Skocz do zawartości


Zdjęcie

Gramatyka moralności


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
43 odpowiedzi w tym temacie

#31

judas666.
  • Postów: 1468
  • Tematów: 12
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Na moralność człowieka wpływa wychowanie, rodzina, otoczenie, znajomi, telewizja i wiele czynników. Nie można mówić o moralności nie poruszając sprawy "dobra" i "zła", a te są pojęciami czysto ludzkimi i dość abstrakcyjnymi. Ja np. jestem jedynym człowiekiem jakiego znam, który uważa zabijanie za złe. Co wcale nie znaczy, że bym nie zabił, przeciwnie, ludzi czasami bardzo chętnie.

Religijność ma pewien wpływ na moralność, bo jest jednym z czynników składających się na wychowanie. Katolik może zostać tak wychowany, że zwierzęta są istotami niższego rzędu i my, wspaniali ludzie mamy prawo robić z nimi co nam się podoba i nawet takiemu nie przyjdzie do głowy, że morduje.
  • 0

#32

apo5.
  • Postów: 773
  • Tematów: 3
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Może wypaliłeś sporo. Normalnie powinieneś mieć kontrolę nad swoim zachowaniem, niekoniecznie nad szczegółami zachowania, ale nad zabiciem powinieneś. Na tyle świadomy to powinieneś być nawet po dość dużej dawce.


No i właśnie w tym problem, że nie byłem świadomy, a zaciągnąłem się dokładnie RAZ. Tak więc niejako po samym sobie wiem, że ludzki mózg może zareagować na narkotyk bardzo różnie. Nawet ten najlżejszy.
Co do wypowiedzi Judasa ja to odbieram w ten sposób. Bardziej życie drugiego człowieka będzie szanował ateista, który myśli, że po śmierci nie ma nic - ciemność (czyli: szanuj życie bo masz je tylko jedno) - niż człowiek jakiejś tam wiary, który uważa, że po śmierci czeka nas drugie życie - w pewnym stopniu może niejako sobie wytłumaczyć fakt, że kogoś zabił stwierdzeniem - "jest już w niebie/piekle/czyścu/gdzieśtam" (niepotrzebne skreślić). Tak mi się wydaje. Oczywiście otoczenie w jakim się wychowujemy jak najbardziej ma w pewnym stopniu wpływ na nasze "ja" w późniejszych - dorosłych - latach, ale nie jest to regułą ponieważ są na świecie ludzie o dobrym sercu, którzy wychowywali się tak naprawdę w patologii rodzinnej, podwórkowej a mimo to zachowali swój własny rozum nawet jako dzieci.
  • 0

#33

Seroslav.
  • Postów: 213
  • Tematów: 17
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

W wielu przekazach od Dobrych Obcych, co można podejrzewać, że są Dobrymi, a nie Złymi, na podstawie tego jaką niosą wiadomość dla ludzi, w wielu z nich mówi się, że religia jest zła, jest wymysłem człowieka po to by mu robić krzywdę. W dużym skrócie.

I ja się z tym stwierdzeniem zgadzam. Nie generalizuję jednak na wszystkie religie, bo wszystkich nie znam. Możliwe, że te pokrewne hinduizmowi czy buddyzmowi lub wierzeniom szamańskim, nie są takie złe. Nie wiem. Ale na pewno te główne, zachodnie, są złe, bo są zbudowane na złych fundamentach - żądzy władzy, żądzy pieniędzy i żądzy kontrolowania innych.
  • 0

#34

apo5.
  • Postów: 773
  • Tematów: 3
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Dobra religia to taka, która prowadzi do samodoskonałości - spokoju ducha i szacunku dla wszelkiego stworzenia, które nas otacza. Bez problemu możemy dostrzec tutaj buddyzm, może właśnie dlatego dla wielu z nas Ci najbardziej wytrwali mnisi są takim fenomenem.
  • 0

#35

^Filozof^.
  • Postów: 149
  • Tematów: 4
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Chciałbym już zakończyć rozmowę o narkotykach, więc już raczej nie odpiszę na post o narkotykach w tym temacie, to co teraz napiszę wyczerpie to co chcę powiedzieć na ten temat.

Teraz zwracam się głównie do Apo5.

Mam tylko nadzieję, że nie myślisz że jestem narkomanem albo że jestem złym człowiekiem. Chce dobra dla ludzkości, większej swobody no i myślę że marihuana nie jest taka zła ;) . Nigdy bym nikogo nie zabił, jestem chętny pomocy, chce szczęścia ludzi :) , chce doznać wreszcie pełnego oświecenia, bo to które mam jest nie pełne (myślę że nikt nie jest w pełni oświecony, albo jest to przypadek niezwykle rzadki wśród oświeconych).

Więc jeszcze tylko coś dodam. Czerpali czerpią i będą czerpać inspirację z marihuany :) pisarze, malarze, filozofowie i Bóg wie kto jeszcze.

Marihuana uspokaja, czasem po paru wypaleniach daje lepsze spojrzenie na świat. Daj mi przykład proszę Cię osoby która zabiła po jej wypaleniu :) . Nie sądzę żeby to się zdarzało częściej niż u osób nie palących, marihuana uspokaja, daje szczęście :) , nie mówię że palenie jej jest dobre, bo zakłóca prawdziwy obraz świata ;] . Możliwe że Ci się tylko wydawało że mógłbyś zabić gdybyś miał nóż, mogło się tak wydawać przez to że po wypaleniu jej zmienia się Twoje zachowanie :) .

Dobra religia to taka, która prowadzi do samodoskonałości - spokoju ducha i szacunku dla wszelkiego stworzenia, które nas otacza. Bez problemu możemy dostrzec tutaj buddyzm, może właśnie dlatego dla wielu z nas Ci najbardziej wytrwali mnisi są takim fenomenem.


Tutaj zgadzam się z Tobą :) . Samodoskonalenie to także samowychowanie - czyli tak jak we wcześniejszych postach pisałem, tylko nie nazywając tego tak - pozbycie się kontrolowania przez otoczenie, dopracowanie własnych idei, pełna wolność wyboru :) .

Tak, religia która prowadzi do samodoskonalenia, życia w dobru itd. wybrała prawidłową drogę. Religia, która nie opiera się na tej podstawie (samodoskonalenie) nie może być dobrze zrobiona, bo ta podstawa ją ukierunkowuje w dobrym kierunku ;) .

To tylko moje zdanie.
  • 0

#36

Rockyyy.
  • Postów: 276
  • Tematów: 23
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Ciekawe jak wyglądają wyniki dotyczące dopuszczalności wykonywania aborcji. Tutaj jestem pewien, że osoby mieniące się chrześcijanami znacznie rzadziej to dopuszczają. A to też problem moralny, prawda?

Popełniasz błąd, widzę że masz ograniczoną wiedzę, więc wytłumaczę Ci - podczas aborcji dziecko jest tylko skomplikowanym układem atomów nie posiadającym Świadomości ani Wolnej woli, nie posiada realnego bytu, więc zasadniczo nie różni się od reszty Wszechświata.

Legalizacja narkotyków, aborcji, prostytucji itp. to tylko kwestia czasu, nie żyjemy już w Średniowieczu, ta nasza "cywilizacja", która z resztą od podstaw jest źle skonstruowana i prędzej czy później upadnie (chyba że będzie miała szczęście) powolnym procesem wprowadza Liberalizm w życie... Jest to jednak proces bardzo powolny i trzeba być cierpliwym.

@Edit

Nie uważam za słuszne ćpanie czy też prostytucję, ale jeśli ktoś chce tego, to jakim prawem odbiera mu się to?! Jeśli nie narusza niczyjego mienia ani woli...

Sorry że tak "ostro", ale chciałem wprowadzić trochę dramatyzmu : D.

Jestem ateistą agnostycznym.


Popełniasz błąd. Przytocze tu artykuł, osoby wrażliwe - czytają go na własną odpowiedzialność.

<a href="http://www.fuw.edu.pl/~trochim/Duch/nathanson.html" target="_blank">http://www.fuw.edu.pl/~trochim/Duch/nathanson.html</a>

Nawrócenie Bernarda Nathansona


--------------------------------------------------------------------------------
Bernard Nathanson, urodzony w 1926 r. profesor z Cornell University, był ateistą i jednym z największych na świecie zwolenników aborcji. Dążył uparcie do tego, by w USA uczynić aborcję legalną, tanią i dostępną. W 1968 r. był jednym z założycieli National Abortion Rights Action League (Narodowej Ligi Walki o Prawo do Aborcji). Prowadził największą klinikę aborcyjną w Stanach Zjednoczonych. Przyznaje się do dokonania 75 000 aborcji. Mówi teraz z wielkim bólem: "w tej liczbie jest także zabicie mojego nienarodzonego dziecka, które uśmierciłem własnymi rękami". W życiu Nathansona dokonał się jednak cud przemiany umysłu i serca. Z czołowego światowego aborcjonisty stał się przodującym obrońcą życia dzieci nienarodzonych. Po wielu latach przygotowań, w 1996 t. przyjął chrzest w Kościele Katolickim.
--------------------------------------------------------------------------------


Dom rodzinny i szkoła

Jego ojciec, profesor medycyny, syn żydowskich emigrantów, jeszcze w latach studenckich odwrócił się od tradycji ortodoksyjnego judaizmu. Nie wierzył w Boga, a jedynie w jakąś "wyższą siłę". To właśnie ojciec wyrył trwałe piętno na życiu i osobowości Bernarda, wpajając swojemu synowi nihilistyczne postawy i wierzenia. Bernard wzrastał w domu, w którym tylko zachowywano zwyczaje i obrzędy wiary żydowskiej, ale jej nie praktykowano. Na dodatek ojciec Bernarda nienawidził swojej żony.

Rodzice wysłali Bernarda do jednej z najlepszych szkół w Nowym Jorku (Columbia Grammar School), gdzie uczyły się dzieci z najbogatszych żydowskich rodzin.

Bernard, wpatrzony w ojca odwrócił się również od religii, uważając ją za bezużyteczną i utrudniającą życie "jak kamień u szyi". Mimo swojej niewiary ojciec zmusił Bernarda, aby trzy razy w tygodniu chodził do ortodoksyjnej szkoły hebrajskiej. Uczył się tam na pamięć hebrajskich modlitw i wyniósł przekonanie, że religia żydowska jest surowa i bezlistosna. Bóg mojego dzieciństwa - wspomina po latach - przypominał ponurą, majestatyczną, brodatą postać Mojżesza z rzeźby Michała Anioła. Widzę Go, jak siedzi przygarbiony, dumając nad moim losem na chwilę przed wygłaszaniem nieuchronnie skazującego wyroku. Taki był Bóg mojej żydowskiej religii - potężny i przerażający jak lew. Jak wielkiego doznałem olśnienia, gdy służąc w Siłach Powietrznych Stanów Zjednoczonych, z czystej frustracji i nudy zacząłem uczęszczać na kursy biblijne! Wtedy odkryłem, że Bóg Nowego Testamentu jest kochający, wyrozumiały, łagodny i wszystko przebaczający ludziom o skruszonych sercach.

Studia na wydziale lekarskim prestiżowego Uniwersytetu McGilla rozpoczął w 1945 r. Podczas wykładów na czwartym roku medycyny wielkie wrażenie wywarł na nim profesor psychiatrii, Karl Stern. Ten wspaniały nauczyciel, wybitny naukowiec również był Żydem. Nathanson uwielbiał prof. Sterna za jego niezwykle ciekawe wykłady oraz za szczególny duchowy pokój. Nie zdawał sobie sprawy, że Stern w 1943 r. nawrócił się na katolicyzm, po wielu latach rozmyślań, analiz i lektur. Proces swojego nawrócenia opisał w książce The Pillar of Fire (Słup ognia), która po raz pierwszy została opublikowana w 1951 r. Nathanson przeżył prawdziwy szok, kiedy poraz pierwszy przeczytał ją w 1974 r. Lektura tej książki w dużym stopniu przyczyniła się do jego nawrócenia na katolicyzm. W ostatnim rozdziale swojej książki Stern wyjaśnia swojemu bratu, ortodoksyjnemu Żydowi, dlaczego stał się katolikiem: Kościół pozostaje niezmienny w swym nauczaniu. Istnieje tylko jedna nadprzyrodzona prawda, podobnie jak istnieje tylko jedna prawda naukowa. Tym, czym dla doskonalenia materii jest prawo Postępu, dla spraw duchowych jest prawo Zachowania. Pamiętam, jak pokazałem ci kiedyś papieską encyklikę o nazistach. Zrobiła na tobie spore wrażenie i powiedziałeś "Zupełnie jakby została napisana w pierwszym wieku". Właśnie o to chodzi!

Szatański świat aborcji

Jesienią 1945 r. na balu uniwersyteckim Bernard poznał czarującą, niewinną, siedemnastoletnią Ruth. Zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia. Spędzali ze sobą coraz więcej czasu, planowali ślub. Ruth zaszła w ciążę. Fakt ten zburzył sielankowy nastrój zakochanych. Nie chcieli tego dziecka. Postanowili je "usunąć". Po wielu poszukiwaniach udało im się znaleźć lekarza abortera, który w prywatnym gabinecie, w ukryciu, wykonywał ten proceder, wtedy jeszcze nielegalnie. Kiedy dziecko zostało zabite, Bernard i Ruth zachowywali się jak spiskowcy po haniebnej zbrodni, o której nie wolno mówić. Po latach Bernard wspomina: Jestem pewien - że pomimo jej dzielnej miny, jej lojalności i miłości do mnie - w jakichś melancholijnych zakamarkach umysłu Ruth, rodziły się pytania: "Dlaczego się ze mną nie ożenił? Dlaczego nie moglismy mieć tego dziecka? Dlaczego musiałam narażać swoje życie i życie moich przyszłych dzieci dla jego wygody i studiów? Czy Bóg ukarze mnie za to, co zrobiłam, i uczyni mnie bezpłodną?"

Dla Bernarda w tym czasie pytania natury religijnej były nieistotne. Dojrzewał w nim - jak sam pisze - charakter żydowskiego ateisty o twardym karku. Martwił się tylko o zdrowie Ruth i jej zdolności rozrodcze w przyszłości. To doświadczenie stało się dla Nathansona pierwszą podróżą w szatański świat aborcji.

W połowie lat sześćdziesiątych Bernard ukończył staż na położnictwie i ginekologii, stał u początku wspaniale zapowiadającej się kariery. Miał jednak już za sobą dwa nieudane małżeństwa - jak sam dziś przyznaje - przez "egoizm, narcyzm i nieumiejętność kochania". W tym czasie począł dziecko z kobietą, która go bardzo kochała. Błagała go, aby pozwolił jej je donosić i urodzić. Nathanson był nieugięty, zażądał, aby natychmiast usunęła ciążę, bo on nie może sobie pozwolić na utrzymanie dziecka, a jeżeli nie podda się aborcji to się z nią nie ożeni. Zaproponował jej, że osobiście dokona aborcji ich dziecka. Pozbawił je życia w sposób fachowy. Nie miał żadnych wyrzutów sumienia, ani nawet cienia wątpliwości, że źle postąpił. W swojej świadomości lekarza-abortera miał tylko poczucie dobrze wykonanej roboty.

Przed dokonaniem aborcji Nathanson, jak i inni lekarze nie informował pacjentek o niebezpiecznych następstwach przerywania ciąży. Po swoim nawróceniu on sam pisał: Okazuje się, że aborcja może być powiązana z rakiem piersi, że tysiące kobiet utraciło płodność w wyniku nieudanej aborcji, a śmiertelność kobiet poddających się temu zabiegowi po trzynastym tygodniu ciąży jest wyższa, niż wskaźnik urodzeń. Arogancja ludzi praktykujących medycynę była uważana za nieznośny dodatek nieodłącznie towarzyszący ich profesji, ale niebotyczna zarozumiałość lekarzy trudniących się aborcją do dziś nie przestaje zadziwiać. Na każde dziesięć tysięcy dziewczyn, takich jak Ruth, przypada jeden aborter: zimny, pozbawiony sumienia, bez skrupułów wykorzystujący swoje talenty do nikczemnych celów, brukający swoją etyczną odpowiedzialność i skłaniający - wręcz uwodzący - kobiety swoim lekarskim spokojem i uspokajającym profesjonalizmem, by zdecydowały się na zabójstwo. Nie przypadkiem następny krok w tym perwersyjnym wynaturzaniu umiejętności lekarskich dokonuje się tam, gdzie lekarze są upoważnieni przez państwo do pomagania - zawsze w imię współczucia! - w akcie samobójstwa. Jakże inaczej wyglądałby świat, gdybny jakis nierozważny "ekspert" od rachunku cierpienia w godzinę po ukrzyżowaniu wspiął się na drabine i podał Jezusowi dawkę cykuty...

W 1968 r. dr Nathanson został jednym z założycieli "National Abortion Rights Action League" (NARAL), która miała doprowadzić do zalegalizowania aborcji w USA. Po jej legalizacji w 1970 r. w stanie Nowy Jork otrzymał nominację na dyrektora największej kliniki aborcyjnej w świecie. Przyznaje się do odpowiedzialności za 75 000 aborcji. W jednym z artykułów napisanym tuż przed swoim nawróceniem, zatytułowanym "Wyznania eks-aborcjonisty", Nathanson opisał taktykę jaką stosował on i jego koledzy z NARAL, aby przełamać wszelkie prawa ograniczające aborcję w USA oraz na całym świecie. Trzeba pamiętać, że w latach sześćdziesiątych większość Amerykanów była przeciwna aborcji. W ciągu 5 lat, dzięki intensywnej kampanii reklamowej "specjaliści" z NARAL przekonali Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych i ten w 1973 r. wydał decyzję legalizującą aborcję na żądania i bez ograniczeń, aż do 9 miesiąca ciąży.

Jak to zrobiliśmy? Ważne jest zrozumienie taktyki jaką stosowaliśmy, bo jest ona w dalszym ciągu praktykowana w krajach zachodnich w dalszej liberalizacji aborcyjnego prawa.

Pierwszym kluczem skuteczności ich taktyki było przekonanie mediów, że akceptacja dla aborcji jest znakiem oświeconego liberalizmu. Wiedzieli, że gdyby przeprowadzono sondaż opinii publicznej, przegraliby z kretesem. Dlatego fabrykowali dane statystyczne w oparciu o fikcyjne sondaże. Informowali media, że według najnowszych sondaży 60% Amerykanów popiera aborcję. Podawali jako prawdziwe informacje, że na skutek nielegalnej aborcji rocznie umiera 10 tys. kobiet, gdy prawdziwa liczba wynosiła 200 - 250. Twierdzili, że w ciągu roku w USA przeszło 1 mln kobiet dokonuje nielegalnej aborcji, podczas gdy rzeczywiście było ich okolo 100 tys. Nieustanne powtarzanie wielkich kłamstw w publicznych mediach przekonuje słuchaczy. Tego rodzaju akcja propagandowa okazała się bardzo skuteczna. W ciągu 5 lat udało im się przekonać większość społeczeństwa, że należy jak najszybciej zalegalizować aborcję.

Drugim elementem ich taktyki było granie tzw. katolicka kartą. Nieustanie szkalowali Kościół Katolicki i jego "wsteczne" poglądy, wskazując na hierarchów Kościoła, jako na pełnych hipokryzji łajdaków, którzy przeciwstawiają się aborcji, chcąc ograniczyć wolność wyboru. Ten motyw był ciągle powtarzany. Karmili media różnymi kłamstwami jak: Wszyscy wiemy, że przeciwnikami przerywania ciąży są tylko duchowni, natomiast świeccy katolicy w zdecydowanej większości są za aborcją.

Trzecim sposobem działania było uwiarygodnienie akcji propagandowej przez blokowanie informacji o naukowych dowodach, świadczących o tym, że ludzkie życie zaczyna się od chwili poczęcia. Twierdzilismy, że nauka nie będzie mogła tego nigdy okreslić, ponieważ nie należy to do jej kompetencji, a tylko do filozofii i teologii. Było to wielkie klamstwo, ponieważ fitologia (nauka o początkach życia ludzkiego) przedstawia niezaprzeczalne dowody, że życie człowieka zaczyna się w chwili poczęcia i potrzebuje takiej samej ochrony, jaka my się cieszymy.

Gdy zaś cofam się - pisze Nathanson - dwadzieścia pięc lat, do tamtej odrażającej gry odbywającej się wśród ciężarnych kobiet i ich mordowanych dzieci, zaskakuje mnie całkowity brak krytycyzmu wobec zadania, jakie sobie wyznaczylismy, calkowita moralna i duchowa pustka, leżąca u podstaw tego koszmarnego przedsięwzięcia, nasze niepodważalne przekonanie o wysokim poziomie moralnym naszych działań. A przecież to, co robilismy, było po prostu podłe! Dlaczego nie potrafilismy dostrzec zakłamanej etyki i niegodziwości praktykujących lekarzy, polączenia tej ewidentnej chciwości z pozbawioną wyższych uczuć motywacją: beznadziejnej głupoty samego przedsięwziecia z tępotą uczestniczących w nim ludzi; wszystkich wskazówek etycznych z niemoralnością samego aktu?!

Nawrócenie

W 1973 r. Nathanson został ordynatorem wydzialu położniczego w szpitalu św. Łukasza w Nowym Jorku. Po raz pierwszy zainstalowano tam ultrasonograf, najnowocześniejszą wtedy aparaturę, dzięki której można było oglądać i badać płód w łonie matki. Ultrasonograf otworzył przed Nathansonem nowy świat. Wspomina: Pierwszy raz moglismy zobaczyć ludzki płód - mierzyć go, obserwować, przyglądać mu się, a także związać się z nim i pokochać go. Pokazywane na USG obrazy płodu robią niewiarygodnie silne wrażenie na oglądającym.

Po wprowadzeniu ultrasonografu nastąpił radykalny przełom w podejściu Nathansona do ludzkiego płodu. Dzięki USG mogliśmy nie tylko przekonać się, że płód jest normalnie funkcjonującym organizmem, ale także wykonać pomiary jego funkcji zyciowych, ważyć go i określać jego wiek, widzieć jak przełyka i oddaje mocz, widzieć go w stanie uśpienia i przebudzenia, a także obserwować jak porusza się nie mniej celowo niż noworodek. Od tego momentu Nathanson już nie był przekonany o słuszności aborcji na życzenie. Drastycznie ograniczył ilość dokonywanych przez siebie "zabiegów" do przypadków, które według niego miały medyczne uzasadnienie. Ostatniej aborcji dokonał w 1979 r.

Od 1984 r. zadawał sobie coraz więcej pytań na temat przerywania ciąży. Chciał wiedzieć, co się rzeczywiście dzieje podczas jej wykonywania. Przeprowadził ich przecież tak wiele, ale czynił to bez zastanowienia, mechanicznie, na ślepo. Wprowadzał narzędzie do macicy, włączał silnik, a maszyna wysysała jakieś strzępy tkanek. Zapragnął wiedzieć co się wtedy rzeczywiście dzieje. Poprosił więc swojego przyjaciela Jay'a, który dokonywal do 20 aborcji dziennie, aby podczas "zabiegu" włączył USG i nagrał jego przebieg na taśmie filmowej. Kolega zrobił to z wielką sumiennością. Kiedy później obaj obejrzeli taśmy w studiu montażowym, przeżyli prawdziwy szok, a Jay powiedział, że już nigdy nie podejmie się przerwania ciąży. Był to wstrząs dotykający korzeni mojej duszy - napisał później Nathanson. Po raz pierwszy zobaczył, co rzeczywiście dzieje się podczas aborcji i czym ona naprawdę jest. Po profesjonalnym opracowaniu taśm powstał film The Silent Scream (Niemy krzyk). Był to filmowy dokument makabrycznej zbrodni dokonanej na najbardziej niewinnej i bezbronnej istocie. Pokazywał dwutygodniowe dziecko w łonie matki, próbujące bronić się przed rozrywającym je na kawałki narzędziem zgniatającym i aparatem ssącym. Film został pokazany po raz pierwszy 3.01.1985 r, na Florydzie i jego projekcja wywołała sensację.

Liberałowie podnieśli straszny krzyk, ponieważ ten dokument był ogromnym zagrożeniem dla sił proaborcyjnych. Liberalne media starały się całkowicie zablokować dotarcie tej prawdy do szerszych kręgów amerykańskiego społeczeństwa. Żadna z sieci telewizyjnych nigdy nie chciała pokazać tego filmu, ani nawet nie zgodziła się na kupienie czasu antenowego na reklamy, których treścią byłaby pochwała wyboru życia. Było to ewidentnym dowodem na to, jak bardzo media zdominowane są przez ludzi opowiadających się za kulturą śmierci.

Naukowe fakty otworzyły serce Nathansona: przyjął niepodważalną prawdę, że życie człowieka zaczyna się w momencie poczęcia, a każde usunięcie ciąży jest morderstwem niewinnej, bezbronnej ludzkiej istoty. Dr Nathanson zmienił swoje poglądy na temat aborcji kierując się tylko względami naukowymi a nie religijnymi.

Droga do Kościoła Katolickiego

Duchowa podróż do wiary w Boga była dla Bernarda Nathansona niezwykle trudna. Najpierw było odkrycie świętości ludzkiego życia od momentu poczęcia aż do naturalnej śmierci, a dopiero później dojście do wiary w Boga. Nie szukałem niczego duchowego; moje pragnienia były w większości ziemskie i cielesne, moje dążenia konkretne i namacalne, łatwo dające się spieniężyć. Co gorsza, odnosiłem się do spraw duchowych z pogardą, jak przystało na żydowskiego ateistę o twardym karku - pisze Nathanson. W latach 1978-1988 przeżył niezwykle trudny okres. W sposób wyjątkowo bolesny zaczął odczuwać skutki swojego grzesznego życia. Budziłem się co noc o czwartej lub piątej nad ranem, wpatrywałem się w ciemność i czekałem, czy wśród mroku rozbłyśnie nagle wiadomość o uniewinnieniu mnie przez jakiś niewidzialny sąd. Po bezowocnym oczekiwaniu zapalałem nocną lampkę, brałem którąś z książek o grzechu i kolejny raz czytałem ustępy z "Wyznań" św. Augustyna, Dostojewskiego, Paula Tillicha, Kierkegaarda, Niebuhra, a nawet Lewisa Mumforda i Waldo Franka.

Nawiedzały go coraz częściej myśli smaobójcze. Ciężar popełnionych win był nie do uniesienia, szczególnie świadomość tysięcy aborcji na niewinnych dzieciach. Próbował leczyć swój duchowy ból i rozpacz środkami uspokajającymi, alkoholem, poradnikami, chodzeniem do psychiatry - nic nie pomagało. W tym też czasie dr Nathanson coraz bardziej angażował się w działalność ruchu obrony życia. Jeździł po całych Stanach Zjednoczonych z wykładami, pisał książki, włączał się w działalność polityczną. Uczestnicząc w wiecach obrońców życia, dawał wyraźnie do zrozumienia, że łączy go z nimi jedynie sprzeciw wobec aborcji, natomiast z rezerwą odnosi się do wiary w Boga. W czasie tych wieców i protestów przed klinikami aborcyjnymi doświadczał panującej wśród zgromadzonych nieuchwytnej atmosfery bezinteresowności. Z twarzy zgormadzonych tam i modlących się ludzi, otoczonych przez kordony policji, promieniowała prawdziwa milość. Ci ludzie nieustannie się modlili i stale przypominali sobie o całkowitym zakazie stosowania przemocy. Nathanson pisze: Po prostu zaskoczyła mnie siła ich miłości i modlitwy: modlili się za nienarodzone dzieci, za zagubione i przerażone matki, za pracujących w klinice lekarzy i pielęgniarki. Modlili się nawet za policję i media, które transmitowały demonstrację. Modlili się za siebie nawzajem, ale nigdy za siebie samych. Zacząłem się zastanawiać: Jak to się dzieje, że ci ludzie mogą z siebie tyle dawać, występując na rzecz mniejszości, która jest niema, niewidoczna i niezdolna do wyrażenia im swojej wdzięczności?

Przykład tych ludzi sprawil, że Nathanson po raz pierwszy w swoim życiu zaczął serio dopuszczać do siebie myśl o możliwości istnienia Boga. Pisze, że zaczął zastanawiać się nad istnieniem Boga, który przeprowadził mnie przez wszystkie kręgi piekła tylko po to, by w swej łasce wskazać mi drogę do zbawienia i okazać swoje miłosierdzie. Ta myśl - sprzeciwiająca się wszystkim moim dziewiętnastoletnim pewnikom, którym byłem wierny - w jednej chwili ukazała moją przeszłość jako ohydne bagno grzechu i zła, oskarżyła mnie i uznała winnym ciężkich przestępstw (...), a równocześnie - w cudowny sposób - ukazała mi (...), że Ktoś umarł dwatysiące lat temu za moje grzechy.

Zanim jednak zdecydował się na duchową podróż w poszukiwaniu Boga, z wielką zachłannością zaczął czytać autobiografie wielkich katolickich konwertytów, takich jak Malcolm Muggeridge, kardynał Newman, Graham Grene, C.S. Lewis, Walker Percy i innych. Jednak najbardziej indentyfikował się z historią swojego profesora Karla Sterna, który w autobiografii The Pillar of Fire opisał swoją fascynującą duchową podróż do katolickiej wiary. Nathanson wyznaje, że za każdym razem, kiedy czyta tę autobiografie, z trudem powstrzymuje łzy: Było mi przeznaczone przmierzać glob w poszukiwaniu Tego, bez którego byłbym potępiony, teraz jednak uchwyciłem się rąbka Jego szaty w rozpaczy, w przerażeniu, w niebiańskim przytępie najczystrzej potrzeby. Moje mysli wracają znów ku bohaterowi moich lat studenckich, Karlowi Sternowi - który przechodził przemianę duchową dokładnie w tym czasie, kiedy kształcił mnie w sztukach poznawania ludzkiego umysłu, jego porządku i jego źrodeł - i ku słowom, które napisał do swego brata: Nie ma co do tego wątpliwości: biegliśmy do Niego, ale uciekalismy przed Nim, a On przez cały czas był w centrum wszystkiego.

Nathanson był świadomy, że bardzo wiele osób z ruchu obrony życia modli się za niego. Duchowa przemiana dokonywała się w nim w sposób łagodny i naturalny, przynosząc mu wewnętrzną ulgę i pokój. Zaczął regularnie, każdego tygodnia spotykać się z ks. Johnem McCloskey, który stał się jego duchowym przewodnikiem po trudnych drogach wiary. O swojej decyzji przejścia na katolicyzm zaczął publicznie mówić już w 1994 r. Został ochrzczony 9 grudnia 1996 r. w katedrze św. Patryka w Nowym Jorku przez kard. J.O'Connora. Żydowscy przyjaciele z życzliwością przyjęli jego decyzję. Sam dr Nathanson mówi: "Przyjmując Chrystusa jeszcze bardziej doceniam fakt, że przynależę do kultury, narodu i tradycji żydowskiej. Tak będzie zawsze i jestem z tego dumny." Od tego czasu regularnie uczęszcza na Mszę św., spowiada się, prowadzi życie głębokiej modlitwy, a jako naukowiec w swoich książkach, filmach i licznych konferencjach daje świadectwo, że ludzkie życie jest tak święte, jak święty jest Bóg - dawca tego życia, a więc nikt i nigdy nie ma prawa ludzkiego życia nikomu odbierać. Nawrócenie prof. Bernarda Nathansona, który z czołowego światowego aborcjonisty i "ateisty o twardym karku", stał się gorliwym katolikiem i przodującym obrońcą życia dzieci nienarodzonych, jest niewątpliwe jednym z najwiekszych nawróceń XX wieku,

Kiedy przyjechał do Polski 19.10.1996 r., na konferencji prasowej w galerii Porczyńskich, skierował apel do Polskich parlamentarzystów: Błagam Was, nie róbcie żadnego kroku w kierunku liberalizacji aborcji! Historia wam nigdy tego nie wybaczy. Chcę Was przestrzec, żebyście nie popełniali tych samych błędów, które popełniliśmy w Ameryce. Głosowanie za aborcją będzie jednocześnie głosowaniem za eutanazją, zabijaniem ludzi starych, kalekich i terminalnie chorych, za eksperymentami genetycznymi - będzie pierwszym krokiem na równi pochyłej, na dole której znajduje się całkowita dehumanizacja życia, dolina śmierci.

Ks. M. Piotrowski TChr


  • 0

#37

Don Corleone.

    Dispositif

  • Postów: 1116
  • Tematów: 68
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Trzeba jednak w tym miejscu dodać, iż istnieją takie okoliczności społeczne, w których religijność może pozytywnie wpływać na zachowania ludzi. Międzynarodowy zespół naukowców opublikował na łamach czasopisma "Journal for the Study of Religion" wyniki badań pokazujące, że religijni więźniowie zachowują się zdecydowanie mniej agresywnie i rzadziej wywołują konflikty, niż odbywający karę niewierzący. Zatem nie oceniajmy ludzi po tym, czy wierzą w Boga, czy nie, ale jak postępują. W końcu to biblijny tekst głosi: "Po owocach ich poznacie".


Warto również nadmienić, że wierzący więźniowie przewyższają stokroć liczebnością więźniów-ateistów, o czym pisze sam Dawkins, i sprawdza się stary cynizm, że "w okopach nie ma ateistów".

Co do wrodzonej moralności, dużo w tym prawdy, ale należy pamiętać, że dużą rolę w kształtowaniu moralności mają czynniki i oddziaływania społecznościowe.
  • 0



#38

Mariush.
  • Postów: 4319
  • Tematów: 60
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 5
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Warto również nadmienić, że wierzący więźniowie przewyższają stokroć liczebnością więźniów-ateistów, o czym pisze sam Dawkins

I to oczywiście ma jednoznacznie dowodzić, że wiara w Boga jest generatorem przestępczości? Już jakiś czas wspominałem, że "Bóg urojony" Dawkinsa to wyjątkowo populistyczny produkt, chwilami wręcz czysta lepperiada. Produkt, który nierzadko powierzchowną i nienaukową argumentacją próbuje "udowodnić" zło emanujące z teizmu.

Takim dawkinsowym ślizganiem się po powierzchni zagadnienia można uzasadnić praktycznie wszystko. Można uzasadnić rasizm, wszakże w amerykańskich więzieniach siedzi pięć razy więcej czarnych niż białych. Można uzasadnić także jakąś skrajna formę feminizmu - tylko co dziesiąty więzień to kobieta.

Może na początek tyle...
  • 0



#39

może tak może nie.
  • Postów: 504
  • Tematów: 17
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 2
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Oczywiście głupotą jest twierdzenie, że wiara w Boga sama w sobie generuje przestępczość, jednak nierozmyślne jest również pisanie, iż fakt nadreprezentacji osób wierzących w aresztach nie ma jakiegokolwiek znaczenia i wytłumaczenia. Przykład z Afroamerykanami wiele tutaj wyjaśnia i bynajmniej nie rasizm on uzasadnia a jego brak. Taka ilość czarnych osadzonych w amerykańskich więzieniach jest wynikiem dyskryminacji czarnych w dostępie do rynku pracy, edukacji, wynikającej z tego biedy a w konsekwencji popadania w środowiska kryminogenne. Jest to prawdziwe błędne koło, w którym niedostatek jednego elementu pociąga za sobą następne czynnika napędzające nieciekawy stan tamtejszej ludności. Myślę że wiele się nie pomylę, jeśli adekwatne przyczyny przełożę na omawiany tu nieproporcjonalny stosunek miedzy wierzącymi a niewierzącymi, gdyż pewnie z wielu istniejących przyczyn, ta również odgrywa tu jakąś role. Ludzie niewierzący są przynajmniej statystycznie lepiej wykształcenie - a mówiąc ściślej - obecność niewierzących zaznacza się najmocniej w najlepiej wykształconych grupach społecznych - im niższe wykształcenie tym wiera silniejsza. Mówiąc kolokwialnie czysto statystyczny ateista jest mądrzejszy i bardziej majętny niż teistyczny wyśrodkowany everyman.
  • 0

#40

Mr. Mojo Risin'.
  • Postów: 988
  • Tematów: 23
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 3
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Czyli te wszystkie nastolatki z gimnazjum, deklarujący się jako oświeceni ateiści są lepiej wykształceni? O_o A co z wieloma noblistami, np. Hannes Olof Gösta Alfven, Alexis Carrel, Arthur Holy Compton, Albert Einstein, Arno Penzias.
I, nie wiem co o tym myśleć, ale: Stephen William Hawking. TAK! Patrzcie na ten pyszny cytat z "Krótkiej historii czasu": "Przeciwności, które musiałyby zostać pokonane, aby wszechświat taki jak nasz mógł wyłonić się z czegoś takiego jak Wielki Wybuch są niesamowicie olbrzymie. Uważam, że kiedykolwiek zaczynamy omawiać początki wszechświata dochodzimy do czysto religijnych wniosków".
Tak więc wiele, dosłownie genialnych, ludzi jednak jest w jakiś sposób wierząca.
Może chodzi ci o to, że wśród przeciętnie wykształconych ludzi jest więcej ateistów niż w mniej zamożnych grupach społecznych?
  • 0



#41

może tak może nie.
  • Postów: 504
  • Tematów: 17
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 2
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Bardzo się ciesze że wśród wierzących znajduje się tak wielu zacnych ludzi, nigdy w to nie wątpiłem. Istnieje ogrom wybitniejszych postaci niż nic niemówiące przeciętnemu człowiekowi nazwiska jakie przedstawiłeś, oczywiście poza Albert Einstein, nomen omen, który wierzący nie był, a przynajmniej jego wiara mocno odbiegała od tradycyjnie rozumianej religijności. Wyliczanie wierzących naukowców to samobójcza gra, ponieważ jest to chyba najmocniej zlaicyzowane środowisko społeczne (na przekór temu iż rzekomo wiara nie koliduje z nauką). Na tle mieszczących się w granicach błędu statystycznego amerykańskich ateistach, wśród naukowców, jak wyliczył Larry Whitham pod koniec lat 90-tych, ateiści stanowili ponad 90%! Komentarz jest chyba zbędny. Zresztą, czy to co napisałem przeczy temu że wśród wierzących zdarzają się jednostki wybitne? Wystarczy wejść na stronę OBOPu i w ogólnodostępnych statystykach możemy wyczytać jak mocno wierzą studenci a jak rolnicy, jak kierownicy przedsiębiorstw a jak gospodynie domowe, jak ludzie z wykształceniem wyższym a jak z podstawowym - wyniku tu są jednoznaczne, choćby nie wiem jak wiele głupawych gimnazjalistek afiszowało się ze swoją niewiarą :)

Bardzo ważna rzecz na koniec: to że wśród prawników ateizm jest bardziej rozpowszechniony niż wśród robotników nie jest tu moim argumentem na rzecz ateizmu! Nie widzę powodów dla których rolnik z góry miałby być kimś mniej wartościowszym niż nauczyciel akademicki. Powyższe dane mają jedynie ukazać, dlaczego ateiści trafiają do więzienia rzadziej, niż wierzący - rzadziej ponieważ statystyczny ateista partycypuje w środowisku statystycznie rzadziej zasilającego więzienne ławy - dla Mr. Mojo podkreślam słowo statystycznie - tylko albo aż statystycznie.
  • 0

#42

Leeloo_Heaven.
  • Postów: 96
  • Tematów: 6
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Napisałeś w reszcie posta, że kształtuje nas otoczenie, innymi słowy wszyscy jesteśmy według Ciebie całkowicie podatni na czynniki zewnętrzne i nie od naszej Wolnej woli zależy to czy kogoś zabijemy czy nie. Innymi słowy nie mamy żadnego wyboru, wszystko się dzieje przez to że tak nas ukształtowało otoczenie i stawiając się w sytuacji chuliganów - musimy walić kota cegłówką po głowie, bo nie mamy żadnego wyboru, jak przychodzimy do domu to ojcowie nas biją i my też tak musimy; wiemy co powinniśmy robić a czego nie, bo chuligani nam powiedzieli, a my musimy to wykonywać. :)

Niestety Twoja wypowiedź sugeruje, że tak właśnie myślisz. A ja Ci powiem, że się mylisz. Prawdą jest, że wychowanie, charakter itd. kształtują nasze zachowanie, jednak nie ograniczają naszej woli - czyli tego co nazywamy wyborem - ostatecznie :) . Przeczytaj mój post, który znajduje się 5 postów nad tym który obecnie czytasz, tam opisałem to dokładniej.


Nie uważam, że otoczenie, które nas po części kształtuje, pozbawia nas tym samym wolnej woli.
Słowem: zgadzam się z Tobą, tylko czasem mam problem z wyrażeniem własnych myśli. :)
  • 0

#43

Ver19.
  • Postów: 18
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Głupie pytanie - oczywiście, że nie. Nie generalizujmy poza tym. Religia [żadna] nie ma monopolu na tak podstawowe wartości jak te, które zostały umieszczone w 10 przykazaniach. Ładnie opisuje to Dawkins stawiając pytanie, czy człowiek wierzący chce postępować dobrze, tylo dlatego by przypodobac się Bogu? Jeśli odpowie, że tak, oznacza to, iż jego "dobro" to zwykłe asekuranctwo wynikające z obawy przed karą. Jeśli odpowiedź będzie przecząca - oznacza to, iż nie potrzeba boskiego nadzoru by być moralnym. Tyle.
  • 0

#44 Gość_Bayakus

Gość_Bayakus.
  • Tematów: 0

Napisano

Wiem że temat nie jest pierwszej świeżości jednak czy osoby religijne lub ateiści to osoby różniące się od siebie aż na tyle by wyznaczać takie różnice.Skoro w badaniu wyszło że to osoby niewierzące są mniej chętne do niesienia pomocy to jednak moralność można by również rozpatrzyć na tle tolerancji.

Szczerze mówiąc nie wydaje mi się by religia miała by mieć tu istotny wpływ.To wszystko zależy tylko i wyłącznie od jednostek.Wiara ogranicza w pewien sposób nastawienie do pewnych grup społecznych także bardziej sensowne jest twierdzenie że ludzie nieco odmienni od większości procentowej są strasznie ograniczeni w obecnym świecie.
  • 0


 

Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych