W naszym serwisie przedstawialiśmy już cały szereg zdarzeni o dużym stopniu dziwności, np. obserwacje obiektu UFO przypominającego autobus, do której doszło pod koniec lat 70-siątych w okolicach miejscowości Kozienice. Ale o tego typu polskim przypadku pieszemy pierwszy raz.
Samochód wraz z pasażerami zostaje uniesiony przez UFO i "szybuje" przez jakiś czas nad drogą! To brzmi wprost nieprawdopodobnie, jednak są ludzie, którzy twierdzą, że naprawdę to przeżyli!
Pani Hanna Wiśniewska nigdy nie wierzyła w UFO. Śmiała się, oglądając w telewizji programy o latających spodkach albo czytając wspomnienia ludzi. którzy spotkali pozaziemskie istoty. Była przekonana, że to kłamstwo. Jednak pewnego lipcowego (brak dokładnej daty) jej podejście uległo całkowitej zmianie. Poniżej przedstawiamy relację pani Hanny.
SAMOCHÓD "SZYBOWAŁ" TUŻ NAD DROGĄ
,,To był pierwszy dzień mojego urlopu. Razem z mężem wybraliśmy się samochodem w odwiedziny do moich rodziców, którzy mieszkają w małej wsi na Suwalszczyźnie. Po dwóch godzinach podróży zdrzemnęłam się. Obudził mnie huk, a zaraz potem stukot kropel deszczu o maskę naszego poloneza. Nad nami rozszalała się burza. Marek zwolnił. Przez ścianę ulewnego deszczu z trudem widzeliśmy drogę przed nami. Zaklęłam pod nosem. Mazurskie drogi nie są najlepsze i jeszcze ta burza... Mijały minuty, a my bardzo powoli-turlaliśmy-się do przodu. Nagle stało się coś dziwnego. W ułamku sekundy znaleźliśmy się na suchej jezdni. Gdzieś niedaleko od nas biły dalej pioruny i padał deszcz, ale w promieniu 20 metrów od auta nie spadła ani jedna kropla. Wyjrzałam przez okno. Niebo nad nami było jasne i czyste - bez jednej chmurki.
- Ki diabeł... - wyrzucił z siebie Marek. - Przecież to niemożliwe.
Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, silnik samochodu zgasł. Marek próbował go zapalić, ale nie mógł nawet przekręcić kluczyka. Wcisnął więc hamulec i... nic. W pewnej chwili poczułam, że unoszę się do góry, a koła przestały podskakiwać na nierównej drodze...
"Szybowaliśmy" tuż nad drogą. Zupełnie zgłupiałam, a moje serce zaczęło walić ze strachu jak szalone. Otworzyłam powoli okno i chwilę poźniej oślepiła mnie jakaś niezwykła jasność. Miałam wrażenie, że ktoś zaświecił mi bardzo silnym reflektorem prosto w oczy. Trwało to kilka sekund, a potem światło zniknęło i zamiast niego dostrzegłam okrągły, bardzo duży, płaski przedmiot. Wyglądem przypominał gigantyczną monetę. Sunął bezszelestnie nad przylegającą do szosy łąką. Wzniósł się na chwilę, zawisł bezwładnie nad autem, a potem poleciał dalej. Kiedy zniknął, silnik naszego samochodu nagle "zaskoczył", a potem znów znaleźliśmy się w strugach deszczu. Marek bez słowa zjechał na pobocze, zatrzymał samochód. Chyba cały kwadrans siedzieliśmy, patrząc na siebie i czekając, aż któreś z nas coś powie, ale żadne nie mogło się na to zdobyć. W końcu ruszyliśmy w drogę. Dopiero, gdy dojeżdżaliśmy do domu rodziców, zaczęliśmy rozmawiać. Obiecaliśmy sobie, że nikomu o tym nie powiemy, co się zdarzyło, że postaramy się zapomnieć o tym jak najszybciej ''.
Nie dotrzymali obietnicy. Następnego dnia pojechali w to miejsce. Spodziewali się znaleźć jakieś ślady. Ale nic z tego. Po bokach szosy stały drzewa, trawa na łące nawet nie była przygnieciona. Pan Marek podsumował krótko:
,,To musiało być UFO! ''.
Serwis NPN