






71. Kent (Military Odyssey), czyli Orzeł Wylądował (III)
Napisane przez
Blitz Wölf
,
w
Militaria, reko i szpej
02 September 2016
·
1258 wyświetleń
Hm... Wyjazd zaliczam jako udany. Przybyłam 27. w sobotę, częściowo ubrana w mundur (kocham, kiedy ludzie tak dziwnie się patrzą w metrze
) i obładowana tobołami. Po walnięciu wszystkiego do namiotu, rozłożeniu polówki i wciśnięciu się w resztę uniformu zastanowiłam się jeszcze raz nad swoim życiem i sensem wstawania przed świtem w dzień de facto wolny od pracy. Później zastanowiłam się nad sensem zakładania sobie na grzbiet battle dressa w słoneczny, upalny dzień i również nie doszłam do żadnych sensownych wniosków poza tym, że siedemdziesiąt lat temu kobiety miały tak samo przekichane jak ja teraz.
Sam teren imprezy był ogromny i łatwo było się w nim zgubić, na szczęście pamiętałam mniej-więcej gdzie co jest (byłam tam rok temu, po cywilu). Wiele grup zajmowało te same miejscówki, widziałam wiele znajomych twarzy.
Sobota minęła spokojnie i bez szaleństw, nie licząc wieczora. Nie będę się nad tym rozwodzić dłużej, ale ujmę to tak: jeśli któryś z paraforumowiczów tam był i słyszał, jak ktoś pijany śpiewa po nocy na całe gardło "Erikę" - to byliśmy my. Zresztą, rano boleśnie odczuliśmy skutki dnia poprzedniego.
W niedzielę zyskaliśmy jeńca - przylazł do nas pewien esesman z Luftwaffe i tak jakoś został. Aby ze strony innych grup nie było podejrzeń o kolaborację - został rozbrojony i przez cały czas pilnowany przez któregoś z naszych (najczęściej przeze mnie, bo "koledzy" uznali, że i tak nie mam nic lepszego do roboty). Zrobiliśmy sobie z nim pamiątkową sesję - na każdym zdjęciu jest rozstrzeliwany lub leży martwy. Już wie, że na fotografię innego typu nie ma co liczyć. Pomimo tego wszystkiego nadal grożono mi ogoleniem głowy za samą tylko rozmowę z nim.
Po tradycyjnej bitwie "Niemcy konta reszta świata" przyszedł czas na pożegnanie - chociaż spotkanie nadal trwało, ja musiałam się już zbierać do domu. Żal opuszczać tak wspaniałych ludzi, ale przecież jeszcze kiedyś nasze drogi się zejdą.
A teraz uwaga, bonus: podczas powrotu metrem zostałam poproszona o bycie obiektem małej sesji zdjęciowej.
Drugi bonus: pewien Brytol dołączył do imprezy w nocy z piątku na sobotę (wiem ze słyszenia). Próbował pić równo z Polakami i na koniec odwiozła go karetka.
Trzeci bonus: ciekawe, czy koledzy wpuścili tego esesmana do namiotu, czy kazali mu spać na dworze. Nie wiem, każda opcja wydaje się być prawdopodobna.
Czwarty bonus: nigdy nie mieszajcie piwa z whisky, a tym bardziej pięciu.

Sam teren imprezy był ogromny i łatwo było się w nim zgubić, na szczęście pamiętałam mniej-więcej gdzie co jest (byłam tam rok temu, po cywilu). Wiele grup zajmowało te same miejscówki, widziałam wiele znajomych twarzy.
Sobota minęła spokojnie i bez szaleństw, nie licząc wieczora. Nie będę się nad tym rozwodzić dłużej, ale ujmę to tak: jeśli któryś z paraforumowiczów tam był i słyszał, jak ktoś pijany śpiewa po nocy na całe gardło "Erikę" - to byliśmy my. Zresztą, rano boleśnie odczuliśmy skutki dnia poprzedniego.
W niedzielę zyskaliśmy jeńca - przylazł do nas pewien esesman z Luftwaffe i tak jakoś został. Aby ze strony innych grup nie było podejrzeń o kolaborację - został rozbrojony i przez cały czas pilnowany przez któregoś z naszych (najczęściej przeze mnie, bo "koledzy" uznali, że i tak nie mam nic lepszego do roboty). Zrobiliśmy sobie z nim pamiątkową sesję - na każdym zdjęciu jest rozstrzeliwany lub leży martwy. Już wie, że na fotografię innego typu nie ma co liczyć. Pomimo tego wszystkiego nadal grożono mi ogoleniem głowy za samą tylko rozmowę z nim.
Po tradycyjnej bitwie "Niemcy konta reszta świata" przyszedł czas na pożegnanie - chociaż spotkanie nadal trwało, ja musiałam się już zbierać do domu. Żal opuszczać tak wspaniałych ludzi, ale przecież jeszcze kiedyś nasze drogi się zejdą.
A teraz uwaga, bonus: podczas powrotu metrem zostałam poproszona o bycie obiektem małej sesji zdjęciowej.
Drugi bonus: pewien Brytol dołączył do imprezy w nocy z piątku na sobotę (wiem ze słyszenia). Próbował pić równo z Polakami i na koniec odwiozła go karetka.
Trzeci bonus: ciekawe, czy koledzy wpuścili tego esesmana do namiotu, czy kazali mu spać na dworze. Nie wiem, każda opcja wydaje się być prawdopodobna.
Czwarty bonus: nigdy nie mieszajcie piwa z whisky, a tym bardziej pięciu.