W ostatni Wtorek (17 lipca) w godzinach wieczornych brazylijski samolot pasażerski Typu Airbus 320, lecąc z Porto Alegre, lądował w strugach deszczu ma lotnisku w Sao Paulo. Na pokładzie znajdowało się 160 pasażerów i trzynastu członków załogi. W sumie 173 osoby.
Powierzchnia pasa startowego była wilgotna, a przez to bardziej śliska niż normalnie. W dodatku długość tamtejszego pasa startowego wynosi zaledwie 6362 stopy, czyli 1939 metrów. Samolot o rozmiarze A-320 z największym trudem może na takim dystansie wyhamować.
Zapadała już noc. Padał deszcz, a piloci owe Airbus'a dobrze wiedzieli z jakim pasem mają do czynienia. Wykonali poprawne podejście do lądowania i przy prędkości około 370 km/h posadzili samolot na ziemi. Rozpoczęli jego wyhamowywanie - oba silniki przestawiono na rewers ciągu, zadziałały zarówno hamulce aerodynamiczne jak i hydrauliczne hamulce podwozia. Samolot zwalniał jednak wolniej niż powinien - koła ślizgały się po powierzchni pasa.
Ostrzegawcze światła na końcu końcu drogi startowej szybko się zbliżali. Piloci docisnęli hamulce hydraliczne do samego końca, niemal blokując koła podwozia. W tym momencie Airbus wspadł w poślizg i zjechał z drogi startowej, skręcając w lewo - ku przebiegającej obok lotniska autostradzie i znajdującej się po jej drugiej stronie stacji benzynowej. Z zeznań naocznych świadków wynika że w ostatniej chwili piloci próbowali poderwać samolot z powrotem w powietrze. Nie zdołali. Prędkość była już zbyt niska aby Airbus mógł się oderwać od ziemi, a jednocześnie zbyt duża aby zatrzymać go przed będącą teraz na kursie stacją benzynową.
Eksplodowało wszystko - paliwo pozostałe w zbiornikach samolotu i paliwo zgromadzone w zbiornikach stracji benzynowej. Do wnętrze samolotu wdarły się płomienie, a znajdujący się wewnąhtrz ludzie zostali poddani działaniu temperatury oszacowanej na około 1000 stopni C. Nie przeżył nikt na pokładzie.