Skocz do zawartości


Zdjęcie

Niezwykła historia


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
8 odpowiedzi w tym temacie

#1

mimi.
  • Postów: 163
  • Tematów: 27
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

"Niezwykła historia, która wydarzyła się w Dolomita
Przeżycie, które przedstawiam poniżej, miało miejsce się w lipcu 1968 roku i wywarło na mnie tak głębokie wrażenie, że biorąc również pod uwagę szyderstwa, z jakimi się spotkałem, kiedy usiłowałem opowiadać o nim ludziom, zamilkłem na prawie jedenaście lat. Milczenie to przerwałem w roku 1979, kiedy otrzymałem możliwość opowiedzenia swojej przygody na falach prywatnej stacji radiowej Radio Nord Bolzano nadającej w południowej części włoskiego Tyrolu.

Moja relacja wzbudziła tak duże zainteresowanie, że zaproszono mnie następnie do Rzymu, abym opowiedział ją ponownie w audycji Italian International R.A.I. Network z udziałem sławnej aktorki Sandry Milo, która mnie zapowiedziała. Również ta audycja spotkała się z ogromnym odzewem i wywołała falę próśb o bardziej szczegółowe dane, której rezultatem jest ten opis. W roku 1968 pracowałem w pewnej firmie z Bolzano jako jej przedstawiciel na Południowy Tyrol. Urodziwszy się w Dolomitach (w Campitello di Fassa) zawsze z wielką przyjemnością podróżowałem po tym regionie. Właśnie tam pewnej lipcowej nocy owego roku przeżyłem przygodę z UFO. Spędziwszy wieczór w towarzystwie młodej Holenderki przybywającej na urlopie w St. Kassian w dolinie Gader, pożegnałem się z nią o północy i pojechałem przez przełęcz Grödner a następnie Sella do Campitello, gdzie moja ciotka prowadzi hotel o profilu sportowym. Pogoda owej nocy nie była zbyt dobra. Niebo pokrywała gruba warstwa chmur i tylko z rzadka prześwitywały przez nie gwiazdy. Od czasu do czasu drogę okrywały całuny oparów zasłaniających widok gór, tak że musiałem jechać bardzo wolno i często zatrzymywać się w celu sprawdzenia, czy jadę we właściwym kierunku. Kilkakrotnie byłem o włos od zjechania z drogi, wobec czego postanowiłem przy pierwszej nadarzającej się okazji zjechać na pobocze i zatrzymać się, a następnie trochę się przespać.

Po przejechaniu przełęczy Grödner dojechałem do miejsca, w którym obok drogi znajdował się usypany kopiec piasku, i zatrzymałem się, po czym odchyliłem oparcie siedzenia do tyłu, aby móc się wygodnie ułożyć. Było około pierwszej w nocy, czułem się bardzo zmęczony i senny. Nagle ocknąłem się i poczułem silny odór, jak gdyby coś się paliło. W pierwszej chwili pomyślałem, że to pewnie pali się mój Fiat 600 na skutek jakiegoś zwarcia w instalacji elektrycznej. Chwyciłem latarkę i szybko wyskoczyłem z samochodu. Dokonałem szybkich oględzin i okazało się, że wszystko jest w idealnym porządku. Kiedy obchodziłem wokoło samochód dostrzegłem prześwitujące przez mgliste opary światło znajdujące się, jak mi się zdawało, po drugiej stronie drogi nieco niżej na zboczu w odległości około 500 metrów. Wyglądało, jakby pochodziło z tarasu jakiegoś hotelu, co mnie zaintrygowało, gdyż dobrze wiedziałem, że w tej okolicy nie ma żadnych hoteli ani domów mieszkalnych. Cała ta okolica była zupełnie nie zamieszkana. Znałem te tereny jak własną kieszeń, gdyż przejeżdżałem tędy co najmniej tysiąc razy. Po niedługim czasie opary mgły rozwiały się i ujrzałem ogromny obiekt z bardzo dziwnym światłem. Serce waliło mi jak młotem i nagle przypomniało mi się spotkanie z dziwnym pustelnikiem, do którego doszło w roku 1942, kiedy służyłem jeszcze w wojsku.

W owym czasie przebywałem na lotnisku Gadurra na greckiej wyspie Rodos, gdzie pełniłem funkcję tłumacza między dowództwami włoskiego i niemieckiego lotnictwa. Mieszkańcy wyspy cierpieli straszną biedę i prawie codziennie przychodziła do mnie mała grecka dziesięcioletnia dziewczynka prosić o kawałek chleba. Cieszyłem się względną swobodą, jako że zawsze towarzyszyłem wyższym oficerom, i praktycznie nie było możliwości ścisłego kontrolowania moich ruchów, ponieważ raz znajdowałem się w niemieckim dowództwie, a kiedy indziej we włoskim. Dzięki temu miałem dość dużo wolnego czasu i mogłem poświęcać go na zdobywanie lepszej żywności z wojskowej stołówki dla tej małej dziewczynki o twarzy aniołka. Pewnego dnia zapytałem ją, czy zanosi wszystko, co dostaje, do domu, oraz ilu ma braci i sióstr. Dziewczyna powiedziała, że ma tylko rodziców i że połowę tego, co dostaje, oddaje Świętemu Człowiekowi, który mieszka w górach od ponad stu lat i nigdy nie schodzi w dolinę. Powiedziała również, że jest jedyną osobą, której wolno zanosić mu pożywienie i rozmawiać z nim. Wiele tygodni zajęło mi przekonanie jej, aby zabrała mnie z sobą do tego człowieka. Kiedy moje oczy po raz pierwszy spoczęły na jego sylwetce zaszokowała mnie jego chudość. Jego pomarszczona skóra wyglądała jak skórka upieczonego jabłka, był prawie nagi, miał długie włosy i brodę, zaś oczy czarne jak węgiel i błyszczące. Nie wyciągnął do mnie ręki na powitanie, lecz uniósł ją do góry. Przeniknął mnie wzrokiem na wskroś i powiedział: “Esi kala” – co znaczyło: “Jesteś dobry”.

Od tego czasu zacząłem spędzać z nim dużo czasu, czasami nawet po kilka dni. Aby uniknąć dochodzenia, co się ze mną dzieje, we włoskim sztabie oświadczałem, że udaję się do Niemców, którzy aktualnie mnie potrzebują, po czym w sztabie niemieckim oświadczyłem coś wręcz przeciwnego. Tym sposobem udawało mi się uniknąć kłopotów. Pustelnik powiedział mi, że ma ponad sto lat i nauczył mnie odczytywać najważniejsze znaki na ludzkiej dłoni oraz jak określać charakter człowieka na podstawie jego twarzy. Nauczył mnie również modlitwy w starożytnym greckim, którą należy odmawiać zawsze dokładnie o tej samej porze dnia wchodząc w trans. Jest to, jak mi wyjaśnił, potrzebne do oczyszczenia ducha i uzyskania dodatniego wpływu ze strony Kosmicznego Pola Magnetycznego. Raz w miesiącu pogrążał się w samotności i nieruchomiał na dwa dni upodabniając się do pomnika. Oświadczył mi, że posiada umiejętność podróżowania po wszechświecie, że istnieje niezliczona ilość planet położonych bardzo daleko od układu słonecznego zamieszkanych przez inne istoty. Przepowiedział, że pewnego dnia spotkam istoty z kosmosu, które będą na to dowodem. Poprosiłem go, aby powiedział mi coś więcej na temat mojej przyszłości, lecz oznajmił mi, że głos mojego sumienia już poszukuje Światłości i że jedyne, co powinienem zrobić, to iść dalej tą drogą, którą kroczę. Powiedział mi także, że kiedy już uda mi się osiągnąć odpowiedni stopień koncentracji w czasie modlitwy, której mnie nauczył, będzie mógł dać mi znak swojej obecności, który będzie bardzo silnym zapachem. Po kilku latach zaczęło mi się udawać raz na trzy lub cztery miesiące osiągnąć ten stopień koncentracji i wówczas bez względu na miejsce, w którym się w tym czasie znajdowałem, wokół mnie roztaczała się woń róż i konwalii. Wróćmy jednak do tego wielkiego obiektu.

Szybko zdałem sobie sprawę, że to jest ten moment, który przepowiedział stary pustelnik. Grunt obniżał się wzdłuż zbocza wzgórza i ponieważ było bardzo ciemno, musiałem wziąć latarkę. Schodziłem na dół w kierunku poziomo ukształtowanego terenu, na którym stał ten obiekt. W miarę jak się do niego zbliżałem, był coraz lepiej widoczny. Po chwili w oparze mgły ukazała się następna przerwa i serce gwałtownie mi zabiło. Czułem, jak na szyi pęcznieją mi żyły, ale nie bałem się – nigdy nie bałem się niczego. Byłem po prostu niezwykle podekscytowany. Obiekt był piękny, wręcz cudowny. Miał srebrzysty kolor, około 80 metrów średnicy, stał na trzech podporach wysokości około 2 metrów zakończonych łapami o mniej więcej takiej średnicy. Otoczony był białym światłem, zaś zapach spalenizny, który mnie rozbudził, był niezwykle intensywny. Kiedy zbliżyłem się do niego na odległość około trzech metrów, poczułem, że coś mnie zatrzymuje. W jednej chwili odniosłem wrażenie, że moje ciało waży 1000 kilogramów. Nie mogłem zrobić najmniejszego ruchu i z trudnością oddychałem.

Przezroczysta kopuła na szczycie pojazdu zajaśniała jasnym światłem i dostrzegłem pod nią dwie spoglądające na mnie istoty. Po prawej stronie obiektu znajdował się robot wysokości około 2,5 metra, który stał na trzech nogach i miał cztery ręce. Trzymał jakąś zewnętrzną część pojazdu i obracał nią. Po chwili ze środka pojazdu wystrzeliła wiązka światła o średnicy około dwóch metrów, której barwa zmieniała się od fioletowej do pomarańczowej. Wzdłuż niej w moją stronę przemieszczała się ubrana w obcisły kombinezon z przezroczystym hełmem na głowie postać. Istota miała około 1,6 metra wzrostu. Podeszła do mnie i stanąwszy w odległości około jednego metra ode mnie uniosła rękę do góry, pozdrawiając mnie dokładnie tak samo, jak ów stary pustelnik. Mam trudności z dokładnym opisem uczuć, jakie mnie ogarnęły na widok tej istoty. Miała piękne niebieskie oczy, które sprawiały na mnie dziwne i zarazem przyjemne wrażenie. Czułem się lekki i wolny jak piórko i jednocześnie byłem bardzo spokojny. Przyglądałem się tej istocie zachłannie. Była taka jak my. Przezroczysty hełm zaczynał się na ramionach i otaczał całą głowę.

Zapytałem po włosku tego z wyglądu męskiego osobnika, skąd przybywa, i zanim zdążyłem wypowiedzieć do końca to pytanie, otrzymałem odpowiedź skierowaną bezpośrednio do mojego mózgu, tak jak gdybym zawsze ją znał. Planeta, z której przybył, leży bardzo daleko od naszej galaktyki, jest dziesięciokrotnie większa od Ziemi i ma dwa słońca, jedno duże i jedno małe. Ich doba jest znacznie dłuższa od naszej. Jedna trzecia dnia jest mniej jasna od pozostałej jego części, zaś noc jest bardzo krótka. Roślinność na ich planecie przypomina naszą. Są tam bardzo wysokie góry i niezmiernie wysokie drzewa. Mają tak jak my dwa lodowe bieguny i bezludne kamieniste obszary. Mają również zwierzęta przypominające nasze, lecz innej budowy i rozmiarów. Potem zapytałem go, jak żyją i co jedzą. Odpowiedź była natychmiastowa. Jego usta poruszały się lekko, lecz nie słyszałem jego głosu. Myślę, że swoje odpowiedzi przekazywał mi telepatycznie. Powiedział, że nie pracują, że wszystko wykonywane jest automatycznie. Wszyscy są równi sobie i każdy ma to, na co ma ochotę. Są u nich również istoty podobne do małp, które wykonują pewne prace, takie jak hodowla owoców i warzyw, zbieranie plonów itp. Potem, kiedy już przyjrzałem się mu dokładnie od czubka głowy po palce u nóg, dał mi do zrozumienia, że ten typ budowy najbardziej nadaje się do egzystowania na jego planecie. Górna część jego głowy była szersza niż u nas, ponieważ ich mózgi są dwa razy większe od naszych i wykorzystują cały swój potencjał. Za pomocą samych myśli i emanacji fal energetycznych potrafią robić rzeczy, o których nam się nawet nie śniło.

Dzięki temu że jego głowa i szyja były dobrze widoczne pod przezroczystym hełmem (z tyłu niego znajdowały się dwie gładkie rury), mogłem przyjrzeć się tej części jego ciała dokładnie. Włosy były dość krótkie i kolorom przypominały lekko przyciemnione bobrowe futro – wyglądały jak sierść. Oczy miał piękne i rozstawione szerzej od naszych, zewnętrznymi końcami lekko odchylone ku górze, tak że przypominały trochę oczy kota. Część oka, która u nas jest biała, była u niego koloru orzechowobrązowego, to znaczy jasnobrązowa. Źrenice przypominały nasze, lecz były koloru zielonego z niebieskimi refleksami. W ich środku znajdował się ciemny punkt, który od czasu do czasu zmieniał kształt wydłużając się lub zwężając. Na początku, przed zmianą kształtu, czarny punkt był okrągły, a potem, po wydłużeniu, kształtu owalnego – jak u kota. Nos miał bardzo mały, podobny do kociego. Usta również były bardzo małe i bardzo wąskie. Ilekroć na nie spoglądałem, przychodziła mi na myśl Greta Garbo. Kiedy śmiał się, nie było widać poszczególnych zębów tylko dwa bardzo, bardzo białe, równe rzędy. Powiedział, że zęby nie są im potrzebne, gdyż nie są mięsożerni, podczas gdy nasze ciała przypominają budową ciała zwierząt. Ich pożywieniem są owoce, warzywa i różne ziarna. Mają urządzenia do magazynowania energii i nigdy nie chorują. Jego skóra była gładka i miała jasnozielony, oliwkowy odcień. Wyglądała, jakby była z gumy. Kiedy odwracał głowę (potrafił obrócić ją dokładnie do tyłu), na jego szyi nie pojawiała się ani jedna zmarszczka.

Chciałem zapytać, dlaczego ich skóra ma jasnozieloną, oliwkową karnację. Odebrawszy moją myśl, powiedział, że kolor, który widzę, nie jest rzeczywistym kolorem, “ponieważ system magnetycznej zawartości koloru nie jest u nich taki sam”. Nie wiem, co miał na myśli.Był szeroki w barach, zaś tułów miał bardzo szczupły. Obejrzałem uważnie również jego stopy i ręce. Różniły się trochę od naszych. Część udowa nóg była stosunkowo dłuższa od części znajdującej się poniżej kolan. Odniosłem ponadto wrażenie, że ich stopa przypomina kształtem końskie kopyto. Górna część rąk była dłuższa od dolnej. Jeśli chodzi o dłonie, nie mogłem im się dokładnie przyjrzeć, ponieważ miał na nich rękawice. Ich palce wyglądały na bardzo długie. Powiedział, że ich organizm jest mniej skomplikowany od naszego. Mają tylko jeden przewód pokarmowy bez jelit, jakie my mamy. Za to ich serce i płuca są większe, ponieważ muszą dostarczać dużo powietrza do odżywiania mózgu i oczyszczania płynu, który płynie w ich żyłach i różni się składem od naszej krwi. Co więcej, są mają silnie rozwinięte mięśnie niezbędne do pokonywania olbrzymiego ciśnienia atmosferycznego panującego na ich planecie. To tłumaczy, dlaczego idąc w moim kierunku, niemal podskakiwał jak nasi astronauci na Księżycu. Wynikało to z niższego ciśnienia panującego na naszej planecie i odpowiedniej różnicy w budowie ich ciał. Wciąż fascynowały mnie jego piękne oczy i chciałem zapytać, jakiej jest płci – męskiej czy żeńskiej. Jego oczy zabłysły na moment żywiej i uśmiechnął się, dając mi do zrozumienia, że nie jest ani tym, ani tym, że kiedy chcą się rozmnażać, nie muszą łączyć się w pary, jak to czynią zwierzęta. Stojąc zaledwie metr od niego (mimo wyjaśnienia kwestii płci nadal dla łatwości wypowiedzi będę traktował tę istotę jako mężczyznę) dwukrotnie starałem się go dotknąć, lecz za każdym razem byłem przed tym powstrzymany.

W czasie kiedy staliśmy i rozmawialiśmy, robot nieprzerwanie pracował po drugiej stronie obiektu. Było tam coś w rodzaju pierścienia wystającego na odległość dwóch metrów i takiej też wysokości. Co chwilę wyginało się to do dołu ku ziemi i jego środkowa część zwężała się ostro. Kiedy jedna część poruszała się w jedną stronę, druga przemieszczała się w przeciwną. Miałem zamiar zapytać go, czy ta część robota uformowała ostre zakończenie w celu rozbijania meteorytów lecących z niesamowitą prędkością w kierunku pojazdu. Odebrawszy moją myśl zaśmiał się ponownie i dał mi do zrozumienia, że ich sposób na meteoryty nie polega na ich rozbijaniu. Powiedział, że dezintegrują je lub odpychają. Dodał, że zewnętrznego pierścienia używają tylko wtedy, gdy chcą wejść w atmosferę planety, aby móc przebywać na niej przez pewien czas. Powiedział, że przez kosmos podróżują w statku-matce, który przebywa obecnie poza polem magnetycznym Ziemi. Statek-matka napędzany jest innym rodzajem energii. Ma taki sam kształt jak ten, lecz jest dużo większy. O ile dobrze zrozumiałem powiedział, że ma średnicę około 5 kilometrów. Statek-matka mieści w sobie wiele mniejszych pojazdów, takich jak ten, którym tu przylecieli, a także bezzałogowe sondy, które służą do zbierania informacji. Są napędzane swego rodzaju napędem magnetycznym. Kiedy te małe pojazdy poruszają się poza atmosferą, nie mają ograniczenia prędkości, poza tym są wolne od wpływu grawitacji, temperatury etc. Powiedział, że na pokładzie statku-matki żyją identycznie jak na powierzchni rodzinnej planety. Powiedział, że latają wzdłuż “naturalnych kanałów", które istnieją w całym kosmosie. Czynią tak, aby uniknąć wciągnięcia w pola magnetyczne planet lub zderzenia z meteorytami bądź martwymi planetami.

Na pytanie o środki obrony, jakimi dysponują, odrzekł, że potrafią dezintegrować wszystko, nawet z dużej odległości. Powiedział, abym podniósł kamień leżący dwa metry ode mnie. Gdy go podniosłem, powiedział, żebym rzucił nim (ważył około kilograma) w kopułę statku. Obróciłem się dookoła, aby uzyskać większą siłę wyrzutu i cisnąłem nim w kopułę, z której wystrzeliła wiązka białoliliowego światła. Trafiony nią kamień rozprysł się z hukiem, lecz żaden jego okruch nie spadł na ziemię. POSŁANIE Zapytałem go, dlaczego nie chcą zostać na naszej planecie i wspomóc nas swoją technologią, a także, ile czasu upłynie, zanim osiągniemy ich poziom technologiczny. W odpowiedzi dał mi do zrozumienia, że, po pierwsze, nie wolno im wtrącać się w sprawy rozwoju innych planet oraz że czas spędzony na naszej planecie powoduje u nich znacznie szybsze starzenie się. Po drugie, stwierdził, że nigdy nie osiągniemy ich poziomu ewolucyjnego, ponieważ skorupa naszej planety jest zbyt zmienna i w najbliższej przyszłości nastąpi przemieszczenie naszych biegunów. Proces przemieszczania biegunów wywoła na Ziemi wypiętrzenia, które zniszczą 80 procent żywych istot, pozostawiając przy życiu garstkę rozbitków na nadającym się do zasiedlenia pasie planety. W tym momencie zapytałem go, czy wierzy w Boga. Był trochę zdziwiony tym pytaniem i dał mi do zrozumienia, że w rozumieniu kosmicznym wszystko i wszyscy jesteśmy Bogiem, to znaczy my, przyroda, planety, skały, trawa – wszystko, co istnieje. Zapytałem go także, jak umierają i jakiego wieku dożywają. Odrzekł, że umierają, gdy ich kosmiczna energia ulega wyczerpaniu, oraz że żyją sto razy dłużej od nas biorąc pod uwagę cykle planetarne Ziemi. Po chwili robot przestał pracować. Cylinder zwęził się i zaczął posuwać się w kierunku środka pojazdu, skąd wystrzelił snop pomarańczowego światła, które spowiwszy robota, uniosło go do góry do jego wnętrza. Zrozumiałem, że szykują się do odlotu. Zaraz potem istota w kopule przesłała mi gest pożegnania. Przez cały czas naszej rozmowy obiekt otoczony był białym światłem, które nie rzucało cienia i nie męczyło wzroku. Zapytałem go teraz, czy mógłby mi coś dać. Omówił, twierdząc, że byłoby to dla mnie szkodliwe.

Byłem tak nim zafascynowany, że zapytałem, czy nie zabraliby mnie ze sobą, dodając, że jest mi wszystko jedno, czy kiedykolwiek wrócę, czy nie. Potem ogarnął mnie wielki smutek na myśl, że ich nigdy więcej nie zobaczę, i wybuchnąłem płaczem. Ukląkłem i błagałem go, aby zabrał mnie ze sobą; nawet próbowałem objąć go ramionami, ale za każdym razem byłem powstrzymywany. Dał mi znać, abym wstał. Jego oczy lśniły dziwnym blaskiem, który napełniał ciepłem całe moje ciało. Powiedział, że jestem bardzo odważny i że miałem podwójne szczęście. Raz dlatego, że gdybym zbliżył się jeszcze o metr do statku, to znaczy stanął pod nim, zostałbym zdezintegrowany. Na szczęście dzięki kontroli pierścienia nie pozwolili rozszerzyć się wytwarzanemu przezeń polu magnetycznemu poza obrzeże pojazdu. Po drugie zaś dlatego, że miałem okazję widzieć ich z bliska i rozmawiać z nimi. Jednak ani ja, ani nikt inny z Ziemi nie może przebywać razem z nimi, a tym bardziej podróżować ich statkiem kosmicznym. Po tych wyjaśnieniach uniósł rękę do góry pozdrawiając mnie tym samym gestem co na początku, po czym zostałem odrzucony daleko od ich statku przez jakąś potężną siłę, zaś wracająca do niego istota zniknęła w spowitym jasnym światłem pierścieniu. Przebywająca pod kopułą druga istota machała do mnie swoimi długimi rękoma. Jasne światło emanowane przez statek stopniowo ciemniało, zaś siła, która mnie odrzuciła, nadal mnie odpychała, aż znalazłem się w odległości około 300 metrów, gdzie mogłem już poruszać się swobodnie. Światło wydostające się z kopuły przybrało barwę fioletową, podobnie jak cała zewnętrzna powłoka pojazdu, przechodząc chwilami w pomarańczową.

W tym momencie pojazd wydał dźwięk podobny do odgłosu piły tarczowej w chwili rozruchu, następnie wzniósł się na dwa lub trzy metry nad ziemię i schował kolejno swoje podpory. Fioletowe światło zaczęło stopniowo jaśnieć, aż przeszło w biel. Wówczas rozległ się ostry świst, który omal nie rozsadził mi głowy. Pojazd zaczął kołysać się na boki, jak gdyby przesyłając mi pożegnanie, i powoli wzniósł się na wysokość około 300 metrów, po czym z ogromną prędkością wystrzelił prosto w górę niknąc w ułamku sekundy z pola widzenia. Czułem się jak porażony piorunem. Ogarnęła mnie rozpacz, tak wielka, że aż z oczu pociekły mi łzy. Po raz pierwszy w życiu cały byłem zlany potem. Powietrze wydawało się ciepłe i kiedy dotknąłem ziemi, poczułem, że ona również. Mgła rozwiała się. Było zupełnie ciemno, zaś jedynym źródłem światła były migoczące na niebie gwiazdy. Chciałem zapalić latarkę, ale nie działała, wobec czego musiałem wracać do swojego samochodu po omacku. Nie mogąc ochłonąć z wrażeń, jakich doznałem, ukłułem się szpilką, żeby sprawdzić, czy nie śnię. Po niedługim czasie uspokoiłem się, wsiadłem do samochodu i przejechawszy przez przełęcz Sella zatrzymałem się w dolinie Fassa przy hotelu mojej ciotki. Nazajutrz rano wykonałem szkice i rysunki przedstawiające to, co mi się przydarzyło. Usiłowałem również opowiedzieć o tym rodzinie, ale spotkał mnie z ich strony tylko śmiech i szyderstwa. Wtedy poszedłem z tą sprawą do, jak sądziłem, poważniejszych ludzi, ale ich reakcja była, delikatnie mówiąc, niezbyt zachęcająca, w związku z czym postanowiłem nikomu więcej o tym nie mówić. Zaraz potem napisałem do córki, która wyszła za mąż za Amerykanina i mieszka w Kalifornii, i poprosiłem ją, aby skontaktowała mnie z osobami, które interesują się zjawiskiem UFO.

Dwadzieścia dni po tym zdarzeniu pojechałem z powrotem w tamto miejsce, aby zrobić zdjęcia śladów pozostawionych przez ciężki pojazd (ślady te są widoczne do dziś). Co ciekawe, trawa rosnąca w miejscu, nad którym usytuowany był otwór w statku, z którego wychodził snop światła, urosła trzy razy wyżej od trawy obok. Za pomocą śrubokręta wykopałem razem z korzeniami i ziemią kilka jej kępek i włożyłem do nylonowego woreczka, aby zabrać je ze sobą do Ameryki. Dwa dni potem poleciałem do Kalifornii. Na lotnisku w San Francisco urzędnik otworzył moje bagaże, sprawdził mój paszport i powiedział ze współczuciem: “Och, pan jest Włochem, emigrantem?” Wyjaśniłem mu najlepiej, jak potrafiłem, że nie jestem emigrantem i chcę spędzić urlop z córką, która jest żoną jednego z dyrektorów linii lotniczych Pan American. Urzędnik z miejsca zmienił ton i bardzo grzecznie zapytał, czy rośliny w woreczku to marihuana. Odpowiedziałem, że nie, że to chryzantemy, które pragnę posadzić na grobie teścia mojej córki. Odrzekł: “Okay” – i puścił mnie nie zabierając roślin do analizy. Przybywszy do Sacramento, pojechałem do córki, aby wziąć od niej kopie szkiców i rysunków, które wcześniej jej wysłałem, po czym spędziłem cały ranek na pisaniu listów do organizacji, których adresy zaczerpnąłem z publikacji na temat UFO. Nie otrzymawszy ani jednej odpowiedzi po raz kolejny postanowiłem zachować to przeżycie wyłącznie dla siebie. Od tego czasu zacząłem interesować się zjawiskiem UFO i często śmiałem się czytając artykuły propagujące kompletne bzdury. Wydaje mi się, że niewiele z nich zawierało prawdę. Po przemyśleniu całej tej sprawy muszę dodać, że jedynym efektem tego bliskiego spotkania było to, że mój zegarek zaczął późnić się dwie godziny na dobę. Zaniosłem go do zegarmistrza, ale nie udało mu się go naprawić, i musiałem kupić nowy.

Przez około miesiąc czułem się bardzo zmęczony i wypadło mi dużo włosów. Leczyłem się świeżym miodem, kawą, żółtkami jaj i koniakiem – preparatem, którego przyrządzania nauczyła mnie moja babcia. Kupiłem również pigułki czosnkowe i brałem je trzy razy dziennie po dwie. Po niespełna dwóch miesiącach odzyskałem dobrą formę i zaczęły odrastać mi włosy. Zaraz po tym przeżyciu kupiłem lornetkę, aparat fotograficzny oraz kamerę filmową, mając nadzieję, że być może będę miał jeszcze raz szczęście zobaczyć UFO i być może sfotografować je, a nawet sfilmować. Niestety, jak dotąd nie udało mi się to. Przeżycie to zmieniło bardzo mój charakter i wywarło głęboki wpływ na mój stosunek do religii i polityki. Zdałem sobie sprawę, że my, ludzie, nadal jesteśmy bardzo prymitywni i mamy, jak powiedziała tamta istota, zwierzęce inklinacje.
źródło: www.ufo.dos.pl
  • 0

#2

dj_cinex.

    VRP UFO Researcher

  • Postów: 3305
  • Tematów: 412
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 20
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Ciekawa historia ... nigdy o niej nie słyszałem ... ;)

Szkoda, że ów bohater jest anonimowy - czy może gdzieś mi to umsknęło ? :P
  • 0



#3

mimi.
  • Postów: 163
  • Tematów: 27
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

:( sprawdziłem i jednak jest anonimem ;< szkoda :cry:
  • 0

#4

Halley.
  • Postów: 316
  • Tematów: 5
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

szczęka opada... Czuję w tym artykule tyle uczuć, ciepła, tesknoty... On to naprawdę przeżył! Jestem pod wrażeniem.
  • 0

#5

Ófnik.
  • Postów: 120
  • Tematów: 14
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Ale w jego rodzinie sa pok****!
Jak już mu nie wieżyli to mogli go chociaż nie wyśmiewać i obrażać... ;(
Bardzo ciekawa historia...
  • 0

#6

NHolokaust.
  • Postów: 653
  • Tematów: 40
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 4
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Mi również ten artykuł zaimponował. Śmiem zaryzykować stwierdzenie, że jest to najlepsza relacja ze spotkania z UFO jaką kiedykolwiek czytałem. Jest coś takiego w tym tekście, co nie pozwala się oderwać a przy tym nie mam żadnych zastrzeżeń do samego przekazu. Ów mężczyzna nie rozumiał części tego, co przekazywał mu obcy, co moim zdaniem podkreśla wiarygodność tekstu.

Jeszcze raz, ciche "wow".
  • 0



#7

jonys.
  • Postów: 16
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

czytałem juz historie tego typu np."ufo z planety akart" -artura barleta. Uwazam ze ta anonimowa historyjka jest bardzo naiwna i absolutnie w nia nie wierze.Jaki cel miałoby miec to spotkanie? Polecam wszystkim którzy jeszcze nie mieli okazji przeczytac książkę Zbigniewa Blania-Bolnara "Zdarzenie w Emilcinie" czytałem ją 3 razy .Jeśli ufo naprawde istnieje to to eydarzenie wygląda mi na autentyk. pozdrawiam wszystkich -jonys
  • 0

#8

zak.
  • Postów: 1198
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

czyzby byli to EBENI? http://www.paranorma...er=asc&start=60
... ciekawe
martwi mnie to przebiegunowanie :-|
  • 0

#9

Likelost.
  • Postów: 64
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Mam nadzieję, że Oni nie oznajmiali mu naszej przyszłości tylko mówili co może się stać jeśli czegoś nie zrobimy!
Czyżby czekał nas marny los? Lepiej już teraz zacząć stawiać bazy na Marsie i księżycu aby później rozwinąć je w miasta które stały by się naszym nowym domem i dały możliwość przetrwania naszego gatunku na wypadek gdyby na ziemi stało się coś, czemu nie będziemy potrafili zapobiedź.
  • 0



Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych