Skocz do zawartości


Zdjęcie

Ani kobieta - ani mężczyzna


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
3 odpowiedzi w tym temacie

#1

+......

    Wędrowiec

  • Postów: 710
  • Tematów: 125
  • Płeć:Kobieta
  • Artykułów: 1
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Ani kobieta - ani mężczyzna

Süddeutsche Zeitung (opracował : Krzysztof Wagner)

"Chirurg był bardzo zadowolony. W liście do swego kolegi opisał swą małą pacjentkę jako "żywą, doskonale rozwiniętą dziewczynkę".
"Oprócz pobierania krwi 10-latka niczego się nie obawia." Ta pozytywna opinia mistrza skalpela nie powinna nikogo dziwić. W końcu rzekoma dziewczynka imieniem Birgit była dziełem jego lekarskiej sztuki." - Tak rozpoczyna się ciekawy artykuł na temat dramatycznego przypadku obojnactwa, czyli hermafrodytyzmu, opublikowany w niemieckiej gazecie "Süddeutsche Zeitung". Jak traktować ludzi, którzy urodzili się z płcią niezdefiniowaną przez naturę? Czy gotowi jesteśmy uznać, że ktoś może nie być mężczyzną lub kobietą? Czy hermafrodyci mogą być traktowani jak normalni ludzie? Czy należy zacząć zastanawiać się nad zaakceptowaniem faktu, że od żelaznej reguły podziału na płcie, istnieją czasami odstępstwa?

Siódmego marca 1966 roku, w jednym z monachijskich szpitali przyszedł na świat chłopczyk, który na skutek genetycznej anomalii miał zniekształcone genitalia. W wieku 14 dni lekarze stwierdzili tak zwany "syndrom androgenetyczny". Penis chłopczyka był za mały i nie wykształciły się jądra. Moszna była po prostu pusta. Także badanie chromosomów potwierdziło odstępstwa od cech męskich. W takim stanie rzeczy, metryka została skorygowana. Ktoś długopisem przekreślił imię Michel i wpisał Birgit. Losem małego pacjenta zajęli się specjaliści.

Birgit Reiter ma dziś 35 lat i znów nosi imię Michel - czytamy w niemieckiej gazecie. Michel próbuje zaakceptować swą tożsamość seksualną. Nie jest ani mężczyzną, ani kobietą. Jest hermafrodytą, obojnakiem. Jak sam(a) mówi - należy do trzeciej płci. Birgit/Michel chce nareszcie rozpocząć normalne życie, chce pracować i zarabiać pieniądze. W przyszłym roku ukończy studia i rozpocznie poszukiwania posady. Ale jaką pracę może znaleźć, skoro wszystkie posady oferowane są tylko kobietom, albo mężczyznom? Niedawno, próbował umieścić ogłoszenie następującej treści: "Hermafrodyta, socjolog, wyższe studia techniczne, 35 lat, wysoki współczynnik inteligencji, szuka zaczepienia w branży dającej perspektywy kariery..." W biurze ogłoszeń gazety, panie za biurkiem zrobiły wielkie oczy i odmówiły przyjęcia anonsu... Uważały, że określenie "hermafrodyta" jest niemoralne.

Kiedy artykuł o Michel Reiter pod tytułem "Ani kobieta ani mężczyzna, student walczy o uznanie jako obojnak" ukazał się na łamach "Süddeutsche Zeitung", do redakcji zgłosiło się wielu czytelników. Chcieli dowiedzieć się więcej o tej sprawie, byli zafascynowani problemem. Deklarowali swe poparcie i solidarność. Nie było ani jednej negatywnej reakcji. Michel Reiter potwierdza tę postawę: "Nie spotykam się z odrzuceniem. Tylko moja własna matka wierzyła, że zostanę wyrzutkiem i że ludzie będą się ze mnie śmiali. Nie chcę mieć z nią nic do wspólnego."

W tym miejscu trzeba cofnąć się ponad 30 lat wstecz. Na karcie chorych 4-letniej Birgit Reiter napisano: "Chirurgiczne odtworzenie waginy". Na stole operacyjnym, chirurg amputował szczątkowego penisa i utworzył otwór w ciele, sztuczną pochwę. Przez całe lata, Birgit podawać się musiała niezwykle bolesnym zabiegom poszerzania tego sztucznego kanału. Musiała nieustannie chodzić na terapię i kontrolę. Sztuczna wagina rozciągana była przy pomocy metalowych prawideł. Otrzymywała hormony, by zapobiec wykształceniu się cech męskich. 12 lat później, lekarze stwierdzili, że "pochwa szeroka jest na dwa palce. Efekt anatomiczny umożliwia współżycie. Natomiast problemem jest nastawienie psychoseksualne pacjentki." Birgit nie chce dać się wtłoczyć w przewidzianą dla niej rolę. W jej aktach znaleźć można skargę na "brak woli współpracy" i odmowę przyjmowania lekarstw. Birgit wraca do imienia Michel, które po niemiecku brzmi jak Michał, a po francusku jak Michalina. Zaczyna studiować socjologię.

Człowiek nazwiskiem Reiter - pisze niemiecka gazeta - nie chce się czuć kobietą lub mężczyzną. Uważa, że nie ma sprecyzowanej płci. Ale świat, w którym żyje jest unormowany heteroseksualnie. Trzeba się zdecydować czy idzie się do toalety "dla Panów" czy "dla Pań", wszystkie urzędowe formularze wymagają podania płci. Michel rozpoczyna walkę. Kieruje do sądu wniosek o prawne uznanie obojnactwa. Bo kiedy władze uznają hermafrodytyzm to "nie będzie się już okaleczać dzieci na stołach operacyjnych i siłą zmuszać do przyjęcia tożsamości płciowej".

"Tertium non datur" jest zasadą z dziedziny logiki i znaczy po łacinie "trzeciego nie ma". Z zasada ta jest regulantem naszego pojmowania. Istnieje tylko "A" lub "nie A", "być albo nie być" - za Szekspirem, lub "1 lub 0" w teorii informatyki. Geniusz matematyczny, Kurt Gödel już pół wieku temu zwrócił uwagę na teorię polaryzacji. Jeśli istnieją przeciwieństwa (takie jak różnice płci), to przeciwieństwa te muszą zawierać trzeci element, referencyjny. Inaczej bowiem - wszystko, co przyjmiemy, może być dowolne, uznaniowe, nie zaś faktyczne.
Czasami, mówi Michel Reiter, odnosi się wrażenie, że "obojnactwo stanowi zagrożenie dla całej ludzkości. Lecz czyż nie może być jego wzbogaceniem?"

http://hermafrodytyzm.org/ani_ani.htm
  • 0



#2

no_user.
  • Postów: 78
  • Tematów: 8
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Powstaje jednak pytanie, jak wielu procent społeczeństwa dotyczą takie dylematy? Nie wiem, może ktoś byłby łaskaw mnie oświecić?

Z http://hermafrodytyz...eslona_plec.htm :

W 1993 r. w pewnym tekście ginekologicznym oszacowano, że u około 1 na 500 noworodków wygląd narządów zewnętrznych nie pozwala jednoznacznie określić płci. Bardziej jednak przekonują mnie nowsze, lepiej udokumentowane artykuły, w których szacuje się, że liczba ta wynosi około 1 na 1500 żywych urodzin.


Oczywiście trzeba szukać rozwiązań, jednak to nie oznacza, że nagle mamy przystosowywać wszystkie obiekty dla trzeciej płci. Budować dodatkowe toalety, czy szatnie w obiektach sportowych, z których rzadko kto będzie korzystał.


Hermafrodyta (czy inaczej interseksualista), która chce mieć status trzeciej płci (są też tacy, którzy decydują się na wybór jednej z dwóch standardowych opcji, i to jest, jak mi się zdaje, większość) nie chce, żeby świat się jej podporządkował. To jest decyzja dorosłego człowieka, który wie, jakie będą jej konsekwencje, np. konieczność rezygnacji z publicznych toalet. Nie słyszałem, by interseksualista walczący o uznanie tożsamości trzeciej płci, chciał jakichś szczególnych przywilejów, np. budowy szatni, czy toalet.

Wielu ludzi ma dylematy z samookreśleniem się i to nie tylko w odniesieniu do spraw płci.


Prosty przykład to tożsamość narodowa. Dziecko rodziców, którzy są różnej narodowości. Albo wyrwane ze swojej rodzimej kultury i zaadoptowane przez nowych rodziców z innego kontynentu. Czy można mieć dwie tożsamości narodowe naraz? Trochę to trudne. Z tego, co wiem, dzieci emigrantów urodzone w nowym kraju, mogą przeżywać poważne kryzysy tożsamości. Bywa, że nie czują się ani jednym, ani drugim i nie jest to ich wybór. Fatalnie to poza tym wpływa na ich poczucie własnej wartości.

Jednak o ile można być trochę niewierzącym, lub trochę wierzącym, to trudno, z biologicznego punktu widzenia być jednocześnie w 100% mężczyzną i kobietą. Przynajmniej ja nie słyszałem o takim przypadku, żeby jeden osobnik jednocześnie produkował jajeczka i plemniki i był zdolny do samozapłodnienia.



Z http://www.custance..../chapter15.html :

A work was published in 1974 dealing with the clinical, morphologic and cytogenetic aspects of hermaphroditism. The author is Professor W. van Niekerk, Dept. of Obstetrics and Gynaecology in the Tygerberg Hospital, Parow, Cape Province, South Africa. This is perhaps the most complete study of the subject to be published in recent years. Among the case histories in this volume is that of an individual who developed to maturity with a truly hermaphroditic constitution including an active testis and an active ovary. Normal sperm were found in the testis on the left side, and an ovary with numerous follicles and some ova were observed on the right side [True Hermaphroditism, Willem A. van Niekerk, New York, Harper and Row, 1974, 200 pp. , especially p.112].


A więc to możliwe, że jeden organizm produkuje jednocześnie gamety męskie i żeńskie. Z prawej strony jądro, z lewej jajnik, obie gonady w pełni funkcjonalne.
  • 0

#3

no_user.
  • Postów: 78
  • Tematów: 8
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

W naszym świecie, jeśli ktoś chce mieć status trzeciej płci (zwłaszcza, gdy jest hermafrodytą i ma na to fizyczny dowód), często uważa się, że chce czegoś niemożliwego. Uważa się, że ma "problemy", bo nie jest w stanie określić się w systemie 0/1. Cała natura (ożywiona i nieożywiona) podpowiada, że system 0/1 to za mało.

Z http://www.wiw.pl/de...ka_kwantowa.asp (Delta 04/1975, Iwo Białynicki-Birula):

W latach dwudziestych XX wieku było już wiadomo, że w świecie atomowym obowiązują inne niż w życiu codziennym prawa rozumowania. Konieczność wprowadzenia innej logiki najdobitniej wynikała z odkrycia w roku tysiąc dziewięćset dwudziestym siódmym, przez Heisenberga, zasady nieoznaczoności. Zasada ta przetłumaczona na język logicznych reguł głosi, że cząsteczki atomowe "uznają" nie dwie, lecz trzy możliwości. Tą trzecią jest... stan nieokreślony, coś pośredniego między "tak" i "nie". System logiczny zawierający oprócz prawdy i fałszu także "nieokreśloność" nazywamy logiką trójwartościową.


A jak jest w codziennym życiu? Wybór jednej z opcji rzutuje na całe życie człowieka, zamyka go w klatce społecznej presji i ogranicza rozwój osobowości. Nie łudźmy się, jest w człowieku osobliwy mechanizm-tendencja patrzenia na siebie i innych przez pryzmat tego dualistycznego systemu. Gdyby się z niego wyzwolić, osiągnęłoby się pełnię wolności.
  • 0

#4

Bobek.
  • Postów: 476
  • Tematów: 30
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

I Bóg stworzył trzecią płeć...


Jako dzieci byli po części mężczyznami, po części kobietami
Przy milczącej zgodzie rodziców zostali poddani operacji przywracającej zaburzony porządek natury. Teraz interseksualiści walczą przed sądem o prawo do decydowania o własnej płci. Niektórzy z nich pragną pozostać hermafrodytami.


Siedzi w fotelu fryzjerskim, zerka do lustra i oznajmia: – Ten facet to nie jestem ja. (...) Widok własnego odbicia wywołuje szok. Koszmar powraca co siedem tygodni, gdy ona (on?) pojawia się w drogim salonie fryzjerskim w Düsseldorfie, by odświeżyć perukę. Widzi wtedy w lustrze mężczyznę, w którego ją zamieniono.

Christiane Völling ma 48 lat, 1,56 wzrostu i waży 55 kilo. Potrzebowała wiele czasu na odkrycie prawdy, kim naprawdę jest. Gdy przyszła na świat w miasteczku Kalkar nad Dolnym Renem, położna uznała ją za chłopca, ponieważ między nóżkami niemowlęcia dostrzegła coś, co zinterpretowała błędnie jako penisa. I tak Christiane dorastała jako chłopiec. Dopiero gdy miała 17 lat, podczas operacji wyrostka robaczkowego zauważono, że z dzieckiem o rzekomo męskiej płci jest coś nie w porządku. Ona sama najwidoczniej nie dowiedziała się, co.




Nie dowiedziała się tego i wówczas, gdy w jej organizmie stwierdzono żeńskie chromosomy. Nic nie powiedziano jej, kiedy w wieku 18 lat wycięto jej macicę, jajniki i przepisano hormony. Wówczas jej głos obniżył się, a kilka lat później wypadły włosy. Do zeszłego roku nie miała pojęcia, że jest interseksualistą, istotą między dwiema płciami, zamkniętą w męskim ciele i postrzegającą siebie jako kobietę.

Christiane Völling wiodła "fałszywe życie", jak napisano w jej skardze o odszkodowanie, którą składa właśnie przed sądem krajowym w Kolonii. Chce pociągnąć do odpowiedzialności operującego ją chirurga. Proces ma charakter precedensowy i może pociągnąć za sobą kolejne pozwy.

Bo "tych innych" jest wielu. Liczbę interseksualistów żyjących w Niemczech ocenia się na 80-100 tysięcy. Jest ich tylu, że prawdopodobnie każdy spotkał kogoś takiego na swej drodze, nawet o tym nie wiedząc.

Należą do nich ludzie tacy jak Christiane, która w paszporcie ma wpisane imię Thomas, ci wszyscy, co przyszli na świat z żeńskim karotypem chromosomów, macicą i jajnikami, lecz męskie hormony spowodowały u nich maskulinizację genitaliów. Istnieją też osoby z męskim chromosomem XY wyglądające jak kobiety. Niektóre są nawet bardzo kobiece: mają długie nogi, urodę modelki – oraz męskie gruczoły płciowe zamiast jajników i macicy. Hermafrodytyzm występuje w różnych wariantach. Niektórzy do jedenastu, dwunastu lat są dziewczynkami, a potem rozwijają się jak mężczyźni. Powieść Jeffreya Eugenidesa "Middlesex" w sposób prawidłowy pod względem medycznym opisuje tego rodzaju niezwykłą biografię. (...)

Niegdyś lekarz komunikował takim pacjentom: jesteście przypadkiem szczególnym, coś takiego jak wy praktycznie nie istnieje. To stwierdzenie traci pomału rację bytu. Obecnie stowarzyszenie Netzwerk Intersexualität prowadzi w Lubece poświęcony owemu problemowi projekt badawczy za trzy miliony euro, jego wyniki zostaną zaprezentowane w przyszłym roku. Z kolei w hamburskim Instytucie Seksuologicznym trwa studium, w którym interseksualiści opowiadają o swoim ciele i duszy, o doświadczeniach z operacjami plastycznymi i radości z ich przeprowadzenia.

To pasjonujący temat, zarówno pod względem medycznym, jak i społecznym. Kto lub co określa tak naprawdę przynależność płciową? Chromosomy? Hormony? Jaką rolę odgrywa środowisko? Istnieją dwie płcie czy trzy? A może dwie i wiele pomiędzy nimi?

"I Bóg stworzył człowieka jako mężczyznę i kobietę" – mówi Kościół, a Elisabeth Müller, muzyk kościelny, musi się hamować, by nie wtrącić: "A właśnie, że nie. Bóg stworzył także nas“. Nosi imię Elisabeth, ale nie lubi, gdy ktoś zwraca się do niej "pani Müller". Mówi o sobie: "kobiecy człowiek". Śmieje się głęboko i rubasznie. Dodaje: "żeński obojnak" albo "hermafrodyta". (...)

Ma 44 lata, przez 40 lat ciągano ją po lekarzach. Dlaczego – nie wiedziała. Rodzice powiedzieli tylko, że są dziewczynki, które nie mogą mieć dzieci. Domyśliła się, że może być jedną z nich. We wspomnieniach jawi się jej dostatni i czuły rodzinny dom w północnych Niemczech. Przypomina sobie, jak kiedyś powiedziano jej: pytaj, możesz pytać o wszystko. Ale ona nie zapytała. Dojrzewała w niej pewność, że jest potworem. A o tym lepiej nie rozmawiać.

Również Christiane Völling z Kolonii musiała sama ze sobą dojść do ładu. Dorastała jako Thomas, drugie z siedmiorga dzieci, cicha, zatopiona w sobie, ani trochę niepodobna do zawadiackich braci. Kochała bajki, pomagała matce w gotowaniu. Mówi, że niechętnie grała w nogę. – Na bramce przepuszczałam ostre piłki, bo chciałam uniknąć bólu.


Zaczęła rosnąć wcześnie i szybko, potem stanęła w miejscu. Kiedy inni w wieku 13, 14 lat strzelali do góry, ona była pogrążona w stagnacji. Rodzice pocieszali się, że jest dzieckiem z "opóźnionym zapłonem".

Gdyby położna, rodzice i lekarz otoczyli ją bardziej troskliwą opieką, odpowiednio wcześnie dostrzegliby, że dziecko cierpi na tzw. zespół nadnerczowo-płciowy (CAH), czyli jedną z klasycznych form hermafrodytyzmu. Dzieci chorujące na CAH początkowo szybko rosną, wcześnie dojrzewają, później jednak pozostają mniejsze od swych równieśników. Gdy choroba pozostaje nieleczona, może prowadzić do wymiotów, biegunek, omdleń i niebezpiecznej dla życia utraty chlorku sodu.

Ponieważ pomoc nie nadeszła, dziecko nieświadomie rozwinęło własną strategię przetrwania. Pochłaniało sól całymi łyżkami, tak jak inne dzieci słodycze. Nocą, gdy nadchodził ból, kiedy musiała wymiotować i ze strachu nie potrafiła zasnąć, zawsze powtarzała: "Jestem dziewczynką, nie wolno mi zapomnieć, że jestem dziewczynką“. Skąd o tym wiedziała? Mówi, że to czuła, to było "jak mała, podziemna rzeka".

Dzisiaj o pięć lat starszy brat, pracownik urzędu skarbowego, przyznaje, że zauważył, iż "z Thomasem jest coś nie w porządku". Z nikim nie podzielił się jednak swoim niesłychanym podejrzeniem – ani z rodzicami, ani z rodzeństwem. W rodzinie i tak "niewiele ze sobą rozmawialiśmy".

Christiane przypomina sobie, jak podczas niedzielnych spacerów przechodnie na jej widok mówili często: "Jaka śliczna dziewczynka!". Za każdym razem rodzice reagowali z oburzeniem: "Ależ skądże, to przecież chłopiec". Wszystko po to, by uniknąć plotek i szeptania po kątach. (...)

Od czasu nieszczęsnej operacji wyrostka robaczkowego w wieku 17 lat lekarz rodzinny wiedział, co dzieje się z Christiane. Ale nie chciał o tym rozmawiać. Raz go do tego zmusiła, stwierdził wówczas: "Kiedyś takich ludzi, jak ty pokazywano na jarmarku“.

Traktowano ich jak rodzaj dziwactwa, sensację, potworność. Wzbudzali lęk i wątpliwości, ponieważ stawiali pod znakiem zapytania porządek społeczny. (...)

Tymczasem jeszcze pruskie prawo krajowe z 1794 roku uznawało istnienie "obojnaków" i obchodziło się z nimi stosunkowo liberalnie. Najpierw rodzice, a potem sam zainteresowany miał zdecydować, "za jaką płeć pragnie się uważać". Przywilej ten popadł w zapomnienie, kiedy w XIX wieku lekarze oświadczyli, że są w stanie określić "prawdziwą płeć" każdego dziecka. Dziś panuje w Niemczech obowiązek określenia płci w ciągu tygodnia od narodzin dziecka przez wpis w urzędzie stanu cywilnego. Nawet gdy nie jest to do końca jasne.

W taki sposób podchodzono do kwestii przyporządkowania płci od lat sześćdziesiątych. Ton narzucał tu amerykański badacz John Money. Reprezentował pogląd, że dzięki właściwemu wychowaniu dziecko może być szczęśliwe w każdej płci. Pod warunkiem, że nic nie wie o swoim właściwym powołaniu.

Money mylił się, i to śmiertelnie. Jego wzorcowy pacjent, chłopiec przerobiony operacyjnie na dziewczynkę, popełnił potem samobójstwo. Tezę Moneya o płci o narzuconej bezwzględnym wychowaniem współczesne badania już dawno uznały za przestarzałą. (...)

Nasuwa się pytanie, czy dobro dziecka zawsze idzie w parze z dobrem rodziców. Podczas spotkania we włoskiej restauracji w Hamburgu kobiety z męskim chromosomem XY uważają, że nie zawsze tak się dzieje. A przecież liczyć się powinno przede wszystkim dobro dziecko.

Pod koniec października odważyły się spotkać w centrum Hamburga na organizowanym tam dniu informacyjnym. Tłumaczyły ludziom, że nie są transwestytami, którzy czują się dobrze wskakując w ubranie innej płci. Nie są też transseksualistami, których ciało ma jednoznacznie określoną płeć, a oni pragną ją zmienić. W przypadku kobiet z męskim chromosomem XY jest akurat odwrotnie.

Ostatnio wielu lekarzy nie mówi już o "interseksualności", lecz o "zakłóceniach w rozwoju płciowym". Tego nie chcą. Nie chcą być uznawane za osoby z odchyleniami od normy.

Uważają, że społeczeństwo powinno być bardziej tolerancyjne w sprawie definicji pojęcia mężczyzny lub kobiety. Przecież istnieją ludzie, którzy nie są ani jednym, ani drugim. A mimo to mogą znaleźć partnera. Niektórzy kochają kobietę, większość, jak Elisabeth Müller, mężczyznę. (...)

Ostatnio pod naciskiem grup samopomocy lekarze różnych specjalizacji opracowują dyrektywy etyczne zmierzające do tego, by nie odkładać operacji zmiany płci, jeśli człowiek potrafi samodzielnie zdecydować, że tego pragnie.

Jednak czasami zataja się prawdę również przed dorosłymi. Christiane Völling była młodą osobą, gdy poddano ją operacji. A tak naprawdę nigdy jej dostatecznie nie uświadomiono. Miała 17 lat, a w głowie tkwiły słowa hamburskiego lekarza: jarmarczna sensacja. Najwidoczniej nikt nie zwrócił uwagi, że kilka razy próbowała się okaleczyć i obciąć genitalia nożem kuchennym, jak wyznała później hamburskim naukowcom. Opuściła się w nauce, oblała maturę, uciekła z rodzinnego miasteczka i wylądowała w Düsseldorfie, gdzie została salową. Dzięki pomocy starszej siostry ("bez niej bym się wtedy zabiła“) w 1976 roku pojechała do specjalistów w Kolonii. Dziś mówi, że chciała się dowiedzieć, czy "jeszcze można ze mną coś zrobić“. Była to rozpaczliwa próba, by z pomocą specjalistów zmienić swoje życia. Żałowała potem, że zdecydowała się na ten krok.

Sąd krajowy w Kolonii będzie musiał rozpatrzyć kwestię, czy pełnoletnia Völling została dostatecznie uświadomiona, kiedy 12 sierpnia 1977 roku według sprawozdania operacyjnego kliniki w Kolonii-Merheim usunięto jej "normalnej wielkości jajniki i macicę". Nikt nie wyjaśnił jej dokładnie istniejącej wówczas możliwości: będzie żyć jako kobieta, z łechtaczką zmniejszoną operacyjnie do normalnych rozmiarów. A przy dużej dozie szczęścia po kuracji hormonalnej estrogenem otworzyłaby się nawet przed nią szansa posiadania dzieci. (...)

Nie można powiedzieć, że dziesiątki lat później Völling zaciekle broniła się przed rolą mężczyzny. Zniosła bez protestu wiele operacji rekonstruujących penisa. – Co miałam robić? – pyta. – Nie znałam innych alternatyw.

Przełom przyniosła naukowa ankieta z Hamburga, którą wcisnął jej do ręki urolog w 2006 roku. Zajęcie się własną historią doprowadziło do załamania nerwowego i konieczności podjęcia terapii. W końcu Völling zaczęła wertować stare akta pacjentów i złożyła pozew do sądu.

Teraz próbuje przeprowadzić zmianę nazwiska. Od ponad 14 miesięcy toczy boje o skorygowanie wpisu w rejestrze stanu cywilnego: "płeć żeńska" zamiast "męska". "Christiane" zamiast "Thomas". Ale ustawa o stanie cywilnym, paragraf 21, nie definiuje, czy ustalenie przynależności płciowej odbywa się na podstawie chromosomów czy wyglądu. Sprawą zajmuje się już drugi sędzia sądu rejonowego i jej końca nie widać.

W domu, 27-metrowym apartamencie w bursie dla pracowników szpitala Völling stworzyła swój własny świat, udekorowany bibelotami. W regale stoją figury wróżek i elfów z błyszczącymi skrzydełkami, miseczki z suszonymi kwiatami, sztuczna łąka z margerytkami, słonecznikami i motylami.

Tam, na zewnątrz, jakoś daje sobie radę. Wstaje rankiem, idzie do szpitala, zmienia pacjentom pościel, rozdziela leki, myje obłożnie chorych. Osiem godzin, czasami dłużej. Chętnie pracuje także w niedziele i święta, bo wtedy czas płynie najszybciej. – Ja tylko funkcjonuję – stwierdza. – Ale to nie jest życie.

Nigdy nie poznała sfery seksu ani miłości. – Czy uczucie można włączyć jak jakąś lampę? – pyta. Naukowcom z Uniwersytetu w Hamburgu wyznała, że postrzega siebie jako osobę aseksualną, odczuwająca obrzydzenie do własnych genitaliów. (...)

Naukowiec Hertha Richter-Appelt uważa, że w jej przypadku "popełniono wszystkie możliwe błędy". Gdy ktoś błądził przez 30 lat, trudno wyprowadzić go na prostą. (...)

Zmarła już większość lekarzy, którzy ją leczyli. Ostatni żyjący chirurg przypisał innym odpowiedzialność za swój czyn. Przed rozpoczęciem postępowania sądowego nie chce wypowiadać się publicznie.

Christiane czekała na proces wspierana sympatią kobiet z męskim chromosomem XY. Śledzą jej proces jako przypadek precedensowy. Ona sama wie, że na zawsze pozostanie "w zawieszeniu". Jednak krok po kroku, pod opieką psychologa próbuje mimo wszystko odnaleźć się w nowym życiu.

Jeszcze nie odważyła się wyznać kolegom z pracy, że chce, by zwracali się do niej jej kobiecym imieniem. Ma nadzieję, iż ludzie wokół niej sami zauważą pojawiające się zmiany. Obmyśliła sobie odpowiedzi i wyjaśnienia. – Ale niestety jeszcze nikt mnie o nie nie spytał – mówi. Na oko zmiany są mikroskopijne. Być może zbyt małe, aby zwracały uwagę. Przed rokiem Christiane rozpoczęła terapię hormonalną estrogenem. Od tego czasu ma węższą talię, zaokraglone biodra i uda. Nosi damski zegarek z brązowym paskiem. Męskie, kanciaste okulary zamieniła na takie bez oprawek. Zakłada dżinsy ze złotymi aplikacjami na tylnych kieszeniach.

Dla Völling to małe kroki milowe. Znów pasują na nią damskie spodnie, rozmiar 38.


Źródło:onet.pl
  • 0



Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych