Kiedy duch ucieka z ciała
Chcesz opuścić ciało i spojrzeć na siebie z boku? Dzisiejsze "Science" podaje przepis, jak wywołać takie złudzenie. Może kiedyś dzięki temu będziemy wcielać się w bohaterów gier internetowych albo wykonywać prace na odległość
Z badań psychologów wynika, że aż jednej osobie na dziesięć zdarzyło się choć raz w życiu doświadczyć na jawie dziwnego i niesamowitego wrażenia przebywania poza własnym ciałem.
Kiedy w internetową wyszukiwarkę wpiszemy słowa "out-of-body experience" (tak po angielsku określa się tego typu przeżycia), pojawią się setki stron osobistych relacji. Także pseudonaukowe wyjaśnienia, które sugerują, że ludzka świadomość może istnieć niezależnie od ciała. Znajdziemy też mnóstwo przepisów na to, jak wyprowadzać umysł z własnego ciała i odbywać tzw. podróże astralne. Niektórzy - np. "uzdolniony" amerykański parapsychik Ingo Swann - twierdzą, że w ten sposób wielokrotnie odwiedzali inne planety.
W zalewie bzdur, podczas czytania których człowiek prawie wychodzi z siebie, można jednak wyłowić również poważne naukowe doniesienia.
Odlotowe wizje
Doświadczenia przebywania poza ciałem często wywoływane są przez środki psychotropowe albo leki (np. ketaminę używaną do znieczulania). Mogą być także efektem niedotlenienia czy defektów mózgu. Wielu pacjentów odratowanych ze stanu śmierci klinicznej opowiadało o szczegółach akcji reanimacyjnej, którą obserwowali gdzieś z góry, unosząc się wysoko nad własnym ciałem, a także o ciemnym tunelu i świetle na jego końcu.
Zafascynowany takimi relacjami dr Sam Parnia, lekarz z Uniwersytetu Southampton w Wielkiej Brytanii, umieszczał w salach reanimacyjnych rysunki, które nie mogły być widoczne z łóżka, lecz tylko z poziomu sufitu. Ale jak na razie żaden z pacjentów nie potwierdził, że obserwował je w swych wizjach. Ku zmartwieniu dr. Parni, który wierzy w możliwość "uwolnienia się" świadomości od ciała.
Większość neurologów nie wątpi jednak, że to tylko złudzenia i halucynacje, które rodzą się i pozostają w mózgu. Wiemy nawet dokładnie, w którym miejscu. Siedem lat temu dr Olaf Blanke ze Szpitala Uniwersyteckiego w Genewie w Szwajcarii przypadkiem wysłał w pozacielesną podróż pacjentkę, którą przygotowywał do zabiegu chirurgicznego. Cierpiała ona na padaczkę, a terapia miała polegać na drażnieniu prądem pewnych obszarów jej mózgu. Najpierw jednak trzeba było ustalić których. Gdy Blanke namierzał elektrodami chore tkanki, pacjentka nagle krzyknęła: "Jestem pod sufitem, widzę z góry moje nogi!". Miała wrażenie szybowania, wznoszenia się i opadania w powietrzu. Kiedy tylko lekarz wyłączył prąd, z ulgą powróciła na swoje miejsce. - Co się stało?! - wykrzyczała.
Elektroda podrażniła zakręt kątowy na brzegu płatów skroniowego i ciemieniowego. To tam zbiegają się informacje ze wzroku oraz zmysłu poczucia własnego ciała (propriocepcji). Blanke sądzi, że prąd je zakłócił. Mózg pacjentki nie potrafił pogodzić sprzecznych sygnałów o położeniu ciała w przestrzeni, więc ratował się, jak mógł - tworząc w miarę spójne, ale odlotowe wizje.
Badani wyszli z siebie
Dr Blanke namówił kolegów z Politechniki w Lozannie na eksperyment, który miał wywołać podobne wrażenia, ale bez ingerencji chirurga i u całkowicie zdrowych ochotników. Badacze postanowili oszukać ich mózgi, podsuwając zmysłom wzroku i czucia odpowiednio spreparowane sygnały. Na podobny pomysł wpadł też młody szwedzki neurolog dr Henrik Ehrsson z Instytutu Karolinska w Sztokholmie.
Oba eksperymenty opisuje dzisiejsze "Science".
Uczestnicy badania dr. Blanke'a zakładali na oczy gogle, które przekazywały obraz z kamery umieszczonej za ich plecami. Przed oczami mieli więc swój obraz stojący do nich tyłem. Potem naukowcy dotykali ich pleców, a badani to widzieli i jednocześnie czuli. Zaraz potem zakrywano im oczy, cofano o kilka kroków i proszono o powrót w to samo miejsce. Okazało się, że nieuchronnie zbaczają w stronę swojej wyimaginowanej pozycji - tam, gdzie stała ich filmowa kopia, a nie oni sami. Dostając błędny sygnał ze wzroku, ich mózg mylnie lokalizował pozycję ciała.
Ale działo się tak tylko wtedy, kiedy wrażenia wzrokowe i dotykowe docierały jednocześnie. Kiedy obraz z kamery puszczano z opóźnieniem i badani najpierw czuli się dotknięci, a dopiero potem widzieli, jak są dotykani, to nie mylili pozycji własnego ciała z jego filmową kopią.
Dr Henrik Ehrsson posunął się trochę dalej w tym oszustwie. Również zakładał badanym gogle i pokazywał im ich własne plecy, tak jakby siedzieli z tyłu i obserwowali samych siebie. Również ich dotykał, żeby wrażenia wzrokowe skojarzyć z czuciem. I jak wspomina, wielu aż chichotało, nie mogąc się oprzeć silnemu wrażeniu, iż siedzą kilka metrów za własnym ciałem. Wtedy Ehrsson nagle udawał przed kamerą, że uderza w to miejsce młotkiem. Choć był to cios w ich fałszywe położenie, badani reagowali jak najprawdziwszym strachem. To był sprawdzian, czy rzeczywiście czują, że znaleźli się poza własnym ciałem.
Lekarz iluzjonista
Oba eksperymenty pokazują, że iluzja powstaje, kiedy do mózgu docierają jednocześnie sprzeczne informacje z wielu zmysłów, a przede wszystkim wzroku i dotyku - tłumaczy Ehrsson. Sugeruje też, że dalsze badania mogą przyczynić się do pełniejszego zrozumienia różnych zaburzeń związanych z percepcją ciała, np. bólów fantomowych, które odczuwają osoby z amputowanymi kończynami.
Skorzystać też mogą producenci wirtualnych gier. Zdaniem szwedzkiego naukowca mogliby zastosować podobne sztuczki ze zmysłami i spowodować, że gracz będzie mógł w pełni utożsamić się ze swą ekranową postacią. Prawie jak w "Matriksie". - To byłaby swoista teleportacja do wirtualnego świata, całkiem nowa generacja gier wideo - mówi naukowiec. Ale nie myśli tylko o rozrywce. - Można sobie też wyobrazić chirurga, który zdalnie wykonuje operację. Żeby ją lepiej kontrolować, wcieli się w swą wirtualną postać obecną na miejscu zabiegu.
http://wiadomosci.ga...omosci/0,0.html