwo, gdzie tylko możemy. A szczególnie będziemy je wspierać podczas starcia z islamem, co będzie miało miejsce w niedalekiej przyszłości. Wszędzie tam, gdzie islam ściera się z innymi sposobami myślenia, pojawiają się problemy i cierpienie. Właściwie problemy pojawiają się w ogóle wszędzie, gdzie islam spotyka się z czymkolwiek. Również wewnątrz samego islamu jest mnóstwo problemów. Tak czy inaczej zdecydowanie będziemy wspierać chrześcijaństwo w każdy możliwy sposób.

- Atrakcyjność buddyzmu polega między innymi na tym, że ludziom uwikłanym w szalony pęd życia oferuje różne techniki medytacyjne. Czy jednak bez tych praktyk ma jakąś wartość?

- Właściwie ludziom, którzy są neurotyczni lub mają jakieś problemy z psychiką radzimy, żeby nie medytowali. Do medytacji potrzebujesz umysłu, którym potrafisz rządzić, którym potrafisz kierować. Tak naprawdę medytacja rozpoczyna się dopiero wtedy, kiedy człowiek jest już normalny. Ludzie, którzy "noszą głowę pod pachą" nie powinni medytować. Buddyzm jest oczywiście znacznie obszerniejszy niż same tylko metody. Zawiera wiedzę, którą odkrywają obecnie stopniowo zachodni naukowcy. Wiedzę, która dotyczy natury atomów i prawdy o wszechświecie. Ciekawe jest to, że odkrywamy to samo obserwując świat zewnętrzny za pomocą mikroskopów i teleskopów oraz spoglądając do wewnątrz umysłu. Okazuje się, że dzięki obu tym metodom obserwacji można odkryć, że wszystko jest złożone, przemijające, że tak naprawdę rzeczy w swojej naturze są puste, nie mają trwałego istnienia. Budda nauczał tego już ponad 2500 lat temu. Mówił, że przestrzeń już sama w sobie jest informacją, a świat jest produktem umysłu.

- Jak można pogodzić dzisiejszy silnie stechnicyzowany świat z religijnością?

- Powiedziałbym, że do dobrego obsługiwania komputera trzeba mieć w pewnym sensie buddyjski umysł. Umieć widzieć rzeczy na zasadzie "i jedno, i drugie", a nie tylko "albo jedno, albo drugie".

- Świadomość ulega stałym przemianom. Dzisiejszy człowiek ma zdolność kreowania rzeczywistości, między innymi rzeczywistości wirtualnej. W jaki sposób w tym stanie rzeczy człowiek może znaleźć oparcie, rozpoznanie świata? W czym mógłby go szukać?

- Jedyną rzeczą która naprawdę istnieje jest przestrzeń i jej potencjał. Nazywa się to dharmakają w sanskrycie i cieku po tybetańsku. W naszej szkole najchętniej nazywamy to stanem prawdy. Mówiąc bardzo prostym językiem: przestrzeń jest informacją, która wyraża się przez radość i aktywne współczucie. Przestrzeń jest absolutna; nie ma początku ani końca. Po prostu jest przestrzenią, ale nie jest czarną dziurą, nie jest nicością. Jest promieniującą, przejrzystą świadomością i jest nieograniczona.

- Co wyznacza buddyjską moralność, etykę? Czy jest to zbiór zasad lub przykazań? W jaki sposób regulowane jest życie społeczne, stosunki międzyludzkie?

- Tak naprawdę Buddzie zależało na partnerach, a nie na wyznawcach. Był dla nich przyjacielem, a nie stwórcą. Postrzegał świat jako nasz wspólny sen, a nie jako coś, co zostało stworzone przez jakąś zewnętrzną siłę, ponieważ nie jest to logiczne. Po prostu udzielał wskazówek, które uznawał za użyteczne. Prawdopodobnie z tego powodu, że człowiek ma dziesięć palców u rąk, Budda dał nam dziesięć wskazówek, które można by przyrównać do dziesięciu przykazań. Ale jego wskazówki przeznaczone były dla ludzi dorosłych. Radził nam, żebyśmy unikali zabijania, kradzieży, szkodzenia innym seksualnie. Po prostu dlatego, że przyczyna i skutek funkcjonują i tego typu działania przynoszą cierpienie. Radził nam unikać szorstkiej mowy, plotek, obmowy, dokładnie z tego samego powodu - ponieważ ich rezultatem jest cierpienie. I wreszcie radził również wystrzegać się nienawiści, pomieszania i zawiści. To są jego ogólne wskazówki. Jeżeli jednak nie podążmy za jego wskazówkami, Budda nie uznaje nas za złych, lecz raczej za pomieszanych. Wie on, że wszyscy chcemy być szczęśliwi i uniknąć cierpienia. I tylko w danym momencie wkładamy ręce w pokrzywy, zamiast w kwiaty. Według Buddy absolutne zło nie mogłoby istnieć, ponieważ zniszczyłoby samo siebie. Dlatego, że energia, którą wysyłamy do świata, wraca do nas, więc jakiś absolutny diabeł nie może istnieć, bo zniszczyłby sam siebie. Budda uważa, że szczęście i cierpienie zależy od mądrości lub od niewiedzy.

- Osoba duchowna w naszym kręgu kulturowym kojarzona jest najczęściej z kimś, kto ma usta pełne mądrych cytatów. Żyje najczęściej w celibacie, nosi habit lub sutannę, bądź jakiś inny, wyraźnie ją wyróżniający szczegół. Natomiast trudno coś takiego zauważyć u Lamy Ole. Skąd taki styl?

- Nie lubię szat, ponieważ nie ma w nich kieszeni, nie są zbyt praktyczne. Ponieważ uważam, że uszczęśliwianie ludzi tylko za dnia nie wystarcza, pragnę czynić ich szczęśliwymi również w nocy. Sądzę, że spełniam sobą ideał buddyjskiego bodhisattwy, to znaczy kogoś, kto stara się pomóc innym w rozpoznaniu natury umysłu, w staniu się buddą. Budda przekazywał nauki trzem rodzajom ludzi. Tych, którzy starali się unikać życia i bali się go, nauczał jak być mniszką lub mnichem. Tych ludzi, którzy starali się być pożyteczni dla świata, chcieli robić coś dla społeczeństwa, nauczał ścieżki człowieka świeckiego - to znaczy ścieżki zrównoważenia współczucia i mądrości. Trzeci rodzaj nauk przekazywał natomiast tym, którzy byli już prawie pewni, że sami także są buddami, którzy już mieli zaufanie do tego, że jedyną różnicą między Buddą a nimi jest to, iż Budda po prostu trochę więcej medytował, że prawda musi być taka sama we wszystkich czasach i miejscach, ponieważ inaczej nie byłaby absolutna. Tego typu ludzi nauczał ścieżki jogina, czyli tego, który urzeczywistnia prawdę. Na tej ścieżce zachowujemy się jak Budda do momentu, kiedy staniemy się nim naprawdę. Ciągle od nowa zakładamy sobie na twarz maskę doskonałości, aż wreszcie nadchodzi taki dzień, kiedy to nie możemy już zdjąć tej maski, ponieważ stała się naszą prawdziwą twarzą.

- Czy mógłbyś Lamo Ole powiedzieć, kto to jest człowiek oświecony, na czym owo oświecenie polega?

- Tak naprawdę każdy jest w swojej naturze już oświecony. Jest tak, ponieważ energia i świadomość w nas samych i w świecie zewnętrznym nie są od siebie oddzielone. Z drugiej strony istnieją dwie zasłony, które uniemożliwiają nam urzeczywistnienie tej prawdy. Jedna z nich to zasłona pomieszanych uczuć. Nie potrafimy zrozumieć, że ten, który postrzega, to co jest postrzegane oraz sam akt postrzegania są częściami tej samej całości. I na skutek tego niezrozumienia natura przestrzeni umysłu uważa samą siebie za "ja", a natura przejrzystości umysłu uważa samą siebie za "ty". Z tego wyłaniają się pomieszane uczucia, a następnie jako ich konsekwencja szkodliwe myśli, słowa i działania. Następnie, w oparciu o to wszystko podejmujemy jakieś działania i doświadczamy rezultatów tych działań i wreszcie, kiedy pojawiają się trudności, zapominamy, że to my sami zasialiśmy owo trujące ziarno. Myślimy, że zrobili to inni i ponownie mówimy i czynimy rzeczy, które prowadzą do kolejnych problemów. To się nazywa samsarą. Na ile jestem zorientowany, niedawno główny biskup prawosławnego kościoła greckiego doprowadził publicznie do prawdziwego dramatu, po prostu zachował się jak prawdziwy paranoik. Tylko dlatego, że podczas jakiegoś sprawdzianu z religioznawstwa poproszono studentów uniwersytetu, by zdefiniowali takie pojęcia jak samsara i nirwana. Dobrze, że nasi katolicy nie są tacy.

- Jaką odpowiedź ma buddyzm na pytanie o początek? Jak się zaczęło istnienie?

- Wszystkie zjawiska, zarówno te wewnętrzne, jak też zewnętrzne, pojawiają się w przestrzeni, zmieniają się w niej, a następnie znowu rozpuszczają. Przestrzeń jest ponadczasowa, od zawsze gra sama ze sobą i wyraża swój potencjał. Będzie tak również w przyszłości. Jeżeli chodzi o oświecenie, to rzecz polega na tym czy widzimy powierzchnię zwierciadła pod obrazami. Czy doświadczamy głębi oceanu pod jego falami. Czy widzimy to, co jest świadome, pod wszystkimi tymi rzeczami, których jesteśmy świadomi. Jeżeli to urzeczywistnimy, to wówczas doświadczymy tego, że umysł jest promieniująco przejrzystą przestrzenią, pozbawioną jakichkolwiek ograniczeń. Kiedy już pojmiemy, że nie jesteśmy naszymi ciałami, które stale chorują i muszą umrzeć, że nie jesteśmy uczuciami ani myślami, które nieustannie się zmieniają - lecz że jesteśmy przejrzystym światłem, świadomością, która patrzy przez nasze oczy i słyszy przez nasze uszy - jeżeli to wszystko urzeczywistnimy, staniemy się nieustraszeni, pełni radości i aktywnego współczucia.

- Co dzieje się z człowiekiem po śmierci?

- Nauczyłem do tej pory około trzydzieści pięć tysięcy osób na całym świecie praktyki świadomego umierania, która nosi nazwę Poła. Na początku uczymy się rozpoznawać oznaki śmierci, a następnie, jak można samego siebie wprowadzić do czegoś, co nazywamy "czystą krainą", czegoś co w chrześcijaństwie nazywa się rajem. Ponieważ w buddyjskim raju iluzja ego, iluzja "ja" zostaje rozpuszczona, dlatego nie można już z niego wypaść. Co się dzieje w momencie śmierci? Na początku ma miejsce proces, który wydarza się w ciągu 20-30 minut po zgonie. W tym czasie w naszym sercu spotykają się dwa rodzaje energii. Kiedy przestajemy oddychać, najpierw taka jasna energia, która jest umiejscowiona na wysokości ośmiu palców od pierwotnej linii włosów na szczycie głowy, zaczyna się poruszać w dół poprzez centrum ciała. Wówczas doświadczamy bardzo przejrzystego i jasnego światła podobnego do światła księżyca, słyszymy dźwięk HANG i jednocześnie rozpuszczają się 33 uczucia związane z gniewem i nasz umysł staje się promieniująco przejrzysty i świadomy. Zanim to światło dotrze do serca, mija dziesięć do piętnastu minut. Energia ta powstała w momencie, kiedy powstawało nasze ciało, gdy pojawiło się nasienie naszego ojca. Z kolei na wysokości czterech palców poniżej pępka, w centrum naszego ciała znajduje się czerwona energia, pochodząca od matki. Kiedy zaczyna się ona poruszać ku górze, doświadczamy światła, przypominającego światło zachodzącego słońca. Słyszymy wewnętrznie dźwięk AH, przemieszczający się poprzez ciało i jednocześnie rozpuszcza się 40 uczuć związanych z przywiązaniem i pożądaniem. Doświadczamy wówczas bardzo intensywnej błogości. Więc kiedy te dwa światła się spotkają w sercu, dwadzieścia do trzydziestu minut po naszej śmierci, najpierw wszystko staje się całkowitą czernią i w tym momencie rozpuszcza się 7 uczuć związanych z nienawiścią. Kiedy ta czerń znika, pojawia się pełne mocy przejrzyste światło i jeśli rozpoznamy owo światło jako naturę naszego umysłu, staniemy się buddą. Zniknie wszelkie poczucie oddzielenia pomiędzy energią i przestrzenią wewnątrz nas i na zewnątrz. Osiągniemy cel i staniemy się buddą. Z drugiej strony, jeżeli się to nam nie uda, to stracimy świadomość. Ten stan trwa w dzisiejszych czasach około trzech dni. I kiedy potem obudzimy się z niego, nie będziemy chcieli przyjąć do wiadomości, że już nie żyjemy. Następnie przez czas trzech do dziesięciu będziemy się starali przekonać samych siebie, że jednak żyjemy. Jest to bardzo trudne, ponieważ nie posiadamy już wtedy ciała i możemy stać się wszystkim, o czymkolwiek pomyślimy. Poza tym, gdy nie ma ciała, umysł jest znacznie inteligentniejszy i potrafimy na przykład widzieć myśli innych ludzi. Wreszcie po upływie owych dziesięciu dni od chwili śmierci tak naprawdę odkrywamy, że już nie żyjemy. I wówczas ten świadomy strumień wrażeń z poprzedniego życia zostaje przełamany. Znowu tracimy przytomność i kiedy ponownie się budzimy, nasza powierzchowna świadomość znika. Zaczynamy doświadczać wszystkich podświadomych wrażeń, którymi przedtem wypełnialiśmy umysł. I następnie na przestrzeni pięciu i pół tygodnia nasz umysł przyjmuje taki kierunek, jaki w nim wypracowaliśmy. Ten jego główny profil staje się wiodący. Stery przejmuje najsilniejsze uczucie, niezależnie od tego czy będzie to gniew, czy też duma, czy zazdrość albo pożądanie. I to uczucie doprowadza nas do odrodzenia w takiej inkarnacji, w jakiej ono dominuje. Jeżeli najsilniejsze jest pożądanie, to ujrzymy naszych przyszłych rodziców podczas kochania się, wejdziemy pomiędzy nich, połączymy się z zapłodnionym jajem i znowu uzyskamy ludzkie ciało. Znowu znajdziemy się na drodze ludzkiego życia.


rozmawiał Jacek Serafin
  • 0



#2 Gość_muhad

Gość_muhad.
  • Tematów: 0

Napisano

"praktyki świadomego umierania, która nosi nazwę Poła. Na początku uczymy się rozpoznawać oznaki śmierci, a następnie, jak można samego siebie wprowadzić do czegoś, co nazywamy "czystą krainą", czegoś co w chrześcijaństwie nazywa się rajem."

jak mozna sie tego nauczyc?
jesli ktos umrze nagle np. w wypadku to raczej nie ma takiej mozliwosci?

odnoscie prob medytacji; jak trzeba rozumiec niemoznosc medytacji z powodu nienajlepszego stanu umyslu...np. jesli ktos nosi w sobie strach, gniew lub nienawisc? cos w tym stylu? nie wiem czy dobrze zrozumialem :-/
  • 0

#3

NHolokaust.
  • Postów: 653
  • Tematów: 40
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 4
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Bardzo interesujący wywiad, jak zresztą każdy z Lamą Ole. Buddyzm jest religią mającą największe na świecie pojęcie o śmierci, co doskonale znajduje odzwierciedlenie w tym tekście. Zresztą sam Lama jest świetnym człowiekiem, polecam jego wykłady.
  • 0



#4

PTR.
  • Postów: 958
  • Tematów: 135
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 2
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

"praktyki świadomego umierania, która nosi nazwę Poła. Na początku uczymy się rozpoznawać oznaki śmierci, a następnie, jak można samego siebie wprowadzić do czegoś, co nazywamy "czystą krainą", czegoś co w chrześcijaństwie nazywa się rajem."

jak mozna sie tego nauczyc?
jesli ktos umrze nagle np. w wypadku to raczej nie ma takiej mozliwosci?

odnoscie prob medytacji; jak trzeba rozumiec niemoznosc medytacji z powodu nienajlepszego stanu umyslu...np. jesli ktos nosi w sobie strach, gniew lub nienawisc? cos w tym stylu? nie wiem czy dobrze zrozumialem :-/


Jak mozna sie nauczyc?
To juz sa praktyki tylko dla osob, ktore przyjely buddyjskie schronienie.
Bralem w Poła udzial dwa razy. Razem z nauczycielem przenosimy sie podczas medytacji do tych czystych krain, nastepnie po chwili wracamy do ciala. Wykonuje sie to wielokrotnie podczas calego kursu. Na koncu nauczyciel sprawdza u kazdej osoby czy zostal otwarty centralny kanal energetyczny (na czubku glowy). Czesto pojawia sie na glowie fizyczny znak w postaci plamki krwi.

jesli ktos umrze nagle np. w wypadku to raczej nie ma takiej mozliwosci?
Wlasnie chodzi o to ze Poła zabezpiecza nas w momencie smierci. Teraz nie ma znaczenia w jaki sposob umre poniewaz niejako automatycznie udam sie do tych czystych krain po smierci. Po to byl ten kurs.

odnoscie prob medytacji; jak trzeba rozumiec niemoznosc medytacji z powodu nienajlepszego stanu umyslu...np. jesli ktos nosi w sobie strach, gniew lub nienawisc? cos w tym stylu? nie wiem czy dobrze zrozumialem :-/

Strach gniew nienawisc to uczucia, ktore towarzysza kazdemu zdrowemu umyslowi wiec nie o takie uczucia tu chodzi.
Raczej nie powinny medytowac osoby chore psychicznie lub w podobny sposob pomieszane. W takim przypadku pozostaje im tylko mantra OM MANI PEME HUNG. Medytacje moglyby takie osoby wprowadzic w jeszcze wieksze pomieszanie niestety.
  • 0



#5 Gość_muhad

Gość_muhad.
  • Tematów: 0

Napisano

a co to sa za kursy? jak odrozniac prawdziwych nauczycieli o tych naciagaczy?

czy ma sie swojego indywidualnego nauczyciela?

hmmm... o jakiego typu pomieszanie psychiczne chodzi? ma to zwiazek z oderwaniem od rzeczywistosci?
  • 0

#6

kwintus.
  • Postów: 33
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Buddyzm nie jest religią a ni sie nie da go nauczyć a tym bardziej nie ma w nim nauczyciela ktory poprowadzi cie do tzw. nirwany...

Muhad napisał:
a co to sa za kursy? jak odrozniac prawdziwych nauczycieli o tych naciagaczy?

czy ma sie swojego indywidualnego nauczyciela?



Sam jestes sobie nauczycielem, a czy prawdziwym czy fałszywym to ocena pozostaje tylko i wyłącznie do ciebie.
  • 0

#7

PTR.
  • Postów: 958
  • Tematów: 135
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 2
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

a co to sa za kursy? jak odrozniac prawdziwych nauczycieli o tych naciagaczy?

czy ma sie swojego indywidualnego nauczyciela?

hmmm... o jakiego typu pomieszanie psychiczne chodzi? ma to zwiazek z oderwaniem od rzeczywistosci?


Najwazniejsze zebys mial zaufanie do nauczyciela bo tak naprawde on reprezentuje Twoje oswiecone wlasciwosci do ktorych masz dojsc.

Kazdy posiada swojego indywidualnego nauczyciela. Przewaznie jest to ten, od ktorego przyjmujesz schronienie, jednak nie on tu jest najwazniejszy tak naprawde. Liczy sie tylko i wylacznie Twoja wlasna chec rozwoju. Nauczyciel jast takim samym czlowieiem jak Ty, tylko ze on juz niektore rzeczy urzeczywistnil wiec powiniennes w nauczycielu widziec najlepiej siebie w przyszlosci :) (oczywiscie nie doslownie) tak ja to odbieram.

Mowiac o pomieszaniu psychicznym chodzilo mi raczej o roznego typu choroby umyslowe. W takich przypadkach konieczna jest rozmowa z nauczycielem i on decyduje czy mozna medytowac czy tez nie.
  • 0



#8 Gość_muhad

Gość_muhad.
  • Tematów: 0

Napisano

Buddyzm nie jest religią a ni sie nie da go nauczyć a tym bardziej nie ma w nim nauczyciela ktory poprowadzi cie do tzw. nirwany...

Muhad napisał:
a co to sa za kursy? jak odrozniac prawdziwych nauczycieli o tych naciagaczy?  

czy ma sie swojego indywidualnego nauczyciela?  



Sam jestes sobie nauczycielem, a czy prawdziwym czy fałszywym to ocena pozostaje tylko i wyłącznie do ciebie.


to ze buddyzm nie jest religia to ja wiem :smile:

a to ze glowny rozwoj mozna osiagac glownie dzieki sobie to tez wiem...nie jestem az takim laikiem :smile:

a co to sa za kursy? jak odrozniac prawdziwych nauczycieli o tych naciagaczy?

czy ma sie swojego indywidualnego nauczyciela?

hmmm... o jakiego typu pomieszanie psychiczne chodzi? ma to zwiazek z oderwaniem od rzeczywistosci?


Najwazniejsze zebys mial zaufanie do nauczyciela bo tak naprawde on reprezentuje Twoje oswiecone wlasciwosci do ktorych masz dojsc.

Kazdy posiada swojego indywidualnego nauczyciela. Przewaznie jest to ten, od ktorego przyjmujesz schronienie, jednak nie on tu jest najwazniejszy tak naprawde. Liczy sie tylko i wylacznie Twoja wlasna chec rozwoju. Nauczyciel jast takim samym czlowieiem jak Ty, tylko ze on juz niektore rzeczy urzeczywistnil wiec powiniennes w nauczycielu widziec najlepiej siebie w przyszlosci :) (oczywiscie nie doslownie) tak ja to odbieram.

Mowiac o pomieszaniu psychicznym chodzilo mi raczej o roznego typu choroby umyslowe. W takich przypadkach konieczna jest rozmowa z nauczycielem i on decyduje czy mozna medytowac czy tez nie.


dziekuje PTR za wyjasnienie :smile:
  • 0



Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych